Gdy
rozległ się dzwonek do drzwi, Mike stał w kuchni oparty o blat i
wypijał już drugą tego ranka kawę. Przez ostatnie trzy noce spał
fatalnie. Świadomość, że dwa piętra niżej kuzyn przechodzi
przemianę nie wpływała dobrze na samopoczucie i spokój
wewnętrzny. Martwił się zdrowiem Remusa. Podziwiał też jego
przyjaciół. On nie potrafił zdecydować się na nauczenie trudnej
sztuki animagii. Nigdy nie był dobry w transmutacji i na pewno nie
udałoby mu się nauczyć transmutacji w zwierzę. Wolał zostawić
tę sztukę Huncwotom.
Odstawił
kawę na blat i poszedł otworzyć drzwi. Mógł spodziewać się po
prostu każdego: ciotki Eve, wujka Johna, urzędników z
Ministerstwa, nawet Willa. Mimo to był w ciężkim szoku, gdy po
otwarciu drzwi zobaczył za progiem niską, ciemnowłosą pannę.
Wpatrywała się w Mike'a dużymi, ciemnymi oczami. Chłopak poczuł,
jak zaschło mu w ustach. Dziewczyna była piękna.
-
Pani do kogo? - wydukał w końcu.
-
Szukam Remusa – odpowiedziała.
„Kolejna?”
jęknął w duchu Mike. „Chociaż z drugiej strony ta wygląda na o
wiele milszą od Natalie.”
-
Jest chory, nie przyjmuje gości – odpowiedział i cofnął się,
żeby zamknąć drzwi.
Dziewczyna
przytrzymała je.
-
Coś zbyt często choruje – powiedziała zaczepnie.
-
Tobie nie trzeba tego tłumaczyć – odpowiedział Mike chłodnym
głosem.
Już
wiedział, że tej dziewczyny nie będzie łatwo spławić. I dlatego
MUSI się jej pozbyć. Ciekawska panienka nikomu nie przyniesie
niczego dobrego.
-
Ja… - zaczęła dziewczyna, ale po chwili wahania zrezygnowała. -
Po prostu powiedz mu, że Carmen się o niego pyta.
„A
więc to jest ta słynna Carmen. Faktycznie niczego sobie. Jak to
jest, że Remus ma takie powodzenie u kobiet i nawet tego nie widzi?”
-
Jasne. Przekażę – obiecał.
-
Dziękuję.
Dziewczyna
odwróciła się i odeszła, kręcąc zmysłowo biodrami. Mike
wpatrywał się w jej kształtną pupę. Naszła go ogromna chęć,
żeby podbiec do Carmen i zatrzymać ją. W sumie mógłby się z nią
nawet umówić. Czemu by nie?
Bo
podoba jej się Remus,
powiedział jakiś wewnętrzny głosik.
„Ale
nie wiadomo, czy to działa też w drugą stronę.”
To
i tak byłoby jak odbijanie mu dziewczyny. Chcesz tego? Gdyby to
wypaliło, nigdy byś sobie tego nie darował.
Mike
musiał przyznać rację temu wewnętrznemu głosowi. Nie czułby się
dobrze z samym sobą. Poza tym, nie potrzebował dziewczyny. Na co mu
to? Miał studia i pracę. Na związki
przyjdzie czas później.
Wrócił
do kuchni z zamiarem dopicia kawy.
-
Kto to był? - usłyszał za sobą lekko zaspany głos Lily.
-
Ta Hiszpanka Remusa – odpowiedział Mike. - Wydawała się
strasznie zmartwiona.
-
Daruj sobie złośliwości – warknęła Lily.
Mike
spasował. Od niedzieli Lilka chodziła jak struta. James, który
wpadł w poniedziałek wieczorem, powiedział mu, że Lily na
rodzinnej kolacji pokłóciła z siostrą. Podobno poszło o magię.
Jaka nie byłaby
prawda, Mike wolał unikać panny Evans. I jej nie drażnić.
Szybko
wszedł do kuchni i porwał swoją kawę. Dopił ją bezpiecznie w
salonie – poza zasięgiem Lily.
~
* ~
Gdyby
ktoś obcy wszedł do ciemnej piwnicy domu przy Sunny Street 15,
miałby poważne wątpliwości co do stanu swojego umysłu, stanu
umysłu właściciela domu i w ogóle całego porządku wszechświata.
W piwnicy bowiem znajdował się okazały jeleń, czarny pies i
wychudzony i poraniony mężczyzna. Cała trójka smacznie spała.
Pierwszy
obudził się pies. Uniósł powoli prawą powiekę i rozejrzał się
po pomieszczeniu. Podniósł
się na cztery łapy. Po chwili w miejscu psa stał wysoki brunet.
Ziewnął.
-
Rogacz, wstawaj – powiedział, spoglądając na jelenia.
Sięgnął
na wysoką półkę i zdjął z niej apteczkę. Przyklęknął przy
poranionym przyjacielu i
zaczął go opatrywać. Dzięki temu, że
Syriusz był z
nim przez trzy noce pełni (a James przez dwie) udało się uniknąć
poważniejszych obrażeń. Podsumowując,
na ciele wilkołaka widać było
paskudnie wyglądające rozcięcie na prawym ramieniu i jeszcze
rozorany bok, ale Syriusz nie wiedział, czy można jej brać pod
uwagę. Rana na boku została zadana przypadkiem,
przez róg nadal śpiącego jelenia.
-
James, do cholery, obudź się – warknął Syriusz, rzucając w
Rogacza zwiniętym bandażem.
Jeleń,
uderzony opatrunkiem
w nos, podniósł się. Głośno
i ze złością wypuścił powietrze.
Widząc, że nic nie zdziałał, przymknął oczy, skupiony
na przemianie. Momentalnie zamienił się w prawie
dziewiętnastoletniego chłopaka. James zmrużył oczy, próbując
cokolwiek zobaczyć.
-
Mógłbyś mi pomóc? - spytał, rezygnując w końcu z prób.
Syriusz
podniósł się z kolan. Zdjął z półki, na której wcześniej
leżała apteczka, okulary i podał je przyjacielowi.
-
Bardzo dziękuję – powiedział James. - Co z nim?
Podeszli
do nieprzytomnego Remusa i przyklękli obok. James ostrożnie
przesunął dłonią po jego lewym boku. Skrzywił się na widok
rany.
-
Pod sierścią lepiej to wyglądało – stwierdził. - Będzie na
mnie wściekły.
-
Bzdura – odparł
Syriusz. - Ile razy się zdarzyło, że ja go dziabnąłem, żeby
przywołać go do porządku? Nigdy nie powiedział złego słowa.
Przynajmniej nie o mnie.
We
dwóch błyskawicznie opatrzyli Remusa. Dopiero wtedy James zdjął
zabezpieczenia z drzwi do piwnicy. Przy pomocy lewitacji zanieśli
Remusa do jego pokoju.
-
Co z nim? - spytała Lily, gdy Lupin
już leżał bezpiecznie w łóżku.
-
To, co zawsze – odpowiedział Syriusz. - Przepraszam was, ale za
godzinę zaczynam zajęcia. Dajcie mi znać, jak się obudzi.
Syriusz
pożegnał się z Jamesem, Lily i Mikiem
i wyszedł z domu. Teleportował się do mieszkania, które wynajął
zaledwie tydzień wcześniej. Albo jakoś tak. W każdym razie
rozstał się z dziewczyną i musiał znaleźć sobie coś nowego.
Zajęcia
minęły mu wyjątkowo szybko. Może dlatego, że niemal wcale nie
słuchał wykładowców. Błądził myślami. Chciał walczyć. Gdyby
tylko dano mu okazję, rzuciłby wszystko i wybiegł z różdżką
nawet przeciw setce
śmierciożerców. Na co mu te wszystkie szkolenia i zebrania? To
było dobre dla Remusa i Lily, którzy przecież nie mają żadnego
doświadczenia w walce. Co innego Syriusz, który stoczył w życiu
niejeden pojedynek i wiedział z czym to się je. Poza tym, chciał
dorwać brata. Tego małego gnojka Regulusa, cudownego synka
rodziców.
„I
co, mamusiu? Zadowolona, że twój idealny syneczek został mordercą?
Chociaż chyba jednak ci się podoba. Przecież jest sługą samego
Czarnego Pana! Przeklęty Reg. Jeszcze go dorwę i pokażę, gdzie
jego miejsce!”
Po
skończonych zajęciach
poszedł do kawiarni. Miał straszną ochotę na jakieś ciastko. Ta
ochota szybko przeszła, gdy zobaczył przy
jednym ze stolików znajomą
blondynkę. Teraz już pamiętał, jak ona ma na imię.
-
Można się przysiąść? - spytał dziewczynę.
Roxana
poderwała głowę znad podręcznika anatomii i ze strachem spojrzała
na Syriusza. Gdy go poznała strach, zastąpiło zdenerwowanie. To
zbiło z tropu Blacka.
-
A… Oczywiście. Siadaj – powiedziała.
-
Dziękuję. Przerwa w zajęciach? - zagadnął odrobinę niezręcznie.
Nie wiedział czemu ta dziewczyna niepokoiła go, ale w całkiem
przyjemny sposób.
-
Nie. Na dzisiaj koniec. Ale to nie znaczy, że to koniec nauki –
dodała, unosząc grubą książkę.
Syriusz
kiwnął głową ze zrozumieniem.
U niego też było kilka takich grubych podręczników, ale żadnego
nie miał zamiaru czytać od deski do deski. Wystarczyło
przekartkować.
Nagle
w kieszeni Syriusza rozległ się cichy gwizd. Łapa
wyciągnął dwukierunkowe lusterko, które wydało ten odgłos.
Przez krótką chwilę w lusterku widział Jamesa Pottera, ale szybko
pojawiło się jego własne odbicie. Mimo braku słów Syriusz
zrozumiał przesłanie – Remus wreszcie doszedł do siebie.
-
Przepraszam, ale muszę już iść – powiedział do Roxany.
-
Nie ma sprawy – odpowiedziała.
Wydawało
mu się, że w jej głosie słyszy lekką nutę zawodu. Nie miał
czasu na rozmyślanie o tym.
-
Jeżeli będziesz chciała, to chętnie wpadłbym jeszcze kiedyś na
ciebie – powiedział, posyłając dziewczynie jeden ze swoich
najbardziej czarujących uśmiechów.
Rumieniec,
który wypłynął na twarz Roxany, wystarczył Syriuszowi za
odpowiedź. Pożegnał się i wyszedł z kawiarni. Dopiero za
drzwiami przypomniało mu się, że miał ochotę na ciastko.
~
* ~
Niemal
od razu po przebudzeniu Remus doszedł
do wniosku, że woli spędzać pełnie z przyjaciółmi. Nie żeby
wcześniej tak nie twierdził, ale po każdej pełni w towarzystwie
Huncwotów tylko utwierdzał się w tym przekonaniu. Ich obecność
bardzo mu pomagała, chociaż nie chciał się do tego przyznać
przed samym sobą. W końcu to było jawne wykorzystywanie
przyjaciół. Zarywali dla niego noce, narażając się nie tylko na
to, że ich porani, ale też na zdemaskowanie przez Ministerstwo
Magii i wtrącenie do Azkabanu. On, Remus, nie był tyle warty. Ale
nieważne ile razy mówił to Syriuszowi i Jamesowi, oni zawsze zbywali go
stwierdzeniem, że gada głupoty.
-
Od tego ma się przyjaciół, nie? - powtarzali, ucinając wszelkie
dyskusje.
Nie
miał siły i ochoty się z nimi spierać. Aż za dobrze wiedział,
że gdyby nie oni, dochodziłby do siebie po przemianach o wiele
dłużej.
Teraz,
stwierdzając, że jest z nim
prawie dobrze, wstał
ostrożnie z łóżka. Czuł dwie poważniejsze rany, ale nie były
aż tak nieznośne, żeby przeleżeć z ich powodu cały dzień.
Ubrany w piżamę i z kapciami na nogach zszedł na parter, dla
pewności podpierając się ściany.
-
Remus, co ty tu robisz?! - krzyknęła Lily, gdy zajrzał do jej
sypialni.
-
Ile można siedzieć w pokoju? - zapytał retorycznie. - Mogę wejść?
-
Głupie pytanie – prychnęła rudowłosa. - Właź i siadaj, bo
zaraz się przewrócisz.
Podeszła
do Remusa i siłą zaprowadziła go do łóżka. Posłusznie usiadł,
dziwiąc się, ile siły może tkwić w takiej niepozornej
dziewczynie.
-
Potrzebujesz czegoś? - spytała Lily, przechodząc ze złości w
zatroskanie.
-
Tylko towarzystwa – odpowiedział Remus.
Lily
z westchnieniem usiadła obok niego. Remus ostrożnie objął ją
lewym ramieniem i przyciągnął bliżej. Widział, że Lily ma jakiś
problem i chciał jej pomóc.
-
Lilka, co się stało? - zapytał bez żadnych wstępów, ale także
bez śladu nacisku w głosie.
Może
to ta delikatność sprawiła, że Lily otworzyła się przed
Remusem. A może chodziło o zaufanie do niego? Niemniej Evans
opowiedziała mu
cały przebieg niedzielnej kolacji u rodziców. W miarę mówienia
czuła, jak napięcie ostatnich dni uchodzi z niej razem ze słowami
i łzami. Opowieść kończyła, tuląc
się do przyjaciela. Nie
wiedziała, czy cokolwiek rozumiał z tego co mówiła, bo słowa
były tłumione przez jego
bluzkę.
Gdy
skończyła mówić, Remus objął ją mocniej, przyciskając do
siebie. Z początku Lily próbowała nie pozwolić mu na to, bo
przecież miał świeże rany, ale po kilku sekundach poddała się.
Potrzebowała bliskości przyjaciela. Brata. Tak samo, jak
potrzebowała jego milczenia, bo Remus w czasie jej opowieści nie
wypowiedział ani słowa. Po prostu słuchał
opowieści dziewczyny.
-
Dziękuję – szepnęła.
-
Nie masz za co – odpowiedział Remus. Czuła jego oddech na swoich
włosach. - Ale nie mogę ci pomóc. Nie wiem jak.
-
Już pomogłeś. Wystarczy, że jesteś. Ale… Remus, naprawdę
musisz odpoczywać. Niedługo będę bardzo cię potrzebować.
Usłyszała
jego śmiech i poczuła, jak drżą obejmujące ją ramiona.
-
Lily, pomogę ci we wszystkim. Tylko powiedz w czym.
Evans
niechętnie odsunęła się od niego.
-
Trzeba już powoli zaczynać przygotowania do ślubu, a, jeżeli nie
pamiętasz, chcę ci przypomnieć, że jesteś moim świadkiem.
-
Pamiętam, pamiętam. I solennie obiecuję, że wywiążę się ze
swoich obowiązków najlepiej jak potrafię.
Wstał
i złożył przed Lily dworski ukłon. Teraz to ona nie potrafiła
pohamować śmiechu, do którego Remus z chęcią dołączył.
Od dłuższego czasu czytam twojego bloga i jestem po prostu zachwycona.Każdy kolejny wpis jest świetny.Gdy czytam twojego bloga zapominam o całym świecie.Genialnie opisujesz uczucia i przeżycia bohaterów.Nie mogę doczekać się kolejnego wpisu.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba. Świadomość, że są osoby, którym podoba się to, co piszę, bardzo mi pomaga i dodaje sił do pisania.
UsuńNastępny rozdział, tradycyjnie, w piątek.
Pozdrawiam
Kurde, Remus i Lily tacy słodcy <3
OdpowiedzUsuńI jednak dobrze, że Remi ma chłopaków, bo wsparcie przyjaciół w takich chwilach jest nieocenione.
I Syriusz z Roxaną, czuję, że kroi się coś grubszego :D
Pozdrawiam!
Oj kroi, kroi, ale czy dobrze na tym wyjdą? Tego nie zdradzę.
UsuńNie ma nic lepszego, niż wsparcie przyjaciół. Bardzo lubię ten okres, gdy Huncwoci jeszcze trzymają się razem.
Pozdrawiam
Hej ;)
OdpowiedzUsuńAch ten Mike i jego brudne myśli, właśnie, ma pracę, studia, niech zostawi 'Hiszpanki Remusa' w spokoju ;P
Hm, wydaje mi się, że przemiana Remusa powinna trwać tylko jedną noc, w tą taką 'pełną pełnię', tak bym to nazwała ;P
Tacy przyjaciele to skarb ;) Remus wśród zwierząt powinien zachowywać się spokojnie, czy to jakieś odgłosy z zewnątrz sprawiły, że wyszedł z takimi obrażeniami? W takim wypadku na kolejną przemianę chyba wybrałabym inną lokalizację gdzie żadne zapachy nie będą go kusić ;P
Weny i huncwotów ;)
niecnimarudersi.blogspot.com
Jeżeli chodzi o przemiany to wyszłam z założenia (a to założenie jest poparte kilkoma kalendarzami księżycowymi), że przemiana będzie następować w trzy noce. Wtedy, gdy księżyca jest najwięcej.
UsuńPozdrawiam
W końcu znalazłam wolną chwilę, żeby przeczytać całe opowiadanie i uroczyście przysięgam, że jest to jedno z lepszych, jakie kiedykolwiek czytałam! Poczynając od Remusa, który jest tu tak remusowaty, rowlingowaty i kochany jak tylko się da, a kończąc na magii tego świata, którą w pełni udało Ci się oddać. Ach, i jeszcze Will, który wyszedł Ci idealnie. Ostatnio miałam pecha i trafiałam na same koszmarne opowiadania o Remusie/Huncwotach - Twoje mnie uratowało! Życzę więc Tobie i Twojemu dziełu jak najlepiej i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. :)
OdpowiedzUsuńCoś wiem o Twoim problemie. Ja też bardzo rzadko trafiam na dobre teksty. Cieszę się, że mój do nich zaliczyłaś. Mam nadzieję, że Cię nie zawiodę.
UsuńPozdrawiam