a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 4 marca 2016

Rozdział 26 – Blacków nigdy za wiele

 Powypadkowy tydzień był dla Remusa jednym z najcięższych w życiu. Rodzice nie tylko zabraniali mu wstawać (co robili na polecenie Ernesta), ale też nie pozwalali mu robić niczego, co wymagałoby jakiegokolwiek ruchu. Nie mógł nawet czytać. Całe dnie spędzał leżąc w łóżku i przesłuchując płyty. John i Evelynne spędzali całe dnie w pracy, więc towarzystwo miał tylko wtedy, gdy odwiedzali go przyjaciele. Lily, James, Syriusz i Peter przychodzili codziennie, Mike'owi tylko raz nie udało się zajrzeć, a Carmen wpadała co drugi dzień.

Sześć dni po bitwie Ernest przyszedł do domu Lupinów, obładowany sprzętem medycznym. Gruntowne przebadanie Remusa zajęło mu ponad dwie godziny.

- Będę żył? - zapytał żartem pacjent.

Uzdrowiciel uśmiechnął się szeroko, chowając do walizki patyk zakończony miękką kulką, którym kilka minut wcześniej opukiwał głowę Remusa.

- Chyba tak. Ale nie mogę obiecać, że nie będziesz jeszcze przez jakiś czas odczuwał jakichś powikłań.

- Nie mam już zawrotów głowy – powiedział Remus.

- Mogą wrócić. I możesz mieć problemy z pamięcią. Radzę zapisywać sobie najważniejsze rzeczy. Dla pewności.

- Ale mogę wrócić na studia i do pracy?

- Daj sobie jeszcze tydzień spokoju, a potem nie widzę przeciwwskazań. Tylko mam do ciebie jeszcze jedną sprawę. Gdyby stało się coś niepokojącego, jak… no nie wiem… straciłbyś przytomność, uderzył się w głowę, to chcę mieć natychmiast o tym informację.

- Dobra. Będę pamiętał – obiecał Remus.

- Nie pamiętaj, tylko uważaj na siebie – poradził Ernest. - To ja będę się już zbierał.

- Jasne. Dziękuję.

- E tam. To moja praca.

Po wyjściu Ernesta Remus ułożył się na kanapie w salonie z książką. Innymi słowy zrobił to, czego od kilku dni zabraniali mu rodzice. Czuł dreszcz podniecenia, który zawsze towarzyszył mu, gdy robił coś zakazanego. I nie ważne było czy chodziło o czytanie książki pod kołdrą, czy włóczenie się po szkole w środku nocy. Z tym, że w szkole do każdej psoty dołączony był niemiły uścisk wyrzutów sumienia. Teraz to go nie męczyło i z przyjemnością oddał się lekturze „Władcy Pierścieni”.

Z tą książkę łączyło go wiele wspomnień. Czy dobrych? Nie był pewny, czy mógłby tak powiedzieć. Książki Tolkiena, „Hobbit” i trylogia „Władca Pierścieni”, były pierwszymi, jakie przeczytał, a przynajmniej pierwszymi, które kiedyś określał jako „dorosłe.”. To było po tym, jak wrócił ze szpitala po ukąszeniu. Mama dała mu książki, żeby oderwał się od ponurych myśli, ale nawet ona nie podejrzewała, że Remus połknie opasłe tomy w ciągu trzech dni. Od tamtej pory uciekał do Śródziemia zawsze, gdy potrzebował odskoczni od świata, który go otaczał. Mimo tego że czytał te książki już dziesiątki razy, zawsze odnajdywał na kartach coś nowego.

Dochodziła piętnasta, gdy ze środka bitwy o Helmowy Jar Remusa wyciągnęło natarczywe pukanie do drzwi. Z niechęcią odłożył książkę i podszedł, żeby spojrzeć przez wizjer. W pierwszej chwili myślał, że mu się przywidziało, że to jakieś komplikacje pourazowe. Przecież po drugiej stronie drzwi NIE MÓGŁ stać Regulus Black.

- Otwórz. Przecież wiem, że tam jesteś – powiedział młody Black. Jego głos był bardzo podobny do głosu starszego z braci.

Remus sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z niej różdżkę. W duchu podziękował sobie, że nie zostawił jej na stoliku koło łóżka, gdzie przeleżała ostatnie dni.

- Jestem pokojowo nastawiony – zapowiedział Regulus. - Mam dla ciebie propozycję. Jeżeli chcesz, mogę zostawić różdżkę przed drzwiami.

- Chyba sobie nie wyobrażasz, że wpuszczę cię do domu? - zapytał Remus.

- Jak uważasz. Możemy rozmawiać na zewnątrz, albo przez drzwi.

- Co tu robisz?

- Przecież powiedziałem, że mam propozycję. Od Czarnego Pana.

„Od kogo?!” pomyślał Remus. Niewiele brakowało, a powiedziałby to na głos. Czego chciał od niego Voldemort? Wolał tego nie wiedzieć, ale nie mógł pozwolić na to, żeby Regulus sterczał pod jego drzwiami przez pół dnia. Bał się pomyśleć, co stałoby się, gdyby jego ojciec wrócił do domu i zastał śmierciożercę po drzwiami. Mogłoby być gorąco.

- A czego może ode mnie chcieć?

- Naprawdę chcesz, żebym krzyczał na pół wsi? - odparł Regulus, ignorując pytanie Lupina.

Remus zaklął w myślach. Regulus miał rację. W końcu, nie wypuszczając różdżki z ręki, otworzył drzwi.

- Tylko bez żadnych sztuczek – ostrzegł, celując w Blacka.

- Oczywiście – odpowiedział Regulus.

Brat Syriusza wydawał się nie zauważać wycelowanej w niego różdżki. Przeszedł z gospodarzem do salonu.

- Tylko się streszczaj – poradził Regulusowi Remus. Bał się, że rodzice mogliby zaskoczyć ich w środku rozmowy.

- Czarny Pan proponuje ci miejsce w naszych szeregach – powiedział Black.

Dobrze, że Remus stał oparty o oparcie fotela, bo prawdopodobnie wylądowałby na podłodze. Miejsce wśród śmierciożerców?

- Mnie? Czarodziejowi półkrwi?

- To bez znaczenia. Czarnego Pana bardziej interesują twoje… hm… szczególne zdolności.

„I wszystko jasne. W końcu niemal wszystkie wilkołaki są po jego stronie.”

- No wykrztuś to z siebie – polecił Remus. - Czemu się mną interesuje?

- Bo… bo być może jesteś jedynym wilkołakiem na świecie, który ukończył edukację w szkole magii – powiedział szybko Regulus. Sprawiał wrażenie, jakby ciężko było mu przepchnąć te słowa przez gardło.

Remusowi to wystarczyło do ocenienia sytuacji. Nie, żeby w ogóle rozważał przystanie do śmierciożerców. Nigdy nie zwróciłby się przeciw przyjaciołom, ale ton Blacka tylko utwierdził go w przekonaniu, że szeregi sług Voldemorta nie były miejscem dla niego. Nawet Regulusowi, z którym przecież znali się (przynajmniej z widzenia), było trudno przyjąć fakt, że Remus jest wilkołakiem. Wolał, do własnej wygody, unikać tego tematu.

- Możesz przekazać swojemu panu, żeby na mnie nie liczył – powiedział chłodno Remus. - Jestem człowiekiem Dumbledore'a.

- Człowiekiem? - podchwycił Regulus. - Naprawdę chcesz się w to bawić? W szkole udawałeś świetnie, ale prawdziwego świata nie zwiedziesz. A Dumbledore ci nie pomoże. Nie ma takiej władzy. A Czarny Pan może ją mieć, jeżeli mu pomożemy. Wtedy nie będzie żadnych ograniczeń dla wilkołaków. Żadnych rejestrów i zaklęć tropiących. Świat należący do prawdziwych czarodziejów! Żadnych barier i ukrywania się. Służący nam mugole, zniszczenie szlam, które wykradły nam magię…

- Uważaj! - warknął Remus. - Moja mama jest mugolaczką i gwarantuję ci, że czaruje lepiej od ciebie.

Regulus spojrzał na niego lekko zamglonym wzrokiem. Sprawiał wrażenie, że zapomniał gdzie i z kim się znajduje. Pochłonął go jego monolog. Teraz jakby przypomniał sobie o obecności wilkołaka i swoim zadaniu.

- Wynoś się – polecił Remus, podkreślając przesłanie słów ruchem ręki w stronę drzwi.

- Ale… - zaczął Regulus, po raz pierwszy tracąc pewność siebie.

Remus w kilku krokach znalazł się przy młodym śmierciożercy. Zacisnął dłoń na przodzie jego płaszcza. Młodszy brat Syriusza wbił w niego przestraszone spojrzenie. Ewidentnie nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.

- Powiedziałem, że masz się wynosić – wycedził Remus. - Moja odpowiedź jest jedna i zapewniam, że się nie zmieni. Uprzedź o tym kolegów. Jeżeli znowu ktoś się tu przyplącze, nie będę z nim rozmawiał, tylko od razu wyciągnę różdżkę. Jasne?

Regulus szybko pokiwał głową. Ze strachu nie był w stanie wypowiedzieć ani słowa. Wpatrywał się w Remusa i z przerażeniem obserwował jak jasnobrązowe oczy zachodzą mrokiem. Taką… dzikością. Widział już coś podobnego u niektórych wilkołaków będących na służbie u Czarnego Pana. Zawsze budziło to w nim tan sam lęk. Lęk przed nieznanym.

Remus puścił zesztywniałego ze strachu Regulusa i odepchnął go od siebie. Chłopak zatoczył się lekko i bez słowa wybiegł z domu. Gdy młody Lupin podszedł do drzwi, żeby je zamknąć, zobaczył jak Regulus teleportuje się.

„Ciekawe, czy wróci z kolegami?” pomyślał Remus z lekką ironią.

Zamknął dokładnie wejście i wrócił do salonu. Ułożył się na kanapie i sięgnął na stojący obok stolik. Ku własnemu zdziwieniu nie znalazł tam książki, którą czytał przed wizytą Regulusa. Usiadł i rozejrzał się. W końcu wypatrzył gruby tom, leżący na siedzeniu fotela. Nie pamiętał, żeby kładł tam lekturę, ale wzruszył ramionami i przywołał ją ruchem różdżki i wymamrotanym pod nosem zaklęciem. Nie miał siły na czary niewerbalne.

Nie potrafił już zagłębić się w panującą w Śródziemiu wojnę. Jego myśli całkowicie zajął niedawny gość. Podejrzewał, że Regulus nie będzie ostatnim posłańcem Voldemorta, który przyjdzie do niego z propozycją współpracy. Następni mogli nie być tak kulturalni. Musiał powiedzieć o tej wizycie Dumbledore'owi i na pewno nie będzie to lekka rozmowa. Co gorsza mogło to rzucić cień podejrzeń na jego, już i tak niewzbudzającą zaufania, osobę.

Nie minęło pół godziny od odejścia Regulusa, gdy ponownie rozległo się pukanie do drzwi. Tym razem było o wiele głośniejsze i bardziej natarczywe (o ile to było możliwe).

- Merlinie, kto tym razem – jęknął Remus, wstając z kanapy.

Uważnie położył książkę na stoliku, żeby znowu jej nie zgubić i dopiero wtedy poszedł do drzwi, żeby sprawdzić, kto tym razem się do niego dobija.

- To chyba jakiś żart – mruknął, wyglądając przez wizjer. - To głupi żart.

Otworzył drzwi, za którymi nonszalancko stał Black. Nie, nie Regulus. Tym razem był to Syriusz. Podobieństwo między braćmi było uderzające, ale Remus wiedział, że lepiej nie mówić tego Łapie. Mógłby poczuć się tym dotknięty, a w konsekwencji Remus poczułby się walnięty. Lepiej było nie ryzykować kolejnego urazu.

- Wolno ci wstawać? - zapytał na wstępie Syriusz.

- Wolno – zapewnił go Lupin. - Ale nadal nie mogę się przemęczać. Coś ty taki zadowolony?

- Nie wolno? - odparł przekornie Black, ściągając z oburzeniem usta. Jego oczy cały czas się śmiały. - Poznałem świetną dziewczynę.

- Kolejną? - spytał Remus, prowadząc przyjaciela do kuchni.

Sięgnął do szafki i wyciągnął z niej dwie szklanki. Zrobienie herbaty zajęło mu zaledwie dwie minuty, które wydały się cieniem przy paplaninie Blacka.

- Czy ja mówię, że chcę się z nią umówić? Mam już jedną na oku, ale chyba nie jest zbyt zainteresowana. Popracuję nad nią. Ale Grace nie jest z tych, co się dadzą się uwieść w jeden wieczór.

- A ciebie przecież inne nie interesują – wtrącił złośliwie Remus. Syriusz zamachnął się na niego, ale gospodarz szybko przywołał go do porządku: - Spokojnie. Muszę na siebie uważać. Dopiero co pozwolono mi wstać.

- To mnie nie denerwuj – poradził Syriusz, opuszczając rękę. - W każdym razie, Grace wydaje się naprawdę porządną babką. Przyjechała do Oxfordu do cioci, a w ogóle to jest z Bostonu. W czerwcu skończyła Akademię Czarownic w Salem. Widzisz to? Samotna cudzoziemka... wyrwana spod żelaznej kurateli rodziców… po ŻEŃSKIEJ szkole… Lunatyk, nie mów, że cię to nie rusza.

- Szczerze mówiąc, ani trochę – przyznał Remus, podając Syriuszowi szklankę z herbatą.

Przeszli do salonu, gdzie usiedli na fotelach. Remus upił łyk gorzkiej, zielonej herbaty. Wiele oddałby za gorącą czekoladę w wykonaniu mamy, ale nie narzekał.

- Łapa, nie wciskaj mi dziewczyny na siłę – poprosił Remus. - W szkole ci nie wychodziło i nic się od tamtego czasu nie zmieniło. Zajmij się sobą. Mam wrażenie, że twoje życie uczuciowe jest aż nazbyt skomplikowane.

- A twoje wprost przeciwnie – zauważył Syriusz.

Dla ukrycie rozdrażnienia Remus upił jeszcze jeden łyk herbaty.

- Cholerni Blackowie – mruknął. - Nie rozumiecie, co się do was mówi.

Syriusz zamarł. Remus od razu zrozumiał, że powiedział za dużo, ale nie było już odwrotu.

- Co masz na myśli? - spytał Black, napiętym głosem.

Nie było już odwrotu. Jeżeli teraz zataiłby przed przyjacielem informacje o wizycie jego brata, potem mogłoby się to skończyć awanturą.

- Miałem dzisiaj niespodziewaną wizytę – zaczął ostrożnie Remus, nie spuszczając wzroku z twarzy Łapy. Szukał każdych śladów emocji. - Dostałem propozycję… żeby wstąpić w szeregi śmierciożerców.

- SŁUCHAM?! - krzyknął Syriusz, zrywając się z fotela. - Co to za pomysł?!

- Uspokój się – poradził mu Remus. - Przecież nie przyjąłem tej propozycji, a posłańca wyrzuciłem za drzwi.

Syriusz zrobił nerwową rundkę po salonie i kuchni, po czym wrócił na fotel.

- Kto był takim idiotą? - zapytał.

- Twój brat – odpowiedział Remus.

Tym razem zdążył podejść do Syriusza, zanim ten zdążył zacząć kolejną rundkę po domu.

- Ten… - Black zmiął w ustach obelgę.

- Spokojnie! Twoje nerwy niczego nie zmienią.

- Ale… Ten gówniarz… Nie! Masz rację. Muszę się uspokoić. To wszystko.

Zrobił kilka głębokich wdechów. Tylko dłonie, kurczowo zaciśnięte na podłokietnikach fotela, świadczyły o napięciu.

- Będą jeszcze przychodzić – powiedział w końcu Syriusz, wypranym z emocji głosem.

- Wiem. Ale moja odpowiedź się nie zmieni – zapewnił go Remus.


„Oby tylko nie użyli mocniejszych argumentów” pomyślał.

6 komentarzy:

  1. Ciekawe co miał na myśli Syriusz z mocniejszymi argumentami?
    Rozdział świetny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat to był Remus :) A mocniejsze argumenty to argumenty siłowe.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. "Mógłby poczuć się tym dotknięty, a w konsekwencji Remus poczułby się walnięty" leżę 😂 Super rozdział 😊
    Weny i czekam na następny
    Pozdrawiam RosalieIris 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. :)
    Ach, ten Regulus. Kompletne przeciwieństwo Syriusza!
    Jestem niemalże stuprocentowo pewna tego, że na tym się nie skończy i Remus będzie zmagał się z kolejnymi niespodziewanymi wizytami. Ciekawe tylko, kto go odwiedzi następnym razem? Może Bellatriks? Albo sam Voldemort?
    Cokolwiek by to nie było, nie mogę doczekać się przyszłego piątku. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Voldemort? Wątpię, żeby zniżył się do odwiedzin u wilkołaka. Szczególnie, gdy jest on zadeklarowanym "człowiekiem Dumbledore'a". Ale Bella? Kto wie. Ale masz rację - śmierciożercy będą jeszcze próbować przeciągnąć Remusa na swoją stronę.
      Pozdrawiam

      Usuń

Obserwatorzy