Carmen
wyszła z domu i odetchnęła czystym, przegrzanym, hiszpańskim
powietrzem. Słońce znikało za horyzontem, ale nadal czuło się
żar, który powstał w ciągu dnia. Mimo to z domów powoli zaczęli
wyłaniać się zmęczeni upałem ludzie. W Algeciras dopiero po
zmierzchu zaczynało się życie, szczególnie w środku lata, gdy w
dzień temperatury dochodzą do czterdziestu stopni w cieniu.
–
Jak dobrze znowu być w domu – westchnęła, opierając się o
balustradę ganku.
–
Może zostaniesz z nami, zamiast wracać do tej zimnej Anglii –
zaproponował Horacio, stając obok siostry. – Brakuje nam ciebie.
–
Mnie was też – zapewniła go. – Ale nie chcę wracać do
Algeciras. W Oxfordzie czuję, że żyję. Mam…
–
Chłopaka – dokończył za nią brat. – Tak, wiem. Ale
niespecjalnie mi się to podoba.
–
Żaden mój chłopak ci się nie podobał – przypomniała Carmen. –
A Mike'a nawet nie znasz. On jest dobry. Kocha mnie, szanuje i nigdy
mnie nie okłamał.
–
I tak nie mam do niego za knuta zaufania – odparł Horacio. Jego
mina mina przywiodła Carmen na myśl indyka.
–
W niczym mi to nie przeszkadza – odparła dziewczyna, po czym
ruszyła do drzwi.
Przed
wejściem do domu spojrzała na zachodzące słońce. Kochała
Hiszpanię. Gdyby mogła, zostałaby w Algeciras na stałe. Gdyby…
Gdyby w Hiszpanii był z nią Mike.
~
* ~
Drzwi
zamknęły się z trzaskiem. Mike aż podskoczył na fotelu.
–
Możesz się tak nie denerwować? – spytał szalejącej po pokoju
Lulu.
–
Jak mam się nie denerwować?! – krzyknęła dziewczyna. – Mike,
to już ponad miesiąc! Od ponad miesiąca nie możesz się
zdecydować! Więc to ja zdecyduję za ciebie!
Mike
wstał z fotela, ale dziewczyna nie dała mi dojść do słowa.
–
Kocham cię – powiedziała. – Ale nie mogę być dłużej tą
drugą. Odchodzę.
–
Nie rób tego – szepnął Mike błagalnym tonem. – Zrobię
wszystko…
–
Zostawisz ją?
Chłopak
zamknął oczy, po czym pokręcił przecząco głową.
–
Sam widzisz. Nie mogę tak dalej żyć. Nie mogę dzielić się tobą
z kimś innym. Wolę już nie mieć się wcale. Ale w pracy nic się
nie zmieni – zapewniła go. – Trzymaj się.
Pocałowała
osłupiałego Mike'a w policzek i wyszła z jego domu.
~
* ~
Peter
z niepokojem spojrzał na zegarek. Avery i Rabastan Lestrange powinni
być już pół godziny wcześniej. Co prawda nie po raz pierwszy
śmierciożercy spóźniali się na umówione spotkanie, ale
Glizdogon zaczął się niepokoić.
Bał
się, że ktoś za nim szedł do tej dziury. Ostatnio Zakon zrobił
się strasznie podejrzliwy, zresztą całkiem słusznie. Dla Petera
prawdziwym błogosławieństwem było to, że podejrzenia skierowały
się na kogoś innego. Ale wyrzuty sumienia z tym związane nie były
miłe. Świadomość, że ktoś niewinny, szczególnie jeden z jego
przyjaciół, został oskarżony o zdradę i szpiegostwo była dla
Petera kolcem w duszy. Gdy rozpoczynał współpracę ze
śmierciożercami, nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
Na
stoliku z hukiem wylądowały dwie szklanki Ognistej Whisky.
Peter
poderwał się, sięgając do różdżki, ale szybko rozpoznał
Rabastana Lestrange'a. Odetchnął z ulgą i opadł na krzesło.
–
Jak na szpiega jesteś wyjątkowo mało spostrzegawczy – zaśmiał
się śmierciożerca.
–
Jestem spostrzegawczy na tyle, na ile jest to potrzebne –
odpowiedział Peter, biorąc jedną ze szklanek. – Nie powinniście
byli zabijać Meadowes. Szczególnie, że tak mało czasu minęło od
śmierci Prevettów. To wzbudziło niepotrzebne podejrzenia. Szukają
tego, kto wam donosi.
–
Wolałbym określenie „z nami współpracuje” – odparł
Rabastan, nie przejmując się wyraźnym niepokojem swojego
informatora. – Podejrzewają cię?
Peter
pokręcił głową. Wypił pół szklanki na dodanie sobie odwagi.
–
Nie mnie.
–
No i dobrze – stwierdził Lestrange.
Wyciągnął
z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego, ignorując karcące
spojrzenie kelnerki. Zaproponował papierosa Peterowi, ale ten
odmówił. Mama nigdy nie darowałaby mu palenia.
–
Nie jest dobrze – powiedział Peter. – Przecież mogą go zabić
za zdradę! Zakon jest wyrozumiały, ale donoszenia wam nie daruje.
–
Co cię to interesuje? Tym lepiej dla ciebie, jeżeli mają na oku
kogoś innego. Będziesz bezpieczniejszy. Co cię obchodzi jakiś
obcy facet? – spytał kpiącym tonem Rabastan.
Peter
poczuł, jak krew ze złości uderza mu do głowy. Czasami
bezczelność i arogancja śmierciożerców doprowadzała go do
szału. To była kolejna rzecz, której nie lubił w swojej pracy.
–
To mój przyjaciel – wycedził przez zęby. – Nie będę biernie
patrzył, jak bezpodstawnie go oskarżają!
–
Pamiętaj, że to też dla niego to robisz – powiedział szybko
Rabastan, próbując uspokoić swojego rozmówcę. Lestrange nie
spodziewał się takiego obrotu tej rozmowy. Miał tylko jak zawsze
odebrać informacje! – Gdy już wygramy tę wojnę ty, twoja
rodzina i twoi przyjaciele będziecie bezpieczni. Pamiętasz?
„Jak
mógłbym nie pamiętać?”, pomyślał z goryczą Peter.
„Powtarzacie to od samego początku. Latam jak głupi z każdą
informacją, a tymczasem co się stało? Lily i Remus stracili
rodziców, sam Remus omal nie zginął w bitwie, James i Lilka muszą
się ukrywać, a Syriusz do tej pory trzyma swój związek z Roxy w
tajemnicy, bo się o nią boi! Tyle jest warta wasza obietnica?!”
Rzecz
jasna nie powiedział tego na głos. Wolał nie denerwować
Lestrange'a. Irytowanie śmierciożercy nie jest
najinteligentniejszym pomysłem.
–
Pamiętam, pamiętam – mruknął pod nosem.
–
Świetnie. W takim razie dość o problemach i powiedz mi, co planuje
Zakon.
–
Niewiele wiem – przyznał z niechęcią. – Jak powiedziałem,
Zakon szuka tego, kto was informuje. Podejrzewają Remusa, ale
Dumbledore nie jest o tym przekonany. Niewiele mówi na ogólnych
spotkaniach. Z tego, co wiem, zarówno Potterowie, jak i
Longbottomowie mają zamiar zabezpieczyć się Fideliusem.
Rabastan
zaklął pod nosem. Zdawał sobie sprawę z tego, że Czarny Pan na
podstawie jakiejś rzekomej przepowiedni, którą podsłuchał w
spelunie Severus Snape, doszedł do wniosku, że zniszczy go dziecko
Potterów lub Longbottomów. Oczywiście trzymał to w ścisłej
tajemnicy (Lestrange dowiedział się o tym od brata). Gdyby
śmierciożercy dowiedzieli się, że sam Lord obawia się rocznego
niemowlęcia, mogliby wyśmiać jego potęgę.
–
Mało tego – stwierdził Rabastan, nachylając się bliżej Petera.
– Za mało.
–
Jak będę wiedział więcej, to przecież powiem – warknął
Glizdogon. – Na razie nie wiem nic więcej. Żegnam.
Zostawił
na stoliku należność za whisky i wyszedł bez słowa z baru. Nie
powinien tego robić, ale miał już dość śmierciożercy. Co on
może wiedzieć o jego sytuacji? Nic. Po prostu NIC!
~
* ~
Mike
rzadko odwiedzał Wejście Smoka poza swoimi dyżurami. Nie dlatego,
że nie lubił tego miejsca (bo lubił), ale po prostu dziwnie się
wtedy czuł. Tego wieczoru nic mu nie przeszkadzało. Od rozstania z
Lulu minęło zaledwie kilka godzin, a on kompletnie nie wiedział,
co ma z sobą zrobić.
W
barze nie zaprzątał sobie głowy szukaniem wolnego stolika, tylko
usiadł przy ladzie. Nie znał chłopaka stojącego po drugiej
stronie, ale niezbyt mu to przeszkadzało. Najpierw zamówił piwo
kremowe, ale przez kilka godzin siedzenia w barze wypróbował cały
asortyment alkoholi, jaki Wejście Smoka miało do zaoferowania. Ku
swojemu zdumieniu Mike odkrył parę napojów, o których wcześniej
nie miał zielonego pojęcia, chociaż pracował w Wejściu Smoka od
ponad czterech lat.
–
Przepraszam, ale już zamykamy – powiedział w pewnym momencie
młody barman, ewidentnie zwracając się do Mike'a.
Mike
spojrzał na zegarek – właśnie wybiła czwarta.
–
Jasne. Możesz iść, a ja tu posiedzę – stwierdził, machając
nonszalancko dłonią w bliżej nieokreślonym kierunku. – Potrafię
sam siebie obsłużyć.
Barman
spojrzał na niego z wyrazem kompletnego szoku. Po chwili przełknął
głośno ślinę i spróbował jeszcze raz:
–
Przepraszam pana, ale już zamykamy. Musi pan wyjść.
–
Nic nie muszę – odparł Mike, nawet nie patrząc na swojego
rozmówcę. – Jak musisz iść, to idź i mi tu głowy nie
zawracaj!
–
Bo… bo zawołam szefa – wymamrotał chłopak, lekko drżącym
głosem. Jeszcze nigdy nie zdarzyła mu się taka sytuacja.
–
Wołaj. Chociaż podejrzewam, że ma lepsze rzeczy do roboty niż
niańczenie pracowników z mlekiem pod nosem.
–
Ale… Ale… Ale tak nie można! – rzucił chłopak zrozpaczonym
tonem.
–
Spokojnie, Dan – spokojny głos Willa przeciął powietrze niczym
nóż.
Właściciel
Wejścia Smoka wszedł do głównej sali, patrzą to na Daniela, to
na Mike'a. Jeżeli był zaskoczony sytuacją, którą zastał, nie
okazał tego po sobie.
–
Dan, możesz już iść. Ja się wszystkim zajmę – zapewnił
młodego barmana.
Chłopak
nie wyglądał na zbyt przekonanego, ale miał już dość tej
dziwnej sytuacji. Pracował w Wejściu Smoka zaledwie od dwóch
tygodni i jak ponuraka unikał awantur z klientami. Nadal wolał
trzymać się tej zasady.
–
Dobra, Mike, co się z tobą dzieje? – spytał Will, gdy Dan
wyszedł już z baru.
–
Jestem żałosny, nie? – zapytał Mike, jakby nie słyszał
wcześniejszego pytania swojego szefa. – Nawet pić przychodzę do
swojej pracy! Jestem beznadziejny. Jestem skończonym gnojem.
Will
westchnął ciężko i usiadł obok Crofta.
–
Co się stało? – spytał. – Tylko nie kręć.
–
Dziewczyna mnie rzuciła. Jedna z dziewczyn – dodał po chwili,
żeby być fair.
„I
wszystko jasne”, pomyślał Will. „To zawsze chodzi o kobiety.”
–
Dowiedziała się o tej drugiej?
–
Nie. Wiedziała od początku. Kilka tygodni temu zażądała ode
mnie, żebym wybrał jedną z nich. Nie potrafiłem. Kocham je obie.
Więc dzisiaj jedna z nich stwierdziła, że ma dość tej sytuacji.
I odeszła. Nie… Nie mam do niej o to żalu, Merlinie, nie!
Zachowywałem się jak ostatni dupek. Ale od samego początku
wiedziała, jaki jest układ i nigdy na niego nie narzekała.
Dopił
kieliszek, który trzymał w ręku. Nawet nie pamiętał, co było w
środku.
–
Będzie tego – stwierdził po chwili. – Trzeba iść do domu.
Młody zostawił tam gdzieś rachunek, odetnij mi to od pensji.
–
Mike, poczekaj – nakazał Will, łapiąc pracownika za ramię. –
Nie chodź w mieście po nocy, bo jeszcze coś ci się stanie.
Croft
uśmiechnął się cierpko. Nie strącił dłoni szefa.
–
Może to i by było lepiej – mruknął. – Miałbym wreszcie
spokój.
–
Nie mówi głupot – warknął Will. – Nigdzie nie idziesz. Sam
cię odwiozę, żebyś się już nigdzie nie szlajał. Mike, weź się
w garść! Nie będziesz mi się tu nad sobą rozczulał, albo, słowo
daję, wlepię ci jutro dodatkowy dyżur.
–
Chyba nie będzie takiej potrzeby – zapewnił go chłopak. Kąciki
ust mu drgnęły, jakby ze wszystkich sił próbował powstrzymać
cisnący mu się na twarz uśmiech. – Ale bardzo chętnie przyjmę
podwózkę.
Chciał
jeszcze wytłumaczyć Willowi, że faktycznie nie ma ochoty na spacer
w środku nocy. W dodatku po kilku godzinach skropionych alkoholem,
zwyczajnie bał się teleportować. Nie żeby kiedykolwiek lubił ten
sposób przemieszczania się.
–
Wiesz, Will – zaczął niepewnie, gdy jego szef wrócił do głównej
sali z kluczykami w ręku. – Jesteś w porządku. Chyba nigdy ci
tego nie mówiłem, ale to szczera prawda.
Wampir
pokręcił głową, uśmiechając się dobrodusznie.
–
Chyba jednak za dużo wypiłeś. Chodź, zabiorę cię do domu.
Mike
nie miał ochoty się z nim spierać, więc posłusznie wstał i
lekko chwiejnym krokiem poczłapał za szefem. Był zbyt otumaniony,
żeby myśleć o czymkolwiek.
Witam Was w pierwszym rozdziale w 2017 roku. Przy tej okazji chciałabym przeprowadzić pewien... sondaż? badanie pisarstwa i czytelnictwa? Nawet nie wiem, jak to nazwać. Chodzi o to, że marzy mi się, aby każdy z Was wypisał (w komentarzu lub w mailu) kilka, najlepiej pięć, najdziwniejszych pairingów, na jakie zdarzyło się Wam natrafić. Ja swoje typy podam pod przyszłotygodniowym rozdziałem. Pozdrawiam
Rozdział jak zwykle świetny! Szkoda mi Peter'a. Omamili go! Miał zyskać tak dużo a zamiast tego stracił wszystko: przyjaciół, rodzine. Przez tyle lat musiał się ukrywać.
OdpowiedzUsuńNajdziwniejsze pairingi z którymi się spotkałam to :
1.Snarry (Snape+Harry),
2.Drarry (Draco+ Harry),
3.Snumbledore (Snape+Dumbledore)
4. Drapple (Draco+jabłko)
5. Ludding (Luna+pudding).
Dziwnych było naprawdę wiele. Te wg. Mnie są najdziwniejsze. W nawiasach napiszałam o kogo chodzi bo czytając niektóre sama się w tym gubiłam.
Pozdrawiam gorąco Jul
Peter w pewnym sensie jest przykładem na prawdziwość zdania "chciałem dobrze, ale wyszło jak zawsze". Po części sam jest sobie winien - tak, śmierciożercy go omamili, ale nie do niego jednego przychodzili. A jednak tylko on im uległ.
UsuńDziękuję za wypisanie pairingów.
Pozdrawiam
PS. Mogłabyś podesłać mi na maila linki do Drapple i Ludding? Jestem bardzo ciekawa, jak toto wygląda ;)
Wpadam tu czasami, poczytuje czasami. Nie komentuje i hozytam na biezaco ale jednak. A historia jest świetna. Widząc sonde pomyślałam ze tej wezme udział. Najdziwniejsze pairingi:
UsuńZgredek + Hermiona
Harry + Hedwiga
Widziałam tez Drapple
Dla mnie dziwne są tez Drrary i Draluna(Draco i Luna)
Widzialam tez Dumbledorea z Harrym oraz Syriusz i Remusa ale juz nie pamiętam jak nazywaly sie te paringi. Aha był jeszcze Severus i Ginny, Tom Riddle i Hermiona, Syriusz i Hermjona,Ginny albo Remus i Hermiona,Ginny. Tia..nmusze przestac przekopywac tak internety.
Zrób kiedys sonde z teoriami. Taka ze Reeta Skiter(zapomnialam jak to pisac) to Rowling, powaliła mnie na glebe xD
I jeszcze Hermiona i Luckusz M
UsuńPS. Sory za błędy pisze z tela
O! I jeszcze Fawkes i tiara przydziału...
UsuńNie wspominajac o Ginny/Ronie i Arturze(ich ojcu) albo o Harrym i Syriuszu
Dziękuję i za komentarz, i za tyle propozycji. Część z nam, ale o część pierwszy raz widzę na oczy (Harry i Hedwiga!).
UsuńCiekawy pomysł z tą sondą z teoriami. Wezmę to pod uwagę.
Pozdrawiam
Trochę nie na temat ale nurtuje mnie już dłuższy czas: czy dowiemy się co będzie się działo z Remusem po śmierci Potterów i zamknięciu Syriusza w Azkabanie? :)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału nie ma co dużo mówić, muszę przyznać że całość Twojej opowieści niesamowicie mnie wciągnęła i jest on po prostu tak dobry jak reszta. Myślę że Rowling byłaby dumna, pozdrawiam ;)
Bardzo dziękuję za tak miłe słowa.
UsuńCzy się dowiemy... Część pierwsza kończy się około miesiąca po śmierci Potterów, a część druga zaczyna mniej więcej wtedy, gdy Syriusz ucieka z Azkabanu. Więc tak jasno te dwanaście lat pomiędzy nie będzie przedstawione, ale bohaterowie będą wracać wspomnieniami do tego, co się w tym czasie działo.
Pozdrawia