Szczupła,
wysportowana kobieta, licząca sobie niewiele ponad trzydzieści lat,
energicznym krokiem przemierzyła korytarz. Obcasy jej butów
wystukiwały rytm kroków na pokrywających podłogę kafelkach,
kiedy kierowała się do swojego gabinetu. Ciemmnogranatowa szata
czarownicy zamiatała podłogę. Mimo późnej pory na jej radosnej
twarzy nie widać było śladu zmęczenia.
Pierwszy
września zawsze był dla niej jednym z najbardziej ekscytujących
dni w roku i za nic w świecie nie chciała zmarnować go na smutki i
zmęczenie. Pragnęła tylko cieszyć się perspektywą kolejnych
dziesięciu miesięcy, które miała spędzić ze swoimi uczniami. To
właśnie wśród nich odnalazła swoje powołanie, chociaż gdyby w
młodości ktoś jej powiedział, że zostanie nauczycielką, nigdy
by w to nie uwierzyła.
Po
krótkim marszu otworzyła drzwi od swojego gabinetu i… Zatrzymała
się w progu, jakby ktoś rzucił na nią Drętwotę.
Na
przeciwko wejścia stała odziana w czarny płaszcz postać, która
wpatrywała się w okno. Kobieta widziała jedynie plecy tajemniczego
osobnika.
–
Kim jesteś? – spytała ostro.
Jedną
ręką zamknęła za sobą drzwi, podczas gdy drugą celowała
różdżką w niespodziewanego gościa.
Bez
żadnego słowa postać uniosła ręce i zsunęła sobie z głowy
kaptur. W tym samym czasie powoli się odwróciła.
Kobieta
najpierw zobaczyła czarne włosy, a potem znajome rysy twarzy i
uśmiech. Nie mogąc uwierzyć w to, co widzi, opuściła różdżkę.
–
Mike – szepnęła.
W
kilku krokach przemierzyła dzielącą ich odległość i rzuciła
się dawnemu przyjacielowi na szyję.
–
Jak dobrze cię widzieć – powiedziała. – Ale mogłeś napisać,
że przyjeżdżasz.
Mike
roześmiał się i przytulił kobietę.
–
Chciałem zrobić ci niespodziankę – przyznał Croft. – Zresztą
nawet nie wiedziałem, gdzie cię szukać. Wiedziałem jedynie to, że
uczysz tutaj. Co ciekawego mi powie profesor Grace Cabot? – spytał
ze śmiechem.
Grace
też się roześmiała. Na krótko, bo obecność Mike'a wywołała
bolesne ukłucie w jej sercu.
–
Widziałeś się z nim? – zapytała.
Nie
musiała podawać imienia. Oboje wiedzieli, o kogo chodzi. Stojący
przed nią chłopak (Grace nie mogła uwierzyć, że wciąż tak o
nim myślała) pokręcił przecząco głową.
–
Nie. Ostatni raz widziałem go jeszcze przed przemianą. Liczyłem na
to, że może ty mi coś powiesz. W końcu byliście zaręczeni.
–
To długa historia… – zaczęła niepewnie.
–
Wiem. Wiem o wszystkim.
Kobieta
delikatnie się uśmiechnęła, jakby Mike zdjął z jej barków
ciężar. Odkąd rozpoznała swojego gościa, bała się podjęcie
tego tematu. Nie była pewna, czy umie wyjaśnić Mike'owi, dlaczego
rozstała się z jego kuzynem.
–
Usiądź. Napijesz się czegoś? – spytała.
Chłopak
usiadł na jednym z foteli i szeroko się uśmiechnął. W jego
ustach błysnęły kły.
–
Chętnie bym się napił – powiedział.
Grace
poczuła, jak serce zaczyna bić jej wolniej. Krew odpłynęła jej z
twarzy, a w ciemnych oczach błysnął strach.
Mike
przez chwilę wpatrywał się w nią z uprzejmym zainteresowaniem, po
czym wybuchnął śmiechem.
–
Przepraszam – rzucił, gdy się uspokoił. – Nie mogłem się
powstrzymać. Chętnie napiję się herbaty, o ile to nie będzie dla
ciebie problem.
Grace
odetchnęła z ulgą.
–
A żeby cię stratowało stado hipogryfów – mruknęła pod nosem.
Machnęła
kilka razy różdżką i już po chwili ona i Mike siedzieli
naprzeciwko siebie z parującymi kubkami w dłoniach.
–
Więc… - zaczął niepewnie Croft. – Opieka nad magicznymi
stworzeniami, tak?
–
Zadziwiająco dużo wiesz – stwierdziła kobieta. – Ale… Tak.
Opieka. Pracuję tu od ośmiu lat. I… można powiedzieć, że
jestem szczęśliwa. Podoba mi się takie życie.
Mike
zmrużył oczy, wpatrując się w jej twarz. Widział maleńkie
zmarszczki, których na pewno nie było kilka lat wcześniej. W jej
ciemnych oczach widniał smutek świadczący o tym, że jej słowa
nie były całkowicie zgodne z prawdą.
–
Dużo wiem – przyznał. – Will co jakiś czas podsyła mi
wiadomości z Anglii. Wiesz… Po tobie nie było żadnej innej.
Grace
zacisnęła powieki, jakby z trudem godziła się z tym, co właśnie
usłyszała. Zrobiła kilka głębokich oddechów, zanim
odpowiedziała.
–
Po nim też nie było innego. Nie potrafiłam ponownie się zakochać.
Dopiero tutaj, w Instytucie w Salem, znalazłam spokój. I nową
miłość – naukę. Ale dość o mnie. Powiedz lepiej, co u ciebie.
Croft
uśmiechnął się szeroko, słysząc tę próbę zmiany tematu.
Rozumiał Grace – z trudem wspomina się byłe związki, zwłaszcza
wtedy, gdy zakończyły się w tak trudny sposób.
–
Nic u mnie się nie działo – przyznał Mike. – Ostatnie lata
spędziłem jakby w odcięciu od świata. Nie czułem się… sobą?
Nie, raczej: częścią tego świata. Ciągle byłem obok. Czas
upływał, a ja nie potrafiłem podążać za nim.
–
Byłeś sam?
–
Zależy od kontekstu. Wkrótce po moim wyjeździe z Anglii znalazła
mnie Alexa – córka Willa. Jest moim, z braku lepszego słowa,
łącznikiem z dawnym życiem. Wiem, że donosi o wszystkim Willowi,
chociaż nigdy mi się do tego nie przyznała. A z drugiej strony, to
właśnie przez Lex docierając do mnie informacje z domu. Ale z
nikim nie byłem.
Grace
parsknęła śmiechem, w którym nie było słychać rozbawienia czy
radości. Oszczędnym ruchem różdżki i wyszeptanym Accio!
przywołała z barku dwa kieliszki i butelkę wina.
–
Kim jesteśmy, Mike? – spytała, nalewając sobie i gościowi. –
Ludzie ze złamanymi sercami… Najczęściej złamanymi z głupich
powodów. Troje ludzi, którzy po przeżyciu wielkiej miłości, nie
umieją sobie na nowo ułożyć życia. Ja skończyłam w szkole, ty
nie umiesz się odnaleźć w świecie, a Remus…
–
Remus dzisiaj rozpoczął pracę w Hogwarcie – wpadł jej w słowo
Mike. – Uczy obrony przed czarną magią.
Oczy
siedzącej przed nim kobiety rozszerzyły się ze zdziwienia, a usta
rozszerzyły się w szczerym uśmiechu.
–
Nareszcie ma pracę, do której jest stworzony – stwierdziła. –
Da sobie radę.
–
Pewnie, że da. Po tym, co przeżył, praca z uczniami będzie jak
spacerek. Tylko, że… Słyszałaś o ucieczce Blacka?
–
Obiło mi się o uszy. Myślisz, że będzie próbował dostać się
do Hogwartu?
–
Nie wiem – odpowiedział szczerze Mike. – Mam nadzieję, że nie
będzie próbował. Tylko zastanawiam się, jak, na brodę Merlina,
mu się to udało. Przecież nikomu nie udała się jeszcze ucieczka.
To więzienie jest lepiej strzeżone niż cholerne Alcatraz!
–
Z Alcatraz nikt nie uciekł – wtrąciła Grace.
Mike
chciał coś odpowiedzieć, ale uniemożliwiło mu to pukanie do
drzwi. Chłopak od razu cały się spiął, a jego prawa dłoń
powędrowała do kieszeni, w której trzymał różdżkę.
–
Spokojnie – upomniała go kobieta.
Podeszła
do drzwi i je otworzyła. Po drugiej stronie stała na oko
czternastoletnia dziewczyna ubrana w szatę czarodziejki. Na widok
swojej nauczycielki uśmiechnęła się, przy okazji lustrując
Mike'a zaciekawionym spojrzeniem.
–
Ja… - zaczęła niepewnie, ale po chwili się pozbierała i
odzyskała pewność siebie. – W czerwcu prosiła mnie pani, żebym
przyszła po jakieś książki o obronie, ale widzę, że jest pani
zajęta. Przyjdę jutro…
–
Nie przejmuj się mną – powiedział szybko Mike, podnosząc się z
fotela. – I tak już muszę iść. Nie, Grace. Naprawdę muszę
iść. Lex lepiej nie zostawiać zbyt długo samej, bo wpadają jej
do głowy dziwne pomysły… Gdybym to nie było niemożliwe, można
by ją wziąć za kolejnego Huncwota.
–
Odezwij się jeszcze – poprosiła Grace, gdy Mike cmoknął ją w
policzek na pożegnanie.
–
Możesz być tego pewna – obiecał. – Na razie.
Zręcznie
wyminął uczennicę i szybko, nieco zbyt szybkim, krokiem oddalił
się korytarzem.
–
Tylko szybciej niż za dwanaście lat! – krzyknęła za nim Grace.
W
odpowiedzi usłyszała głośny śmiech wampira.
„Może
to prawda, że chłopcy dorastają tylko do pewnego momentu, a potem
już tylko rosną” pomyślała z rozbawieniem.
–
Przypomnij mi, proszę, jakie to miały być książki – poprosiła,
zwracając się do uczennicy.
Czwartoklasistka
wyrzuciła z siebie trzy tytuły, które Grace bez trudu znalazła.
–
Jak ci minęły wakacje? – spytała profesorka, wręczając
dziewczynie książki.
–
Cudownie – mruknęła uczennica z wyraźną niechęcią w głosie.
– Mama jak zawsze szczęśliwa, że jestem w domu. Gnojek
jak zawsze uroczy. Innymi słowy – jak zawsze. Dla mojej
rodziny najlepiej byłoby, gdybym w ogóle nie wracała do domu na
wakacje. Dla mnie też.
Grace
westchnęła i opadła na jeden z foteli. Od dawna wiedziała, że w
domu jej ulubionej uczennicy nie dzieje się dobre. Dziewczyna nigdy
nie dogadywała się z matką, która traktowała ją jak zło
konieczne. Sytuacji nie poprawiało też to, że ojczym
czternastolatki kompletnie nie zwracał na nią uwagi. Młodszy brat,
nastawiony przez matkę, też traktował starszą siostrę jak zło
konieczne. Przez długi czas jedynym oparciem dla dziewczyny była
babcia, ale ostatnimi czasy starsza pani nie miała już sił na
kłótnie z córką w obronie wnuczki.
Biorąc
pod uwagę chorą (tego inaczej nie dało się nazwać) sytuację
rodzinną, nie można się było dziwić, że jednym z największych
marzeń dziewczyny było odnalezienie ojca, którego nigdy nie znała.
Czternastolatka nieraz opowiadała ukochanej nauczycielce, jak bardzo
chciałaby poznać rodzica. Nie żaliła się, że nawet nie ma
pojęcia, dlaczego nie miała możliwości poznać swojego taty. Jej
matka przy każdej okazji mówi inną wersję wydarzeń.
–
Pocieszam się tym, że wrócę tam dopiero za dziesięć miesięcy –
powiedziała dziarsko uczennica. – Najszczęśliwsza jestem w
szkole. Dziękuję za książki. Dobranoc.
Grace
z uśmiechem patrzyła, jak jej uczennica zmierza w kierunku skrzydła
sypialnego. Bardzo lubiła tę dziewczynę. Zaprzyjaźniły się już
w pierwszych dniach jej nauki w szkole. Kobieta szybko rozumiała, że
jedenastoletnia wówczas dziewczyna szuka w niej oparcia i opieki,
których brakowało jej w domu. Mimo dobrych stosunków, jakie
łączyły Grace z uczennicą, profesorka nigdy jej nie faworyzowała.
Wręcz przeciwnie – zawsze oceniała swoją ulubienicę ostrzej,
nie tylko dlatego, żeby uniknąć podejrzeń – chciała ją
zmotywować do większej nauki. Z czasem okazało się, że nie było
to potrzebne, bo dziewczyna wprost połykała książki i bez
znaczenia było, czy były to książki naukowe czy beletrystyka.
–
Dobranoc, Sophie – szepnęła w pustkę Grace.
Zamknęła
drzwi od gabinetu i przeszła do pokoi mieszkalnych. Miała na
wyłączność dwa nieduże, przytulne pomieszczenia… Właściwie
to pomieszczenia były duże, ale większą ich część zajmowały
klatki i akwaria dla zwierząt. Były już pełne druzgotków,
kanarków, błotoryjów, traszek dwuogonowych i innych stworzeń,
wśród których znajdowały się takie perełki jak lelek wróżebnik.
Z jednego pokoju wychodziły schody, które prowadziły wprost do
szkolnej stajni. Do obowiązków nauczycielki opieki nad magicznymi
stworzeniami należało opiekowanie się mieszkającymi tam
hipogryfami i pegazami. Z kolej w pobliskim lesie mieszkało małe
stadko jednorożców, nad którymi pieczę też sprawowała Grace.
Rzecz jasna miała pomoc w postaci Wilhelma, który pełnił funkcję
stajennego, gajowego i każdą inną, jaka akurat była potrzebna.
Nigdy się nie skarżył i zawsze z uśmiechem robił to, o co się
go prosiło.
Chrobotanie,
popiskiwanie i świegotanie zwierząt zostało szybko zakrzyczane
przez siedzącą na żerdzi przy oknie ara żółtoskrzydła. Na
widok Grace kolorowy ptak wzbił się w powietrze i po krótkim locie
przysiadł na ramieniu swojej właścicielki.
–
Cześć, Enlil* - powiedziała z uśmiechem Grace, drapiąc ulubieńca
za główką. – Czas się kłaść. Jutro wcześnie zaczynam
zajęcia.
Poczęstowała
papugę ziarnem i zerkając na wiszący na drzwiach plan lekcji.
Zaczynała lekcje o godzinie dziewiątej, a na pierwszy ogień miała
iść ostatnia klasa. Czuła, że w najbliższym roku szkolnym będzie
się działo.
-
- - - - - - -
*Enlil
– mezopotamski bóg powietrza, według jednego z mitów stworzył
pierwszego człowieka
Nareszcie po 1,5 roku wróciłaś! Gratylacje. Mam nadzieję, że wróciłaś na dobre i zrealizujesz wszystkie swoje pomysły, a nam, czytelnikom, dasz odpowiedzi na nurtujące nas tak długo pytania. Jak sobie radzi Remus? A Mike? Jak zmieniło się ich życie? Jak Remus zareaguje na to, ze Syriusz jest niewinny? Co będzie czuł, gdy dowie się, co naprawdę się wydarzyło i kto zdradził Potterów?
OdpowiedzUsuńBoże, Grace wróciła! Wielka miłość Remusa! Czy dawni narzeczeni znów się spotkają? A może będzie wtedy też Tonks? Mam nadzieję, że tak. To by było ekscytujące :) I czy Mike pojedzie do kuzyna? Tyle pytań, a na odpowiedzi trzeba czekać...
Pozdrawiam i życzę duuuuużo weny :)
Dziękuję bardzo :) Na pewno mam zamiar doprowadzić to do początku pierwszej wojny. I zapewniam, że na większość z tych pytań poznasz odpowiedź :)
UsuńPozdrawiam, Morrigan
To fantastycznie! Ale do początku pierwszej wojny? Chyba drugiej? Nieważne. Ale czy jest nadzieja, choćby najmniejsza, że drugą wojnę też opiszesz?
UsuńZnaczy drugiej, tak. Wybacz, ostatnio na zajęciach mam w kółko pierwszą wojnę światową i jakoś tak mi zostało. Szansa jest zawsze, zobaczymy, jak będę stała z czasem i pomysłami :)
UsuńWięc życzę ci duuuuużo czasu, weny i pomysłów ;)
Usuń