a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 11 września 2015

Rozdział 2 – Wejście Smoka

                  W zaułku odchodzącym od Rainbow Street w Oxfordzie znajdował się niewielki bar. Nad drzwiami wisiał szyld z napisem „Wejście Smoka”, wokół którego owijał się brunatny smok. Tak OWIJAŁ SIĘ, bo smok ruszał się, owijając ogon wokół liter napisu. Mimo tego niezwykłego szyldu nikt z przechodzących obok niego ludzi, nie zwracał uwagi na bar. Ludzie przechodzili obok, jakby nic się nie działo.
         Kilka minut przed dwudziestą drugą koło baru zatrzymał się dziewiętnastoletni chłopak. Prawą ręką poprawił czarną grzywkę, wpatrując się w ruszającego się smoka. Wydawało się, że chłopak widzi to, czego nie mógł zobaczyć nikt inny.
         Tak się bowiem składało, że Wejście Smoka mógł zobaczyć tylko ktoś związany ze światem czarodziejskim. Tylko takie osoby dostrzegały poruszającego się smoka i mogły wejść do baru.
         Ciemnobrązowe drzwi otworzyły się, poruszając niewielki dzwonek, który zadzwonił czystym dźwiękiem. Michael Croft rozejrzał się po niezbyt zatłoczonym barze. Jak na sobotę panował tu niezbyt duży ruch. Mike domyślał się, że tej nocy będzie miał względny spokój. Lubił takie dni, a raczej noce. Czasami nawet mógł się zdrzemnąć na leżance, stojącej w kącie kuchni.
         - Cześć, Will – powiedział Mike, podchodząc do baru.
         Wysoki, prawie dwumetrowy, brunet podniósł wzrok znad papierów. Na widok Mike’a uśmiechnął się szeroko i wyciągnął do chłopaka rękę. Pod obcisłym rękawem jego brązowej bluzki zarysowały się wyrobione mięśnie.
         - Cześć. Już myślałem, że nie przyjdziesz – odparł Will.
         - Małe zawirowanie w domu. Czemu stoisz za barem? Znudziło się siedzenie w biurze? – zapytał Mike, uśmiechając się złośliwie do szefa.
         - Bardzo śmieszne. Tak się składa, że Shane złożył mi dzisiaj wymówienie. Nie podał powodu.
         - Moim zdaniem to mała strata – rozległ się po prawej wysoki, kobiecy głos.
         Do baru podeszła urocza, szczupła blondynka ubrana w liliową sukienkę, na którą założyła biały fartuszek z wyszytym czerwonym smokiem. Na nogach miała niemal dziesięciocentymetrowe szpilki, które równoważyły jej nienajwiększy wzrost.
         - Z Shane’a był straszny nudziarz. Typowy Puchon – stwierdziła dziewczyna, opierając się nonszalancko o bar.
         - Natalie, ciebie też nikt nie nazwałby typową Krukonką – odparł zaczepnie Mike.
         - Zanim się pokłócicie, chciałbym przypomnieć, że jesteście w pracy – wtrącił Will, czując nadciągającą kłótnię.
         - Nie ma sprawy. I tak miałem iść do kuchni – odpowiedział Mike, posyłając szefowi wdzięczne spojrzenie.
         Bez słowa minął Natalie i przez boczne wejście wszedł do kuchni. Założył fartuch, umył ręce i już był gotowy do pracy. Zajął się tym z największą przyjemnością. Smażąc frytki, siekając warzywa na surówki, smażąc kawałki piersi kurczaka i robiąc inne dziwne potrawy rozmyślał o wszystkim i o niczym.
         Natalie. Jak on jej nie lubił. Mała, wredna jędza. Czarna owca Ravenclowu. Już w szkole jej nie lubił. Romansowała na prawo i lewo, jeżeli nie próbowała kogoś poderwać to taktowała go jak robaka.
         Zupełnie inna od Nat była druga obecna tej nocy w barze kelnerka – Roxana Collins. Wyglądały niemal tak samo – obie były drobnymi blondynkami, średniego wzrostu – ale charaktery miały zupełnie inne. Roxy była skromna, zawsze uśmiechnięta. Była miła dla każdego, kto pojawił się w barze.
         Niedługo po północy do kuchni wszedł Will. Światło jarzeniówek sprawiało, że wydawał się blady jak trup.
         - Nie smutno ci tak siedzieć samemu? – zagadał Mike’a, opierając się o ścianę.
         - Nie. Mam czas, żeby pomyśleć.
         - A co się stało w domu? – zapytał Will, przestając bawić się w uprzejmości. – Tylko nie próbuj się wykręcać.
         Mike spuścił wzrok na paprykę, którą właśnie kroił. Już dawno temu zorientował się, że przed Willem nie da się niczego ukryć. Miał niemal taki sam dar prześwietlania rozmówców jak profesor Dumbledore.
         - Przyjaciółka Remusa, mojego kuzyna, przyszła dzisiaj do nas i poprosiła to, żebyśmy ją przechowali u nas przez jakiś czas. Nie wiem, o co jej chodziło, ale wydawała się przerażona. Zgodziłem się bez wahania.
         - To cię tak martwi? – zdziwił się Will. – Mieszkanie razem z panną? O czyją cnotę się boisz?
         Mimowolnie Mike parsknął śmiechem. Częściowo wywołał to swobodny ton Willa, a częściowo użycie staroświeckiego określenia.
         - Nie boję się. Po prostu… Krycie się po kątach z problemami we własnym domu… Już dzisiaj mieliśmy jedną awanturę.
         - No i dochodzimy do sedna sprawy.
         - No tak. Tak jakby. Chodzi o Remusa. On… ma problemy ze zdrowiem i przez to nikt nie chce go zatrudnić. Ciężko sobie z tym radzi.
         Will zamyślił się na dłuższą chwilę. Uśmiech zniknął z jego twarzy. Przydługie, czarne włosy zasłoniły jego ciemnobrązowe oczy.
         - Wiesz – zaczął wolno – możesz przyprowadzić go tutaj.
         - Tutaj? – zapytał Mike, patrząc na szefa ze szczerym zdziwieniem.
         - Tak. I tak muszę znaleźć barmana. Shane odszedł z dnia na dzień i nie mam nikogo innego. Jeżeli ten twój kuzyn będzie chciał tu pracować to nie widzę przeciwwskazań.
         - Ja… Nie wiem, co powiedzieć.
         - Ty nic nie mów. Ale kuzyna przyprowadź… powiedzmy jutro. Znaczy się dzisiaj. Później.
         Mike skinął głową na zgodę. Wrzucił paprykę do miski z sałatą i pomidorami. Przełożył część sałatki na talerz i odniósł go do okienka. Postawił obok talerz z frytkami i filetami z kurczaka.
         - Roxy, zamówienie dla czwórki! – krzyknął do kelnerki.
         - Dziękuję – powiedziała, zabierając talerze.
         Mike przez chwilę odprowadzał dziewczynę wzrokiem. Może  innym życiu mogliby być razem. W innych okolicznościach. Ale już dawno nauczył się, że nie warto myśleć o tym, co mogłoby być. Roxy traktowała go jak przyjaciela i to mu wystarczało. W zupełności. W sumie to nawet nie był pewny, co do niej czuje. Zależało mu na niej i wiedział, że, gdyby coś jej się stało, ruszyłby jej z pomocą. Cholerny rycerz na białym koniu. Roxy budziła w nim uczucia opiekuńcze, z romantycznymi było gorzej. Na pewno nie mógł powiedzieć, że jej pożądał. Znaczy się była piękna, słodka i biła od niej niewinność. Niewinność, której nie chciałby zniszczyć. Paskudnie by się z tym czuł.
~ * ~
         Remus nie mógł spać tej nocy. Po pięknym słonecznym dniu nadeszły straszne chłody. Na swoje nieszczęście Remus zostawił na cały dzień otwarte okno, żeby wywietrzyło się w pokoju i teraz miał zimno jak w lodówce. Leżał w łóżku przykryty grubą kołdrą, którą dwa tygodnie temu wcisnęła mu mama (w duchu jej za to dziękował), na kołdrę zarzucił wyciągnięty z szafy koc. Nawet łącząc to okrycie z wełnianymi skarpetami i ciepłą piżamą trząsł się z zimna.
         Z lekką obawą wyciągnął rękę spod kołdry i przyłożył ją do czoła.
         - Tego jeszcze brakowało – mruknął, czując nienaturalnie podwyższoną temperaturę.
Miał nadzieję, że to od tylu ciepłych warstw. Jeżeli się rozchorował, to prawdopodobnie miał już ten miesiąc z głowy. Wilkołaki rzadko chorują, ale jak już się zdarzy to na całość.
Już kiedyś miał coś takiego. W wakacje po czwartej klasie. Pojechał z przyjaciółmi nad morze do ciotki Petera. Byli na tyle głupi, że wszyscy jak jeden mąż skąpali się w zimnej, bądź co bądź, wodzie. Chodzili potem zakatarzeni, ale Remusa najbardziej wzięło i dwa dni później wrócił do domu z trzydziestodziewięciostopniową gorączką, kaszlem i zatykającym nos katarem. Żadne eliksiry zbijające gorączkę nie działały. Tak samo jak eliksiry na kaszel. Odrobinę pomagały mu napary z ziół, ale i one przy nosiły tylko chwilową ulgę. Trzymało go tak przez trzy tygodnie – do pełni księżyca. Po przemianie wszystko minęło jak ręką odjął. Na pewno nie chciał powtórki z tej rozrywki.
W końcu, rozdrażniony, zerwał się z łóżka. Podbiegł do okna i szybkim ruchem zaciągnął zasłony. Zrobił to odruchowo, bo przecież do pełni były jeszcze prawie trzy tygodnie. Mimo to widok księżyca denerwował go. Stojąc pod oknem, poczuł silne zawroty głowy.
- Nie. Proszę, nie – szepnął, osuwając się na kolana. Położył się podłodze, czekając, aż zawroty głowy ustaną. To był jego sprawdzony sposób na tego typu sytuacje, bo w końcu powtarzały się one zawsze na dzień przed pełnią.
Minęło kilka długich chwil, zanim świat przestał Remusowi wirować przed oczami. Dopiero wtedy odważył się wstać. Lekko chwiejnym krokiem podszedł do szafy, z której wyrzucił dwa koce. Niestety więcej nie znalazł. Zanim wrócił do łóżka, nastawił jeszcze płytę. Potrzebował czegoś na uspokojenie, a muzyka właśnie tak na niego działała. Po krótkiej chwili w pokoju rozległa się muzyka zespołu The Rolling Stones. Remus słuchał tego zespołu od dwóch-trzech lat, a tą fascynacją zaraził go właśnie Mike, który jako pierwszy wprowadził Stones’ów do domu.
Upewniwszy się, że muzyka nie gra na tyle głośno, żeby mogło to przeszkadzać śpiącej na parterze Lily Evans, położył się i zakopał w kołdrze i kocach. Nadal było mu potwornie zimno. Nawet zaklęcie rozgrzewające mu nie pomagało.
- Byle do ranka – powiedział do siebie. – Rano będzie lepiej. Musi być.

------------------------------
Witam. 
Chciałam bardzo podziękować za miłe komentarze pod poprzednim rozdziale. W miarę możliwości staram się na nie odpowiedzieć i mam zamiar dalej tak robić.
W zakładce Kryształowa Kula pojawiła się lista tytułów rozdziałów aż do rozdziału numer 50. Jak ktoś jest zainteresowany to serdecznie zapraszam.
Pozdrawiam

4 komentarze:

  1. W tej powieści pokazujesz nam inną stronę swojego talentu. Nie wiem, czy to mi się tak wydaje, ale sposób opisywania tych zdarzeń jest inny. Bardzo mi się podoba, choć było mało Remusa. Wiadomo jednak, że trzeba też opisać fabułę z innej strony. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mike'a (przyznam, że nieudolnie) staram się wykreować na drugą postać pierwszoplanową, więc czasami będą się zdarzyły rozdziały, w których będzie grał pierwsze skrzypce. Zresztą będą się pojawiać rozdziały, albo ich fragmenty z perspektywy innych osób.. I nic więcej nie zdradzę. Jak będziesz miała jakieś pytania to odsyłam do Pokoju Wspólnego.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Hej. Baaardzo mi się podobało :) Muszę przyznać, że bardzo dobrze piszesz :) już nie.mogę doczekać się kolejnego rozdziału :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciąg dalszy pojawi się już w piątek. Serdecznie zapraszam.
      Pozdrawiam

      Usuń

Obserwatorzy