Dochodziła
szósta, gdy Mike przekręcił klucz w drzwiach wejściowych. Miał
wrażenie, że jeżeli zaraz się nie położy, uśnie na stojąco.
Wbrew
jego wcześniejszych przypuszczeń, ta noc okazała się dla niego
wyjątkowo pracowitą. Po północy zaczęli się schodzić klienci i
tuż przed pierwszą nie było już żadnego wolnego miejsca. Na
szczęście dla Mike’a o wiele więcej pracy miał stojący za
barem Will.
Mike
powiesił kurtkę na wieszaku i wstawił buty do szafki. Na palcach
przeszedł obok drzwi pokoju, który zajmowała rudowłosa Lily,
potem wszedł po schodach. Marzył tylko o swoim ciepłym łóżku.
Gdy przechodził obok pokoju Remusa, usłyszał zza drzwi cichą
muzykę.
-
No nie. Znowu? – mruknął pod nosem, wiedząc, że jego marzenia o
ciepłym łóżku muszą poczekać.
Aż
za dobrze wiedział, co oznacza muzyka grająca w pokoju Remusa. Dla
niego był to jedyny środek uspokajający.
Mike
bez pukania otworzył odrzwi od sypialni Remusa. To, co tam zastał
utwierdziło go w przekonaniu, że z jego kuzynem nie było dobrze.
Zasłona w oknie wisiała krzywo – widocznie Remus, zaciągając
ją, pozrywał ją w części żabek. Szafa była otwarta, a z niej
wysypywało się kilka ubrań. W stojącym na biurku odtwarzaczu
kończyła się płyta Stones’ów.
Mike
podszedł do łóżka, na którym leżał Remus, zakopany w sterty
koców. Mike ostrożnie dotknął czoła kuzyna, sprawdzając
temperaturę. Była lekko podwyższana, ale Mike był pewny, że to z
winy tylu koców. Jednocześnie Mike’a nawiedziło dziwne wrażenie,
że dalsze poszukiwanie pracy wykończy Remusa. To była tego wina. W
końcu Remus, jak każdy wilkołak, miał wyjątkowo wrażliwe płuca
i długotrwałe przebywanie w dymie papierosowym było dla niego
wykańczające. W czasach wszechobecnych papierosów Remus często
źle się czuł w zamkniętych i tłocznych pomieszczeniach. Dlatego
Mike był pewny, że tam, gdzie Remus był poprzedniego dnia ktoś
dużo palił. Prawdopodobnie niedoszły szef.
Mike
zdjął z Remusa dwa koce, żeby się nie przegrzał i złożył je
na krześle. Przywołał z kuchni szklankę i dzbanek z wodą, które
postawił na szafce nocnej. Odkąd Remus z nim zamieszkał było już
kilka takich „popapierosowych” nocy. Gdyby tylko Mike nie był w
pracy i mógł zająć się nim od początku… Ale nie było sensu
rozczulać się nad tym. Trzeba będzie tylko na taką okazję
przeszkolić Lily. Przed wyjściem Mike odłączył jeszcze
odtwarzacz i schował płytę. I tak już się prawie skończyła.
„Może
Will rzeczywiście będzie mógł pomóc” pomyślał Mike, wchodząc
do swojego pokoju. „Przecież w Wejściu Smoka jest zakaz palenia.
Nawet dzisiaj Will wyrzucił faceta, który wyciągnął papierosa.
Ale potem się tym zajmę. Muszę się przespać.”
Po
szybkim prysznicu Mike ułożył się na łóżku i niemal od razu
zasnął. Nic mu się nie śniło.
~
* ~
Było
tuż przed południem, gdy Remus obudził się. Nie odczuwał żadnych
niedogodności po nocnych wydarzeniach. Od razu zauważył, że dwa
koce leżały ładnie złożone na stojącym przy biurku krześle. W
odtwarzaczu nie było już płyty, która leżała w opakowaniu na
swoim miejscu.
-
Mike, co ja bym bez ciebie zrobił? – zapytał w przestrzeń Remus,
nalewając sobie wody.
Był
pewny, że kuzyn odwiedził go po powrocie z pracy i doprowadził
wszystko do porządku. Zresztą nie pierwszy raz.
Remus
szybko się ubrał i zabrał się do porządkowania pokoju. Schował
koce do szafy i ułożył w niej ponownie ubrania, pościelił łóżko.
Gdy poprawiał zasłonę zobaczył sowę lecącą w kierunku domu. Z
uwagi, że byli jedynymi czarodziejami mieszkającymi w okolicy,
Remus był pewny, że sowa była przeznaczona dla niego, Mike’a lub
Lily. Otworzył okno, żeby sowa mogła wlecieć.
-
Cześć, Nero – powitał ciemnobrązowego puszczyka, kiedy ten
usiadł na szafce nocnej i wypuścił z dzioba kopertę.
Wziął
kopertę i otworzył ją. Od razu rozpoznał pismo Syriusza Blacka.
Czołem,
Lunatyku,
Masz
dzisiaj trochę czasu? Margaret wyjeżdża dzisiaj do rodziców do
Dover i zostaję sam w mieszkaniu. Pomyślałem, że miło byłoby
spotkać się w czwórkę i przypomnieć sobie, jak to było w
Hogwarcie. Niby minęło tylko pół roku, ale strasznie brakuje mi
naszej przyjaźni. Dałbyś radę wpaść? Rogacza i Glizdogona już
zaprosiłem, więc nie masz czym się wymówić. Odeślij mi
wiadomość przez Nero i przychodź jak najszybciej.
Trzymaj
się. Łapa
Remus
uśmiechnął się pod nosem i szybko napisał Syriuszowi odpowiedź.
Rzecz jasna była to odpowiedź twierdząca. Tęsknił za
przyjaciółmi. Sama Lily nie mogła przywrócić mu tego, co utracił
po ukończeniu szkoły – wsparcia przyjaciół.
Zszedł
na parter. Z kuchennego okna widział odlatującego puszczyka.
-
Czy tutaj nikt nie ma w zwyczaju wstawać o normalnej porze? –
usłyszał za sobą głos Lily.
Remus
odwrócił się i uśmiechnął do przyjaciółki. Dopóki nie
zobaczył Lily, nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo mu jej
brakowało. Jej i Huncwotów.
-
Przepraszam – odpowiedział ze skruchą w głosie. – Mike wrócił
z pracy dopiero nad ranem… A ja przez pół nocy nie mogłem usnąć.
-
Wiem. Słyszałam, jak się kręciłeś, gdy się uczyłam –
próbowała powiedzieć to w formie żartu, ale Remus słyszał
troskę w jej głosie.
-
Przepraszam – odparł Remus, przenosząc wzrok na swoje stopy.
Ostatnie
co było mu potrzebne, to tłumaczenie się Lilce z jego problemów.
Tym bardziej że nie do końca potrafił wytłumaczyć, dlaczego nie
mógł spać.
-
Remus…
-
Lily, proszę, nie pytaj mnie o to. Daję sobie radę. To zdarza się
naprawdę rzadko.
Lily
zmrużyła podejrzliwie oczy, ale nie drążyła tematu. Wiedziała,
że nie miałoby to najmniejszego sensu, bo Remus dobrze potrafił
ukrywać swoje słabości.
-
Jakie masz plany na dzisiaj? – spytał Remus, definitywnie
zmieniając temat.
-
Pójdę do akademika po resztę swoich rzeczy, a potem będę się
uczyła.
-
Interesujący plan – zaśmiał się Remus. – Miej oko na Mike’a.
Tylko nie licz, że wstanie przed trzecią.
-
A ty co będziesz robił?
-
Syriusz zaprosił mnie do siebie. Podobno Margaret wyjechała do
rodziców.
Lily
posłała mu spojrzenie pełne niezrozumienia.
-
Co to za Margaret?
-
Dziewczyna Syriusza – wyjaśnił Remus. – Przynajmniej od
jakiegoś miesiąca.
Lily
parsknęła śmiechem i pokręciła głową z rozbawieniem. Jak
ostatnio widziała Syriusza, spotykał się z niejaką Evelyn. A gdy
kończyli szkołę był z Rebecką Brown. Przynajmniej ona jest tylko
z Jamesem. A Remus ostatnią dziewczynę miał chyba w szóstej
klasie. Petera dziewczyna rzuciła na miesiąc na miesiąc przed
końcem roku szkolnego. Tylko jeden James od prawie roku żył w
szczęśliwym związku – właśnie z Lily.
-
Czemu dziewczyny tak do niego lgną? – zapytała Lily, nalewając
sobie herbaty do kubka.
-
Mnie nie pytaj – odpowiedział jej Remus. – Nie znam się na
kobiecym guście. Ja też poproszę herbaty.
Lily
kiwnęła głową i wyciągnęła z szafki drugi kubek. Po chwili w
kubku znalazła się parująca herbata. Remus podziękował i wypił
łyk napoju. Odstawił kubek na stół i zajął się robieniem sobie
śniadania.
-
Znalazłeś jakąś pracę? – zapytała Lily.
Remus
nie odpowiedział od razu. Machnął różdżką i nóż zaczął
kroić chleb na kromki. Następnie masło wyleciało z lodówki i
zaczęło pokrywać cienką warstwą kromkę. Na maśle pojawiły się
plasterki ogórka i wędliny.
-
Też chcesz? – spytał Remus, odwracając się do Lily.
-
Nie dzięki – odpowiedziała cicho Lily. – Już jadłam. Ale,
Remus…
Zawiesiła
głos. Widocznie nie wiedziała, co powiedzieć. Nie chciała urazić
Remusa.
-
Jak znajdziesz kogoś, kto będzie chciał zatrudnić wilkołaka, to
daj mi znać – powiedział cierpko. – Chętnie się do niego
zgłoszę.
Nie
patrzył na Lily. Nie chciał, żeby zobaczyła jego gorycz i zawód.
-
A ty, Lilka?
-
Nie. Rodzice zabronili. Kazali mi najpierw skupić się na nauce.
Może potem jakoś zmiękczę ich serca. A twoi rodzice?
-
Mają swoje problemy. Nie chcę ich jeszcze obciążać moimi. Już
wystarczająco długo jestem dla nich ciężarem.
-
Bzdura. Remus, na pewno nigdy czegoś takiego nie powiedzieli. Nawet
nie pomyśleli.
Remus
uśmiechnął się delikatnie. Wiedział, że Lily go nie zrozumie.
Nigdy nie patrzyła na niego przez pryzmat jego wilkołactwa.
Po
śniadaniu Remus pożegnał się z Lilką i teleportował się sprzed
domu do kamienicy, w której mieszkał Syriusz. Liczył, że będzie
tam ktoś inny poza Łapą. Chciał uniknąć serii niewygodnych
pytań.
Drzwi
otworzyły się i stanął w nich osiemnastoletni chłopak z
krótkimi, czarnymi włosami i lekką bródką.
-
Cześć, Luniek – powitał go Syriusz. – Wchodź, jesteś
ostatni.
Remus
uścisnął Łapie rękę na powitanie i wszedł do środka. Tam
czekało na niego dwóch innych przyjaciół.
James
Potter, nazywany Rogaczem, był wysokim brunetem. Jego brązowe oczy
kryły się za okularami w krągłych oprawkach.
Peter
Pettigrew, na którego przyjaciele wołali Glizdogon, siedział w
fotelu. Odgarnął z czoła jasne włosy i posłał Remusowi radosny
uśmiech.
-
Jak dobrze znowu być razem – powiedział radośnie James.
Remus
zgodził się z nim bez wahania. Tak strasznie tęsknił za
przyjaciółmi.
Pierwsza! I to trzy minuty po publikacji. Idę czytać, napewno roxrozdział będzie świetny.
OdpowiedzUsuńMiałam rację, rozdział ekstra. Już nie mogę się doczekać spotkania Huncwotów.
UsuńNowy rozdział, standardowo, w piątek.Będą Huncwoci i... ktoś jeszcze. Nie zdradzę kto. Może ktoś się domyśli.
UsuńPozdrawiam
To bedzie Dorcas Meadows?
UsuńNie. Dorcas pojawi się później. I będzie nieco odbiegać od tego, co na ogół pisze się w fanfikach.
UsuńNotka jest genialna! Od kilku dni na nią czekałam, ale okazało się, że blogger mi jej nie pokazał, bo nie dodałam tego adresu. Natychmiast to zrobię, gdy sobie przypomnę gdzie i jak. Historia jest pięknie opisywana i nie mogę się doczekać następnej! Wizualnie też jest na +. Te kółka u góry są bajeczne! Jak je zrobiłaś?
OdpowiedzUsuńKółka i w ogóle cały szablon są zasługą Alohomory Tej. Zgadzam się z Tobą - to jest bajeczne.
UsuńPozdrawiam
Rozdział, jak zwykle super. Czekam z niecierpliwością na kolejny piątek. Genialnie piszesz. Szablon cud, miód i malinki pozdrowienia dla twórczyni. Życzę powodzenia w szkole :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za życzenia i słowa pochwały.
UsuńPozdrawiam
Czas trochę nadrobić. Czy ja naprawdę nie mam już czasu na nic?! To nienormalne!!!
OdpowiedzUsuńNie będę się odnosić dzisiaj do tego konkretnie rozdziału, bo mam zamiar napisać trochę o ogóle. Miałam to zrobić pod poprzednim rozdziałem, ale nie wyszło.
Komentować prologu i pierwszego rozdziału nie będę. Czytałam je już wieki temu i moje zdanie znasz. Chociaż kiedy wysłałaś mi te dwa pierwsze posty i pytałaś o moje zdanie, cóż... Nie wciągnęłam się w to chyba za bardzo i nie przemyślałam wszystkiego.
Jestem zachwycona!
Powiem, że zajrzałam na Twój pierwszy post na onecie, bo nie wiedziałam co napisać i jak się odnieść. PROGRES przez gigantyczne P!!! Przeczytałam te trzy rozdziały i myślę sobie: "Woooooooooooow". Wiesz takie westchnienie, kiedy nie wiesz co napisać, powiedzieć, pomyśleć. Kiedy przestałam się w końcu wgapiać w monitor, doszłam do wniosku, że tego mi brakowało w poprzedniej historii. Czego? Nie potrafię powiedzieć. Po prostu TEGO. Rozumiesz? Tego czegoś czego brakowało i zrozumiałam to dopiero w tym momencie, kiedy odnalazłam to tutaj.
Bardzo rozwijasz wątki. Duży plus! Wszystko ma ręce i nogi, i sens, i genezę, i jest perfecto! Tak jak wcześniej często myliłam się w pochodzeniu bohaterów, tak teraz wszystko ogarniam. Historia jest jasna, czysta, klarowna i można w niej teraz namieszać (ah, te moje zboczenia)!
Co do tego rozdziału... Brakowało mi czegoś! Czego? Mam na myśli braku akcji... Ja na Twoim miejscu pociągnęłabym dalej i opisała tutaj spotkanie Huncwotów. Przerwałabym wówczas w momencie, gdy zjawi się ten ktoś (wnioskując po tytule Dumbledore).
Dobra, kończę...
Mam rozumieć, że kółka zostają? ;)
Pozdrawiam!
Wiem, że można w tej historii namieszać i, uwierz mi, zamierzam to zrobić. Na razie czuję się niczym Geroge R.R. Martin zabijając kolejnych bohaterów. Boli mnie od tego serce, ale cóż mogę zrobić? W końcu wprowadziłam (i wprowadzę) sporo postaci, które są ważne dla tego opowiadania, a których w końcu będę musiała się pozbyć, żeby w miarę móc trzymać się kanonu.
UsuńCieszę się, że podoba Ci się ta historia. Szczerze mówiąc, mnie też lepiej czyta się tą opowieść, niż poprzednią. Może to kwestia tego, że jestem teraz dojrzalsza (podobno) i lepiej rozumiem niektóre rzeczy.
Pozdrawiam
Trochę się zaskoczyłam czytając, że Huncwoci rozstali się po szkole. W mojej wyobraźni każdy z nich wynajął sobie mieszkanie w tym samym mieście (tak, wie, że tak nie było) i żyli długo i szczęśliwie. Ładnie piszesz chociaż czasami zdarzają ci się drobne błędy gramatyczne.
OdpowiedzUsuńMiłego dnia i pozdrawiam.