a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


sobota, 12 stycznia 2019

Rozdział 8 – Wywar tojadowy

Rozdział zawiera cytaty z książki „Harry Potter i więzień Azkabanu” J.K. Rowling w tłumaczeniu Andrzeja Polkowskiego

Remus z przyjemnością wciągnął do płuc powietrze Wielkiej Sali w Hogwarcie. Siedział razem z innymi profesorami przy stole nauczycielskim z rosnącym rozczuleniem obserwując stoły domów, w przy których stopniowo zasiadało coraz więcej uczniów. Dziwnie się czuł, zasiadając w tym miejscu. Coś mówiło mu, że powinien być między Gryfonami, jak za dawnych lat.

– Dobrze jest wrócić do Hogwartu, prawda? – zagadnęła go profesor Pomona Sprout, nauczycielka zielarstwa, wyrywając go z zamyślenia.

– Nawet bardzo dobrze – przyznał Remus. – Jakbym wrócił do domu.

– Tak, w tym zamku jest coś takiego, że każdy może nazwać go domem. Pamiętam, że gdy zaczęłam tu pracować weszłam do Hogwartu i poczułam, że jestem na swoim miejscu.

Remus uśmiechnął się delikatnie, słysząc te słowa. Czuł się dokładnie tak, jak opisywała to nauczycielka zielarstwa. Radość z powrotu do szkoły psuły mu wątpliwości.

– Nie jestem pewny, co do tego ostatniego – zwierzył się.

– Bzdura. Przez siedem lat się tu uczyłeś i nikomu… no… PRAWIE nikomu się nic nie stało.

– Problem w tym, że to od tej jednej osoby zależy moje zdrowie w ciągu najbliższego roku – dodał ponuro Remus, spoglądając na siedzącego po przeciwnej stronie Severusa Snape'a.

Z kolej Mistrz Eliksirów konsekwentnie unikał patrzenia na dawnego wroga. Zachowywał się, jakby Remusa nie było nie tylko w Hogwarcie, ale też na świecie. Lupinowi ten stan rzeczy, póki co, odpowiadał. Ciarki go przechodziły na myśl o zbliżającej się konfrontacji z Severusem.

Uroczystość rozpoczęcia roku szkolnego była inna niż zazwyczaj – po raz pierwszy ceremonię przydziału poprowadził Filius Flitwick, a nie Minerwa McGonagall. Trzeba było przyznać, że niski nauczyciel zaklęć poradził sobie doskonale z tym nietypowym zadaniem.

Tuż po tym jak „Ward, Marcel” został przydzielony do Hufflepuffu do Wielkiej Sali weszła profesor McGonagall, prowadząc za sobą Harry'ego i jego przyjaciółkę.

Gdy Minerwa zajęła swoje miejsce Dumbledore, uznawszy, że najwyższy czas zaczynać, wstał ze swojego miejsca.

– Witajcie! – powiedział, spoglądając na swoich uczniów. – Witajcie u progu nowego roku nauki w Hogwarcie! Pragnę wam powiedzieć o kilku sprawach, a ponieważ jedna z nich jest bardzo poważna, sądzę, że najlepiej będzie, jeśli od razy przejdę do rzeczy, zanim ta wspaniała uczta zamroczy wam mózgi… – urwał na chwilę, odchrząknął i kontynuował: – Zapewne wszyscy już wiecie, że nasza szkoła gości strażników a Azkabanu, którzy są tutaj z polecenia Ministerstwa Magii. To oni przeszukali wasz pociąg. Strażnicy pełnią wartę przy każdym wejściu na teren szkoły, a póki są wśród nas, nikomu nie wolno opuścić szkoły bez pozwolenia. Nie łudźcie się: dementorów nie da się oszukać żadnymi sztuczkami, przebierankami… czy nawet pelerynami-niewidkami – dodał ironicznym tonem. – Nie będą wysłuchiwać żadnych próśb ani wymówek. To nie leży w ich naturze. Dlatego ostrzegam was, żebyście nie dali im powodu do zrobienia wam krzywdy. Liczę na prefektów domów i na naszą nową parę prefektów naczelnych, liczę, że zadbają, by nikt nie próbował wyprowadzić dementorów w pole.

Na chwilę zapadła cisza, w trakcie której dyrektor bacznie przyjrzał się swoim podopiecznym. Jakby próbował wyłapać, kto może sprawić najwięcej problemów. Jeżeli o to chodziło, Remus miał już kilka przykładowych nazwisk. Przy czym jedno, zaczynające się na literę „p”, mógł uznać za pewniak.

– A teraz coś weselszego – kontynuował dyrektor. – Mam przyjemność powitać w naszym gronie dwóch nowych nauczycieli. Najpierw profesora Lupina, który zgodził się łaskawie objąć stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią.

„Jaka tam łaska?” pomyślał z rozbawieniem Remus, słuchając skąpych i niezbyt entuzjastycznych oklasków. „Łaską było to, że zaproponowano mi tę pracę.”

– A teraz przedstawię wam drugiego nowego nauczyciela. No cóż, muszę was z przykrością powiadomić, że profesor Kettleburn, nasz nauczyciel opieki nad magicznymi stworzeniami, przeszedł na zasłużoną emeryturę, żeby w spokoju pielęgnować to, co mu jeszcze z ciała pozostało. Mam jednak przyjemność oznajmić wam, ze jego miejsce zajmie w tym roku Rubeus Hagrid, który zgodził się objąć to stanowisko, nie rezygnując ze swoich obowiązków gajowego Hogwartu.

Tym razem oklaski były o wiele głośniejsze, a największy aplauz pochodził ze stołu Gryfonów. Remus, dla którego Hagrid był pierwszym przyjacielem w Hogwarcie, sam miał wielką ochotę przyłączyć się do uczniowskiej radości. Niestety nauczycielowi nie bardzo wypadało robić takie rzeczy. Przyrzekł sobie w duchu, że z serca pogratuluje Hagridowi po uczcie.

– No, myślę, że z ważnych spraw to już wszystko – powiedział Dumbledore, gdy ucichły ostatnie oklaski. – Czas rozpocząć ucztę!

Na półmiskach pojawiły się bogaty wybór najznakomitszych potraw. Z kolei stojące obok nich dzbanki wypełniły się sokiem dyniowym i, na stole nauczycielskim, wybornym winem. W krótkim czasie Wielką Salę wypełnił gwar rozmów i śmiechów.

Remus czuł się nieco dziwnie siedząc przy stole z profesorami. Większa część z nich, jak McGonagall, Sprout czy Flitwick, uczyła go dwadzieścia lat wcześniej. Ciężko było mu się przyzwyczaić do myśli, że zostali jego kolegami z pracy. Jedynie czworo nauczycieli, oprócz niego, nie należało do hogwardzkiej kadry w czasach, gdy Remus był jednym z uczniów: Hagrid, Trelawney, Burbage i Snape.

– Remusie, nie rób takiej smętnej miny – powiedziała profesor Sprout. – Noc jeszcze młoda.

– Wiem, pani profesor…

Przerwał mu wesoły śmiech nauczycielki zielarstwa. Uczniowie nie zwrócili na ten wybuch najmniejszej uwagi (w końcu kto zwracałby uwagę na stół profesorów), a i nauczyciele byli zajęci swoimi sprawami. Jedynie Dumbledore zerknął na koniec stołu, gdzie siedział Remus i uśmiechnął się ze zrozumieniem.

– Nie mów do mnie per „profesor” – nakazała Pomona, gdy już się uspokoiła. – To mi przypomina, ile mam lat. Nawet nie wiesz, jak dziwnie jest siedzieć tuż obok jednego ze swoich uczniów. Znam cię od dwudziestu dwóch lat, a przecież nie byłeś jednym z moich pierwszych podopiecznych. Pamiętam swoją pierwszą klasę. To było… trzydzieści lat temu? Nie. Trzydzieści dwa. Merlinie, jak ten czas leci – westchnęła. – A wydawałoby się, że to było zaledwie wczoraj.

Remus milczał, pozwalając swojej byłem nauczycielce na zanurzenie się we wspomnieniach. On też miał na to ochotę – w końcu to właśnie w Hogwarcie przeżył swoje najlepsze lata. Niestety te dobre wspomnienia zostały splugawione przez przez zdradę jednego człowieka. Człowieka, który znów jest na wolności i zagraża niewinnym osobom.

Gdy uczniowie zaczęli się zbierać do wyjścia po skończonym posiłku, nauczyciele również ruszyli się ze swoich miejsc. Profesor Dumbledore podszedł do Remusa i położył mu dłoń na ramieniu.

– Przyjdź do mojego gabinetu za pół godziny – polecił. – Hasło brzmi: balonowa guma do żucia.

Nie czekając na odpowiedź Lupina, dyrektor wyszedł z Wielkiej Sali. Remus tylko się za nim obejrzał i pokręcił głową z uśmiechem.

– Nie ma drugiego takiego czarodzieja – powiedziała profesor Sprout.

– Zdecydowanie – zgodził się Remus. – Muszę już iść, jeżeli nie chcę się spóźnić na spotkanie.

– Idź, idź. Do jutra.

Remus podniósł się z krzesła i wyszedł z Wielkiej Sali. Szybko przeszedł do przeznaczonych dla niego komnat, gdzie już czekała na niego jego walizka. Przebrał się w świeżą szatę i przy pomocy czarów ułożył resztę swoich ubrań w szafie.

Na stojącym pod ścianą biurkiem znalazł zestaw pomocy naukowych, o które w czasie wakacji prosił dyrektora. Było tam absolutnie wszystko. Z zadowoleniem rozłożył je na podłodze i przyjrzał się każdej z nich. Przedstawiały poszczególne zaklęcia obronne, ruchy przy nich wykonywane i ich działanie.

Wyszedł ze swoich pokoi na dziesięć minut przed planowanym spotkaniem. Nie spieszył się w drodze do dyrektorskiego gabinetu. Kiedyś uwielbiam nocne spacery po szkole, mimo że było to łamanie regulaminu. Poczuł bolesne ukłucie w sercu, gdy przypomniał sobie jaką wspaniałą grupą przyjaciół byli Huncwoci. I jak skończyli.

„Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz” pomyślał Remus, przypominając sobie podpis Huncwotów na ich największym dziele – mapie. „Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz. Remus, Peter, Syriusz i James. Wilkołak, szczur, pies i jeleń. Życiowy nieudacznik, zamordowany, zdrajca i zamordowany. Jak to się stało, że tak skończyliśmy? W którym miejscu poszliśmy w złą stronę?”

Pod gabinetem dyrektora pojawił się punktualnie. Miał wrażenie, że Dumbledore na niego czekał, bo nie zdążył zapukać, a drzwi już były otwarte.

– Wejdź, chłopcze – powiedział na powitanie dyrektor. – Cieszę się, że jesteś w Hogwarcie.

– Ja też – przyznał Remus.

– Usiądź. Severus zaraz przyjdzie.

– Severus? – spytał Lupin słabym głosem.

Nie był gotowy na konfrontację ze Snape'm. Podejrzewał też, że nigdy nie będzie na to gotowy, więc uznał, że lepiej załatwić tę sprawę od razu.

– Jest pan pewny, że się zgodzi?

– Oczywiście – ton Dumbledore'a sugerował, że jest to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Remus nie był tego taki pewny.

Wydawało się, że Severusowi także nie było spieszno do spotkania z Remusem, bo spóźnił się dziesięć minut. Na tyle długo, żeby dać Lupinowi do zrozumienia, że Snape nie chce się z nim widzieć, ale na tyle krótko, aby nie wyglądało to na lekceważenie Dumbledore'a.

– Dobry wieczór – powiedział chłodnym tonem, wchodząc do gabinetu. – Wzywał mnie pan.

Podszedł do dyrektorskiego biurka, nie zaszczycając Remusa nawet jednym spojrzeniem.

– Witaj, Severusie – uśmiechnął się Albus. – Jak się domyślam, wiesz, dlaczego cię tu zaprosiłem.

– Niestety – mruknął Snape, spoglądając ostro na znienawidzonego wilkołaka. – Nie sądzę, że ta rozmowa jest potrzebna. Nie potrzebuję jej do tego, żeby ważyć eliksir.

– Severusie – powiedział dyrektor znaczącym tonem.

Chcąc, nie chcąc Snape zwrócił na Remusa stalowe spojrzenie, pod którego siłą Lupin aż zadrżał. Wciąż nie doszedł do siebie po pełni, a starcie z dementorem dodatkowo nadwątliło jego siły. W takiej sytuacji nawet niewerbalna agresja działała na niego bardzo mocno.

– Więc, Lupin – zaczął Severus z nutą pogardy w głosie. – Podejrzewam, że twoja wiedza z zakresu alchemii nadal jest na żałośnie niskim…

– Tak się składa, że z eliksirów miałem bardzo dobre oceny – wtrącił Remus. Postanowił, że, na złość Mistrzowi Eliksirów, zachowa spokój i nie pozwoli się sprowokować. – Przynajmniej póki nie zbliżyłem się do kociołka.

Dumbledore uśmiechnął się, słysząc te słowa, ale Snape ich nie skomentował. Zachowywał się, jakby Remus cały czas milczał.

– Domyślam się, że nazwisko Damoclesa Belby'ego nie jest ci znane, prawda? – spytał z lekceważeniem.

– Mylisz się. Znowu. Mój kuzyn współpracował z nim przez jakieś dwa lata, kiedy byliśmy na studiach. Pracowali nad jakimś eliksirem, ale szczegółów nie znam.

– Damocles od lat pracował nad eliksirem, który mógłby pomóc wilkołakom – powiedział Albus.

– W każdym razie – zaczął ostro Snape. – Pięć lat temu Belby osiągnął swój cel. Stworzony przez niego wywar tojadowy powoduje, że wilkołaki w czasie przemiany zachowują całkowitą świadomość, a co za tym idzie – nie stanowią zagrożenia dla otoczenia. Oczywiście tylko wtedy, jeżeli tego zagrożenia stanowić nie chcą – dodał z kpiącym uśmiechem. – Z woli profesora Dumbledore'a będę dostarczał ci eliksir w ciągu tygodnia poprzedzającego pełnię. Będziesz go pił aż do ostatniej nocy, a pełnie spędzisz w swojej komnacie.

Remus kiwnął twierdząco głową. Miał pewne wątpliwości w związku z tym planem, ale wolał nie wypowiadać ich na głos w towarzystwie Severusa Snape'a. Nauczyciel eliksirów już i tak wydawał się wystarczająco mocno zdenerwowany.

– Skoro wszystko już sobie wyjaśniliśmy, udam się do swoich komnat. Muszę przygotować się do zająć.

Snape kiwnął Albusowi głową na pożegnanie po czym opuścił gabinet, furgocząc za sobą czarną peleryną.

– Ty też już możesz iść – powiedział do Remusa Dumbledore.

– Wiem. Ja tylko… Nie jestem pewny, czy to wszystko to dobry pomysł. Będzie lepiej, jak będę przemieniać się we Wrzeszczącej Chacie…

– Nie ma takiej potrzeby. Eliksir spełni swoje zadanie. Poza tym śmiem twierdzić, że wygodniej ci będzie w swojej komnacie – dodał z uśmiechem. – Idź już. Dużo dzisiaj przeszedłeś i potrzebujesz odpoczynku.

Remus nie mógł się z tym nie zgodzić. Od jakiegoś czasu musiał bardzo walczyć o to, żeby zachować otwarte oczy.

– Zaczynasz jutro…

– Z siódmą klasą – powiedział Remus, widząc niepewność dyrektora. – Nie mogło być gorzej. Dobranoc.

Wymknął się z gabinetu i pomaszerował prosto do swoich komnat. Tam zerknął jeszcze raz na swój plan lekcji, chcąc go lepiej zapamiętać. Zapowiadał się wyjątkowo ciężki rok – codziennie zaczynał pierwszą lekcją, trzy razy w tygodniu kończył po ósmej, a w poniedziałki po dziewiątej godzinie lekcyjnej (mając tego dnia jedno okienko). Za najbardziej spokojny dzień uznał piątek – co prawda miał wtedy osiem godzin, ale na każdej z nich uczył Puchonów. Jedynym mankamentem było to, że miał wtedy trzy lekcje „całościowe” tj. z całym rocznikiem. Były to zajęcia z ostatnimi klasami, które przygotowywały się do owutemów.

Gdy kilkanaście minut później kładł się do łóżka, marzył tylko o tym, by zanurzyć się w sennych marzeniach. Senność szybko od niego odeszła, gdy poczuł pod głową pergaminową kopertę.

Otworzył ją z ciekawością i wyjął znajdujący się w środku list. Uśmiechnął się na widok znajomego pisma.

Czołem, kuzynie!

Gratuluję posady. Wiem, że mi nie uwierzyć, ale poradzisz sobie jak mało kto. Chętnie wpadłbym do Ciebie i powiedziałbym Ci to osobiście, ale… Powiedzmy, że na razie do Anglii mi nie po drodze. Jak będzie okazja na pewno Cię odwiedzę. To obietnica. I ostrzeżenie.
Trzymaj się. Mike


Liścik nie odbiegał długością od innych wiadomości, które przez lata przesyłał Mike. Remus miał je wszystkie. W końcu były one jedynymi dowodami na to, że jego kuzyn wciąż żyje.

Croft często zaskakiwał go swoją wiedzą na temat jego życia. Wydawać by się mogło, że zna każdy krok Remusa. Lupin był pewny, że za przesyłem informacji stoi Will i nie miał nic przeciwko temu. W końcu sam bez żadnych oporów wyciągał z wampira wiadomości o swoim kuzynie.

Odłożył list na szafkę nocną i zakopał się w kołdrze. Musiał odpocząć przed czekającymi go lekcjami.

1 komentarz:

  1. Ah, konfrontacja między Remusem a Severusem... Urocza. Rozmowa na poziomie dorosłych, ale widać, że Severus dalej nie lubi Remusa. I się nie dziwię. Chociaż cała sutyacja z Wierzbą Bijącą była winą Syriusza i Jamesa. Z drugiej strony, Severus może również mieć Lupinowi za złe to, że ten nie reagował, gdy jego przyjaciele dręczyli słabszego. A nawet jeśli reagował, to za mało.
    Nie mogę się doczekać pierwszej lekcji Remusa. Ciekawe co wymyślił :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy