a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 9 października 2015

Rozdział 6 – Will

       Remus niepewnie podążał za kuzynem, starannie wymijając przechodzących obok ludzi.
     „To jest fatalny pomysł” myślał, ale bał się powiedzieć to na głos. Nie chciał stawiać Mike'a w niezręcznej sytuacji.
        - Wchodź – nakazał Mike, otwierając przed Remusem drzwi baru.
      Przytulne wnętrze zaskoczyło Remusa. Nie był co prawda pewny, czego się spodziewał, ale wyobrażał sobie Wejście Smoka jako spelunę, albo coś bardziej wykwintnego. W zależności od swojego nastroju.
       - Cześć, Tessa – powiedział Mike do ślicznej szatynki. - Jest ruch?
       - Jak widać – odpowiedziała dziewczyna, poprawiając fartuch kelnerki.
    Tessa zmierzyła Mike'a chłodnym spojrzeniem i wróciła do pracy. Tymczasem Mike poprowadził Remusa na zaplecze, prosto do gabinetu właściciela.
        - Proszę – powiedział Will, gdy Mike zapukał w dębowe drzwi.
        Mike nacisnął klamkę i pchnął drzwi.
         - Cześć – powiedział do szefa. - Przyprowadziłem ci kandydata.
       Remus niechętnie wszedł do biura. Niemal od razu uderzył w niego dziwny zapach. Jakby cynamon i goździki pomieszane z zapachem starych książek. Nigdy nie czuł takiego zapachu, ale jego organizm zareagował instynktownie – mięśnie spięły się i serce zaczęło szybciej pracować. Zrobił pół kroku w tył, ale Mike złapał go za przedramię i przytrzymał.
         - Dobry wieczór – przywitał ich Will.
     Remus czuł na sobie uważne spojrzenie ciemnych oczu siedzącego za biurkiem mężczyzny. Przez chwilę Will wydawał się zaskoczony jego obecnością, ale szybko się uspokoił.
         - Mike, zostawisz nas samych? - spytał cicho Will.
      Mike przeniósł spojrzenie z szefa na kuzyna i z powrotem. W końcu kiwnął głową i wyszedł z pomieszczenia.
         - Sądząc po twojej minie, chyba nie bardzo wiesz, co się dzieje – powiedział Will, wstając zza biurka i podchodząc do Remusa. Wyciągnął do niego rękę – Jestem Will. Will Daniels.
        Remus uścisnął rękę Willa, chociaż każdy nerw jego ciała krzyczał, żeby tego nie robić. Dłoń była gładka, jakby nienaznaczona pracą, i chłodna.
         - Remus Lupin – przedstawił się.
        - Wiem. Mike trochę o tobie opowiadał. Właściwie to strasznie cię zachwalał i twierdził, że świetnie nadasz się do baru.
       - Jakoś do tej pory nikt nie chciał mnie przyjąć – odpowiedział Remus, siląc się na spokojny ton. Najchętniej zabrałby już rękę, ale Will ani myślał wypuścić go z uścisku.
      - Rozumiem. I wiem dlaczego. Nie. Mike nic mi nie powiedział – dodał, widząc przestraszone spojrzenie Remusa. - Lawirował tak, że słowem się nie zdradził o tym, kim jesteś. Ale ja to wyczuwam. Tak jak ty wyczuwasz, kim ja jestem. Tylko że nie umiesz tego rozpoznać.
         - Nic z tego nie rozumiem – przyznał Remus.
         Will roześmiał się i, wreszcie, puścił dłoń Remusa. Usiadł na biurku, a był tak wysoki, że stopami niemal dotykał podłogi.
        - Rzadko spotykam kogoś, kto tak długo przetrwał sam wśród ludzi. Szczególnie wśród takich jak ty. Ale się zdarza i za każdym razem to dla mnie duża ulga, że jednak nie wszystkich niszczy ta machina Ministerstwa Magii. Mnie też próbowali zniszczyć. Wiele razy. A ty co? Rejestracja to jedno. Podejrzewam, że też zaklęcie Lunavigilate, bo to od jakiegoś czasu standard. Niezapowiedziane kontrole urzędników… Coś jeszcze?
       Z każdym jego kolejnym słowem Remus coraz bardziej bladł. Jeszcze nigdy nie znajdował się w takiej sytuacji. Przyjaciołom o swojej chorobie powiedział sam, choć pod znacznym naciskiem z ich strony. Teraz ktoś zupełnie obcy wyciąga na światło dzienne jego najskrytsze sekrety.
         - To nie…
         - Nie kłam – przerwał Will. - Nie rób z żadnego z nas idioty. I nie próbuj się przede mną ukrywać. Umiem rozpoznać wilkołaka, gdy tylko go zobaczę.
       Remus nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Will jak gdyby nigdy nic wskazał Remusowi stojące przed biurkiem krzesło, nakazując mu usiąść. Remus usiadł na krześle, wpatrując się uważnie we właściciela baru.
        Will otworzył szufladę biurka i wyjął z niej plik papierów. Zaczął je przeglądać, aż znalazł to, czego szukał.
         - Proszę – powiedział, podając kartkę Remusowi.
         - Co to jest? - zapytał zdziwiony Remus.
       - Umowa. Przeczytaj. Jeżeli będziesz miał jakieś uwagi, to mów śmiało. A potem podpisz.
      Remus szybko przebiegł wzrokiem po umowie. To była umowa o pracę w charakterze barmana. Nie wierzył własnym oczom. To było jeszcze dziwniejsze, niż reszta rozmowy.
          - Ja… Dlaczego… - nie był w stanie się wypowiedzieć.
         - To ci jest potrzebne. I nawet nie próbuj zaprzeczać. Potrzebujesz pracy, a ja potrzebuję barmana. Poza tym wydajesz się w porządku, więc niby czemu mam cię nie zatrudnić?
            - Jestem wilkołakiem – szepnął Remus.
          - Podejrzewam też, że bardziej uczciwym człowiekiem niż połowa moich pracowników. Nie stawiam za barem byle kogo. A pełnią się nie martw. Będę tak ustawiał grafik, żebyś miał czas na dojście do siebie.
         Will stanowczym tonem, jakby nawet nie brał pod uwagę, że Remus może mu odmówić. Cały czas obserwował siedzącego przed nim chłopaka, wypatrując subtelnych zmian na jego twarzy. W jasnobrązowych oczach Remusa zobaczył coś, czego nie widział już od bardzo dawna – nadzieję. Zrozumiał, że nie docenił młodego wilkołaka. Do tej pory zakładał, że ten biernie przyjmuje to, co gotuje mu Ministerstwo Magii. Już nie był tego taki pewny. Ten błysk nadziei sugerował, że Remus nie poddawał się, ale walczył, chociaż na swój sposób, o poprawę swojego losu.
        - Kim jesteś? - zapytał Remus, odkładając umowę na biurko. Nie złożył swojego podpisu.
        - Przecież się przedstawiłem – przypomniał Will. - Jestem William Daniels.
        - Nie o to pytam. Kim jesteś, że masz odwagę TAK wypowiadać się o Ministerstwie i jego metodach. Chcesz zatrudnić mnie, chociaż na pewno znasz ryzyko, jakie się z tym wiąże.
      - Oczywiście. Na szczęście Ministerstwo nie zakazało zatrudniania wilkołaków. I nie zakaże, bo będzie miało prawdziwy bunt, a tego chcą uniknąć. Stąd, o ironio, te wszystkie ograniczenia. A kim jestem? Kimś komu te cholerne urzędasy też mocno nacisnęły na odcisk. Ich dekrety nie będą kierować moimi decyzjami.
          - Kim jesteś? - powtórzył Remus niepewnym głosem.
        Dawno nie czuł się tak przerażony. Całe życie starał się unikać kłopotów, a teraz wpadł po uszy. Jeżeli wpakował się w jakieś ciemne sprawki, będzie miał kłopoty. Ministerstwo nie puści mu czegoś takiego płazem.
       - Bez obaw – powiedział Will, jakby wyczuwając obawy Remusa. - Znajomość ze mną nie sprowadzi na ciebie żadnych problemów. A może przynieść korzyści. Mam kontakty w Ministerstwie Magii. Wiele osób, które tam pracują, ma u mnie duże długi. Nie tylko finansowe. Ale też w postaci informacji, przysług i tym podobnych rzeczy. Mogę tam dużo załatwić. Także dla ciebie.
        - Dlaczego?
       - Już ci powiedziałem. Nie spiesz się z podjęciem decyzji. Posiedź sobie tutaj, a ja pójdę porozmawiać z Mike'm.
         Will przeszedł obok Remusa i wyszedł z gabinetu.
        Remus nie ruszył się z krzesła. Całej tej chorej sytuacji na pewno nie można było nazwać komfortowej. Ani bezpiecznej. Dla kogoś takiego jak on samo kontaktowanie się z kimś, kto może mieć na pieńku z Ministerstwem Magii, było wyjątkowo niebezpieczne. W końcu wystarczył wyrok Komisji Likwidacji, żeby zostać zgładzonym. A z drugiej strony zapowiedziane kontakty Willa z ministerialnymi urzędnikami mogłyby mu bardzo pomóc. No i jeszcze kwestia pracy, która naprawdę była mu potrzebna. Nie chciał dużej siedzieć na utrzymaniu rodziców i kuzyna. Miał swoją godność i taka sytuacja była stanowczo poniżej niej. Musiał zrobić wszystko, żeby wreszcie zacząć na siebie zarabiać. Ale czy to było warte takiego niebezpieczeństwa? Czy aż tak wysoko cenił swoją dumę?
      „Czemu zawsze muszę pakować się w takie bagno?” pomyślał. „Kiedy chcę coś zrobić dobrze, ładuję się w kłopoty.”
        Gdy pół godziny później Will wrócił do swojego biura Remus nadal siedział na krześle, a leżąca na biurku umowa była podpisana. Will upewnił się, że podpis został złożony we właściwym miejscu, po czym uścisnął Remusowi rękę. Remus drgnął zaskoczony chłodem dłoni nowego szefa.
      - Witam w zespole – powiedział z uśmiechem Will. - Pierwsza zmiana jutro od szesnastej. Pasuje?
         - Oczywiście – zgodził się od razu Remus.
         - To dobrze. Aha i chciałbym mieć twój plan zajęć. Będę mógł lepiej ułożyć dyżury.
         - Dyżury? - zdziwił się Remus.
        - Mam stałe ekipy, które pracują systemem dyżurów. Ekipa to kucharz, barman i dwie lub trzy kelnerki. Jutro Mike wprowadzi cię jutro w kontakty.
         Remus skinął głową i zabrał rękę. Nadal czuł niepokój w obecności Willa, ale próbował to zrzucić na niezwykłość sytuacji, w której się dzisiaj znalazł.
        - Dziękuję – powiedział w końcu Remus.
        - To ja dziękuję – odparł Will.
      Remus skinął głową na pożegnanie i wyszedł z biura. Wrócił do głównej części baru, gdzie czekał na niego Mike, wesoło flirtujący z jedną z kelnerek.
        - I co? - zapytał, gdy zobaczył Remusa.
        - Mam pracę. A ty masz jutro wprowadzić mnie we wszystko.
        Mike spojrzał na niego ze szczerym zdziwieniem.
         - To już wiem. Will powiedział mi to, gdy przyszedł się napić.
         Teraz to Remus nic nie rozumiał.
      - Umowę podpisałem tuż przed jego powrotem – powiedział Remus. - Nie mógł wiedzieć…
         - Nie ryzykowałbym stwierdzenia, że Will czegoś nie może – wtrącił stojący za barem rudowłosy chłopak. - To się raczej nie sprawdza. Tak w ogóle to jestem Andy Dearn. Jak rozumiem od jutra przejmujesz naszą drogą Alex – dodał, czule głaszcząc bar.
           - Alex?
           - No Alex. Tak ma na imię. Przecież taka piękna kobieta nie może nie mieć imienia.
         - Nie słuchaj go – powiedziała kelnerka, z którą wcześniej flirtował Mike. - Andy jest zakochany w tym barze. Zresztą jak chyba połowa barmanów. A szkoda, bo to takie fajne chłopaki. Mam nadzieję, że ciebie coś takiego nie trafi – dodała, uśmiechając się uwodzicielsko.
          Remus nie odpowiedział. Nie wiedział, co powiedzieć. Zazwyczaj ze wszystkich sił unikał kobiet. W końcu która chciałaby spotykać się z wilkołakiem?
         - Mam jutro zajęcia z samego rana – zaczął niepewnie Mike, czując nadciągające kłopoty. - Chodźmy już do domu.
           - Tak – zgodził się bez wahania Remus. - Muszę się jeszcze pouczyć.
          Pożegnali się z kolegami z pracy i wyszli z baru. Przeszli do zaułka i teleportowali się pod dom.
            - Niezły jesteś – stwierdził Mike, klepiąc Remusa po ramieniu.
            - Co masz na myśli?
          - Zagadywałem Kim przez cały wieczór i nic. A wystarczyło, że się pojawiłeś i od razu zaczęła robić słodkie oczka. Tak samo jest na uczelni. Shane, poprzedni barman z naszej ekipy podobno bajerował twoją Hiszpanką jak potrafił, a ona dała mu kosza, a ty? Nawet nie musisz nic robić, bo sama do ciebie lgnie. A co było w Hogwarcie? Judy, Charlotte, Raven, Demelza… Mam wymieniać dalej? Remus, dziewczyny na ciebie lecą, a ty nic sobie z tego nie robisz!
       - Zwierzęcy magnetyzm – mruknął Remus pod nosem. Spojrzał na kuzyna i dodał normalnym głosem: - Gadasz głupoty. A Raven i reszta? James i Syriusz nie zaszczycili ich zainteresowaniem, więc próbowały złapać innego Huncwota. Na ich nieszczęście nie byłem zainteresowany.
           - Ale dlaczego? - zapytał Mike, zastępując Remusowi drogę. - Mógłbyś mieć całe stada dziewczyn! A ty nawet jednej…
           - Wiesz dlaczego – warknął Remus. - Nie mogę skazać żadnej dziewczyny na związek z kimś takim jak ja!
           - A może powinieneś pozwolić zadecydować ewentualnej dziewczynie? Nikt nie lubi, gdy decyduje się za niego.
             - Zejdź mi z drogi – wycedził przez zęby Remus.
      Przez dłuższą chwilę kuzyni mierzyli się wzrokiem. W końcu Mike skapitulował i przepuścił Remusa. Wiedział, że tego swoistego „pojedynku na spojrzenia” nie wygra. Remus był zbyt uparty, żeby pozwolić komuś narzucić sobie swoje zdanie.
          Remus szybkim krokiem wrócił do domu. Powiesił kurtkę na wieszaku, a buty rzucił pod szafkę. Przeszedł obok pokoju Lily, z którego dobiegły go stłumione głosy Lilki i Jamesa, i pobiegł do swojego pokoju. Zamknął za sobą drzwi i od razu rzucił się do odtwarzacza. Nastawił płytę Stones'ów. Dźwięki „Mother's little helper” uspokajały go. Zaczął żałować, że tak naskoczył na Mike'a, ale kuzyn nie zostawił mu wyboru.
         Po krótkim namyśle przyznał Mike'owi rację. W szkole dziewczyny często kręciły się wokół Remusa, ale zawsze wychodził założenia, że chodzi im o Jamesa i Syriusza. W końcu kim był przy nich? Oni byli szkolnymi gwiazdami, a on kujonem, któremu pewnie nie daliby spokoju, gdyby nie był jednym z Huncwotów. Nigdy nie brał pod uwagę, że którejkolwiek z nich mogło chodzić o niego. Przecież one nie patrzyły na niego przez pryzmat wilkołactwa, bo nie wiedziały o jego chorobie.
       Remus najbardziej się dziwił, że Mike poruszył temat Carmen – Hiszpanki, która przyjechała na Oxford na wymianę. Faktycznie już pierwszego dnia jej pobytu w Anglii Carmen podeszła do niego i poprosiła o pomoc w odnalezieniu się w nowej rzeczywistości. Była wyjątkowo piękną kobietą o smagłej cerze i niesfornymi kruczoczarnymi włosami.
Pukanie do drzwi wyrwało Remusa z zamyślenia.
          - Remus, przepraszam – powiedział przez drzwi Mike. - Nie powinienem tak na ciebie naskakiwać.
           „Jak zawsze” pomyślał Remus. Niemal zawsze po sprzeczce to Mike pierwszy wyciągał rękę na zgodę i przepraszam. Remus zawsze to dziwiło, bo z reguły to on pierwszy przepraszał. Tak było podczas rzadkich kłótni z Huncwotami. Z drugiej strony Mike był jedyną osoba, z którą Remus tak często się spierał – nikt inny tak go nie denerwował. W pewnym sensie to był przywilej jego najbliższych.
         Podszedł do drzwi i otworzył je. Mike rzeczywiście wyglądał na naprawdę zmartwionego całą sytuacją.
    - Daj spokój – poprosił Remus, kładąc dłoń na ramieniu kuzyna. - Przesadnie zareagowałem.
          Mike uśmiechnął się do niego.
          - Nic się nie stało. Ale Carmen…
       Remus westchnął głęboko i cofnął się do swojego pokoju. Zamknął drzwi przed nosem Mike'a. Położył się na łóżku i sięgnął po notatki z ostatnich wykładów. Miał do wkucia cały czas Preterito Indefinido, w którym najgorsza była ogromna ilość czasowników nieregularnych. Zanim utonął w zawiłościach hiszpańskiej gramatyki, usłyszał zza drzwi śmiech Mike'a. Przynajmniej na razie odpuścił temat dziewczyn. Jednak Remus wiedział, że ta przyjemna ulga nie potrwa długo.
--------------------
Hej. Mam taką sprawę: jak ktoś chce, żeby go informować o nowych rozdziałach to proszę o podanie adresu bloga, maila lub (ostatecznie) numerze GG.  Jeżeli ktoś nie chce podawać tutaj to proszę o wysłanie mi na maila: wariatka3@op.pl. To tak żebym wiedziała, kto chce jakichś informacji, a kto nie.
Pozdrawiam

5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby Will był wampirem? ^^
    Zapowiada się interesująco. Jestem ciekawa, jak Remus poradzi sobie na stanowisku barmana, ale myślę, że da radę. Jest zdolnym chłopakiem.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm... Remus ma złe przeczucia? Czyżby Will tylko zgrywał dobrego? ^^ Czy to po prostu Remus-pesymista?
    Czekam na następny, ale i tak nie sprawdzam poczty, więc informowanie mnie mail'em byłoby bez sensu. Nie mówiąc już o gg...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawa Willa się wyjaśni... chociaż nieprędko. Mogę zdradzić, że Will będzie pojawiał się w tym opowiadaniu co jakiś czas (nawet, gdy już przejdę do drugiej wojny z Voldemortem) i bardzo wpłynie na życie Remusa i Mike'a.
      A następny rozdział, tradycyjnie, w piątek :)

      Usuń
  4. Nadrabiam dziś Twoje posty. Nie miałam czasu ani na pisanie, ani na odczytanie w poczcie, że dałaś notkę. Jeśli to nie problem podam gg: 45458549

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy