Areszt
Ministerstwa Magii nie należał do najprzyjemniejszych miejsc na
świecie. Cele, co prawda, były pojedyncze, ale tak ciasne, że
nawet nie dało się po nich swobodnie przejść. Na ścianach
brakowało okien, nawet zaczarowanych, a cały wystrój pomieszczeń
stanowiły twarda leżanka, toaleta w rogu i mała umywalka.
Mimo
wszystkich niedogodności Edgar Bones uważał się za szczęściarza.
Po tym, jak złapano go w gabinecie Lucjusza Malfoya, mogli zesłać
go prosto do Azkabanu. Tylko fakt, że był aurorem, zmusił ich do
umieszczenia Edgara w celi w Ministerstwie Magii. Przynajmniej nie
musi znosić dementorów. Na razie.
Późnym
wieczorem drzwi aresztu otworzyły się i weszło przez nie dwóch
strażników. Bez słowa wyprowadzili Edgara z celi. Bones szybko
zorientował się, że prowadzą go do pokoju przesłuchań. Liczył,
iż wreszcie pozwolą mu spotkać się z adwokatem sam na sam. Do tej
pory miał z tym problem.
Pokój
przesłuchań był bardzo podobny do cel, tylko, że większy. Na
środku stał duży, metalowy stół, przy którym znajdowały się
plastikowe, niewygodne krzesła. Jedyną osobą znajdującą się w
tym pokoju, był niski, posiwiały mężczyzna. Edgar odetchnął z
ulgą, gdy tylko rozpoznał, z kim będzie rozmawiał.
-
Siadaj - polecił Ernest Rodes, gdy za Edgarem zamknęły się
drzwi. - Mamy mało czasu.
Edgar
usiadł na jednym z krzeseł. Ernest zajął miejsce naprzeciwko
niego.
-
Edgarze, będę robił wszystko, żeby cię z tego wyciągnąć… -
zaczął Ernest.
-
Odpuść – wtrącił Bones. - Popełniłem błąd i muszę za niego
zapłacić. Teraz ważniejsza jest ta kartka.
-
W takim razie, gdzie ona jest?
Edgar
otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale nagle poczuł jakby sznur
owijał mu się wokół gardła, uniemożliwiając wydobycie dźwięku.
Jednocześnie w jego głowie pojawiła się pustka. Nic nie pamiętał.
Pokręcił przecząco głową. Ernest od razu zrozumiał, o co
chodziło jego klientowi.
W
trakcie swojej ponad dziesięcioletniej praktyki tylko dwa razy
spotkał się z zaklęciem Mittere siletium. Był to niezwykle rzadki
czar, powodujący niemożność wymówienia sekretu, który chronił.
Nawet użycie Veritaserum nie pokonywało go, bo w razie pytania,
delikwent zapominał o wszystkim, co miało związek z tajemnicą. W
przypadku Edgara chodziło o tajemniczą kartkę. Jedynym sposobem na
odnalezienie jej to wypuszczenie Edgara i pozwolenie zaklęciu na
zaprowadzenie go do schowanej przez niego wiadomości. W obecnej
sytuacji było to niemożliwe.
-
Dominique pytała się o ciebie – powiedział Ernest, zmieniając
temat.
Edgar
zamknął oczy, przywołując obraz żony. Miała piękne, długie do
pasa blond włosy i oczy niebieskie jak ocean. Chociaż urodziła
dwójkę dzieci, nadal zachowała szczupłą figurę.
-
Czemu nie przyszła? - zapytał Edgar. Zdenerwował się na siebie,
bo głos mu drżał.
Ernest
kulturalnie nie skomentował tego.
-
Chciała, ale jej nie pozwolili. Ed, to nie jest zabawa. Gdy auror
włamuje się do gabinetu kogoś takiego jak Lucjusz Malfoy, sprawa
nie może być prosta. Prokurator chce zażądać wyroku piętnastu
lat. Bez zawiasów i możliwości zwolnienia warunkowego.
Ta
wiadomość zmroziła Edgarowi krew w żyłach. Co prawda nie
spodziewał się zwolnienia czy wyroku w zawiasach, ale, na Merlina,
nie przewidywał piętnastu lat w Azkabanie! Kiedy już wyjdzie, jego
syn, Mason, skończy szkołę, a córka, Mary, dorośnie. Nie
wspominając o tym, że on sam będzie wrakiem człowieka. Nikt nie
przetrwa tylu lat z dementorami, zachowując sprawność umysłową.
-
Wyciągnę cię z tego – powiedział stanowczo Ernest. - Choćbym
miał zaprzedać duszę diabłu, wyciągnę cię. Skoro nie pamiętasz
samego włamania, mogę się powołać na niepoczytalność… albo
na Imperiusa.
-
Nikt w to nie uwierzy.
-
Bzdura – żachnął się Ernest. - Trzy miesiące temu Archie
Willis napadł na członków Brygady Uderzeniowej. Pod pływem
Imperiusa. I wypuścili go.
-
Kto jak kto, ale Malfoy wie, jak wygląda ktoś po Imperiusie –
przypomniał Edgar.
Ku
jego wielkiemu zdziwieniu, Ernest uśmiechnął się z triumfem.
-
Ale to nie on będzie cię sądził – zauważył.
Teraz
Edgar też się uśmiechnął. Może jednak uda mu się zobaczyć,
jak dorastają jego dzieci.
~
* ~
Grudzień
minął szybko, ale niestety nie bezboleśnie]. W połowie miesiąca
grupa śmierciożerców dopadła Benia Fenwicka. To, co z niego
zostało, oddano rodzinie w trumnie wielkości pudełka od butów.
Zakon Feniksa ciężko odczuł śmierć Benia, który był
specjalistą od zaklęć zwodzących. Ogólny nastrój poprawił
Alastor Moody, który na tydzień przed świętami aresztował Igora
Karkarowa, znanego śmierciożercę, który z miejsca został wysłany
„na wakacje” na jedną z wysp Morza Północnego.
~
* ~
Gdy
tuż po świętach Remus przyszedł do pracy, na dziesiątą, na
pierwszą zmianę, ku własnemu zdziwieniu zastał przy barze
wysokiego blondyna. Na pierwszy rzut oka miał około
dziewiętnastu-dwudziestu lat. Niebieskie oczy rozszerzyły się na
widok Lupina.
-
Jeszcze… zamknięte – wydukał Remus.
Nie
wiedział czemu, ale coś w tym chłopaku go niepokoiło. Nie umiał
tylko powiedzieć, co.
-
Co? Ach, wiem – odpowiedział chłopak, ignorując zmieszanie
Remusa. - Ja tu pracuję… o tutaj mam list.
Sięgnął
do kieszeni i wyjął złożony kawałek pergaminu. Podał go
Remusowi, który od razu zaczął czytać. W kilku słowach Will
wyjaśnił, że Andrew Froment (jak najwyraźniej nazywał się
tajemniczy chłopak) dołącza do ich ekipy jako… kelner.
„Roxy
będzie zachwycona” pomyślał Remus. On sam był ciekawy, jak
będzie pracować się z chłopakiem na stanowisku kelnera.
-
No więc? - zapytał Andrew, unosząc brwi.
-
To teraz będzie krótki kurs – powiedział Remus, oddając list. -
To jest Alex – zaczął, uderzając ręką w bar. - Na szafkach są
przyczepiane karteczki, których NIE WOLNO zdejmować. Bo nikt
niczego nie znajdzie. Dalej… za tamtą dziurą jest kuchnia, nasz
kucharz na zmianie niedługo przyjdzie…
-
Na zmianie? - wtrącił Andrew.
-
Will ci nie mówił? - zdziwił się Remus. - Pracujemy w stałych
ekipach. Nasza liczy cztery osoby: ja stoję za barem, mój kuzyn,
Mike, jest kucharzem, Roxy Collins kelnerką no i od teraz ty też.
Tak właściwie, to jestem Remus – dodał wyciągając rękę do
nowego kolegi.
-
Andrew Froment – przedstawił się chłopak, ściskając rękę
Remusa.
Dopiero
teraz Remus zauważył, że nowy kelner mówi z ledwo słyszalnym
akcentem. Jakby… francuskim? Z uwagi, że Remus nigdy nie widział
Andrew w Hogwarcie, Froment musiał kończyć zagraniczną szkołę.
Nazwisko miał francuskie, więc najpewniej było to Beauxbatons.
-
Reszta też przyjdzie? - zapytał Andrew, spoglądając na wiszący
nad drzwiami zegar.
-
Roxy nie przyjdzie przed jedenastą, a Mike może być lada moment.
Chociaż zdarza mu się spóźniać. Od przychodzenia przed czasem
jestem ja. Napijesz się czegoś?
-
Nie, dzięki. Wolę się rozejrzeć.
-
Jasne. Jeżeli się zgubisz, to krzycz.
-
A nasz szef… - przerwał, gdy Remus wzruszył ramionami.
-
Jeżeli chodzi o Willa, to z nim nigdy nic nie wiadomo. Jest albo go
nie ma. Z czasem się przyzwyczaisz. Albo odejdziesz, jak inni.
Zostawił
zaskoczonego Andrew na środku sali i poszedł za bar. Wrzucił torbę
do odpowiedniej przegródki, wyjmując z niej uprzednio książkę z
hiszpańską gramatyką. Nadal miał problem z odmianą niektórych
końcówek.
Roxy
była zachwycona nowym kolegą, czego nie można było powiedzieć o
Mike'u, który od samego początku obdarzał Andrew spojrzeniem,
jakby ten był co najmniej Natalie.
-
To się źle skończy – powiedział Mike, po dwóch godzinach
wspólnej pracy, gdy Remus zajrzał na chwilę do kuchni.
-
Tak samo mówiłeś po tym, jak spędziłem noc z Natalie –
przypomniał Remus.
-
I miałem rację – przypomniał Mike. - Wystawiła cię.
Wykorzystała, zgniotła i wyrzuciła. I nie próbuj zaprzeczać!
-
Nie mam zamiaru – odparł Remus. - Ale spokojnie. Nie jestem
jasnowidzem, ale z tego kolejnego romansu nie będzie.
Mike
prychnął i odwrócił się do kuchenki. Ale w duchu musiał
przyznać kuzynowi rację. Na romans się nie zanosi. Remus nie był
z tych. Mimo to Mike czuł w powietrzu zbliżającą się katastrofę.
Nienawidził tego przeczucia, ale nie potrafił się go pozbyć.
Tu
nie chodziło tylko o Andrew i Natalie. To zdarzało mu się już
wcześniej. Gdy rodzice zaczęli prowadzać go w weekendy do wujka
Johna i wychodzić nie wiadomo gdzie, też czuł, że coś jest nie
tak. Skończyło się na tym, że jego rodzice zginęli, a on
wylądował u wujostwa.
„Cholerne
przeczucia” pomyślał. „Nienawidzę mieć racji.”
-
Widziałeś dzisiaj Willa? - zapytał nagle Remus.
-
To ty przyszedłeś pierwszy – przypomniał Mike.
-
Nie. Pierwszy przyszedł Andrew. On też go nie widział.
Mike'a
niespecjalnie to zdziwiło. Zdarzało się, że Will nie pojawiał
się w pracy nawet przez tydzień. Kiedy indziej praktycznie nie
wychodził z baru przez kilka dni. Należało to zaakceptować.
-
Masz plany na popołudnie? - zagadnął Mike, zmieniając temat.
-
Wrócić do domu, usiąść w fotelu w towarzystwie herbaty i kilku
książek i… w zasadzie nie mam innego pomysłu.
Mike
zmarszczył brwi, myśląc nad słowami kuzyna. Martwił się życiem
towarzyskim Remusa. Sam nie był co prawda szczególnie imprezowym
typem, ale, na Merlina, święty też nie był. Zdarzało mu się
wychodzić wieczorami do klubów. Remus nigdy z nim nie chadzał. A
od romansu z Natalie zamknął się w sobie jeszcze bardziej. Całe
szczęście, że miał te swoje spotkania z Huncwotami w niedziele.
Ale co innego spotkanie w wąskim gronie przyjaciół, a co innego
wyjście do zupełnie obcych osób. Każdy musi się czasem zabawić.
„A
może… wciągnąć w to tę Hiszpankę? Może ona będzie miała
jakiś pomysł.”
Super rozdział!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny.
Super rozdział. Intryguje mnie Andrew...
OdpowiedzUsuńCzekam na następny 😊
Matko, tak mi szkoda Edgara! Mam jednak nadzieję, że nie będziesz okrutna i uda się go uwolnić :c
OdpowiedzUsuńRozumiem ból Remusa, tak bardzo, hiszpański jest okropny pod względem końcówek xD
I nie podoba mi się to zło wróżenie, boję się, że coś się sypnie ;-;
Mam nadzieję, że mimo wszystko postarasz się ich oszczędzić :D
Biedny Edgar, oby sprawa potoczyła się pomyślnie dla niego!
OdpowiedzUsuńFajny pomysł z tym zaklęciem, tego jeszcze nigdzie nie widziałam.
Szczerze mówiąc, postać Andrew bardzo mnie zaintrygowała, ciekawa jestem cóź to z nim będzie - może jest śmiercioźercą?
Żal mi też Remusa, chociaż z drugiej strony umiem wleźć w jego skórę i z doświadczenia wiem, jakie to męczące, gdy bardziej ekstrawertyczni znajomi na siłę próbują wyciągnąć mnie z domu.
Jak zwykle, z niecierpliwością czekam na nowość! :)
Hej ;) Trzymam kciuki za Edgara, nie mam pojęcia jak i gdzie ukrył dokumenty, ale chyba nikt nie chce czekać tylu lat aż je zdobędą. Tak mi teraz przyszło do głowy, że Ministerstwo specjalnie może go wypuścić by go śledzić, w ten sposób by ich do nich doprowadził, ale im chyba bardziej zależy na tym by Zakon ich nie zdobył, więc mogą go jednak przymknąć... Eh... No trzymam te kciuki, oby było dobrze ;P
OdpowiedzUsuńNiepokoją mnie te złe przeczucia Mike... On w ogóle ciągle jest ponury i ciągle coś jest nie tak xD Niech sobie chlapnie i przestanie się tak wszystkim zadręczać ;P Strasznie tu się smutno robi przez to wszystko ;P
Weny i huncwotów ;)
niecnimarudersi.blogspot.com