a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 25 grudnia 2015

Rozdział 17 – Okropna kolacja

Z dedykacją dla Tsuki-chan
Z życzeniami szybkiego powrotu do zdrowia

 Tuż po zebraniu James zabrał Lily do domu jej rodziców. Dotąd nie poznał państwa Evans, widział ich tylko przelotnie na dworcu King's Cross gdy wyjeżdżał lub wracał ze szkoły. Tak samo było ze starszą córką Evansów, zamężną już Petunią, która według słów Lily również miała być na kolacji.

Mimo wszystko James nie czuł radości. Szedł na tą kolację tylko ze względu na Lily. Wolałby być teraz w Oxfordzie i razem z Syriuszem pilnować Remusa w czasie przemiany. Miesiąc temu nie mógł towarzyszyć przyjacielowi, bo miał w tym czasie egzaminy. Wiedział też, że Syriusza również nie było, bo chorował na grypę. A przecież sam Peter nie mógł towarzyszyć Remusowi. Dla małego szczura spotkanie sam na sam z wilkołakiem mogło być zbyt niebezpieczne.

- James, rozluźnij się – poprosiła Lily.

- Staram się – odpowiedział James.

Lily zerknęła z niepokojem na księżyc, który dopiero co wzniósł się ponad horyzontem.

- Ja też się o niego martwię – wyznała.

Dom rodziców Lily był parterowym budynkiem pomalowanym na przyjemny, bladoróżowy kolor. W oknach widać było białe firanki. Przed domem był ogródek, obecnie odrobinę zdechły, który został otoczony białym, drewnianym płotkiem. Na parkingu przed garażem stały dwa samochody: czarny Ford, który według słów Lily należał do jej ojca, oraz drugi samochód nieznanej Jamowi marki (ale on się nie znał na samochodach) koloru ślizgońskiej zieleni.

- Będzie dobrze – mruknął James bardziej do siebie niż do Lily.

Lily uśmiechnęła się pokrzepiająco do narzeczonego i zapukała do drzwi rodzinnego domu. Po krótkiej chwili drzwi się otworzyły. Stanęła w nich matka Lily – wysoka, szczupła, zielonooka kobieta. Miała pociągłą twarz, którą okalały krótkie, kasztanowe włosy. Na widok córki na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który przypominał Jamesowi uśmiech Lily.

- A ty to pewnie James, prawda? - zapytała matka Lily po przywitaniu z córką. - Jestem Temperence Evans.

Podała Jamesowi dłoń. Potter ujął ją i pocałował w wierzch. Matka Lily otworzyła szerzej oczy ze zdumienia.

- James Potter. Mimo mi panią poznać.

Pani Evans wprowadziła Lily i Jamesa do domu. Doszli do dużego pomieszczenia, który łączył funkcje salonu, kuchni i jadalni. Przy stole siedziały już trzy osoby. Najbliżej wejścia siedział około pięćdziesięcioletni mężczyzna, odrobinę przy kości. Miał starannie ułożone ciemne włosy, poprzetykane nitkami siwizny. Na jego widok James odruchowo potarmosił grzywkę. Ojciec Lily rozmawiał z dwójką młodych ludzi. Dwudziestoletnia dziewczyna, jak się domyślił James była to siostra Lily, siedziała obok na oko starszego od niej o jakieś cztery lata otyłego chłopaka. To on pierwszy zauważył nowo przybyłych, kierując na nich niechętne spojrzenie. Podążając za jego spojrzeniem, odwrócił się ojciec Lily. Jego twarz rozjaśniła się na widok młodszej córki.

- Lily, kochana – powiedział, wstając od stołu.

Podszedł do Lily i przytulił ją. Lily także objęła ojca.

- Tato, chciałabym ci przedstawić mojego narzeczonego – powiedziała Lily, odsuwając się od taty. - Oto James Potter. James, to mój tata Stephen Evans.

- Miło mi pana poznać – powiedział James, ściskając żylastą dłoń pana Evansa.

- Jaki tam „pan”? - zapytał Stephen z udawanym oburzeniem. - Jeżeli ci to nie przeszkadza możemy mówić sobie po imieniu.

- Nie mam nic przeciwko – zgodził się bez wahania James. Taki układ był mu bardzo na rękę. Podał Stephenowi ozdobną torebkę, w której znajdowała się kupiona rano butelka wina. James uznał, że nie wypada iść na pierwsze spotkanie do przyszłych teściów z pustymi rękoma.

- Siadajcie – nakazała mama Lily. - Zaraz zaczynamy jeść.

- Pomóc ci? - zapytała Lily.

James zobaczył, że siostra Lily zmarszczyła brwi na jej słowa. Pani Evans też to zauważyła.

- Nie. Nie trzeba – odpowiedziała ugodowym tonem. - Poradzę sobie.

Kilka minut później cała szóstka siedziała już przy zastawionym stole. Ku wielkiemu niezadowoleniu Temperence panowała nieprzyjemnie nerwowa atmosfera. Lily siedziała tuż obok ojca, zaraz za nią James. Naprzeciwko nich siedzieli Petunia i Vernon. Starsza z sióstr ze wszystkich sił unikała patrzenia na Lily i Jamesa. Vernon, mimo początkowej niechęci, zaczynał powoli zerkać na młodego Pottera z zaciekawieniem. Temperence naszła nieśmiała myśl, że może jej zięć pomorze wybudować pomost między skłóconymi siostrami. Chciała mu pomóc.

- Więc… James, czym się zajmujesz? - spytała nieśmiało i od razu zganiła się w duchu za tak banalne rozpoczęcie rozmowy.

- Studiuję – odpowiedział James. - Chcę być aurorem.

Państwo Evans popatrzyli na Lily ze zdezorientowaniem. Z kolei Petunia prychnęła z wyższością.

- Aurorzy to tak jakby czarodziejska policja śledcza. Tylko do poważnych przestępstw – pospieszyła z wyjaśnieniem Lily. W jej głosie słychać było dumę z narzeczonego.

- Gratuluję ambicji – powiedział Stephen. - Ale chyba nie możecie widywać się zbyt często, prawda? Ty w Londynie, a Lily w Oxfordzie.

- Widujemy się w weekendy – wyjaśnił James. - A nawet jeżeli nie mogę przyjechać, to pociesza mnie pewność, że i tak z Lily wszystko w porządku.

- A skąd niby ta pewność? - zapytała Petunia.

Starsza siostra Lily sprawiała wrażenie, że jest zła na siebie za to, że wyrwało jej się to pytanie. Jamesa nie zbiło to z tropu.

- Od jakiegoś czasu Lily mieszka u jednego z moich najlepszych przyjaciół.

Momentalnie zorientował się, że popełnił gafę. Pełne zdziwienia miny Evansów uświadomiły mu, że Lily nie zdążyła powiedzieć rodzicom o przeprowadzce.

- Lily, możesz nam to wyjaśnić? - zapytał Stephen. Był bardziej zaniepokojony niż zły.

Zanim Lily odpowiedziała ojcu, posłała Jamesowi wściekłe spojrzenie. Dla podkreślenia tego, kopnęła go też pod stołem.

- Miałam małe problemy w akademiku, więc się wyprowadziłam. Początkowo myślałam, że uda mi się wynająć jakieś mieszkanie, ale zanim by to nastąpiło chciałam zatrzymać się u Remusa. Też studiuje w Oxfordzie. Mieszka u swojego kuzyna, którego zresztą też całkiem dobrze znam, więc nie bałam się zostać tam na noc czy dwie. Tylko, że gdy dowiedzieli się, że wyniosłam się z akademiku kategorycznie zabronili mi włóczenia się po kwaterach. Stwierdzili, że mają wolny pokój i nie wypuszczą mnie do obcych ludzi. Nie miałam serca im odmówić. A to było jakieś dwa tygodnie temu i nie miałam szans, żeby wam powiedzieć. Poza tym… wyszłam z założenia, że, skoro znacie Remusa, nie będziecie mieli nic przeciwko.

James był pod wrażeniem tego, jak sprawnie Lily wybrnęła z trudnej sytuacji, w którą niechcący ją wpakował. Co prawda wiedział, że jego narzeczona nieco podkoloryzowała historię, ale w sumie nie brzmiała niewiarygodnie. Zresztą James dobrze pamiętał jak w sierpniu Remus właściwie pokłócił się z Lily właśnie o to, gdzie ta ma mieszkać w czasie studiów. Już wtedy on i Mike proponowali jej pokój. Wtedy Lily postawiła na swoim.

Stephen słuchał młodszej córki z zadowoleniem. On też był przeciwny temu, żeby Lily mieszkała z obcymi ludźmi. Wiadomość o przeprowadzce Lily do Remusa była dla niego najlepszą, jaką usłyszał tego dnia. Co prawda nie znał kuzyna Remusa, ale jemu samemu Stephen bardzo ufał. W końcu dosyć dobrze poznał Lupina, gdy ten wielokrotnie odwiedzał w Lily podczas wakacji.

- A Vernon dostał bardzo dobrą posadę w firmie Grunnings – wtrąciła Petunia przepełnionym dumą głosem.

Ku przerażeniu Petunii rodzice niezbyt przejęli się tą wiadomością. Całą swoją uwagę poświęcali Lily i temu całemu Potterowi. Podejmując ostatnią próbę na uratowanie sytuacji, trąciła pod stołem Vernona i zachęciła go ruchem głowy do podjęcia rozmowy.

- Więc… - zaczął Vernon, zastanawiając się, o co ma spytać. - James, jaki masz samochód?

„O nie” pomyślała Lily. Mimo uśmiechu na twarzy Jamesa czuła zbliżającą się burzę.

- A po co komu samochód? - odparł nonszalancko James. - W Londynie nie jest mi do niczego potrzebny, a za miasto zawsze mogę się teleportować. Ale ostatnio kupiłem świetną miotłę sportową. Zmiatacz 6. Model wyszedł w lipcu i jest naprawdę niesamowity. W ciągu dziesięciu sekund rozpędza się do pięćdziesiątki, a po kolejnych dziesięciu sekundach leci nawet osiemdziesiąt na godzinę. Na dodatek nawet przy takiej prędkości zachowuje pełną zwrotność.

Vernon słuchał tego monologu z bezmyślnym wyrazem twarzy. Z kolei Stephen, od dawna zainteresowany cudami techniki czarodziejskiej, słuchał Jamesa z zapartym tchem.

- Miotły – prychnęła Petunia z nieukrywaną pogardą.

To trochę zbiło z tropu Jamesa, ale nie na długo.

- Dlaczego by nie? - spytał James, nachylając się nad stołem w kierunku Petunii. - Można na nich latać dla przyjemności, służą do transportu i można uprawiać na nich sport. Tak samo jest z samochodami.

- Ale samochodami nie zamiata się podłóg – zauważył z wyższością Vernon.

- Miotłami też. Wystarczy machnąć różdżką i wszystko jest czyste.

Na potwierdzenie tych słów, zanim Lily zdążyła go powstrzymać, krótkim ruchem różdżki i wyszeptanym pod nosem zaklęciem posłał puste już naczynia do zlewu. Następnie sprawił, że gąbka sama umyła talerze i sztućce, która zaraz potem ułożyły się na suszarce.

Temperence przyglądała się temu z podziwem. Co prawda Lily po ukończeniu siedemnastu lat pomagała jej w domu, ale takiego okazu umiejętności magicznych jeszcze nie widziała. Podejrzewała, że ma to związek z tym, że James przecież pochodził z rodziny czarodziejów i znał wiele sposobów na wykorzystanie magii, których niekoniecznie uczą w szkole.

Petunia poderwała się z krzesła, gdy tylko James wyjął różdżkę. Z przerażeniem w oczach patrzyła na latające naczynia. Gdy sytuacja już się uspokoiła wreszcie odzyskała głos.

- To… to nie jest normalne! - krzyknęła. - Dziwadła! Wy wszyscy jesteście dziwadłami!

- Petunio, natychmiast się uspokój! - nakazał Stephen, podnosząc się z krzesła.

- Nie! Nie zmusisz mnie! Nie tym razem! Zachwycacie się nią, tą całą… magią – ostatnie słowo wymówiła z obrzydzeniem – a to wszystko tylko przejaw jej dziwactwa! Nie mam zamiaru dłużej tego znosić!

Zanim ktokolwiek zdążył ją zatrzymać, wybiegła z domu. Siedzących przy stole dobiegł tylko trzask drzwi.

- Przepraszam – powiedział szybko Vernon i podążył za żoną.

Lily ze wszystkich sił próbowała powstrzymać łzy cisnące się do oczu. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko tak się skończyło. Co prawda, znając zdanie Petunii na temat magii i czarodziejów, spodziewała się jakichś przepychanek, ale nie takiej awantury. Usłyszeć takie słowa z ust rodzonej siostry to było dla Lily za dużo. Bez słowa wstała od stołu i, nie zakładając uprzednio nic na siebie, wyszła do ogrodu. Usiadła na starej ławce, na której tyle razy przesiadywała z Remusem i dopiero tam pozwoliła sobie na płacz.

Nie minęła minuta, jak usłyszała dobrze znane jej kroki. Potem poczuła, jak obok niej ktoś siada i obejmuje ją ramieniem. Przytuliła się do Jamesa.

- Przepraszam, Liluś – szepnął James, gładząc Lily po kasztanowych włosach. - Nie wiedziałem, że to tak się skończy. Nie przypuszczałem, że… - zabrakło mu słów.

Lily nie musiała na niego patrzeć, żeby wiedzieć, jak bardzo żałuje. Nie miała do niego żalu. Faktycznie prowokowanie rozmowy o świecie magicznym było błędem, a jeszcze większym było demonstrowanie czarów. Mimo to nie mogła go o nic obwinić. Nie wiedział, jaka była Tunia i jak mogła zareagować. Lily też nie miała pojęcia.

- To nic – wychlipała. - To nie twoja wina.

Chwilę później poczuła miękkie usta Jamesa na swoim czole. I już wiedziała, że będzie dobrze.
---------------
Witam Was w ten świąteczny poranek. Mam nadzieję, że u Was kolacja wigilijna wyglądała lepiej niż to, co działo się u rodziców Lily. 
W przyszłym tygodniu rozdziału nie będzie - za to mam dla Was noworoczną migawkę (tak, tak tradycja migawek z poprzedniego bloga zostaje). A że Nowy Rok wypada w piątek, to tym lepiej.
Pozdrawiam i życzę wesołych świąt

5 komentarzy:

  1. Super. Zastanawiałam się czy pomimo Bożego Narodzenia dodasz rozdział. Czekam na następny 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, tu AA. Chciałabym napisać, że właśnie udało mi się sklecić rozdział na bloga, ale niestety, to jeszcze nie ten czas. Przeglądałam dzisiaj Mirriel i natrafiłam na Twoje opowiadanie. Stwierdziłam, że wejdę na bloga i tu skomentuję, ponieważ konta na forum Mirriel nigdy nie chciało mi się utworzyć. A tu proszę, jaka miła niespodzianka, kolejne 10 rozdziałów!
    Zacznę od tego, co zaznaczyłaś na Mirriel. Nie masz bety. To widać. O ile nie zauważyłam jakiś znaczących błędów ortograficznych (poza tym, że zdarzyło Ci się kilka razy napisać "nie" z przymiotnikiem w stopniu najwyższym łącznie), to odrobinę kuleją przecinki, zdarzają się błędy fleksyjne - masz tendencję do zaczynania zdania, a potem jeden wyraz jest w kompletnie złym przypadku, jakbyś poleciała myślami dalej i zapomniała jakiej konstrukcji użyłaś wcześniej. Momentami zgrzyta mi stylistyka, ponieważ masz skłonności do pisania zdań typu "Coś tam, coś tam, X. X coś tam, coś tam". A, no i oczywiście największa zmora wszystkich pisarzy, przynajmniej w moim odczuciu, z mojego doświadczenia: powtórzenia.
    Jeśli być chciała, mogę przejrzeć następne rozdziały i skonsultować z Tobą poprawki, a w wolnych chwilach poprawić też zamieszczone już na blogu rozdziały. Powinnam czytać lektury na kuratora, ale ostatnio przez to wszystko brakuje mi kontaktu z pisaniem, a to mogłoby być dla mnie niezłe doświadczenie. Jeśli chcesz się skontaktować, to mojego maila możesz znaleźć na moim blogu w zakładce Myślodsiewnia.
    Jeszcze taka drobna uwaga: w ustawieniach posta zawsze justujesz tekst, prawda? Niestety akapity w bloggerze to niemały problem. Pewnie rząd spacji, co? Cóż, spacje+justowanie sprawiają, że akapity są różnej długości, co daje identyczny efekt, jak brak justowania, tylko w drugą stronę. Osobiście polecam wywalić spacje, a pokombinować z kodem CSS ".date-outer {text-indent: 1cm; }". Tylko lepiej sprawdź, czy nie zniszczy ci układu tekstu na którejś ze stron, jeśli się zdecydujesz.
    A teraz treść.
    Pomysł z kuzynem Remusa Lupina jest świetny. Lubię Mike'a. Fajny z niego chłopak, jestem ciekawa, jak rozwiniesz tę postać. To samo tyczy się Willa. Mam ostatnio lekką fazę na wampiry, więc mam nadzieję, że podzielisz się z czytelnikami swoją wizją tych istot. Wielki plus dla Ciebie za Alex, no bo jak jej można nie kochać? Takie detale mówią o pisarzu, o jego bliskości z tym, co pisze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam też na Dorcas. Ogromny plus za to, że jest u Ciebie Ślizgonką, zastraszająco mała ilość autorów się na to decyduje. Mam nadzieję, że będzie się w tym opowiadaniu przewijać, i że nie uśmiercisz jej za szybko.
      Co mogę powiedzieć o Remusie? W swojej głowie mam mnóstwo schematów tej postaci, niemal wszystkie są moje, z kilkoma wyjątkami. Jeden to Twój schemat, z poprzedniego opowiadania. Bo przebrnęłam przez nie całe, kiedy zaczęłam swoją fazę na Remusa. To było dawno, pisałaś już czwartą część, jak skończyłam czytać, to chyba właśnie ostatnio dodany był rozdział szósty. Więc udaje mi się dostrzec podobieństwa. Świadczy to o kilku rzeczach, ale, przede wszystkim, to Twój bohater.
      O bohaterach ogółem mogę powiedzieć tyle, że udaje Ci się ich dobrze kreować, ale masz jeden problem, z którym ja też się borykam: dużo pomysłów na bohaterów dalszego rzędu, albo takich, którzy mają zrobić dwie ważne rzeczy, a potem odsunąć się w cień. Chociaż mogę się mylić, oczywiście, to takie subtelne odczucie po lekturze Twojego poprzedniego opowiadania. I wiesz, miałam to zrobić pod epilogiem tamtego, ale jakoś zabrakło i czasu, i chęci (dopiero niedawno przekonałam się do pisania komentarzy, biorąc pod uwagę czas, od kiedy czytam fanfiki). Bo Ty miałaś okropnie długą przerwę między częścią pierwszą, a czwartą, to było kilka lat, powoli ewoluował Twój styl pisania. I o ile na początku, jak kiedyś napisałaś, dopiero aklimatyzowałaś się w gimnazjum, to potem zaczęłaś pisarsko dorastać. I w pierwszej części przewinęła się informacja, że chcesz wprowadzić do znajomych Remusa postaci z innych fandomów. Taki zabieg zwykle odstrasza, ale Ty wprowadziłaś jedną postać - potem chyba o tym zapomniałaś, zmieniłaś koncepcję, nie wiem. Ale choć za "Zmierzchem" nie przepadam, to Twoją rozweseloną Alice Cullen, wpadającą do Remusa ot tak na urodziny bodajże, i zostającą na cały tydzień, by opowiadać uczniom o wampirach, zapamiętam na długo. I to właśnie Twojej Alice Cullen zabrakło mi pod koniec części czwartej. Na rozdaniu Orderów Merlina. Wesołej Alice Cullen, która przekornie powie do Remusa "i tak wygląda ten, który mówił, że nigdy nie będzie miał żony".
      Rozpisałam się chyba. No cóż. Na sam koniec życzę weny, dużo czasu, łatwej przyswajalności materiału na maturę i wystrzałowego Sylwestra :)
      Pozdrawiam, AA

      Usuń
  3. ok, musisz mi wybaczyć, że komentuję dopiero dzisiaj, ale jestem nieziemsko zabieganą osobą (a ostatnio to już w ogóle) i czasem nie starcza mi czasu aby na spokojnie usiąść.
    Ale już, pojawiam się, nadrabiam i mam nadzieję, że nie szkodzi! :)
    Na początku chciałabym dać ci znać, że wkradł ci się błąd "pomorze" zamiast pomoże :)
    A co do części - tego się nie spodziewałam, naprawdę. W sumie zawsze gdzieś byłam ciekawa konfrontacji James-Petunia. No niestety, nie mogło się to skończyć inaczej.
    Biedna Petunia, zawsze gdzieś spychana na bok. Mimo tego, jak była przedstawiona w serii, zawsze jej strasznie współczułam - wiecznie w cieniu siostry, zawsze traktowana nawet jako "gorsza" - a jeszcze smutniej mi się zrobiło, gdy Petunia usilnie próbowała zwrócić na siebie uwagę, bez skutku.
    No nic, czekam na piątek i mam nadzieję, że pojawi się w nim więcej Mike'a... bo naprawdę go uwielbiam! *-* :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mike będzie i w noworocznej miniaturce, i w następnym rozdziale. W jednym i drugim będzie go całkiem sporo.
      Pozdrawia

      Usuń

Obserwatorzy