Remus
niepewnie podążał za kuzynem, starannie wymijając przechodzących
obok ludzi.
„To
jest fatalny pomysł” myślał, ale bał się powiedzieć to na
głos. Nie chciał stawiać Mike'a w niezręcznej sytuacji.
-
Wchodź – nakazał Mike, otwierając przed Remusem drzwi baru.
Przytulne
wnętrze zaskoczyło Remusa. Nie był co prawda pewny, czego się
spodziewał, ale wyobrażał sobie Wejście Smoka jako spelunę, albo
coś bardziej wykwintnego. W zależności od swojego nastroju.
-
Cześć, Tessa – powiedział Mike do ślicznej szatynki. - Jest
ruch?
-
Jak widać – odpowiedziała dziewczyna, poprawiając fartuch
kelnerki.
Tessa
zmierzyła Mike'a chłodnym spojrzeniem i wróciła do pracy.
Tymczasem Mike poprowadził Remusa na zaplecze, prosto do gabinetu
właściciela.
-
Proszę – powiedział Will, gdy Mike zapukał w dębowe drzwi.
Mike
nacisnął klamkę i pchnął drzwi.
-
Cześć – powiedział do szefa. - Przyprowadziłem ci kandydata.
Remus
niechętnie wszedł do biura. Niemal od razu uderzył w niego dziwny
zapach. Jakby cynamon i goździki pomieszane z zapachem starych
książek. Nigdy nie czuł takiego zapachu, ale jego organizm
zareagował instynktownie – mięśnie spięły się i serce zaczęło
szybciej pracować. Zrobił pół kroku w tył, ale Mike złapał go
za przedramię i przytrzymał.
-
Dobry wieczór – przywitał ich Will.
Remus
czuł na sobie uważne spojrzenie ciemnych oczu siedzącego za
biurkiem mężczyzny. Przez chwilę Will wydawał się zaskoczony
jego obecnością, ale szybko się uspokoił.
-
Mike, zostawisz nas samych? - spytał cicho Will.
Mike
przeniósł spojrzenie z szefa na kuzyna i z powrotem. W końcu
kiwnął głową i wyszedł z pomieszczenia.
-
Sądząc po twojej minie, chyba nie bardzo wiesz, co się dzieje –
powiedział Will, wstając zza biurka i podchodząc do Remusa.
Wyciągnął do niego rękę – Jestem Will. Will Daniels.
Remus
uścisnął rękę Willa, chociaż każdy nerw jego ciała krzyczał,
żeby tego nie robić. Dłoń była gładka, jakby nienaznaczona
pracą, i chłodna.
-
Remus Lupin – przedstawił się.
-
Wiem. Mike trochę o tobie opowiadał. Właściwie to strasznie cię
zachwalał i twierdził, że świetnie nadasz się do baru.
-
Jakoś do tej pory nikt nie chciał mnie przyjąć – odpowiedział
Remus, siląc się na spokojny ton. Najchętniej zabrałby już rękę,
ale Will ani myślał wypuścić go z uścisku.
-
Rozumiem. I wiem dlaczego. Nie. Mike nic mi nie powiedział –
dodał, widząc przestraszone spojrzenie Remusa. - Lawirował tak, że
słowem się nie zdradził o tym, kim jesteś. Ale ja to wyczuwam.
Tak jak ty wyczuwasz, kim ja jestem. Tylko że nie umiesz tego
rozpoznać.
-
Nic z tego nie rozumiem – przyznał Remus.
Will
roześmiał się i, wreszcie, puścił dłoń Remusa. Usiadł na
biurku, a był tak wysoki, że stopami niemal dotykał podłogi.
-
Rzadko spotykam kogoś, kto tak długo przetrwał sam wśród ludzi.
Szczególnie wśród takich jak ty. Ale się zdarza i za każdym
razem to dla mnie duża ulga, że jednak nie wszystkich niszczy ta
machina Ministerstwa Magii. Mnie też próbowali zniszczyć. Wiele
razy. A ty co? Rejestracja to jedno. Podejrzewam, że też zaklęcie
Lunavigilate, bo to od jakiegoś czasu standard. Niezapowiedziane
kontrole urzędników… Coś jeszcze?
Z
każdym jego kolejnym słowem Remus coraz bardziej bladł. Jeszcze
nigdy nie znajdował się w takiej sytuacji. Przyjaciołom o swojej
chorobie powiedział sam, choć pod znacznym naciskiem z ich strony.
Teraz ktoś zupełnie obcy wyciąga na światło dzienne jego
najskrytsze sekrety.
-
To nie…
-
Nie kłam – przerwał Will. - Nie rób z żadnego z nas idioty. I
nie próbuj się przede mną ukrywać. Umiem rozpoznać wilkołaka,
gdy tylko go zobaczę.
Remus
nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Will jak gdyby nigdy nic
wskazał Remusowi stojące przed biurkiem krzesło, nakazując mu
usiąść. Remus usiadł na krześle, wpatrując się uważnie we
właściciela baru.
Will
otworzył szufladę biurka i wyjął z niej plik papierów. Zaczął
je przeglądać, aż znalazł to, czego szukał.
-
Proszę – powiedział, podając kartkę Remusowi.
-
Co to jest? - zapytał zdziwiony Remus.
-
Umowa. Przeczytaj. Jeżeli będziesz miał jakieś uwagi, to mów
śmiało. A potem podpisz.
Remus
szybko przebiegł wzrokiem po umowie. To była umowa o pracę w
charakterze barmana. Nie wierzył własnym oczom. To było jeszcze
dziwniejsze, niż reszta rozmowy.
-
Ja… Dlaczego… - nie był w stanie się wypowiedzieć.
-
To ci jest potrzebne. I nawet nie próbuj zaprzeczać. Potrzebujesz
pracy, a ja potrzebuję barmana. Poza tym wydajesz się w porządku,
więc niby czemu mam cię nie zatrudnić?
-
Jestem wilkołakiem – szepnął Remus.
-
Podejrzewam też, że bardziej uczciwym człowiekiem niż połowa
moich pracowników. Nie stawiam za barem byle kogo. A pełnią się
nie martw. Będę tak ustawiał grafik, żebyś miał czas na dojście
do siebie.
Will
stanowczym tonem, jakby nawet nie brał pod uwagę, że Remus może
mu odmówić. Cały czas obserwował siedzącego przed nim chłopaka,
wypatrując subtelnych zmian na jego twarzy. W jasnobrązowych oczach
Remusa zobaczył coś, czego nie widział już od bardzo dawna –
nadzieję. Zrozumiał, że nie docenił młodego wilkołaka. Do tej
pory zakładał, że ten biernie przyjmuje to, co gotuje mu
Ministerstwo Magii. Już nie był tego taki pewny. Ten błysk nadziei
sugerował, że Remus nie poddawał się, ale walczył, chociaż na
swój sposób, o poprawę swojego losu.
-
Kim jesteś? - zapytał Remus, odkładając umowę na biurko. Nie
złożył swojego podpisu.
-
Przecież się przedstawiłem – przypomniał Will. - Jestem William
Daniels.
-
Nie o to pytam. Kim jesteś, że masz odwagę TAK wypowiadać się o
Ministerstwie i jego metodach. Chcesz zatrudnić mnie, chociaż na
pewno znasz ryzyko, jakie się z tym wiąże.
-
Oczywiście. Na szczęście Ministerstwo nie zakazało zatrudniania
wilkołaków. I nie zakaże, bo będzie miało prawdziwy bunt, a tego
chcą uniknąć. Stąd, o ironio, te wszystkie ograniczenia. A kim
jestem? Kimś komu te cholerne urzędasy też mocno nacisnęły na
odcisk. Ich dekrety nie będą kierować moimi decyzjami.
-
Kim jesteś? - powtórzył Remus niepewnym głosem.
Dawno
nie czuł się tak przerażony. Całe życie starał się unikać
kłopotów, a teraz wpadł po uszy. Jeżeli wpakował się w jakieś
ciemne sprawki, będzie miał kłopoty. Ministerstwo nie puści mu
czegoś takiego płazem.
-
Bez obaw – powiedział Will, jakby wyczuwając obawy Remusa. -
Znajomość ze mną nie sprowadzi na ciebie żadnych problemów. A
może przynieść korzyści. Mam kontakty w Ministerstwie Magii.
Wiele osób, które tam pracują, ma u mnie duże długi. Nie tylko
finansowe. Ale też w postaci informacji, przysług i tym podobnych
rzeczy. Mogę tam dużo załatwić. Także dla ciebie.
-
Dlaczego?
-
Już ci powiedziałem. Nie spiesz się z podjęciem decyzji. Posiedź
sobie tutaj, a ja pójdę porozmawiać z Mike'm.
Will
przeszedł obok Remusa i wyszedł z gabinetu.
Remus
nie ruszył się z krzesła. Całej tej chorej sytuacji na pewno nie
można było nazwać komfortowej. Ani bezpiecznej. Dla kogoś takiego
jak on samo kontaktowanie się z kimś, kto może mieć na pieńku z
Ministerstwem Magii, było wyjątkowo niebezpieczne. W końcu
wystarczył wyrok Komisji Likwidacji, żeby zostać zgładzonym. A z
drugiej strony zapowiedziane kontakty Willa z ministerialnymi
urzędnikami mogłyby mu bardzo pomóc. No i jeszcze kwestia pracy,
która naprawdę była mu potrzebna. Nie chciał dużej siedzieć na
utrzymaniu rodziców i kuzyna. Miał swoją godność i taka sytuacja
była stanowczo poniżej niej. Musiał zrobić wszystko, żeby
wreszcie zacząć na siebie zarabiać. Ale czy to było warte takiego
niebezpieczeństwa? Czy aż tak wysoko cenił swoją dumę?
„Czemu
zawsze muszę pakować się w takie bagno?” pomyślał. „Kiedy
chcę coś zrobić dobrze, ładuję się w kłopoty.”
Gdy
pół godziny później Will wrócił do swojego biura Remus nadal
siedział na krześle, a leżąca na biurku umowa była podpisana.
Will upewnił się, że podpis został złożony we właściwym
miejscu, po czym uścisnął Remusowi rękę. Remus drgnął
zaskoczony chłodem dłoni nowego szefa.
-
Witam w zespole – powiedział z uśmiechem Will. - Pierwsza zmiana
jutro od szesnastej. Pasuje?
-
Oczywiście – zgodził się od razu Remus.
-
To dobrze. Aha i chciałbym mieć twój plan zajęć. Będę mógł
lepiej ułożyć dyżury.
-
Dyżury? - zdziwił się Remus.
-
Mam stałe ekipy, które pracują systemem dyżurów. Ekipa to
kucharz, barman i dwie lub trzy kelnerki. Jutro Mike wprowadzi cię
jutro w kontakty.
Remus
skinął głową i zabrał rękę. Nadal czuł niepokój w obecności
Willa, ale próbował to zrzucić na niezwykłość sytuacji, w
której się dzisiaj znalazł.
-
Dziękuję – powiedział w końcu Remus.
-
To ja dziękuję – odparł Will.
Remus
skinął głową na pożegnanie i wyszedł z biura. Wrócił do
głównej części baru, gdzie czekał na niego Mike, wesoło
flirtujący z jedną z kelnerek.
-
I co? - zapytał, gdy zobaczył Remusa.
-
Mam pracę. A ty masz jutro wprowadzić mnie we wszystko.
Mike
spojrzał na niego ze szczerym zdziwieniem.
-
To już wiem. Will powiedział mi to, gdy przyszedł się napić.
Teraz
to Remus nic nie rozumiał.
-
Umowę podpisałem tuż przed jego powrotem – powiedział Remus. -
Nie mógł wiedzieć…
-
Nie ryzykowałbym stwierdzenia, że Will czegoś nie może –
wtrącił stojący za barem rudowłosy chłopak. - To się raczej nie
sprawdza. Tak w ogóle to jestem Andy Dearn. Jak rozumiem od jutra
przejmujesz naszą drogą Alex – dodał, czule głaszcząc bar.
-
Alex?
-
No Alex. Tak ma na imię. Przecież taka piękna kobieta nie może
nie mieć imienia.
-
Nie słuchaj go – powiedziała kelnerka, z którą wcześniej
flirtował Mike. - Andy jest zakochany w tym barze. Zresztą jak
chyba połowa barmanów. A szkoda, bo to takie fajne chłopaki. Mam
nadzieję, że ciebie coś takiego nie trafi – dodała, uśmiechając
się uwodzicielsko.
Remus
nie odpowiedział. Nie wiedział, co powiedzieć. Zazwyczaj ze
wszystkich sił unikał kobiet. W końcu która chciałaby spotykać
się z wilkołakiem?
-
Mam jutro zajęcia z samego rana – zaczął niepewnie Mike, czując
nadciągające kłopoty. - Chodźmy już do domu.
-
Tak – zgodził się bez wahania Remus. - Muszę się jeszcze
pouczyć.
Pożegnali
się z kolegami z pracy i wyszli z baru. Przeszli do zaułka i
teleportowali się pod dom.
-
Niezły jesteś – stwierdził Mike, klepiąc Remusa po ramieniu.
-
Co masz na myśli?
-
Zagadywałem Kim przez cały wieczór i nic. A wystarczyło, że się
pojawiłeś i od razu zaczęła robić słodkie oczka. Tak samo jest
na uczelni. Shane, poprzedni barman z naszej ekipy podobno bajerował
twoją Hiszpanką jak potrafił, a ona dała mu kosza, a ty? Nawet
nie musisz nic robić, bo sama do ciebie lgnie. A co było w
Hogwarcie? Judy, Charlotte, Raven, Demelza… Mam wymieniać dalej?
Remus, dziewczyny na ciebie lecą, a ty nic sobie z tego nie robisz!
-
Zwierzęcy magnetyzm – mruknął Remus pod nosem. Spojrzał na
kuzyna i dodał normalnym głosem: - Gadasz głupoty. A Raven i
reszta? James i Syriusz nie zaszczycili ich zainteresowaniem, więc
próbowały złapać innego Huncwota. Na ich nieszczęście nie byłem
zainteresowany.
-
Ale dlaczego? - zapytał Mike, zastępując Remusowi drogę. -
Mógłbyś mieć całe stada dziewczyn! A ty nawet jednej…
-
Wiesz dlaczego – warknął Remus. - Nie mogę skazać żadnej
dziewczyny na związek z kimś takim jak ja!
-
A może powinieneś pozwolić zadecydować ewentualnej dziewczynie?
Nikt nie lubi, gdy decyduje się za niego.
-
Zejdź mi z drogi – wycedził przez zęby Remus.
Przez
dłuższą chwilę kuzyni mierzyli się wzrokiem. W końcu Mike
skapitulował i przepuścił Remusa. Wiedział, że tego swoistego
„pojedynku na spojrzenia” nie wygra. Remus był zbyt uparty, żeby
pozwolić komuś narzucić sobie swoje zdanie.
Remus
szybkim krokiem wrócił do domu. Powiesił kurtkę na wieszaku, a
buty rzucił pod szafkę. Przeszedł obok pokoju Lily, z którego
dobiegły go stłumione głosy Lilki i Jamesa, i pobiegł do swojego
pokoju. Zamknął za sobą drzwi i od razu rzucił się do
odtwarzacza. Nastawił płytę Stones'ów. Dźwięki „Mother's
little helper” uspokajały go. Zaczął żałować, że tak
naskoczył na Mike'a, ale kuzyn nie zostawił mu wyboru.
Po
krótkim namyśle przyznał Mike'owi rację. W szkole dziewczyny
często kręciły się wokół Remusa, ale zawsze wychodził
założenia, że chodzi im o Jamesa i Syriusza. W końcu kim był
przy nich? Oni byli szkolnymi gwiazdami, a on kujonem, któremu
pewnie nie daliby spokoju, gdyby nie był jednym z Huncwotów. Nigdy
nie brał pod uwagę, że którejkolwiek z nich mogło chodzić o
niego. Przecież one nie patrzyły na niego przez pryzmat
wilkołactwa, bo nie wiedziały o jego chorobie.
Remus
najbardziej się dziwił, że Mike poruszył temat Carmen –
Hiszpanki, która przyjechała na Oxford na wymianę. Faktycznie już
pierwszego dnia jej pobytu w Anglii Carmen podeszła do niego i
poprosiła o pomoc w odnalezieniu się w nowej rzeczywistości. Była
wyjątkowo piękną kobietą o smagłej cerze i niesfornymi
kruczoczarnymi włosami.
Pukanie
do drzwi wyrwało Remusa z zamyślenia.
-
Remus, przepraszam – powiedział przez drzwi Mike. - Nie powinienem
tak na ciebie naskakiwać.
„Jak
zawsze” pomyślał Remus. Niemal zawsze po sprzeczce to Mike
pierwszy wyciągał rękę na zgodę i przepraszam. Remus zawsze to
dziwiło, bo z reguły to on pierwszy przepraszał. Tak było podczas
rzadkich kłótni z Huncwotami. Z drugiej strony Mike był jedyną
osoba, z którą Remus tak często się spierał – nikt inny tak go
nie denerwował. W pewnym sensie to był przywilej jego najbliższych.
Podszedł
do drzwi i otworzył je. Mike rzeczywiście wyglądał na naprawdę
zmartwionego całą sytuacją.
-
Daj spokój – poprosił Remus, kładąc dłoń na ramieniu kuzyna.
- Przesadnie zareagowałem.
Mike
uśmiechnął się do niego.
-
Nic się nie stało. Ale Carmen…
Remus
westchnął głęboko i cofnął się do swojego pokoju. Zamknął
drzwi przed nosem Mike'a. Położył się na łóżku i sięgnął po
notatki z ostatnich wykładów. Miał do wkucia cały czas Preterito
Indefinido, w którym najgorsza była ogromna ilość czasowników
nieregularnych. Zanim utonął w zawiłościach hiszpańskiej
gramatyki, usłyszał zza drzwi śmiech Mike'a. Przynajmniej na razie
odpuścił temat dziewczyn. Jednak Remus wiedział, że ta przyjemna
ulga nie potrwa długo.
--------------------
Hej. Mam taką sprawę: jak ktoś chce, żeby go informować o nowych rozdziałach to proszę o podanie adresu bloga, maila lub (ostatecznie) numerze GG. Jeżeli ktoś nie chce podawać tutaj to proszę o wysłanie mi na maila: wariatka3@op.pl. To tak żebym wiedziała, kto chce jakichś informacji, a kto nie.
Pozdrawiam
--------------------
Hej. Mam taką sprawę: jak ktoś chce, żeby go informować o nowych rozdziałach to proszę o podanie adresu bloga, maila lub (ostatecznie) numerze GG. Jeżeli ktoś nie chce podawać tutaj to proszę o wysłanie mi na maila: wariatka3@op.pl. To tak żebym wiedziała, kto chce jakichś informacji, a kto nie.
Pozdrawiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzyżby Will był wampirem? ^^
OdpowiedzUsuńZapowiada się interesująco. Jestem ciekawa, jak Remus poradzi sobie na stanowisku barmana, ale myślę, że da radę. Jest zdolnym chłopakiem.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :D
Pozdrawiam
Hmm... Remus ma złe przeczucia? Czyżby Will tylko zgrywał dobrego? ^^ Czy to po prostu Remus-pesymista?
OdpowiedzUsuńCzekam na następny, ale i tak nie sprawdzam poczty, więc informowanie mnie mail'em byłoby bez sensu. Nie mówiąc już o gg...
Sprawa Willa się wyjaśni... chociaż nieprędko. Mogę zdradzić, że Will będzie pojawiał się w tym opowiadaniu co jakiś czas (nawet, gdy już przejdę do drugiej wojny z Voldemortem) i bardzo wpłynie na życie Remusa i Mike'a.
UsuńA następny rozdział, tradycyjnie, w piątek :)
Nadrabiam dziś Twoje posty. Nie miałam czasu ani na pisanie, ani na odczytanie w poczcie, że dałaś notkę. Jeśli to nie problem podam gg: 45458549
OdpowiedzUsuń