W
małym, dwupokojowym mieszkanku na Elepfant Street 17 w Oxfordzie
siedziało czterech młodych, osiemnastoletnich chłopaków. Tylko
jeden z nich nie rozglądał się z zaciekawieniem po pokoju, bo
mieszkał w tym mieszkaniu ze swoją dziewczyną. Pozostała trójka
patrzyła na kremowe ściany, jasnożółte zasłony i kwiatki
stojące na parapecie. Meble miały przyjemny, jasnobrązowy kolor.
-
Opowiadajcie – zarządził Syriusz Black, siadając na jednym z
foteli.
Powiódł
spojrzenie po przyjaciołach, nie mogąc uwierzyć, że wreszcie
udało im się spotkać w pełnym składzie. Organizował już
podobne spotkania, ale nigdy nie udało się pojawić na nich
wszystkim Huncwotom. Albo James Potter miał egzaminy, albo mamie
Petera Pettigrew pogorszyło się zdrowie, albo Remus Lupin wymawiał
się nauką lub kolejną rozmową o pracę.
-
Niby o czym? – zapytał James. – U mnie nic się nie dzieje.
Tylko strasznie mi was brakuje.
-
A to nowina – mruknął Syriusz.
-
Żaden z was nie pofatygował się do Londynu. Żaden. Zresztą…
Nawet Lilka przestała mnie odwiedzać – dodał ponuro.
-
Wczoraj do mnie przyszła – powiedział Remus. – Powiedziała, że
ma jakieś problemy w akademiku i spytała, czy może zamieszkać ze
mną i Mike’iem.
-
I co powiedziałeś? – spytał James.
Remus
spojrzał na niego z udawanym oburzeniem.
-
Po pierwsze to decyzja Mike’a a nie moja. W końcu to jego dom. A
po drugie oczywiście, że się zgodziłem. Lilka jest dla mnie jak
siostra. Nie mógłbym odesłać jej z kwitkiem.
-
No w sumie racja – przyznał James.
James
chciał dodać coś jeszcze, ale Syriusz, który właśnie spojrzał
na zegarek, nie dopuścił go do słowa.
-
Tak właściwie to zaprosiłem to was z bardzo konkretnego powodu.
Dumbledore poprosił mnie, żebyśmy zebrali się w jednym miejscu,
bo ma nam coś bardzo ważnego do powiedzenia.
-
A co takiego? – zainteresował się Peter.
Syriusz
posłał mu pełne politowania spojrzenie.
-
Glizdek, gdybym coś wiedział, nie bawiłbym się w podchody.
Proste.
W
pokoju zapadła cisza, którą przerwał dopiero dzwonek do drzwi.
Syriusz zerwał się z fotela i poszedł otworzyć.
Za
drzwiami stał Albus Dumbledore – największy czarodziej naszych
czasów. Długa, siwa broda dodawała mu powagi, ale zupełnie nie
równoważył stroju, za który każdy mugol (czyli osoba niemagiczna
i niemająca pojęcia, kim jest Dumbledore) wysłał by go do
szpitala psychiatrycznego. Otóż profesor Dumbledore miał na sobie
długą do ziemi, fioletową szatę.
-
Witam was, chłopcy – powiedział Dumbledore, wchodząc do
mieszkania. Poprawił zsuwające się okulary-połówki i zmierzył
młodzieńców uważnym spojrzeniem. – Miło widzieć was razem i w
dobrym zdrowiu.
-
Pewnie jeszcze pan powie, że Hogwart bez nas nie jest już taki sam
– stwierdził James, po przywitaniu się z profesorem.
-
Żebyś wiedział, James – zgodził się Dumbledore. – Hogwart
dziwnie ucichł, odkąd ukończyliście naukę. Ale ja nie w tej
sprawie. Syriuszu, czy mógłbym cię prosić o filiżankę herbaty.
-
Oczywiście. Zaraz podam. Chłopaki, też chcecie?
Z
uwagi na to, że nikt nie zaoponował po krótkiej chwili na stojącym
między kanapą i fotelami stoliku pojawiło się pięć filiżanek z
gorącą herbatą.
-
Jak doskonale wiecie – zaczął Dumbledore – od kilku lat świat
czarodziejski jest w stanie wojny. Niestety nasze Ministerstwo Magii
nie ma wystarczających sił, albo nie chce ich stworzyć, na walkę
z ciemnymi mocami. Dlatego kilka lat temu zdecydowałem się na
założenie konspiracyjnej i, niestety, niekoniecznie legalnej
organizacji. Jej członkowie walczą z poplecznikami Lorda
Voldemorta. Chciałbym zaproponować wam członkostwo w tej
organizacji.
Huncwoci
wymienili spojrzenia. Syriusz i James byli podekscytowani, Remus
niepewny, a Peter przestraszony.
-
Zanim jednak podejmiecie jakąkolwiek decyzję, chcę, żebyście
wiedzieli, jakie mogą być tego konsekwencje. W każdej chwili można
zginąć. Nikomu nie można powiedzieć, o członkostwie w tej
organizacji, chyba że chce się wprowadzić tego kogoś w jej
szeregi, albo ma się do tego kogoś całkowite zaufanie. Zdrada
zostanie srogo ukarana. Można zostać oskarżonym o działalność
przestępczą i zostać uwięzionym w Azkabanie. Można zaginąć bez
wieści… Zastanówcie się, zanim dacie mi odpowiedź.
Remus
spojrzał na przyjaciół. Na ich twarzach widział ich myśli, jakby
wypowiedzieli je na głos. James i Syriusz palili się do walki i nie
było w tym niczego dziwnego. W końcu James uczył się na aurora i
szykował się do walki z przestępcami. Z kolei Syriusz miał powody
osobiste – w końcu część jego rodziny jest w szeregach
śmierciożerców, czyli popleczników tego, który nazywa siebie
Lordem Voldemortem. Peter bał się i nie było w tym niczego
dziwnego. Tylko głupcy nie boją się śmierci.
Remus
nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony wiedział,
że nie można pozwolić, aby Voldemort przejął władzę. Ale bał
się. Nie tyle śmierci (jako wilkołak ciągle czuł na plecach jej
chłodny oddech) ile odrzucenia. Dumbledore składał propozycję im
wszystkim, ale Remus czuł w tym w najlepszych razie uprzejmość. W
najgorszym Dumbledore nie zdawał sobie w pełni sprawy z tego, kim
Remus jest.
-
Wchodzę w to – powiedział James.
-
Ja też – dodał Syriusz, jak zawsze zgadzając się z Jamesem.
-
A wy? – zapytał Dumbledore, zwracając się do Remusa i Petera.
-
Ja… Niech będzie – zgodził się Peter, ale w jego głosie nie
słychać było pewności siebie.
Wszyscy
spojrzeli na Remusa, który miał ochotę ukryć się przed ich
wzrokiem. Nie chciał jeszcze podejmować decyzji, ale wiedział, że,
im dłużej będzie się wahał, tym większe będzie miał
wątpliwości.
-
Nie wiem, czy to dobry pomysł – powiedział w końcu. Musiał coś
powiedzieć. – Pan wie, kim jestem i…
-
Znowu się zaczyna – wtrącił Syriusz z rezygnacją w głosie. –
Ile razy mamy ci mówić, że nam to nie przeszkadza.
-
Wam nie – zauważył Remus. – A innym?
James
chciał coś powiedzieć, ale Dumbledore powstrzymał go ruchem
dłoni.
-
Mogę cię zapewnić, że nikt nie powie złego słowa. Remusie, mam
do ciebie pełne zaufanie. Poza tym powinieneś mieć więcej wiary w
ludzi.
„Wiary
w ludzi?” Pomyślał Remus. „Jestem ostatnią osobą, która
mogłaby ją mieć. Po tych wszystkich latach pogardzania przed
urzędników Ministerstwa Magii. Po tym, jak tylko dzięki
Dumbledore’owi poszedłem do Hogwartu, bo poprzedni dyrektor,
profesor Dippet, odmówił mi tego. Po tym, jak od pół roku nie
mogę znaleźć pracy, bo nikt nie chce zatrudnić wilkołaka. Jaką
wiarę w ludzi mogę mieć?”
-
Rozumiem twoje obawy – powiedział Dumbledore, jakby czytał
Remusowi w myślach. – Jeżeli tylko z tego powodu chcesz mi
odmówić, to nie masz, czym się przejmować.
„Gdyby
to było takie proste. Ale tego czym jestem nic nie zmieni. Nawet
najlepsze słowo Dumbledore’a.”
-
Lunatyk, daj spokój – powiedział James z właściwą sobie
pewnością. – Już przerabialiśmy to w szkole. Jeżeli ktoś
będzie miał oś do ciebie, staniemy za tobą murem.
-
W szkole nikt nie wiedział…
-
Co z tego? To NICZEGO nie zmienia. To tylko mały, futerkowy problem.
Nie pozwól mu rządzić swoim życiem.
„To
nie jest problem. To jestem ja. Tylko oni tego nie chcą zrozumieć.”
Remus
podniósł do ust filiżankę, żeby zyskać chwilę czasu. Chciał
się zgodzić. Naprawdę chciał walczyć, ale nie chciał nikogo
narażać na niebezpieczeństwo, jakie niesie przebywanie z
wilkołakiem. Chociaż z drugiej strony jego przyjaciele wiedzieli,
jak w razie czego go unieszkodliwić. Nie zostali animagami bez
powodu.
-
Niech będzie – powiedział w końcu Remus. – Wchodzę w to.
-
Wspaniale – ucieszył się Dumbldore, chociaż w jego oczach Remus
zobaczył nie tylko radość, ale też smutek. Remus nie potrafił
tego zrozumieć.
-
Co dalej? – zapytał Syriusz.
Black
wyciągnął różdżkę, jakby miał zaraz iść do walki.
-
W sobotę zaprowadzę was do Kwatery Głównej i oficjalnie wpisani
do Księgi Członków. Póki co żyjcie normalnie. Uczcie się,
spotykajcie ze znajomymi, pracujcie. Jeżeli znacie kogoś, kto jest
godny zaufania, będziecie mogli zaproponować wstąpienie do
organizacji, możecie to zrobić, ale po sobotnim spotkaniu. Nie
chcę, żebyście wciągali kogokolwiek w coś, czego nie rozumiecie.
Huncwoci
skinęli Głowali, zgadzając się ze słowami profesora. Rozumieli
powagę sytuacji i nie chcieli być tymi, którzy ściągną na tajną
organizację gniew Ministerstwa Magii.
-
Będę już się zbierał – powiedział Dumbledore pod dłuższej
chwili. – Muszę wracać do szkoły.
-
Profesorze, a jak ta organizacja się nazywa? – spytał Syriusz,
zanim Dumbledore zdążył dojść do drzwi.
-
Zakon Feniksa.
-----------------------------
Z ogłoszeń parafialnych mogę Wam przekazać, że zrobiłabym lekki remanent w zakładce "Bohaterowie". Zachęcam Was też do zajrzenia do "Pokoju Wspólnego".
Następny rozdział za tydzień.
Pozdrawiam
Znowu pierwsza! Remus znowu zaczyna z tą swoją pokreconą logika. "Jestem nic nie warty, biedny, niebezpieczny, itp, itd." Uwielbiam ten jego tekst! Ja chcę następny rozdział!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, choć krótki. Historia nie jest jednak całkowicie inna :D Czekam na następną
OdpowiedzUsuń