–
Nie zgadniesz, kogo dzisiaj spotkałem! – krzyknął Mike,
wbiegając do domu.
Trzasnął
drzwiami i, nadal w kurtce oraz butach, wpadł do kuchni.
Siedzący
przy stole Remus podniósł wzrok znad leżących przed nim papierów.
Poza tym drobnym gestem nie wykazał żadnego zainteresowania
rewelacjami kuzyna.
–
Voldemorta? Przydałaby się chociaż jedna osoba, która by
stwierdziła, że NIE jestem po jego stronie – powiedział z nutą
ironii w głosie.
–
Spotkania z nim raczej bym nie przeżył – odparł Mike, puszczając
zgryźliwość Remusa mimo uszu. – Ale spotkałem Carmen. Sprzedała
mi jakąś ckliwą historyjkę, że niby tak bardzo tęskniła.
Wyobrażasz sobie?! Nie dość, że siedziała w Hiszpanii o miesiąc
dłużej, niż obiecywała, to jeszcze przez cały wyjazd nie
przysłała mi nawet połowy słowa!
–
Nie przypominam sobie, żebyś jakoś szczególnie za nią rozpaczał
– zauważył Remus. – Właściwie o niej nie mówiłeś.
–
Nie o to chodzi! Przez dwa miesiące udawała, że nie istnieję, a
teraz przylatuje i mówi, jak to niby za mną tęskniła. Ma
dziewczyna tupet.
–
Wiem. Studiowałem z nią przez trzy lata. Ale ty też nie jesteś
bez winy. Zdradzałeś ją przez półtora roku! I pewnie nadal byś
to robił, gdyby Lulu nie stwierdziła, że nie chce być „jedną z
wielu”. Zresztą wcale jej się nie dziwię.
Mike
westchnął ciężko. Ostatnio strasznie trudno rozmawiało mu się z
Remusem. Zrobił się strasznie ostrożny, odkąd dowiedział się o
podejrzeniach jego przyjaciół.
–
A ty niby święty? – wypalił Mike, zanim zdążył pomyśleć, co
mówi.
Remus
zbladł. Leżące na stole dłonie zacisnęły się na kartce, drąc
ją.
–
Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby zdradzić Grace! –
wycedził. – A może ty też masz mnie za donosiciela?
Rzucił
podartą kartkę i wyszedł szybko z kuchni.
–
Świetnie – mruknął Mike. – Jeszcze tego mi było trzeba.
Ruszył
za kuzynem. Znalazł go siedzącego na schodach.
–
Przepraszam – powiedział, siadając obok niego. – Nie powinienem
był tego mówić.
–
Nie powinieneś – zgodził się Remus. – A ja nie powinienem się
tak unosić. Mike, jesteś jedną z nielicznych osób, która jeszcze
we mnie wierzy.
–
Jesteśmy rodziną – przypomniał mu kuzyn, obejmując go
ramieniem. – Zawsze będę w ciebie wierzyć.
„Jesteś
moją jedyną rodziną” dodał w myślach.
~
* ~
Lily
z niepokojem wpatrywała się w stojących przed jej domem trzech
przyjaciół. O ile sam pomysł rzucenia zaklęcia Fideliusa uważała
za bardzo dobry, o tyle wykluczenie z całego rytuału Remusa, który
według pierwotnych planów miał być Pieczętującym, uważała za
idiotyzm i wielką niesprawiedliwość. Nadal nie mogła zrozumieć,
jak którykolwiek z Huncwotów mógł uwierzyć w jego zdradę.
–
Lily, ty najlepiej wiesz, jak wygląda Fidelius – powiedział do
niej James. – Pieczętowałaś zaklęcie Longbottomów.
Lily
kiwnęła twierdząco głową, ściskając mocniej Harry'ego, który
spoczywał w jej ramionach.
–
Syriusz musi obejść dom z wyciągniętą różdżką cały czas
myśląc o tym, by dom był chroniony. Potem musi obejść również
nas i Harry'ego. Na koniec umieszcza tajemnicę w Glizdogonie –
wyjaśniła beznamiętnym głosem.
James
wiedział, że jego żonie ta sytuacja się nie podoba i zgodziła
się na wszystko tylko ze względu na ich syna. Uważała, że Peter
nie jest dobrą osobą na Strażnika Tajemnicy. Ten jeden raz James
postanowił zignorować jej zdanie i postawić na swoim.
Zgodnie
z poleceniem Lily Syriusz wyjął różdżkę. Gdy wyszeptał
zaklęcie, pojawiło się się różowawa poświata. Utrzymując ten
blask Syriusz obszedł dom, pilnując, żeby światło wniknęło w
nawet najmniejsze załamanie ściany czy futryny okna. Po obejściu
domu oraz jego mieszkańców Black podszedł do coraz bardziej
bladego Petera.
–
Tylko zrób to szybko – poprosił Glizdogon, przymykając oczy.
Różowawe
światło oderwało się od różdżki Syriusza i wniknęło w
Petera. Chłopak na chwilę rozbłysł tym blask, które jednak
szybko znikło.
–
Jak się czujesz? – spytał go James.
–
Jakoś tak… dziwnie – odparł niewyraźnie Glizdogon. –
Dziękuję za to, że tak mi zaufaliście.
–
Nie przesadzaj – rzucił Black. – Jesteś Huncwotem, jednym z
nas.
„Remus
też jest Huncwotem”, pomyślała Lily. Nie powiedziała tego, bo
nie chciała kłócić się z Syriuszem. Odkąd Black wprowadził się
do nich, Lily unikał go jak ognia.
–
Zostaniesz na obiedzie? – spytała Petera pani Potter.
–
Nie mogę. Obiecałem mamie, że postaram się szybko wrócić.
Dzisiaj są jej urodziny.
–
To koniecznie złóż jej od nas życzenia – powiedział James.
–
Na pewno to zrobię – obiecał Glizdogon.
Uścisnął
dłonie przyjaciół i objął na pożegnanie Lily. Pomachał jeszcze
wszystkim po czym teleportował się.
–
Chodźcie do domu, bo robi się zimno – zarządziła gospodyni,
obejmując ciaśniej Harry'ego.
Nie
czekając na Syriusza i Jamesa weszła do środka. Cała ta sytuacja
z zaklęciem Fideliusa bardzo ją drażniła.
–
Liluś, uśmiechnij się – poprosił ją Rogacz.
–
Głowa mnie boli – odpowiedziała oschle.
James
zatrzymał się zaskoczony ostrym tonem żony. Nie spodziewał się
po niej takiego zachowania, ale postanowił nie drążyć tematu.
Szczególnie, że tuż obok był Syriusz, przy którym nie należało
się kłócić – to mogłoby go niepotrzebnie rozdrażnić.
Obiad
przebiegł szybko i w nerwowej atmosferze. Tydzień nie wystarczył,
aby Black doszedł do siebie po śmierci Roxy. Lily nie widziała
żadnej poprawy w jego zachowaniu – a wręcz przeciwnie. Z każdym
dniem Syriusz stawał się coraz bardziej narwany, skory do bójek…
i coraz bardziej podejrzliwy. Coraz częściej też sięgał po
whisky. Ukrywał to, jak mógł, ale Lily czuła od niego alkohol i
widziała ukradkiem chowane butelki.
Wieczorem
kobieta poczekała, aż Syriusz położy się spać. Dopiero wtedy
odważyła się założyć płaszcz.
–
Idziesz gdzieś? – zapytał James, patrząc na nią podejrzliwie.
–
Muszę coś załatwić – odpowiedziała wymijająco.
Sięgnęła
do klamki od drzwi, ale jej mąż był szybszy. Podbiegł i
zatarasował jej przejście.
–
Idziesz do Lupina, prawda?
–
Tak. Idę do REMUSA. Do mojego i twojego przyjaciela.
James
skrzywił się.
–
To zdrajca – przypomniał jej. – Nie spotykaj się z nim. Jeszcze
coś ci zrobi.
–
Czy ty siebie słyszysz?! – warknęła. – Mieszkałeś z nim w
dormitorium przez siedem lat! Ja mieszkałam u niego przez rok!
Wstąpił z nami do Zakonu i… James, ile razy w czasie potyczek
ratował ci życie? Ile razy sam przez to o mały włos nie zginął?
W
brązowych oczach Pottera na chwilę pojawiły się niepewność i
poczucie winy, ale szybko zniknęły. Zastąpił je upór.
–
A ile osób zginęło przez jego zdradę?! Nie puszczę cię do
niego. Jeszcze ktoś pomyśli, że ty też donosisz, albo… –
urwał, przerażony tym, co właśnie przeszło mu do głowy.
–
Albo co? – dopytała się Ruda.
James
potrząsnął szybko głową, jakby chciał odgonić natrętne myśli.
–
Lily, co jest między wami? – spytał.
Kobieta
przez chwilę wpatrywała się z niedowierzaniem w męża. Nie mogła
uwierzyć w to, że James zadał jej takie pytanie. Równie dobrze
mógłby od razu zarzucić jej zdradę. Na coś takiego miała tylko
jedną odpowiedź – zamachnęła się i uderzyła Jamesa w
policzek.
–
Jak śmiesz?! – syknęła. – Remus jest dla mnie jak brat i
dobrze o tym wiesz. Jeśli jeszcze choćby raz zasugerujesz, że nie
jestem ci wierna, przysięgam, że mnie popamiętasz.
–
Ale tak to wygląda! Myślisz, że nie wiem o tych waszych nocnych
spotkaniach?
–
A kiedy niby mamy się spotykać? Nie wypuszczacie mnie z domu, a już
na pewno byście tego nie zrobili, gdybyście wiedzieli, z kim mam
się spotkać. Zupełnie wam odbiło! Co to za pomysł, oskarżać
przyjaciela o tak ohydną rzecz, jak donoszenie śmierciożercom?!
Szczególnie, że jeszcze na ostatnim spotkaniu Zakonu obaj go
broniliście!
–
To było jeszcze przed śmiercią Roxy. Teraz sytuacja jest inna.
–
Nie mieszaj w to Roxy. To była zbyt dobra dziewczyna, żebyście
teraz traktowali jej śmierć jako pretekst do swoich idiotycznych
pomysłów. Syriusza jeszcze mogę zrozumieć – stracił ukochaną
i nienarodzone dziecko. Ale ty? Powinieneś być mądrzejszy. Miałam
cię za mądrzejszego. Widocznie się myliłam. Na Huncwotów
przypada tylko jeden mózg – i ma go Remus. Od pierwszej klasy
absolutnie nic się nie zmieniło!
Rzuciła
płaszcz na podłogę i pobiegła do sypialni. Pierwszy raz w życiu
zamknęła drzwi zaklęciem. Chciała mieć pewność, że James nie
będzie tej nocy spał obok niej. Nie zniosłaby jego bliskości.
Nie no, wszyscy się kłócą w tym rozdziale. Plus taki, że chociaż Remus i Mike się pogodzili. Minus że między Potterami nie układa się najlepiej, jest to zrozumiałe, że względu na ostatnie przeżycia, ale oskarżenia Jamesa są bezpodstawne. Mam nadzieję, że Lily i James pogodzą się przed śmiercią.
OdpowiedzUsuńMyślałam o tym samym❤
UsuńPozdrawiam Jul