a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 26 lutego 2016

Rozdział 25 – Przeszłość potrafi boleć

 Mike wyszedł z domu, doskonale wiedząc z kim chce się spotkać. Nie zamierzał czekać, aż Lily powie Dumbledore'owi o ich rozmowie. Przez ostatnie tygodnie zdążył poznać Lily Evans na tyle dobrze, że doskonale wiedział, jak ciężko będzie jej przyznać się do zdradzenia tajemnicy. Nie chciał narażać jej na takie nerwy, dlatego zdecydował się sam porozmawiać z Dumbledore'em . Miał też inne sprawy do przedyskutowania z nim. Chciał dowiedzieć się, dlaczego zginęli jego rodzice.

Z pozoru prosty plan szybko okazał się trudny do wykonania. Mike nie miał zielonego pojęcia, gdzie szukać Dumbledore'a. Teoretycznie mógł być w Hogwarcie, ale równie dobrze można go było szukać w Dolinie Godryka (wieść szkolna głosiła, że właśnie tam mieszka dyrektor), albo w każdym innym miejscu.

„Niech będzie Dolina Godryka” pomyślał. „Jak go nie będzie, najwyżej skoczę do Hogwartu. Muszę z nim porozmawiać.”

Dolina Godryka nadal wyglądała, jakby nie mogła otrząsnąć się z atmosfery świąt. Rosnące przed domami choinki były rozświetlane sznurami lampek, a przed niektórymi domami stały ulepione ze śniegu bałwany.

Mike kluczył ulicami, szukając na skrzynkach pocztowych nazwiska dyrektora Hogwartu. Jak się okazało, nie było to konieczne, bo dom Dumbledore'a aż emanował magią. Chłopak nie był pewny, jak to rozpoznał, ale po prostu wiedział, którego domu szuka. Z ulgą zauważył, że w oknach palą się światła. Nie chciał budzić profesora.

Z lekkim wahaniem wszedł na zarośnięte podwórko. Od razu się zorientował, że rzadko ktoś bywa w tym domu. Po przejściu krótkiej ścieżki zapukał do drzwi.

Słyszał kroki po drugiej stronie. Klamka pod wpływem nacisku zaskrzypiała tak głośno, że Mike odruchowo odskoczył. Za progiem pojawił się Dumbledore.

- Michael Croft? - zapytał ze zdziwieniem dyrektor Hogwartu.

- Tak. Przepraszam, że przychodzę tak późno, ale mam do pana bardzo pilną sprawę. Wolę, żeby pan dowiedział się o tym ode mnie.

Dumbledore zmierzył Mike'a badawczym spojrzeniem jasnoniebieskich oczy. Chłopak poczuł się lekko skrępowany, ale nie zamierzał odpuścić.

- Wejdź – zaproponował starzec, przepuszczając gościa w drzwiach.

Mike nieśmiało wszedł do domu profesora. Przez całe siedem lat nauki rozmawiał z nim bardzo rzadko. Nie należał do rozrabiających uczniów (tę przyjemność zostawiał kuzynowi i jego przyjaciołom) więc w dyrektorskim gabinecie wylądował tylko kilka razy, a i to nie ze swojej winy. Zaproszono go do dyrektora po śmierci rodziców, odbył też z nim kilka rozmów, których tematem był Remus. W końcu Mike należał do wąskiego grona osób wtajemniczonych w jego stan zdrowia.

- W czym mogę ci pomóc? - zapytał Dumbledore, gdy znaleźli się w salonie.

Usiedli naprzeciwko siebie na fotelach.

- Ja… to dosyć trudno wyjaśnić i nie chcę zajmować panu zbyt wiele czasu…

- Mam dużo czasu – powiedział stanowczo Dumbledore.

Mike uśmiechnął się nerwowo, zbierając na odwagę.

- To może zacznę od początku – zaproponował ostrożnie, spoglądając na gospodarza, który potwierdził skinieniem głowy. - No więc… Profesorze, nie da się nie zauważyć, że Remus i Lily od października gdzieś znikają. Gdy Lily dzisiaj wróciła trochę… no... przycisnąłem ją. Nie jestem z tego dumny, ale po prostu musiałem wiedzieć, co się dzieje. I Lily mi powiedziała. O waszej organizacji i o dzisiejszej bitwie. Tylko proszę jej nie karać.

- Nie mam zamiaru – zapewnił go Dumbledore. - Remus i Lily dostali moją zgodę na poinformowanie cię o zarysach działalności Zakonu. Też jestem zdania, że ciężko ukryć coś takiego przed kimś, z kim się mieszka. Podejrzewam jednak, że nie jest to jedyna sprawa, z którą do mnie przyszedłeś.

Mike pokręcił przecząco głową. Spuścił wzrok, nie mogąc znieść badawczego spojrzenia siedzącego przed nim nauczyciela.

- Chodzi o moich rodziców – powiedział w końcu.

- Mogłem się tego spodziewać – mruknął Dumbledore.

Gospodarz przywołał stojące nieopodal krzesło i usiadł na nim tuż przed Mike'em.

- Powinienem z tobą porozmawiać o tym tuż po śmieci Simona i Abigail. Przepraszam cię za to, że tego nie zrobiłem. Przyznaję, że miałem wtedy mnóstwo problemów zarówno w Zakonie Feniksa, jak i w Ministerstwie Magii. Wiem, że to mnie nie usprawiedliwia.

- Nie oskarżam pana – wymamrotał speszony Mike.

Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Chciał krótkich i treściwych wyjaśnień, a nie osobistych wynurzeń i przeprosin.

- Wiem. Michaelu, twoi rodzice byli w Zakonie Feniksa od początku wojny. Oboje. Wierzyli w to, co robili, w działalność Zakonu i słuszność idei, ale to pewnie cię nie interesuje. Pięć lat temu śmierciożercom udało się przedrzeć nasze zabezpieczenia. Twoi rodzice byli wtedy w Kwaterze Głównej.

Mike pokręcił głową, dając znak, żeby Dumbledore przestał mówić. Nie mógł dłużej tego słuchać. Myślał, że przez tyle lat przywykł do świadomości, że jego rodzice nie żyją, ale słowa dyrektora wzbudziły w nim na nowo zapomniane uczucia. Ból. Żal. Tęsknota. Wszystko dopadło go tak nagle, że nie mógł tego znieść. Nie miał nawet chwili na przygotowanie się na natłok emocji.

Zsunął się z fotela i ukląkł na podłodze, obejmując rękami głowę. Chciał się odciąć, zapomnieć. Przecież nie mógł przywrócić rodzicom życia. No co więc były jęki i rozpacz?

- Mike, spokojnie – polecił Dumbledore zaniepokojonym głosem. Przykląkł przy swoim gościu i położył mu dłonie na ramionach.

- Jestem spokojny – odparł Mike. - Zaraz mi przejdzie. To nic takiego. Dziękuję, za rozmowę.

Wstał i skierował się do drzwi.

- Michaelu, gdybyś chciał wstąpić do Zakonu… - zaczął Dumbledore, ale szybko umilkł, widząc minę Mike'a.

- Nie. Dziękuję, profesorze, ale nie mogę. Nie potrafiłbym.

- Rozumiem. Dobranoc.

- Dobranoc – odpowiedział Mike.

Zapiął kurtkę i wyszedł z domu. Opuścił miasteczko i teleportował się do Oxfordu. Musiał następnego dnia pójść od pracy na dzienną zmianę, więc powinien się wyspać.

~ * ~

Czasami Mike po prostu uwielbiał przychodzić na dzienną zmianę do pracy. W domu nie dałby rady wysiedzieć, bo Lily z samego rana uciekła, najpierw na zajęcia, a potem chciała odwiedzić Remusa. Zostawiła w domu kwaśną atmosferę poczucia winy, bo Mike nie zdążył porozmawiać z nią o swoim spotkaniu z Dumbledore'em.

- Czołem – powitał go Andrew przesadnie miłym głosem.

Croft zmierzył go chłodnym, wręcz pogardliwym spojrzeniem. Nie ważne, jak bardzo się starał, nie mógł wykrzesać z siebie nawet odrobiny uprzejmości.

- Will jest w gabinecie? - spytał Mike.

- Nie widziałem go. Ale z nim podobno nigdy nie wiadomo.

Mike zignorował przymilny uśmiech kolegi z pracy i poszedł do gabinetu szefa. Na szczęście gdy zapukał, Will zaprosił go do środka.

- Remusa dzisiaj nie będzie – powiedział na wstępie. - I nie spodziewaj się go przez najbliższe kilka dni.

- Jeszcze on… - mruknął pod nosem Will, opierając głowę na dłoniach. - Co się stało?

- Wypadek. Leży ze wstrząsem mózgu – wyjaśnił Mike. - W najbliższym czasie powinieneś dostać zwolnienie od uzdrowiciela.

- Nie będzie potrzebne. Nie mam w zwyczaju podejrzewać o coś moich pracowników. Szczególnie, jeżeli zdążyłem już ich poznać. A przez dwa miesiące można się sporo dowiedzieć się o człowieku. Leć do kuchni, stanę za barem.

- Dzięki.

Mimo sympatii do szefa, Mike nie lubił przebywać w jego gabinecie. Czuł się tam stłamszony. O wiele swobodniej czuł się, gdy rozmawiał z Willem na przykład w sali, albo w kuchni.

W środku dnia w Wejściu Smoka nigdy nie było tłumów, ale fakt, że było tuż po świętach, jeszcze bardziej zmniejszył liczbę klientów. Nawet, jeżeli ktoś wpadał, najczęściej zamawiał w barze kawę lub herbatę. Dzięki temu Mike miał praktycznie całe przedpołudnie wolne. Z nudów wyszedł z kuchni i usiadł za jednym ze stolików. Większość czasu przegadał z Roxy, która także nie miała zbyt wiele pracy.

Mike dopijał właśnie trzecią herbatę, gdy do baru wszedł jego wujek. W pierwszej chwili go nie rozpoznał, bo nie spodziewał się go w Oxfordzie.

- Cześć, wujek – powiedział, wstając od stołu.

- Cześć, cześć. Nieźle się wam tu pracuje.

- Przecież widzisz jaki tu tłum – odparł Mike. - Co z Remusem?

- Już lepiej, ale ma zakaz wstawania przynajmniej do soboty. Potem się zobaczy. Tak w ogóle, to przyszedłem z pismem od uzdrowiciela.

- Will jest tam - powiedział, wskazując na stojącego przy barze szefa.

Wrócił do stolika, obserwując, jak wujek rozmawia z szefem. Był bardzo ciekawy tej pogawędki, ale uznał, że nie powinien podsłuchiwać. Jakimś sposobem Will zawsze był w wstanie stwierdzić, czy ktokolwiek nie usiłuje usłyszeć zbyt wiele.

- Kto to? - zapytał Andrew, siadając obok Mike'a.

- Mój wujek – odparł Croft, nie patrząc na kolegę z pracy.

- Kto?

Mike westchnął ciężko, tłumiąc rozdrażnienie.

- Wujek. To taka osoba, która jest bratem mamy. Czy to zbyt skomplikowane?

Andrew sprawiał wrażenie, że nie przejął się wybuchem Mike'a.

- Co on tu robi? To ma związek z tym, że nie ma Remusa?

Bezczelne pytanie Fromenta przelało czarę. Mike zerwał się z krzesła.

- To czy Remus jest, czy go nie ma, nie powinno cię interesować – wycedził. - To sprawa między nim i Willem. Czyli TO NIE JEST TWOJA SPRAWA!

Szybkim krokiem poszedł do kuchni. Byle dalej od natrętnego kelnera.

- Jeszcze się zdziwisz – dobiegł go cichy głos Andrew.


A może tylko mu się zdawało, że coś usłyszał?

8 komentarzy:

  1. Andrew powiedział, że Mike jeszcze się zdziwi. Co on kombinuje? Nie lubię go, więc jak coś mu się stanie to będzie super.
    Biedny Mike. Wiem jakie okropne jest przypomnienie jeden z gorszych momentów w życiu. Sama coś takiego przeżywam, tylko w moim przypadku nie żyje moja babcia, a nie rodzice.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmierć bliskiej osoby zawsze odbija się na życiu człowieka. Problem Mike'a polega na tym, że nigdy tak naprawdę nie pogodził się z zamordowaniem rodziców.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Na brodę Merlina!
    Liczę na to, że Mike ostatecznie przystąpi do Zakonu, chociaż rozumiem, że ciężko mu przez całą tę sprawę ze swoimi rodzicami. Biedny chłopak.
    Ależ ten Andrew działa mi na nerwy. Bardzo ciekawi mnie, co kombinuje.
    Poza tym, ciągle jestem zafascynowana Willem - kim on jest?
    Pozdrawiam i jak zwykle czekam z niecierpliwością na nowy rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Willu było już trochę mówione, jego wątek będzie się też pojawiał w następnych rozdziałach. Polecam też jego opis w zakładce "Bohaterowie".
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Ej, no, nie podoba mi się ten Andrew. Coś z nim mocno jest nie halo.
    Poza tym, naprawdę myślałam, że Mike zechce dołączyć do Zakonu. A tu proszę! Chociaż w sumie to nic dziwnego. Biedaczyna :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tobie nie podoba się Andrew, a mnie nie podoba się Twój Ian. Obaj są podejrzanymi typkami i najchętniej kopnęłoby się ich w tyłki.
      A Mike? Ten to nie ma i nie będzie miał łatwego życie jeszcze przez długi czas.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Ten Andrew jest dziwny.Czuje ,że on coś knuje i to jest związane z Zakonem Feniksa.Tak przynajmniej myślę.Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uchylając rąbka tajemnicy mogę powiedzieć, że Andrew rzeczywiście coś knuje. Ale czy jest to związane z Zakonem? Tego dowiesz się w następnych rozdziałach.
      Pozdrawiam

      Usuń

Obserwatorzy