„Frío,
frío, mucho frío*” myślała Carmen, wyrzucając ciuchy z szafy.
Rozpaczliwie poszukiwała jakichś ciepłych ubrań, ale poza dwoma
swetrami nie znalazła niczego.
„A
mówili, że Anglia to zimna dziura. Ale, na Hekate**, nikt nie
mówił, że będzie AŻ TAK zimno!”
Mimo
swoich narzekań, nie żałowała, że przyjechała na Wyspy. Z
radością odkrywała sekrety wysp, a także ludzi, z którymi
przyszło jej się zetknąć. Na szczęście rodzice stale przysyłali
jej pieniądze na utrzymanie, więc nie musiała marnować czasu na
pracę. Bardzo im zależało na tym, żeby Carmen odnalazła się w
Anglii. Jako jedyna z rodziny wyjechała za granicę na studia, mimo,
że nie pochodziła z biednego domu. Po prostu żadnego z jej braci
nie ciągnęło poza Hiszpanię. Najstarszy z nich, Horacio,
studiował w Madrycie, tam poznał Catalinę, z którą pobrali się
na trzecim roku nauki. Obecnie pracował w wielkiej firmie
reklamowej, dzieląc swój czas na pracę i wychowanie syna –
Javiera. Następny z braci, Gaspar, zamieszkał we wsi pod rodzinnym
Algeciras, w majątku swojej żony, Leticii. Zajmowali się uprawą
winorośli, ale część posiadłości przeznaczyli na hodowlę
abraksanów. Ostatni z trójki braci, Tonio, studiował w Sevilli
uzdrowicielstwo, idąc w ślady ojca.
Gorączkowe
poszukiwania odpowiedniego stroju na aktualną pogodę (-15 stopni
Celsjusza i nieustające opady śniegu) przerwało pukanie.
Carmen
zmarszczyła brwi i ciekawością podeszła do drzwi, żeby
sprawdzić, kto za nimi stoi. Nie spodziewała się żadnych gości.
Tym większe było jej zdziwienie, gdy przez wizjer zobaczyła
niemiłego kuzyna Remusa.
-
Skąd masz mój adres? - zapytała na wstępie, nie próbując ukryć
niechęci.
-
Z notesu Remusa – odpowiedział brunet (jakkolwiek było mu na
imię). - Mogę wejść? Mam do ciebie sprawę.
Miał
miły głos, ale Carmen nie umiała od razu mu zaufać. Dobrze
pamiętała jego obcesowość.
-
Wiem, że nie zaczęliśmy najlepiej. Nie powinienem był zamykać ci
drzwi przed nosem. Ale… spróbuj mnie zrozumieć. Ja tylko chcę go
chronić.
-
Przede mną? - zdziwiła się Carmen. - Jestem jego przyjaciółką!
-
Gdybyś tylko wiedziała – mruknął chłopak, ale po chwili wrócił
do poprzedniego tonu. - Nie neguję tego. Ale… są rzeczy, o
których nawet przyjaciele nie powinni dowiadywać się w czasie
choroby. Jeżeli Remus nie powiedział ci tego wprost, ja nie mogłem…
- zawahał się, nie wiedząc, jakiego słowa użyć. Nie spodziewał
się tak trudnej rozmowy.
-
Rozumiem – powiedziała Carmen, wybawiając niespodziewanego gościa
z kłopotu. - Sama z nim porozmawiam. Wejdź.
Cofnęła
się do mieszkania, prowadząc za sobą gościa.
-
Tak w ogóle… powinienem się najpierw przedstawić. Jestem Mike
Croft.
-
Carmen Luz Estrella – odpowiedziała dziewczyna. - Ale to pewnie
też wiesz.
Nie
potrafiła pozbyć się niechęci do swojego gościa. Coś w nim
sprawiało, że Carmen nie umiała spojrzeć na niego przychylnym
okiem.
-
O jaką sprawę chodzi? - spytała, siadając w fotelu. Mike'owi
wskazała drugi.
-
Chcę wyciągnąć gdzieś Remusa dzisiaj wieczorem. Problem w tym,
że on nie ma ochoty na jakiekolwiek wyjście. I tutaj potrzebuję
ciebie.
-
Chcesz, żebym wyciągnęła go na zabawę?
Nie
dziwiła się tym, że Remus wolał siedzieć w domu. Był typem
samotnika. W klubach zdecydowanie nie czuł się dobrze. Z kolei
Carmen lubiła spędzać wieczory na zabawach.
-
Tak. W zasadzie właśnie o to mi chodzi – przyznał Mike. - Tylko
nie mów mu, że to mój pomysł.
-
Domyśliłam się. Mogę mu zaproponować wyjście, ale nie mogę
zagwarantować efektu.
-
Wiem – odpowiedział Mike. - Remus nie ma łatwego charakteru.
„Jakbym
o tym nie wiedziała” pomyślała Carmen, ale nie powiedziała tego
na głos.
-
Żeby było jasne, nie robię tego dla ciebie – zaznaczyła
Hiszpanka.
-
Nawet przez myśl mi nie przeszła taka ewentualność – odparł
Mike, wstając z fotela. - Nie będę ci dłużej przeszkadzać.
Carmen
odprowadziła go do drzwi. Nie powiedziała ani słowa na pożegnanie.
Cały czas zastanawiała się, dlaczego zgodziła się na tę
intrygę. Mike'a nawet nie lubiła. Z drugiej strony, tu chodziło
przecież o Remusa. Przez trzy miesiące znajomości Carmen zdążyła
poznać go wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć o słabościach i
preferencjach przyjaciela. Wiedziała o jego niefortunnym romansie z
koleżanką z pracy, ale nic nie wiedziała o stanie zdrowia Remusa.
Choroba, a i owszem, ale jaka? Do tej pory nie udało jej się tego
ustalić.
„Dowiem
się tego” obiecała sobie. „Dowiem się, choćby miałaby to być
ostatnia rzecz, jaką zrobię życiu.”
~
* ~
Mike
szedł ulicą, oczarowany dziewczyną, którą właśnie spotkał.
Carmen okazała się nie tylko piękną kobietą, ale także panną z
charakterem. Nie spodziewał się, że w tak małym ciele, może kryć
się taki ogień uczuć, co potwierdziła ta krótka rozmowa.
Zorientował się też, że uczucia Carmen względem Remusa są
ciepłe, jeżeli nie powiedzieć – gorące. To mogło zwiastować
kolejny romans, ale tym razem nie było obawy, że ewentualny związek
skończy się katastrofą. Oczywiście, jeżeli Carmen nie odwróci
się na wiadomość o chorobie Remusa. A tego nikt nie mógł
zagwarantować.
Mike
liczył na to, że Hiszpance jednak uda się przekonać Remusa do
wyjścia. On sam próbował już kilkukrotnie, a ten zawsze się
czymś wymawiał. Nie mogło się to powtórzyć ponownie.
Droga
do domu zajęła mu nieco ponad pół godziny. Zgodnie ze swoimi
podejrzeniami, swoich współlokatorów zastał pochylonych nad
jakimiś papierami. Początkowe poczucie triumfu szybko zgasło, gdy
uświadomił sobie, że na stoliku nie leżą materiały naukowe, ale
przegląd sukien ślubnych.
-
Remus, nie mówiłeś, że wychodzisz za mąż – powiedział Mike z
udawanym zdziwieniem. - Moim zdaniem będzie ci świetnie w sukni
numer trzy.
Ledwo
uchylił się przed ciosem kuzyna. Parsknął śmiechem, który
szybko podchwycili Remus i Lily.
Suknia
numer trzy faktycznie była piękna. Dopasowany gorset, który
podkreślał biust i talię, rozszerzał się od bioder w długą do
ziemi, rozkloszowaną suknię. Ramiona okryto przez delikatną
koronką.
-
Też się nad nią zastanawiałam – przyznała Lily, gdy już
opanowała śmiech.
-
A co założy twoja… druhna?
Tym
razem Mike nie zdążył się uchylić i już po chwili rozcierał
bolące ramię. Od razu z pomocą Remusowi ruszyła Lily.
-
Primero, nie druhna, tylko świadek, a segundo, założy garnitur.
-
E tam – mruknął Mike, przezornie odchodząc wcześniej na drugą
stronę pokoju. - Ilu gości zapraszacie?
Lily
wzruszyła ramionami.
-
Każde z nas robi osobną listę, a potem spróbujemy to jakoś
zgrać. Ale nie planuję jakoś szczególnie wystawnego wesela.
-
Tak samo mówiła kuzynka mojego współlokatora z dormitorium. „To
będzie skromne wesele” - powiedział naśladując kobiecy głos. -
Skromne! Louis mówił, że było prawie trzysta osób.
-
Nie chcę przekroczyć setki – uspokoiła go Lily. - Nie wiem, co
chce zrobić James. Ale może dość rozważań ślubnych. Jakie mamy
plany na obiad?
Mike
zerknął w stronę wiszącego na ścianie zegara. W sumie nie było
jeszcze zbyt późno na obiad.
-
Mogę państwu zaproponować spaghetti bolognese.
-
Może być – zgodziła się z Lily.
-
Czemu nie - odparł Remus i od razu schylił się, żeby nie oberwać
lecącą poduszką.
-
Jak jesteś taki mądry, to sam rób obiad.
Mimo
swoich groźnie brzmiących słów, Mike poszedł do kuchni, skąd
wkrótce dało się słyszeć dźwięki wyciąganych naczyń.
-
Chyba też powinnam kiedyś coś ugotować – powiedziała Lily z
nutą winy w głosie.
-
I odebrać mu całą przyjemność? - zapytał Remus.
-
Może masz rację… - westchnęła. - Nie mówiłeś mi, jak było u
rodziców na świętach.
Przez
dłuższą chwilę Lily nie uzyskała odpowiedzi i już zaczynała
podejrzewać, że poruszyła kwestię, o który nie powinna pytać.
Wiedziała, że poruszanie pewnych tematów może być ryzykowne –
Remus miewał skłonności do wpadania w przygnębienie. Wszyscy jego
bliscy znajomi zdawali sobie z tego sprawę.
-
Normalnie – powiedział w końcu Remus, wpatrując się w swoje
dłonie, zaciśnięte na kolanach. - Co mogę powiedzieć więcej?
-
Remus, przecież widzę, że coś się dzieje – zaczęła, ale
kuzyn przerwał jej ruchem ręki.
Zrozumiała,
że niczego z niego już nie wyciągnie. Przynajmniej w tej chwili.
Nie chciała poruszać tego tematu znowu. Wolała poczekać, aż
przyjaciel sam powie jej, co się stało, a była pewna, że prędzej
czy później tak się stanie. W kłopotach Remus zawsze szukał u
niej pomocy.
Zasiadali
do obiadu, gdy ciemnobrązowy puszczyk zaczął stukać w okno. Lily
poderwała się z krzesła i poszła wpuścić sowę. Od razu
tworzyła list i przebiegła szybko wzrokiem po tekście.
-
Chyba nici z obiadu – powiedziała po krótkiej chwili.
-
Co się stało? - zaniepokoił się Mike.
Lily
nie patrzyła na niego. Wbiła spojrzenie zielonych oczu w Remusa,
który od razu zrozumiał, co się święci. Nie wiedział tylko, jak
wytłumaczyć kuzynowi nagłe wyjście. Zdawał sobie sprawę z tego,
że byłoby o wiele łatwiej, gdyby powiedział Mike'owi o Zakonie
Feniksa, ale nie potrafił się jeszcze na to zdobyć. Nie chciał
też dodawać kuzynowi zmartwień. W końcu jego rodzice zginęli w
służbie Zakonu, więc mógłby zbyt mocno się przejąć.
-
James znowu ma problemy z organizacją wesela? - zapytał Remus. Była
to jedyna wymówka, jaka przyszła mu do głowy.
Widział,
że Lily odetchnęła z ulgą. Ona nie wpadła na żaden pomysł.
-
Ale chyba zjecie przed wyjściem?
-
Mike, później – powiedział Remus. - I ja posprzątam w kuchni.
W
ciągu kilku minut Remus i Lily założyli kurtki i wyszli z domu.
Szybko teleportowali się na drogę przed Kwaterą Główną, gdzie
czekało już kilkunastu członków Zakonu. Od razu podeszli do nich
James, Syriusz i Peter. Remus widział też Gideona Prevetta i Dorcas
Meadowes. Reszty osób nie znał tak dobrze.
-
Co się dzieje? - spytała Lily, zwracając się do narzeczonego.
-
Mamy dołączyć do jakiejś bitwy.
Evans
momentalnie zbladła. Remus też nie czuł się najlepiej. Brał już
udział w potyczkach, ale nigdy w wielkiej bitwie.
-
Uwaga! - krzyknął Gideon, zwracając na siebie uwagę wszystkich
obecnych. - W Thurso, to jest na północy Szkocji, znaleźliśmy
kryjówkę śmierciożerców. Wysłany tam oddział napotkał na
opór. Mamy im pomóc. Czy wszystko jest jasne?
Rozległy
się potakujące pomruki.
-
To widzimy się w Thurso – powiedział Gideon, wyciągają różdżkę.
Szesnaście
osób wyciągnęło różdżki. Po chwili rozległy się ciche
trzaski i wszyscy zniknęli.
-
- - - - - -
*Frío,
frío, mucho frío – zimno, zimno, bardzo zimno.
**Hekate
– grecka bogini czarów, magii, rozdroży, widm i ciemności
Jestem bardzo ciekawa czy Carmen uda się namówić Remusa na zabawę?
OdpowiedzUsuńCiekawi jak koniec będzie tej walki...
Świetny rozdział.
Kurde! Komentarz się wczoraj nie dodał. No cóż...
OdpowiedzUsuńMam złe przeczucia co do tej bitwy, jednak liczę, że wszystko potoczy się dobrze.
No i oby Carmen wyciągnęła i rozruszała trochę Remuska..
Pozdrawiam!
Miałam skomentować wczoraj, ale po prostu nie mogła, no nie mogłam... Dlaczego? Pierwsze zdanie - „Frío, frío, mucho frío”. Akurat ostatnio miałam kartkówkę z pogody na hiszpańskim i to jedno zdanko wprawiło mnie w taką głupawkę, że nie mogłam przestać się śmiać. Głupie, prawda?
OdpowiedzUsuńCarmen Luz Estrella, co ja mam o niej myśleć? Kiedy pojawiła się po raz pierwszy, wydawało mi się, że ją polubię, ale teraz... Nie wiem czemu, ale wydaje mi się taka... męcząca? Taka nachalna i nazbyt ciekawska... Zaczęła mnie bardziej zniechęcać do siebie, a to, że biedny Mike ma z nią coraz więcej do czynienia... Oh, żeby tylko nie wdali się w jakieś miłostki ze sobą!
O bitwie nie będę się rozpisywać, bo w sumie teraz nie ma o czym. Ale wnioskując z tego w jakim momencie przerwałaś i jaki tytuł nosi kolejny rozdział, poświęcisz temu sporo uwagi. I jestem tego potwornie ciekawa, bo to w końcu bitwa i jestem przekonana, że obie strony poniosą straty, tylko jakie?
Pozdrawiam :)
Nie głupie. Hiszpański jest uroczym językiem, ale w zbyt dużych ilościach powoduje głupawkę. Nie przejmuj się - sama przez to przechodziłam.
UsuńCarmen... Cóż... Co mogę Ci powiedzieć? Raczej niewiele, bo inaczej ktoś oskarży mnie o spoilery. Na pewno przeznaczyłam jej dosyć znaczną rolę przynajmniej w pierwszej części opowiadania. Więcej szczegółów nie zdradzę.
Pozdrawiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPolubiłam postać Carmen, jestem bardzo ciekawa, jak potoczy się to dalej. Bo w końcu ja to już mam takiego pecha, że jak polubię jakąś postać to albo umiera albo okazuje się zła - oby tym razem tak nie było!
OdpowiedzUsuńBitwa. Podoba mi się, jak zbudowałaś napięcie na końcu rozdziału. No ja po prostu już nie mogę się doczekać kolejnego! Oby nie stało się tam nic złego. Swoją drogą, liczę na to, że Mike ostatecznie dołączy do Zakonu.
Jak zwykle z niecierpliwością czekam na nowy rozdział!
P.S. U mnie nowość, zapraszam serdecznie. :)
Dobrze rozumiem Carmen - sama nienawidzę zimna i zamarzam przy -10°C. Mam nadzieję, że razem z Remusem będzie się dobrze bawić tam gdzie Lupina zaciągnie. Uwielbiam śluby. Są takie wzruszające. Nie mogę się doczekać ślubu Lily i Jamesa. Żywię nadzieję, że nic ceremonii nie zepsuje. Jeśli coś pójdzie nie tak to cię znajdę i pożałujesz. Kończyć rozdział w takim momencie... ehh, czasami jesteś naprawdę okrutna.
OdpowiedzUsuń