W
ciągu tygodnia Lily i James doszli do porozumienia w związku z datą
ślubu. Zajęło im to dwa spotkania, z czego jedno zakończyło się
dosyć poważną kłótnią. Sytuację uratowali Remus i Syriusz,
którzy jako świadkowie nie mogli opuścić tych rozmów. Długie
ustalenia (i sprawdzanie kalendarzy księżycowych) zaowocowały
wyznaczenie, daty ślubu na siedemnastego sierpnia. Narzeczeni
zdecydowali się też na skromną ceremonię i zaproszenie
maksymalnie pięćdziesięciu gości. Zastanawiali się jeszcze nad
miejscem ślubu, w grę wchodziło kilka domów weselnych. Gdy Lily
wyszła na chwilę do toalety, James wyznał przyjaciołom, najpierw
odbierając przysięgi milczenia, że zastanawia się nad kupnem
domu. Jeżeli udałoby mu się sfinalizować transakcję przed
ślubem, chciałby urządzić wesele w ogrodzie nowego domostwa.
Dlatego tak walczył o ślub latem, chociaż Lily przekonywała go,
żeby pospieszyć się i pobrać już w maju. Ale wtedy nie byłoby
gwarancji dobrej pogody, na której bardzo zależało Jamesowi.
Jednak, póki co, wolał nie mówić o tym Lily. Nie chciał robić
jej niepotrzebnych nadziei.
Nie
tylko Lily i James stwierdzili, że nie mogą bez siebie żyć – w
połowie listopada Frank Longbottom
oświadczył się Alicji Roberts, a ona się zgodziła. Ta para nie
chciała czekać nie wiadomo ile na ślub i zdecydowali się na
skromną ceremonię na początku kwietnia. Mieli być tylko oni,
rodzice i świadkowie.
Dla
Zakonu Feniksa listopad nie był łatwym miesiącem. Już na początku
w potyczce ze śmierciożercami zginął Caradog Dearborn. Jedynym
pocieszeniem dla współtowarzyszy broni był fakt, że Caradog
zabrał ze sobą dwóch panów w czerni.
Problemy
miał też Will Daniels. Co prawda Ministerstwo Magii już mu się
nie narzucało („na razie”, jak sam stwierdził), ale miał
kłopoty z kadrą. W ciągu miesiąca po odejściu Natalie, przez
ekipę Mike'a, Remusa i Roxy przewinęły się trzy kelnerki. Żadna
nie wytrzymała długo. Ten stan rzeczy był męczący dla
wszystkich, przede wszystkim dla Roxany, która miała więcej
obowiązków, oraz dla Willa, który niemal stawał na głowie, żeby
jednak nie obciążać Roxy zbyt mocno.
Wejście
Smoka było jednym z nielicznych miejsc, w których Remus czuł się
bardzo swobodnie. Sam uważał ten fakt za dziwny, ale nie potrafił
tego wytłumaczyć. Luźne podejście Willa i wsparcie Mike'a oraz
Roxy podnosiło go na duchu nawet w najgorszy dzień. Dlatego chodził
do pracy nie tylko z poczuciem obowiązku, ale też z prawdziwą
radością. Praca w Wejściu Smoka dawała mu nie tylko tak potrzebne
pieniądze, ale też osobistą satysfakcję i możliwość kontaktu z
ludźmi. Co prawda jego mama twierdziła, że praca za barem jest
dużo poniżej jego możliwości, ale Remus ucinał rozmowy, gdy
tylko pojawiał się ten temat. Był szczęśliwy z obecnej sytuacji.
Poza
pracą Remus rzucił się też w wir nauki, ale miał w tym bardziej
prozaiczny powód, niż myślenie o swojej przyszłości, która
nadal rysowała się w ciemnych barwach. Ze wszystkich sił starał
się zapomnieć o niefortunnej nocy z Natalie, wciąż prześladującej
go w snach i opanowującej jego myśli, gdy tylko nie zajmował się
o czymś konkretnym. W tym pomagała mu Carmen, chociaż dziewczyna
nie była świadoma miłosnych rozterek przyjaciela. Po prostu
widziała, że coś się dzieje i chciała pomóc. Dodatkowo
korzystała z okazji, żeby zorientować się, co, na Merlina, stało
z Remusem. Niepokoił ją jego stan zdrowia.
Grudzień
przyniósł mrozy i obfite opady śniegu. Po czterokrotnym
odśnieżeniu chodnika w ciągu jednego dnia, zdenerwowany Mike
rzucił na chodnik zaklęcie, które powodowało, że śnieg
natychmiast się rozpuszczał. To usuwało cały problem.
W
pierwszy weekend grudnia Remus odwiedził swoich rodziców, po
dwutygodniowej nieobecności
-
Już myślałem, że o nas zapomniałeś – powiedział John, gdy po
otwarciu drzwi zobaczył za progiem swojego syna.
-
Wiem, wiem. Przepraszam – odpowiedział ze skruchą Remus. - Mogę
wejść?
-
Co to za pytanie?
Chłopak
uścisnął ojcu dłoń i wszedł do domu. Zawsze gdy tu wracał,
czuł się, jakby cofnął się w czasie. Znów był kilkuletnim
chłopcem, spędzającym całe dnie w świecie książek. Nie
wiedział wtedy nic o wojnie, problemach prawnych i wielkiej
polityce. Wiele by oddał, żeby znowu stać się tamtym dizeckiem.
Wiele, ale nie przyjaciół, których zyskał od tamtego czasu.
-
Gdzie mama? - zapytał Remus, rozglądając się po salonie.
Nie
musiał wypatrywać matki. Wystarczyło, że wszedł do domu i
wiedział, że był sam z ojcem. Nie słyszał głosu mamy, ani
dźwięku jej kroków.
-
Wyszła do sklepu. Gdybyśmy wiedzieli, że przyjdziesz, na pewno by
została.
-
Chciałem zrobić wam niespodziankę – wyjaśnił Remus. - Ale
jeżeli to jakiś problem…
-
Nie! - krzyknął John. - Żaden problem, Remus, nie gadaj głupot.
Evelynne nigdy by mi nie darowała, gdybym cię stąd wypuścił.
Strasznie za tobą tęskni. Zresztą, ja też. Widuję cię
praktycznie tylko na zebraniach Zakonu. A po ostatniej potyczce przez
pół dnia nie wiedziałem, co się z tobą dzieje.
Remus
wbił wzrok w podłogę, słysząc urazę w głosie ojca. Wiedział,
że miał on rację. Faktycznie Remus zapomniał o poinformowaniu
rodziców, ale do głowy mu nie przyszło, że mogliby wiedzieć o
tej potyczce. Razem z Jamesem i Syriuszem oglądali dom na
przedmieściach Dover, gdy na ulicy pojawiło się czterech
śmierciożerców. Ludzie w czarnych pelerynach i maskach na twarzach
zaczęli rzucać zaklęcia na nic niepodejrzewających mugoli. Było
oczywistym, że Huncwoci musieli zareagować. Tylko Remus
miał opory przed podjęciem walki będąc w mniejszości, ale gdy
James i Syriusz rzucili się na śmierciożerców, nie pozostało mu
nic innego, jak pomóc im. W końcu wygrana w walce trzech na
czterech była o wiele bardziej prawdopodobna niż dwóch na
czterech. Opór był dla śmierciożerców tak wielkim zaskoczeniem,
że niemal od razu teleportowali się.
-
Nie nazwałbym tego potyczką – powiedział ostrożnie Remus. - Po
prostu faceci w czerni bawili się w męczenie mugoli, a my im
przeszkodziliśmy. Jak nas zobaczyli, od razu uciekli.
-
To nie jest ważne! - krzyknął John. Zaraz zganił się za
podniesienie głosu, ale nie potrafił tego powstrzymać. Od lat
przyszłość jego jedynego syna była dla niego powodem do
zmartwień. A teraz jeszcze ta awantura! - Chodzi mi o to, że
spotkałeś się ze śmierciożercami, a ja potem przez pół dnia
zastanawiałem się, czy przeżyłeś!
Remus
aż skulił się pod ciężarem słów ojca. Nie był w stanie się
bronić. To było dziwne, ale bardziej bał się krzyków ojca, niż
starcia ze śmierciożercami. Gdy był dzieckiem ojciec rzadko
podnosił głos, a jeszcze rzadziej robił to w obecności Remusa.
Skończywszy
mówić, John wziął kilka głębokich oddechów, żeby się
uspokoić. Już żałował tego, że krzyknął na syna, ale słów
nigdy by nie cofnął. Musiał przecież uświadomić Remusowi, że
ma kogoś, kto martwi się o niego. Nie mógł tak po prostu iść do
walki i nie informować rodziców o tym, jak to wszystko się
skończyło. John nigdy nie spodziewał się, że będzie musiał
dawać komuś wykład podobny o tego, który on sam dostał od swojej
żony dwa tygodnie po przyłączenia się do Zakonu.
Na
szczęście dla młodego Lupina, dalszą rozmowę przerwał dźwięk
przekręcanego w zamku klucza. Po kilku chwilach do salonu weszła
Evelynne. Na widok syna zastygła wpół kroku i rzuciła torby z
zakupami na podłogę. Uśmiechnęła się, a jej oczy rozbłysły z
radości, która chwilę potem została zastąpiona przez złość.
Remus już wiedział, że pogadanka od ojca nie była jedyną, jaką
otrzyma tego dnia. Spojrzał na Johna, szukając pomocy, ale ten
wydawał się obojętny na nowe kłopoty syna.
- Mamo, ja… - zaczął Remus, ale zawiesił się, nie bardzo
wiedząc, co ma powiedzieć.
-
Co „ja”? - spytała Evelynne ze sztuczką uprzejmością. Jej
brązowe oczy ciskały gromy. - Remus, jestem w stanie zrozumieć to,
że jesteś zajęty pracą, studiami i działalnością w Zakonie,
ale, na Merlina, mógłbyś poświęcić MINUTĘ na wysłanie nam
wiadomości, że ŻYJESZ! Czy naprawdę nakreślenie krótkiego
liściku jest zbyt trudne dla kogoś z twoim wykształceniem?! Czy
masz do powiedzenia coś więcej niż bezwartościowe „przepraszam”?
Remus
pokręcił przecząco głową. Co innego mógł zrobić? Poza
„przepraszam” mógł jeszcze zaoferować „zapomniałem”, ale
to było jeszcze gorszym wyjście. Nic nie powiedział. Stał,
wpatrując się w klepki na podłodze, czując coraz większe gorąco
na twarzy.
Evelynne
pozwoliła synowi pomęczyć się chwilę z poczuciem winy, po czym
podeszła do niego i przytuliła go. Oddał uścisk, jak robił to
przez tyle lat. Evelynne przypomniała sobie jak Remus, będąc
jeszcze małym chłopcem, który stłukł sobie kolano, przybiegł do
niej z płaczem i padł jej w objęcia, jakby był tam bezpieczny od
wszelkiego zła i bólu.. Zawsze do niej przychodził, gdy miał
problem i nie wyobrażała sobie, żeby ktoś powiedział jej kiedyś,
że już nigdy nie zobaczy syna, bo zginął na wojnie. Przecież nie
po to tyle lat wychowywała go i chroniła, aby coś mu się stało w
jakimś bzdurnej potyczce ze śmierciożercami. Remus był wart
czegoś o wiele lepszego.
~
* ~
W
sobotni wieczór w Ministerstwie Magii przebywało niewiele osób, a
i oni albo szykowali się już do wyjścia, albo byli pogrążeni w
swojej pracy. Większość korytarzy zaciemniono.
Przez
jeden z tych zaciemnionych korytarzy przemykała się owinięta
czarnym płaszczem postać. Młody mężczyzna podszedł do okutych
żelazem drzwi i, rozejrzawszy się uprzednio, otworzył je, po czym
wsunął się do środka.
-
Lumos! - szepnął. Koniec
jego różdżki rozjarzył się białym światłem.
Przy
tym świetle mężczyzna podszedł do sporego,
mahoniowego biurka i zaczął szybko przeglądać leżące na nim
dokumenty. Wiedział, że dużo ryzykuje. Jeżeli ktokolwiek by go
złapał, mógłby nawet trafić do Azkabanu. Nie dbał o to. Musiał
znaleźć pewne dokumenty, albo wszyscy będą skończeni: on, jego
brat, przyjaciele, cały Zakon Feniksa.
-
Gdzie to jest? Na Merlina, gdzie oni to schowali – szeptał
gorączkowo. - Myśl, człowieku, Myśl!
Z
niepokojem obserwował wskazówki zegarka, który nosił na ręku.
Nie mógł zostać długo, żeby go nie wykryli, ale nie mógł też
odejść bez tych przeklętych papierów.
W
końcu je znalazł. Gdy tylko zobaczył tytuł, jakim opatrzony
został niepozorny świstek pergaminu, niemal krzyknął z radości.
Okrzyk ten zamarł
zamarł mu w gardle,
gdy usłyszał kroki i głosy dochodzące z korytarza. Poszedł
bliżej
drzwi i przyłożył do nich ucho. Po krótkiej chwili zdołał
rozróżnić słowa i osoby
mówiące.
-
Widzisz, Lucjuszu, sytuacja nie jest tak prosta – powiedział
głęboki, męski głos.
-
Przeciwnie, panie ministrze – odpowiedział mężczyzna nazwany
Lucjuszem.
Ukryty
w gabinecie mężczyzna domyślił się, iż
rozmówcami byli Lucjusz Malfoy (znany śmierciożerca) i Minister
Magii – Harold Minchum. Ten wniosek sprawił, że serce podeszło
mu do gardła.
-
Co masz na myśli? - zapytał Minchum.
-
Mam pewne źródła co do członków tej „organizacji oporu” -
wyjaśnił Malfoy. - To nic więcej jak banda ludzi, którzy,
korzystając z obecnie trwającej wojny, usiłują obalić legalną
władzę. To zwykli przestępcy. Spiskowcy. Należy ich niezwłocznie
zaaresztować i wtrącić do Azkabanu.
-
Może masz rację – odparł Minchum. - Ale kto należy do tej
organizacji?
-
Mam u siebie w gabinecie listę niemal pewnych członków. Wystarczy
ich przesłuchać. Muszę tylko pana ostrzec, że niektóre nazwiska
z tej listy mogą pana bardzo zdziwić.
Podsłuchujący
mężczyzna zdążył odskoczyć od drzwi akurat w momencie, w którym
zadrżała klamka.
„Ratuj,
Merlinie” pomyślał.
------------
Do Jenny Wolf: co prawda odpowiedziałam na Twój komentarz, pod poprzednim rozdziałem, ale nie dałam Ci pełnej odpowiedzi. Chodzi mi tu o przemiany Remusa. Przyjęłam, opierając się na kalendarzach z fazami Księżyca i twórczości innych, lepszych ode mnie autorów, że wilkołaki przemieniają się w trzy noce, gdy nasz satelita jest największy.
Pozdrawiam
------------
Do Jenny Wolf: co prawda odpowiedziałam na Twój komentarz, pod poprzednim rozdziałem, ale nie dałam Ci pełnej odpowiedzi. Chodzi mi tu o przemiany Remusa. Przyjęłam, opierając się na kalendarzach z fazami Księżyca i twórczości innych, lepszych ode mnie autorów, że wilkołaki przemieniają się w trzy noce, gdy nasz satelita jest największy.
Pozdrawiam
O mój Boże!
OdpowiedzUsuńTo zakończenie jest świetne. Ś-W-I-E-T-N-E! Serio, to jest coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Mam nadzieję, że na tej liście nie będzie prawdziwych nazwisk/nie będzie wszystkich.
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału (na brodę Merlina, jeszcze cały tydzień!)
Tylko nie możesz się doczekać? Kiedy Atria Adara dostała ten rozdział do zbetowania, stwierdziła, że czytelnicy będą chcieli mnie zabić :) Cieszę się, że nie jesteś tak krwiożercza.
UsuńMogę Cię pocieszyć tym, że przynajmniej wiesz, kiedy będzie nowy rozdział. Nie ma tego niepokoju "jutro czy za miesiąc?".
Pozdrawiam
Super rozdział 😊
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny 😁
Super rozdział!Nie mam pojęcia co mogłabym jeszcze napisać!
OdpowiedzUsuńMasz talent!!
Hej ;) Wow, wow, dostałam imienną notkę ;P Nie jestem specem w tej dziedzinie więc nie będę się kłócić ;P U siebie założyłam jedną noc, środkową, tzw. pełnię w pełni, gdy satelita jest oświetlony w 100% i przechodzi z jednej kwadry na drugą ;) Mimo wszystko współczuję Remusowi, nawet jedna noc to istny koszmar, a trzy pod rząd? Wpadłabym w depresję ;P
OdpowiedzUsuńUwielbiam okres zimy w opowiadaniach *.* Mama Remusa rozwaliła mnie swoim ‘Czy naprawdę nakreślenie krótkiego liściku jest zbyt trudne dla kogoś z twoim wykształceniem?’ ;P Podobają mi się relacje Remusa z rodzicami. Coś w tym jest, że problemy łączą ludzi, z pewnością futerkowy problem Remusa dużo wniósł w jego kontakty z mamą i tatą. Ciekawe czy byłby taki grzeczny i pokorny gdyby jego życie nie było naznaczone wilkołactwem ;)
A niech to jego gumowe ucho mu uschnie! Powinien zwiewać gdzie pieprz rośnie! Rozumiem, że udało mu się podsłuchać cenne informacje, ale co mu po tym jak go zaraz tam wykończą? :( Mam nadzieję, że coś zatrzyma ich w tych drzwiach, albo... Może ukryłaś przed nami fakt, że przemienił się w jakiegoś sprzątającego goblina? ;P Z drugiej strony już wyobrażam sobie akcję odbicia go z rąk śmierciożerców, ale tfu, tfu, tfu, oby to nie było konieczne!
Na koniec mam jeszcze małe pytanie, być może umknęło mi objaśnienie tego, bo nie jestem tu od początku istnienia bloga, ale zastanawiam się dlaczego niektóre fragmenty tekstu są jaśniejszego koloru? Czy to zabieg mający na celu wyróżnienie danych fragmentów, czy tylko zabieg estetyczny?
Weny i huncwotów ;)
niecnimarudersi.blogspot.com
Ach, jeszcze zapomniałam poprzeżywać, że właściwie nie ujawniłaś kto wkradł się do gabinetu! Niby natychmiast na myśl przychodzi Remus, ale... ;P
UsuńJeżeli chodzi o zachowanie Remusa, to może i nie byłby taki "grzeczny i pokorny", jak to ujęłaś, gdyby nie był wilkołakiem, ale wtedy też stosunek jego rodziców do niego byłby całkowicie inny. Weź pod uwagę, że ci ludzie co miesiąc patrzą z niepokojem w niebo świadomi tego, jakie katusze przeżywa ich syn. W dodatku stracili już jedno dziecko, więc nic dziwnego, że tak bardzo martwią się o Remusa.
UsuńW kwestii tych jaśniejszych fragmentów tekstu... To nie jest ani zabieg estetyczny, ani wyróżnienie tekst. To po prostu fanaberia tego szablonu :)
Pozdrawiam
Nieźle! Scena z rodzicami Remusa strasznie mnie rozczuliła, bo jednak Remus oprócz przyjaciół ma kogoś dla kogo jest całym światem :(
OdpowiedzUsuńCo do ostatniej sceny, robi się gorąco! Jutro przeczytam kolejną część, muszę powoli nadrabiać wszystko prze moją ostatnią nieobecność.
Baw się dobrze na studniówce,
pozdrawiam.