a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział 19 – Kawałek pergaminu

 W ciągu tygodnia Lily i James doszli do porozumienia w związku z datą ślubu. Zajęło im to dwa spotkania, z czego jedno zakończyło się dosyć poważną kłótnią. Sytuację uratowali Remus i Syriusz, którzy jako świadkowie nie mogli opuścić tych rozmów. Długie ustalenia (i sprawdzanie kalendarzy księżycowych) zaowocowały wyznaczenie, daty ślubu na siedemnastego sierpnia. Narzeczeni zdecydowali się też na skromną ceremonię i zaproszenie maksymalnie pięćdziesięciu gości. Zastanawiali się jeszcze nad miejscem ślubu, w grę wchodziło kilka domów weselnych. Gdy Lily wyszła na chwilę do toalety, James wyznał przyjaciołom, najpierw odbierając przysięgi milczenia, że zastanawia się nad kupnem domu. Jeżeli udałoby mu się sfinalizować transakcję przed ślubem, chciałby urządzić wesele w ogrodzie nowego domostwa. Dlatego tak walczył o ślub latem, chociaż Lily przekonywała go, żeby pospieszyć się i pobrać już w maju. Ale wtedy nie byłoby gwarancji dobrej pogody, na której bardzo zależało Jamesowi. Jednak, póki co, wolał nie mówić o tym Lily. Nie chciał robić jej niepotrzebnych nadziei.

Nie tylko Lily i James stwierdzili, że nie mogą bez siebie żyć – w połowie listopada Frank Longbottom oświadczył się Alicji Roberts, a ona się zgodziła. Ta para nie chciała czekać nie wiadomo ile na ślub i zdecydowali się na skromną ceremonię na początku kwietnia. Mieli być tylko oni, rodzice i świadkowie.

Dla Zakonu Feniksa listopad nie był łatwym miesiącem. Już na początku w potyczce ze śmierciożercami zginął Caradog Dearborn. Jedynym pocieszeniem dla współtowarzyszy broni był fakt, że Caradog zabrał ze sobą dwóch panów w czerni.

Problemy miał też Will Daniels. Co prawda Ministerstwo Magii już mu się nie narzucało („na razie”, jak sam stwierdził), ale miał kłopoty z kadrą. W ciągu miesiąca po odejściu Natalie, przez ekipę Mike'a, Remusa i Roxy przewinęły się trzy kelnerki. Żadna nie wytrzymała długo. Ten stan rzeczy był męczący dla wszystkich, przede wszystkim dla Roxany, która miała więcej obowiązków, oraz dla Willa, który niemal stawał na głowie, żeby jednak nie obciążać Roxy zbyt mocno.

Wejście Smoka było jednym z nielicznych miejsc, w których Remus czuł się bardzo swobodnie. Sam uważał ten fakt za dziwny, ale nie potrafił tego wytłumaczyć. Luźne podejście Willa i wsparcie Mike'a oraz Roxy podnosiło go na duchu nawet w najgorszy dzień. Dlatego chodził do pracy nie tylko z poczuciem obowiązku, ale też z prawdziwą radością. Praca w Wejściu Smoka dawała mu nie tylko tak potrzebne pieniądze, ale też osobistą satysfakcję i możliwość kontaktu z ludźmi. Co prawda jego mama twierdziła, że praca za barem jest dużo poniżej jego możliwości, ale Remus ucinał rozmowy, gdy tylko pojawiał się ten temat. Był szczęśliwy z obecnej sytuacji.

Poza pracą Remus rzucił się też w wir nauki, ale miał w tym bardziej prozaiczny powód, niż myślenie o swojej przyszłości, która nadal rysowała się w ciemnych barwach. Ze wszystkich sił starał się zapomnieć o niefortunnej nocy z Natalie, wciąż prześladującej go w snach i opanowującej jego myśli, gdy tylko nie zajmował się o czymś konkretnym. W tym pomagała mu Carmen, chociaż dziewczyna nie była świadoma miłosnych rozterek przyjaciela. Po prostu widziała, że coś się dzieje i chciała pomóc. Dodatkowo korzystała z okazji, żeby zorientować się, co, na Merlina, stało z Remusem. Niepokoił ją jego stan zdrowia.

Grudzień przyniósł mrozy i obfite opady śniegu. Po czterokrotnym odśnieżeniu chodnika w ciągu jednego dnia, zdenerwowany Mike rzucił na chodnik zaklęcie, które powodowało, że śnieg natychmiast się rozpuszczał. To usuwało cały problem.

W pierwszy weekend grudnia Remus odwiedził swoich rodziców, po dwutygodniowej nieobecności

- Już myślałem, że o nas zapomniałeś – powiedział John, gdy po otwarciu drzwi zobaczył za progiem swojego syna.

- Wiem, wiem. Przepraszam – odpowiedział ze skruchą Remus. - Mogę wejść?

- Co to za pytanie?

Chłopak uścisnął ojcu dłoń i wszedł do domu. Zawsze gdy tu wracał, czuł się, jakby cofnął się w czasie. Znów był kilkuletnim chłopcem, spędzającym całe dnie w świecie książek. Nie wiedział wtedy nic o wojnie, problemach prawnych i wielkiej polityce. Wiele by oddał, żeby znowu stać się tamtym dizeckiem. Wiele, ale nie przyjaciół, których zyskał od tamtego czasu.

- Gdzie mama? - zapytał Remus, rozglądając się po salonie.

Nie musiał wypatrywać matki. Wystarczyło, że wszedł do domu i wiedział, że był sam z ojcem. Nie słyszał głosu mamy, ani dźwięku jej kroków.

- Wyszła do sklepu. Gdybyśmy wiedzieli, że przyjdziesz, na pewno by została.

- Chciałem zrobić wam niespodziankę – wyjaśnił Remus. - Ale jeżeli to jakiś problem…

- Nie! - krzyknął John. - Żaden problem, Remus, nie gadaj głupot. Evelynne nigdy by mi nie darowała, gdybym cię stąd wypuścił. Strasznie za tobą tęskni. Zresztą, ja też. Widuję cię praktycznie tylko na zebraniach Zakonu. A po ostatniej potyczce przez pół dnia nie wiedziałem, co się z tobą dzieje.

Remus wbił wzrok w podłogę, słysząc urazę w głosie ojca. Wiedział, że miał on rację. Faktycznie Remus zapomniał o poinformowaniu rodziców, ale do głowy mu nie przyszło, że mogliby wiedzieć o tej potyczce. Razem z Jamesem i Syriuszem oglądali dom na przedmieściach Dover, gdy na ulicy pojawiło się czterech śmierciożerców. Ludzie w czarnych pelerynach i maskach na twarzach zaczęli rzucać zaklęcia na nic niepodejrzewających mugoli. Było oczywistym, że Huncwoci musieli zareagować. Tylko Remus miał opory przed podjęciem walki będąc w mniejszości, ale gdy James i Syriusz rzucili się na śmierciożerców, nie pozostało mu nic innego, jak pomóc im. W końcu wygrana w walce trzech na czterech była o wiele bardziej prawdopodobna niż dwóch na czterech. Opór był dla śmierciożerców tak wielkim zaskoczeniem, że niemal od razu teleportowali się.

- Nie nazwałbym tego potyczką – powiedział ostrożnie Remus. - Po prostu faceci w czerni bawili się w męczenie mugoli, a my im przeszkodziliśmy. Jak nas zobaczyli, od razu uciekli.

- To nie jest ważne! - krzyknął John. Zaraz zganił się za podniesienie głosu, ale nie potrafił tego powstrzymać. Od lat przyszłość jego jedynego syna była dla niego powodem do zmartwień. A teraz jeszcze ta awantura! - Chodzi mi o to, że spotkałeś się ze śmierciożercami, a ja potem przez pół dnia zastanawiałem się, czy przeżyłeś!

Remus aż skulił się pod ciężarem słów ojca. Nie był w stanie się bronić. To było dziwne, ale bardziej bał się krzyków ojca, niż starcia ze śmierciożercami. Gdy był dzieckiem ojciec rzadko podnosił głos, a jeszcze rzadziej robił to w obecności Remusa.

Skończywszy mówić, John wziął kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić. Już żałował tego, że krzyknął na syna, ale słów nigdy by nie cofnął. Musiał przecież uświadomić Remusowi, że ma kogoś, kto martwi się o niego. Nie mógł tak po prostu iść do walki i nie informować rodziców o tym, jak to wszystko się skończyło. John nigdy nie spodziewał się, że będzie musiał dawać komuś wykład podobny o tego, który on sam dostał od swojej żony dwa tygodnie po przyłączenia się do Zakonu.

Na szczęście dla młodego Lupina, dalszą rozmowę przerwał dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Po kilku chwilach do salonu weszła Evelynne. Na widok syna zastygła wpół kroku i rzuciła torby z zakupami na podłogę. Uśmiechnęła się, a jej oczy rozbłysły z radości, która chwilę potem została zastąpiona przez złość. Remus już wiedział, że pogadanka od ojca nie była jedyną, jaką otrzyma tego dnia. Spojrzał na Johna, szukając pomocy, ale ten wydawał się obojętny na nowe kłopoty syna.

- Mamo, ja… - zaczął Remus, ale zawiesił się, nie bardzo wiedząc, co ma powiedzieć.

- Co „ja”? - spytała Evelynne ze sztuczką uprzejmością. Jej brązowe oczy ciskały gromy. - Remus, jestem w stanie zrozumieć to, że jesteś zajęty pracą, studiami i działalnością w Zakonie, ale, na Merlina, mógłbyś poświęcić MINUTĘ na wysłanie nam wiadomości, że ŻYJESZ! Czy naprawdę nakreślenie krótkiego liściku jest zbyt trudne dla kogoś z twoim wykształceniem?! Czy masz do powiedzenia coś więcej niż bezwartościowe „przepraszam”?

Remus pokręcił przecząco głową. Co innego mógł zrobić? Poza „przepraszam” mógł jeszcze zaoferować „zapomniałem”, ale to było jeszcze gorszym wyjście. Nic nie powiedział. Stał, wpatrując się w klepki na podłodze, czując coraz większe gorąco na twarzy.

Evelynne pozwoliła synowi pomęczyć się chwilę z poczuciem winy, po czym podeszła do niego i przytuliła go. Oddał uścisk, jak robił to przez tyle lat. Evelynne przypomniała sobie jak Remus, będąc jeszcze małym chłopcem, który stłukł sobie kolano, przybiegł do niej z płaczem i padł jej w objęcia, jakby był tam bezpieczny od wszelkiego zła i bólu.. Zawsze do niej przychodził, gdy miał problem i nie wyobrażała sobie, żeby ktoś powiedział jej kiedyś, że już nigdy nie zobaczy syna, bo zginął na wojnie. Przecież nie po to tyle lat wychowywała go i chroniła, aby coś mu się stało w jakimś bzdurnej potyczce ze śmierciożercami. Remus był wart czegoś o wiele lepszego.

~ * ~

W sobotni wieczór w Ministerstwie Magii przebywało niewiele osób, a i oni albo szykowali się już do wyjścia, albo byli pogrążeni w swojej pracy. Większość korytarzy zaciemniono.
Przez jeden z tych zaciemnionych korytarzy przemykała się owinięta czarnym płaszczem postać. Młody mężczyzna podszedł do okutych żelazem drzwi i, rozejrzawszy się uprzednio, otworzył je, po czym wsunął się do środka.

- Lumos! - szepnął. Koniec jego różdżki rozjarzył się białym światłem.

Przy tym świetle mężczyzna podszedł do sporego, mahoniowego biurka i zaczął szybko przeglądać leżące na nim dokumenty. Wiedział, że dużo ryzykuje. Jeżeli ktokolwiek by go złapał, mógłby nawet trafić do Azkabanu. Nie dbał o to. Musiał znaleźć pewne dokumenty, albo wszyscy będą skończeni: on, jego brat, przyjaciele, cały Zakon Feniksa.

- Gdzie to jest? Na Merlina, gdzie oni to schowali – szeptał gorączkowo. - Myśl, człowieku, Myśl!

Z niepokojem obserwował wskazówki zegarka, który nosił na ręku. Nie mógł zostać długo, żeby go nie wykryli, ale nie mógł też odejść bez tych przeklętych papierów.

W końcu je znalazł. Gdy tylko zobaczył tytuł, jakim opatrzony został niepozorny świstek pergaminu, niemal krzyknął z radości. Okrzyk ten zamarł zamarł mu w gardle, gdy usłyszał kroki i głosy dochodzące z korytarza. Poszedł bliżej drzwi i przyłożył do nich ucho. Po krótkiej chwili zdołał rozróżnić słowa i osoby mówiące.

- Widzisz, Lucjuszu, sytuacja nie jest tak prosta – powiedział głęboki, męski głos.

- Przeciwnie, panie ministrze – odpowiedział mężczyzna nazwany Lucjuszem.
Ukryty w gabinecie mężczyzna domyślił się, iż rozmówcami byli Lucjusz Malfoy (znany śmierciożerca) i Minister Magii – Harold Minchum. Ten wniosek sprawił, że serce podeszło mu do gardła.

- Co masz na myśli? - zapytał Minchum.

- Mam pewne źródła co do członków tej „organizacji oporu” - wyjaśnił Malfoy. - To nic więcej jak banda ludzi, którzy, korzystając z obecnie trwającej wojny, usiłują obalić legalną władzę. To zwykli przestępcy. Spiskowcy. Należy ich niezwłocznie zaaresztować i wtrącić do Azkabanu.

- Może masz rację – odparł Minchum. - Ale kto należy do tej organizacji?

- Mam u siebie w gabinecie listę niemal pewnych członków. Wystarczy ich przesłuchać. Muszę tylko pana ostrzec, że niektóre nazwiska z tej listy mogą pana bardzo zdziwić.
Podsłuchujący mężczyzna zdążył odskoczyć od drzwi akurat w momencie, w którym zadrżała klamka.


„Ratuj, Merlinie” pomyślał.

------------
Do Jenny Wolf: co prawda odpowiedziałam na Twój komentarz, pod poprzednim rozdziałem, ale nie dałam Ci pełnej odpowiedzi. Chodzi mi tu o przemiany Remusa. Przyjęłam, opierając się na kalendarzach z fazami Księżyca i twórczości innych, lepszych ode mnie autorów, że wilkołaki przemieniają się w trzy noce, gdy nasz satelita jest największy.
Pozdrawiam

8 komentarzy:

  1. O mój Boże!
    To zakończenie jest świetne. Ś-W-I-E-T-N-E! Serio, to jest coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Mam nadzieję, że na tej liście nie będzie prawdziwych nazwisk/nie będzie wszystkich.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału (na brodę Merlina, jeszcze cały tydzień!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko nie możesz się doczekać? Kiedy Atria Adara dostała ten rozdział do zbetowania, stwierdziła, że czytelnicy będą chcieli mnie zabić :) Cieszę się, że nie jesteś tak krwiożercza.
      Mogę Cię pocieszyć tym, że przynajmniej wiesz, kiedy będzie nowy rozdział. Nie ma tego niepokoju "jutro czy za miesiąc?".
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Super rozdział 😊
    Czekam na kolejny 😁

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział!Nie mam pojęcia co mogłabym jeszcze napisać!
    Masz talent!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej ;) Wow, wow, dostałam imienną notkę ;P Nie jestem specem w tej dziedzinie więc nie będę się kłócić ;P U siebie założyłam jedną noc, środkową, tzw. pełnię w pełni, gdy satelita jest oświetlony w 100% i przechodzi z jednej kwadry na drugą ;) Mimo wszystko współczuję Remusowi, nawet jedna noc to istny koszmar, a trzy pod rząd? Wpadłabym w depresję ;P
    Uwielbiam okres zimy w opowiadaniach *.* Mama Remusa rozwaliła mnie swoim ‘Czy naprawdę nakreślenie krótkiego liściku jest zbyt trudne dla kogoś z twoim wykształceniem?’ ;P Podobają mi się relacje Remusa z rodzicami. Coś w tym jest, że problemy łączą ludzi, z pewnością futerkowy problem Remusa dużo wniósł w jego kontakty z mamą i tatą. Ciekawe czy byłby taki grzeczny i pokorny gdyby jego życie nie było naznaczone wilkołactwem ;)
    A niech to jego gumowe ucho mu uschnie! Powinien zwiewać gdzie pieprz rośnie! Rozumiem, że udało mu się podsłuchać cenne informacje, ale co mu po tym jak go zaraz tam wykończą? :( Mam nadzieję, że coś zatrzyma ich w tych drzwiach, albo... Może ukryłaś przed nami fakt, że przemienił się w jakiegoś sprzątającego goblina? ;P Z drugiej strony już wyobrażam sobie akcję odbicia go z rąk śmierciożerców, ale tfu, tfu, tfu, oby to nie było konieczne!
    Na koniec mam jeszcze małe pytanie, być może umknęło mi objaśnienie tego, bo nie jestem tu od początku istnienia bloga, ale zastanawiam się dlaczego niektóre fragmenty tekstu są jaśniejszego koloru? Czy to zabieg mający na celu wyróżnienie danych fragmentów, czy tylko zabieg estetyczny?

    Weny i huncwotów ;)

    niecnimarudersi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, jeszcze zapomniałam poprzeżywać, że właściwie nie ujawniłaś kto wkradł się do gabinetu! Niby natychmiast na myśl przychodzi Remus, ale... ;P

      Usuń
    2. Jeżeli chodzi o zachowanie Remusa, to może i nie byłby taki "grzeczny i pokorny", jak to ujęłaś, gdyby nie był wilkołakiem, ale wtedy też stosunek jego rodziców do niego byłby całkowicie inny. Weź pod uwagę, że ci ludzie co miesiąc patrzą z niepokojem w niebo świadomi tego, jakie katusze przeżywa ich syn. W dodatku stracili już jedno dziecko, więc nic dziwnego, że tak bardzo martwią się o Remusa.
      W kwestii tych jaśniejszych fragmentów tekstu... To nie jest ani zabieg estetyczny, ani wyróżnienie tekst. To po prostu fanaberia tego szablonu :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Nieźle! Scena z rodzicami Remusa strasznie mnie rozczuliła, bo jednak Remus oprócz przyjaciół ma kogoś dla kogo jest całym światem :(
    Co do ostatniej sceny, robi się gorąco! Jutro przeczytam kolejną część, muszę powoli nadrabiać wszystko prze moją ostatnią nieobecność.
    Baw się dobrze na studniówce,
    pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy