a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 25 września 2015

Rozdział 4 – Propozycja Dumbledore’a

         W małym, dwupokojowym mieszkanku na Elepfant Street 17 w Oxfordzie siedziało czterech młodych, osiemnastoletnich chłopaków. Tylko jeden z nich nie rozglądał się z zaciekawieniem po pokoju, bo mieszkał w tym mieszkaniu ze swoją dziewczyną. Pozostała trójka patrzyła na kremowe ściany, jasnożółte zasłony i kwiatki stojące na parapecie. Meble miały przyjemny, jasnobrązowy kolor.
         - Opowiadajcie – zarządził Syriusz Black, siadając na jednym z foteli.
         Powiódł spojrzenie po przyjaciołach, nie mogąc uwierzyć, że wreszcie udało im się spotkać w pełnym składzie. Organizował już podobne spotkania, ale nigdy nie udało się pojawić na nich wszystkim Huncwotom. Albo James Potter miał egzaminy, albo mamie Petera Pettigrew pogorszyło się zdrowie, albo Remus Lupin wymawiał się nauką lub kolejną rozmową o pracę.
         - Niby o czym? – zapytał James. – U mnie nic się nie dzieje. Tylko strasznie mi was brakuje.
         - A to nowina – mruknął Syriusz.
         - Żaden z was nie pofatygował się do Londynu. Żaden. Zresztą… Nawet Lilka przestała mnie odwiedzać – dodał ponuro.
         - Wczoraj do mnie przyszła – powiedział Remus. – Powiedziała, że ma jakieś problemy w akademiku i spytała, czy może zamieszkać ze mną i Mike’iem.
         - I co powiedziałeś? – spytał James.
         Remus spojrzał na niego z udawanym oburzeniem.
         - Po pierwsze to decyzja Mike’a a nie moja. W końcu to jego dom. A po drugie oczywiście, że się zgodziłem. Lilka jest dla mnie jak siostra. Nie mógłbym odesłać jej z kwitkiem.
         - No w sumie racja – przyznał James.
         James chciał dodać coś jeszcze, ale Syriusz, który właśnie spojrzał na zegarek, nie dopuścił go do słowa.
         - Tak właściwie to zaprosiłem to was z bardzo konkretnego powodu. Dumbledore poprosił mnie, żebyśmy zebrali się w jednym miejscu, bo ma nam coś bardzo ważnego do powiedzenia.
         - A co takiego? – zainteresował się Peter.
         Syriusz posłał mu pełne politowania spojrzenie.
         - Glizdek, gdybym coś wiedział, nie bawiłbym się w podchody. Proste.
         W pokoju zapadła cisza, którą przerwał dopiero dzwonek do drzwi. Syriusz zerwał się z fotela i poszedł otworzyć.
         Za drzwiami stał Albus Dumbledore – największy czarodziej naszych czasów. Długa, siwa broda dodawała mu powagi, ale zupełnie nie równoważył stroju, za który każdy mugol (czyli osoba niemagiczna i niemająca pojęcia, kim jest Dumbledore) wysłał by go do szpitala psychiatrycznego. Otóż profesor Dumbledore miał na sobie długą do ziemi, fioletową szatę.
         - Witam was, chłopcy – powiedział Dumbledore, wchodząc do mieszkania. Poprawił zsuwające się okulary-połówki i zmierzył młodzieńców uważnym spojrzeniem. – Miło widzieć was razem i w dobrym zdrowiu.
         - Pewnie jeszcze pan powie, że Hogwart bez nas nie jest już taki sam – stwierdził James, po przywitaniu się z profesorem.
         - Żebyś wiedział, James – zgodził się Dumbledore. – Hogwart dziwnie ucichł, odkąd ukończyliście naukę. Ale ja nie w tej sprawie. Syriuszu, czy mógłbym cię prosić o filiżankę herbaty.
         - Oczywiście. Zaraz podam. Chłopaki, też chcecie?
         Z uwagi na to, że nikt nie zaoponował po krótkiej chwili na stojącym między kanapą i fotelami stoliku pojawiło się pięć filiżanek z gorącą herbatą.
         - Jak doskonale wiecie – zaczął Dumbledore – od kilku lat świat czarodziejski jest w stanie wojny. Niestety nasze Ministerstwo Magii nie ma wystarczających sił, albo nie chce ich stworzyć, na walkę z ciemnymi mocami. Dlatego kilka lat temu zdecydowałem się na założenie konspiracyjnej i, niestety, niekoniecznie legalnej organizacji. Jej członkowie walczą z poplecznikami Lorda Voldemorta. Chciałbym zaproponować wam członkostwo w tej organizacji.
         Huncwoci wymienili spojrzenia. Syriusz i James byli podekscytowani, Remus niepewny, a Peter przestraszony.
         - Zanim jednak podejmiecie jakąkolwiek decyzję, chcę, żebyście wiedzieli, jakie mogą być tego konsekwencje. W każdej chwili można zginąć. Nikomu nie można powiedzieć, o członkostwie w tej organizacji, chyba że chce się wprowadzić tego kogoś w jej szeregi, albo ma się do tego kogoś całkowite zaufanie. Zdrada zostanie srogo ukarana. Można zostać oskarżonym o działalność przestępczą i zostać uwięzionym w Azkabanie. Można zaginąć bez wieści… Zastanówcie się, zanim dacie mi odpowiedź.
         Remus spojrzał na przyjaciół. Na ich twarzach widział ich myśli, jakby wypowiedzieli je na głos. James i Syriusz palili się do walki i nie było w tym niczego dziwnego. W końcu James uczył się na aurora i szykował się do walki z przestępcami. Z kolei Syriusz miał powody osobiste – w końcu część jego rodziny jest w szeregach śmierciożerców, czyli popleczników tego, który nazywa siebie Lordem Voldemortem. Peter bał się i nie było w tym niczego dziwnego. Tylko głupcy nie boją się śmierci.
         Remus nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony wiedział, że nie można pozwolić, aby Voldemort przejął władzę. Ale bał się. Nie tyle śmierci (jako wilkołak ciągle czuł na plecach jej chłodny oddech) ile odrzucenia. Dumbledore składał propozycję im wszystkim, ale Remus czuł w tym w najlepszych razie uprzejmość. W najgorszym Dumbledore nie zdawał sobie w pełni sprawy z tego, kim Remus jest.
         - Wchodzę w to – powiedział James.
         - Ja też – dodał Syriusz, jak zawsze zgadzając się z Jamesem.
         - A wy? – zapytał Dumbledore, zwracając się do Remusa i Petera.
         - Ja… Niech będzie – zgodził się Peter, ale w jego głosie nie słychać było pewności siebie.
         Wszyscy spojrzeli na Remusa, który miał ochotę ukryć się przed ich wzrokiem. Nie chciał jeszcze podejmować decyzji, ale wiedział, że, im dłużej będzie się wahał, tym większe będzie miał wątpliwości.
         - Nie wiem, czy to dobry pomysł – powiedział w końcu. Musiał coś powiedzieć. – Pan wie, kim jestem i…
         - Znowu się zaczyna – wtrącił Syriusz z rezygnacją w głosie. – Ile razy mamy ci mówić, że nam to nie przeszkadza.
         - Wam nie – zauważył Remus. – A innym?
         James chciał coś powiedzieć, ale Dumbledore powstrzymał go ruchem dłoni.
         - Mogę cię zapewnić, że nikt nie powie złego słowa. Remusie, mam do ciebie pełne zaufanie. Poza tym powinieneś mieć więcej wiary w ludzi.
         „Wiary w ludzi?” Pomyślał Remus. „Jestem ostatnią osobą, która mogłaby ją mieć. Po tych wszystkich latach pogardzania przed urzędników Ministerstwa Magii. Po tym, jak tylko dzięki Dumbledore’owi poszedłem do Hogwartu, bo poprzedni dyrektor, profesor Dippet, odmówił mi tego. Po tym, jak od pół roku nie mogę znaleźć pracy, bo nikt nie chce zatrudnić wilkołaka. Jaką wiarę w ludzi mogę mieć?”
         - Rozumiem twoje obawy – powiedział Dumbledore, jakby czytał Remusowi w myślach. – Jeżeli tylko z tego powodu chcesz mi odmówić, to nie masz, czym się przejmować.
         „Gdyby to było takie proste. Ale tego czym jestem nic nie zmieni. Nawet najlepsze słowo Dumbledore’a.”
         - Lunatyk, daj spokój – powiedział James z właściwą sobie pewnością. – Już przerabialiśmy to w szkole. Jeżeli ktoś będzie miał oś do ciebie, staniemy za tobą murem.
         - W szkole nikt nie wiedział…
         - Co z tego? To NICZEGO nie zmienia. To tylko mały, futerkowy problem. Nie pozwól mu rządzić swoim życiem.
         „To nie jest problem. To jestem ja. Tylko oni tego nie chcą zrozumieć.”
         Remus podniósł do ust filiżankę, żeby zyskać chwilę czasu. Chciał się zgodzić. Naprawdę chciał walczyć, ale nie chciał nikogo narażać na niebezpieczeństwo, jakie niesie przebywanie z wilkołakiem. Chociaż z drugiej strony jego przyjaciele wiedzieli, jak w razie czego go unieszkodliwić. Nie zostali animagami bez powodu.
         - Niech będzie – powiedział w końcu Remus. – Wchodzę w to.
         - Wspaniale – ucieszył się Dumbldore, chociaż w jego oczach Remus zobaczył nie tylko radość, ale też smutek. Remus nie potrafił tego zrozumieć.
         - Co dalej? – zapytał Syriusz.
         Black wyciągnął różdżkę, jakby miał zaraz iść do walki.
        - W sobotę zaprowadzę was do Kwatery Głównej i oficjalnie wpisani do Księgi Członków. Póki co żyjcie normalnie. Uczcie się, spotykajcie ze znajomymi, pracujcie. Jeżeli znacie kogoś, kto jest godny zaufania, będziecie mogli zaproponować wstąpienie do organizacji, możecie to zrobić, ale po sobotnim spotkaniu. Nie chcę, żebyście wciągali kogokolwiek w coś, czego nie rozumiecie.
         Huncwoci skinęli Głowali, zgadzając się ze słowami profesora. Rozumieli powagę sytuacji i nie chcieli być tymi, którzy ściągną na tajną organizację gniew Ministerstwa Magii.
         - Będę już się zbierał – powiedział Dumbledore pod dłuższej chwili. – Muszę wracać do szkoły.
         - Profesorze, a jak ta organizacja się nazywa? – spytał Syriusz, zanim Dumbledore zdążył dojść do drzwi.
         - Zakon Feniksa.

-----------------------------
Z ogłoszeń parafialnych mogę Wam przekazać, że zrobiłabym lekki remanent w zakładce "Bohaterowie". Zachęcam Was też do zajrzenia do "Pokoju Wspólnego".
Następny rozdział za tydzień.
Pozdrawiam

2 komentarze:

  1. Znowu pierwsza! Remus znowu zaczyna z tą swoją pokreconą logika. "Jestem nic nie warty, biedny, niebezpieczny, itp, itd." Uwielbiam ten jego tekst! Ja chcę następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny, choć krótki. Historia nie jest jednak całkowicie inna :D Czekam na następną

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy