a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


środa, 26 grudnia 2018

Rozdział 6 – Dementor


Rozdział zawiera cytaty z książki „Harry Potter i więzień Azkabanu” J.K. Rowling w tłumaczeniu Andrzeja Polkowskiego

Uderzające o miękką ziemię łapy, miarowo wybijały rytm kroków czarnego psa. Owy rytm znaczył kolejne dni i tygodnie w podróży.

Syriusz nie wiedział, jak udało mu się przeżyć podróż przez pół Wielkiej Brytanii. Niewiele jadł, jedynie tyle, ile udało mu się wygrzebać ze śmietnika lub ukraść spod nosa wiejskim kundlom. Nie zaprzątał sobie głowy kwestią dokładniejszego poszukiwania pożywienia – nie miał na to czasu. Chciał dotrzeć do Harry'ego i zobaczyć go, zanim uda się w powrotną drogę na północ. Wystarczy mu tylko jeden rzut oka. Nic więcej. Tylko jedno spojrzenie by upewnić się, że młodemu rzeczywiście nic nie jest.

Do Little Whinging trafił bez większego problemu. Wystarczyło kierować się na znaki – w końcu nawet w ciele psa potrafił czytać. Ta umiejętność, tak jak i wszystkie inne nie zanikały podczas przemiany.

Szkoda, że transformacja Remusa nie jest dla niego tak łaskawa” przemknęło mu przez głowę. Ta myśl była tak nagła, że zaskoczony Syriusz zgubił rytm biegu. Jedna łapa zrobiła krok zamiast drugiej i Black zarył nosem o ziemię. „Szlag by to wszystko!”

Otrząsnął się i postawił ostrożny krok. Łapa wytrzymała obciążenie. Druga też. Po kilku ostrożnych, powolnych krokach Syriusz ponowił bieg. Nie miał ani chwili do stracenia.

Odkąd uciekł z Azkabanu odmierzał czas wschodami i zachodami słońca oraz uderzeniami łap. Był jednak świadomy tego, że nie jest to dobry sposób na mierzenie przemijających dni. Ze zmęczenia mógł zgubić dzień lub dwa… z roztargnienia mógł pomylić się w obliczeniach.
Nie był pewny, ile tak naprawdę minęło czasu, odkąd uciekł z Azkabanu.

Nie był pewny, ile czasu spędził w psiej postaci.

Nie był pewny, ile jeszcze było w nim człowieka.

~ * ~

Wygrałeś – powiedział Will, gdy Remus wszedł do jego gabinetu dwa dni po wizycie w Ministerstwie Magii.

Lupin uniósł pytająco brwi, po czym usiadł na krześle naprzeciwko biurka właściciela Wejścia Smoka.

Zakład. Wygrałeś zakład – wyjaśnił Daniels. – W dodatku z przytupem. Jeszcze nigdy nie słyszałem, by w DKMS-ie rozpętało się takie piekło.

Nie wiem, czy to powód do radości – mruknął Remus.

Ignorując ponurą minę gościa, Will podszedł do barku i wyjął stamtąd butelkę greco bianco. Wyjął też dwa zdobione, robione na zamówienie kieliszki do wina. Rozpieczętował butelkę i nalał sobie i swojemu gościowi klarownego napoju.

Postawił oba naczynia na stole, po czym wyjął z barku drugą butelkę. Podał ją Lupinowi.

Po co mi to? – spytał Remus.

Wygrałeś zakład. Potraktuj to jako nagrodę. Z mojej winnicy spod Neapolu.

Lupin nie miał innego wyjścia, jak przyjąć prezent. Wolał nie kłócić się z Willem, szczególnie, że ten ewidentnie miał mu jeszcze coś do powiedzenia.

Upił łyk wina z kieliszka. Nie był znawcą win, ale nawet on musiał przyznać, że pił wyjątkowy trunek.

 – Nie zaprosiłeś mnie tu po to, by oświadczyć, że wygrałem zakład i spoić winem… prawda?

Poniekąd. Chodzi o Mike'a

Co z nim? – spytał, nie próbując nawet ukryć zaniepokojenia.

Nic takiego. Siedzi w Nowym Jorku i szuka Merlin wie czego. Podobno planuje spotkać się z jakąś starą znajomą, ale szczegółów nie znam. Chciałem spytać, czy wiesz może, kogo miał na myśli.

Brwi Remusa powędrowały wyżej ze zdziwienia, a na jego ustach pojawił się lekko kpiący uśmiech.

Naprawdę? Will, byłem święcie przekonany, że wiesz o wszystkim.

Wampir parsknął śmiechem.

Nie pozwalaj sobie, szczeniaku. Masz jakiś pomysł?

Lupin pokręcił przecząco głową. Nie miał pojęcia, z kim mógł chcieć spotkać się Mike. Gdyby on miał jechać do Stanów, wiedziałby, do kogo się zwrócić. W końcu nie znał wielu osób w Ameryce. Poza Tessą mieszkała tam tylko Grace… i zdaje się, że Natalie.

Po raz pierwszy od wielu, wielu lat pomyślał o dawnej kochance. Był ciekaw, co się z nią działo. Nie, żeby jakoś szczególnie za nią tęsknił. Jak mógłby tęsknić za kimś, kto potraktował go jak ostatniego śmiecia? Po prostu był ciekaw, jak potoczyło się jej życie…

Mógł zapytać o to Willa. Był pewny, że Daniels dowiedziałby się wszystkiego o Nat. Nie wiedział tylko, czy chciałby to wiedzieć. Natalie od lat była dla niego jedynie wspomnieniem (zresztą niekoniecznie miłym). Nie chciał na nowo rozgrzebywać starych ran.

Mike najpewniej poznał wiele osób w czasie ostatnich dwunastu lat. Mógł chcieć odwiedzić każdą z nich.

Jesteś pewien? – dopytał się Will.

Zdecydowanie tak. Mike nie jest już taki sam, jak dwanaście lat temu. Tak jak ja.

Wampir uniósł jedną brew, ale nic na to nie odpowiedział. Remus był mu za to wdzięczny. Nie zniósłby pogadanki na ten temat.

Naprawdę, Will. Nie mam zielonego pojęcia, z kim mógłby chcieć spotkać się Mike. To ty obserwujesz go odkąd stał się wampirem. Wszystko, co o nim wiem, wiem od CIEBIE. Naprawdę jestem teraz kiepskim źródłem informacji.

Ku jego zdumieniu Daniels uśmiechnął się szeroko, słysząc te słowa.

Masz rację… To dobrze. Świadomość tego, że ma się rację, jest bardzo potrzebna nauczycielowi – dodał ze złośliwym błyskiem w oku. – Teraz cię przepraszam. Za pół godziny mam ważne spotkanie…

Jasne – powiedział Remus, podnosząc się z krzesła. – Dziękuję za gościnę. I za wino.

Uścisnął byłemu szefowi dłoń na pożegnanie, po czym opuścił jego gabinet. Przeszedł przez Wejście Smoka i wyszedł na zalane słońcem ulice Oxfordu.

~ * ~
 
Remus pojawił się na dworcu King's Cross pierwszego września przed godziną dziesiątą. Zgodnie z wolą Dumbledore'a miał jechać do szkoły pociągiem. Początkowo się temu dziwił, ale szybko uświadomił sobie, że jest to niezbędne w przypadku, gdy na wolności jest Black.
Inną kwestia było to, że wolałby nie musieć mierzyć się z dawnym przyjacielem. Szczególnie, że czuł się fatalnie. Zrywanie się na nogi w trzy godziny po przemianie nie należy do najmilszych i najłatwiejszych doświadczeń. Odrobinę pomogły mu eliksiry, które podesłała mu przed pełnią niezastąpiona pani Pomfrey. Tylko dzięki temu zdołał dowlec się na peron dziewięć i trzy czwarte.
 
Na widok czerwonej lokomotywy poczuł rozpływające się po ciele ciepło. Minęło dwadzieścia dwa lata, odkąd po raz pierwszy wsiadł do jednego z wagonów, które ciągnęła owa lokomotywa. Czternaście lat, odkąd jechał nim po raz ostatni. Tak wiele zmieniło się w jego życiu przez te wszystkie lata, ale pociąg był identyczny jak za czasów jego młodości.
 
Upatrzył sobie przedział na samym końcu pociągu, po czym umieścił na górnej półce swoją starą, wysłużoną walizkę. Zamknąwszy za sobą drzwiczki od przedziału, przeszedł do pierwszego wagonu.

Dzień dobry, profesorze – powiedział starszy mężczyzna ubrany w mundur maszynisty.

Dzień dobry. Widzę, że profesor Dumbledore uprzedził pana, że będę jechał razem z uczniami.

Uprzedził, uprzedził, ale ja nie jestem żadnym panem – rzucił z uśmiechem maszynista. – Mów mi Chris.

Remus – przedstawił się Lupin, ściskając dłoń Chrisa.

Miałem jeszcze jedno zawiadomienie. W czasie drogi mogą nas odwiedzić dementorzy.

Black nie byłby na tyle głupi, żeby chować się w pociągu pełnym uczniów – powiedział Remus, bardziej próbując przekonać siebie niż Chrisa.

Oby. Oby.
 
Po krótkiej rozmowie Remus wrócił do ostatniego przedziału. Tam zwinął się w kącie przedziału. Peleryna, którą się nakrył, nie tylko pozwalała mu zachować ciepło, ale też odcinał go od świata zewnętrznego. Usnął, zanim pierwsi uczniowie zaczęli pojawiać się na peronie.
 
Obudziły go młode, podniesione głosy.

Spokój! – warknął i aż się wzdrygnął, słysząc swój schrypnięty głos.
Wyczarował garść „zimnych płomyków”, które rozświetliły zaciemniony przedział.
 
Zamrugał, by wyostrzyć sobie wzrok i rozejrzał się po wystraszonych twarzach. W pierwszej chwili myślał, że się przewidział – metr od niego siedział młody James Potter. Szybko to wrażenie minęło, bo zobaczył zielone oczy, które chłopiec mógł odziedziczyć tylko po Lily Evans. Obok Harry'ego siedział rudowłosy chłopak i, z pewnością, jego siostra. Była też dziewczyna w wieku Pottera, ściskająca wyrywającego się, pręgowanego kota. Ostatnią osobą był chłopak, który na pierwszy rzut oka stanowił idealną mieszankę Franka i Alicji Longbottomów.

Nie ruszajcie się z miejsc – nakazał wciąż schrypniętym głosem.
 
Wiedział, że powinien się czegoś napić, ale nie było na to czasu. Podniósł się powoli i ruszył w stronę wejścia, oświetlając sobie drogę płomykami.
 
Zanim zdążył choćby dotknąć klamki, drzwiczki otworzyły się. Pojawiła się w nich zakryta kapturem postać.
 
Przed oczami Remusa stanął uzdrowiciel, mówiący jego rodzicom, że ich syn do końca życia będzie wilkołakiem. Zobaczył Dumbledore'a, który mówił mu, iż w czasie pełni przez głupi żart Blacka omal nie zabił człowieka. Widział Mroczny Znak nad swoim rodzinnym domem. Słyszał, jak James mówił mu o tym, że jego ojciec zginął w czasie bitwy. Dumbledore ponownie informował go o śmierci Potterów. Mike umierał na jego rękach. Widział przerażenie w oczach Grace, gdy zaczął przemieniać się na jej oczach. Słyszał, jak mówi mu, że nie może z nim być…
 
Otrząsnął się z tych przykrych wizji, gdy zobaczył, jak Harry mdleje. Nie było czasu na słabości. Z wyciągniętą różdżką podszedł do dementora.

Nikt tu nie ukrywa Blacka pod płaszczem. Odejdź – powiedział, siląc się na spokój.
 
Gdy dementor wciąż nie ruszył się z miejsca, Remus przywołał Patronusa, który przegonił upiornego klawisza z Azkabanu. Od razu odwrócił się do wciąż nieprzytomnego Harry'ego.

Już tu nie wróci – zapewnił z uśmiechem przyjaciół Pottera.
 
Rudowłosy chłopak uśmiechnął się delikatnie z wdzięcznością, po czym ukląkł koło Harry'ego i zaczął klepać go po twarzy.

Harry! Harry! Co ci jest?
 
Nie minęło dużo czasu i Potter otworzył oczy. Widząc to Remus odwrócił się do swojego bagażu, chcąc dać uczniom odrobinę prywatności. Przy okazji wyjął z walizki dużą tabliczkę czekolady, w którą przezornie się zaopatrzył przed podróżą.

Proszę – powiedział do Harry'ego, wręczając mu kawałek. – Zjedz. To ci dobrze zrobi.

Co to było? – zapytał chłopak, biorąc czekoladę.
 
Nie zjadł słodkiego kawałka, co nie umknęło uwagi Remusa, który w tym czasie częstował resztę współpasażerów.

Dementor. Jeden z dementorów z Azkabanu.
 
Ignorując pełne zaskoczenia spojrzenia, Remus najzwyczajniej w świecie zmiął puste opakowanie i schował je do kieszeni.

Jedz – powtórzył. – Zaraz poczujesz się lepiej. Przepraszam was, muszę porozmawiać z maszynistą.
 
Zgrabnie ominął uczniów i wyszedł na korytarz. W duchu podziękował sobie za to, że wybrał ostatni przedział. Dzięki temu nie musiał kręcić i zawracać, żeby zajrzeć do każdego z podróżujących uczniów. Klawisze z Azkabanu mocno wstrząsnęli kilkorgiem uczniów, jednak nikt nie był w tak złym stanie, jak Harry. Najgorzej znieśli to pierwszoklasiści (których Remus rozpoznał po braku emblematów domu), ale i starsi uczniowie nie przeszli nad tym do porządku dziennego, chociaż wielu z nich robiło dobrą minę do złej gdy.
 
Upewniwszy się, że z młodzieżą wszystko w porządku, Lupin skierował swoje kroki do pierwszego wagonu.
 
Jego część zajmowali prefekci. Aktualnie tylko jeden z nich – prefekt naczelny.

Wszystko w porządku? – spytał go Remus.

Oczywiście – odparł chłopak. Sprawiał wrażenie urażonego tym, że ktokolwiek mógłby pomyśleć, iż dementorzy mogliby zrobić mu coś złego. – Profesorze, czy oni jeszcze wrócą?
 
Lupin nie pytał, skąd prefekt wiedział, kim jest. Aż za dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że wśród hogwarckiej społeczności wieści szybko się rozchodzą. Szczególnie w tak zamkniętej przestrzeni jak Expres Hogwart.

Z tego, co wiem – nie. Miała być tylko jedna kontrola. Gdyby coś miałoby się zmienić, profesor Dumbledore przysłałby wiadomość.
 
Chłopak wydawał się usatysfakcjonowany tą odpowiedzią, więc Lupin mógł spokojnie przejść dalej.

Nie cierpię tych drabów – mruknął lekko pobladły Chris, gdy Remus wszedł do lokomotywy. – Aż ciarki przechodzą na ich widok. Z dzieciakami w porządku?

Tak – odparł Remus. – Część jest w lekkim szoku, ale nic im nie będzie. Mógłbym pożyczyć sowę? Muszę wysłać wiadomość do Hogwartu.

Jasne. Tam gdzieś powinna być – machnął ręką, nie odrywając wzroku od torów.
 
Remus bez trudu odnalazł klatkę z sową. Obok niej były przybory piśmiennicze. W kilku zdaniach nakreślił Minerwie McGonagall sytuację z Harrym.
 
Gdy wrócił do swojego przedziału, zastał współtowarzyszy podróży w pełnym składzie z topiącymi się czekoladami w dłoniach.

To nie jest zatruta czekolada – powiedział z uśmiechem. – Możecie mi wierzyć…
 
Urwał widząc, że młodzież wreszcie przekonała się do konsumpcji słodyczy.

Za dziesięć minut będziemy w Hogwarcie – poinformował ich. – No jak, Harry, lepiej się czujesz?

Doskonale – mruknął chłopak z zakłopotaniem.
 
Do końca podróży w przedziale panowała cisza. Remus nie wiedział, w jaki sposób ma zagaić rozmowę, a jego przyszli uczniowie widocznie czuli się skrępowani w jego towarzystwie. Nie było w tym nic dziwnego – w końcu kto czuje się swobodnie przy nowo poznanym nauczycielu? Albo nauczycielu w ogóle.
 
Po zatrzymaniu się pociągu Remus był jednym z ostatnich wychodzących. Przeszedł spokojnie przez stację, upewniając się, że jest bezpiecznie.
 
Przed stacją stało kilka ostatnich zaprzężonych w testrale powozów, które odwoziły uczniów do Hogwartu.
 
Hogwart… Z tej perspektywy idealnie widział cały zamek. Wciąż nie mógł uwierzyć, że do niego wraca. To było jego miejsce na świecie – był tego całkowicie pewien. 

Kochani, święta to czas cudów. Może dlatego zdecydowałam się wreszcie wrócić. Wróciła Alohomora Tej, wróciła Atria Adara, wracam i ja. Mam cichą nadzieję, że jeszcze ktoś tutaj został.  Od nowego roku wracam do stałego publikowania w piątek i solennie obiecuję dokończyć część drugą (Międzywojnie). Co będzie dalej, zobaczymy. Korzystając z okazji życzę Wam wszystkiego dobrego w nowym roku. 

3 komentarze:

  1. Powroty są super. Powroty dodają dobrej energii i chęci do życia, zazwyczaj większej ilości osób niż jedna.
    Remuuus! Well, nie będę udawać, że nie znam tego rozdziału, bo znam :') Widzę jednak, że albo poprawiony rozdział się gdzieś zgubił, albo o nim zapomniałaś, albo ja zapomniałam Ci go wysłać! Trzeba ogarnąć tę sprawę. W folderze "odesłane" mam rozdziały tej części sprawdzone do bodaj 12, ale nie jestem pewna, czy rzeczywiście je odesłałam. Jak coś, to daj znać!
    Remus jest super, ja bardzo lubię Remusa i to opowiadanie i jest super. Mało ostatnio śpię. I jestem niekonstruktywna, i o mój Merlinie, jaki cudowny wieczór!
    Ekhm, no to tego. Morri, weny! Czasu! Chęci! Wiem, że chyba byłam trochę upierdliwa, jak Cię nie było (wysłałam Ci kilka maili, w tym PIERWSZY ROZDZIAŁ CROSSOVERU HP I POTOPU, SPRAWDŹ MAILA!), ale tęskniłam! Za tym opowiadaniem (tak, wiem, że mam o wiele więcej rozdziałów niż inni czytelnicy, ale ćśśśś), klimatem, tym moim - naszym? - kawałkiem blogosfery, który kojarzy mi się nie wiem czemu z wakacjami (zostało mi 176 dni do wakacji! Jeeej!), no po prostu super, że jesteś. I że Remus jest. Och, muszę brać się do roboty! Pisać, betować, myśleć!
    Tonę znowu w swoich opowiadaniowych marzeniach i to też Twoja wina! Ale to super. Marzenia są super.
    Dobra, koniec mojego pokazu niewyspanej elokwencji. Po prostu fajnie. I milutko. I zamykam się już, no już, no.
    Pozdrawiam!
    Wesoło!
    Gorąco!
    Cieplutko!
    Atria Adara!
    Jeeej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mea culpa, nie zaglądał na maila na Onecie od miesięcy. Tak mnie irytował reklamami, że przeszłam całkowicie na Gmail. Ale obiecuję, że przekopię się przez (jak podejrzewam) tony spamu i znajdę te crossover.
      Pozdrawiam gorąco,
      Morri

      Usuń
  2. Na razie powrócę tylko do komentowania Ciebie, ale do siebie też kiedyś na pewno wrócę. Cieszę się, że jesteś. I że Will oraz Twój Remus są. Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów, ale to pewnie wiesz od dawna. W tym masz trochę powtórzeń, ale no. Przymknijmy na to oczy. :D

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy