Dzwonki
w środku nocy nigdy nie wróżą niczego dobrego. Syriusz wiedział
o tym bardzo dobrze i dlatego, gdy tuż po północy usłyszał
gwałtowne pukanie do drzwi serce podeszło mu do gardła.
Wziął
różdżkę ze stołu. Po sprawdzeniu, kto go odwiedził, otworzył
drzwi. Do mieszkania weszła zapłakana Wendy Collins – matka Roxy.
Bladość jej skóry podkreślała zaczerwienione od płaczu oczy.
–
Co… Co się stało? – wymamrotał Syriusz. Był przerażony
wyglądem matki narzeczonej.
Wendy
opadła na kanapę i ukryła twarz w dłoniach. Jej ciałem
wstrząsnął szloch.
–
Nie ma jej – wyszeptała. – Nie ma jej.
Syriusz,
przerażony nie na żarty, przyklęknął u stóp Wendy.
–
Kogo nie ma? O czym pani mówi?
–
Roxy. Pół… Pół godziny temu byli u mnie aurorzy. Powiedzieli…
Powiedzieli, że zabili ją śmierciożercy. Rozumiesz? Zamordowali
ją! Moją małą córeczkę. To wszystko przez ciebie! Zabili ją,
bo ty bierzesz udział w tej głupiej wojnie! To przez ciebie! Przez
ciebie Roxy nie żyje!
Osunęła
się na kolana i rozpłakała się.
Syriusz
sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, co się wokół niego
dzieje. Roxy nie żyła? Przecież zaledwie dwie godziny temu całował
ją na pożegnanie. Była tak blisko niego. Taka żywa. Mówiła, że
nie może doczekać się ich ślubu i narodzin dziecka… Black
jęknął głucho i złapał się za włosy w przypływie rozpaczy.
To nie mogła być prawda!
Wendy
wstała z podłogi i ruszyła w stronę drzwi. Zatrzymała się w
progu i spojrzała na Syriusza w nienawiścią.
–
Nie musiałam ci tego mówić. Przyszłam tutaj, bo musisz wiedzieć,
że moja córka zginęła przez ciebie. Nie ważne, kto wypowiedział
zaklęcie. Całkowitą winę za jej śmierć ponosisz ty!
Wyszła
z mieszkania, trzaskając za sobą drzwiami.
Syriusz
wpatrywał się tępo w podłogę.
„Ona
ma rację”, pomyślał z bólem. „To moja wina. Powinienem był
przewidzieć, że śmierciożercy będą chcieli dorwać mnie poprzez
Roxy… Ale nie wiedzieli! Nikt nie miał prawa wiedzieć. Nawet
Zakon nie wiedział o tym, że jesteśmy… byliśmy razem. Wiedziało
tylko kilka osób: chłopaki, Lila, Grace, Carmen i Mike. Mike nie
chce mieć nic wspólnego z jakąkolwiek ze stron. Nikomu by nie
wygadał. Tak samo, jak dziewczyny. Są na to zbyt niewinne. A
chłopaki… James nigdy by tego nie zrobił. Nigdy w życiu.
Glizdogon… Glizdogon to Glizdogon. Kto wpadłby na to, że może
coś wiedzieć? Nikt. A Lunatyk...”
Syriusz
zerwał się na równe nogi i zaczął chodzić od ściany do ściany.
Pewna myśl kołatała mu się w głowie, ale Black nie potrafił…
nie chciał przyznać, że jest ona prawdziwa. Myśl była potworna –
sugerowała, że to Lunatyk wydał jego i Roxy śmierciożercom. Ale
to nie mogła być prawda. Przecież znali się od dziesięciu lat!
Po takim czasie przecież znało się człowieka. Poza tym…
śmierciożercy? Remus nigdy by z nimi nie współpracował. Nie po
tym, jak zmordowali najpierw jego ciotkę i wuja, a potem rodziców.
Kilkukrotnie sam omal nie zginął w bitwie.
Z
drugiej strony to jego podejrzewał Zakon. Niemal wszyscy byli pewni,
że to on donosi śmierciożercom o poczynaniach Dumbledore'a i jego
ludzi. Zaledwie kilka dni wcześniej Syriusz bronił Remusa w czasie
posiedzenia, ale teraz nawet siebie nie mógłby zapewnić o
niewinności Lupina. Wszystkie argumenty, którymi od miesięcy byli
zasypywani Huncwoci naraz stłoczyły się w głowie Syriusza.
Wielokrotne
propozycje współpracy ze śmierciożercami. Groźby, o których
wiedział cały Zakon – przecież Remus niczego nie ukrywał. No
i…Wilkołak.
„Nie
wolno ci tak myśleć”, pomyślał, ale nie stłumiło to
natrętnego głosu, który na dobre zagnieździł się w jego głowie.
Ale
to prawda – odpowiedział mu
natrętny głos. – Jest wilkołakiem. Powinieneś o tym
pamiętać. Wilkołaki popierają Voldemorta. Szczególnie po
ostatnich „genialnych” pomysłach Ministerstwa Magii.
Mniej
więcej w połowie sierpnia ministerstwo, przerażone nasilającymi
się atakami likantropów, postanowiło na swój sposób ich
spacyfikować. Wzniosłe idee, szumnie rozpropagowane przez „Proroka
Codziennego” sprowadziły się do ograniczenia praw wilkołaków.
Syriusz nie wczytywał się w tę idiotyczną ustawę, ale ze słów
Remusa wynikało, że chodzi o ograniczenie swobody (chodziło
głównie o zakaz opuszczania kraju bez zezwolenia) oraz zabronienie
podejmowania pracy w niektórych zawodach. Jak można się było
domyśleć, przyniosło to całkowicie odwrotny skutek – ataki się
nasiliły, a coraz więcej wilkołaków przyłączało się do
Voldemorta, który obiecywał im swobody.
„Remus
nie dałby się na to nabrać. Nie poszedłby za ludźmi, którzy
zabili jego rodziców!”
Każdy
może w pewnym momencie stracić cierpliwość. Ministerstwo od
zawsze traktowało go jak śmiecia, a śmierciożercy mogli mu
obiecać góry galeonów, wolność i swobodę. Każdy by na to
przystał. A w zamian miał tylko szepnąć kilka słówek…
–
ZAMKNIJ SIĘ! – wrzasnął Black, usiłując uciszyć natrętny
głos. Nie udało mu się.
Zaledwie
kilka słówek. Co to dla niego? Jako zaufany człowiek Dumbledore'a
i jeden z Huncwotów ma dostęp do mnóstwa informacji, które mogły
zainteresować śmierciożerców. A Bellatrix na pewno szuka na
ciebie haka. Remus mógł jej go dostarczyć informację, jak ma cię
uderzyć, żeby zabolało. Najpierw zginęli Prevettowie... Potem
Dorcas... Teraz Roxy…
–
Nigdy by tego nie zrobił. Sam mówił, że jesteśmy jak bracia.
Twój
brat zdradził – przypomniał
głos.
–
Regulus był gnidą. Tchórzliwą gnidą. Remus jest inny. Nie
zdradziłby Zakonu. Nie zdradziłby mnie.
Omal
nie zrobiłeś z niego mordercy. Wtedy, gdy wysłałeś do
Wrzeszczącej Chaty Snape'a. Przecież wiesz, że ma do ciebie o to
żal. Przebaczył, ale żal pozostał. Zdrada jest formą kary.
Najpierw Prevettowie… Potem Dorcas… Teraz Roxy…
–
DOŚĆ! Nie wydałby Fabiana i Gideona. Byli naszymi przyjaciółmi.
Na ich pogrzeb przyszedł, mimo że ledwo trzymał się na nogach!
Zasłona
dymna. Zwykłe szukanie alibi. „Popatrzcie jak mi żal, że
zginęli”, a w myślach, żałował, że tak mało cię to
zabolało. Dlatego wydał im twoją siostrę. Wiedział, że śmierć
Dorcas zrani cię do żywego. I nie pomylił się. Ale w końcu
wyszedłeś na prostą. Zaręczyłeś się. Miałeś mieć dziecko.
Remus zrozumiał, że prawdziwym ciosem dla ciebie będzie utrata
Roxy. Dlatego ona zginęła. Dlatego ją zamordowali!
–
GÓWNO PRAWDA! – ryknął Syriusz, łapiąc się za włosy. Gdyby
mógł rozerwałby swoją głowę na pół i wyciągnął z niej tego
człowieczka, który próbuje nastawić go przeciw przyjacielowi.
Wiesz,
że nie. Wszystko układa się w całość. Syriuszu, kto będzie
następny? Kto jeszcze musi zginąć, żebyś przejrzał na oczy?
Peter? Lily? James? Czy może mały Harry? Voldemort go szuka.
Prędzej czy później Remus zdradzi, gdzie go ukrywają. Przecież
wie o planach założenia Fideliusa. Wie, że to ciebie chcą zrobić
Strażnikiem Tajemnicy. Przyprowadzi śmierciożerców wprost pod
twój próg. Pod próg Potterów. Tego chcesz? Żeby oni zginęli, bo
ty nie umiesz zobaczyć prawdy, którą masz przed oczami? Chcesz
mieć ich śmierć na swoim sumieniu?
–
Nie. Oczywiście, że nie.
Straciłeś
narzeczoną. Straciłeś dziecko. Chcesz, żeby Jamesa spotkało to
samo? Chcesz, żeby cierpiał tak jak ty?
–
NIE! Nie. Prędzej zginę, niż pozwolę, żeby coś im się stało.
Nie dopuszczę tego zdrajcy w ich pobliże. NIGDY WIĘCEJ!
Syriusz
wsłuchiwał się przez chwilę w siebie, ale głosik już się nie
odezwał. Ale on już go nie potrzebował. Wziął kurtkę z wieszaka
i wyszedł z mieszkania. Zaraz za drzwiami teleportował się do
Doliny Godryka. Musiał pilnie porozmawiać z Jamesem. Musiał mu
powiedzieć, że między nimi jest zdrajca.
~
* ~
Grace
otworzyła drzwi do domu przy Sunny Street 5 najciszej, jak
potrafiła. Podejrzewała, że zarówno Remus, jak i Mike śpią.
Pracowali do czwartej nad ranem (Cabot wiedziała to, bo od miesięcy
dostawała każdy grafik narzeczonego) i z pewnością odsypiali
długie, nocne godziny spędzone w barze. Grace nie lubiła dni, w
których Remus schodził z nocy, szczególnie gdy były to weekendy.
Szczególny
żal odczuwała tego dnia. To był ostatni weekend września i
zapowiadała się bajeczna pogoda. Dziewczyna nie widziała na niebie
żadnej chmurki, a jesień, która nadeszła kilka dni wcześniej,
powoli zaczęła przemalowywać liście drzew. Dziewczyna miała
ochotę wyciągnąć Remusa na długi spacer, nie tylko po to, żeby
wspólnie nacieszyć się być może ostatnimi ciepłymi dniami, ale
też (a może przede wszystkim) żeby chłopak wreszcie mógł
odpocząć od wszystkich problemów.
Z
niechęcią weszła do domu – miała wielką ochotę zostać na
zewnątrz i wygrzewać się promieniach słońca. Od razu zrzuciła
buty, ciesząc się, że jest jeszcze za ciepło na jakikolwiek
płaszcz. Boso pobiegła na piętro, gdzie weszła do pokoju
narzeczonego.
Zasłonięte
zasłony przepuszczały niewiele światła, ale Grace w niczym to nie
przeszkadzało. Podeszła do łóżka i ostrożnie na nim usiadła.
Remus nawet nie drgnął. Spał w najlepsze, nieświadomy obecności
narzeczonej.
Dziewczyna
przesunęła dłonią po rozczochranych włosach ukochanego. Byli
razem ponad dwa lata, a nadal zaskakiwało ją to, jak bardzo go
kochała. Czas nic nie osłabił jej uczucia, a wręcz je wzmocnił.
Nie wyobrażała sobie już życia bez Remusa, a jego problemy były
też jej problemami. Każde, nawet te najdrobniejsze.
–
Grace, co ty tu robisz tak wcześnie? – wymamrotał chłopak,
przekręcając się tak, żeby mógł zobaczyć narzeczoną.
–
Przepraszam. Nie chciałam cię obudzić... – zaczęła, ale Remus
nie dał jej dokończyć.
–
Grace, nie gadaj głupot. Taka pobudka zawsze jest miła.
Ułożył
się wygodnie i przyciągnął dziewczynę do siebie. Ułożyła się
obok niego i pocałowała go.
–
Powinnam stąd iść – powiedziała, gładząc dłonią jego nagi
tors. – Powinnam wstać, wyjść i dać ci się wyspać.
Remus
zadrżał lekko pod wpływem pieszczoty. Nie odpowiedział na słowa
Grace. Często je słyszał, bo narzeczona potrafiła odwiedzić go
niemal o każdej porze dnia i nocy. Zawsze cieszyły go te wizyty –
dziewczyna potrafiła rozwiać nawet najczarniejsze myśli, a przy
tym zawsze go wysłuchiwała. On też lubił jej słuchać, nieważne
o czym mówiła.
–
Ej, gołąbeczki, pofatygujecie się na dół, czy macie zamiar
przeleżeć w łóżku do wieczora?! – krzyknął Mike, uderzając
w drzwi.
–
Jego też obudziłam? – zmartwiła się Grace.
–
Nie. Od jakiegoś czasu nie może spać. Pewnie cię usłyszał i
doszedł do wniosku, że miło będzie nam poprzeszkadzać. Jakby
było w czym – dodał, posyłając Grace znaczące spojrzenie.
W
odpowiedzi dziewczyna uderzyła go poduszką.
–
Czekam na odpowiedź! – ponaglił ich Mike.
–
Niedługo zejdziemy! – odkrzyknął Remus.
Patrząc
narzeczonej w oczy przesunął dłonią po jej talii i biodrze,
szukając krawędzi jej granatowej bluzki. Gdy ją znalazł, wsunął
pod nią rękę. Musnął palcami jej skórę. Grace jęknęła,
jakby była to długo oczekiwana pieszczota. Remus zdusił ten jęk
pocałunkiem.
–
Może ja to zrobię – wymamrotała spod jego ust.
Usiadła
mu na udach i zdjęła z siebie bluzkę. Rzuciła ją na stojące
przy biurku krzesło.
–
Kochasz mnie? – spytała, sięgając na plecy, żeby rozpiąć
stanik.
Remus
przełkną głośno ślinę, chcąc zwilżyć wysuszone gardło.
Zamrugał kilka razy, gdy Grace osiągnęła swój cel i biustonosz
poleciał w ślad za bluzką.
–
Kocham cię – wyszeptał, ukrywając twarz w jej piersiach. –
Kocham.
Dziewczyna
uniosła jego podbródek. Ich usta połączyły się w namiętnym
pocałunku, który miał w sobie obietnicę czegoś więcej…
~
* ~
–
Spodziewałem się was szybciej – rzucił przez ramię Mike, gdy
narzeczeni weszli do kuchni.
–
Zajmij się sobą – odparował Remus, ale złośliwość kuzyna nie
zdołała zetrzeć uśmiechu z jego twarzy.
Od
dawna nie czuł się tak dobrze. Mimo zmęczenia i problemów w
Zakonie miał wyśmienity humor i nawet kąśliwe komentarze Mike'a
nie wyprowadzały go z równowagi. Podejrzewał, że tego dnia nic
nie jest w stanie zepsuć mu humoru.
Nawet
nie wiedział, jak bardzo się mylił.
Zasiadali
właśnie do obiadu, gdy rozległo się gwałtowne pukanie do drzwi.
Mike, który siedział najbliżej wejścia, zerwał się, żeby
sprawdzić, kto ich odwiedził. Po kilku chwilach do kuchni wpadła
wyraźnie zdenerwowana Lily.
–
Remus, musisz stąd zniknąć – rzuciła od razu.
–
Lily, co ty mówisz? Nie mogę…
–
MUSISZ! Ledwo udało mi się wymknąć z domu, ale muszę ci to
powiedzieć.
–
Na Merlina, o co chodzi?! – warknął Mike.
–
Syriusz wpadł do nas do domu w środku nocy. Wydawał się szalony.
Krzyczał, że zamordowano Roxy…
–
Żartujesz sobie?! – krzyknął właściciel domu.
–
Nie. Zabili ją śmierciożercy – wyjaśniła Lily. – Syriusz…
Boję się, że zwariował z żalu. Mówił, że ją pomści, że
znalazł w Zakonie zdrajcę… Remus, on mówił, że to ty nas
zdradziłeś. A James mu uwierzył.
Widelec
wysunął się ze zmartwiałej dłoni Lupina i z brzękiem upadł na
talerz. Sam Remus przeraźliwie zbladł. Nie chciał wierzyć w słowa
Lily. Przyjaciele NIE MOGLI go oskarżyć. Przecież miał tylko ich.
–
To niemożliwe – wyszeptał.
–
Remus, musisz stąd zniknąć, zanim wpadnie tu Syriusz.
–
Myślisz, że ktokolwiek go wpuści? – spytała hardo Grace. –
Niech tylko się tu pojawi, a poślę mu taką klątwę, że do końca
życia odechce mu się gadania takich głupot…
–
Nie! – przerwał jej Remus. – Nie będzie żadnych klątw. I nie
będę uciekał. Jeżeli Syriusz chce mnie oskarżyć niech ma
chociaż na tyle odwagi, żeby przyjść i powiedzieć mi to w twarz.
Może mnie nawet zabić. Jeżeli straciłem wasze zaufanie, nie mam
po co żyć.
–
Nigdy nie nazwałabym cię zdrajcą – powiedziała dobitnie Lily. –
Nigdy. Syriusz jest załamany śmiercią Roxy, a James… Zmądrzeje.
Daj mu trochę czasu, a zmądrzeje.
–
A czy mam ten czas? – odparł ponuro Remus. – Kiedy Zakon
stwierdzi, że nie warto dłużej czekać i zlikwiduje mnie za
zdradę?
Moi drodzy, nie wiem, jak to się stało, ale w ostatnim tygodniu były aż dwa dni, w których liczba wyświetleń tego bloga przekroczyła 200. To niesamowity wynik i bardzo Wam za niego dziękuję. Dziękuję również za tak przykłady dziwnych par, które podaliście pod ostatnim rozdziałem. Zgodnie z obietnicą podaję również swoje typy: Harry i Snape (serio? Snape kochał Lily, nie wyobrażam sobie, jak mógłby być z jej synem... i do tego swoim uczniem), Syriusz i Remus (PRZYJACIELE. Ktoś tu chyba nie sprawdził w słowniku znaczenia tego słowa), Harry i Voldemort (bez komentarza ;) ), Ginny i Lucjusz (przebiło Ginny i Draco), Draco i Hagrid (naprawdę widziałam coś takiego).
Bardzo ciekawy rozdział. Przykro mi z powodu śmierci Roxy, ale cóż tak właśnie wygląda wojna. Jeszcze bardziej szkoda mi Remusa. Dobrze, że Lily go powiadomiła. Przynajmniej wie na czym stoi. Niewinny a uznany przez jedynych przyjaciół za zdrajce... Mam nadzieję, że w najbliższym czasie nic nie stanie się Grace bo tego chyba Remus by nie wytrzymał.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i życzę weny Jul
Poniekąd to tego właśnie odnosi się tekst z nagłówka - Remusowi wszystko wali się na głowę, a Grace jest przy nim i go wspiera.
UsuńPozdrawiam