Powypadkowy
tydzień był dla Remusa jednym z najcięższych w życiu. Rodzice
nie tylko zabraniali mu wstawać (co robili na polecenie Ernesta),
ale też nie pozwalali mu robić niczego, co wymagałoby
jakiegokolwiek ruchu. Nie mógł nawet czytać. Całe dnie spędzał
leżąc w łóżku i przesłuchując płyty. John i Evelynne spędzali
całe dnie w pracy, więc towarzystwo miał tylko wtedy, gdy
odwiedzali go przyjaciele. Lily, James, Syriusz i Peter przychodzili
codziennie, Mike'owi tylko raz nie udało się zajrzeć, a Carmen
wpadała co drugi dzień.
Sześć
dni po bitwie Ernest przyszedł do domu Lupinów, obładowany
sprzętem medycznym. Gruntowne przebadanie Remusa zajęło mu ponad
dwie godziny.
-
Będę żył? - zapytał żartem pacjent.
Uzdrowiciel
uśmiechnął się szeroko, chowając do walizki patyk zakończony
miękką kulką, którym kilka minut wcześniej opukiwał głowę
Remusa.
-
Chyba tak. Ale nie mogę obiecać, że nie będziesz jeszcze przez
jakiś czas odczuwał jakichś powikłań.
-
Nie mam już zawrotów głowy – powiedział Remus.
-
Mogą wrócić. I możesz mieć problemy z pamięcią. Radzę
zapisywać sobie najważniejsze rzeczy. Dla pewności.
-
Ale mogę wrócić na studia i do pracy?
-
Daj sobie jeszcze tydzień spokoju, a potem nie widzę
przeciwwskazań. Tylko mam do ciebie jeszcze jedną sprawę. Gdyby
stało się coś niepokojącego, jak… no nie wiem… straciłbyś
przytomność, uderzył się w głowę, to chcę mieć natychmiast o
tym informację.
-
Dobra. Będę pamiętał – obiecał Remus.
-
Nie pamiętaj, tylko uważaj na siebie – poradził Ernest. - To ja
będę się już zbierał.
-
Jasne. Dziękuję.
-
E tam. To moja praca.
Po
wyjściu Ernesta Remus ułożył się na kanapie w salonie z książką.
Innymi słowy zrobił to, czego od kilku dni zabraniali mu rodzice.
Czuł dreszcz podniecenia, który zawsze towarzyszył mu, gdy robił
coś zakazanego. I nie ważne było czy chodziło o czytanie książki
pod kołdrą, czy włóczenie się po szkole w środku nocy. Z tym,
że w szkole do każdej psoty dołączony był niemiły uścisk
wyrzutów sumienia. Teraz to go nie męczyło i z przyjemnością
oddał się lekturze „Władcy Pierścieni”.
Z
tą książkę łączyło go wiele wspomnień. Czy dobrych? Nie był
pewny, czy mógłby tak powiedzieć. Książki Tolkiena, „Hobbit”
i trylogia „Władca Pierścieni”, były pierwszymi, jakie
przeczytał, a przynajmniej pierwszymi, które kiedyś określał
jako „dorosłe.”. To było po tym, jak wrócił ze szpitala po
ukąszeniu. Mama dała mu książki, żeby oderwał się od ponurych
myśli, ale nawet ona nie podejrzewała, że Remus połknie opasłe
tomy w ciągu trzech dni. Od tamtej pory uciekał do Śródziemia
zawsze, gdy potrzebował odskoczni od świata, który go otaczał.
Mimo tego że czytał te książki już dziesiątki razy, zawsze
odnajdywał na kartach coś nowego.
Dochodziła
piętnasta, gdy ze środka bitwy o Helmowy Jar Remusa wyciągnęło
natarczywe pukanie do drzwi. Z niechęcią odłożył książkę i
podszedł, żeby spojrzeć przez wizjer. W pierwszej chwili myślał,
że mu się przywidziało, że to jakieś komplikacje pourazowe.
Przecież po drugiej stronie drzwi NIE MÓGŁ stać Regulus Black.
-
Otwórz. Przecież wiem, że tam jesteś – powiedział młody
Black. Jego głos był bardzo podobny do głosu starszego z braci.
Remus
sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z niej różdżkę. W duchu
podziękował sobie, że nie zostawił jej na stoliku koło łóżka,
gdzie przeleżała ostatnie dni.
-
Jestem pokojowo nastawiony – zapowiedział Regulus. - Mam dla
ciebie propozycję. Jeżeli chcesz, mogę zostawić różdżkę przed
drzwiami.
-
Chyba sobie nie wyobrażasz, że wpuszczę cię do domu? - zapytał
Remus.
-
Jak uważasz. Możemy rozmawiać na zewnątrz, albo przez drzwi.
-
Co tu robisz?
-
Przecież powiedziałem, że mam propozycję. Od Czarnego Pana.
„Od
kogo?!” pomyślał Remus. Niewiele brakowało, a powiedziałby to
na głos. Czego chciał od niego Voldemort? Wolał tego nie
wiedzieć, ale nie mógł pozwolić na to, żeby Regulus sterczał
pod jego drzwiami przez pół dnia. Bał się pomyśleć, co stałoby
się, gdyby jego ojciec wrócił do domu i zastał śmierciożercę
po drzwiami. Mogłoby być gorąco.
-
A czego może ode mnie chcieć?
-
Naprawdę chcesz, żebym krzyczał na pół wsi? - odparł Regulus,
ignorując pytanie Lupina.
Remus
zaklął w myślach. Regulus miał rację. W końcu, nie wypuszczając
różdżki z ręki, otworzył drzwi.
-
Tylko bez żadnych sztuczek – ostrzegł, celując w Blacka.
-
Oczywiście – odpowiedział Regulus.
Brat
Syriusza wydawał się nie zauważać wycelowanej w niego różdżki.
Przeszedł z gospodarzem do salonu.
-
Tylko się streszczaj – poradził Regulusowi Remus. Bał się, że
rodzice mogliby zaskoczyć ich w środku rozmowy.
-
Czarny Pan proponuje ci miejsce w naszych szeregach – powiedział
Black.
Dobrze,
że Remus stał oparty o oparcie fotela, bo prawdopodobnie
wylądowałby na podłodze. Miejsce wśród śmierciożerców?
-
Mnie? Czarodziejowi półkrwi?
-
To bez znaczenia. Czarnego Pana bardziej interesują twoje… hm…
szczególne zdolności.
„I
wszystko jasne. W końcu niemal wszystkie wilkołaki są po jego
stronie.”
-
No wykrztuś to z siebie – polecił Remus. - Czemu się mną
interesuje?
-
Bo… bo być może jesteś jedynym wilkołakiem na świecie, który
ukończył edukację w szkole magii – powiedział szybko Regulus.
Sprawiał wrażenie, jakby ciężko było mu przepchnąć te słowa
przez gardło.
Remusowi
to wystarczyło do ocenienia sytuacji. Nie, żeby w ogóle rozważał
przystanie do śmierciożerców. Nigdy nie zwróciłby się przeciw
przyjaciołom, ale ton Blacka tylko utwierdził go w przekonaniu, że
szeregi sług Voldemorta nie były miejscem dla niego. Nawet
Regulusowi, z którym przecież znali się (przynajmniej z widzenia),
było trudno przyjąć fakt, że Remus jest wilkołakiem. Wolał, do
własnej wygody, unikać tego tematu.
-
Możesz przekazać swojemu panu, żeby na mnie nie liczył –
powiedział chłodno Remus. - Jestem człowiekiem Dumbledore'a.
-
Człowiekiem? - podchwycił Regulus. - Naprawdę chcesz się w to
bawić? W szkole udawałeś świetnie, ale prawdziwego świata nie
zwiedziesz. A Dumbledore ci nie pomoże. Nie ma takiej władzy. A
Czarny Pan może ją mieć, jeżeli mu pomożemy. Wtedy nie będzie
żadnych ograniczeń dla wilkołaków. Żadnych rejestrów i zaklęć
tropiących. Świat należący do prawdziwych czarodziejów! Żadnych
barier i ukrywania się. Służący nam mugole, zniszczenie szlam,
które wykradły nam magię…
-
Uważaj! - warknął Remus. - Moja mama jest mugolaczką i gwarantuję
ci, że czaruje lepiej od ciebie.
Regulus
spojrzał na niego lekko zamglonym wzrokiem. Sprawiał wrażenie, że
zapomniał gdzie i z kim się znajduje. Pochłonął go jego monolog.
Teraz jakby przypomniał sobie o obecności wilkołaka i swoim
zadaniu.
-
Wynoś się – polecił Remus, podkreślając przesłanie słów
ruchem ręki w stronę drzwi.
-
Ale… - zaczął Regulus, po raz pierwszy tracąc pewność siebie.
Remus
w kilku krokach znalazł się przy młodym śmierciożercy. Zacisnął
dłoń na przodzie jego płaszcza. Młodszy brat Syriusza wbił w
niego przestraszone spojrzenie. Ewidentnie nie spodziewał się
takiego obrotu sprawy.
-
Powiedziałem, że masz się wynosić – wycedził Remus. - Moja
odpowiedź jest jedna i zapewniam, że się nie zmieni. Uprzedź o
tym kolegów. Jeżeli znowu ktoś się tu przyplącze, nie będę z
nim rozmawiał, tylko od razu wyciągnę różdżkę. Jasne?
Regulus
szybko pokiwał głową. Ze strachu nie był w stanie wypowiedzieć
ani słowa. Wpatrywał się w Remusa i z przerażeniem obserwował
jak jasnobrązowe oczy zachodzą mrokiem. Taką… dzikością.
Widział już coś podobnego u niektórych wilkołaków będących na
służbie u Czarnego Pana. Zawsze budziło to w nim tan sam lęk. Lęk
przed nieznanym.
Remus
puścił zesztywniałego ze strachu Regulusa i odepchnął go od
siebie. Chłopak zatoczył się lekko i bez słowa wybiegł z domu.
Gdy młody Lupin podszedł do drzwi, żeby je zamknąć, zobaczył
jak Regulus teleportuje się.
„Ciekawe,
czy wróci z kolegami?” pomyślał Remus z lekką ironią.
Zamknął
dokładnie wejście i wrócił do salonu. Ułożył się na kanapie i
sięgnął na stojący obok stolik. Ku własnemu zdziwieniu nie
znalazł tam książki, którą czytał przed wizytą Regulusa.
Usiadł i rozejrzał się. W końcu wypatrzył gruby tom, leżący na
siedzeniu fotela. Nie pamiętał, żeby kładł tam lekturę, ale
wzruszył ramionami i przywołał ją ruchem różdżki i
wymamrotanym pod nosem zaklęciem. Nie miał siły na czary
niewerbalne.
Nie
potrafił już zagłębić się w panującą w Śródziemiu wojnę.
Jego myśli całkowicie zajął niedawny gość. Podejrzewał, że
Regulus nie będzie ostatnim posłańcem Voldemorta, który przyjdzie
do niego z propozycją współpracy. Następni mogli nie być tak
kulturalni. Musiał powiedzieć o tej wizycie Dumbledore'owi i na
pewno nie będzie to lekka rozmowa. Co gorsza mogło to rzucić cień
podejrzeń na jego, już i tak niewzbudzającą zaufania, osobę.
Nie
minęło pół godziny od odejścia Regulusa, gdy ponownie rozległo
się pukanie do drzwi. Tym razem było o wiele głośniejsze i
bardziej natarczywe (o ile to było możliwe).
-
Merlinie, kto tym razem – jęknął Remus, wstając z kanapy.
Uważnie
położył książkę na stoliku, żeby znowu jej nie zgubić i
dopiero wtedy poszedł do drzwi, żeby sprawdzić, kto tym razem się
do niego dobija.
-
To chyba jakiś żart – mruknął, wyglądając przez wizjer. - To
głupi żart.
Otworzył
drzwi, za którymi nonszalancko stał Black. Nie, nie Regulus. Tym
razem był to Syriusz. Podobieństwo między braćmi było
uderzające, ale Remus wiedział, że lepiej nie mówić tego Łapie.
Mógłby poczuć się tym dotknięty, a w konsekwencji Remus poczułby
się walnięty. Lepiej było nie ryzykować kolejnego urazu.
-
Wolno ci wstawać? - zapytał na wstępie Syriusz.
-
Wolno – zapewnił go Lupin. - Ale nadal nie mogę się przemęczać.
Coś ty taki zadowolony?
-
Nie wolno? - odparł przekornie Black, ściągając z oburzeniem
usta. Jego oczy cały czas się śmiały. - Poznałem świetną
dziewczynę.
-
Kolejną? - spytał Remus, prowadząc przyjaciela do kuchni.
Sięgnął
do szafki i wyciągnął z niej dwie szklanki. Zrobienie herbaty
zajęło mu zaledwie dwie minuty, które wydały się cieniem przy
paplaninie Blacka.
-
Czy ja mówię, że chcę się z nią umówić? Mam już jedną na
oku, ale chyba nie jest zbyt zainteresowana. Popracuję nad nią. Ale
Grace nie jest z tych, co się dadzą się uwieść w jeden wieczór.
-
A ciebie przecież inne nie interesują – wtrącił złośliwie
Remus. Syriusz zamachnął się na niego, ale gospodarz szybko
przywołał go do porządku: - Spokojnie. Muszę na siebie uważać.
Dopiero co pozwolono mi wstać.
-
To mnie nie denerwuj – poradził Syriusz, opuszczając rękę. - W
każdym razie, Grace wydaje się naprawdę porządną babką.
Przyjechała do Oxfordu do cioci, a w ogóle to jest z Bostonu. W
czerwcu skończyła Akademię Czarownic w Salem. Widzisz to? Samotna
cudzoziemka... wyrwana spod żelaznej kurateli rodziców… po
ŻEŃSKIEJ szkole… Lunatyk, nie mów, że cię to nie rusza.
-
Szczerze mówiąc, ani trochę – przyznał Remus, podając
Syriuszowi szklankę z herbatą.
Przeszli
do salonu, gdzie usiedli na fotelach. Remus upił łyk gorzkiej,
zielonej herbaty. Wiele oddałby za gorącą czekoladę w wykonaniu
mamy, ale nie narzekał.
-
Łapa, nie wciskaj mi dziewczyny na siłę – poprosił Remus. - W
szkole ci nie wychodziło i nic się od tamtego czasu nie zmieniło.
Zajmij się sobą. Mam wrażenie, że twoje życie uczuciowe jest aż
nazbyt skomplikowane.
-
A twoje wprost przeciwnie – zauważył Syriusz.
Dla
ukrycie rozdrażnienia Remus upił jeszcze jeden łyk herbaty.
-
Cholerni Blackowie – mruknął. - Nie rozumiecie, co się do was
mówi.
Syriusz
zamarł. Remus od razu zrozumiał, że powiedział za dużo, ale nie
było już odwrotu.
-
Co masz na myśli? - spytał Black, napiętym głosem.
Nie
było już odwrotu. Jeżeli teraz zataiłby przed przyjacielem
informacje o wizycie jego brata, potem mogłoby się to skończyć
awanturą.
-
Miałem dzisiaj niespodziewaną wizytę – zaczął ostrożnie
Remus, nie spuszczając wzroku z twarzy Łapy. Szukał każdych
śladów emocji. - Dostałem propozycję… żeby wstąpić w szeregi
śmierciożerców.
-
SŁUCHAM?! - krzyknął Syriusz, zrywając się z fotela. - Co to za
pomysł?!
-
Uspokój się – poradził mu Remus. - Przecież nie przyjąłem tej
propozycji, a posłańca wyrzuciłem za drzwi.
Syriusz
zrobił nerwową rundkę po salonie i kuchni, po czym wrócił na
fotel.
-
Kto był takim idiotą? - zapytał.
-
Twój brat – odpowiedział Remus.
Tym
razem zdążył podejść do Syriusza, zanim ten zdążył zacząć
kolejną rundkę po domu.
-
Ten… - Black zmiął w ustach obelgę.
-
Spokojnie! Twoje nerwy niczego nie zmienią.
-
Ale… Ten gówniarz… Nie! Masz rację. Muszę się uspokoić. To
wszystko.
Zrobił
kilka głębokich wdechów. Tylko dłonie, kurczowo zaciśnięte na
podłokietnikach fotela, świadczyły o napięciu.
-
Będą jeszcze przychodzić – powiedział w końcu Syriusz,
wypranym z emocji głosem.
-
Wiem. Ale moja odpowiedź się nie zmieni – zapewnił go Remus.
„Oby
tylko nie użyli mocniejszych argumentów” pomyślał.
Ciekawe co miał na myśli Syriusz z mocniejszymi argumentami?
OdpowiedzUsuńRozdział świetny.
Akurat to był Remus :) A mocniejsze argumenty to argumenty siłowe.
UsuńPozdrawiam
"Mógłby poczuć się tym dotknięty, a w konsekwencji Remus poczułby się walnięty" leżę 😂 Super rozdział 😊
OdpowiedzUsuńWeny i czekam na następny
Pozdrawiam RosalieIris 😊
Bardzo dziękuję za miłe słowa.
UsuńPozdrawiam
Świetny rozdział. :)
OdpowiedzUsuńAch, ten Regulus. Kompletne przeciwieństwo Syriusza!
Jestem niemalże stuprocentowo pewna tego, że na tym się nie skończy i Remus będzie zmagał się z kolejnymi niespodziewanymi wizytami. Ciekawe tylko, kto go odwiedzi następnym razem? Może Bellatriks? Albo sam Voldemort?
Cokolwiek by to nie było, nie mogę doczekać się przyszłego piątku. ;)
Voldemort? Wątpię, żeby zniżył się do odwiedzin u wilkołaka. Szczególnie, gdy jest on zadeklarowanym "człowiekiem Dumbledore'a". Ale Bella? Kto wie. Ale masz rację - śmierciożercy będą jeszcze próbować przeciągnąć Remusa na swoją stronę.
UsuńPozdrawiam