Remus
nie cierpiał się spóźniać, więc na wszystkie wykłady
przychodził z kilkunastominutowym wyprzedzeniem. Inni studenci
śmiali się, oczywiście życzliwie, że jeżeli Remusa nie ma przed
salą wykładową na piętnaście minut przed zajęciami, to znaczy,
że w ogóle go nie będzie. Remus często przyłączał się do tych
śmiechów, po czym wracał do notatek lub słownika.
-
Remus! Remus!
Remus
odwrócił się w samą porę, żeby złapać biegnącą na niego
Carmen. Hiszpanka odgarnęła z czoła przydługą grzywkę i posłała
Remusowi olśniewający uśmiech.
-
Hola!* Co u ciebie? - spytała.
Remus
ze szczerym zdziwieniem spojrzał na Carmen. Rzadko widywało się ją
na uczelni przed wykładami. Zazwyczaj wpadała na wykłady
spóźniona.
-
Dobrze – odpowiedział Remus, biorąc od dziewczyny część
książek. - A u ciebie?
-
To co zawsze. Zima w Anglii jest horrible**. Bardzo, bardzo
zimno – poskarżyła się.
Remus
parsknął śmiechem.
-
Carmen, jeszcze nie ma zimy. To dopiero listopad. Poczekaj na
grudzień, albo styczeń. Wtedy to dopiero będzie zimno.
Carmen
pochodziła z Algeciras – miasta na południu Hiszpanii i ciężko
było jej się przystosować do warunków panujących w Anglii. Póki
co temperatury nawet nie były takim problemem, ale częsty brak
słońca działał na malutką Hiszpankę depresyjnie.
Gdy
doszli do sali, Remus przepuścił Carmen i wszedł dopiero za nią.
Podeszli do siedzeń na przedzie sali, gdzie siedzieli praktycznie od
początku roku akademickiego. Po upewnieniu się, że Carmen siedzi
wygodnie, Remus wyszedł do baru po kawę dla siebie i Hiszpanki.
Uczył się do późna, a rankiem musiał wcześnie stać.
Potrzebował kawy.
Mike
całkowicie mylił się co do relacji, które były między Remusem i
Carmen. Drobna, bo mierząca niecały metr sześćdziesiąt
centymetrów, Hiszpanka budziła w Remusie opiekuńcze uczucia.
Potęgował je fakt, że dziewczyna wydawała się zagubiona w
Anglii.
-
Dziękuję – powiedziała Carmen, gdy Remus podał jej kubeczek z
kawą. - Tego mi było trzeba.
-
Mnie też -odparł Remus, siadając obok niej.
Wyjął
z torby zeszyt i nieodłączny zestaw długopisów we wszystkich
kolorach tęczy. Połowa zeszytu Remusa była zapisana notatkami z
wykładów i pokreślona strzałkami, odnośnikami i innymi
oznacznikami, gdzie czego szukać.
-
Muszę pożyczyć w końcu od ciebie te notatki – przypomniała
Carmen, spoglądając z zazdrością na zeszyt Remusa. - Moje są
okropne.
-
A na co ci moje notatki? - zapytał Remus. - I w ogóle po co
przyjechałaś tutaj na iberystykę? Przecież w Hiszpanii…
-
Uczą zupełnie inaczej – wtrąciła Carmen. - W Hiszpanii
nauczyliby mnie całej tej otoczki. Przecież ja połowy czasów
nawet nie umiem nazwać. Jak napisałam tacie, czego się tu uczę,
podobno aż złapał się za głowę. Przynajmniej tak napisała mi
potem mama.
Niestety
rozwijającą się rozmowę przerwało wejście do sali profesora.
Doktor Morrison na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie typowego
dziadka z przedmieść – średniego wzrostu, przy kości, z łysiną,
ale gdy zaczynał mówić, przenosił słuchaczy do zupełnie innego
świata. Morrison prawie trzydzieści lat spędził podróżują po
całej Ameryce Południowej i Środkowej. Miał czas na dokładne
poznanie kultur od Meksyku po przylądek Horn.
Na
wykładach Morrisona nigdy nie było gadania i rozproszenia wśród
studentów. Niepozorny staruszek potrafił zapanować nad studentami
bez wysiłku. Wystarczyło, że się odezwał. Interesujący wykład
przerywany anegdotami i dowcipami.
Ręka
Remusa biegała po zeszycie, pokrywając kartkę drobnym, wąskim
pismem. Po półtoragodzinnym wykładzie kilkanaście kartek było
zapisane informacjami o Chile, które było głównym tematem
monologu profesora.
-
Uwielbiam go słuchać – powiedziała Carmen po wykładzie. - On ma
taki miły głos.
-
Prawda? Też lubię jego wykłady. Tylko że po nich po prostu nie
czuję ręki – przyznał Remus, unosząc swoją zmęczoną prawą
dłoń, na co Carmen roześmiała się.
Tego
dnia mieli jeszcze jeden wykład – z gramatyki hiszpańskiej. Po
przerobieniu całego Preterito Indefinido doszli do porównania dwóch
czasów przeszłych. Po tym wykładzie Remus miał w głowie jeden
wielki mętlik. Gdyby nie Carmen, która poświęciła następną
godzinę na przełożenie hiszpańskiej gramatyki na gramatykę
angielską, Remus prawdopodobnie poświęcił mnóstwo czasu na
zrozumienie tego wszystkiego.
Do
domu wrócił w samą porę, żeby wziąć szybki prysznic i
przygotować się do pracy. Remus po długich namowach przekonał
Mike'a, żeby poszli do baru wcześniej. Poza swoją awersją do
spóźniania, Remusem kierowała też chęć poznania miejsca pracy.
-
Jesteś strasznie upierdliwy – mruknął Mike, tuż po tym, jak
zgodził się na wcześniejszej pójście do pracy.
W
przeciwieństwie do kuzyna, Mike często wpadał na spotkania i do
pracy na ostatnią chwilę. Nie spóźniał się, nie lubił się
tłumaczyć, ale nie widział żadnych powodów, żeby pojawiać się
gdzieś na pół godziny przed czasem.
Mike
szybko oprowadził Remusa po barze, pokazując kuchnię,
pomieszczenia gospodarcze, toalety i pokoik, który został
przeznaczony dla obsługi. Zasady pracy baru mówiły o tym, że
zawsze przynajmniej jedna osoba z obsługi musiała być na sali.
Zazwyczaj był to barman lub jedna z kelnerek.
Ekipa,
do której dołączył Remus składała się z niego, Mike'a oraz
dwóch uroczych kelnerek. Początkowo Remus miał problem z
odróżnieniem Natalie Denvers od Roxany Collins, ale szybko nauczył
się, że dziewczyny są podobne do siebie jedynie z wyglądu.
Charaktery miały zupełnie różne – Roxy była cicha i spokojna,
a Natalie był osobą butną, upartą i bardzo pewną się. Nie
lubiła być sobą pomiatana i okazywała to w bardzo głośny
sposób. Nat była też osobą bardzo gadatliwą i w długim monologu
przedstawiła Remusowi niemal wszystkich pracowników Wejścia Smoka
razem z dokładnym ich opisem (Remus miał też wrażenie, że z całą
genealogią). Dzięki temu Remus dowiedział się, że Roxy studiuje
uzdrowicielstwo, w Hogwarcie była Puchonką („Naprawdę nie ma z
nią ŻADNEJ zabawy! Jak ona się uchowała?”) i marzy o pomaganiu
dzieciom w Afryce. Z kolei Nat studiuje stosunki międzynarodowe
(„Właściwie nie wiem, po co mi to. I tak rodzice chcą mnie
wywieźć do Ameryki w połowie roku. Albo i szybciej. Mama załatwiła
mi miejsce Uniwersytecie Columbia...”), ale nie ma ambicji
zawodowych, bo z majątkiem jej rodziny nigdy nie będzie musiała
pracować. W Wejściu Smoka zatrudniła się z nudów i z chęci
poznania nowych ludzi.
Niestety
oswojenie się z Alex zajęło Remusowi więcej czasu, niż dogadanie
się z koleżankami z pracy. Poprzedni barman, niejaki Pierce Durand,
zostawił Remusowi straszny bałagan. Nic nie było na swoim miejscu.
Znalezienie szklanek i kufli zajęło Remusowi kilkanaście minut, a
i to udało się tylko dzięki Roxy. Na szczęście nie było zbyt
wielu klientów, więc Roxy mogła pomóc Remusowi w odnalezieniu się
z Alex. W końcu Remus, zdenerwowany ustawicznym szukaniem
wszystkiego, o było mu potrzebne, wyjął z torby karteczki
samoprzylepne i zaczął przyklejać je na szafkach, wypisując, co w
tych szafkach się znajduje.
W
poniedziałkowe popołudnia bardzo rzadko był tłok w barze, więc
Remus miał idealną okazję do nauczenia się obsługi baru. Gdy o
dwudziestej drugiej oddawał Alex w ręce barmana z kolejnej zmiany,
Larry'ego Douglasa, nie potrafił zliczyć kaw, które zrobił i
kufli, które napełnił. Głowa potwornie go bolała, a nóg po
prostu nie czuł. W przeciwieństwie do pozostałej części ekipy,
Remus cały czas była na nogach. W wolnych chwilach opierał się o
bar i zanurzał się w słowniku hiszpańsko-angielskim. Jutro miał
mieć kolokwium ze słownictwa przyrodniczego i musiał być
przygotowany.
Po
powrocie do domu Remus ledwo zdążył powiesić kurtkę na wieszaku,
gdy Lily rzuciła mu się na szyję.
-
I jak? - zapytała, drżąc z podniecenia. Bardzo liczyła na to, że
tym razem Remusowi się uda z pracą.
-
Nie czuję nóg – przyznał Remus, obejmując przyjaciółkę. - A
reszta mnie boli. Ale jest świetnie.
Lily
przytuliła się do niego. W ramionach Remusa czuła się tak samo
bezpiecznie jak przy Jamesie. Wiedziała, że większość
czarodziejów popukałaby się w głowie i wysłała ją do
czarodziejskiej kliniki imienia świętego Munga, gdyby im
powiedziała, że tak bezpiecznie czuje się przy wilkołaku. Ale ona
nigdy Remusa tak nie traktowała. Dla niej jego choroba nie miała
żadnego znaczenia.
-
A jak towarzystwo? - zapytała Lily.
-
W porządku. Lily, nie martw się. Mike nie dałby zrobić mi krzywdy
– zapewnił ją Remus, mrugając do kuzyna.
Mike
gorliwie pokiwał głową, przychylając się do zdania Remusa.
Lily
roześmiała się i odsunęła od przyjaciela, dając mu szansę na
zdjęcie butów i wejście do salonu.
-
Idę do siebie – powiedział Mike. - Chociaż dzisiaj chcę się
wyspać.
-
Jak było na uczelni? - spytał Lilkę Remus, gdy Mike zniknął na
schodach.
Lily
wzruszyła ramionami.
-
Jak zawsze. Ciężko. Ale przecież wiesz, że uwielbiam się uczyć.
A dzięki temu będę mogła kiedyś pomóc innym.
Jej
słowa przypomniały Remusowi skrawek monologu Natalie.
-
Jedna z koleżanek z pracy też studiuje uzdrowicielstwo.
-
Naprawdę? - zainteresowała się Lily. - Jak się nazywa?
-
Roxana Collins. Była Puchonką.
-
Aaaa. Znam ją. Kiedyś razem pracowałyśmy na zielarstwie. Ona
pracuje jako kelnerka? A wydawała się taka zamknięta w sobie.
-
Jest zamknięta w sobie. Ale da się z nią porozmawiać. Gdyby nie
ona utonąłbym za tym barem. NIC nie mogłem znaleźć. Straszny tam
bałagan i…
Nie
dane mu było dokończyć zdania, bo Lily wybuchła niepohamowanym
śmiechem. Nie zdołała się opanować nawet widząc pełne
dezaprobaty spojrzenie Remusa.
-
Co ja takiego powiedziałem? - zapytał w końcu Remus. Wyraz jego
twarzy był mieszanką urazy i zmartwienia o stan głowy panny Evans.
-
Bie-biedny Remus – wydusiła wreszcie z siebie Lily. - Jak ty
przeżyłeś w bałaganie?
Kolejną
falą śmiechu całkowicie zagłuszyła słowa Remusa. On zresztą
też w końcu odpowiedział dziewczynie serdecznym śmiechem.
Nagle
Remus poczuł się jak w szkolnych czasach, kiedy w czasie wakacji
przesiadywał u Lily całe dni. Jeżeli była pogoda siadali na
wielkiej huśtawce, stojącej w ogrodzie Evansów i popijali
lemoniadę zrobioną przez mamę Lily. Rozmawiali o wszystkim i o
niczym, Remus zwierzał się Lilce ze swoich problemów, a ona
słuchała go i wspierała.
Był
moment, w którym Remus myślał, że między nim a Lily mogło dojść
do czegoś poważniejszego. Szybko zrozumiał, ja bardzo to było
głupie. Dzięki Lily zyskał coś więcej, niż głupią miłostkę.
Lily była jego przyjaciółką, powierniczką, siostrą. Idealnie
wczuwała się w swoją rolę.
-
Wiesz, że Roxana podkochiwała się w Syriuszu? - spytała Lily, gdy
już doszła do siebie. Policzki miała zaczerwienione, a jej zielone
oczy błyszczały.
-
Jak jakaś połowa dziewczyn w szkole – przypomniał Remus. - I
jeszcze kilka poza szkołą.
-
Ale nie w taki sposób. Wszystkie mówiły o „tym cudownym Blacku”.
Roxana tylko się w niego wpatrywała z taką tęsknotą. Jak ty w
Norę Sage.
Dobry
nastrój Remusa błyskawicznie zniknął. Nora była błędem.
Wielkim błędem. Podkochiwał się w niej przez prawie dwa lata,
zanim się zorientował, że to może go zniszczyć. Ale prawda była
taka, że rok starsza Krukonka, która w ostatniej klasie została
Prefekt Naczelną, imponowała mu. Dopiero gdy odeszła ze szkoły,
otrząsnął się z tego uczucia. Gdy przyjaciele mu nie uwierzyli,
zaczął spotykać się koleżanką Lily, Camille Sawyer. Ten związek
trwał do grudnia, kiedy na poważnie wziął się za naukę do
OWUTEM-ów.
-
Nie przypominaj mi o Norze – poprosił. - To był błąd.
-
Miłość nigdy nie jest błędem – odpowiedziała.
-
To nie była miłość. Imponowała mi. A błędem było to, że
pozwoliłem na to, żeby to mnie pogrążyło.
Lily
nie drążyła tematu. Wiedziała, że to byłoby bez sensu. Remusa
było bardzo ciężko przekonać do zmiany zdania. Mogła tylko
przemilczeć jego głupie pomysły.
~
* ~
W
piątek Remus i Mike również mieli dyżur w barze. Teoretycznie
kończyli pracę o dwudziestej drugiej, ale następna zmiana
poprosiła Remusa, Natalie i Roxanę o pozostanie w pracy, bo tłok w
barze był wręcz nie do opanowania. Roxana wymówiła się porannym
spotkaniem z rodzicami, ale reszta nie miała oporów na przedłużenie
pracy do drugiej w nocy. Dzieląc się Alex z Abe'm Ryderem Remusowi
było o wiele łatwiej opanować chaos. Pomagały też karteczki,
które, ku wielkiemu zdumieniu Remusa przetrwały cały dzień. Na
jednej z nich znalazł niestaranny napis „Świetny pomysł.”
-
Trzy jasne poproszę – powiedziała Nat, po raz kolejny tego
wieczory stając przy barze.
-
Jasne – odparł Remus, uśmiechając się do niej.
Wyjął
kufle z szafki i nalał do nich piwo. Nat wzięła je, posyłając
Remusowi perskie oko.
-
Leci na ciebie – powiedział Abe, gdy Nat była już na tyle
daleko, żeby ich nie słyszeć.
-
Bzdura – stwierdził Remus, chociaż nie był tego taki pewny.
Odkąd
zaczął pracować w Wejściu Smoka, miał już trzy dyżury i za
każdym razem Nat była wyjątkowo natrętna. Ciągle go zagadywała
i, gdy tylko natrafiła jej się okazja, muskała jego dłonie
swoimi, ocierała się o niego. Z jednej strony pochlebiało mu
zainteresowanie tak pięknej dziewczyny, ale z drugiej wiedział, że
to nie będzie miało żadnej przyszłości. Nie chodziło tylko o
jego chorobę. W końcu Natalie sama mu powiedziała, że szuka kogoś
bogatego, żeby móc żyć wystawnie i bez żadnych zmartwień.
-
Gadaj, se gadaj, a ja swoje i tak wiem – stwierdził Abe. - Uważaj
na nią. Myślisz, że czemu Shane odszedł z pracy? Przez nią. Tak
nim omotała, że biedaczyna nie wiedział, co ma robić. W końcu
odszedł.
-
Bez obaw – zapewnił go Remus, siląc się na spokojny ton. - Mnie
nie jest łatwo omotać.
-
Tutaj nie jesteś Huncwotem. W szkole miałeś za sobą Blacka i
Pottera, ale tutaj to nie to samo. A Nat działa na każdego. Mniej
lub bardziej.
Słowa
Abe'a dały Remusowi do myślenia, ale w natłoku pracy szybko o
niech zapomniał.
Gdy
Remus wreszcie wyrwał się z pracy, był tak zmęczony, że miał
wątpliwości, jak właściwie się nazywa. Kompletnie nie zwracał
uwagi na to, co się dzieje wokół niego. Może właśnie dlatego
nie zauważył podchodzącej do niego kobiety. Z jej obecności zdał
sobie sprawę dopiero w momencie, gdy stanęła przed nim i położyła
dłoń na jego piersi.
Na
pierwszy rzut oka mógł powiedzieć, że była od niego kilka lat
starsza. Płomiennorude włosy otaczały jej lekko podłużną twarz,
podkreślając czerwone usta i czerń oczu.
-
Co tu robisz tak późno w nocy? - spytała kuszącym tonem. - Może
potrzebujesz towarzystwa?
Remus
wpatrywał się w kobietę, nie wiedząc, co powiedzieć. Jeszcze
nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji. Gdy usłyszał za sobą
szybkie kroki, poczuł ulgę. Może ktoś pomógłby mu w tej
niezręcznej sytuacji.
-
Zostaw go, Marly! - krzyknęła Natalie, podchodząc do Remusa.
Kobieta
cofnęła się o pół kroku, wpatrując się w Nat wystraszonym
spojrzeniem.
-
Co ci do tego? - spytała. - Ja też pracuję.
Natalie
doskoczyła do kobiety i złapała ją za krawędź dżinsowej
kurtki.
-
Wara od niego - syknęła. - Jeszcze raz się do niego zbliżysz, a
powyrywam ci te farbowane kłaki! Dotarło? Trzymaj się z dala od
mojego chłopaka!
Marly
przez krótką chwilę patrzyła jeszcze na Natalie, ale w końcu
wyraz twarzy dziewczyny powiedziała jej, że trzeba odpuścić.
Kiwnęła głową. Wyrwała kurtkę z rąk Natalie i odbiegła tak
szybko, na ile pozwalały jej wysokie obcasy.
-
Dź-dziękuję – powiedział Remus. - Kompletnie mnie zamurowało.
-
Wiem. Marly już taka jest. Uważaj na nią. Słodka jak miód, a jak
dojdzie co do czego, to zaśpiewa taką sumę, że się nie
pozbierasz. Wrażenia gwarantowane.
-
Od… Od kiedy jestem twoim chłopakiem? - spytał Remus.
Natalie
wzruszyła ramionami, uśmiechając się lekceważąco.
-
Inaczej by nie odpuściła… A masz coś przeciwko temu?
Po
raz kolejny tej nocy Remus nie wiedział, co powiedzieć. Ale Natalie
nie czekała na jego odpowiedź. Zarzuciła mu ręce na ramiona i
pocałowała go. W pierwszej chwili Remus poczuł się, jakby ktoś
potraktował go Drętwotą. Jednak już po chwili objął blondynkę
i oddał pocałunek. Szybko zorientował się, że nie ma do
czynienia z dziewczyną bez doświadczenia.
-
Chodźmy do ciebie – szepnęła zdyszana Nat.
Bez
namysłu Remus kiwnął głową. Wyjął różdżkę i teleportował
się z Natalie pod dom. Miał przeczucie, że tego, co nadejdzie, nie
zapomni do końca życia.
------------------------
*Hola
– (hiszp.) Cześć
**Horrible
– (hiszp.) straszny
Remus jakoś szybko zgodził się, żeby poszli z Nat do niego. Trochę do niego nie pasuje. Ale rozdział cud, miód i malinki. Nie mogę się doczekać reakcji Remusa na dziewczynę w jego łóżku.😈
OdpowiedzUsuńRemus, jak Remus, ale Mike da Natalie popalić. Zresztą sama zobaczysz.
UsuńPozdrawiam
Na jego miejscu nie robiłabym tego, ale był zmęczony, rozumiem. :) Z niecierpliwością czekam na kolejny piątek :D
OdpowiedzUsuńKażdy popełnia błędy. Nawet, a może szczególnie. Remus.
UsuńPozdrawiam
Racja, każdy. Remus dodatkowo pakuje się w tarapaty
UsuńTrzy razy tak! Przechodzisz dalej, kochana!
OdpowiedzUsuńPozwolisz, że nie będę komentować wszystkich siedmiu rozdziałów (to ponad moje siły) i zostawię swój skromny ślad tutaj.
Remus na studiach, o tak to mi się podoba! Okres szalonego, studenckiego życia to idealny moment aby zaciągnąć się do Zakonu Feniksa. Kuzyn Remusa... Mniej go lubię. Czemu? Sama nie wiem. Niby równy chłop i dobrze gotuje, ale jakoś mnie tak wkurza. Może przez to, że traktuje Lupina jak kogoś, nad kim ciągle trzeba trzymać pieczę?
Lily uciekająca z akademika - ten moment bardzo mi się podoba.
BRAK HUNCWOTÓW - za to chyba łeb Ci urwę! Ja wiem, że studia, że jeden jest tu, drugi tam, trzeci siam, a ten czwarty wcale mnie nie interesuje, ale NO! To są Huncwoci, bracia z wyboru, najlepsi przyjaciele, nie wierzę, że jakieś studia, dziewuchy, odległości mogą ich rozdzielić! Hunców ma być więcej, rozumiesz?! ;)
Praca dla Remusa - jestem na tak! Chociaż nie wyobrażam go sobie za barem... tak jakoś nie. Will na moje jest wampirem. Wampirki i wilczki się nie lubią, prawda? I może dlatego Remus nieswojo się przy nim czuje. Nie mówię, że will nie jest przyzwoity, bo przecież różne przypadłości nie określają od razu człowieka. Możliwe też, że jest on jakąś hybrydą... wilkołak i wampir w jednym albo coś w tym stylu...
Dziewuchy precz od Remusa! Nie żebym uważała Lupinka za mało atrakcyjnego chłopaczka. Jednak dla mnie on tworzy wobec siebie taką otoczkę, dystans, a tu nagle jedna baba, druga, trzecia! No halo, Remus! Ja wiem, że jeszcze nie znasz Tonks, ale weź na wstrzymanie! Ta Natalie od początku mi się nie podobała i czuję, że Remus się na niej przejedzie. Ale sam chciał... Jego sprawa!
Pozdrawiam, V
P.S. Wiem, że czekałaś na nowy rozdział na Lily. Wczoraj się pojawił i możesz zajrzeć do nas! :)
Będą Huncwoci. Solenie Ci to obiecuję. Będzie ich sporo, będzie cała ich czwórka i będzie, tak jakby, próba pokazania innej strony zdrady Petera (choć to będzie za długo, długo).
UsuńJeżeli chodzi o Willa... To się wyjaśni. To też obiecuję.
A kobiety... Cóż tych będzie wokół Remusa sporo. Mogę cię uspokoić (albo i nie) i powiem, że Nat niedługo zniknie (na jakiś czas - wróci po tym, jak Remus porzuci pracę w Hogwarcie) i pojawi się jeszcze jedna dziewczyna, w której Remus naprawdę się zakocha. A co z tego wyniknie? Na to musisz trochę poczekać.
Pozdrawiam
Czekam z niecierpliwością na nową notkę!
OdpowiedzUsuńNiedawno znalazłam twoje opowiadania i są naprawdę świetne :) A rozdział cudowny �� No po Remusie tego się nie spodziewałam ��
OdpowiedzUsuńDużo zdrowia i chęci do pisania życzę :D