Rozdział
zawiera cytaty z książki „Harry Potter i więzień Azkabanu”
J.K. Rowling w tłumaczeniu Andrzeja Polkowskiego
Remus
z przyjemnością wciągnął do płuc powietrze Wielkiej Sali w
Hogwarcie. Siedział razem z innymi profesorami przy stole
nauczycielskim z rosnącym rozczuleniem obserwując stoły domów, w
przy których stopniowo zasiadało coraz więcej uczniów. Dziwnie
się czuł, zasiadając w tym miejscu. Coś mówiło mu, że powinien
być między Gryfonami, jak za dawnych lat.
–
Dobrze jest wrócić do Hogwartu, prawda? – zagadnęła go profesor
Pomona Sprout, nauczycielka zielarstwa, wyrywając go z zamyślenia.
–
Nawet bardzo dobrze – przyznał Remus. – Jakbym wrócił do domu.
–
Tak, w tym zamku jest coś takiego, że każdy może nazwać go
domem. Pamiętam, że gdy zaczęłam tu pracować weszłam do
Hogwartu i poczułam, że jestem na swoim miejscu.
Remus
uśmiechnął się delikatnie, słysząc te słowa. Czuł się
dokładnie tak, jak opisywała to nauczycielka zielarstwa. Radość z
powrotu do szkoły psuły mu wątpliwości.
–
Nie jestem pewny, co do tego ostatniego – zwierzył się.
–
Bzdura. Przez siedem lat się tu uczyłeś i nikomu… no… PRAWIE
nikomu się nic nie stało.
–
Problem w tym, że to od tej jednej osoby zależy moje zdrowie w
ciągu najbliższego roku – dodał ponuro Remus, spoglądając na
siedzącego po przeciwnej stronie Severusa Snape'a.
Z
kolej Mistrz Eliksirów konsekwentnie unikał patrzenia na dawnego
wroga. Zachowywał się, jakby Remusa nie było nie tylko w
Hogwarcie, ale też na świecie. Lupinowi ten stan rzeczy, póki co,
odpowiadał. Ciarki go przechodziły na myśl o zbliżającej się
konfrontacji z Severusem.
Uroczystość
rozpoczęcia roku szkolnego była inna niż zazwyczaj – po raz
pierwszy ceremonię przydziału poprowadził Filius Flitwick, a nie
Minerwa McGonagall. Trzeba było przyznać, że niski nauczyciel
zaklęć poradził sobie doskonale z tym nietypowym zadaniem.
Tuż
po tym jak „Ward, Marcel” został przydzielony do Hufflepuffu do
Wielkiej Sali weszła profesor McGonagall, prowadząc za sobą
Harry'ego i jego przyjaciółkę.
Gdy
Minerwa zajęła swoje miejsce Dumbledore, uznawszy, że najwyższy
czas zaczynać, wstał ze swojego miejsca.
–
Witajcie! – powiedział, spoglądając na swoich uczniów. –
Witajcie u progu nowego roku nauki w Hogwarcie! Pragnę wam
powiedzieć o kilku sprawach, a ponieważ jedna z nich jest bardzo
poważna, sądzę, że najlepiej będzie, jeśli od razy przejdę do
rzeczy, zanim ta wspaniała uczta zamroczy wam mózgi… – urwał
na chwilę, odchrząknął i kontynuował: – Zapewne wszyscy już
wiecie, że nasza szkoła gości strażników a Azkabanu, którzy są
tutaj z polecenia Ministerstwa Magii. To oni przeszukali wasz pociąg.
Strażnicy pełnią wartę przy każdym wejściu na teren szkoły, a
póki są wśród nas, nikomu nie wolno opuścić szkoły bez
pozwolenia. Nie łudźcie się: dementorów nie da się oszukać
żadnymi sztuczkami, przebierankami… czy nawet
pelerynami-niewidkami – dodał ironicznym tonem. – Nie będą
wysłuchiwać żadnych próśb ani wymówek. To nie leży w ich
naturze. Dlatego ostrzegam was, żebyście nie dali im powodu do
zrobienia wam krzywdy. Liczę na prefektów domów i na naszą nową
parę prefektów naczelnych, liczę, że zadbają, by nikt nie
próbował wyprowadzić dementorów w pole.
Na
chwilę zapadła cisza, w trakcie której dyrektor bacznie przyjrzał
się swoim podopiecznym. Jakby próbował wyłapać, kto może
sprawić najwięcej problemów. Jeżeli o to chodziło, Remus miał
już kilka przykładowych nazwisk. Przy czym jedno, zaczynające się
na literę „p”, mógł uznać za pewniak.
–
A teraz coś weselszego – kontynuował dyrektor. – Mam
przyjemność powitać w naszym gronie dwóch nowych nauczycieli.
Najpierw profesora Lupina, który zgodził się łaskawie objąć
stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią.
„Jaka
tam łaska?” pomyślał z rozbawieniem Remus, słuchając skąpych
i niezbyt entuzjastycznych oklasków. „Łaską było to, że
zaproponowano mi tę pracę.”
–
A teraz przedstawię wam drugiego nowego nauczyciela. No cóż, muszę
was z przykrością powiadomić, że profesor Kettleburn, nasz
nauczyciel opieki nad magicznymi stworzeniami, przeszedł na
zasłużoną emeryturę, żeby w spokoju pielęgnować to, co mu
jeszcze z ciała pozostało. Mam jednak przyjemność oznajmić wam,
ze jego miejsce zajmie w tym roku Rubeus Hagrid, który zgodził się
objąć to stanowisko, nie rezygnując ze swoich obowiązków
gajowego Hogwartu.
Tym
razem oklaski były o wiele głośniejsze, a największy aplauz
pochodził ze stołu Gryfonów. Remus, dla którego Hagrid był
pierwszym przyjacielem w Hogwarcie, sam miał wielką ochotę
przyłączyć się do uczniowskiej radości. Niestety nauczycielowi
nie bardzo wypadało robić takie rzeczy. Przyrzekł sobie w duchu,
że z serca pogratuluje Hagridowi po uczcie.
–
No, myślę, że z ważnych spraw to już wszystko – powiedział
Dumbledore, gdy ucichły ostatnie oklaski. – Czas rozpocząć
ucztę!
Na
półmiskach pojawiły się bogaty wybór najznakomitszych potraw. Z
kolei stojące obok nich dzbanki wypełniły się sokiem dyniowym i,
na stole nauczycielskim, wybornym winem. W krótkim czasie Wielką
Salę wypełnił gwar rozmów i śmiechów.
Remus
czuł się nieco dziwnie siedząc przy stole z profesorami. Większa
część z nich, jak McGonagall, Sprout czy Flitwick, uczyła go
dwadzieścia lat wcześniej. Ciężko było mu się przyzwyczaić do
myśli, że zostali jego kolegami z pracy. Jedynie czworo
nauczycieli, oprócz niego, nie należało do hogwardzkiej kadry w
czasach, gdy Remus był jednym z uczniów: Hagrid, Trelawney, Burbage
i Snape.
–
Remusie, nie rób takiej smętnej miny – powiedziała profesor
Sprout. – Noc jeszcze młoda.
–
Wiem, pani profesor…
Przerwał
mu wesoły śmiech nauczycielki zielarstwa. Uczniowie nie zwrócili
na ten wybuch najmniejszej uwagi (w końcu kto zwracałby uwagę na
stół profesorów), a i nauczyciele byli zajęci swoimi sprawami.
Jedynie Dumbledore zerknął na koniec stołu, gdzie siedział Remus
i uśmiechnął się ze zrozumieniem.
–
Nie mów do mnie per „profesor” – nakazała Pomona, gdy już
się uspokoiła. – To mi przypomina, ile mam lat. Nawet nie wiesz,
jak dziwnie jest siedzieć tuż obok jednego ze swoich uczniów. Znam
cię od dwudziestu dwóch lat, a przecież nie byłeś jednym z moich
pierwszych podopiecznych. Pamiętam swoją pierwszą klasę. To było…
trzydzieści lat temu? Nie. Trzydzieści dwa. Merlinie, jak ten czas
leci – westchnęła. – A wydawałoby się, że to było zaledwie
wczoraj.
Remus
milczał, pozwalając swojej byłem nauczycielce na zanurzenie się
we wspomnieniach. On też miał na to ochotę – w końcu to właśnie
w Hogwarcie przeżył swoje najlepsze lata. Niestety te dobre
wspomnienia zostały splugawione przez przez zdradę jednego
człowieka. Człowieka, który znów jest na wolności i zagraża
niewinnym osobom.
Gdy
uczniowie zaczęli się zbierać do wyjścia po skończonym posiłku,
nauczyciele również ruszyli się ze swoich miejsc. Profesor
Dumbledore podszedł do Remusa i położył mu dłoń na ramieniu.
–
Przyjdź do mojego gabinetu za pół godziny – polecił. – Hasło
brzmi: balonowa guma do żucia.
Nie
czekając na odpowiedź Lupina, dyrektor wyszedł z Wielkiej Sali.
Remus tylko się za nim obejrzał i pokręcił głową z uśmiechem.
–
Nie ma drugiego takiego czarodzieja – powiedziała profesor Sprout.
–
Zdecydowanie – zgodził się Remus. – Muszę już iść, jeżeli
nie chcę się spóźnić na spotkanie.
–
Idź, idź. Do jutra.
Remus
podniósł się z krzesła i wyszedł z Wielkiej Sali. Szybko
przeszedł do przeznaczonych dla niego komnat, gdzie już czekała na
niego jego walizka. Przebrał się w świeżą szatę i przy pomocy
czarów ułożył resztę swoich ubrań w szafie.
Na
stojącym pod ścianą biurkiem znalazł zestaw pomocy naukowych, o
które w czasie wakacji prosił dyrektora. Było tam absolutnie
wszystko. Z zadowoleniem rozłożył je na podłodze i przyjrzał się
każdej z nich. Przedstawiały poszczególne zaklęcia obronne,
ruchy przy nich wykonywane i ich działanie.
Wyszedł
ze swoich pokoi na dziesięć minut przed planowanym spotkaniem. Nie
spieszył się w drodze do dyrektorskiego gabinetu. Kiedyś uwielbiam
nocne spacery po szkole, mimo że było to łamanie regulaminu.
Poczuł bolesne ukłucie w sercu, gdy przypomniał sobie jaką
wspaniałą grupą przyjaciół byli Huncwoci. I jak skończyli.
„Lunatyk,
Glizdogon, Łapa i Rogacz” pomyślał Remus, przypominając sobie
podpis Huncwotów na ich największym dziele – mapie. „Lunatyk,
Glizdogon, Łapa i Rogacz. Remus, Peter, Syriusz i James. Wilkołak,
szczur, pies i jeleń. Życiowy nieudacznik, zamordowany, zdrajca i
zamordowany. Jak to się stało, że tak skończyliśmy? W którym
miejscu poszliśmy w złą stronę?”
Pod
gabinetem dyrektora pojawił się punktualnie. Miał wrażenie, że
Dumbledore na niego czekał, bo nie zdążył zapukać, a drzwi już
były otwarte.
–
Wejdź, chłopcze – powiedział na powitanie dyrektor. – Cieszę
się, że jesteś w Hogwarcie.
–
Ja też – przyznał Remus.
–
Usiądź. Severus zaraz przyjdzie.
–
Severus? – spytał Lupin słabym głosem.
Nie
był gotowy na konfrontację ze Snape'm. Podejrzewał też, że nigdy
nie będzie na to gotowy, więc uznał, że lepiej załatwić tę
sprawę od razu.
–
Jest pan pewny, że się zgodzi?
–
Oczywiście – ton Dumbledore'a sugerował, że jest to najbardziej
oczywista rzecz na świecie. Remus nie był tego taki pewny.
Wydawało
się, że Severusowi także nie było spieszno do spotkania z
Remusem, bo spóźnił się dziesięć minut. Na tyle długo, żeby
dać Lupinowi do zrozumienia, że Snape nie chce się z nim widzieć,
ale na tyle krótko, aby nie wyglądało to na lekceważenie
Dumbledore'a.
–
Dobry wieczór – powiedział chłodnym tonem, wchodząc do
gabinetu. – Wzywał mnie pan.
Podszedł
do dyrektorskiego biurka, nie zaszczycając Remusa nawet jednym
spojrzeniem.
–
Witaj, Severusie – uśmiechnął się Albus. – Jak się domyślam,
wiesz, dlaczego cię tu zaprosiłem.
–
Niestety – mruknął Snape, spoglądając ostro na znienawidzonego
wilkołaka. – Nie sądzę, że ta rozmowa jest potrzebna. Nie
potrzebuję jej do tego, żeby ważyć eliksir.
–
Severusie – powiedział dyrektor znaczącym tonem.
Chcąc,
nie chcąc Snape zwrócił na Remusa stalowe spojrzenie, pod którego
siłą Lupin aż zadrżał. Wciąż nie doszedł do siebie po pełni,
a starcie z dementorem dodatkowo nadwątliło jego siły. W takiej
sytuacji nawet niewerbalna agresja działała na niego bardzo mocno.
–
Więc, Lupin – zaczął Severus z nutą pogardy w głosie. –
Podejrzewam, że twoja wiedza z zakresu alchemii nadal jest na
żałośnie niskim…
–
Tak się składa, że z eliksirów miałem bardzo dobre oceny –
wtrącił Remus. Postanowił, że, na złość Mistrzowi Eliksirów,
zachowa spokój i nie pozwoli się sprowokować. – Przynajmniej
póki nie zbliżyłem się do kociołka.
Dumbledore
uśmiechnął się, słysząc te słowa, ale Snape ich nie
skomentował. Zachowywał się, jakby Remus cały czas milczał.
–
Domyślam się, że nazwisko Damoclesa Belby'ego nie jest ci znane,
prawda? – spytał z lekceważeniem.
–
Mylisz się. Znowu. Mój kuzyn współpracował z nim przez jakieś
dwa lata, kiedy byliśmy na studiach. Pracowali nad jakimś
eliksirem, ale szczegółów nie znam.
–
Damocles od lat pracował nad eliksirem, który mógłby pomóc
wilkołakom – powiedział Albus.
–
W każdym razie – zaczął ostro Snape. – Pięć lat temu Belby
osiągnął swój cel. Stworzony przez niego wywar tojadowy powoduje,
że wilkołaki w czasie przemiany zachowują całkowitą świadomość,
a co za tym idzie – nie stanowią zagrożenia dla otoczenia.
Oczywiście tylko wtedy, jeżeli tego zagrożenia stanowić nie chcą
– dodał z kpiącym uśmiechem. – Z woli profesora Dumbledore'a
będę dostarczał ci eliksir w ciągu tygodnia poprzedzającego
pełnię. Będziesz go pił aż do ostatniej nocy, a pełnie spędzisz
w swojej komnacie.
Remus
kiwnął twierdząco głową. Miał pewne wątpliwości w związku z
tym planem, ale wolał nie wypowiadać ich na głos w towarzystwie
Severusa Snape'a. Nauczyciel eliksirów już i tak wydawał się
wystarczająco mocno zdenerwowany.
–
Skoro wszystko już sobie wyjaśniliśmy, udam się do swoich komnat.
Muszę przygotować się do zająć.
Snape
kiwnął Albusowi głową na pożegnanie po czym opuścił gabinet,
furgocząc za sobą czarną peleryną.
–
Ty też już możesz iść – powiedział do Remusa Dumbledore.
–
Wiem. Ja tylko… Nie jestem pewny, czy to wszystko to dobry pomysł.
Będzie lepiej, jak będę przemieniać się we Wrzeszczącej Chacie…
–
Nie ma takiej potrzeby. Eliksir spełni swoje zadanie. Poza tym śmiem
twierdzić, że wygodniej ci będzie w swojej komnacie – dodał z
uśmiechem. – Idź już. Dużo dzisiaj przeszedłeś i potrzebujesz
odpoczynku.
Remus
nie mógł się z tym nie zgodzić. Od jakiegoś czasu musiał bardzo
walczyć o to, żeby zachować otwarte oczy.
–
Zaczynasz jutro…
–
Z siódmą klasą – powiedział Remus, widząc niepewność
dyrektora. – Nie mogło być gorzej. Dobranoc.
Wymknął
się z gabinetu i pomaszerował prosto do swoich komnat. Tam zerknął
jeszcze raz na swój plan lekcji, chcąc go lepiej zapamiętać.
Zapowiadał się wyjątkowo ciężki rok – codziennie zaczynał
pierwszą lekcją, trzy razy w tygodniu kończył po ósmej, a w
poniedziałki po dziewiątej godzinie lekcyjnej (mając tego dnia
jedno okienko). Za najbardziej spokojny dzień uznał piątek – co
prawda miał wtedy osiem godzin, ale na każdej z nich uczył
Puchonów. Jedynym mankamentem było to, że miał wtedy trzy lekcje
„całościowe” tj. z całym rocznikiem. Były to zajęcia z
ostatnimi klasami, które przygotowywały się do owutemów.
Gdy
kilkanaście minut później kładł się do łóżka, marzył tylko
o tym, by zanurzyć się w sennych marzeniach. Senność szybko od
niego odeszła, gdy poczuł pod głową pergaminową kopertę.
Otworzył
ją z ciekawością i wyjął znajdujący się w środku list.
Uśmiechnął się na widok znajomego pisma.
Czołem,
kuzynie!
Gratuluję
posady. Wiem, że mi nie uwierzyć, ale poradzisz sobie jak mało
kto. Chętnie wpadłbym do Ciebie i powiedziałbym Ci to osobiście,
ale… Powiedzmy, że na razie do Anglii mi nie po drodze. Jak będzie
okazja na pewno Cię odwiedzę. To obietnica. I ostrzeżenie.
Trzymaj
się. Mike
Liścik
nie odbiegał długością od innych wiadomości, które przez lata
przesyłał Mike. Remus miał je wszystkie. W końcu były one
jedynymi dowodami na to, że jego kuzyn wciąż żyje.
Croft
często zaskakiwał go swoją wiedzą na temat jego życia. Wydawać
by się mogło, że zna każdy krok Remusa. Lupin był pewny, że za
przesyłem informacji stoi Will i nie miał nic przeciwko temu. W
końcu sam bez żadnych oporów wyciągał z wampira wiadomości o
swoim kuzynie.
Odłożył
list na szafkę nocną i zakopał się w kołdrze. Musiał odpocząć
przed czekającymi go lekcjami.
Ah, konfrontacja między Remusem a Severusem... Urocza. Rozmowa na poziomie dorosłych, ale widać, że Severus dalej nie lubi Remusa. I się nie dziwię. Chociaż cała sutyacja z Wierzbą Bijącą była winą Syriusza i Jamesa. Z drugiej strony, Severus może również mieć Lupinowi za złe to, że ten nie reagował, gdy jego przyjaciele dręczyli słabszego. A nawet jeśli reagował, to za mało.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać pierwszej lekcji Remusa. Ciekawe co wymyślił :)