Grupka
dzieci bawiła się w berka na jednej z polnych dróg. Bardzo
pilnowały się, żeby nie wybiec na asfaltową drogę prowadzącą
do Leeds. Mama im tego zabroniła.
-
Sophie! - krzyknął około trzyletni chłopiec do swojej siostry. -
Sophie, złap mnie!
Chłopiec
zaczął biec w stronę domu. Za nim pobiegła jego siostra i reszta
dzieci.
Chwilę
po zniknięciu dzieci na ulicy pojawiła się piątka ludzi.
Postronny człowiek mógłby powiedzieć, że dziadek z wnukami na
spacer. Czwórka osiemnastoletnich chłopaków rozglądała się z
zaciekawieniem po okolicy, natomiast towarzyszący im starzec,
wyglądający na prawie stuletniego, podszedł do krawędzi drogi i
wykonał dłonią ruch, jakby odgarniał zasłonę. Natychmiast przed
nim pojawiła się ścieżka wchodząca do lasu.
Profesor
Dumbledore poprowadził tą ścieżką towarzyszących mu
młodzieńców. Po kilku minutach marszu stanęli przed parterowym,
drewnianym domem. Płaski dach pokryty był żółtymi i czerwonymi
liśćmi, które spadły z pobliskich drzew. Dom miał niewiele
okien, ale nawet te, które były, znajdowały się tuż pod sufitem
i nie grzeszyły wielkością.
-
To jest Kwatera Główna? - zdziwił się James.
-
Bez obaw, James. Ten dom świetnie spełnia swoją funkcję –
powiedział tajemniczo Dumbledore.
Weszli
do domu. W środku było tylko kilka osób, ale tylko jednej Huncwoci
nie znali osobiście, ale to wcale nie znaczyło, że nie widzieli,
kim ta osoba jest. Przy stole siedział jeden z najsłynniejszych
aurorów – Alastor Moody. Był to człowiek, który poświęcił
życie walce ze śmierciożercami i, jak niosła wieść gminna,
jeszcze żadnemu nie udało się ujść wolno ze spotkania z nim.
Poza
Moody'm w pokoju znajdowała się Marlena McKinnon, przyjaciółka
Lily, która najwyraźniej również dołączała do Zakonu, a obok
niej stała nauczycielka transmutacji – Minerwa McGonnagall. Pod
oknem siedział Alicja Roberts – dawniej Krukonka i Prefekt w
czasach, gdy Huncwoci zaczynali szkołę. Gdy zobaczyła Huncwotów,
pomachała im z uśmiechem. Obok Alicji siedział właściciel baru
„Pod świńskim łbem”, Aberforth Dumbledore, który rozmawiał
z…
-
Tato! - zawołał Remus.
Po
chwili znalazł się w ojcowskich ramionach. W tamtej chwili opuściły
go wszelkie wątpliwości. Przecież skoro jego ojciec zaangażował
się w działalność organizacji, to nie mogło być dla niego złe
miejsce.
-
Nie mogłem przepuścić okazji do spotkania się z tobą –
powiedział John Lupin, puszczając syna. Odsunął się na długość
ramion, żeby móc swobodnie przyjrzeć się jedynakowi. - Od
miesiąca cię nie widziałem.
-
Wiem – powiedział Remus ze skruchą. - Nauka i…
-
Dobra, dobra. Rozumiem – dodał z uśmiechem.
-
Huncwoci – prychnęła z tyłu Marlena. - Zawsze razem.
-
Oczywiście – odpowiedział jej Syriusz. - Dobrej ekipy się nie
rozbija.
-
Myślę, że możemy zejść na dół – powiedział Dumbledore,
patrząc po obecnych.
-
Na dół? - zdziwił się Peter.
Nikt
mu nie odpowiedział. Zamiast tego profesor McGonnagall podeszła do
wiszącej na jednej ze ścian zasłony i odsunęła ją. Oczom
zebranych ukazały się mocne, dębowe drzwi, które nauczycielka od
razu otworzyła. Za nimi znajdowały się schody prowadzące do
piwnicy.
Gdy
Huncwoci znaleźli się w piwnicy, od razu zrozumieli, dlaczego
akurat ten dom został wybrany na Kwaterę Główną. Piwnica była
bardzo przestronna, na pewno miała większą powierzchnię niż dom,
a to, że znajdowała się w podziemiu było dodatkową zaletą, bo
nikt nie mógł przebić ścian, a przez wąskie chody można się
było długo bronić. W dodatku ukrycie domu w lesie minimalizowało
możliwość niezapowiedzianych odwiedzin.
Na
każdej ścianie stały olbrzymie regały. Na ich półkach
znajdowały się setki teczek, map i książek o obronie przed czarną
magią. Na środku stał duży okrągły stół, przy którym
znajdowało się około trzydziestu krzeseł. Na stole leżała gruba
księga w czerwonej skórzanej okładce.
-
Usiądźcie – polecił Dumbledore.
Huncwoci
posłusznie podeszli do stołu i usiedli na prawo od wielkiej księgi.
Na przeciwko nich usiadły Marlena i profesor McGonnagall. John Lupin
usiadł obok syna. Za nim usiadła Alicja. Aberforth usiadł osobno,
wyraźnie znudzony całą sytuacją. Jedyną osobą, która nie
usiadła był Moody. Ustawił się przy drzwiach, na które co chwilę
zerkał podejrzliwie, jakby miał zza nich wybiec sam Voldemort.
-
Zaczynajmy – powiedział Dumbledore, siadając przed księgą. -
Wiemy, po co się tu znaleźliśmy. Chcemy wprowadzić naszych
młodych przyjaciół – tu skinął głową Hucwotom i Marlenie –
do Zakonu Feniksa. Zostaliście poinformowani o specyfice
działalności Zakonu i zagrożeniach, jakie się z nią wiążą.
Liczymy na waszą wierność…
-
Zdrada karana jest śmiercią – wtrącił Moody, patrząc groźnie
na młodzież.
Od
tego spojrzenia Remus aż dostał dreszczy. Coś w tym spojrzeniu i
głosie Moody'ego mówiło mu, że nie była to czcza groźba.
-
Alastorze – powiedział groźnie Dumbledore, ale nie zaprzeczył
słowom aurora. Po chwili wrócił do podjętego przerwanego wątku:
- Tak więc liczymy na was. Teraz proszę was o wpisanie się do
Księgi. Imiona, nazwisko, data urodzenia, miejsce zamieszkania,
cechy szczególne, i w waszym przypadku uczelnia i kierunek studiów.
Jednocześnie zaznaczam, że wpis do księgi równa się z
przystąpieniem do Zakonu.
Remus
widział jak reszta Huncwotów wymienia porozumiewawcze spojrzenia.
Wiedział dlaczego. James, Syriusz i Peter jakichś trzech lat byli
niezarejestrowanymi animagami, czyli potrafili zmieniać się w
zwierzęta. James zmieniał się w jelenia, Syriusz w psa, a Peter w
szczura. Nauczyli się tej trudnej sztuki, żeby móc towarzyszyć
Remusowi w czasie przemian, aby móc chociaż trochę ulżyć mu w
cierpieniu. Oczywiste było, że o tej umiejętności nie mogli
napisać w Księdze. Gdyby ktoś się o tym dowiedział, cała
czwórka miałaby poważne problemy.
Dumbledore
przysunął Księgę do Jamesa, jednocześnie podając mu pióro i
kałamarz. James szybko dokonał wpisu. W momencie, w którym
skończył pisać ostatnie słowo, strona rozbłysła na złoto.
Pojawiła się wstęga, która oplotła jego rękę, klatkę
piersiową i głowę.
-
Łał – mruknął James, gdy wstęga znikła. - To było…
niesamowite!
Podał
Księgę i pióro Syriuszowi, który od razu wziął się do pisania.
Gdy skończył, jego też oplotła złota wstęga. Tak samo było z
Peterem.
W
końcu Księga trafiła do Remusa. Remus ostrożnie ujął pióro w
prawą dłoń. Jednocześnie poczuł pod stołem, jak jego ojciec
uspokajająco ściska mu lewą rękę. Uśmiechnął się delikatnie
i przyłożył pióro do pergaminu i zaczął pisać:
Remus
John Lupin
ur.
10 marca 1960
Zamieszkały
na Sunny Street 15, Oxford
Cechy
szczególne: wilkołak
Studia:
Magiczny Uniwersytet w Oxfordzie na wydziale iberystyki
Gdy
skończył, Księga ponownie rozbłysła. Remus poczuł ciepło
promieniujące od pergaminu i przenikające go do szpiku kości. Z
kolei wstęga, która oplotła również jego była aż gorąca, ale
Remus nie odczuwał tego gorąca jako czegoś złego. To ciepło
uspokajało go i dodawało odwagi.
Po kilku chwilach wstęga znikła, a Remus przesunął Księgę w stronę Marleny.
Najpierw przewrócił stronę, chociaż wiedział, że to bez sensu.
W końcu i tak wszyscy będą wiedzieć o jego chorobie.
-
Dziękuję wam – powiedział Dumbledore, gdy Marlena oddała mu
Księgę. - Teraz przejdźmy do spraw czysto praktycznych. Alastorze,
mogę cię prosić?
-
Oczywiście – odpowiedział auror, podchodząc do stołu.
Postawił
na blacie neseser i zaczął czegoś w nim szukać. Po kilkunastu
sekundach wyjął grubą teczkę. Okazało się, że znajdowały się
w niej zdjęcia znanych śmierciożerców, których Moody od razu
zaczął przedstawiać. Większość z tych nazwisk Remus doskonale
znał z pierwszych stron gazet: Alecto i Amycus Carrowowie, Antonin
Dołohow, Jonathan Lestragne, jego dwaj synowie: Rudlolf i Rabastan,
oraz żona Rudolfa – Bellatrix, Lucjusz Malfoy, Denholm Nott, Kelby
Travers, Reginald Goyle, Walden Macnair, Augustus Rookwood, Severus
Snape, Igor Karkarow, Evan Rosier, Clayne Wilkes, Alfred Crabbe,
Ethan Mulciber, Valentine Yaxley i...
-
Regulus Black – powiedział Moody, pokazując ostatnie zdjęcie, na
którym widniał brat Syriusza.
Remus spojrzał z niepokojem na przyjaciela, który jednak nawet nie
mrugnął na widok brata. Tylko w jego oczach nastąpiła zmiana –
poza nienawiścią, którą było tam widać podczas całej
prezentacji, pojawiła się też odraza i wstręt. Wpatrywał się z
zdjęcie brata, ale Remus dobrze wiedział, że Syriusz wolałby mieć
przed sobą prawdziwego Regulusa. Ale wtedy polałaby się krew.
Po
prezentacji Moody'ego Dumbledore oznajmił, że zebranie zostało
zakończone. Następne miało odbyć się w następną niedzielę o
godzinie piętnastej.
-
Remus, wiesz, że cię nie puszczę? - zapytał syna John. - Lyn by
mi tego nie wybaczyła.
-
Wiem. Też za nią tęsknię – przyznał Remus.
Po
pożegnaniu z przyjaciółmi Remus poszedł za ojcem do głównej
drogi. Dopiero niedaleko niej teleportowali się do rodzinnego domu
Remusa.
~
* ~
East
Clandon było niewielką wsią w hrabstwie Surrey niecałe
czterdzieści kilometrów od Londynu. Licząca niewiele ponad dwustu
mieszkańców społeczność była bardzo zgrana. Z jednym wyjątkiem.
Lupinowie
mieszkali w ostatnim domu, tuż pod lasem. Od zawsze różnili się
od reszty mieszkańców wsi, ale bariera wzrosła gdy pojawił się
syn Lupinów. Chłopiec od najmłodszych lat wzbudzał
zainteresowanie społeczności. Jednym z tych powodów było
nietypowe imię chłopca, Remus, które rodzice zaczerpnęli z
mitologii rzymskiej. Innym powodem był stan zdrowia małego Lupina –
mniej więcej od szóstego roku życia chłopiec zaczął ciągle
chorować i wyglądać, jakby był regularnie bity. Oczywiście
nikomu nie udało się tego potwierdzić, ale to nie wyciszyło
domysłów i plotek. To wszystko nieco przycichły dopiero gdy
chłopiec w wieku jedenastu lat poszedł do szkoły z internatem.
Plotki rozgorzały na nowo, gdy niedługo potem w domu Lupinów
pojawił się siostrzeniec Johna Lupina, który miał zamieszkać o
wuja po tragicznej śmierci rodziców. Nie wszyscy mieszkańcy wsi w
to uwierzyli – niektórzy uparcie twierdzili, że Michael był
nieślubnym synem Johna, którym ten, z niewiadomych powodów,
postanowił się nagle zaopiekować.
Sam
dom Lupinów niezbyt wyróżniał się od innych domów we wsi.
Piętrowy, ceglany budyneczek, pomalowany na biało i pokryty
czerwoną dachówką. Dom otaczał duży ogród, za którym rozciągał
się las.
Właście
w ogrodzie, ukryci za zasłoną drzew, aportowali się dwaj Lupinowie
– John i Remus.
-
Jak dobrze być w domu – westchnął Remus, wdychając głęboko
świeże powietrze.
-
Przez ostatni miesiąc jakoś niespecjalnie się tym przejmowałeś –
odpowiedział John z nutą złośliwości w głosie.
W
odpowiedzi Remus szturchnął go ramieniem i uśmiechnął się
szeroko. Zaraz jednak spoważniał.
-
Tato… A mama wie o tym wszystkim?
-
O Zakonie? Wie. Oczywiście, że wie. Nie mógłbym ukryć przed nią
czegoś takiego. Dołączenie do Zakonu to zbyt ważna decyzja.
-
A kiedy się przyłączyłeś? - zapytał Remus. To pytanie nurtowało
go, odkąd zobaczył ojca w Kwaterze Głównej.
-
Po śmierci Abigail – odpowiedział John.
Bez
dalszych słów poszedł do domu, zostawiając zszokowanego Remusa.
„Jak
mogłem tego nie zauważyć?” myślał Remus, wpatrując się w
plecy ojca.
Abigail,
siostra Johna i matka Mike'a, została razem z mężem, Simonem,
zamordowana przez śmierciożerców. Żadne z nich nie miało
wcześniej nic wspólnego z Zakonem Feniksa. Przynajmniej tak do tej
pory sądził Remus. Abigail była czarownicą czystej krwi, a Simon
był półkrwi. Śmierciożercy nie mieli żadnych powodów, żeby
ich zaatakować. Dlaczego to zrobili? Do dziś nikt tego nie ustalił.
W
końcu Remus otrząsnął się ze zdziwienia i pobiegł za ojcem,
który w tym czasie zdążył już dojść do ogrodowych drzwi.
-
Tylko cicho – szepnął John, zerkając na syna kątem oka.
Wszedł
do domu, dając jednocześnie Remusowi znak, żeby został na
zewnątrz.
-
John? Jak dobrze, że już jesteś – powiedziała Evelynne Lupin,
wychodząc z kuchni. Wycierała dłonie w kuchenną ścierkę. -
Martwiłam się o ciebie. Umyj ręce, zaraz podam obiad.
-
Poczekaj chwilę – powiedział John. - Mam dla ciebie
niespodziankę.
Odsunął
się na bok, dając tym samym Remusowi znak, żeby ten wszedł już
do domu.
Reakcja
Evelynne była dokładnie taka, jakiej Remus się spodziewał. Jego
matka najpierw zamarła z wyrazem zaskoczenia na twarzy, a potem
podbiegła do syna i objęła go.
Evelynne
nie była niską kobietą – była niemal tak samo wysoka ja Remus.
Krótkie do ramion, gęste, ciemnobrązowe włosy, falowały wokół
jej twarzy, jakby ciesząc się razem z nią.
-
Jak mogłeś tak długo nas nie odwiedzać? - spytała z wyrzutem.
-
Przepraszam, mamo – wyjąkał Remus, oddychając z trudem, bo silny
uścisk matki niemal pozbawiał go możliwości oddechu.
-
Lyn, udusisz go – zauważył John, jakby czytając w myślach syna.
-
No tak – zreflektowała się Evelynne, puszczając Remusa. -
Oczywiście zostajesz na obiedzie?
Remus
kiwnął głową. Nie dodał, że matka pewnie nie wypuściłaby go z
domu przed obiadem. Albo i tego dnia.
Podczas
obiadu, bardzo późnego, Remus doszedł do wniosku, że nie ma sensu
wracać tego dnia do Oxfordu. Chciał nacieszyć się rodzicami, więc
wysłał Mike'owi list, w którym napisał, że wróci rankiem.
Przed
snem pomyślał jeszcze o Natalie. Najpierw wyszła bez słowa, a
potem nie odezwała się przez cały dzień. W sumie był niewiele
lepszy, bo też milczał. Ale on po upojnej noc nie odszedłby bez
słowa.
Ale
nie mogła unikać go w nieskończoność. W końcu w poniedziałkowy
wieczór mieli zmianę w barze. Wtedy spróbuje z nią porozmawiać.
Przecież to nie mogło się tak skończyć.
Trochę szkoda, że Syriusz nie pobił się z Regulusem. Fajnie by było gdy polala się krew. Ale bardzo dobrze, że Lyn nie udusiała Remusa. Nie mogę się doczekać starcia na lini Remus-Nat. Ciekawe jak będzie?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że interesująco. Ale do tego starcia dojdzie dopiero za jakiś czas.
UsuńStarcie braci Black faktycznie byłoby niesamowite, ale raczej nie należy się go spodziewać.
Pozdrawiam
Hej ;)
OdpowiedzUsuńNa początku rozdziału poczułam jakbym pojawiła się na tej ścieżce wraz z huncowtami i Dumbledorem, bardzo fajne uczucie ;P Stworzyłaś świetny klimat ;)
Chociaż nie przepadam za opowiadaniami gdzie to Remus jest na pierwszym miejscu, (tak, zdecydowanie z huncowtów najbardziej lubię Jamesa ;P) to muszę przyznać,że bardzo przyjemnie czytało mi się ten rozdział i pewnie w wolnej chwili powrócę do poprzednich ;) W końcu coś 'prawdziwego', a nie ciągłe psoty, rozterki miłosne itp ;P
Weny i huncwotów ;)
niecnimarudersi.blogspot.com
Ale przecież życie to nie tylko psoty i rozterki miłosne. Nawet życie Huncwota. Szczególnie życie w czasie wojny. Psot raczej nie będzie, ale jeżeli chodzi o huncwockie miłostki... Cóż. To młodzi ludzie, którzy chcą od życia jak najwięcej. Między innymi miłości.
UsuńJeżeli chodzi o "czterech niesamowitych" to lubię ich wszystkich, ale jednak moim ulubieńcem jest Remus. Tego chyba nic nie zmieni. Ale mogę Cię pocieszyć - w następnym rozdziale będzie dużo Jamesa.
Pozdrawiam
Muszę przyznać, że bardzo się ucieszyłam, kiedy natrafiłam na to opowiadanie, bo nieczęsto można znaleźć coś o Huncwotach w czasach "po Hogwarcie", a dla mnie te czasy są chyba najbardziej interesujące. Ciesze się też, że piszesz o Remusie, bo jest jednym z moich ulubionych bohaterów - być może nigdy nie wysuwa się na pierwszy plan, ale jego historia jest fascynująca. Podoba mi się to, jak wszystko ukazujesz. Zachowujesz wszystko takim, jakim było, ten magiczny świat ukazany przez Rowling jest taki sam, a jednocześnie dodajesz coś od siebie - studiujący czarodzieje, Oxford, Remus słuchający Rolling Stonesów, studenci pracujący w barach. Bardzo przyjemnie się to czyta. Dzisiaj pochłonęłam te dziesięć rozdziałów i mam ochotę na więcej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
/a-window-to-the-past/
Witam. Wiem coś o dramatycznym niedoborze opowiadań o Huncwotach z czasów pierwszej wojny. Większość autorów pisze albo o czasach szkolnych, albo już o tej drugiej wojnie. Zresztą sama swoje pierwsze opowiadanie pisałam właśnie o Remusie w czasach drugiej wojny. Kiedy zaczęłam myśleć o tym opowiadaniu, zastanawiałam się, czy nie zacząć od momentu, w którym Remus obejmuje posadę w Hogwarcie. Ale w końcu doszłam do wniosku, że nie można dobrze opisać drugiej wojny, nie cofając się do pierwszej. To tak jak z historią.
UsuńStaram się jak najlepiej zachować świat J. K. Rowling, ale tam wiele rzeczy jest niedopowiedzianych. Musze sama je wymyślić i próbować wgrać je w ten świat.
Następny rozdział pojawi się w piątek.
Pozdrawiam
Co tu pisać? Rozdział genialny jak zawsze. Klimacik był! :D Czekam na kolejny (chociaż pewnie jak zwykle zapomnę, że czekam i przeczytam dopiero po jakimś czasie xd)
OdpowiedzUsuńWeny! :*