a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 18 marca 2016

Rozdział 28 – Dolina Godryka

 Syriusz wyszarpnął różdżkę z kieszeni.

- Schowaj się gdzieś – polecił pobladłej ze strachu Hiszpance.

Carmen pokiwała nieprzytomnie głową i skierowała się w stronę toalet.

Black nie miał czasu na obserwację dziewczyny. Przedzierając się przez przerażony tłum dotarł do przyjaciela. On też miał różdżkę w ręku.

- Wzywamy kogoś? - zapytał Syriusz.

- A mamy czas? - odparł Remus.

- Chyba nie – wtrąciła się Grace. - Ale ja chętnie wam pomogę.

Spojrzeli na dziewczynę ze zdziwieniem, ale nic nie odpowiedzieli. Nie mogli przecież odmówić jedynej pomocy, jaką im oferowano. Syriusz nieznacznie skinął głową, co Grace odczytała jako zgodę. Schyliła się i podwinęła prawą nogawkę. Ku wielkiemu zdziwieniu Blacka sięgnęła za cholewę wysokich kozaków i wyjęła stamtąd różdżkę.

- No co się gapicie? - warknęła na przyjaciół. - Mamy śmierciożerców do skasowania.

Nie czekając na decyzję chłopaków zniknęła w tłumie.

- Remus, patronus – rzucił Syriusz do przyjaciela – Do Rogacza. Niech ściągnie kogo się da. Nie poradzimy sobie we trójkę.

Wycelował różdżką w stronę najbliższego śmierciożercy. Po chwili mężczyzna padł na ziemię oszołomiony zaklęciem Petrificus Totalus. Jego towarzysze od razu rzucili się na Syriusza, całkowicie ignorując Remusa, który pomknął na zaplecze. Niepostrzeżenie wyszedł na zewnątrz.

- Expecto Patronum – szepnął jednocześnie myśląc: „Rogacz, mamy śmierciożerców w klubie Czarna Pantera w Oxfordzie. Ściągnij kogo się da.”

Z końca różdżka wystrzelił srebrny obłok, który zamienił się w dużego wilka. Wilk spojrzał jaśniejącymi oczami na Remusa, po czym pomknął w sobie tylko znanym kierunku.

Remus od razu obrócił się na pięcie i wrócił do klubu. Nie mógł przecież zostawić Syriusza samego przeciw śmierciożercom. Okazało się jednak, że wejście do klubu nie jest takie proste, bo co chwilę mijali go uciekający w popłochu ludzie.

- Protego! - krzyknął, gdy udało mu się wreszcie wrócić na salę.

Pomiędzy Syriuszem a śmierciożercami wyrosła magiczna tarcza. Dla Blacka była to chwila wytchnienia, bo z wielką trudnością unikał zaklęć przeciwników.

„W samą porę” pomyślał. Nie opuścił różdżki i zaatakował, gdy tylko Remus zdjął tarczę. Starał się brać na siebie ogień ataku, żeby Lunatyk mógł uniknąć kolejnego wypadku.

Śmierciożercy byli tak pochłonięci walką z dwoma Huncwotami, że nie zauważyli, jak do jednego z nich od tyłu bezszelestnie podkrada się ukryty w cieniu kształt. Gdy jeden z panów w czerni w czasie uniku podszedł zbyt blisko, kształt zaatakował. Nie był to atak magiczny, nic z tych rzeczy. Pod wpływem sprawnie zadanego kopniaka śmierciożerca zgiął się wpół i upuścił różdżkę na podłogę. Zanim zdążył się zorientować, co się dzieje, uderzenie w szczękę pozbawiło go przytomności. Atakująca wyciągnęła różdżkę i wycelowała w kolejnego sługę Ciemności.

- Everte stati! – syknęła.

Śmierciożerca wyleciał w powietrze i uderzył w sufit. Po chwili legł nieprzytomny na podłodze.

Grace wycelowała w kolejnego śmierciożercę, który już po chwili zaczął biegać, krzycząc z przerażenia. Został potraktowany perfekcyjnym Upiorogackiem.

W tym czasie Syriusz potraktował swojego przeciwnika czarem Incacerous, więc mężczyzna leżał związany na ziemi. Z kolei Remus obezwładnił ostatniego śmierciożercę Zaklęciem Węża.

- Grace, to było świetne – powiedział Black do Amerykanki, cały czas nie mogąc wyjść z wrażenia.

- Dziękuję – odpowiedziała skromnie dziewczyna. - Ale to naprawdę nic takiego.

- Czego was uczyli w tej Ameryce? - zapytał Remus.

Grace zwróciła na niego ciemne oczy, lekko je mrużąc. W tym spojrzeniu nie było wrogości, a jedynie uprzejme zainteresowanie. W czasie walki kątem oka obserwowała zarówno Syriusza, jak i Remusa, i była pod wrażeniem umiejętności przyjaciół. Słyszała różne rzeczy o szkolnictwie w Wielkiej Brytanii, ale nie spodziewała się czegoś takiego. Bili się świetnie świetnie, każdy z nich miał swój indywidualny styl. Syriusz walczył z dużym rozmachem, jego ruchy wydawały się wręcz teatralne, a Remus był o wiele spokojniejszy. Dla Blacka starcie było okazją do pokazania się, zrobienia wrażenia. Remus wydawał się bawić całą sytuacją, rzucane zaklęcia i uniki zdawały się być dla niego zabawą.

- Rzeczy, o których wam, Anglikom, nawet się nie śniło – odpowiedziała w końcu. - W Salem nie uczy się tylko obrony przez magię, ale też co można zrobić bez różdżki.

- Jak karate? - wtrącił Syriusz.

- Między innymi – odparła.

Łapa i Grace zajęli się obezwładnionymi śmierciożercami, a Remus poszedł znaleźć Carmen. Po krótkich poszukiwaniach znalazł ją skuloną w damskiej toalecie.

- Przepraszam – powiedziała, wstając z podłogi. - Zazwyczaj inaczej reaguję. Zaskoczyli mnie…

- Nie tłumacz się – przerwał jej Remus. - Przy śmierciożercach nie można niepotrzebnie zgrywać bohatera. To może się źle skończyć.

- A ty? Syriusz? Żaden z was nie jest nawet na studiach aurorskich.

Jej uwaga była tak celna, że Remus nie wiedział, co powiedzieć. Wrócili do sali, w której, poza śmierciożercami, Syriuszem i Grace, było też kilka osób z Zakonu. Prócz Jamesa Pottera na odsiecz przybyli też Alastor Moody, Dorcas Meadows i Alicja Roberts.

- Rychło w czas – rzucił na powitanie Remus.

- Właśnie powiedziałem im to samo – dodał Syriusz.

- Moja wina, że tak szybko się uwinęliście? – odpowiedział James, spoglądając znacząco na leżących pod ścianą śmierciożerców.

- Mieliście dużo szczęścia – stwierdziła Dorcas.

- Podejrzanie dużo – mruknął auror, przyglądając się z odrazą więźniom. - Jak trójce dzieciaków, które dopiero co opuściły szkołę, udało się pokonać sześciu doświadczonych śmierciożerców.?

- Zwariowałeś? - prychnęła Meadowes. - Obaj są po szkoleniach, po Thurso…

- A ona? - wtrącił Moody, którego argumenty Dorcas wyraźnie nie przekonały.

Grace zmierzyła Alastora niechętnym spojrzeniem. Podejrzliwy facet nie wzbudził jej sympatii, ale szacunek jak najbardziej. Nie mogła oczekiwać, że zaufają jej kompletnie obce osoby.

- Jestem Grace Cabot – przedstawiła się. - Pochodzę z Bostonu, skończyłam Akademię Czarownic w Salem. W Oxfordzie mieszam u cioci, Brendy Brooks. Jeszcze jakieś pytania?

Najwyraźniej jej wyjaśnienia wystarczyły, przynajmniej na razie. Nowo przybyli mieli wystarczająco dużo własnych problemów. Moody i Alicja zabrali śmierciożerców do Ministerstwa Magii, gdzie już szykowano się do ich procesów.

- Czemu wy się zawsze w coś pakujecie beze mnie? - zapytał z wyrzutem James, gdy szedł razem z innymi Huncwotami i dziewczętami w kierunku domu Lunatyka.

- To było nieplanowane – odpowiedział Remus. - Zresztą dałem ci znać, że coś się zaczęło. Nie nasza wina, że zbierałeś się tak długo.

- „Ściągnij kogo się da” - przypomniał James. - Nie mogłem przyjść sam. A wiecie, jak trudno kogoś znaleźć o tej porze?

Nie oczekiwał odpowiedzi na to pytanie i jej nie otrzymał. W pobliżu domu Remusa grupa rozdzieliła się. Carmen teleportowała się do swojego mieszkania, a Grace do ciotki. Huncwoci zostali sami.

- Ten wieczór miał się skończyć inaczej – westchnął Syriusz.

- Też miałem inne plany – przyznał James. - Ale nie żałuję. Z wami zawsze jest dobrze się spotkać.

- Pochlebca – zaśmiał się Syriusz. - Idziemy jeszcze gdzieś? Noc jeszcze młoda.

Remus pokręcił przecząco głową.

- Ja chcecie, to możecie iść, ale dla mnie to za dużo wrażeń. Wracam do domu.

Syriusz i James wymienili zaniepokojone spojrzenia. Na krótką chwilę zapomnieli o niedawnym urazie przyjaciela. Już lata temu nauczyli się przychodzić nad stanem zdrowia Remusa do porządku dziennego, tylko że to przecież nie była normalna sytuacja. Nie chodziło o kolejną pełnię, ale o poważny uraz głowy. Nie wolno im było zapomnieć o czymś takim.

- Odprowadzimy cię – zaproponował James.

Remus wzruszył ramionami. Wiedział, że nie ma sensu protestować, bo przyjaciele zwyczajnie go nie puszczą samego. Nie dziwił im się. Gdyby chodziło o któregoś z nich, też by nie odpuścił. Huncwoci zawsze stali murem za jednym z nich. Choćby miało to się skończyć dla nich źle.

W szkole niemal zawsze obowiązek krycia wszelkich postępków Huncwotów spoczywał na Remusie. Ten robił to pomimo wyrzutów sumienia, które odczuwał względem dyrektora szkoły. W końcu tylko dzięki Dumbledore'owi Remus w ogóle mógł uczyć się w Hogwarcie. Ministerstwo kategorycznie sprzeciwiało się wpuszczeniu wilkołaka do szkoły, ale profesor był nieugięty. Właśnie dlatego chłopak źle się czuł z tym, że łamał szkolny regulamin. Ale przyjaciele byli dla niego ważniejsi niż osobista duma. Miał tylko ich i nie potrafił im odmówić, gdy kolejny raz prosili go o pomoc.

~ * ~

W niedzielne popołudnie James teleportował się do jednego z najstarszych czarodziejskich miasteczek w Anglii – Doliny Godryka. Zawsze marzył, żeby dokładnie obejrzeć tę mieścinę, ale teraz miał ku temu konkretny powód. Kilka dni temu znalazł w „Proroku Codziennym” informację o sprzedaży domu i od razu skontaktował się z właścicielem i umówił na obejrzenie go. Nigdy nawet nie marzył o mieszkaniu w mieście, z którego pochodził jeden z założycieli Hogwartu. W dodatku swój dom miał tam też sam Albus Dumbledore. James nie potrzebował większej rekomendacji dla mieściny. Nie oglądając budowli był niemal pewny, że chce ją kupić. Gdzie znalazłby lepszą lokalizację?

Dom okazał się całkiem sporym, piętrowym budynkiem wybudowanym z brązowej cegły. Na parterze widział kilka okien, za którymi wisiały białe firanki. Do w prowadziła wysypana żwirem ścieżka, a niewielkie podwórko było otoczone starym płotem. Wszystko wymagało gruntownej renowacji, ale dla Jamesa dom wydawał się idealny.

Drzwi otworzyły się i na podwórko wyszedł sprzedając. Był to niski i otyły mężczyzna (rodzaju tych, co to „łatwiej przeskoczyć niż obejść”) o poczerwieniałej twarzy i mocno przerzedzonych, siwych włosach.

- O, dzień dobry – powiedział na widok Jamesa. - Pan w sprawie domu?

- Tak. Mogę wejść?

- Zapraszam.

Właściciel domu, przedstawił się jako Sean Whalley, szybko oprowadził Jamesa po domu. Mimo wielkości, budynek był przytulny. Na parterze znajdowała się kuchnia, w której stał też stół jadalny, salon, pokój i przestronna łazienka. Na piętrze były kolejne dwie sypialnie i mała łazienka. Wnętrze domu zostało jeszcze bardziej zaniedbane, niż zewnętrze.

- Sprzedaję ten dom już od roku i jak dotąd nie mam żadnych chętnych – mówił Whalley, przemierzając pokoje.

„Ciekawe dlaczego” pomyślał ironicznie James. W końcu tu nie chodziło tylko o renowację zewnętrza, ale też wnętrza domu. Potrzebna była dobra ekipa budowlana lub mnóstwo pracy własnej.

Przeciwności nie zraziły Rogacza. Nadal był gotów na kupno, choćby miał spędzać całe noce na remoncie. Chciał zdążyć przed ślubem.

- I jak się panu podoba? - zapytał na koniec Whalley.

„To kompletna rudera” pomyślał James.

- Kupuję – odpowiedział chłopak.

Wiedział, co powiedzą jego przyjaciele. Będą mieli problemy ze zrozumieniem jego decyzji, ale w końcu przyznają mu rację. Ten dom będzie idealny dla niego i Lily. Wierzył, że jego narzeczonej też się spodoba. A huk roboty? Dla ukochanej był gotów podnieść tę ruinę własnymi rękoma.

4 komentarze:

  1. Wow Grace mnie zaskoczyła.Kto by się spodziewał,że będzie znała się na sztukach walki.A ten dom,który James dla Lili jako prezent ślubny to takie słodkie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczekaj, aż Huncwoci zobaczą tę ruinę.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. W końcu znalazłam chwilę, żeby przeczytać ten i poprzedni rozdział! Jestem bardzo zaskoczona, że Carmen ni z tego, ni z owego zainteresowała się Syriuszem - ciekawy zwrot akcji, tego się nie spodziewałam, byłam pewna, że będzie z Remusem!
    A komnetując ten rozdział, muszę przyznać, że postać Grace zaczyna coraz bardziej mi się podobać. Teraz już nie wiem, co myśleć o Carmen - obydwa te rozdziały mnie do niej zraziły.
    Uwielbiam to, jak James troszczy się o Lily i stara się zapewnić im jak najlepszą przyszłość. Końcówka jest przeurocza!
    Jak zwykle nie mogę doczekać się nowego rozdziału. :)
    PS. U mnie nowość, zapraszam! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś mi się widzi, że Carmen jeszcze wielokrotnie nasz zaskoczy :) Tak samo Grace. Obie będą dosyć ważne w dalszej części.
      Podrawiam

      Usuń

Obserwatorzy