a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 18 stycznia 2019

Rozdział 9 – Owutemowcy

Miał wrażenie, że ten dzień nie mógł być gorszy. Owszem, wstał wcześniej, ale była to jedyna dobra rzecz, jaka spotkała go tego dnia. Gdy próbował przygotować się lekcji, nie mógł znaleźć połowy podręczników, wychodząc z gabinetu o mały włos nie złamał sobie nogi na schodach, a gdy otworzył swoją szafkę w pokoju nauczycielskim buchnął z niej jasnopomarańczowy dym.

– Naprawdę? – mruknął z rozbawieniem, gdy opanował kaszel. – Przecież to poziom żartów pierwszoklasistów. Doprawdy, Severusie, stać cię na więcej. Evanesco!

Potraktowany zaklęciem płyn zniknął w mgnieniu oka. Razem z nim wyparowały resztki dymu. Remus upewnił się, czy wśród jego rzeczy nie ma innych niepowołanych rzeczy. Niczego więcej nie znalazł.
 
– Dzień dobry – powiedział z uśmiechem, gdy zobaczył, jak do pokoju wchodzi profesor McGonagall.
 
– A! Dzień dobry – odpowiedziała nauczycielka transmutacji. – Jak samopoczucie przed pierwszymi lekcjami?
 
– Trochę się denerwuję.
 
– To normalne. Jeżeli nie dasz się zjeść tremie, na pewno sobie poradzisz.
 
Remus zamilkł, słysząc tę nieoczekiwaną pochwałę. Minerwa McGonagall nie chwaliła często swoich uczniów. Aktualnych i byłych.
 
– Ja… Dziękuję – wydukał w końcu.
 
– Nie dziękuj, tylko weź się w garść. Przez tę szkołę przewinęło się już dość niekompetentnych nauczycieli obrony. To, co zrobiłeś wczoraj w pociągu daje mi nadzieję, że nie będziesz jednym z nich. Nie zawiedź mnie.
 
– Postaram się, pani profesor – wymamrotał, jakby znowu był uczniem, który wpakował się w jakieś kłopoty.
 
Minerwa uśmiechnęła się i poklepała go delikatnie po ramieniu. Ten gest znaczył więcej niż tysiąc słów wsparcia.
 
– Jeżeli źle się poczujesz, lub dojdziesz do wniosku, że nie dasz rady prowadzić lekcji, daj mi natychmiast znać. Znajdę zastępstwo.
 
– Nie musi pani…
 
– To polecenie dyrektora. Ani ty, ani ja nie możemy go kwestionować.
 
Gdy szedł na pierwszą lekcję, nadal miał w uszach słowa wicedyrektorki. Nie należały one do zbyt pozytywnych. Przypominały mu, jak niewiele w istocie znaczy. W końcu był wilkołakiem – to zagradzało mu drogę do wielu rzeczy.
 
– Witam – powiedział, wchodząc do klasy.
 
Twarz większości uczniów wyrażały, w najlepszym razie, uprzejme zainteresowanie. Kilku Ślizgonów prychnęło z lekką pogardą, ale powstrzymali się od uwag. Nie żeby Remus planował się nimi przejmować.
 
– Nazywam się Remus Lupin i będę przygotowywał was do owutemów. Liczę na to, że będzie nam się dobrze współpracowało. Mamy do przerobienia mnóstwo materiału, a czasu jest niewiele. Przypominam, że egzaminy końcowe są już w maju. Z tego powodu chcę was poinformować, że nie będziemy mieć czasu na nieporozumienia i marnowanie lekcji. Moim podstawowym celem jest doprowadzenie was do egzaminów. Byłoby świetnie, gdyby udało się wam też zdać je na wysokim poziomie, ale to zależy już tylko od was – dodał z uśmiechem.
 
Kilka osób parsknęło śmiechem, inni delikatnie się uśmiechnęli. Wciąż mu nie ufali, ale Remus się temu nie dziwił. Zdążył już poznać historie kilku jego poprzedników (Hagrid miał przy śniadaniu bardzo długi język) i nie oczekiwał, że uczniowie uwierzą mu „na gębę”. Musiał udowodnić im, że nadaje się na to stanowisko.
 
– Zaczniemy dzisiaj od powtórzenia tego, co mieliście w szóstej klasie.
 
– Chyba raczej od tego, co powinniśmy mieć – wtrącił jeden z Krukonów.
 
Klasa Owutemowa liczyła dwadzieścia siedem osób i była drugą co do wielkości klasą, jaką przyszło uczyć Remusowi. Jedynie na szóstym roczniku było więcej uczniów. Z uwagi na natłok zajęć i to, że klasy z ostatnich dwóch roczników składały się z kilkorga różnych domów – dyrekcja podjęła decyzję o połączeniu wszystkich uczniów. To dawało dużą oszczędność czasu dla nauczycieli oraz uczniów.
 
– Mógłbyś mi przypomnieć, jak się nazywasz? – spytał Remus, spoglądając na niskiego szatyna.
 
– Tyler Warren – odpowiedział chłopak.
 
Lupin cofnął się o krok i oparł o biurko. Delikatny uśmiech, który błąkał się na jego twarzy świadczył o dobrym humorze. Z tonu ucznia wywnioskował, że pan Warren nie jest typem, który da się zbyć byle odpowiedzią. To był człowiek, który dąży do uzyskania odpowiedzi na swoje pytania. Typowo krukońska cecha, ale bardzo lubiana przez Remusa. Lupin od dawna nie miał okazji do dyskusji z kimś na poziomie.
 
– Dobrze. Powiedz mi, jakie tematy proponujesz poruszyć.
 
Pan Warren przez dłuższą chwilę wpatrywał się w nauczyciela ze zdziwieniem. Jeszcze nie spotkał się z taką sytuacją. Ale nie byłby Krukonem, gdyby nie wymyślił sposoby na wybrnięcie z kłopotu.
 
– Myślę, że warto by zacząć od obrony niewerbalnej. Wszystkim nam przyda się z tego powtórka, bo w zeszłym roku… Chyba pan profesor już słyszał, co się działo. Kolejnym ważnym działem są tarcze i zaklęcia obezwładniające. To podstawowa forma obrony. I… pierwsza pomoc.
 
– Tarcze i zaklęcia obezwładniające były we wcześniejszych klasach – zauważył sucho rudy chłopak, na którego piersi błyszczała plakietka z dumnym napisem „Prefekt Naczelny”.
 
– Ich powtórzenie nikomu nie zaszkodzi – odparował Tyler.
 
– Nie mamy na to czasu!
 
– DOŚĆ! – nakazał Remus, widząc, że uczniowie zaczynają się kłócić. – Obaj macie rację. Tarcze, zaklęcia obezwładniające i podstawy pierwszej pomocy powinniście mieć we wcześniejszych latach. Są to jednak tak ważne i dające przy tym dużo punktów na egzaminie zagadnienia, że wolę pominąć kilka mniej ważnych zagadnień, aby je z wami powtórzyć. Jak już mówiłem – nie mamy czasu na wszystko. Jeżeli się zgodzicie (dobrze to przemyślnie, bo będzie to dla was oznaczało o wiele więcej pracy) mogę przeznaczyć jedną godzinę w tygodniu na powtórzenie materiału z poprzednich lat. To jednak zależy tylko od was. Zastanówcie się i przekażcie mi odpowiedź w piątek. W piątek chciałbym wam też zrobić mały sprawdzian. Będzie miał dwie części: teoretyczną i praktyczną i obejmie materiał, który powinniście przerobić do tego momentu. Wolałbym, żebyście się od niego nie uczyli, bo będzie on miał na celu sprawdzenie aktualnego stanu waszej wiedzy.
 
Od razu kilka osób podniosło ręce do góry, zgłaszając chęć zadania pytania. Po Remus udzielił głosu przeraźliwie chudej Ślizgonce.
 
– Nazywam się Sheila Burke – przedstawiła się. Jak na wychowankę Snape'a miała wyjątkowo miły głos. – Co się stanie, jeżeli z tego testu wyjdą złe oceny? Ostatniego naprawdę dobrego nauczyciela mieliśmy w drugiej klasie. A sam pan stwierdził, że mamy się do tego testy nie uczyć.
 
Remus uśmiechnął się delikatnie, słysząc to pytanie. Spodziewał się go, chociaż nie z ust Ślizgonki. Rzecz jasna nie miał nic przeciwko temu.
 
– Jeżeli sprawdzian pójdzie naprawdę źle, nie wstawię wam tych ocen. Ale mam jeden warunek – dodał, widząc wielką radość siódmoklasistów. – Musicie się postarać. Zauważę, jeżeli będzie inaczej. Szczególnie w trakcie części praktycznej. Będziecie mieli rzadką okazję do rozłożenia nauczyciela na łopatki.
 
Przez przez klasę przetoczyła się salwa śmiechu. Parę osób wyglądało, jakby usiłowało sobie wyobrazić tę scenę z udziałem znienawidzonych przez siebie nauczycieli. Remus mógł tylko się domyślać, o kogo mogło im chodzić.
 
– Pasuje wam taki układ? – zapytał, gdy klasa nieco się uspokoiła.
 
– Pasuje.
 
– Wspaniale. Mam jeszcze jedną sprawę organizacyjną – nie musicie nosić podręczników. Szkoda waszych kręgosłupów, a na lekcjach będziemy głównie ćwiczyć. Czytać możecie po lekcjach. Radzę wam jednak robić notatki. Mogą się przydać. Z własnego doświadczenia wiem, że nie ma nic tak dobrego, jak własne notatki. O ile, rzecz jasna, są czytelne.
 
Reszta tej i następnej lekcji upłynęła na sprawnej powtórce (póki co - ustnej) podstawowych zaklęć obronnych. Ku zadowoleniu Remusa, stan wiedzy siódmoklasistów był przynajmniej zadowalający. Był pewny, że nie będzie miał aż tak wiele pracy, jak się obawiał. Co nie znaczyło, że czeka go łatwy rok. Miał przed sobą mnóstwo roboty.
 
~ * ~
 
Central Park w Nowym Jorku był jednym z największych parków śródmiejskich na świecie. Mike zwiedzał go już od kilku dni (oraz nocy) i nadal zanosiło się na to, że prędko obejrzy całość. Na szczęście miał mnóstwo czasu. Nawet Lex dała mu spokój. Zaszyła się w apartamencie i oświadczyła, że będzie z niego wychodzić jedynie po to, aby się posilić.
 
Mike'owi ten stan rzeczy bardzo pasował. Lubił samotność, a w kwestii ewentualnego towarzystwa od zawsze miał bardzo duże wymagania. Nie lubił, gdy ktoś mu się narzucał lub mówił głupoty. Niestety słyszał to aż nazbyt często.
 
To, co podobało mu się w Central Parku to to, że mógł być sam. Nikt go nie zaczepiał i nie nagabywał. Nikt…
 
Zatrzymał się gwałtownie, gdy zwietrzył znany zapach. Pachniało śmiercią. Tylko jeden typ ludzi wydzielał taki zapach – Mike wiedział o tym z relacji Willa. Śmierciożercy.
 
Idąc za tropem znalazł się w jednej z bocznych alejek. Ciemny, ciężki zapach starał się coraz mocniejszy. W prześwicie pomiędzy gałęziami zobaczył dobrze sobie znaną, chociaż starszą niż pamiętał twarz. Mike nigdy nie był niewiniątkiem i czasami (rzecz jasna w sekrecie) przeglądał papiery, które Remus przynosił do domu ze spotkań Zakonu. Bardzo często były to akta sług tego, który nazywał siebie Lordem.
 
Człowieka, który stał przed Mike'm znano jako jednego z dowódców śmierciożerców w Ameryce. Oto Brutus Malfoy we własnej osobie. Był kuzynem dobrze znanego w Anglii Lucjusza Malfoy'a. Obaj działali w szeregach sług Czarnego Pana, z tym że Brutus zaszedł w hierarchii o wiele wyżej. I zamordował o wiele więcej osób.
 
Jego rodzice zginęli z rąk takich ludzi, jak ta kanalia. Mike nie mógł uwierzyć w to, że znany śmierciożerca, odpowiedzialny za śmierć dziesiątków, jeżeli nie setek ludzi, chodzi sobie spokojnie po mieści. Jak gdyby nigdy nic się nie stało.
 
„O nie!” Pomyślał. „Dostanie to, na co zasłużył. Już ja o to zadbam. Zbyt wielu śmierciojadów chadza bezkarnie. Najwyższy czas, aby ktoś zrobił z tym porządek.”
 
Skierował swoje kroki w stronę wieżowca, w którym przebywała Alexa. Podejrzewał, że kobieta chętnie zgodzi się na małe polowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy