a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 30 października 2015

Rozdział 9 – Czerwona księga

       Grupka dzieci bawiła się w berka na jednej z polnych dróg. Bardzo pilnowały się, żeby nie wybiec na asfaltową drogę prowadzącą do Leeds. Mama im tego zabroniła.
        - Sophie! - krzyknął około trzyletni chłopiec do swojej siostry. - Sophie, złap mnie!
       Chłopiec zaczął biec w stronę domu. Za nim pobiegła jego siostra i reszta dzieci.
       Chwilę po zniknięciu dzieci na ulicy pojawiła się piątka ludzi. Postronny człowiek mógłby powiedzieć, że dziadek z wnukami na spacer. Czwórka osiemnastoletnich chłopaków rozglądała się z zaciekawieniem po okolicy, natomiast towarzyszący im starzec, wyglądający na prawie stuletniego, podszedł do krawędzi drogi i wykonał dłonią ruch, jakby odgarniał zasłonę. Natychmiast przed nim pojawiła się ścieżka wchodząca do lasu.
       Profesor Dumbledore poprowadził tą ścieżką towarzyszących mu młodzieńców. Po kilku minutach marszu stanęli przed parterowym, drewnianym domem. Płaski dach pokryty był żółtymi i czerwonymi liśćmi, które spadły z pobliskich drzew. Dom miał niewiele okien, ale nawet te, które były, znajdowały się tuż pod sufitem i nie grzeszyły wielkością.
          - To jest Kwatera Główna? - zdziwił się James.
        - Bez obaw, James. Ten dom świetnie spełnia swoją funkcję – powiedział tajemniczo Dumbledore.
       Weszli do domu. W środku było tylko kilka osób, ale tylko jednej Huncwoci nie znali osobiście, ale to wcale nie znaczyło, że nie widzieli, kim ta osoba jest. Przy stole siedział jeden z najsłynniejszych aurorów – Alastor Moody. Był to człowiek, który poświęcił życie walce ze śmierciożercami i, jak niosła wieść gminna, jeszcze żadnemu nie udało się ujść wolno ze spotkania z nim.
       Poza Moody'm w pokoju znajdowała się Marlena McKinnon, przyjaciółka Lily, która najwyraźniej również dołączała do Zakonu, a obok niej stała nauczycielka transmutacji – Minerwa McGonnagall. Pod oknem siedział Alicja Roberts – dawniej Krukonka i Prefekt w czasach, gdy Huncwoci zaczynali szkołę. Gdy zobaczyła Huncwotów, pomachała im z uśmiechem. Obok Alicji siedział właściciel baru „Pod świńskim łbem”, Aberforth Dumbledore, który rozmawiał z…
         - Tato! - zawołał Remus.
       Po chwili znalazł się w ojcowskich ramionach. W tamtej chwili opuściły go wszelkie wątpliwości. Przecież skoro jego ojciec zaangażował się w działalność organizacji, to nie mogło być dla niego złe miejsce.
       - Nie mogłem przepuścić okazji do spotkania się z tobą – powiedział John Lupin, puszczając syna. Odsunął się na długość ramion, żeby móc swobodnie przyjrzeć się jedynakowi. - Od miesiąca cię nie widziałem.
           - Wiem – powiedział Remus ze skruchą. - Nauka i…
          - Dobra, dobra. Rozumiem – dodał z uśmiechem.
          - Huncwoci – prychnęła z tyłu Marlena. - Zawsze razem.
           - Oczywiście – odpowiedział jej Syriusz. - Dobrej ekipy się nie rozbija.
            - Myślę, że możemy zejść na dół – powiedział Dumbledore, patrząc po obecnych.
            - Na dół? - zdziwił się Peter.
           Nikt mu nie odpowiedział. Zamiast tego profesor McGonnagall podeszła do wiszącej na jednej ze ścian zasłony i odsunęła ją. Oczom zebranych ukazały się mocne, dębowe drzwi, które nauczycielka od razu otworzyła. Za nimi znajdowały się schody prowadzące do piwnicy.
          Gdy Huncwoci znaleźli się w piwnicy, od razu zrozumieli, dlaczego akurat ten dom został wybrany na Kwaterę Główną. Piwnica była bardzo przestronna, na pewno miała większą powierzchnię niż dom, a to, że znajdowała się w podziemiu było dodatkową zaletą, bo nikt nie mógł przebić ścian, a przez wąskie chody można się było długo bronić. W dodatku ukrycie domu w lesie minimalizowało możliwość niezapowiedzianych odwiedzin.
Na każdej ścianie stały olbrzymie regały. Na ich półkach znajdowały się setki teczek, map i książek o obronie przed czarną magią. Na środku stał duży okrągły stół, przy którym znajdowało się około trzydziestu krzeseł. Na stole leżała gruba księga w czerwonej skórzanej okładce.
        - Usiądźcie – polecił Dumbledore.
      Huncwoci posłusznie podeszli do stołu i usiedli na prawo od wielkiej księgi. Na przeciwko nich usiadły Marlena i profesor McGonnagall. John Lupin usiadł obok syna. Za nim usiadła Alicja. Aberforth usiadł osobno, wyraźnie znudzony całą sytuacją. Jedyną osobą, która nie usiadła był Moody. Ustawił się przy drzwiach, na które co chwilę zerkał podejrzliwie, jakby miał zza nich wybiec sam Voldemort.
      - Zaczynajmy – powiedział Dumbledore, siadając przed księgą. - Wiemy, po co się tu znaleźliśmy. Chcemy wprowadzić naszych młodych przyjaciół – tu skinął głową Hucwotom i Marlenie – do Zakonu Feniksa. Zostaliście poinformowani o specyfice działalności Zakonu i zagrożeniach, jakie się z nią wiążą. Liczymy na waszą wierność…
         - Zdrada karana jest śmiercią – wtrącił Moody, patrząc groźnie na młodzież.
        Od tego spojrzenia Remus aż dostał dreszczy. Coś w tym spojrzeniu i głosie Moody'ego mówiło mu, że nie była to czcza groźba.
        - Alastorze – powiedział groźnie Dumbledore, ale nie zaprzeczył słowom aurora. Po chwili wrócił do podjętego przerwanego wątku: - Tak więc liczymy na was. Teraz proszę was o wpisanie się do Księgi. Imiona, nazwisko, data urodzenia, miejsce zamieszkania, cechy szczególne, i w waszym przypadku uczelnia i kierunek studiów. Jednocześnie zaznaczam, że wpis do księgi równa się z przystąpieniem do Zakonu.
      Remus widział jak reszta Huncwotów wymienia porozumiewawcze spojrzenia. Wiedział dlaczego. James, Syriusz i Peter jakichś trzech lat byli niezarejestrowanymi animagami, czyli potrafili zmieniać się w zwierzęta. James zmieniał się w jelenia, Syriusz w psa, a Peter w szczura. Nauczyli się tej trudnej sztuki, żeby móc towarzyszyć Remusowi w czasie przemian, aby móc chociaż trochę ulżyć mu w cierpieniu. Oczywiste było, że o tej umiejętności nie mogli napisać w Księdze. Gdyby ktoś się o tym dowiedział, cała czwórka miałaby poważne problemy.
          Dumbledore przysunął Księgę do Jamesa, jednocześnie podając mu pióro i kałamarz. James szybko dokonał wpisu. W momencie, w którym skończył pisać ostatnie słowo, strona rozbłysła na złoto. Pojawiła się wstęga, która oplotła jego rękę, klatkę piersiową i głowę.
            - Łał – mruknął James, gdy wstęga znikła. - To było… niesamowite!
          Podał Księgę i pióro Syriuszowi, który od razu wziął się do pisania. Gdy skończył, jego też oplotła złota wstęga. Tak samo było z Peterem.
      W końcu Księga trafiła do Remusa. Remus ostrożnie ujął pióro w prawą dłoń. Jednocześnie poczuł pod stołem, jak jego ojciec uspokajająco ściska mu lewą rękę. Uśmiechnął się delikatnie i przyłożył pióro do pergaminu i zaczął pisać:

Remus John Lupin
ur. 10 marca 1960
Zamieszkały na Sunny Street 15, Oxford
Cechy szczególne: wilkołak
Studia: Magiczny Uniwersytet w Oxfordzie na wydziale iberystyki

      Gdy skończył, Księga ponownie rozbłysła. Remus poczuł ciepło promieniujące od pergaminu i przenikające go do szpiku kości. Z kolei wstęga, która oplotła również jego była aż gorąca, ale Remus nie odczuwał tego gorąca jako czegoś złego. To ciepło uspokajało go i dodawało odwagi.
         Po kilku chwilach wstęga znikła, a Remus przesunął Księgę w stronę Marleny. Najpierw przewrócił stronę, chociaż wiedział, że to bez sensu. W końcu i tak wszyscy będą wiedzieć o jego chorobie.
       - Dziękuję wam – powiedział Dumbledore, gdy Marlena oddała mu Księgę. - Teraz przejdźmy do spraw czysto praktycznych. Alastorze, mogę cię prosić?
          - Oczywiście – odpowiedział auror, podchodząc do stołu.
         Postawił na blacie neseser i zaczął czegoś w nim szukać. Po kilkunastu sekundach wyjął grubą teczkę. Okazało się, że znajdowały się w niej zdjęcia znanych śmierciożerców, których Moody od razu zaczął przedstawiać. Większość z tych nazwisk Remus doskonale znał z pierwszych stron gazet: Alecto i Amycus Carrowowie, Antonin Dołohow, Jonathan Lestragne, jego dwaj synowie: Rudlolf i Rabastan, oraz żona Rudolfa – Bellatrix, Lucjusz Malfoy, Denholm Nott, Kelby Travers, Reginald Goyle, Walden Macnair, Augustus Rookwood, Severus Snape, Igor Karkarow, Evan Rosier, Clayne Wilkes, Alfred Crabbe, Ethan Mulciber, Valentine Yaxley i...
         - Regulus Black – powiedział Moody, pokazując ostatnie zdjęcie, na którym widniał brat Syriusza.
       Remus spojrzał z niepokojem na przyjaciela, który jednak nawet nie mrugnął na widok brata. Tylko w jego oczach nastąpiła zmiana – poza nienawiścią, którą było tam widać podczas całej prezentacji, pojawiła się też odraza i wstręt. Wpatrywał się z zdjęcie brata, ale Remus dobrze wiedział, że Syriusz wolałby mieć przed sobą prawdziwego Regulusa. Ale wtedy polałaby się krew.
        Po prezentacji Moody'ego Dumbledore oznajmił, że zebranie zostało zakończone. Następne miało odbyć się w następną niedzielę o godzinie piętnastej.
          - Remus, wiesz, że cię nie puszczę? - zapytał syna John. - Lyn by mi tego nie wybaczyła.
          - Wiem. Też za nią tęsknię – przyznał Remus.
       Po pożegnaniu z przyjaciółmi Remus poszedł za ojcem do głównej drogi. Dopiero niedaleko niej teleportowali się do rodzinnego domu Remusa.
~ * ~
          East Clandon było niewielką wsią w hrabstwie Surrey niecałe czterdzieści kilometrów od Londynu. Licząca niewiele ponad dwustu mieszkańców społeczność była bardzo zgrana. Z jednym wyjątkiem.
           Lupinowie mieszkali w ostatnim domu, tuż pod lasem. Od zawsze różnili się od reszty mieszkańców wsi, ale bariera wzrosła gdy pojawił się syn Lupinów. Chłopiec od najmłodszych lat wzbudzał zainteresowanie społeczności. Jednym z tych powodów było nietypowe imię chłopca, Remus, które rodzice zaczerpnęli z mitologii rzymskiej. Innym powodem był stan zdrowia małego Lupina – mniej więcej od szóstego roku życia chłopiec zaczął ciągle chorować i wyglądać, jakby był regularnie bity. Oczywiście nikomu nie udało się tego potwierdzić, ale to nie wyciszyło domysłów i plotek. To wszystko nieco przycichły dopiero gdy chłopiec w wieku jedenastu lat poszedł do szkoły z internatem. Plotki rozgorzały na nowo, gdy niedługo potem w domu Lupinów pojawił się siostrzeniec Johna Lupina, który miał zamieszkać o wuja po tragicznej śmierci rodziców. Nie wszyscy mieszkańcy wsi w to uwierzyli – niektórzy uparcie twierdzili, że Michael był nieślubnym synem Johna, którym ten, z niewiadomych powodów, postanowił się nagle zaopiekować.
       Sam dom Lupinów niezbyt wyróżniał się od innych domów we wsi. Piętrowy, ceglany budyneczek, pomalowany na biało i pokryty czerwoną dachówką. Dom otaczał duży ogród, za którym rozciągał się las.
        Właście w ogrodzie, ukryci za zasłoną drzew, aportowali się dwaj Lupinowie – John i Remus.
          - Jak dobrze być w domu – westchnął Remus, wdychając głęboko świeże powietrze.
      - Przez ostatni miesiąc jakoś niespecjalnie się tym przejmowałeś – odpowiedział John z nutą złośliwości w głosie.
         W odpowiedzi Remus szturchnął go ramieniem i uśmiechnął się szeroko. Zaraz jednak spoważniał.
          - Tato… A mama wie o tym wszystkim?
      - O Zakonie? Wie. Oczywiście, że wie. Nie mógłbym ukryć przed nią czegoś takiego. Dołączenie do Zakonu to zbyt ważna decyzja.
         - A kiedy się przyłączyłeś? - zapytał Remus. To pytanie nurtowało go, odkąd zobaczył ojca w Kwaterze Głównej.
         - Po śmierci Abigail – odpowiedział John.
        Bez dalszych słów poszedł do domu, zostawiając zszokowanego Remusa.
           „Jak mogłem tego nie zauważyć?” myślał Remus, wpatrując się w plecy ojca.
         Abigail, siostra Johna i matka Mike'a, została razem z mężem, Simonem, zamordowana przez śmierciożerców. Żadne z nich nie miało wcześniej nic wspólnego z Zakonem Feniksa. Przynajmniej tak do tej pory sądził Remus. Abigail była czarownicą czystej krwi, a Simon był półkrwi. Śmierciożercy nie mieli żadnych powodów, żeby ich zaatakować. Dlaczego to zrobili? Do dziś nikt tego nie ustalił.
          W końcu Remus otrząsnął się ze zdziwienia i pobiegł za ojcem, który w tym czasie zdążył już dojść do ogrodowych drzwi.
              - Tylko cicho – szepnął John, zerkając na syna kątem oka.
              Wszedł do domu, dając jednocześnie Remusowi znak, żeby został na zewnątrz.
           - John? Jak dobrze, że już jesteś – powiedziała Evelynne Lupin, wychodząc z kuchni. Wycierała dłonie w kuchenną ścierkę. - Martwiłam się o ciebie. Umyj ręce, zaraz podam obiad.
           - Poczekaj chwilę – powiedział John. - Mam dla ciebie niespodziankę.
           Odsunął się na bok, dając tym samym Remusowi znak, żeby ten wszedł już do domu.
Reakcja Evelynne była dokładnie taka, jakiej Remus się spodziewał. Jego matka najpierw zamarła z wyrazem zaskoczenia na twarzy, a potem podbiegła do syna i objęła go.
          Evelynne nie była niską kobietą – była niemal tak samo wysoka ja Remus. Krótkie do ramion, gęste, ciemnobrązowe włosy, falowały wokół jej twarzy, jakby ciesząc się razem z nią.
           - Jak mogłeś tak długo nas nie odwiedzać? - spytała z wyrzutem.
        - Przepraszam, mamo – wyjąkał Remus, oddychając z trudem, bo silny uścisk matki niemal pozbawiał go możliwości oddechu.
           - Lyn, udusisz go – zauważył John, jakby czytając w myślach syna.
         - No tak – zreflektowała się Evelynne, puszczając Remusa. - Oczywiście zostajesz na obiedzie?
      Remus kiwnął głową. Nie dodał, że matka pewnie nie wypuściłaby go z domu przed obiadem. Albo i tego dnia.
         Podczas obiadu, bardzo późnego, Remus doszedł do wniosku, że nie ma sensu wracać tego dnia do Oxfordu. Chciał nacieszyć się rodzicami, więc wysłał Mike'owi list, w którym napisał, że wróci rankiem.
         Przed snem pomyślał jeszcze o Natalie. Najpierw wyszła bez słowa, a potem nie odezwała się przez cały dzień. W sumie był niewiele lepszy, bo też milczał. Ale on po upojnej noc nie odszedłby bez słowa.

       Ale nie mogła unikać go w nieskończoność. W końcu w poniedziałkowy wieczór mieli zmianę w barze. Wtedy spróbuje z nią porozmawiać. Przecież to nie mogło się tak skończyć. 

7 komentarzy:

  1. Trochę szkoda, że Syriusz nie pobił się z Regulusem. Fajnie by było gdy polala się krew. Ale bardzo dobrze, że Lyn nie udusiała Remusa. Nie mogę się doczekać starcia na lini Remus-Nat. Ciekawe jak będzie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że interesująco. Ale do tego starcia dojdzie dopiero za jakiś czas.
      Starcie braci Black faktycznie byłoby niesamowite, ale raczej nie należy się go spodziewać.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Hej ;)
    Na początku rozdziału poczułam jakbym pojawiła się na tej ścieżce wraz z huncowtami i Dumbledorem, bardzo fajne uczucie ;P Stworzyłaś świetny klimat ;)
    Chociaż nie przepadam za opowiadaniami gdzie to Remus jest na pierwszym miejscu, (tak, zdecydowanie z huncowtów najbardziej lubię Jamesa ;P) to muszę przyznać,że bardzo przyjemnie czytało mi się ten rozdział i pewnie w wolnej chwili powrócę do poprzednich ;) W końcu coś 'prawdziwego', a nie ciągłe psoty, rozterki miłosne itp ;P

    Weny i huncwotów ;)

    niecnimarudersi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przecież życie to nie tylko psoty i rozterki miłosne. Nawet życie Huncwota. Szczególnie życie w czasie wojny. Psot raczej nie będzie, ale jeżeli chodzi o huncwockie miłostki... Cóż. To młodzi ludzie, którzy chcą od życia jak najwięcej. Między innymi miłości.
      Jeżeli chodzi o "czterech niesamowitych" to lubię ich wszystkich, ale jednak moim ulubieńcem jest Remus. Tego chyba nic nie zmieni. Ale mogę Cię pocieszyć - w następnym rozdziale będzie dużo Jamesa.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Muszę przyznać, że bardzo się ucieszyłam, kiedy natrafiłam na to opowiadanie, bo nieczęsto można znaleźć coś o Huncwotach w czasach "po Hogwarcie", a dla mnie te czasy są chyba najbardziej interesujące. Ciesze się też, że piszesz o Remusie, bo jest jednym z moich ulubionych bohaterów - być może nigdy nie wysuwa się na pierwszy plan, ale jego historia jest fascynująca. Podoba mi się to, jak wszystko ukazujesz. Zachowujesz wszystko takim, jakim było, ten magiczny świat ukazany przez Rowling jest taki sam, a jednocześnie dodajesz coś od siebie - studiujący czarodzieje, Oxford, Remus słuchający Rolling Stonesów, studenci pracujący w barach. Bardzo przyjemnie się to czyta. Dzisiaj pochłonęłam te dziesięć rozdziałów i mam ochotę na więcej.
    Pozdrawiam!

    /a-window-to-the-past/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam. Wiem coś o dramatycznym niedoborze opowiadań o Huncwotach z czasów pierwszej wojny. Większość autorów pisze albo o czasach szkolnych, albo już o tej drugiej wojnie. Zresztą sama swoje pierwsze opowiadanie pisałam właśnie o Remusie w czasach drugiej wojny. Kiedy zaczęłam myśleć o tym opowiadaniu, zastanawiałam się, czy nie zacząć od momentu, w którym Remus obejmuje posadę w Hogwarcie. Ale w końcu doszłam do wniosku, że nie można dobrze opisać drugiej wojny, nie cofając się do pierwszej. To tak jak z historią.
      Staram się jak najlepiej zachować świat J. K. Rowling, ale tam wiele rzeczy jest niedopowiedzianych. Musze sama je wymyślić i próbować wgrać je w ten świat.
      Następny rozdział pojawi się w piątek.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Co tu pisać? Rozdział genialny jak zawsze. Klimacik był! :D Czekam na kolejny (chociaż pewnie jak zwykle zapomnę, że czekam i przeczytam dopiero po jakimś czasie xd)
    Weny! :*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy