a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 4 września 2015

Rozdział 1 – Współlokatorka

  Rzadko spotykane, listopadowe słońce oświeciło piętrowy dom, stojący niedaleko oksfordzkiego kampusu. Pomalowane na kremowy kolor ściany, delikatnie odbijały promienie słońca, które zatrzymywały się też na czerwonych dachówkach.
    Osiemnastoletni chłopak otworzył furtkę w płocie okalającym niewielki ogródek i wszedł na podwórko. Minął tabliczkę z adresem (Sunny Street 15) i podszedł do domu. Na jego pobladłej twarzy widać było wyraźne zdenerwowanie, a brązowe oczy ciskały gniewne błyskawice. Jasnobrązowe włosy rozwiewał chłodny wiatr. Po kilkunastu krokach dopadł do drzwi, które otworzył jednym szarpnięciem za klamkę. Wpadł do krótkiego przedpokoju, zrzucił kopnięciem buty i rzucił płaszcz na wieszak.
    Hałas wywabił z pobliskiego pokoju wysokiego bruneta.
    - Chyba nie muszę pytać o to, jak ci poszło – stwierdził brunet.
    - Nie musisz, Mike – warknął zdenerwowany chłopak.
  Minął bruneta i wbiegł do małego saloniku. Opadł na najbliższy fotel i ukrył twarz w dłoniach.
    - Mam tego dość – jęknął. - Nie mam szans na robotę.
    - Remus, przecież nie musisz...
   - Nie będę ci siedział na głowie, nawet nie dokładając się do budżetu – przerwał mu Remus. - Nie chcę być na niczyim utrzymaniu.
      - Ja przez pięć lat siedziałem na głowie twoich rodziców – przypomniał Mike.
      - To nie to samo. Miałeś czternaście lat. Mogę na siebie zarabiać!
      Zerwał się z fotela i zaczął krążyć po salonie. Czuł narastającą złość. Od lat starał się jak mógł – w szkole miał niemal same najwyższe oceny, mimo przymusowej comiesięcznej nieobecności na lekcjach, egzaminy końcowe zdał z najlepszymi wynikami na roku, a nawet, jeżeli wierzyć słowom profesor McGonagall, zastępcy dyrektora i opiekunki domu, w którym był, miał też jedne z najlepszych wyników w ciągu ostatnich pięciu lat. Oczywiście bardzo podobne oceny dostała też jego bliska przyjaciółka Lily Evans. Oboje dostali się na Magiczny Uniwersytet w Oxfordzie. Także tutaj Remus starał się, jak mógł, uczył się po nocach, żeby tylko nie narobić sobie zaległości w materiale. Udawało mu się, choć nie bez trudu. Fakt, że sporą część wolnego czasu poświęcał na znalezienie jakiejkolwiek pracy z marnym skutkiem. Nikt nie chciał go zatrudnić, mimo że Remus próbował coś znaleźć od półtorej miesiąca. Zaczynał już powoli tracić zapał. Po co mu to było? Szkoła, studia, szukanie pracy... jedna wielka szopka. Wiedział o tym od dawna, tylko próbował o tym zapomnieć. Dlaczego? Chyba ze względu na rodziców. Jego ojciec nadal obwiniał się o stan zdrowia jedynego syna, a matka za wszelką cenę próbowała zapewnić mu w miarę normalne życie. Dla niej poszedł na te głupie studia, po których, dobrze o tym wiedział, i tak nie znajdzie pracy. Nie dlatego, że iberystyka była mało potrzebnym kierunkiem. Ktoś, kto zna hiszpański i kulturę prawie całej Ameryki Łacińskiej nie był bezużyteczny, szczególnie dla firm, które szukają nowych rynków. Ale jego nikt nie zatrudni. Z powodu choroby.
          Zatrzymał się gwałtownie i kopnął stojący obok stołek. Stołek zatoczył łuk w powietrzu i uderzył w ścianę. Na podłogę opadły tylko jego fragmenty.
Mike, obserwujący dotychczas całą scenę w milczeniu, wyciągnął z kieszeni długi patyk i wycelował go w kawałki stołka.
         - Reparo! - rozkazał.
      Kawałki stołka uniosły się nad ziemią i scaliły się. Po chwili na podłogę opadł stołek w jednym kawałku.
     Remus i Mike byli czarodziejami. Obaj przez siedem lat uczęszczali do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, szkole z internatem, gdzie uczyli się wykorzystywania swojej mocy. Dla Remus, wówczas jedenastoletniego, było to spełnieniem najskrytszych marzeń, bo od szóstego roku życia był pewny, że nikt nie pozwoli mu uczyć się w szkole dla czarodziejów.
Wszystkie problemy Remusa zaczęły się od tego, że pięć miesięcy po swoich szóstych urodzinach został ukąszony przez wilkołaka. Początkowo nie zdawał sobie sprawy z tego, co to dla niego oznacza. Przez pierwsze dwa tygodnie walczył w szpitalu o życie. Jeden z zajmujących się nim uzdrowicieli powiedział mu potem, że miał dużo szczęścia – rzadko się zdarza, żeby ukąszenie wilkołaka przeżył ktoś, kto nie ukończył dziesiątego roku życia. Po swojej pierwszej przemianie zaczął żałować, że był takim szczęściarzem. Po raz pierwszy Remus zapragnął śmierci mają sześć i pół roku.
     Niedługo potem Remus poznał, co to znaczy być wilkołakiem. Poza zwykłym zaklęciem pętającym nieletnich czarodziejów, Namiarem, urzędnik Ministerstwa Magii rzucił też na niego zaklęcie Lunavigilate*, które sprawiało, że urzędnicy z Departamentu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami mogli znaleźć go w każdej chwili.
     Michaela Crofta, czyli Mike'a, też życie nie oszczędzało. Gdy miał 6 lat jego o dwa lata młodszy braciszek, Ian, utopił się w jeziorze podczas wakacji. Osiem lat później jego rodzica zostali zamordowani przez sługi czarnoksiężnika nazywającego siebie Lordem Voldemortem. Mike trafił wtedy do swojej jedynej rodziny – brata swojej matki. Tak się składało, że tym wujem był John Lupin, ojciec Remusa. Od tamtego czasu Mike mieszkał z nim jego rodziną w ich domu w East Clandon. Po ukończeniu szkoły dostał się na wydział zielarstwa Magicznym Uniwersytecie w Oxfordzie i zamieszkał w domu, który odziedziczył po rodzicach.
     - Jeżeli już skończyłeś się denerwować to może wezmę się za kolację – powiedział Mike, gdy jego kuzyn ponownie opadł na fotel.
    Kuchnia była niepodzielnym królestwem Mike’a. Co prawda Remus też nienajgorzej radził sobie przy kuchence (chociaż radził sobie tylko z prostymi potrawami), ale w obecności Mike’a nawet nie wchodził do kuchni.
     - Może być pieczony kurczak? – krzyknął Mike z kuchni.
     - Wiesz, że zjem wszystko, co ugotujesz – odkrzyknął Remus.
     Remus machnął różdżką, przywołując do siebie słownik języka hiszpańskiego. Wiedział, że powinien się uczyć, a nie szlajać w bezsensownym poszukiwaniu pracy.
      Tęsknił za przyjaciółmi. James Potter siedział w Londynie i uczył się na aurora – członka elitarnej jednostki policji czarodziejskiej. Peter Pettigrew przebywał w domu w Edynburgu, opiekując się chorą matką. Syriusz Black mieszkał z drugiej strony Oxfordu u swojej obecnej dziewczyny, niejakiej Margaret. Studiował, albo udawał, że studiuje, stosunki międzynarodowe. Z kolei Lily Evans mieszkała w akademiku, poświęcając cały swój czas nauce, bo wybrała bardzo ciężki kierunek – uzdrowicielstwo.
      - Masz dzisiaj dyżur w knajpie? – zapytał Remus.
      - Tak. Ale idę dopiero na dwudziestą drugą – nie pozbędziesz się mnie tak szybko.
Remus odłożył słownik na stolik i poszedł do kuchni. Mike akurat wstawiał do pieca blachę wypełnioną udkami kurczaka.
      - Nie mam zamiaru się ciebie pozbywać – powiedział Remus. – Ale wieczorem mam dom dla siebie?
       - Jasne – mruknął Mike. – Możesz zaprosić kogo chcesz.
       - Jakbym miał kogo.
       - A ta tajemnicza czarnooka piękność z wymiany? – przypomniał Mike.
       - Nie mieszaj jej w to. Między nami niczego nie ma. Poza tym nie nadaję się do związków.
      - Znowu zaczynasz? Remus, zaufaj mi. Kiedyś poznasz babkę, która nie dość, że nie będzie zważać na twoją chorobę, to jeszcze wybije ci z głowy te twoje durne myśli.
Remus pokręcił głową, uśmiechając się. Mike powtarzał mu podobne rzeczy od kilku lat. Obaj wiedzieli, że to spór bez możliwości zgody. Każdy z nich miał swoje zdanie i nie pozwalał się przekonać drugiemu.
         Zanim kurczaki się upiekły obaj kuzyni zdążyli już porządnie zgłodnieć. Ich głód potęgował smakowity zapach rozchodzący się z piekarnika.
         - Powiedz mi, dlaczego nie można użyć zaklęć? – zapytał w końcu Remus.
         - Ile razy mam powtarzać, że kurczaki nie są wtedy dobre – odparł Mike znużonym głosem. – Pieczenie przy pomocy zaklęć psuje smak.
         - Jestem tak głodny, że wszystko mi jedno – odparł Remus.
         - Taa. Głodny jak wilk, nie?
         Remus szybkim ruchem wyszarpnął różdżkę z kieszeni i już miał rzucić na kuzyna jakąś klątwę, ale w tym momencie rozległo się gwałtowne pukanie do drzwi.
         - Na pewno nikogo się nie spodziewasz? – zapytał Mike, całkowicie zignorował nagły wybuch Remusa.
         - Nie – odpowiedział.
         Szybko podszedł do drzwi i spojrzał w wizjer. Ku jego zdziwieniu po drugiej stronie drzwi zobaczył średniego wzrostu, szczupłą dziewczynę. Jej twarz zarywały długie, rude włosy, ale Remus wiedział, że pod nimi kryją się uśmiechnięte, czerwone usta, prosty nos i piękne, zielone oczy.
         - Lily, co tu robisz? – zapytał, gdy otworzył drzwi.
         - Ja… przepraszam, że przeszkadzam – zaczęła cicho Lily, spoglądając na Remusa spod kurtyny włosów. – Mogę zostać u was na kilka dni? W tym akademiku nie mogę się uczyć.
         Remus stał przez chwilę jak spetryfikowany, ale szybko się opamiętał.
         - Najpierw wejdź.
         Lily posłała mi wdzięczny uśmiech i weszła do domu. Remus od razu pokierował ją do kuchni.
         - Kurczaczka? – zagadnął ją od razu Mike.
         - Tak. Bardzo chętnie. A czy…
         - Jasne, że możesz tutaj zostać – przerwał jej Mike. Gdy zobaczył jej pełne zdziwienia spojrzenie dodał: - No przecież słyszałem, o czym rozmawialiście. Mamy wolny pokój, więc siedź ile chcesz.
         Czekając, aż Mike i Lily dogadają się w kwestiach lokalowych, Remus przywołał z szafki jeszcze jeden talerz i komplet sztućców.
         - Życie mi ratujecie – powiedziała Lily. – Ale to tylko kilka dni. Naprawdę.
         - Daj spokój, Lily – odpowiedział Remus, przyłączając się do rozmowy. – W akademiku nie będziesz miała szans na naukę. Zostań tutaj. Będziesz miała ciszę i spokój…
         - Tym bardziej, że Remus prawie ciągle siedzi z nosem w słownikach – wtrącił Mike.
         Lily roześmiała się, a Remus posłał kuzynowi pełne dezaprobaty spojrzenie.
         - No co? – spytał Mike z miną niewiniątka. – A jest inaczej? W każdym razie Remus siedzi w tych swoich słownikach, ja albo się uczę, albo jestem w pracy. Cisza i spokój. Chyba że wpadnie reszta Huncwotów, ale to chyba niezbyt będzie ci przeszkadzać. Kuchnia jest do twojej dyspozycji, ale zazwyczaj to ja gotuję, więc tym się nie martw.
        - A kasa? – zapytała Lily.
     - Miło by było, gdybyś coś się dorzucała, ale przymusu nie ma. Zakupy dwa razy w tygodniu byłyby w porządku.
        - Nie ma sprawy – odpowiedziała Lily. – A kurczak jest świetny.
        - No ba – odparł Mike, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
    Do końca kolacji trwała cisza. Lily i Mike co jakiś czas wymieniali zaniepokojone spojrzenia po czym zerkali na Remusa. On wiedział, o co im chodzi – jego problemy ze zdrowiem były znane wśród najbliższych przyjaciół. Innych nie miał, bo jeżeli ktoś dowiadywał się o jego chorobie to zwykle znikał w ekspresowym tempie. Zostali tylko ci najlepsi.
      Kilkanaście minut przed dziesiątą Mike pożegnał się z współlokatorami i poszedł do pracy.
        - Dobra, Lily, o co naprawdę chodzi? – zapytał Remus. – I nie próbuj wciskać mi kitu, że chodzi o hałas. Po tym co działo się w Wieży Gryffindoru nie może ci przeszkadzać.
        Lily nie odpowiedziała od razu. Właściwie to milczała tak długo, że Remus zaczął się już bać, że nie uzyska odpowiedzi na pytanie.
      - No bo moja współlokatorka, Amie Nowell, zaczęła przyprowadzać chłopaka, chyba z prawa czarodziejskiego. Na początku było w porządku, ale ostatnio zaczął przychodzić wtedy, gdy Amie nie ma. No i n…. no zaczął się do mnie dostawiać. Mówiłam mu, że mam chłopaka, ale mnie nie słuchał. Trochę boję się tam mieszkać. On wydaje się zdolny do wszystkiego.
       - I ty tak długo się zastanawiałaś nad wyprowadzką? – zdziwił się Remus. Starał się mówić spokojnym tonem, ale czuł gniew. Jak ktokolwiek śmiał choćby spojrzeć na Lily bez jej woli?!
      Wstał z fotelu, na którym siedział do tej pory i objął przyjaciółkę. Lily oddała uścisk, uspokajając się w jego ramionach.
      - Lilka, nie wypuszczę cię stąd – szepnął Remus. – Zresztą pewnie nawet nie mogę. James chyba by mnie zabił.
         - Ciebie, tego typka i pewnie mnie za to, że mu nie powiedziałam – dodała Lily.
     - Ciebie nie – zapewnił ją Remus. – Ale tamtemu mam ochotę przetłumaczyć, że nie wolno tak cię traktować.
         Lily mimowolnie się roześmiała się.
         - Nie trzeba. Ale dziękuję za dobre chęci. To… zajmuję łazienkę.
         Oderwała się od niego i pobiegła do łazienki.
        Spoglądając za nią Remus pomyślał, że może znowu poczuje się jak w Hogwarcie. Tam był szczęśliwy. Chciałby znowu się tak poczuć.
---------------------
* Lunavigilate – z łac.Luna – księżyc, Vigilare - pilnować
Witam Was z pierwszym rozdziale. Mam nadzieję, że się Wam podoba. Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyście napisali chociaż słówko o tym, co myślicie o rozdziale.
Rozdział 2 pojawi się za tydzień.
Pozdrawiam

8 komentarzy:

  1. Nowy rozdział! Nowy rozdział! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że znów piszesz. Notka cud, miód i malinki. Lupin oczywiście użala się nad sobą, ale gdyby tego nie robił nie byłby tą samą osobą. Nie mogę się doczekać nowego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą. Remus bez użalania się nad sobą, jest jak Hogwart bez Dumbledore'a, albo uprzejmy i rozrywkowy Snape - innymi słowy coś nienaturalnego.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Gdy napisałaś mi komentarz oo ostatnim poście towystraszyłam się, że to koniec i nawet nie wyobrażasz sb jak się ucieszyłam widząc, że dałaś coś nowego! Na początku myślałam, że bd to losy Teddy'ego, może Scotta i bardzo zdziwiłam się, gdy tym chłopakiem okazał się Remus. Czytałam z zapartym tchem i naprawdę Cię podziwiam. Magiczne Studia Oxfordzkie... jesteś chyba pierwsza osoba, która na to wpadła! Czekam na następna notkę ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdy napisałaś mi komentarz oo ostatnim poście towystraszyłam się, że to koniec i nawet nie wyobrażasz sb jak się ucieszyłam widząc, że dałaś coś nowego! Na początku myślałam, że bd to losy Teddy'ego, może Scotta i bardzo zdziwiłam się, gdy tym chłopakiem okazał się Remus. Czytałam z zapartym tchem i naprawdę Cię podziwiam. Magiczne Studia Oxfordzkie... jesteś chyba pierwsza osoba, która na to wpadła! Czekam na następna notkę ♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdy napisałaś mi komentarz oo ostatnim poście towystraszyłam się, że to koniec i nawet nie wyobrażasz sb jak się ucieszyłam widząc, że dałaś coś nowego! Na początku myślałam, że bd to losy Teddy'ego, może Scotta i bardzo zdziwiłam się, gdy tym chłopakiem okazał się Remus. Czytałam z zapartym tchem i naprawdę Cię podziwiam. Magiczne Studia Oxfordzkie... jesteś chyba pierwsza osoba, która na to wpadła! Czekam na następna notkę ♡

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział mega!Nie ma to jak po całym tygodniu ciężkiej pracy odetchnąć u Ciebie:-) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Geniusz! Ni więcej chyba nie muszę mówić. Pomysł z magicznymi studiami w Oxfordzie bardzo fajny, także na to wpadłam i w jednym moich opowiadań jedynym bohaterów także tam studiuje (opowiadanie jest w trakcie tworzenia):) osobiście nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :) Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu. Ale zaraz "geniusz"? Nie, Stanowczo nie zasługuję na to słowo, chociaż dla Alohomory Tej, która jest autorką szablonu pasuje ono idealnie.
      Mogę prosić o jakiś podpis? Choćby pseudonim. Lubię wiedzieć, z kim mam do czynienia, żeby łatwiej było odpisywać.
      Pozdrawiam

      Usuń

Obserwatorzy