a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 13 stycznia 2017

Rozdział 67 – Spór z samym sobą

 Dzwonki w środku nocy nigdy nie wróżą niczego dobrego. Syriusz wiedział o tym bardzo dobrze i dlatego, gdy tuż po północy usłyszał gwałtowne pukanie do drzwi serce podeszło mu do gardła.

Wziął różdżkę ze stołu. Po sprawdzeniu, kto go odwiedził, otworzył drzwi. Do mieszkania weszła zapłakana Wendy Collins – matka Roxy. Bladość jej skóry podkreślała zaczerwienione od płaczu oczy.

– Co… Co się stało? – wymamrotał Syriusz. Był przerażony wyglądem matki narzeczonej.

Wendy opadła na kanapę i ukryła twarz w dłoniach. Jej ciałem wstrząsnął szloch.

– Nie ma jej – wyszeptała. – Nie ma jej.

Syriusz, przerażony nie na żarty, przyklęknął u stóp Wendy.

– Kogo nie ma? O czym pani mówi?

– Roxy. Pół… Pół godziny temu byli u mnie aurorzy. Powiedzieli… Powiedzieli, że zabili ją śmierciożercy. Rozumiesz? Zamordowali ją! Moją małą córeczkę. To wszystko przez ciebie! Zabili ją, bo ty bierzesz udział w tej głupiej wojnie! To przez ciebie! Przez ciebie Roxy nie żyje!

Osunęła się na kolana i rozpłakała się.

Syriusz sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Roxy nie żyła? Przecież zaledwie dwie godziny temu całował ją na pożegnanie. Była tak blisko niego. Taka żywa. Mówiła, że nie może doczekać się ich ślubu i narodzin dziecka… Black jęknął głucho i złapał się za włosy w przypływie rozpaczy. To nie mogła być prawda!

Wendy wstała z podłogi i ruszyła w stronę drzwi. Zatrzymała się w progu i spojrzała na Syriusza w nienawiścią.

– Nie musiałam ci tego mówić. Przyszłam tutaj, bo musisz wiedzieć, że moja córka zginęła przez ciebie. Nie ważne, kto wypowiedział zaklęcie. Całkowitą winę za jej śmierć ponosisz ty!

Wyszła z mieszkania, trzaskając za sobą drzwiami.

Syriusz wpatrywał się tępo w podłogę.

„Ona ma rację”, pomyślał z bólem. „To moja wina. Powinienem był przewidzieć, że śmierciożercy będą chcieli dorwać mnie poprzez Roxy… Ale nie wiedzieli! Nikt nie miał prawa wiedzieć. Nawet Zakon nie wiedział o tym, że jesteśmy… byliśmy razem. Wiedziało tylko kilka osób: chłopaki, Lila, Grace, Carmen i Mike. Mike nie chce mieć nic wspólnego z jakąkolwiek ze stron. Nikomu by nie wygadał. Tak samo, jak dziewczyny. Są na to zbyt niewinne. A chłopaki… James nigdy by tego nie zrobił. Nigdy w życiu. Glizdogon… Glizdogon to Glizdogon. Kto wpadłby na to, że może coś wiedzieć? Nikt. A Lunatyk...”

Syriusz zerwał się na równe nogi i zaczął chodzić od ściany do ściany. Pewna myśl kołatała mu się w głowie, ale Black nie potrafił… nie chciał przyznać, że jest ona prawdziwa. Myśl była potworna – sugerowała, że to Lunatyk wydał jego i Roxy śmierciożercom. Ale to nie mogła być prawda. Przecież znali się od dziesięciu lat! Po takim czasie przecież znało się człowieka. Poza tym… śmierciożercy? Remus nigdy by z nimi nie współpracował. Nie po tym, jak zmordowali najpierw jego ciotkę i wuja, a potem rodziców. Kilkukrotnie sam omal nie zginął w bitwie.

Z drugiej strony to jego podejrzewał Zakon. Niemal wszyscy byli pewni, że to on donosi śmierciożercom o poczynaniach Dumbledore'a i jego ludzi. Zaledwie kilka dni wcześniej Syriusz bronił Remusa w czasie posiedzenia, ale teraz nawet siebie nie mógłby zapewnić o niewinności Lupina. Wszystkie argumenty, którymi od miesięcy byli zasypywani Huncwoci naraz stłoczyły się w głowie Syriusza.

Wielokrotne propozycje współpracy ze śmierciożercami. Groźby, o których wiedział cały Zakon – przecież Remus niczego nie ukrywał. No i…Wilkołak.

„Nie wolno ci tak myśleć”, pomyślał, ale nie stłumiło to natrętnego głosu, który na dobre zagnieździł się w jego głowie.

Ale to prawda – odpowiedział mu natrętny głos. – Jest wilkołakiem. Powinieneś o tym pamiętać. Wilkołaki popierają Voldemorta. Szczególnie po ostatnich „genialnych” pomysłach Ministerstwa Magii.

Mniej więcej w połowie sierpnia ministerstwo, przerażone nasilającymi się atakami likantropów, postanowiło na swój sposób ich spacyfikować. Wzniosłe idee, szumnie rozpropagowane przez „Proroka Codziennego” sprowadziły się do ograniczenia praw wilkołaków. Syriusz nie wczytywał się w tę idiotyczną ustawę, ale ze słów Remusa wynikało, że chodzi o ograniczenie swobody (chodziło głównie o zakaz opuszczania kraju bez zezwolenia) oraz zabronienie podejmowania pracy w niektórych zawodach. Jak można się było domyśleć, przyniosło to całkowicie odwrotny skutek – ataki się nasiliły, a coraz więcej wilkołaków przyłączało się do Voldemorta, który obiecywał im swobody.

„Remus nie dałby się na to nabrać. Nie poszedłby za ludźmi, którzy zabili jego rodziców!”

Każdy może w pewnym momencie stracić cierpliwość. Ministerstwo od zawsze traktowało go jak śmiecia, a śmierciożercy mogli mu obiecać góry galeonów, wolność i swobodę. Każdy by na to przystał. A w zamian miał tylko szepnąć kilka słówek…

– ZAMKNIJ SIĘ! – wrzasnął Black, usiłując uciszyć natrętny głos. Nie udało mu się.

Zaledwie kilka słówek. Co to dla niego? Jako zaufany człowiek Dumbledore'a i jeden z Huncwotów ma dostęp do mnóstwa informacji, które mogły zainteresować śmierciożerców. A Bellatrix na pewno szuka na ciebie haka. Remus mógł jej go dostarczyć informację, jak ma cię uderzyć, żeby zabolało. Najpierw zginęli Prevettowie... Potem Dorcas... Teraz Roxy…

– Nigdy by tego nie zrobił. Sam mówił, że jesteśmy jak bracia.

Twój brat zdradził – przypomniał głos.

– Regulus był gnidą. Tchórzliwą gnidą. Remus jest inny. Nie zdradziłby Zakonu. Nie zdradziłby mnie.

Omal nie zrobiłeś z niego mordercy. Wtedy, gdy wysłałeś do Wrzeszczącej Chaty Snape'a. Przecież wiesz, że ma do ciebie o to żal. Przebaczył, ale żal pozostał. Zdrada jest formą kary. Najpierw Prevettowie… Potem Dorcas… Teraz Roxy…

– DOŚĆ! Nie wydałby Fabiana i Gideona. Byli naszymi przyjaciółmi. Na ich pogrzeb przyszedł, mimo że ledwo trzymał się na nogach!

Zasłona dymna. Zwykłe szukanie alibi. „Popatrzcie jak mi żal, że zginęli”, a w myślach, żałował, że tak mało cię to zabolało. Dlatego wydał im twoją siostrę. Wiedział, że śmierć Dorcas zrani cię do żywego. I nie pomylił się. Ale w końcu wyszedłeś na prostą. Zaręczyłeś się. Miałeś mieć dziecko. Remus zrozumiał, że prawdziwym ciosem dla ciebie będzie utrata Roxy. Dlatego ona zginęła. Dlatego ją zamordowali!

– GÓWNO PRAWDA! – ryknął Syriusz, łapiąc się za włosy. Gdyby mógł rozerwałby swoją głowę na pół i wyciągnął z niej tego człowieczka, który próbuje nastawić go przeciw przyjacielowi.

Wiesz, że nie. Wszystko układa się w całość. Syriuszu, kto będzie następny? Kto jeszcze musi zginąć, żebyś przejrzał na oczy? Peter? Lily? James? Czy może mały Harry? Voldemort go szuka. Prędzej czy później Remus zdradzi, gdzie go ukrywają. Przecież wie o planach założenia Fideliusa. Wie, że to ciebie chcą zrobić Strażnikiem Tajemnicy. Przyprowadzi śmierciożerców wprost pod twój próg. Pod próg Potterów. Tego chcesz? Żeby oni zginęli, bo ty nie umiesz zobaczyć prawdy, którą masz przed oczami? Chcesz mieć ich śmierć na swoim sumieniu?

– Nie. Oczywiście, że nie.

Straciłeś narzeczoną. Straciłeś dziecko. Chcesz, żeby Jamesa spotkało to samo? Chcesz, żeby cierpiał tak jak ty?

– NIE! Nie. Prędzej zginę, niż pozwolę, żeby coś im się stało. Nie dopuszczę tego zdrajcy w ich pobliże. NIGDY WIĘCEJ!

Syriusz wsłuchiwał się przez chwilę w siebie, ale głosik już się nie odezwał. Ale on już go nie potrzebował. Wziął kurtkę z wieszaka i wyszedł z mieszkania. Zaraz za drzwiami teleportował się do Doliny Godryka. Musiał pilnie porozmawiać z Jamesem. Musiał mu powiedzieć, że między nimi jest zdrajca.

~ * ~

Grace otworzyła drzwi do domu przy Sunny Street 5 najciszej, jak potrafiła. Podejrzewała, że zarówno Remus, jak i Mike śpią. Pracowali do czwartej nad ranem (Cabot wiedziała to, bo od miesięcy dostawała każdy grafik narzeczonego) i z pewnością odsypiali długie, nocne godziny spędzone w barze. Grace nie lubiła dni, w których Remus schodził z nocy, szczególnie gdy były to weekendy.

Szczególny żal odczuwała tego dnia. To był ostatni weekend września i zapowiadała się bajeczna pogoda. Dziewczyna nie widziała na niebie żadnej chmurki, a jesień, która nadeszła kilka dni wcześniej, powoli zaczęła przemalowywać liście drzew. Dziewczyna miała ochotę wyciągnąć Remusa na długi spacer, nie tylko po to, żeby wspólnie nacieszyć się być może ostatnimi ciepłymi dniami, ale też (a może przede wszystkim) żeby chłopak wreszcie mógł odpocząć od wszystkich problemów.

Z niechęcią weszła do domu – miała wielką ochotę zostać na zewnątrz i wygrzewać się promieniach słońca. Od razu zrzuciła buty, ciesząc się, że jest jeszcze za ciepło na jakikolwiek płaszcz. Boso pobiegła na piętro, gdzie weszła do pokoju narzeczonego.

Zasłonięte zasłony przepuszczały niewiele światła, ale Grace w niczym to nie przeszkadzało. Podeszła do łóżka i ostrożnie na nim usiadła. Remus nawet nie drgnął. Spał w najlepsze, nieświadomy obecności narzeczonej.

Dziewczyna przesunęła dłonią po rozczochranych włosach ukochanego. Byli razem ponad dwa lata, a nadal zaskakiwało ją to, jak bardzo go kochała. Czas nic nie osłabił jej uczucia, a wręcz je wzmocnił. Nie wyobrażała sobie już życia bez Remusa, a jego problemy były też jej problemami. Każde, nawet te najdrobniejsze.

– Grace, co ty tu robisz tak wcześnie? – wymamrotał chłopak, przekręcając się tak, żeby mógł zobaczyć narzeczoną.

– Przepraszam. Nie chciałam cię obudzić... – zaczęła, ale Remus nie dał jej dokończyć.

– Grace, nie gadaj głupot. Taka pobudka zawsze jest miła.

Ułożył się wygodnie i przyciągnął dziewczynę do siebie. Ułożyła się obok niego i pocałowała go.

– Powinnam stąd iść – powiedziała, gładząc dłonią jego nagi tors. – Powinnam wstać, wyjść i dać ci się wyspać.

Remus zadrżał lekko pod wpływem pieszczoty. Nie odpowiedział na słowa Grace. Często je słyszał, bo narzeczona potrafiła odwiedzić go niemal o każdej porze dnia i nocy. Zawsze cieszyły go te wizyty – dziewczyna potrafiła rozwiać nawet najczarniejsze myśli, a przy tym zawsze go wysłuchiwała. On też lubił jej słuchać, nieważne o czym mówiła.

– Ej, gołąbeczki, pofatygujecie się na dół, czy macie zamiar przeleżeć w łóżku do wieczora?! – krzyknął Mike, uderzając w drzwi.

– Jego też obudziłam? – zmartwiła się Grace.

– Nie. Od jakiegoś czasu nie może spać. Pewnie cię usłyszał i doszedł do wniosku, że miło będzie nam poprzeszkadzać. Jakby było w czym – dodał, posyłając Grace znaczące spojrzenie.

W odpowiedzi dziewczyna uderzyła go poduszką.

– Czekam na odpowiedź! – ponaglił ich Mike.

– Niedługo zejdziemy! – odkrzyknął Remus.

Patrząc narzeczonej w oczy przesunął dłonią po jej talii i biodrze, szukając krawędzi jej granatowej bluzki. Gdy ją znalazł, wsunął pod nią rękę. Musnął palcami jej skórę. Grace jęknęła, jakby była to długo oczekiwana pieszczota. Remus zdusił ten jęk pocałunkiem.

– Może ja to zrobię – wymamrotała spod jego ust.

Usiadła mu na udach i zdjęła z siebie bluzkę. Rzuciła ją na stojące przy biurku krzesło.

– Kochasz mnie? – spytała, sięgając na plecy, żeby rozpiąć stanik.

Remus przełkną głośno ślinę, chcąc zwilżyć wysuszone gardło. Zamrugał kilka razy, gdy Grace osiągnęła swój cel i biustonosz poleciał w ślad za bluzką.

– Kocham cię – wyszeptał, ukrywając twarz w jej piersiach. – Kocham.

Dziewczyna uniosła jego podbródek. Ich usta połączyły się w namiętnym pocałunku, który miał w sobie obietnicę czegoś więcej…

~ * ~

– Spodziewałem się was szybciej – rzucił przez ramię Mike, gdy narzeczeni weszli do kuchni.

– Zajmij się sobą – odparował Remus, ale złośliwość kuzyna nie zdołała zetrzeć uśmiechu z jego twarzy.

Od dawna nie czuł się tak dobrze. Mimo zmęczenia i problemów w Zakonie miał wyśmienity humor i nawet kąśliwe komentarze Mike'a nie wyprowadzały go z równowagi. Podejrzewał, że tego dnia nic nie jest w stanie zepsuć mu humoru.

Nawet nie wiedział, jak bardzo się mylił.

Zasiadali właśnie do obiadu, gdy rozległo się gwałtowne pukanie do drzwi. Mike, który siedział najbliżej wejścia, zerwał się, żeby sprawdzić, kto ich odwiedził. Po kilku chwilach do kuchni wpadła wyraźnie zdenerwowana Lily.

– Remus, musisz stąd zniknąć – rzuciła od razu.

– Lily, co ty mówisz? Nie mogę…

– MUSISZ! Ledwo udało mi się wymknąć z domu, ale muszę ci to powiedzieć.

– Na Merlina, o co chodzi?! – warknął Mike.

– Syriusz wpadł do nas do domu w środku nocy. Wydawał się szalony. Krzyczał, że zamordowano Roxy…

– Żartujesz sobie?! – krzyknął właściciel domu.

– Nie. Zabili ją śmierciożercy – wyjaśniła Lily. – Syriusz… Boję się, że zwariował z żalu. Mówił, że ją pomści, że znalazł w Zakonie zdrajcę… Remus, on mówił, że to ty nas zdradziłeś. A James mu uwierzył.

Widelec wysunął się ze zmartwiałej dłoni Lupina i z brzękiem upadł na talerz. Sam Remus przeraźliwie zbladł. Nie chciał wierzyć w słowa Lily. Przyjaciele NIE MOGLI go oskarżyć. Przecież miał tylko ich.

– To niemożliwe – wyszeptał.

– Remus, musisz stąd zniknąć, zanim wpadnie tu Syriusz.

– Myślisz, że ktokolwiek go wpuści? – spytała hardo Grace. – Niech tylko się tu pojawi, a poślę mu taką klątwę, że do końca życia odechce mu się gadania takich głupot…

– Nie! – przerwał jej Remus. – Nie będzie żadnych klątw. I nie będę uciekał. Jeżeli Syriusz chce mnie oskarżyć niech ma chociaż na tyle odwagi, żeby przyjść i powiedzieć mi to w twarz. Może mnie nawet zabić. Jeżeli straciłem wasze zaufanie, nie mam po co żyć.

– Nigdy nie nazwałabym cię zdrajcą – powiedziała dobitnie Lily. – Nigdy. Syriusz jest załamany śmiercią Roxy, a James… Zmądrzeje. Daj mu trochę czasu, a zmądrzeje.


– A czy mam ten czas? – odparł ponuro Remus. – Kiedy Zakon stwierdzi, że nie warto dłużej czekać i zlikwiduje mnie za zdradę?

Moi drodzy, nie wiem, jak to się stało, ale w ostatnim tygodniu były aż dwa dni, w których liczba wyświetleń tego bloga przekroczyła 200. To niesamowity wynik i bardzo Wam za niego dziękuję. Dziękuję również za tak przykłady dziwnych par, które podaliście pod ostatnim rozdziałem. Zgodnie z obietnicą podaję również swoje typy: Harry i Snape (serio? Snape kochał Lily, nie wyobrażam sobie, jak mógłby być z jej synem... i do tego swoim uczniem), Syriusz i Remus (PRZYJACIELE. Ktoś tu chyba nie sprawdził w słowniku znaczenia tego słowa), Harry i Voldemort (bez komentarza ;) ), Ginny i Lucjusz (przebiło Ginny i Draco), Draco i Hagrid (naprawdę widziałam coś takiego). 

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy rozdział. Przykro mi z powodu śmierci Roxy, ale cóż tak właśnie wygląda wojna. Jeszcze bardziej szkoda mi Remusa. Dobrze, że Lily go powiadomiła. Przynajmniej wie na czym stoi. Niewinny a uznany przez jedynych przyjaciół za zdrajce... Mam nadzieję, że w najbliższym czasie nic nie stanie się Grace bo tego chyba Remus by nie wytrzymał.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny Jul

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poniekąd to tego właśnie odnosi się tekst z nagłówka - Remusowi wszystko wali się na głowę, a Grace jest przy nim i go wspiera.
      Pozdrawiam

      Usuń

Obserwatorzy