Rzadko
spotykane, listopadowe słońce oświeciło piętrowy dom, stojący
niedaleko oksfordzkiego kampusu. Pomalowane na kremowy kolor ściany,
delikatnie odbijały promienie słońca, które zatrzymywały się
też na czerwonych dachówkach.
Osiemnastoletni
chłopak otworzył furtkę w płocie okalającym niewielki ogródek i
wszedł na podwórko. Minął tabliczkę z adresem (Sunny Street 15)
i podszedł do domu. Na jego pobladłej twarzy widać było wyraźne
zdenerwowanie, a brązowe oczy ciskały gniewne błyskawice.
Jasnobrązowe włosy rozwiewał chłodny wiatr. Po kilkunastu krokach
dopadł do drzwi, które otworzył jednym szarpnięciem za klamkę.
Wpadł do krótkiego przedpokoju, zrzucił kopnięciem buty i rzucił
płaszcz na wieszak.
Hałas
wywabił z pobliskiego pokoju wysokiego bruneta.
-
Chyba nie muszę pytać o to, jak ci poszło – stwierdził brunet.
-
Nie musisz, Mike – warknął zdenerwowany chłopak.
Minął
bruneta i wbiegł do małego saloniku. Opadł na najbliższy fotel i
ukrył twarz w dłoniach.
-
Mam tego dość – jęknął. - Nie mam szans na robotę.
-
Remus, przecież nie musisz...
-
Nie będę ci siedział na głowie, nawet nie dokładając się do
budżetu – przerwał mu Remus. - Nie chcę być na niczyim
utrzymaniu.
-
Ja przez pięć lat siedziałem na głowie twoich rodziców –
przypomniał Mike.
-
To nie to samo. Miałeś czternaście lat. Mogę na siebie zarabiać!
Zerwał
się z fotela i zaczął krążyć po salonie. Czuł narastającą
złość. Od lat starał się jak mógł – w szkole miał niemal
same najwyższe oceny, mimo przymusowej comiesięcznej nieobecności
na lekcjach, egzaminy końcowe zdał z najlepszymi wynikami na roku,
a nawet, jeżeli wierzyć słowom profesor McGonagall, zastępcy
dyrektora i opiekunki domu, w którym był, miał też jedne z
najlepszych wyników w ciągu ostatnich pięciu lat. Oczywiście
bardzo podobne oceny dostała też jego bliska przyjaciółka Lily
Evans. Oboje dostali się na Magiczny Uniwersytet w Oxfordzie. Także
tutaj Remus starał się, jak mógł, uczył się po nocach, żeby
tylko nie narobić sobie zaległości w materiale. Udawało mu się,
choć nie bez trudu. Fakt, że sporą część wolnego czasu
poświęcał na znalezienie jakiejkolwiek pracy z marnym skutkiem.
Nikt nie chciał go zatrudnić, mimo że Remus próbował coś
znaleźć od półtorej miesiąca. Zaczynał już powoli tracić
zapał. Po co mu to było? Szkoła, studia, szukanie pracy... jedna
wielka szopka. Wiedział o tym od dawna, tylko próbował o tym
zapomnieć. Dlaczego? Chyba ze względu na rodziców. Jego ojciec
nadal obwiniał się o stan zdrowia jedynego syna, a matka za wszelką
cenę próbowała zapewnić mu w miarę normalne życie. Dla niej
poszedł na te głupie studia, po których, dobrze o tym wiedział, i
tak nie znajdzie pracy. Nie dlatego, że iberystyka była mało
potrzebnym kierunkiem. Ktoś, kto zna hiszpański i kulturę prawie
całej Ameryki Łacińskiej nie był bezużyteczny, szczególnie dla
firm, które szukają nowych rynków. Ale jego nikt nie zatrudni. Z
powodu choroby.
Zatrzymał
się gwałtownie i kopnął stojący obok stołek. Stołek zatoczył
łuk w powietrzu i uderzył w ścianę. Na podłogę opadły tylko
jego fragmenty.
Mike,
obserwujący dotychczas całą scenę w milczeniu, wyciągnął z
kieszeni długi patyk i wycelował go w kawałki stołka.
-
Reparo! - rozkazał.
Kawałki
stołka uniosły się nad ziemią i scaliły się. Po chwili na
podłogę opadł stołek w jednym kawałku.
Remus
i Mike byli czarodziejami. Obaj przez siedem lat uczęszczali do
Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, szkole z internatem,
gdzie uczyli się wykorzystywania swojej mocy. Dla Remus, wówczas
jedenastoletniego, było to spełnieniem najskrytszych marzeń, bo od
szóstego roku życia był pewny, że nikt nie pozwoli mu uczyć się
w szkole dla czarodziejów.
Wszystkie
problemy Remusa zaczęły się od tego, że pięć miesięcy po
swoich szóstych urodzinach został ukąszony przez wilkołaka.
Początkowo nie zdawał sobie sprawy z tego, co to dla niego oznacza.
Przez pierwsze dwa tygodnie walczył w szpitalu o życie. Jeden z
zajmujących się nim uzdrowicieli powiedział mu potem, że miał
dużo szczęścia – rzadko się zdarza, żeby ukąszenie wilkołaka
przeżył ktoś, kto nie ukończył dziesiątego roku życia. Po
swojej pierwszej przemianie zaczął żałować, że był takim
szczęściarzem. Po raz pierwszy Remus zapragnął śmierci mają
sześć i pół roku.
Niedługo
potem Remus poznał, co to znaczy być wilkołakiem. Poza zwykłym
zaklęciem pętającym nieletnich czarodziejów, Namiarem, urzędnik
Ministerstwa Magii rzucił też na niego zaklęcie Lunavigilate*,
które sprawiało, że urzędnicy z Departamentu Kontroli nad
Magicznymi Stworzeniami mogli znaleźć go w każdej chwili.
Michaela
Crofta, czyli Mike'a, też życie nie oszczędzało. Gdy miał 6 lat
jego o dwa lata młodszy braciszek, Ian, utopił się w jeziorze
podczas wakacji. Osiem lat później jego rodzica zostali zamordowani
przez sługi czarnoksiężnika nazywającego siebie Lordem
Voldemortem. Mike trafił wtedy do swojej jedynej rodziny – brata
swojej matki. Tak się składało, że tym wujem był John Lupin,
ojciec Remusa. Od tamtego czasu Mike mieszkał z nim jego rodziną w
ich domu w East Clandon. Po ukończeniu szkoły dostał się na
wydział zielarstwa Magicznym Uniwersytecie w Oxfordzie i zamieszkał
w domu, który odziedziczył po rodzicach.
-
Jeżeli już skończyłeś się denerwować to może wezmę się za
kolację – powiedział Mike, gdy jego kuzyn ponownie opadł na
fotel.
Kuchnia
była niepodzielnym królestwem Mike’a. Co prawda Remus też
nienajgorzej radził sobie przy kuchence (chociaż radził sobie
tylko z prostymi potrawami), ale w obecności Mike’a nawet nie
wchodził do kuchni.
-
Może być pieczony kurczak? – krzyknął Mike z kuchni.
-
Wiesz, że zjem wszystko, co ugotujesz – odkrzyknął Remus.
Remus
machnął różdżką, przywołując do siebie słownik języka
hiszpańskiego. Wiedział, że powinien się uczyć, a nie szlajać w
bezsensownym poszukiwaniu pracy.
Tęsknił
za przyjaciółmi. James Potter siedział w Londynie i uczył się na
aurora – członka elitarnej jednostki policji czarodziejskiej.
Peter Pettigrew przebywał w domu w Edynburgu, opiekując się chorą
matką. Syriusz Black mieszkał z drugiej strony Oxfordu u swojej
obecnej dziewczyny, niejakiej Margaret. Studiował, albo udawał, że
studiuje, stosunki międzynarodowe. Z kolei Lily Evans mieszkała w
akademiku, poświęcając cały swój czas nauce, bo wybrała bardzo
ciężki kierunek – uzdrowicielstwo.
-
Masz dzisiaj dyżur w knajpie? – zapytał Remus.
-
Tak. Ale idę dopiero na dwudziestą drugą – nie pozbędziesz się
mnie tak szybko.
Remus
odłożył słownik na stolik i poszedł do kuchni. Mike akurat
wstawiał do pieca blachę wypełnioną udkami kurczaka.
-
Nie mam zamiaru się ciebie pozbywać – powiedział Remus. – Ale
wieczorem mam dom dla siebie?
-
Jasne – mruknął Mike. – Możesz zaprosić kogo chcesz.
-
Jakbym miał kogo.
-
A ta tajemnicza czarnooka piękność z wymiany? – przypomniał
Mike.
-
Nie mieszaj jej w to. Między nami niczego nie ma. Poza tym nie
nadaję się do związków.
-
Znowu zaczynasz? Remus, zaufaj mi. Kiedyś poznasz babkę, która nie
dość, że nie będzie zważać na twoją chorobę, to jeszcze
wybije ci z głowy te twoje durne myśli.
Remus
pokręcił głową, uśmiechając się. Mike powtarzał mu podobne
rzeczy od kilku lat. Obaj wiedzieli, że to spór bez możliwości
zgody. Każdy z nich miał swoje zdanie i nie pozwalał się
przekonać drugiemu.
Zanim
kurczaki się upiekły obaj kuzyni zdążyli już porządnie
zgłodnieć. Ich głód potęgował smakowity zapach rozchodzący się
z piekarnika.
-
Powiedz mi, dlaczego nie można użyć zaklęć? – zapytał w końcu
Remus.
-
Ile razy mam powtarzać, że kurczaki nie są wtedy dobre – odparł
Mike znużonym głosem. – Pieczenie przy pomocy zaklęć psuje
smak.
-
Jestem tak głodny, że wszystko mi jedno – odparł Remus.
-
Taa. Głodny jak wilk, nie?
Remus
szybkim ruchem wyszarpnął różdżkę z kieszeni i już miał
rzucić na kuzyna jakąś klątwę, ale w tym momencie rozległo się
gwałtowne pukanie do drzwi.
-
Na pewno nikogo się nie spodziewasz? – zapytał Mike, całkowicie
zignorował nagły wybuch Remusa.
-
Nie – odpowiedział.
Szybko
podszedł do drzwi i spojrzał w wizjer. Ku jego zdziwieniu po
drugiej stronie drzwi zobaczył średniego wzrostu, szczupłą
dziewczynę. Jej twarz zarywały długie, rude włosy, ale Remus
wiedział, że pod nimi kryją się uśmiechnięte, czerwone usta,
prosty nos i piękne, zielone oczy.
-
Lily, co tu robisz? – zapytał, gdy otworzył drzwi.
-
Ja… przepraszam, że przeszkadzam – zaczęła cicho Lily,
spoglądając na Remusa spod kurtyny włosów. – Mogę zostać u
was na kilka dni? W tym akademiku nie mogę się uczyć.
Remus
stał przez chwilę jak spetryfikowany, ale szybko się opamiętał.
-
Najpierw wejdź.
Lily
posłała mi wdzięczny uśmiech i weszła do domu. Remus od razu
pokierował ją do kuchni.
-
Kurczaczka? – zagadnął ją od razu Mike.
-
Tak. Bardzo chętnie. A czy…
-
Jasne, że możesz tutaj zostać – przerwał jej Mike. Gdy zobaczył
jej pełne zdziwienia spojrzenie dodał: - No przecież słyszałem,
o czym rozmawialiście. Mamy wolny pokój, więc siedź ile chcesz.
Czekając,
aż Mike i Lily dogadają się w kwestiach lokalowych, Remus
przywołał z szafki jeszcze jeden talerz i komplet sztućców.
-
Życie mi ratujecie – powiedziała Lily. – Ale to tylko kilka
dni. Naprawdę.
-
Daj spokój, Lily – odpowiedział Remus, przyłączając się do
rozmowy. – W akademiku nie będziesz miała szans na naukę. Zostań
tutaj. Będziesz miała ciszę i spokój…
-
Tym bardziej, że Remus prawie ciągle siedzi z nosem w słownikach –
wtrącił Mike.
Lily
roześmiała się, a Remus posłał kuzynowi pełne dezaprobaty
spojrzenie.
-
No co? – spytał Mike z miną niewiniątka. – A jest inaczej? W
każdym razie Remus siedzi w tych swoich słownikach, ja albo się
uczę, albo jestem w pracy. Cisza i spokój. Chyba że wpadnie reszta
Huncwotów, ale to chyba niezbyt będzie ci przeszkadzać. Kuchnia
jest do twojej dyspozycji, ale zazwyczaj to ja gotuję, więc tym się
nie martw.
-
A kasa? – zapytała Lily.
-
Miło by było, gdybyś coś się dorzucała, ale przymusu nie ma.
Zakupy dwa razy w tygodniu byłyby w porządku.
-
Nie ma sprawy – odpowiedziała Lily. – A kurczak jest świetny.
-
No ba – odparł Mike, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na
świecie.
Do
końca kolacji trwała cisza. Lily i Mike co jakiś czas wymieniali
zaniepokojone spojrzenia po czym zerkali na Remusa. On wiedział, o
co im chodzi – jego problemy ze zdrowiem były znane wśród
najbliższych przyjaciół. Innych nie miał, bo jeżeli ktoś
dowiadywał się o jego chorobie to zwykle znikał w ekspresowym
tempie. Zostali tylko ci najlepsi.
Kilkanaście
minut przed dziesiątą Mike pożegnał się z współlokatorami i
poszedł do pracy.
-
Dobra, Lily, o co naprawdę chodzi? – zapytał Remus. – I nie
próbuj wciskać mi kitu, że chodzi o hałas. Po tym co działo się
w Wieży Gryffindoru nie może ci przeszkadzać.
Lily
nie odpowiedziała od razu. Właściwie to milczała tak długo, że
Remus zaczął się już bać, że nie uzyska odpowiedzi na pytanie.
-
No bo moja współlokatorka, Amie Nowell, zaczęła przyprowadzać
chłopaka, chyba z prawa czarodziejskiego. Na początku było w
porządku, ale ostatnio zaczął przychodzić wtedy, gdy Amie nie ma.
No i n…. no zaczął się do mnie dostawiać. Mówiłam mu, że mam
chłopaka, ale mnie nie słuchał. Trochę boję się tam mieszkać.
On wydaje się zdolny do wszystkiego.
-
I ty tak długo się zastanawiałaś nad wyprowadzką? – zdziwił
się Remus. Starał się mówić spokojnym tonem, ale czuł gniew.
Jak ktokolwiek śmiał choćby spojrzeć na Lily bez jej woli?!
Wstał
z fotelu, na którym siedział do tej pory i objął przyjaciółkę.
Lily oddała uścisk, uspokajając się w jego ramionach.
-
Lilka, nie wypuszczę cię stąd – szepnął Remus. – Zresztą
pewnie nawet nie mogę. James chyba by mnie zabił.
-
Ciebie, tego typka i pewnie mnie za to, że mu nie powiedziałam –
dodała Lily.
-
Ciebie nie – zapewnił ją Remus. – Ale tamtemu mam ochotę
przetłumaczyć, że nie wolno tak cię traktować.
Lily
mimowolnie się roześmiała się.
-
Nie trzeba. Ale dziękuję za dobre chęci. To… zajmuję łazienkę.
Oderwała
się od niego i pobiegła do łazienki.
Spoglądając
za nią Remus pomyślał, że może znowu poczuje się jak w
Hogwarcie. Tam był szczęśliwy. Chciałby znowu się tak poczuć.
---------------------
*
Lunavigilate – z łac.Luna – księżyc, Vigilare - pilnować
Witam Was z pierwszym rozdziale. Mam nadzieję, że się Wam podoba. Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyście napisali chociaż słówko o tym, co myślicie o rozdziale.
Rozdział 2 pojawi się za tydzień.
Pozdrawiam
Nowy rozdział! Nowy rozdział! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że znów piszesz. Notka cud, miód i malinki. Lupin oczywiście użala się nad sobą, ale gdyby tego nie robił nie byłby tą samą osobą. Nie mogę się doczekać nowego rozdziału.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą. Remus bez użalania się nad sobą, jest jak Hogwart bez Dumbledore'a, albo uprzejmy i rozrywkowy Snape - innymi słowy coś nienaturalnego.
UsuńPozdrawiam
Gdy napisałaś mi komentarz oo ostatnim poście towystraszyłam się, że to koniec i nawet nie wyobrażasz sb jak się ucieszyłam widząc, że dałaś coś nowego! Na początku myślałam, że bd to losy Teddy'ego, może Scotta i bardzo zdziwiłam się, gdy tym chłopakiem okazał się Remus. Czytałam z zapartym tchem i naprawdę Cię podziwiam. Magiczne Studia Oxfordzkie... jesteś chyba pierwsza osoba, która na to wpadła! Czekam na następna notkę ♡
OdpowiedzUsuńGdy napisałaś mi komentarz oo ostatnim poście towystraszyłam się, że to koniec i nawet nie wyobrażasz sb jak się ucieszyłam widząc, że dałaś coś nowego! Na początku myślałam, że bd to losy Teddy'ego, może Scotta i bardzo zdziwiłam się, gdy tym chłopakiem okazał się Remus. Czytałam z zapartym tchem i naprawdę Cię podziwiam. Magiczne Studia Oxfordzkie... jesteś chyba pierwsza osoba, która na to wpadła! Czekam na następna notkę ♡
OdpowiedzUsuńGdy napisałaś mi komentarz oo ostatnim poście towystraszyłam się, że to koniec i nawet nie wyobrażasz sb jak się ucieszyłam widząc, że dałaś coś nowego! Na początku myślałam, że bd to losy Teddy'ego, może Scotta i bardzo zdziwiłam się, gdy tym chłopakiem okazał się Remus. Czytałam z zapartym tchem i naprawdę Cię podziwiam. Magiczne Studia Oxfordzkie... jesteś chyba pierwsza osoba, która na to wpadła! Czekam na następna notkę ♡
OdpowiedzUsuńRozdział mega!Nie ma to jak po całym tygodniu ciężkiej pracy odetchnąć u Ciebie:-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGeniusz! Ni więcej chyba nie muszę mówić. Pomysł z magicznymi studiami w Oxfordzie bardzo fajny, także na to wpadłam i w jednym moich opowiadań jedynym bohaterów także tam studiuje (opowiadanie jest w trakcie tworzenia):) osobiście nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :) Pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu. Ale zaraz "geniusz"? Nie, Stanowczo nie zasługuję na to słowo, chociaż dla Alohomory Tej, która jest autorką szablonu pasuje ono idealnie.
UsuńMogę prosić o jakiś podpis? Choćby pseudonim. Lubię wiedzieć, z kim mam do czynienia, żeby łatwiej było odpisywać.
Pozdrawiam