a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 27 stycznia 2017

Rozdział 69 – Zaklęcie Fideliusa

 – Nie zgadniesz, kogo dzisiaj spotkałem! – krzyknął Mike, wbiegając do domu.

Trzasnął drzwiami i, nadal w kurtce oraz butach, wpadł do kuchni.

Siedzący przy stole Remus podniósł wzrok znad leżących przed nim papierów. Poza tym drobnym gestem nie wykazał żadnego zainteresowania rewelacjami kuzyna.

– Voldemorta? Przydałaby się chociaż jedna osoba, która by stwierdziła, że NIE jestem po jego stronie – powiedział z nutą ironii w głosie.

– Spotkania z nim raczej bym nie przeżył – odparł Mike, puszczając zgryźliwość Remusa mimo uszu. – Ale spotkałem Carmen. Sprzedała mi jakąś ckliwą historyjkę, że niby tak bardzo tęskniła. Wyobrażasz sobie?! Nie dość, że siedziała w Hiszpanii o miesiąc dłużej, niż obiecywała, to jeszcze przez cały wyjazd nie przysłała mi nawet połowy słowa!

– Nie przypominam sobie, żebyś jakoś szczególnie za nią rozpaczał – zauważył Remus. – Właściwie o niej nie mówiłeś.

– Nie o to chodzi! Przez dwa miesiące udawała, że nie istnieję, a teraz przylatuje i mówi, jak to niby za mną tęskniła. Ma dziewczyna tupet.

– Wiem. Studiowałem z nią przez trzy lata. Ale ty też nie jesteś bez winy. Zdradzałeś ją przez półtora roku! I pewnie nadal byś to robił, gdyby Lulu nie stwierdziła, że nie chce być „jedną z wielu”. Zresztą wcale jej się nie dziwię.

Mike westchnął ciężko. Ostatnio strasznie trudno rozmawiało mu się z Remusem. Zrobił się strasznie ostrożny, odkąd dowiedział się o podejrzeniach jego przyjaciół.

– A ty niby święty? – wypalił Mike, zanim zdążył pomyśleć, co mówi.

Remus zbladł. Leżące na stole dłonie zacisnęły się na kartce, drąc ją.

– Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby zdradzić Grace! – wycedził. – A może ty też masz mnie za donosiciela?

Rzucił podartą kartkę i wyszedł szybko z kuchni.

– Świetnie – mruknął Mike. – Jeszcze tego mi było trzeba.

Ruszył za kuzynem. Znalazł go siedzącego na schodach.

– Przepraszam – powiedział, siadając obok niego. – Nie powinienem był tego mówić.

– Nie powinieneś – zgodził się Remus. – A ja nie powinienem się tak unosić. Mike, jesteś jedną z nielicznych osób, która jeszcze we mnie wierzy.

– Jesteśmy rodziną – przypomniał mu kuzyn, obejmując go ramieniem. – Zawsze będę w ciebie wierzyć.

„Jesteś moją jedyną rodziną” dodał w myślach.

~ * ~

Lily z niepokojem wpatrywała się w stojących przed jej domem trzech przyjaciół. O ile sam pomysł rzucenia zaklęcia Fideliusa uważała za bardzo dobry, o tyle wykluczenie z całego rytuału Remusa, który według pierwotnych planów miał być Pieczętującym, uważała za idiotyzm i wielką niesprawiedliwość. Nadal nie mogła zrozumieć, jak którykolwiek z Huncwotów mógł uwierzyć w jego zdradę.

– Lily, ty najlepiej wiesz, jak wygląda Fidelius – powiedział do niej James. – Pieczętowałaś zaklęcie Longbottomów.

Lily kiwnęła twierdząco głową, ściskając mocniej Harry'ego, który spoczywał w jej ramionach.

– Syriusz musi obejść dom z wyciągniętą różdżką cały czas myśląc o tym, by dom był chroniony. Potem musi obejść również nas i Harry'ego. Na koniec umieszcza tajemnicę w Glizdogonie – wyjaśniła beznamiętnym głosem.

James wiedział, że jego żonie ta sytuacja się nie podoba i zgodziła się na wszystko tylko ze względu na ich syna. Uważała, że Peter nie jest dobrą osobą na Strażnika Tajemnicy. Ten jeden raz James postanowił zignorować jej zdanie i postawić na swoim.

Zgodnie z poleceniem Lily Syriusz wyjął różdżkę. Gdy wyszeptał zaklęcie, pojawiło się się różowawa poświata. Utrzymując ten blask Syriusz obszedł dom, pilnując, żeby światło wniknęło w nawet najmniejsze załamanie ściany czy futryny okna. Po obejściu domu oraz jego mieszkańców Black podszedł do coraz bardziej bladego Petera.

– Tylko zrób to szybko – poprosił Glizdogon, przymykając oczy.

Różowawe światło oderwało się od różdżki Syriusza i wniknęło w Petera. Chłopak na chwilę rozbłysł tym blask, które jednak szybko znikło.

– Jak się czujesz? – spytał go James.

– Jakoś tak… dziwnie – odparł niewyraźnie Glizdogon. – Dziękuję za to, że tak mi zaufaliście.

– Nie przesadzaj – rzucił Black. – Jesteś Huncwotem, jednym z nas.

„Remus też jest Huncwotem”, pomyślała Lily. Nie powiedziała tego, bo nie chciała kłócić się z Syriuszem. Odkąd Black wprowadził się do nich, Lily unikał go jak ognia.

– Zostaniesz na obiedzie? – spytała Petera pani Potter.

– Nie mogę. Obiecałem mamie, że postaram się szybko wrócić. Dzisiaj są jej urodziny.

– To koniecznie złóż jej od nas życzenia – powiedział James.

– Na pewno to zrobię – obiecał Glizdogon.

Uścisnął dłonie przyjaciół i objął na pożegnanie Lily. Pomachał jeszcze wszystkim po czym teleportował się.

– Chodźcie do domu, bo robi się zimno – zarządziła gospodyni, obejmując ciaśniej Harry'ego.

Nie czekając na Syriusza i Jamesa weszła do środka. Cała ta sytuacja z zaklęciem Fideliusa bardzo ją drażniła.

– Liluś, uśmiechnij się – poprosił ją Rogacz.

– Głowa mnie boli – odpowiedziała oschle.

James zatrzymał się zaskoczony ostrym tonem żony. Nie spodziewał się po niej takiego zachowania, ale postanowił nie drążyć tematu. Szczególnie, że tuż obok był Syriusz, przy którym nie należało się kłócić – to mogłoby go niepotrzebnie rozdrażnić.

Obiad przebiegł szybko i w nerwowej atmosferze. Tydzień nie wystarczył, aby Black doszedł do siebie po śmierci Roxy. Lily nie widziała żadnej poprawy w jego zachowaniu – a wręcz przeciwnie. Z każdym dniem Syriusz stawał się coraz bardziej narwany, skory do bójek… i coraz bardziej podejrzliwy. Coraz częściej też sięgał po whisky. Ukrywał to, jak mógł, ale Lily czuła od niego alkohol i widziała ukradkiem chowane butelki.

Wieczorem kobieta poczekała, aż Syriusz położy się spać. Dopiero wtedy odważyła się założyć płaszcz.

– Idziesz gdzieś? – zapytał James, patrząc na nią podejrzliwie.

– Muszę coś załatwić – odpowiedziała wymijająco.

Sięgnęła do klamki od drzwi, ale jej mąż był szybszy. Podbiegł i zatarasował jej przejście.

– Idziesz do Lupina, prawda?

– Tak. Idę do REMUSA. Do mojego i twojego przyjaciela.

James skrzywił się.

– To zdrajca – przypomniał jej. – Nie spotykaj się z nim. Jeszcze coś ci zrobi.

– Czy ty siebie słyszysz?! – warknęła. – Mieszkałeś z nim w dormitorium przez siedem lat! Ja mieszkałam u niego przez rok! Wstąpił z nami do Zakonu i… James, ile razy w czasie potyczek ratował ci życie? Ile razy sam przez to o mały włos nie zginął?

W brązowych oczach Pottera na chwilę pojawiły się niepewność i poczucie winy, ale szybko zniknęły. Zastąpił je upór.

– A ile osób zginęło przez jego zdradę?! Nie puszczę cię do niego. Jeszcze ktoś pomyśli, że ty też donosisz, albo… – urwał, przerażony tym, co właśnie przeszło mu do głowy.

– Albo co? – dopytała się Ruda.

James potrząsnął szybko głową, jakby chciał odgonić natrętne myśli.

– Lily, co jest między wami? – spytał.

Kobieta przez chwilę wpatrywała się z niedowierzaniem w męża. Nie mogła uwierzyć w to, że James zadał jej takie pytanie. Równie dobrze mógłby od razu zarzucić jej zdradę. Na coś takiego miała tylko jedną odpowiedź – zamachnęła się i uderzyła Jamesa w policzek.

– Jak śmiesz?! – syknęła. – Remus jest dla mnie jak brat i dobrze o tym wiesz. Jeśli jeszcze choćby raz zasugerujesz, że nie jestem ci wierna, przysięgam, że mnie popamiętasz.

– Ale tak to wygląda! Myślisz, że nie wiem o tych waszych nocnych spotkaniach?

– A kiedy niby mamy się spotykać? Nie wypuszczacie mnie z domu, a już na pewno byście tego nie zrobili, gdybyście wiedzieli, z kim mam się spotkać. Zupełnie wam odbiło! Co to za pomysł, oskarżać przyjaciela o tak ohydną rzecz, jak donoszenie śmierciożercom?! Szczególnie, że jeszcze na ostatnim spotkaniu Zakonu obaj go broniliście!

– To było jeszcze przed śmiercią Roxy. Teraz sytuacja jest inna.

– Nie mieszaj w to Roxy. To była zbyt dobra dziewczyna, żebyście teraz traktowali jej śmierć jako pretekst do swoich idiotycznych pomysłów. Syriusza jeszcze mogę zrozumieć – stracił ukochaną i nienarodzone dziecko. Ale ty? Powinieneś być mądrzejszy. Miałam cię za mądrzejszego. Widocznie się myliłam. Na Huncwotów przypada tylko jeden mózg – i ma go Remus. Od pierwszej klasy absolutnie nic się nie zmieniło!


Rzuciła płaszcz na podłogę i pobiegła do sypialni. Pierwszy raz w życiu zamknęła drzwi zaklęciem. Chciała mieć pewność, że James nie będzie tej nocy spał obok niej. Nie zniosłaby jego bliskości.

2 komentarze:

  1. Nie no, wszyscy się kłócą w tym rozdziale. Plus taki, że chociaż Remus i Mike się pogodzili. Minus że między Potterami nie układa się najlepiej, jest to zrozumiałe, że względu na ostatnie przeżycia, ale oskarżenia Jamesa są bezpodstawne. Mam nadzieję, że Lily i James pogodzą się przed śmiercią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam o tym samym❤
      Pozdrawiam Jul

      Usuń

Obserwatorzy