Mike
wyszedł z domu, doskonale wiedząc z kim chce się spotkać. Nie
zamierzał czekać, aż Lily powie Dumbledore'owi o ich rozmowie.
Przez ostatnie tygodnie zdążył poznać Lily Evans na tyle dobrze,
że doskonale wiedział, jak ciężko będzie jej przyznać się do
zdradzenia tajemnicy. Nie chciał narażać jej na takie nerwy,
dlatego zdecydował się sam porozmawiać z Dumbledore'em . Miał też
inne sprawy do przedyskutowania z nim. Chciał dowiedzieć się,
dlaczego zginęli jego rodzice.
Z
pozoru prosty plan szybko okazał się trudny do wykonania. Mike nie
miał zielonego pojęcia, gdzie szukać Dumbledore'a. Teoretycznie
mógł być w Hogwarcie, ale równie dobrze można go było szukać w
Dolinie Godryka (wieść szkolna głosiła, że właśnie tam mieszka
dyrektor), albo w każdym innym miejscu.
„Niech
będzie Dolina Godryka” pomyślał. „Jak go nie będzie, najwyżej
skoczę do Hogwartu. Muszę z nim porozmawiać.”
Dolina
Godryka nadal wyglądała, jakby nie mogła otrząsnąć się z
atmosfery świąt. Rosnące przed domami choinki były rozświetlane
sznurami lampek, a przed niektórymi domami stały ulepione ze śniegu
bałwany.
Mike
kluczył ulicami, szukając na skrzynkach pocztowych nazwiska
dyrektora Hogwartu. Jak się okazało, nie było to konieczne, bo dom
Dumbledore'a aż emanował magią. Chłopak nie był pewny, jak to
rozpoznał, ale po prostu wiedział, którego domu szuka. Z ulgą
zauważył, że w oknach palą się światła. Nie chciał budzić
profesora.
Z
lekkim wahaniem wszedł na zarośnięte podwórko. Od razu się
zorientował, że rzadko ktoś bywa w tym domu. Po przejściu
krótkiej ścieżki zapukał do drzwi.
Słyszał
kroki po drugiej stronie. Klamka pod wpływem nacisku zaskrzypiała
tak głośno, że Mike odruchowo odskoczył. Za progiem pojawił się
Dumbledore.
-
Michael Croft? - zapytał ze zdziwieniem dyrektor Hogwartu.
-
Tak. Przepraszam, że przychodzę tak późno, ale mam do pana bardzo
pilną sprawę. Wolę, żeby pan dowiedział się o tym ode mnie.
Dumbledore
zmierzył Mike'a badawczym spojrzeniem jasnoniebieskich oczy. Chłopak
poczuł się lekko skrępowany, ale nie zamierzał odpuścić.
-
Wejdź – zaproponował starzec, przepuszczając gościa w drzwiach.
Mike
nieśmiało wszedł do domu profesora. Przez całe siedem lat nauki
rozmawiał z nim bardzo rzadko. Nie należał do rozrabiających
uczniów (tę przyjemność zostawiał kuzynowi i jego przyjaciołom)
więc w dyrektorskim gabinecie wylądował tylko kilka razy, a i to
nie ze swojej winy. Zaproszono go do dyrektora po śmierci rodziców,
odbył też z nim kilka rozmów, których tematem był Remus. W końcu
Mike należał do wąskiego grona osób wtajemniczonych w jego stan
zdrowia.
-
W czym mogę ci pomóc? - zapytał Dumbledore, gdy znaleźli się w
salonie.
Usiedli
naprzeciwko siebie na fotelach.
-
Ja… to dosyć trudno wyjaśnić i nie chcę zajmować panu zbyt
wiele czasu…
-
Mam dużo czasu – powiedział stanowczo Dumbledore.
Mike
uśmiechnął się nerwowo, zbierając na odwagę.
-
To może zacznę od początku – zaproponował ostrożnie,
spoglądając na gospodarza, który potwierdził skinieniem głowy. -
No więc… Profesorze, nie da się nie zauważyć, że Remus i Lily
od października gdzieś znikają. Gdy Lily dzisiaj wróciła trochę…
no... przycisnąłem ją. Nie jestem z tego dumny, ale po prostu
musiałem wiedzieć, co się dzieje. I Lily mi powiedziała. O waszej
organizacji i o dzisiejszej bitwie. Tylko proszę jej nie karać.
-
Nie mam zamiaru – zapewnił go Dumbledore. - Remus i Lily dostali
moją zgodę na poinformowanie cię o zarysach działalności Zakonu.
Też jestem zdania, że ciężko ukryć coś takiego przed kimś, z
kim się mieszka. Podejrzewam jednak, że nie jest to jedyna sprawa,
z którą do mnie przyszedłeś.
Mike
pokręcił przecząco głową. Spuścił wzrok, nie mogąc znieść
badawczego spojrzenia siedzącego przed nim nauczyciela.
-
Chodzi o moich rodziców – powiedział w końcu.
-
Mogłem się tego spodziewać – mruknął Dumbledore.
Gospodarz
przywołał stojące nieopodal krzesło i usiadł na nim tuż przed
Mike'em.
-
Powinienem z tobą porozmawiać o tym tuż po śmieci Simona i
Abigail. Przepraszam cię za to, że tego nie zrobiłem. Przyznaję,
że miałem wtedy mnóstwo problemów zarówno w Zakonie Feniksa, jak
i w Ministerstwie Magii. Wiem, że to mnie nie usprawiedliwia.
-
Nie oskarżam pana – wymamrotał speszony Mike.
Nie
spodziewał się takiego obrotu sprawy. Chciał krótkich i
treściwych wyjaśnień, a nie osobistych wynurzeń i przeprosin.
-
Wiem. Michaelu, twoi rodzice byli w Zakonie Feniksa od początku
wojny. Oboje. Wierzyli w to, co robili, w działalność Zakonu i
słuszność idei, ale to pewnie cię nie interesuje. Pięć lat temu
śmierciożercom udało się przedrzeć nasze zabezpieczenia. Twoi
rodzice byli wtedy w Kwaterze Głównej.
Mike
pokręcił głową, dając znak, żeby Dumbledore przestał mówić.
Nie mógł dłużej tego słuchać. Myślał, że przez tyle lat
przywykł do świadomości, że jego rodzice nie żyją, ale słowa
dyrektora wzbudziły w nim na nowo zapomniane uczucia. Ból. Żal.
Tęsknota. Wszystko dopadło go tak nagle, że nie mógł tego
znieść. Nie miał nawet chwili na przygotowanie się na natłok
emocji.
Zsunął
się z fotela i ukląkł na podłodze, obejmując rękami głowę.
Chciał się odciąć, zapomnieć. Przecież nie mógł przywrócić
rodzicom życia. No co więc były jęki i rozpacz?
-
Mike, spokojnie – polecił Dumbledore zaniepokojonym głosem.
Przykląkł przy swoim gościu i położył mu dłonie na ramionach.
-
Jestem spokojny – odparł Mike. - Zaraz mi przejdzie. To nic
takiego. Dziękuję, za rozmowę.
Wstał
i skierował się do drzwi.
-
Michaelu, gdybyś chciał wstąpić do Zakonu… - zaczął
Dumbledore, ale szybko umilkł, widząc minę Mike'a.
-
Nie. Dziękuję, profesorze, ale nie mogę. Nie potrafiłbym.
-
Rozumiem. Dobranoc.
-
Dobranoc – odpowiedział Mike.
Zapiął
kurtkę i wyszedł z domu. Opuścił miasteczko i teleportował się
do Oxfordu. Musiał następnego dnia pójść od pracy na dzienną
zmianę, więc powinien się wyspać.
~
* ~
Czasami
Mike po prostu uwielbiał przychodzić na dzienną zmianę do pracy.
W domu nie dałby rady wysiedzieć, bo Lily z samego rana uciekła,
najpierw na zajęcia, a potem chciała odwiedzić Remusa. Zostawiła
w domu kwaśną atmosferę poczucia winy, bo Mike nie zdążył
porozmawiać z nią o swoim spotkaniu z Dumbledore'em.
-
Czołem – powitał go Andrew przesadnie miłym głosem.
Croft
zmierzył go chłodnym, wręcz pogardliwym spojrzeniem. Nie ważne,
jak bardzo się starał, nie mógł wykrzesać z siebie nawet
odrobiny uprzejmości.
-
Will jest w gabinecie? - spytał Mike.
-
Nie widziałem go. Ale z nim podobno nigdy nie wiadomo.
Mike
zignorował przymilny uśmiech kolegi z pracy i poszedł do gabinetu
szefa. Na szczęście gdy zapukał, Will zaprosił go do środka.
-
Remusa dzisiaj nie będzie – powiedział na wstępie. - I nie
spodziewaj się go przez najbliższe kilka dni.
-
Jeszcze on… - mruknął pod nosem Will, opierając głowę na
dłoniach. - Co się stało?
-
Wypadek. Leży ze wstrząsem mózgu – wyjaśnił Mike. - W
najbliższym czasie powinieneś dostać zwolnienie od uzdrowiciela.
-
Nie będzie potrzebne. Nie mam w zwyczaju podejrzewać o coś moich
pracowników. Szczególnie, jeżeli zdążyłem już ich poznać. A
przez dwa miesiące można się sporo dowiedzieć się o człowieku.
Leć do kuchni, stanę za barem.
-
Dzięki.
Mimo
sympatii do szefa, Mike nie lubił przebywać w jego gabinecie. Czuł
się tam stłamszony. O wiele swobodniej czuł się, gdy rozmawiał z
Willem na przykład w sali, albo w kuchni.
W
środku dnia w Wejściu Smoka nigdy nie było tłumów, ale fakt, że
było tuż po świętach, jeszcze bardziej zmniejszył liczbę
klientów. Nawet, jeżeli ktoś wpadał, najczęściej zamawiał w
barze kawę lub herbatę. Dzięki temu Mike miał praktycznie całe
przedpołudnie wolne. Z nudów wyszedł z kuchni i usiadł za jednym
ze stolików. Większość czasu przegadał z Roxy, która także nie
miała zbyt wiele pracy.
Mike
dopijał właśnie trzecią herbatę, gdy do baru wszedł jego wujek.
W pierwszej chwili go nie rozpoznał, bo nie spodziewał się go w
Oxfordzie.
-
Cześć, wujek – powiedział, wstając od stołu.
-
Cześć, cześć. Nieźle się wam tu pracuje.
-
Przecież widzisz jaki tu tłum – odparł Mike. - Co z Remusem?
-
Już lepiej, ale ma zakaz wstawania przynajmniej do soboty. Potem się
zobaczy. Tak w ogóle, to przyszedłem z pismem od uzdrowiciela.
-
Will jest tam - powiedział, wskazując na stojącego przy barze
szefa.
Wrócił
do stolika, obserwując, jak wujek rozmawia z szefem. Był bardzo
ciekawy tej pogawędki, ale uznał, że nie powinien podsłuchiwać.
Jakimś sposobem Will zawsze był w wstanie stwierdzić, czy
ktokolwiek nie usiłuje usłyszeć zbyt wiele.
-
Kto to? - zapytał Andrew, siadając obok Mike'a.
-
Mój wujek – odparł Croft, nie patrząc na kolegę z pracy.
-
Kto?
Mike
westchnął ciężko, tłumiąc rozdrażnienie.
-
Wujek. To taka osoba, która jest bratem mamy. Czy to zbyt
skomplikowane?
Andrew
sprawiał wrażenie, że nie przejął się wybuchem Mike'a.
-
Co on tu robi? To ma związek z tym, że nie ma Remusa?
Bezczelne
pytanie Fromenta przelało czarę. Mike zerwał się z krzesła.
-
To czy Remus jest, czy go nie ma, nie powinno cię interesować –
wycedził. - To sprawa między nim i Willem. Czyli TO NIE JEST TWOJA
SPRAWA!
Szybkim
krokiem poszedł do kuchni. Byle dalej od natrętnego kelnera.
-
Jeszcze się zdziwisz – dobiegł go cichy głos Andrew.
A
może tylko mu się zdawało, że coś usłyszał?
Andrew powiedział, że Mike jeszcze się zdziwi. Co on kombinuje? Nie lubię go, więc jak coś mu się stanie to będzie super.
OdpowiedzUsuńBiedny Mike. Wiem jakie okropne jest przypomnienie jeden z gorszych momentów w życiu. Sama coś takiego przeżywam, tylko w moim przypadku nie żyje moja babcia, a nie rodzice.
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
Śmierć bliskiej osoby zawsze odbija się na życiu człowieka. Problem Mike'a polega na tym, że nigdy tak naprawdę nie pogodził się z zamordowaniem rodziców.
UsuńPozdrawiam
Na brodę Merlina!
OdpowiedzUsuńLiczę na to, że Mike ostatecznie przystąpi do Zakonu, chociaż rozumiem, że ciężko mu przez całą tę sprawę ze swoimi rodzicami. Biedny chłopak.
Ależ ten Andrew działa mi na nerwy. Bardzo ciekawi mnie, co kombinuje.
Poza tym, ciągle jestem zafascynowana Willem - kim on jest?
Pozdrawiam i jak zwykle czekam z niecierpliwością na nowy rozdział! :)
O Willu było już trochę mówione, jego wątek będzie się też pojawiał w następnych rozdziałach. Polecam też jego opis w zakładce "Bohaterowie".
UsuńPozdrawiam
Ej, no, nie podoba mi się ten Andrew. Coś z nim mocno jest nie halo.
OdpowiedzUsuńPoza tym, naprawdę myślałam, że Mike zechce dołączyć do Zakonu. A tu proszę! Chociaż w sumie to nic dziwnego. Biedaczyna :c
Tobie nie podoba się Andrew, a mnie nie podoba się Twój Ian. Obaj są podejrzanymi typkami i najchętniej kopnęłoby się ich w tyłki.
UsuńA Mike? Ten to nie ma i nie będzie miał łatwego życie jeszcze przez długi czas.
Pozdrawiam
Ten Andrew jest dziwny.Czuje ,że on coś knuje i to jest związane z Zakonem Feniksa.Tak przynajmniej myślę.Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńUchylając rąbka tajemnicy mogę powiedzieć, że Andrew rzeczywiście coś knuje. Ale czy jest to związane z Zakonem? Tego dowiesz się w następnych rozdziałach.
UsuńPozdrawiam