Lily
wróciła na Sunny Street 15 z ciężkim sercem. Najchętniej z pola
bitwy teleportowałaby się do rodzinnego domu Remusa, ale wiedziała,
że nikomu niczego dobrego by to nie przyniosło. Po tak poważnym
wypadku jej przyjaciel potrzebował spokoju, a nie tłumu gości na
głowie.
Było
już późno, więc planowała szybko przemknąć do łazienki i
wziąć długi, gorący prysznic. Potem chciała ułożyć się w
łóżku i twardo zasnąć. Marzyła o tym, żeby zapomnieć o
obrazie bitwy. W dodatku trochę się potłukła. Chciała odpocząć.
-
Gdzie Remus? - usłyszała głos Mike'a z salonu.
Lily
zatrzymała się wpół kroku. Ostatnią rzeczą, której w tej
chwili pragnęła, było spotkanie z Mikiem.
-
Poleciał do rodziców.
Usłyszała
jak Mike zrywa się z fotela i idzie za nią. Złapał ją tuż przed
łazienką i przycisnął do ściany.
-
Mam tego dość – powiedział. - Mam dość waszego włóczenia
się. Mam dość tego, że non stop coś przede mną ukrywacie.
-
Puść mnie – poprosiła Lily, próbując się wyrwać.
Mike
pokręcił stanowczo głową. Patrzył na nią z nienaturalną dla
niego twardością. Usta miał zaciśnięte.
-
Nie. Puszczę cię dopiero po tym, jak wszystko mi powiesz. Nie
wcześniej.
-
Chociaż pozwól mi usiąść.
Na
to Mike zgodził się bez wahania. Nie puszczając ręki Lily,
poprowadził ją do salonu i pchnął na fotel.
-
A teraz…?
Evans
pokręciła rozpaczliwie głową. Nie mogła mu zdradzić tajemnicy
Zakonu. Wiązała ją przysięga, którą złożyła wpisując się
do Czerwonej Księgi. Ale Mike… Znała historię jego rodziny.
Wiedziała, jaką stratę poniósł w czasie wojny. Miał prawo
wiedzieć.
-
Od… od października ja, Remus, James, Syriusz i Peter
przyłączyliśmy się do organizacji walczącej z Sam-Wiesz-Kim.
Założył ją Dumbledore. Dlatego cięgle gdzieś wychodzimy. A
dzisiaj…
-
Mieliście starcie ze śmierciożercami – domyślił się Mike. -
Czemu wcześniej mi nie powiedzieliście?
-
Remus powiedział, żeby dać ci czas. Ze względu na twoich rodziców
– dodała ciszej.
Nagle
wszystko się wyjaśniło. Mike'owi przypomniały się chwile sprzed
kilku lat. Niedzielne spotkania, na które chodzili jego rodzice,
ciche rozmowy, gdy myśleli, że ich nie słyszy, nagła śmierć…
i wuj John, który potem robił dokładnie to samo.
-
Wujek też jest w tej organizacji? - zapytał beznamiętnym głosem.
Lily
zadrżała. Przez twarz jej rozmówcy przesuwały się najróżniejsze
emocje: strach, zdziwienie, smutek… Nie mogła nawet podejrzewać,
jak czuł się teraz Mike.
-
Tak – przyznała Lily.
Bała
się momentu, w którym będzie musiała powiedzieć Mike'owi, o
stanie Remusa.
-
A… gdzie teraz jest Remus? - ponowił pytanie Croft. Jego głos
lekko drżał. Lily podejrzewała, że powodem tego drżenia jest
strach.
-
Już ci powiedziałam. U rodziców. On… miał wypadek w czasie
bitwy. Jeden ze śmierciożerców rzucił zaklęcie odrzucające
między nas i Remus uderzył w drzewo. Ojciec zabrał go do Kwatery
Głównej, a potem do domu.
Mówiła
szybko, chcąc pozbyć się niedobrej wiadomości. Mimo pośpiechu
cały czas obserwowała Mike'a. Chłopak zbladł na wiadomość o
wypadku kuzyna.
-
Czy to coś poważnego?
-
Nie wiem – przyznała bezradnie Lily.
Mike
przeszedł szybko kilkukrotnie przez salon. Nie mógł w to uwierzyć.
Przez tę przeklętą wojnę stracił już rodziców. Nie chciał
złożyć na ołtarzu pokoju w świecie czarodziejskim także życie
kuzyna.
-
Przepraszam – powiedział, zatrzymując się w końcu. - Nie
powinienem tak cię traktować.
-
Nie przepraszaj. Rozumiem. Zrobiłabym tak samo. Tylko, Mike, będę
musiała powiedzieć Dumbledore'owi o tym, że powiedziałam ci o
Zakonie.
-
Jasne. I idź już spać. Dobranoc.
-
A ty? - spytała, wstając z fotela.
-
Muszę z kimś porozmawiać – opowiedział tajemniczo.
Lily
nie zrozumiała, o kogo mu chodziło, bo w końcu w grę wchodziło
kilka osób. Nie miała siły martwić się tym w tej chwili. Powoli
poszła do łazienki, gdzie od razu wskoczyła pod prysznic. Ciepła
woda delikatnie masowała jej obolałe po bitwie ciało. Kilka minut
później z niechęcią wyszła spod natrysku. Owinęła się
ciepłym, puszystym ręcznikiem. Wycierając się zauważyła duży,
ciemnofioletowy siniak na prawym boku i kolejne na udzie i ramieniu.
Sińce był poprzecinany zadrapaniami. Machnęła ręką na wszelkie
urazy i ubrała się w piżamę. Jak najszybciej przemknęła się do
swojego pokoju i wsunęła się pod kołdrę. Kilka chwil później
już smacznie spała.
~
* ~
Najpierw
przyszły mdłości. Dopiero później Remus ostrożnie otworzył
oczy. Mimo że leżał, czuł zawroty głowy. Starając się nie
poruszyć głową, rozejrzał się po pomieszczeniu. Jego wzrok
przemknął się po poszarzałych ścianach i białym suficie.
Widział czubek drewnianej szafy stojącej po drugiej stronie pokoju.
I nic więcej.
„Gdzie
ja, na Merlina, jestem?” pomyślał.
Uniósł
powoli rękę i włożył ją za głowę. Po krótkim poszukiwaniu
palce trafiły na zgrubiałą bliznę. Był pewny, że wcześniej jej
tam nie było.
-
Halo? - powiedział ochrypłym głosem. - Jest tu ktoś?
Nikt
mu nie odpowiedział.
Ostrożnie
uniósł się na ramieniu. Gdy już osiągnął planowaną pozycję,
zamknął oczy, próbując opanować zawroty głowy i mdłości.
Zaklął pod nosem i, o dziwo, trochę mu przeszło. Upewniwszy się,
że nie dojdzie do żadnych niemiłych wypadków, kontynuował swoją
drogę, tym razem siadając.
-
Jasna cholera – wyrwało mu się gdy pokój zawirował mu przed
oczami. Ba, zawirował! Miał wrażenie, że wszystko zaczęło
tańczyć balet. Na szczęście szybko się to skończyło.
Wstał,
trzymając stojącego przy łóżku krzesła, które, niestety,
przewróciło się, gdy tylko mocniej się o nie oparł. Hałas był
ogromny.
W
ciągu minuty w drzwiach stanął John Lupin.
-
Kładź się! - polecił, podchodząc do syna.
-
Gdzie ja jestem? - spytał Remus, ignorując polecenie ojca.
John
położył dłoń na ramieniu jedynaka i zmusił go do tego, żeby
usiadł na łóżku.
-
Jesteś w swoim pokoju – powiedział. W jego ciemnych oczach Remus
widział troskę i niepokój.
„Co
się stało?” przemknęło mu przez myśl. Nie pamiętał, w jaki
sposób znalazł się w (jak się okazało) rodzinnym domu.
-
Co się stało? - zapytał, poddając się w końcu i kładąc z
powrotem na łóżku.
John
zmarszczył brwi.
-
Niczego nie pamiętasz?
Remus
zamknął oczy, wytężając umysł. Usiłował zignorować pulsujący
ból tylnej części głowy i mdłości.
-
Ostatnie co pamiętam to obiad Mike'a – powiedział w końcu. -
Skąd się tu wziąłem? I co się ze mną dzieje?
Czuł
się jak mały chłopiec. Znowu nie rozumiał, co się z nim dzieje.
Miał wrażenie, jakby znów byś sześciolatkiem. Po ukąszeniu też
nie rozumiał zamieszania wokół niego. Niestety, rzeczywistość
szybko uświadomiła mu, że nie każde ugryzienie jest niewinne.
-
Dzisiaj wieczorem w Thurso była bitwa ze śmierciożercami. W pewnym
momencie uderzyłeś głową w drzewo. Eric Hall stwierdził u ciebie
wstrząs mózgu. Masz ograniczyć wstawanie do minimum.
-
A… Bitwa. Kto wygrał? - wydukał półprzytomnie.
-
My. Śmierciożercy uciekli. Ale nie przejmuj się tym teraz. Musisz
odpoczywać i wyzdrowieć.
Remus
na pewno nie miał zamiaru nie przejmować się. Tysiące myśli
przebiegały mu przez wciąż obolałą głowę. Jak to możliwe, że
brał udział w bitwie (swojej pierwszej wielkiej bitwie) i nic nie
pamiętał? Był pewny, że przyjaciele opowiedzą mu ze szczegółami
cały przebieg starcia.
-
A… Czy jeszcze komuś coś się stało?
-
Nie. Znaczy… jak zawsze jest kilka zadrapań, sińców, ale niczego
poważnego. Nawet, gdy śmierciożercy rozbili waszą grupę, to ty
ucierpiałeś najbardziej. Nikt inny nie miał drzewa na swojej
drodze – dodał, siląc się na dobry humor. - Odpocznij. Mamy cały
tydzień na rozmowy.
„Tydzień”
pomyślał ponuro Remus. „Zwariuję leżąc przez tydzień w
łóżku.”
-
A co ze studiami? - zapytał, przypominając sobie o zajęciach. - I
pracą?
-
Eric przysłał już zwolnienie. Jutro wszystko zaniosę.
-
Sam mogę…
-
Nie! - krzyknął John, przerywając synowi. - Nie wolno ci nawet
wstać, a co dopiero wychodzić z domu. Przy wstrząsie mózgu
naprawdę musisz uważać.
Remus
nie próbował się kłócić, bo przecież nadal odczuwał skutki
urazu. Przynajmniej tymczasowo chciał dostosować się do zaleceń
uzdrowiciela. Uznał, że, kiedy już lepiej się poczuje, spróbuje
przeforsować swoje racje.
Remus
szybko poczuł się zmęczony i zasnął. Chciał w ten sposób
chociaż na chwilę uwolnić się od mdłości i bólu głowy.
Rankiem
obudził go doskonale znany mu zapach czekolady. Powoli uchylił
jedną powiekę i zobaczył stojący na stoliku nocnym parujący
kubek.
Usiadł
na łóżku i od razu sięgnął po naczynie. Zanurzył usta w
aksamitnym, parującym płynie. Nikt nie robił takiej czekolady jak
jego mama. Evelynne rozpuszczała gorzką tabliczkę, dodawała do
niej trochę cukru i mleko.
Dla
Remusa ten napój zawsze miał smak dzieciństwa, wieczorów
spędzonych wspólnie z rodzicami przy grze w szachy albo karty.
Często po prostu siadali razem na kanapie i godzinami śmiali się i
rozmawiali.
Remus
uśmiechnął się pod nosem na myśl o wspomnieniach. To było
jeszcze zanim został ukąszony. Kiedy byli jeszcze rodziną bez
wielkich trosk.
Jestem ciekawa z kim chciał porozmawiać Mike?
OdpowiedzUsuńA tak po za tym rozdział świetny.
Wyjaśni się w następnym rozdziale.
UsuńPozdrawiam
Liczę, że osobą, z którą chce porozmawiać Mike jest Dumbledore (czyżby nowy członek Zakonu Feniksa?)
OdpowiedzUsuńBardzo wzruszyła mnie ostatnia scena, właściwie nie wyobrażałam sobie życia Remusa przed ugryzieniem. To kochane, jak rodzice się o niego martwią, uwielbiam ich relację w Twoim opowiadaniu.
Rozdział świetny jak zwykle i z niecierpliwością czekam na następny. :)
Jak ja doskonale Remiego rozumiem. Matko, po prostu idealnie odzwierciedlenie mnie - dwa dni w łóżku i już mnie nosi, a tydzień?! Sama bym oszalała. Ale nasz Remusek musi jakoś wytrzymać, no niestety xD Zrobił sobie niezłe kuku, niestety :P Tak czy inaczej, dobrze, że nikt nie ucierpiał i nie zginął (tego się bardzo bałam!) :D
OdpowiedzUsuńHej, hej ;)
OdpowiedzUsuńChyba trochę mi mało ;P Taki mały niedosyt bo właściwie niewiele się dzieje, ale dodajesz często notki to cię usprawiedliwia ;P
Nie wiem jak innych, ale mnie Mike aż przeraża, jest gwałtowny, nadpobudliwy i to jak potraktował Lily...
A Remusowi dobrze zrobi wypoczynek, chociaż znając życie za długo w tym łóżku nie wytrzyma ;P
Pozdrawiam,
niecnimarudersi.blogspot.com