a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 19 lutego 2016

Rozdział 24 – Gorąca czekolada

 Lily wróciła na Sunny Street 15 z ciężkim sercem. Najchętniej z pola bitwy teleportowałaby się do rodzinnego domu Remusa, ale wiedziała, że nikomu niczego dobrego by to nie przyniosło. Po tak poważnym wypadku jej przyjaciel potrzebował spokoju, a nie tłumu gości na głowie.

Było już późno, więc planowała szybko przemknąć do łazienki i wziąć długi, gorący prysznic. Potem chciała ułożyć się w łóżku i twardo zasnąć. Marzyła o tym, żeby zapomnieć o obrazie bitwy. W dodatku trochę się potłukła. Chciała odpocząć.

- Gdzie Remus? - usłyszała głos Mike'a z salonu.

Lily zatrzymała się wpół kroku. Ostatnią rzeczą, której w tej chwili pragnęła, było spotkanie z Mikiem.

- Poleciał do rodziców.

Usłyszała jak Mike zrywa się z fotela i idzie za nią. Złapał ją tuż przed łazienką i przycisnął do ściany.

- Mam tego dość – powiedział. - Mam dość waszego włóczenia się. Mam dość tego, że non stop coś przede mną ukrywacie.

- Puść mnie – poprosiła Lily, próbując się wyrwać.

Mike pokręcił stanowczo głową. Patrzył na nią z nienaturalną dla niego twardością. Usta miał zaciśnięte.

- Nie. Puszczę cię dopiero po tym, jak wszystko mi powiesz. Nie wcześniej.

- Chociaż pozwól mi usiąść.

Na to Mike zgodził się bez wahania. Nie puszczając ręki Lily, poprowadził ją do salonu i pchnął na fotel.

- A teraz…?

Evans pokręciła rozpaczliwie głową. Nie mogła mu zdradzić tajemnicy Zakonu. Wiązała ją przysięga, którą złożyła wpisując się do Czerwonej Księgi. Ale Mike… Znała historię jego rodziny. Wiedziała, jaką stratę poniósł w czasie wojny. Miał prawo wiedzieć.

- Od… od października ja, Remus, James, Syriusz i Peter przyłączyliśmy się do organizacji walczącej z Sam-Wiesz-Kim. Założył ją Dumbledore. Dlatego cięgle gdzieś wychodzimy. A dzisiaj…

- Mieliście starcie ze śmierciożercami – domyślił się Mike. - Czemu wcześniej mi nie powiedzieliście?

- Remus powiedział, żeby dać ci czas. Ze względu na twoich rodziców – dodała ciszej.

Nagle wszystko się wyjaśniło. Mike'owi przypomniały się chwile sprzed kilku lat. Niedzielne spotkania, na które chodzili jego rodzice, ciche rozmowy, gdy myśleli, że ich nie słyszy, nagła śmierć… i wuj John, który potem robił dokładnie to samo.

- Wujek też jest w tej organizacji? - zapytał beznamiętnym głosem.

Lily zadrżała. Przez twarz jej rozmówcy przesuwały się najróżniejsze emocje: strach, zdziwienie, smutek… Nie mogła nawet podejrzewać, jak czuł się teraz Mike.

- Tak – przyznała Lily.

Bała się momentu, w którym będzie musiała powiedzieć Mike'owi, o stanie Remusa.

- A… gdzie teraz jest Remus? - ponowił pytanie Croft. Jego głos lekko drżał. Lily podejrzewała, że powodem tego drżenia jest strach.

- Już ci powiedziałam. U rodziców. On… miał wypadek w czasie bitwy. Jeden ze śmierciożerców rzucił zaklęcie odrzucające między nas i Remus uderzył w drzewo. Ojciec zabrał go do Kwatery Głównej, a potem do domu.

Mówiła szybko, chcąc pozbyć się niedobrej wiadomości. Mimo pośpiechu cały czas obserwowała Mike'a. Chłopak zbladł na wiadomość o wypadku kuzyna.

- Czy to coś poważnego?

- Nie wiem – przyznała bezradnie Lily.

Mike przeszedł szybko kilkukrotnie przez salon. Nie mógł w to uwierzyć. Przez tę przeklętą wojnę stracił już rodziców. Nie chciał złożyć na ołtarzu pokoju w świecie czarodziejskim także życie kuzyna.

- Przepraszam – powiedział, zatrzymując się w końcu. - Nie powinienem tak cię traktować.

- Nie przepraszaj. Rozumiem. Zrobiłabym tak samo. Tylko, Mike, będę musiała powiedzieć Dumbledore'owi o tym, że powiedziałam ci o Zakonie.

- Jasne. I idź już spać. Dobranoc.

- A ty? - spytała, wstając z fotela.

- Muszę z kimś porozmawiać – opowiedział tajemniczo.

Lily nie zrozumiała, o kogo mu chodziło, bo w końcu w grę wchodziło kilka osób. Nie miała siły martwić się tym w tej chwili. Powoli poszła do łazienki, gdzie od razu wskoczyła pod prysznic. Ciepła woda delikatnie masowała jej obolałe po bitwie ciało. Kilka minut później z niechęcią wyszła spod natrysku. Owinęła się ciepłym, puszystym ręcznikiem. Wycierając się zauważyła duży, ciemnofioletowy siniak na prawym boku i kolejne na udzie i ramieniu. Sińce był poprzecinany zadrapaniami. Machnęła ręką na wszelkie urazy i ubrała się w piżamę. Jak najszybciej przemknęła się do swojego pokoju i wsunęła się pod kołdrę. Kilka chwil później już smacznie spała.

~ * ~

Najpierw przyszły mdłości. Dopiero później Remus ostrożnie otworzył oczy. Mimo że leżał, czuł zawroty głowy. Starając się nie poruszyć głową, rozejrzał się po pomieszczeniu. Jego wzrok przemknął się po poszarzałych ścianach i białym suficie. Widział czubek drewnianej szafy stojącej po drugiej stronie pokoju. I nic więcej.

„Gdzie ja, na Merlina, jestem?” pomyślał.

Uniósł powoli rękę i włożył ją za głowę. Po krótkim poszukiwaniu palce trafiły na zgrubiałą bliznę. Był pewny, że wcześniej jej tam nie było.

- Halo? - powiedział ochrypłym głosem. - Jest tu ktoś?

Nikt mu nie odpowiedział.

Ostrożnie uniósł się na ramieniu. Gdy już osiągnął planowaną pozycję, zamknął oczy, próbując opanować zawroty głowy i mdłości. Zaklął pod nosem i, o dziwo, trochę mu przeszło. Upewniwszy się, że nie dojdzie do żadnych niemiłych wypadków, kontynuował swoją drogę, tym razem siadając.

- Jasna cholera – wyrwało mu się gdy pokój zawirował mu przed oczami. Ba, zawirował! Miał wrażenie, że wszystko zaczęło tańczyć balet. Na szczęście szybko się to skończyło.

Wstał, trzymając stojącego przy łóżku krzesła, które, niestety, przewróciło się, gdy tylko mocniej się o nie oparł. Hałas był ogromny.

W ciągu minuty w drzwiach stanął John Lupin.

- Kładź się! - polecił, podchodząc do syna.

- Gdzie ja jestem? - spytał Remus, ignorując polecenie ojca.

John położył dłoń na ramieniu jedynaka i zmusił go do tego, żeby usiadł na łóżku.

- Jesteś w swoim pokoju – powiedział. W jego ciemnych oczach Remus widział troskę i niepokój.

„Co się stało?” przemknęło mu przez myśl. Nie pamiętał, w jaki sposób znalazł się w (jak się okazało) rodzinnym domu.

- Co się stało? - zapytał, poddając się w końcu i kładąc z powrotem na łóżku.

John zmarszczył brwi.

- Niczego nie pamiętasz?

Remus zamknął oczy, wytężając umysł. Usiłował zignorować pulsujący ból tylnej części głowy i mdłości.

- Ostatnie co pamiętam to obiad Mike'a – powiedział w końcu. - Skąd się tu wziąłem? I co się ze mną dzieje?

Czuł się jak mały chłopiec. Znowu nie rozumiał, co się z nim dzieje. Miał wrażenie, jakby znów byś sześciolatkiem. Po ukąszeniu też nie rozumiał zamieszania wokół niego. Niestety, rzeczywistość szybko uświadomiła mu, że nie każde ugryzienie jest niewinne.

- Dzisiaj wieczorem w Thurso była bitwa ze śmierciożercami. W pewnym momencie uderzyłeś głową w drzewo. Eric Hall stwierdził u ciebie wstrząs mózgu. Masz ograniczyć wstawanie do minimum.

- A… Bitwa. Kto wygrał? - wydukał półprzytomnie.

- My. Śmierciożercy uciekli. Ale nie przejmuj się tym teraz. Musisz odpoczywać i wyzdrowieć.

Remus na pewno nie miał zamiaru nie przejmować się. Tysiące myśli przebiegały mu przez wciąż obolałą głowę. Jak to możliwe, że brał udział w bitwie (swojej pierwszej wielkiej bitwie) i nic nie pamiętał? Był pewny, że przyjaciele opowiedzą mu ze szczegółami cały przebieg starcia.

- A… Czy jeszcze komuś coś się stało?

- Nie. Znaczy… jak zawsze jest kilka zadrapań, sińców, ale niczego poważnego. Nawet, gdy śmierciożercy rozbili waszą grupę, to ty ucierpiałeś najbardziej. Nikt inny nie miał drzewa na swojej drodze – dodał, siląc się na dobry humor. - Odpocznij. Mamy cały tydzień na rozmowy.

„Tydzień” pomyślał ponuro Remus. „Zwariuję leżąc przez tydzień w łóżku.”

- A co ze studiami? - zapytał, przypominając sobie o zajęciach. - I pracą?

- Eric przysłał już zwolnienie. Jutro wszystko zaniosę.

- Sam mogę…

- Nie! - krzyknął John, przerywając synowi. - Nie wolno ci nawet wstać, a co dopiero wychodzić z domu. Przy wstrząsie mózgu naprawdę musisz uważać.

Remus nie próbował się kłócić, bo przecież nadal odczuwał skutki urazu. Przynajmniej tymczasowo chciał dostosować się do zaleceń uzdrowiciela. Uznał, że, kiedy już lepiej się poczuje, spróbuje przeforsować swoje racje.

Remus szybko poczuł się zmęczony i zasnął. Chciał w ten sposób chociaż na chwilę uwolnić się od mdłości i bólu głowy.

Rankiem obudził go doskonale znany mu zapach czekolady. Powoli uchylił jedną powiekę i zobaczył stojący na stoliku nocnym parujący kubek.

Usiadł na łóżku i od razu sięgnął po naczynie. Zanurzył usta w aksamitnym, parującym płynie. Nikt nie robił takiej czekolady jak jego mama. Evelynne rozpuszczała gorzką tabliczkę, dodawała do niej trochę cukru i mleko.

Dla Remusa ten napój zawsze miał smak dzieciństwa, wieczorów spędzonych wspólnie z rodzicami przy grze w szachy albo karty. Często po prostu siadali razem na kanapie i godzinami śmiali się i rozmawiali.

Remus uśmiechnął się pod nosem na myśl o wspomnieniach. To było jeszcze zanim został ukąszony. Kiedy byli jeszcze rodziną bez wielkich trosk.


5 komentarzy:

  1. Jestem ciekawa z kim chciał porozmawiać Mike?
    A tak po za tym rozdział świetny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Liczę, że osobą, z którą chce porozmawiać Mike jest Dumbledore (czyżby nowy członek Zakonu Feniksa?)
    Bardzo wzruszyła mnie ostatnia scena, właściwie nie wyobrażałam sobie życia Remusa przed ugryzieniem. To kochane, jak rodzice się o niego martwią, uwielbiam ich relację w Twoim opowiadaniu.
    Rozdział świetny jak zwykle i z niecierpliwością czekam na następny. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja doskonale Remiego rozumiem. Matko, po prostu idealnie odzwierciedlenie mnie - dwa dni w łóżku i już mnie nosi, a tydzień?! Sama bym oszalała. Ale nasz Remusek musi jakoś wytrzymać, no niestety xD Zrobił sobie niezłe kuku, niestety :P Tak czy inaczej, dobrze, że nikt nie ucierpiał i nie zginął (tego się bardzo bałam!) :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, hej ;)
    Chyba trochę mi mało ;P Taki mały niedosyt bo właściwie niewiele się dzieje, ale dodajesz często notki to cię usprawiedliwia ;P
    Nie wiem jak innych, ale mnie Mike aż przeraża, jest gwałtowny, nadpobudliwy i to jak potraktował Lily...
    A Remusowi dobrze zrobi wypoczynek, chociaż znając życie za długo w tym łóżku nie wytrzyma ;P
    Pozdrawiam,
    niecnimarudersi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy