Remus
wiedział, że popełnił błąd. Zorientował się tuż po
obudzeniu, gdy zaatakował go potworny ból głowy. W dodatku
strasznie chciało mu się pić.
-
Nigdy więcej – jęknął w poduszkę.
Nakrył
się kołdrą, żeby jak najbardziej odciąć przewrażliwione oczy
od słonecznego światła. Niewiele to pomogło.
Ból
głowy potęgowało tykanie stojącego na szafce nocnej zegara.
„Swoją
drogą ciekawe, która godzina” pomyślał. Nie zdobył się jednak
na sprawdzenie godziny. Przecież w tym celu musiałby wyjść spod
kołdry! Nie był gotowy na coś takiego.
Nie
wiedział, ile leżał, zmagając się z samym sobą. Głowa bolała
tak, że nawet nie był w stanie skupić myśli na jakimś konkretnym
temacie.
Otworzenie
się drzwi do pokoju wyrwało go z bolesnego otępienia. Ktoś
przeszedł szybko prze pokój, rozsunął zasłony i otworzył okno.
Zimne powietrze brutalnie wdarło się do pokoju.
-
Wstawaj, Remus – powiedziała ostro Lily.
Na
dźwięk jej głosu Remus zwinął się pod kołdrą. Mówiła tak
strasznie głośno.
-
Remus, nie mam zamiaru powtarzać! Idę na dół po eliksir dla
ciebie. Jak wrócę, masz być na nogach, albo sama cię wyciągnę –
zagroziła.
Chcąc,
nie chcąc, Remus ostrożnie odchylił kołdrę, cały czas mając
oczy zamknięte. Jak najwolniej, walcząc z zawrotami głowy, usiadł
na łóżku i spuścił nogi na podłogę. Wpadające przez okno
zimno trochę poprawiło jego samopoczucie, więc gdy Lily wróciła,
Remus był w stanie nawet na nią spojrzeć
Dziewczyna,
wyraźnie niezadowolona ze swojego zadania, podała Remusowi szklankę
z mętnym płynem.
-
Do dna – poleciła.
Ostre
spojrzenie zazwyczaj łagodnej Lily Evans, powstrzymało Remusa od
jakichkolwiek oporów. Podniósł szklankę do ust i wypił eliksir
niemal naraz.
Eliksir
był mdły i podejrzanie pachniał, ale wszelkie dolegliwości Remusa
znikły jak ręką odjął.
-
Dziękuję – powiedział do Lily.
-
Jak mogłeś doprowadzić się do takiego stanu? - spytała z
wyrzutem. Ostrość została zastąpiona przez współczucie i
troskę.
-
To… sam nie wiem. Musiałem coś z sobą zrobić. To miał być
tylko jeden kieliszek, a zrobiła się z niego cała butelka. Byłem
głupi.
Lily
usiadła obok niego i przytuliła się.
-
Co ci powiedziała? - zapytała.
Remus
nie dopytywał się, skąd Lily wiedziała o jego rozmowie z Natalie.
Mgliście pamiętał, że w nocy coś powiedział Mike'owie. A on na
pewno wszystko przekazał Lily.
-
To, czego można się było spodziewać – odparł. - Jestem
potworem, kanalią, bezrozumną bestią i kłamcą. Nie wiem, skąd
jej się wzięło to ostatnie.
Beztroski
ton głosu Remusa przestraszył Lily. Gdyby słyszała żal albo
smutek byłaby spokojna. Ale beztroska sygnalizowała przyszły
problem.
-
Lilka, bez nerwów – powiedział Remus, wyczuwając obawy
dziewczyny. - Spodziewałem się tego, gdy mówiłem jej kim jestem.
Zresztą liczyłem na to, bo inaczej nigdy bym się jej nie pozbył.
-
Wiesz, że mnie możesz powiedzieć wszystko, prawda? - spytała
Lily, odgarniając włosy z czoła przyjaciela.
Remus
uśmiechnął się do niej ciepło.
-
Wiem. O bardzo dawna.
Lily
oddała uśmiech.
-
Dobrze, że wszystko z tobą w porządku. A teraz cię przepraszam,
ale nie chcę spóźnić się na zajęcia.
Remus
spojrzał na zegarek i przeraził się. Wskazówki wskazywały prawie
dziesiątą. A on zaczynał zajęcia o ósmej.
-
Nie idź dzisiaj – nakazała Lily, widząc przestraszoną minę
Remusa. - Zakaz uzdrowicielki. Raz możesz sobie odpuścić.
-
Ale…
-
Żadnego „ale”! Pamiętaj, że nie dyskutuj się z uzdrowicielem.
Remus
odpuścił. W końcu znał się z Lily już tyle lat, że wiedział,
kiedy należy uciąć rozmowę, która mogłaby przerodzić się w
awanturę. Zresztą Remus nie miał ochoty tego dnia iść na
zajęcia. Nawet nie chodziło o kac, bo znikł po eliksirze, ale
zwykłe zmęczenie. W dodatku miał jeszcze dzisiaj to spotkanie z
Dumbledore'm. Nie wiedział, czego może się spodziewać po
spotkaniu, ale wolał być przygotowany na wszystko, a co za tym
idzie – wypoczętym. Wobec tego Remus zdecydował, że jeszcze się
prześpi. W końcu nie musiał się nigdzie spieszyć.
Na
drodze do Kwatery Głównej Remus spotkał Petera. Chłopak wydawał
się czymś mocno zaaferowany.
-
Cześć, Remus – powiedział Peter, uśmiechając się niemrawo.
-
Cześć. Co się stało? - zainteresował się. Wyczulone na emocje
oko od razu zauważył niepokojące sygnały, wysyłane przez Petera.
-
Mama odebrała dzisiaj wyniki badań – odpowiedział. – Żadnej
poprawy.
-
Będzie dobrze – zapewnił go Remus.
-
Chciałbym. Ale mam wrażenie, że nawet ona zaczyna już tracić
nadzieję.
Remus
nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Nigdy nie był w podobnej
sytuacji – na całe szczęście.
Tuż
po egzaminach końcowych, Owutemach, mama Petera zasłabła w domu i
została zabrana do szpitala świętego Munga. Tam okazało się, że
cierpi na raka jajnika. Z tego powodu Peter zrezygnował z pójścia
na studia. Został w domu, próbował jakoś utrzymać siebie i mamę
i wspierał matkę w walce z chorobą. Remus i pozostali Huncwoci
gorąco go w tym wspierali.
W
Kwaterze był już Syriusz, pogrążony w rozmowie z wysokim
rudzielcem.
-
Czołem! - krzyknął, gdy Remus i Peter weszli do środka. -
Poznajcie Fabiana Prevetta.
Fabian
uścisnął obu przybyłem ręce. Spojrzenie jego niebieskich oczu
tylko przemknęło się po Peterze, ale na Remusie zatrzymało się
kilka sekund. Źrenice rozszerzyły się z zaciekawienia. To
wystarczyło, żeby Remus zorientował się, że Fabian wie o jego
chorobie. W Zakonie rzeczywiście nic się nie ukryje.
-
Dobra rada – jeżeli zobaczycie faceta wyglądającego jak ja,
ubierającego się jak ja i gadającego jak ja… Lepiej nie mówcie
mu po imieniu. Macie pięćdziesiąt procent szans na to, że się
pomylicie. Mam jeszcze brata-bliźniaka. Niestety nie mógł przyjść,
ale zapewniam was, że bardzo tego żałował. Ale na pewno jeszcze
poznacie Gideona.
Swobodny
głos Fabiana i, przede wszystkim, brak wyraźnych oznak agresji czy
niechęci uspokoiły Remusa.
W
ciągu kilku minut dołączyli do nich Marlena i James. Niemal równo
o siedemnastej do Kwatery wkroczył Dumbledore.
-
Profesorze, możemy zaczynać? - zapytał go Fabian.
-
Jeszcze nie – odpowiedział Dumbledore. - Czekamy jeszcze na dwie
osoby.
-
Jest ktoś jeszcze? - zdziwił się James.
-
Tak. Wczoraj do Zakonu dołączyła jeszcze jedna osoba. Poza tym
czekamy na jeszcze jedną instruktorkę.
-
Myślałem, że poprowadzę szkolenie sam – przyznał Fabian.
-
Uznałem, że lepiej będzie, jeżeli będą dwie osoby. Pomoże ci
Dorcas Meadows.
Fabian
skinął głową na znak zgody. Lubił Dorcas, chociaż dziewczyna
była dosyć dziwna. Trzymała się na uboczu, robiąc tylko to, o co
poprosił ją Dumbledore. Zresztą już w szkole była dosyć dziwna
– jedna z nielicznych Ślizgonek, która nie tylko rozmawiała, ale
wręcz przyjaźniła się w mieszkańcami innych domów.
Kilka
minut po przybyciu Dumbledore'a drzwi ponownie się otworzyły i do
środka weszła rudowłosa dziewczyna.
-
Lily, co ty tu robisz? - spytał James.
Remus
chciał zadać dziewczynie to samo pytanie, ale nie był w stanie.
Już drugi raz nie wiedział, że ktoś mu bliski jest w Zakonie –
najpierw ojciec, teraz Lilka.
-
Wczoraj wpisałam się do Księgi. Jestem pełnoprawnym członkiem
Zakonu Feniksa.
James
nie zdążył zadać kolejnego pytania, bo do domu wbiegła Dorcas
Meadows. Wysoka brunetka rozejrzała się po pomieszczeniu piwnymi
oczami i uśmiechnęła się.
-
Przepraszam za spóźnienie – powiedziała. - Wydawało mi się, że
dokleili mi ogon, ale już w porządku.
-
To dobrze – odparł Dumbledore. - W takim razie możemy zaczynać.
Zeszli
do piwnicy, która wyglądała zupełne inaczej niż w dniu, w którym
Huncwoci wstąpili do Zakonu – stół zniknął, a regały zostały
zasłonięte przez ciemnoszare materace, które były też rozłożone
na podłodze.
-
No dobrze – zaczął Fabian, gdy już wszyscy zeszli do piwnicy. -
Jak wiecie, Zakon Feniksa to przede wszystkim walka ze
śmierciożercami. Niektórzy uważają, że jest to walka skazana na
porażkę, ale my się z tym nie zgadzamy. Właśnie dlatego tak
ważne jest, żebyśmy wszyscy umieli walczyć. Bronić się, ale też
i atakować. Wszyscy mieliście Obronę Przed Czarną Magią w
szkole. Nieważne na jakim była poziomie, na pewno wam nie
wystarczy. Będziecie musieli….
-
Fabian, przystopuj trochę – przerwała mu Dorcas. - Zaczynasz od
razu grubej rury. A może najpierw wypadałoby się przedstawić?
Uwaga
Dorcas wyraźnie zbiła rudzielca z tropu. Przełknął głośno
ślinę i skinął głową.
-
No tak. Więc nazywam się Fabian Prevett, pracuję w Departamencie
Magicznych Wypadków i Katastrof. A to jest…
-
Dorcas Meadows – przedstawiła się dziewczyna. - Pracuję w Biurze
Dezinformacji.
-
Wracając do tematu, szkolna wiedza wam nie wystarczy – kontynuował
Fabian, gdy nowicjusze również się przedstawili. - Po to się
dzisiaj spotkaliśmy. Będą również inne spotkania, których
terminy ustalimy po zajęciach. Będziecie musieli też ćwiczyć w
domu i dostaniecie odpowiednie książki. Pamiętajcie, że NIC nie
jest ważniejsze od nauki samoobrony. Bez tego nie przeżyjecie
minuty na polu walki. Teraz podzielimy was na pary, w których
będziecie trenować. Bez obaw. Do trenowania poważnych zaklęć
mamy manekiny.
Fabian
szybko przeszedł obok nowicjuszy i porozdzielał ich. James miał
ćwiczyć z Marleną, Syriusz z Peterem, a Remus z Lily. Pary
ustawiły się przy leżących na podłodze materacach.
-
Dzisiaj powtórzymy to, co poznaliście w szkole. Albo powinniście
poznać, bo akurat w hogwardzkimi nauczycielami obrony nigdy nic nie
wiadomo. Z całym szacunkiem dla pana profesora – dodał,
skłaniając głowę w stronę Dumbledore'a.
Dyrektor
Hogwartu odpowiedział uprzejmym uśmiechem. Nie wydawał się
dotknięty uwagą Fabiana.
Wkrótce
okazało się, że gdy Fabian mówił o powtórzeniu całego
materiału z zaklęć obronnych, faktycznie miał na myśli
powtórzenie CAŁEGO materiału. Zaczęli od Expelliarmus,
a zakończyli na najpotężniejszych zaklęciach tarczy z siódmej
klasy. Było już po północy.
Byli w Kwaterze sami, bo
Dumbledore opuścił ich przed ósmą.
-
No dobra – stwierdził w końcu Fabian. - Starczy na dzisiaj. Co
powiecie na następne spotkanie w przyszłym tygodniu w środę?
-
Nie – odpowiedziała Lily. - Jeżeli mamy siedzieć tak długo, nie
możemy spotykać się w tygodniu.
-
Fabian, ona ma rację – przyznała Dorcas. - To musi być weekend.
Fabian
zastanowił się, wbijając wzrok w kalendarz.
-
Niech będą weekendy. Zebrania są zawsze w niedziele, więc możemy
zostawać po zebraniach, albo przychodzić w soboty… Co powiecie na
najbliższą?
Nowicjusze
skinęli głowami, zgadzając się na propozycję Fabiana.
-
Świetnie. Niech będą soboty. Z waszym tempem powinniśmy uwinąć
się w trzy – cztery spotkania – stwierdził Fabian.
-
Tylko my się uczymy? - zainteresowała się Marlena.
-
Nie – odpowiedział Fabian, wkładając kalendarz do plecaka. - Z
tego co wiem, mamy jeszcze dwie
grupy, ale każdą zajmuje się ktoś inny: Frank
Longbottom i Alicja Roberts i para Edgar Bones i Sturgis Podmore.
Poznacie ich podczas najbliższego spotkania.
Gdy
Fabian mówił, Dorcas przy pomocy różdżki uprzątnęła materace.
Wzięła z regału kilka książek i podała po jednej każdemu z
nowicjuszy.
-
Lektura do poduszki – powiedziała z uśmiechem. - Obowiązkowa.
-
Żadne inne słowo tak nie obrzydza książki – stwierdził
Syriusz.
-
Trudno – stwierdziła Dorcas, wzruszając ramionami. - Przynajmniej
to przejrzyjcie przed sobotą. To będziemy ćwiczyć.
Remus
przyjrzał się uważnie dosyć grubej książce. Był niemal pewny,
że kiedyś widział ją w Hogwarcie. Może w dziale Ksiąg
Zakazanych? W końcu zdarzało mus się włóczyć tam z
przyjaciółmi.
-
Skoro już macie lekturę, to
możecie iść – stwierdził Fabian. - Tylko… Remus, mogę cię
prosić, żebyś został jeszcze na chwilę?
-
Jasne – odpowiedział niepewnie Remus.
Pożegnał
się z przyjaciółmi i podszedł do Fabiana,
który siedział na dopiero co postawionym stole. Fabian
poczekał, aż wszyscy opuszczą piwnicę.
-
Remus, wiem o twojej chorobie… spokojnie, nie mam na myśli niczego
złego… i chciałbym ci powiedzieć, że, gdybyś potrzebował
chwili wytchnienia na najbliższym szkoleniu, to daj znać. Pełnia
zaczyna się… - zamilkł, zastanawiając się nad datą.
-
W niedzielę – pomógł Remus. - Dziękuję, ale poradzę sobie.
-
Na pewno? - zmartwił się Fabian.
-
Na pewno – powiedział Remus. - Dawałem sobie radę w szkole to i
tutaj sobie poradzę.
Fabian
odpowiedział lekkim uśmiechem.
-
Jak uważasz. Ale nie
przemęczaj się przed pełnią, bo Dumbledore urwie mnie i Dorcas
głowy. A ja swoją bardzo
lubię. Można by rzec, że jestem z nią bardzo związany. Wiesz, o
co mi chodzi, nie? Dobra, trzymaj się.
Możesz już iść.
Remus
uścisnął silną dłoń Fabiana i wyszedł z piwnicy. Dopiero tam
odetchnął z ulgą. Gdy Fabian poprosił go o zostanie w piwnicy,
miał najgorsze myśli. Nie spodziewał się takiego zrozumienia.
Propozycja Fabiana była nie tylko wynikiem kultury Prevetta, ale
także autentycznego niepokoju, który Remus widział w oczach
Fabiana.
U
wylotu ścieżki spotkał Lily i Jamesa. Właściwie „spotkał”
to nie do końca dobre określenie, bo on po po prostu wpadł na
całującą się parę.
-
Nie za późno na takie
czułości? - spytał Remus z
nutą złośliwości w głosie.
Zakochani
momentalnie od siebie odskoczyli i spojrzeli z zakłopotaniem na
Remusa.
-
My tylko… - zaczęła Lily, czerwieniąc się.
-
Bo Lily chciała na ciebie poczekać – podjął James. - A przecież
nie mogłem zostawić jej samej.
-
Oczywiście – zgodził się Remus, nie mogąc sobie darować porcji
ironii. - W każdym razie
szkoda, że nie zostałem
dłużej. Mielibyście więcej czasu dla siebie.
Lily,
która wreszcie zapanowała nad rumieńcem, podeszła do Remusa i
uderzyła go w ramię.
-
Wracamy – nakazała. - Jestem
śpiąca.
Odwróciła
się na pięcie i poszła w stronę asfaltowej drogi.
James
posłał Remusowi współczujące spojrzenie, po czym poklepał go po
ramieniu.
-
Trzymaj się – powiedział. - I miej na nią oko.
-
Możesz być spokojny. Nie dopuszczę, żeby coś jej się stało.
James
cofnął się pół kroku i teleportował się do Londynu, a Remus
szybko dogonił Lily.
-
Nie odzywaj się – uprzedziła.
Remus
kiwnął głową. Szedł obok Lily w całkowitym milczeniu. Gdy
przeszli przez asfaltową drogę, wyjątkowo pustą o tej porze,
schowali się w lesie i teleportowali do Oxfordu.
-
Mike już śpi – stwierdził Remus, po wejściu do domu.
-
Ja też bym chciała – jęknęła Lily, opierając głowę o ramię
Remusa.
-
To leć. Ja wszystko pozamykam.
Nie
musiał powtarzać dwa razy,
bo Lily od razu uciekła do swojego pokoju. Zanim Remus zdążył
zamknąć drzwi, Lily pojawiła się ponownie, niosąc tobołek z
piżamą, z którym udała się do łazienki.
-
Dobranoc – powiedziała do
Remusa.
-
Dobranoc – odpowiedział.
Poczekał,
aż Lily zamknie się w łazience i poszedł na piętro. Jego
myśli krążyły już tylko wokół prysznica, bo nie mógł już
skupić się na niczym innym.
Już lubię Dorcas. Wydaje mi się miłą osobą. I zabawną. Nie dziwię się, że Remusowi nie chciało mu się wstać z łóżka. Miał kaca, a pod kołderką na pewno było ciepło.
OdpowiedzUsuńPod kołdrą jest ciepło, ale jemu raczej nie o to chodziło. Raczej o to, że pod kołdrą jest ciemno.
UsuńPozdrawiam
ojoj, czy jest coś fajniejszego od nowego rozdziału po okropnie męczącym tygodniu? *-* Miód na moje obolałe serce (i skatowaną dusze :P )
OdpowiedzUsuńBiedny Remus, mimo, że nie mam jeszcze żadnych przygód z kacem, domyślam się, że musiała być to dla niego katorga xd
Podsumowując świetna część i czekam, standardowo, na więcej :D
PS Zapraszam na mojego bloga, gdzie pojawił się nowy rozdział :))
Dotknąć Serca Lupina Zapraszam! :)
Katorga, jak katorga, ale sam jest sobie winien. Alkohol tak mocno na niego podziałał, bo Remus ogólnie rzadko pija. A w takich przypadkach duża ilość alkoholu działa o wiele silniej.
UsuńNowy rozdział, jak zawsze, w piątek.
Pozdrawiam
Strasznie przyjemnie mi się czyta Twój blog. Jak ja wytrwam do piątku? Życzę weny i czekam na kolejny rozdział 😊
OdpowiedzUsuń