a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 8 stycznia 2016

Rozdział 18 – Kawiarnia

 Gdy rozległ się dzwonek do drzwi, Mike stał w kuchni oparty o blat i wypijał już drugą tego ranka kawę. Przez ostatnie trzy noce spał fatalnie. Świadomość, że dwa piętra niżej kuzyn przechodzi przemianę nie wpływała dobrze na samopoczucie i spokój wewnętrzny. Martwił się zdrowiem Remusa. Podziwiał też jego przyjaciół. On nie potrafił zdecydować się na nauczenie trudnej sztuki animagii. Nigdy nie był dobry w transmutacji i na pewno nie udałoby mu się nauczyć transmutacji w zwierzę. Wolał zostawić tę sztukę Huncwotom.

Odstawił kawę na blat i poszedł otworzyć drzwi. Mógł spodziewać się po prostu każdego: ciotki Eve, wujka Johna, urzędników z Ministerstwa, nawet Willa. Mimo to był w ciężkim szoku, gdy po otwarciu drzwi zobaczył za progiem niską, ciemnowłosą pannę. Wpatrywała się w Mike'a dużymi, ciemnymi oczami. Chłopak poczuł, jak zaschło mu w ustach. Dziewczyna była piękna.

- Pani do kogo? - wydukał w końcu.

- Szukam Remusa – odpowiedziała.

„Kolejna?” jęknął w duchu Mike. „Chociaż z drugiej strony ta wygląda na o wiele milszą od Natalie.”

- Jest chory, nie przyjmuje gości – odpowiedział i cofnął się, żeby zamknąć drzwi.

Dziewczyna przytrzymała je.

- Coś zbyt często choruje – powiedziała zaczepnie.

- Tobie nie trzeba tego tłumaczyć – odpowiedział Mike chłodnym głosem.

Już wiedział, że tej dziewczyny nie będzie łatwo spławić. I dlatego MUSI się jej pozbyć. Ciekawska panienka nikomu nie przyniesie niczego dobrego.

- Ja… - zaczęła dziewczyna, ale po chwili wahania zrezygnowała. - Po prostu powiedz mu, że Carmen się o niego pyta.

„A więc to jest ta słynna Carmen. Faktycznie niczego sobie. Jak to jest, że Remus ma takie powodzenie u kobiet i nawet tego nie widzi?”

- Jasne. Przekażę – obiecał.

- Dziękuję.

Dziewczyna odwróciła się i odeszła, kręcąc zmysłowo biodrami. Mike wpatrywał się w jej kształtną pupę. Naszła go ogromna chęć, żeby podbiec do Carmen i zatrzymać ją. W sumie mógłby się z nią nawet umówić. Czemu by nie?

Bo podoba jej się Remus, powiedział jakiś wewnętrzny głosik.

„Ale nie wiadomo, czy to działa też w drugą stronę.”

To i tak byłoby jak odbijanie mu dziewczyny. Chcesz tego? Gdyby to wypaliło, nigdy byś sobie tego nie darował.

Mike musiał przyznać rację temu wewnętrznemu głosowi. Nie czułby się dobrze z samym sobą. Poza tym, nie potrzebował dziewczyny. Na co mu to? Miał studia i pracę. Na związki przyjdzie czas później.

Wrócił do kuchni z zamiarem dopicia kawy.

- Kto to był? - usłyszał za sobą lekko zaspany głos Lily.

- Ta Hiszpanka Remusa – odpowiedział Mike. - Wydawała się strasznie zmartwiona.

- Daruj sobie złośliwości – warknęła Lily.

Mike spasował. Od niedzieli Lilka chodziła jak struta. James, który wpadł w poniedziałek wieczorem, powiedział mu, że Lily na rodzinnej kolacji pokłóciła z siostrą. Podobno poszło o magię. Jaka nie byłaby prawda, Mike wolał unikać panny Evans. I jej nie drażnić.
Szybko wszedł do kuchni i porwał swoją kawę. Dopił ją bezpiecznie w salonie – poza zasięgiem Lily.

~ * ~

Gdyby ktoś obcy wszedł do ciemnej piwnicy domu przy Sunny Street 15, miałby poważne wątpliwości co do stanu swojego umysłu, stanu umysłu właściciela domu i w ogóle całego porządku wszechświata. W piwnicy bowiem znajdował się okazały jeleń, czarny pies i wychudzony i poraniony mężczyzna. Cała trójka smacznie spała.

Pierwszy obudził się pies. Uniósł powoli prawą powiekę i rozejrzał się po pomieszczeniu. Podniósł się na cztery łapy. Po chwili w miejscu psa stał wysoki brunet. Ziewnął.

- Rogacz, wstawaj – powiedział, spoglądając na jelenia.

Sięgnął na wysoką półkę i zdjął z niej apteczkę. Przyklęknął przy poranionym przyjacielu i 
zaczął go opatrywać. Dzięki temu, że Syriusz był z nim przez trzy noce pełni (a James przez dwie) udało się uniknąć poważniejszych obrażeń. Podsumowując, na ciele wilkołaka widać było paskudnie wyglądające rozcięcie na prawym ramieniu i jeszcze rozorany bok, ale Syriusz nie wiedział, czy można jej brać pod uwagę. Rana na boku została zadana przypadkiem, przez róg nadal śpiącego jelenia.

- James, do cholery, obudź się – warknął Syriusz, rzucając w Rogacza zwiniętym bandażem.

Jeleń, uderzony opatrunkiem w nos, podniósł się. Głośno i ze złością wypuścił powietrze. Widząc, że nic nie zdziałał, przymknął oczy, skupiony na przemianie. Momentalnie zamienił się w prawie dziewiętnastoletniego chłopaka. James zmrużył oczy, próbując cokolwiek zobaczyć.

- Mógłbyś mi pomóc? - spytał, rezygnując w końcu z prób.

Syriusz podniósł się z kolan. Zdjął z półki, na której wcześniej leżała apteczka, okulary i podał je przyjacielowi.

- Bardzo dziękuję – powiedział James. - Co z nim?

Podeszli do nieprzytomnego Remusa i przyklękli obok. James ostrożnie przesunął dłonią po jego lewym boku. Skrzywił się na widok rany.

- Pod sierścią lepiej to wyglądało – stwierdził. - Będzie na mnie wściekły.

- Bzdura – odparł Syriusz. - Ile razy się zdarzyło, że ja go dziabnąłem, żeby przywołać go do porządku? Nigdy nie powiedział złego słowa. Przynajmniej nie o mnie.

We dwóch błyskawicznie opatrzyli Remusa. Dopiero wtedy James zdjął zabezpieczenia z drzwi do piwnicy. Przy pomocy lewitacji zanieśli Remusa do jego pokoju.

- Co z nim? - spytała Lily, gdy Lupin już leżał bezpiecznie w łóżku.

- To, co zawsze – odpowiedział Syriusz. - Przepraszam was, ale za godzinę zaczynam zajęcia. Dajcie mi znać, jak się obudzi.

Syriusz pożegnał się z Jamesem, Lily i Mikiem i wyszedł z domu. Teleportował się do mieszkania, które wynajął zaledwie tydzień wcześniej. Albo jakoś tak. W każdym razie rozstał się z dziewczyną i musiał znaleźć sobie coś nowego.

Zajęcia minęły mu wyjątkowo szybko. Może dlatego, że niemal wcale nie słuchał wykładowców. Błądził myślami. Chciał walczyć. Gdyby tylko dano mu okazję, rzuciłby wszystko i wybiegł z różdżką nawet przeciw setce śmierciożerców. Na co mu te wszystkie szkolenia i zebrania? To było dobre dla Remusa i Lily, którzy przecież nie mają żadnego doświadczenia w walce. Co innego Syriusz, który stoczył w życiu niejeden pojedynek i wiedział z czym to się je. Poza tym, chciał dorwać brata. Tego małego gnojka Regulusa, cudownego synka rodziców.

„I co, mamusiu? Zadowolona, że twój idealny syneczek został mordercą? Chociaż chyba jednak ci się podoba. Przecież jest sługą samego Czarnego Pana! Przeklęty Reg. Jeszcze go dorwę i pokażę, gdzie jego miejsce!”

Po skończonych zajęciach poszedł do kawiarni. Miał straszną ochotę na jakieś ciastko. Ta ochota szybko przeszła, gdy zobaczył przy jednym ze stolików znajomą blondynkę. Teraz już pamiętał, jak ona ma na imię.

- Można się przysiąść? - spytał dziewczynę.

Roxana poderwała głowę znad podręcznika anatomii i ze strachem spojrzała na Syriusza. Gdy go poznała strach, zastąpiło zdenerwowanie. To zbiło z tropu Blacka.

- A… Oczywiście. Siadaj – powiedziała.

- Dziękuję. Przerwa w zajęciach? - zagadnął odrobinę niezręcznie. Nie wiedział czemu ta dziewczyna niepokoiła go, ale w całkiem przyjemny sposób.

- Nie. Na dzisiaj koniec. Ale to nie znaczy, że to koniec nauki – dodała, unosząc grubą książkę.

Syriusz kiwnął głową ze zrozumieniem. U niego też było kilka takich grubych podręczników, ale żadnego nie miał zamiaru czytać od deski do deski. Wystarczyło przekartkować.

Nagle w kieszeni Syriusza rozległ się cichy gwizd. Łapa wyciągnął dwukierunkowe lusterko, które wydało ten odgłos. Przez krótką chwilę w lusterku widział Jamesa Pottera, ale szybko pojawiło się jego własne odbicie. Mimo braku słów Syriusz zrozumiał przesłanie – Remus wreszcie doszedł do siebie.

- Przepraszam, ale muszę już iść – powiedział do Roxany.

- Nie ma sprawy – odpowiedziała.

Wydawało mu się, że w jej głosie słyszy lekką nutę zawodu. Nie miał czasu na rozmyślanie o tym.

- Jeżeli będziesz chciała, to chętnie wpadłbym jeszcze kiedyś na ciebie – powiedział, posyłając dziewczynie jeden ze swoich najbardziej czarujących uśmiechów.

Rumieniec, który wypłynął na twarz Roxany, wystarczył Syriuszowi za odpowiedź. Pożegnał się i wyszedł z kawiarni. Dopiero za drzwiami przypomniało mu się, że miał ochotę na ciastko.

~ * ~

Niemal od razu po przebudzeniu Remus doszedł do wniosku, że woli spędzać pełnie z przyjaciółmi. Nie żeby wcześniej tak nie twierdził, ale po każdej pełni w towarzystwie Huncwotów tylko utwierdzał się w tym przekonaniu. Ich obecność bardzo mu pomagała, chociaż nie chciał się do tego przyznać przed samym sobą. W końcu to było jawne wykorzystywanie przyjaciół. Zarywali dla niego noce, narażając się nie tylko na to, że ich porani, ale też na zdemaskowanie przez Ministerstwo Magii i wtrącenie do Azkabanu. On, Remus, nie był tyle warty. Ale nieważne ile razy mówił to Syriuszowi i Jamesowi, oni zawsze zbywali go stwierdzeniem, że gada głupoty.

- Od tego ma się przyjaciół, nie? - powtarzali, ucinając wszelkie dyskusje.

Nie miał siły i ochoty się z nimi spierać. Aż za dobrze wiedział, że gdyby nie oni, dochodziłby do siebie po przemianach o wiele dłużej.

Teraz, stwierdzając, że jest z nim prawie dobrze, wstał ostrożnie z łóżka. Czuł dwie poważniejsze rany, ale nie były aż tak nieznośne, żeby przeleżeć z ich powodu cały dzień. Ubrany w piżamę i z kapciami na nogach zszedł na parter, dla pewności podpierając się ściany.

- Remus, co ty tu robisz?! - krzyknęła Lily, gdy zajrzał do jej sypialni.

- Ile można siedzieć w pokoju? - zapytał retorycznie. - Mogę wejść?

- Głupie pytanie – prychnęła rudowłosa. - Właź i siadaj, bo zaraz się przewrócisz.

Podeszła do Remusa i siłą zaprowadziła go do łóżka. Posłusznie usiadł, dziwiąc się, ile siły może tkwić w takiej niepozornej dziewczynie.

- Potrzebujesz czegoś? - spytała Lily, przechodząc ze złości w zatroskanie.

- Tylko towarzystwa – odpowiedział Remus.

Lily z westchnieniem usiadła obok niego. Remus ostrożnie objął ją lewym ramieniem i przyciągnął bliżej. Widział, że Lily ma jakiś problem i chciał jej pomóc.

- Lilka, co się stało? - zapytał bez żadnych wstępów, ale także bez śladu nacisku w głosie.

Może to ta delikatność sprawiła, że Lily otworzyła się przed Remusem. A może chodziło o zaufanie do niego? Niemniej Evans opowiedziała mu cały przebieg niedzielnej kolacji u rodziców. W miarę mówienia czuła, jak napięcie ostatnich dni uchodzi z niej razem ze słowami i łzami. Opowieść kończyła, tuląc się do przyjaciela. Nie wiedziała, czy cokolwiek rozumiał z tego co mówiła, bo słowa były tłumione przez jego bluzkę.

Gdy skończyła mówić, Remus objął ją mocniej, przyciskając do siebie. Z początku Lily próbowała nie pozwolić mu na to, bo przecież miał świeże rany, ale po kilku sekundach poddała się. Potrzebowała bliskości przyjaciela. Brata. Tak samo, jak potrzebowała jego milczenia, bo Remus w czasie jej opowieści nie wypowiedział ani słowa. Po prostu słuchał opowieści dziewczyny.

- Dziękuję – szepnęła.

- Nie masz za co – odpowiedział Remus. Czuła jego oddech na swoich włosach. - Ale nie mogę ci pomóc. Nie wiem jak.

- Już pomogłeś. Wystarczy, że jesteś. Ale… Remus, naprawdę musisz odpoczywać. Niedługo będę bardzo cię potrzebować.

Usłyszała jego śmiech i poczuła, jak drżą obejmujące ją ramiona.

- Lily, pomogę ci we wszystkim. Tylko powiedz w czym.

Evans niechętnie odsunęła się od niego.

- Trzeba już powoli zaczynać przygotowania do ślubu, a, jeżeli nie pamiętasz, chcę ci przypomnieć, że jesteś moim świadkiem.

- Pamiętam, pamiętam. I solennie obiecuję, że wywiążę się ze swoich obowiązków najlepiej jak potrafię.

Wstał i złożył przed Lily dworski ukłon. Teraz to ona nie potrafiła pohamować śmiechu, do którego Remus z chęcią dołączył.

8 komentarzy:

  1. Od dłuższego czasu czytam twojego bloga i jestem po prostu zachwycona.Każdy kolejny wpis jest świetny.Gdy czytam twojego bloga zapominam o całym świecie.Genialnie opisujesz uczucia i przeżycia bohaterów.Nie mogę doczekać się kolejnego wpisu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba. Świadomość, że są osoby, którym podoba się to, co piszę, bardzo mi pomaga i dodaje sił do pisania.
      Następny rozdział, tradycyjnie, w piątek.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Kurde, Remus i Lily tacy słodcy <3
    I jednak dobrze, że Remi ma chłopaków, bo wsparcie przyjaciół w takich chwilach jest nieocenione.
    I Syriusz z Roxaną, czuję, że kroi się coś grubszego :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj kroi, kroi, ale czy dobrze na tym wyjdą? Tego nie zdradzę.
      Nie ma nic lepszego, niż wsparcie przyjaciół. Bardzo lubię ten okres, gdy Huncwoci jeszcze trzymają się razem.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Hej ;)
    Ach ten Mike i jego brudne myśli, właśnie, ma pracę, studia, niech zostawi 'Hiszpanki Remusa' w spokoju ;P
    Hm, wydaje mi się, że przemiana Remusa powinna trwać tylko jedną noc, w tą taką 'pełną pełnię', tak bym to nazwała ;P
    Tacy przyjaciele to skarb ;) Remus wśród zwierząt powinien zachowywać się spokojnie, czy to jakieś odgłosy z zewnątrz sprawiły, że wyszedł z takimi obrażeniami? W takim wypadku na kolejną przemianę chyba wybrałabym inną lokalizację gdzie żadne zapachy nie będą go kusić ;P
    Weny i huncwotów ;)
    niecnimarudersi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli chodzi o przemiany to wyszłam z założenia (a to założenie jest poparte kilkoma kalendarzami księżycowymi), że przemiana będzie następować w trzy noce. Wtedy, gdy księżyca jest najwięcej.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. W końcu znalazłam wolną chwilę, żeby przeczytać całe opowiadanie i uroczyście przysięgam, że jest to jedno z lepszych, jakie kiedykolwiek czytałam! Poczynając od Remusa, który jest tu tak remusowaty, rowlingowaty i kochany jak tylko się da, a kończąc na magii tego świata, którą w pełni udało Ci się oddać. Ach, i jeszcze Will, który wyszedł Ci idealnie. Ostatnio miałam pecha i trafiałam na same koszmarne opowiadania o Remusie/Huncwotach - Twoje mnie uratowało! Życzę więc Tobie i Twojemu dziełu jak najlepiej i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś wiem o Twoim problemie. Ja też bardzo rzadko trafiam na dobre teksty. Cieszę się, że mój do nich zaliczyłaś. Mam nadzieję, że Cię nie zawiodę.
      Pozdrawiam

      Usuń

Obserwatorzy