Bordowy
sweterek, starannie złożony, wylądował w dużej walizce tuż obok
swoich różnokolorowych towarzyszek.
Tessa
ze smutkiem popatrzyła na pokój, w którym mieszkała od ponad
półtora roku. Gdy się tu wprowadzała wszystko stało na głowie –
Lynne nie żyła, Remus przechodził załamanie, a John… cóż…
był. Tessa bardzo dobrze pamiętała, jak niecałe pół roku
wcześniej dowiedziała się o śmierci szwagra. Na kilka dni przed
planowanym ślubem jego syna.
Panna
Turner nie spodziewała się, że wyjazd tak będzie ją bolał. Nie
chciała wracać do Nowego Jorku, chociaż wszystko tam na nią
czekało: mieszkanie, praca i przyjaciele. Mimo tego najchętniej
zostałaby w spokojnym East Clandon, ale jednocześnie każdy kąt,
każdy przedmiot przypominał jej o tych, których utraciła:
siostrze, szwagrze i ukochanym.
Od
czasu śmieci Fabiana starała się myśleć o nim jak najmniej.
Każde wspomnienie go sprawiało jej nieznośny ból, przywoływało
łzy. Nie potrafiła nawet pójść na cmentarz – nie była tam od
pogrzebu. Nie odpowiadała na listy jego siostry i ignorowała
jakiekolwiek próby kontaktu z jej strony. To ją przerastało.
Tęskniła za Fabianem równie mocno, jak go kochała, i nadal nie
umiała odnaleźć się w świecie bez niego. To było zbyt bolesne.
Z
ponurych rozmyślań wyrwał ją dźwięk obracającego się w zamku
klucza. Wyszła za swojego pokoju. W salonie wpadła na siostrzeńca.
Dawno nie widziała go tak bladego i wyraźnie czymś zdenerwowanego.
–
Kiedy wyjeżdżasz? – zapytał, zanim zdążyła go przywitać.
–
Jutro, najpóźniej pojutrze – odpowiedziała. – Przecież ci
mówiłam.
Remus
z westchnieniem oparł się o ścianę i ukrył twarz w dłoniach.
Tessa zauważyły, że jego ręce drżą. Czuła, że stało się coś
złego, ale nie potrafiła mu pomóc.
–
Wiem – szepnął z bólem. – Proszę, poczekaj jeszcze trochę.
–
Remus… Ja…
–
To też wiem. Wiem, że po tym, co stało się z Fabianem, każdy
dzień tutaj sprawia ci ból. Nie prosiłbym cię o opóźnianie
wyjazdu, gdyby… gdybym cię nie potrzebował. Tesso… ciociu, mam
tylko ciebie. Tylko ty mi zostałaś, nie opuszczaj mnie teraz.
Osunął
się na podłogę, zakrywając twarz dłońmi. Spomiędzy jego palców
pociekły łzy.
Tessa
wpatrywała się w niego z przerażeniem. Nie pamiętała, kiedy
ostatni raz usłyszała od niego „ciociu”. Wiele lat temu sama
poprosiła go o to, żeby mówił jej po imieniu, ale to jedno słowo
sprawiło, że zadrżało jej serce.
–
Remus, co się stało? – spytała Tessa, przyklękając obok niego.
–
Wiesz, jak to jest, kiedy odwracają się od ciebie osoby, które
obiecywały, że nigdy tego nie zrobią? – odparł pytaniem Remus.
Jego głos lekko drżał. – Nie życzę ci tego. Nikomu tego nie
życzę. Nigdy nikomu tego nie życzyłem. Powiedz mi, co ja takiego
zrobiłem? Czym zawiniłem, że moje życie tak wygląda?
Drzwi
wejściowe uchyliły się i do domu weszła Grace. Przyłożyła
palec do ust, nakazując Tessie ciszę. Ta kiwnęła głową na znak
zgody.
Remus
nie zauważył wejścia narzeczonej. Zdawał się nie zwracać uwagi
na wszystko, co go otaczało.
–
Nic nie zrobiłeś – powiedziała łagodnie Tessa. – Taki jest
świat. Tacy są ludzie.
–
Nie potrafię tak dłużej żyć. Zawsze na boku, zawsze pogardzany,
zawsze podejrzewany o to, co najgorsze. Nawet moi „przyjaciele”
mają mnie za zdrajcę!
Tessa
nie wiedziała, co na to powiedzieć. Spojrzała z niepokojem na
Grace. Niestety dziewczyna skinieniem głowy potwierdziła słowa
Remusa.
–
Tesso, proszę, zostań jeszcze kilka dni. Pozamykam swoje sprawy i
wyjadę z tobą. Zabierzesz mnie?
–
Ja… Nie wiem, czy to dobry pomysł – wydukała. – Wiesz, że
ministerstwo zakazało…
–
Znam ograniczenia. Ale… Może gdybym… Zresztą nieważne!
Zerwał
się z podłogi i pobiegł na piętro. Minął stojącą przy
drzwiach wejściowych Grace, jakby jej nie widział. Może
rzeczywiście tak było. Po kilku chwilach Tessa usłyszała trzask
drzwi od jego pokoju.
–
Możesz mi teraz na spokojnie powiedzieć, co, na Merlina, tu się
dzieje? – spytała Tessa, kierując pytanie do Grace.
–
W nocy została zamordowana narzeczona Syriusza – odparła Grace. –
Syriusz, jak można się domyślić, jest załamany. O związku jego
i Roxy wiedziało niewiele osób, więc uznał, że ktoś musiał ich
zdradzić śmierciożercom. A Remus… Przecież wiesz, że Zakon od
dawna go podejrzewa.
–
Ale, przecież nie mógł przekonać wszystkich!
–
Nie. To Lily przyszła do nas i powiedziała o tym Remusowi. Uważa,
że Syriusz gada głupoty, ale niestety przekonał do nich Jamesa. A
Peter pewnie pójdzie za nimi.
„I
to mają być przyjaciele?”, pomyślała Tessa. „Po tylu latach
od tak się od niego odwrócili. Jak ma się takich przyjaciół, to
nawet wrogowie nie są potrzebni.”
Krew
zagotowała się jej ze złości, ale przecież nie mogła nic
zrobić. Gdyby spróbowała jakkolwiek wpłynąć na Huncwotów,
efekt tego byłby jeszcze gorszy.
–
On naprawdę tak myśli?
–
Słucham? – nie dosłyszała Tessa. – Co powiedziałaś?
–
Nie nic. Tak tylko... Czy on naprawdę tak myśli?
–
To wszystko go przygniotło. Grace, prawda jest taka, że od dwóch
lat jedynym szczęściem, jakie go spotkało, byłaś ty. Po kolei
tracił wszystkie bliskie mu osoby: Evelynne, Johna, Fabiana i
Gideona, a teraz traci przyjaciół i to w najgorszy możliwy sposób.
Nic dziwnego, że tak reaguje.
–
A ten wyjazd… – Grace zawiesiła głos, nie wiedząc, co chce
dalej powiedzieć.
Gdyby
ktoś ją spytał o to kilka miesięcy, ba – tygodni, to skakałaby
z radości. Od miesięcy miała już serdecznie dość ciotki i tylko
Remus powstrzymywał ją przed powrotem do Ameryki. Oczywiście,
nigdy mu się z tego nie zwierzała, a on nic nie mówił, ale Grace
nie chciała go zostawiać.
–
Nie wyjedzie – powiedziała stanowczo Tessa. – Nie z powodu
ministerstwa i jego idiotycznych zakazów. Nie dałby rady opuścić
Anglii. Zbyt wiele tu przeżył, zbyt wiele musiałby tu zostawić.
–
Może właśnie o to chodzi. Żeby się odciąć od wszystkiego –
zauważyła Grace. – Tutaj nie da rady tego zrobić.
–
Zgadzam się z tym. W Anglii nigdy nie oderwie się od tego całego
bajzlu. Ale on nie jest jeszcze na to gotowy. Moje pytanie brzmi: czy
to ty chcesz wyjechać?
Grace
zmarszczyła brwi.
–
Chcę się uwolnić od ciotki. Chcę wreszcie móc być z mężczyzną,
którego kocham, tak, jak on na to zasługuje. Ale nie będę na siłę
ciągnęła go do Stanów. Chociaż tam byłoby mu o wiele łatwiej.
Tutaj prawo jest po prostu chore!
„O
wiele bardziej, niż myślisz”, pomyślała Tessa, ale nie
powiedziała tego na głos. Nie chciała dodatkowo niepokoić Grace.
Dziewczyna była już wystarczająco zdenerwowana.
~
* ~
W
kuchni domu Potterów w Dolinie Godryka panowała grobowa atmosfera.
James i Syriusz od trzech godzin próbowali dojść do porozumienia w
sprawie zdrajcy w Zakonie. Black chciał działać od razu – szybko
i skutecznie. James wolał poczekać na rozwój sytuacji. Wciąż
brakowało dowodów na zdradę, a bez tego, nawet mając za sobą
Zakon, Rogacz nie chciał robić żadnych pochopnych kroków. Mimo
pewności Syriusza, nie do końca wierzył w zdradę przyjaciela.
Chociaż
z drugiej strony… to było prawdopodobne. To bolało Jamesa, ale
nie mógł powiedzieć, że nie brał tego pod uwagę. Zdrada
przyjaciela bolała bardziej, niż Cruciatus.
–
Musicie szybciej rzucić Fideliusa – zdecydował Syriusz.
–
Niech będzie – zgodził się James. I tak była już najwyższa
pora na to zaklęcie. Jakoś przekona do niego Lily, która była mu
przeciwna, odkąd padła ta propozycja. – Kiedy zrobimy ceremonię?
Potrzebujemy kogoś, kto przypieczętuje zaklęcie, gdy ty…
–
Ja będę pieczętować – wtrącił Syriusz.
–
Nie możesz! Przecież wiesz, jak to wygląda: ja, Lily i Harry jako
osoby chronione, ty jako Strażnik Tajemnicy i jedna osoba jako
Pieczętujący.
–
Nie rób ze mnie Strażnika Tajemnicy… James, nie przerywaj mi!
Wiem, że takie mieliśmy plany. I właśnie dlatego musimy je
zmienić. Remus je zna i na pewno wygadał wszystko śmierciożercom.
Zresztą nawet gdyby tego nie zrobił, to i tak byłbym pierwszym,
którego by o to podejrzewali. Wszyscy wiedzą, że jesteśmy jak
bracia. Tym lepiej. Będą szukać mnie, a tymczasem Strażnika
zrobimy z kogoś innego.
–
Kogo? – zapytał James. „Komu ufasz na tyle, żeby powierzyć w
jego ręce nasze życie?” pomyślał.
–
Glizdogona.
–
Glizdogona? – spytał James z powątpiewaniem. Był jego
przyjacielem, ale nigdy nie uważał go za szczególnie odważną
osobę. W Gryffindorze był jak kukułka, podrzutek, niepasujący do
reszty.
–
Właśnie – powiedział Łapa, jakby czytał w myślach
przyjaciela. – Nikt nie będzie go podejrzewał. Nikomu nawet do
głowy nie przyjdzie, że ktoś powierzyłby mu tak ważną funkcję!
To kandydat idealny. Jego też ukryjmy i będziecie bezpieczni!
Plan
wydawał się prosty. Mimo to James nadal miał wątpliwości. Gdyby
podejrzenia Syriusza kazały się zwykłym szaleństwem załamanego
człowieka, Remus na pewno poczułby się bardzo dotknięty. I
słusznie. Z drugiej strony żadna ostrożność nie zawadzi –
przecież chodziło o bezpieczeństwo Harry'ego.
–
To nie jest głupi plan – orzekł James po chwilowym zastanowieniu.
– Ale muszę się naradzić z Lily. Nie mogę niczego zrobić, bez
jej zgody. Nie próbuj mnie przekonywać, bo nie zmienię zdania. Bez
żony nie podejmę żadnej decyzji.
Syriusz
zmełł w ustach przekleństwo. Chciał działać. Był gotów nawet
w tej chwili przywlec do Doliny Godryka Petera i na miejscu założyć
Fideliusa. Z drugiej strony rozumiał Jamesa. W końcu nie chodziło
tylko o niego i małego Harry'ego, ale też o Lily. Nieważne, jak
bardzo Syriuszowi to się nie podobało, musiał się z tym pogodzić.
–
Może zostanę u was dopóki nie założymy zaklęcia? –
zaproponował. – Będzie bezpieczniej.
–
Zostań – zgodził się James. – Jeżeli to cię uspokoi, zostań,
jak długo zechcesz. Zawsze będziesz miłym gościem w naszym domu.
Syriusz
kiwnął głową na zgodę, niezdolny do uśmiechnięcia się. Cały
czas czuł ból, spowodowany śmiercią Roxy, ale malał on, gdy
Black myślał o pomocy Potterom. Jeżeli uda mu się ochronić
Harry'ego, śmierć jego ukochanej nie pójdzie na marne.
Szkoda mi Remusa. Jednocześnie jednak jeszcze bardziej szkoda mi Syriusza. Mam wrażenie, że gdyby nie śmierć Roxy nigdy nie podejrzewał by o nic przyjaciela. Szukał po prostu odpowiedzi. Mam wrażenie,że uwierzył w pierwsze co przyszło mu do głowy. Dobrze, że Remus ma jeszcze ciotkę i Grace. Jeśli chodzi o tę drugą to jestem bardzo ciekawa jak potoczą się jej dalsze losy.
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście świetny-jak zawsze��
Gorąco pozdrawiam ❤ Jul
Kiedy zaczęłam się interesować historią Remusa i w ogóle Huncwotów, bardzo mnie ciekawiło, jak to się stało, że wśród najlepszych przyjaciół powstały takie rozłamy. Nie mogłam uwierzyć w to, że Syriusz bez powodu oskarżyłby jedną z najbliższych sobie osób o coś tak potwornego (dla Gryfona) jak zdradę. Historia z Roxy to moje wytłumaczenie jego postępowania.
UsuńPozdrawiam