Misternie
tkaną sieć kontaktów i informatorów Will tworzył od mroźnej,
grudniowej nocy 1646 roku, w czasie której został przemieniony w
wampira. Ta jedna chwila, jedno ukąszenie, zmieniło na zawsze jego
życie. Jego i jego rodziny.
Miał
wtedy dwadzieścia osiem lat i obiecującą przyszłość. Był
najmłodszym synem hrabiego Oxfordu. Jako, że miał czterech
starszych braci, nie mógł nawet liczyć na dostanie od ojca
jakiegoś tytułu lub ziemi. Na szczęście najstarszy z rodzeństwa,
Philippe, darował ulubionemu bratu zamek oraz pensyjkę. Dzięki
temu Will mógł się ożenić z córką wicehrabiego Yorku. Jedną z
młodszych córek. Małżeństwo było od początku zaplanowane i ani
Will, ani Cora, nie czuli się w tym związku dobrze. Mimo to, przez
czternaście lat małżeństwa dorobili się dziesięciorga dzieci, z
których czwórka zmarła jeszcze w niemowlęctwie.
Nieszczęście
w małżeństwie wielokrotnie popychało Willa w ramiona innych
kobiet. Były one damami lekkich obyczajów, chłopkami, pokojówkami,
a nawet raz romansował z damą szlachetnie urodzoną. Z niektórymi
z nich tworzył dłuższe związki, z których rodziło się nawet
kilkoro dzieci. Jedną z takich kobiet była Ginny.
Ginny
była córką chłopa, mieszkającego w jednej z wsi należącej do
Willa. Gdy się poznali, miała niespełna piętnaście lat i
szykowała się do zamążpójścia. Jej narzeczonym był syn
sąsiadów, starszy od niej o trzy lata. Do ślubu nigdy nie doszło.
W czasie żniw na pole rodziny Ginny wpadła grupa myśliwych,
pędzących za jeleniem. Wśród jeźdźców był Will wraz z
najstarszym synem, Henrym. Niestety koń Willa potknął się w
czasie galopu i razem z jeźdźcem runął na ziemię. Nieprzytomnego
zabrano do najbliższej chaty i tam został opatrzony przez córkę
gospodarza – Ginny. Gdy ocknął się i ujrzał pochyloną nad sobą
anielską istotę, z miejsca się w niej zakochał. Po wyzdrowieniu
wykorzystał swoją władzę do zerwania zaręczyn dziewczyny, po
czym kazał wybudować dla dziewczyny dom. Odwiedzał ją tam niemal
co noc, czego skutki szybko stały się widoczne – na wiosnę Ginny
powiła pierwsze dziecko, córkę, której nadano imię Grace. Po
niej na świat przyszło jeszcze dwóch synów: Matthew i Robert.
To
właśnie od Ginny wracał tamtej grudniowej nocy. Zbyt długo został
wtedy w domu kochanki i ta prosiła go, żeby został do ranka. Will
nie chciał tego zrobić, bo o świcie miał przyjechać z wizytą
jego brat i chciał być wtedy w domu, dlatego wsiadł na konia i
kłusem ruszył w stronę zamku. Niestety, nie było dane mu tam
dotrzeć.
W
lesie, który oddzielał wieś od zamku, koń Willa nagle się
spłoszył. Stanął dęba i zrzucił jeźdźca na ziemię.
Oszołomiony i obolały mężczyzna patrzył, jak gniady wierzchowiec
galopuje w stronę zamku. Zanim zdążył za nim ruszyć, zimne
ramiona objęły go, a chłodne usta przycisnęły do jego szyi. Nie
zdążył zorientować się, co się dzieje, gdy poczuł ukłucie
żyły szyjnej i ogarniającą go błogość. Upływ krwi musiał
spowodować utratę przytomności, ale Will tego nie pamiętał.
Gdy
się obudził, znajdował się w ziemiance. Czuł palące pragnienie,
ale nie ono było jego największym zmartwieniem. Po latach
zastanawiał się, jak to możliwe, że bardziej przejął się tym,
co widział, słyszał i czuł, niż wołaniu organizmu o krew. Nigdy
nie znalazł odpowiedzi na to pytanie.
Dopiero
w kilka godzin po przebudzeniu Will poznał sprawcę swojego
nieszczęścia. Ku jego wielkiemu zdziwieniu, do ziemianki weszła
niska kobieta o niezwykle urodziwej twarzy i filigranowej urodzie.
Odgarnęła płomiennorude włosy i spojrzała na Willa oczami koloru
szmaragdu. Jednak to nie kobieta zwróciła jego uwagę, ale
wierzgający jelonek, którego trzymała za poroże. Wypuściła go
we wnętrzu ziemianki, a on zaraz rzucił się do ucieczki. Kierowany
instynktem Will skoczył za zwierzęciem. Błyskawicznie dopadł go i
zatopił kły w jego szyi. Wartko płynąca, ciepła krew ugasiła
palenie w jego gardle.
-
Urodzony wampierz – szepnęła z podziwem kobieta.
Gdy
Will zaspokoił swoje pragnienie, kobieta wytłumaczyła mu, kim się
stał. Powiedziała mu też, kim był od zawsze. Dopiero Wynter, bo
takie imię nosiła wampirzyca, wyjaśniła mu, że wszystkie dziwne
rzeczy, które mu się zdarzały, to była magia. Urodził się
czarodziejem, jedynym w swojej rodzinie.
Wynter
uświadomiła Willowi także to, że nie musi rezygnować z
dotychczasowego życia. Powinien tylko uważać, aby nikt nie
zauważył, że się nie zmienia.
W
ten sposób dostał pełną swobodę działań. Przestał bać się
brata i zaczął tworzyć znajomości. W czasie wojny domowej
sprytnie zmieniał strony tak, by nie narazić siebie i swojej
rodziny na niebezpieczeństwo. Miał swoich ludzi w kręgu towarzyszy
Olivera Cromwella, ale inni jego protegowani towarzyszyli Karolowi II
Stuartowi. W ciągu następnych stu lat dorobił się swoich ludzi
niemal na każdym dworze Europy. A także wielkiego majątku. Na
początku XX wieku wstąpił do MI6 – wywiadu brytyjskiego, który
werbował nie tylko zwykłych ludzi, ale też stworzenia takie jak
wampiry i wilkołaki. Will był dla nich cenny ze względu na swoje
umiejętności oraz sieć kontaktów.
Mimo
zainteresowań wielką polityką, nie zapomniał o rodzinie.
Odwiedzał Ginny aż do jej śmierci – ona jedna wiedziała, kim
stał się jej kochanek. Gdy ich dzieci ukończyły jedenaście lat,
cała trójka otrzymała listy ze szkoły Magii i Czarodziejstwa w
Hogwarcie, tak samo jak inne dzieci, które były owocami przelotnych
romansów Danielsa. Żadne z jego dzieci narodzonych z prawego łoża
nie otrzymało takiego listu. Will nigdy nie spuścił oka ze swoich
dzieci. Był duchem, który prowadził ich i ich potomstwo przez
życie. Mimo trudów związanych z jego pracą, nie opuścił żadnego
chrztu, ślubu i pogrzebu swoich potomków. Dopiero podczas II wojny
światowej stracił kontakt z większością z nich. Wiedział, że
część zginęła na polu bitwy, a reszta wyjechała. Niektórych z
nich nie udało mu się odnaleźć.
Po
II wojnie światowej odszedł z wywiadu i przeniósł się do
Oxfordu, gdzie otworzył Wejście Smoka. Nie zrezygnował ze swojej
sieci kontaktów. Jednak teraz nie szpiegował władców świata, ale
skupił się na urzędnikach Ministerstwa Magii. Wiedział o nich
niemal wszystko.
...Will
wpatrywał się w stojącego przed nim chłopaka. Chciał mu
powiedzieć, jak wielkie miał szczęście. Nie umniejszał
cierpienia Mike'a, ale Croft stracił tylko rodziców. A wampir
pochował rodziców, rodzeństwo, ukochaną, żonę, dzieci, wnuki,
prawnuki… Nie wspominając o przyjaciołach, których pożegnał w
czasie tych ponad trzystu lat.
-
Will, czemu to do mnie wraca? - zapytał niespodziewanie Mike. -
Przez tyle lat to mnie nie ruszało. A teraz… Dlaczego?
-
Ból po utracie bliskich nigdy nie mija – powiedział
sentencjonalnie Will. - Może co najwyżej dać o sobie zapomnieć na
jaki czas, ale potem wraca ze zdwojoną siłą.
Mike
kiwnął smętnie głową. Will miał rację, ale jego słowa na nic
Croftowi się nie przydały.
-
Mike, co się stało? - spytał wampir. - Pokłóciłeś się z kimś?
-
Nie… tak… to skomplikowane – przyznał niechętnie chłopak.
„Czyli
kobieta” pomyślał Will. „Dlaczego to zawsze musi chodzić o
kobiety?”
-
Mike, wiesz, że jeżeli masz jakiś problem, zawsze możesz do mnie
przyjść?
-
Wiem. Wszyscy o tym wiedzą – przyznał Mike. - Przepraszam, ale
nie mam nastroju na rozmowę. Wracam do domu.
Minął
szefa i wyszedł z cmentarza. Nie miał siły na teleportację, więc
wyciągnął różdżkę i wezwał Błędnego Rycerza. Za kurs do
Oxfordu zapłacił trzynaście
sykli.
W
domu zastał Lily, siedzącą w salonie. Czytała jakąś książkę
medyczną i pracowicie robiła z niej notatki.
-
Jest Remus? - zapytał Mike.
-
Leży na górze – odpowiedziała Lily, nie podnosząc wzroku znad
książek. - Wrócił jakieś pół godziny temu od Jamesa. Teraz
odpoczywa.
„Aż
tak z nim źle?” pomyślał Mike, ale nie wypowiedział pytania na
głos. Ton Lily – pozornie beznamiętny, ale z kryjącym się w nim
niepokojem – był dla niego wystarczającą odpowiedzią.
Idąc
do swojego pokoju Mike zajrzał na chwilę do sypialni kuzyna.
Zaciągnięte zasłony nie przepuszczały światła, więc wszystko
spowijał mrok, dopóki Mike nie otworzył drzwi. Wtedy wpadły
promienie światła z korytarza. Śpiącemu Remusowi to nie
przeszkodziło – nawet nie drgnął.
Mike
podszedł do kuzyna i ostrożnie położył dłoń na jego czole. Na
szczęście było chłodne. Co prawda nie spodziewał się gorączki,
ale i tak odetchnął z ulgą. Od lat Remus był dla niego jak brat i
Mike martwił się o niego, jak o nikogo innego.
Upewniwszy
się, że z kuzynem wszystko w porządku, Croft skierował się do
swojego pokoju. Wziął z biurka książkę o magicznych roślinach
śródziemnomorskich. Ostatnio zaniedbał naukę, o czym boleśnie
przekonał się podczas ostatnich zajęć, gdy nie rozumiał, o czym
mówił wykładowca. W przeciwieństwie do Remusa, on nie miał miłej
koleżanki, która dałaby mu notatki.
„Może
powinienem sobie znaleźć taką koleżankę” pomyślał, czytając
rozdział o skrzelozielu. „Przydałby mi się ktoś taki. Ktoś,
komu będę mógł zaufać, zwierzyć się… Na Merlina, przecież
nie mogę wiecznie być sam!”
- - - - - - - - - - - -
Hej! Mamy za sobą trzydzieści rozdziałów i do końca jeszcze bardzo daleko. Mam nadzieję, że cieszycie się z tego tak bardzo jak ja.
Ostatnio zaczęłam się zastanawiać nad założeniem blogowego Facebooka. Plany są takie, żeby dotyczył on nie tylko tego bloga, ale też nowego opowiadania, które niedawno zaczęłam pisać. Umieszczałabym na nim (tj. na Facebooku) różne ciekawostki dotyczące bohaterów i opowiadań, zapowiedzi rozdziałów, grafikę, którą ostatnio zaczęłam się zajmować itp. To, czy coś takiego powstanie zależy głównie od Was, bo, moim zdaniem, nie ma sensu zakładać Facebooka, jeżeli nikt nie będzie tam zaglądał. Wasze opinie na ten temat proszę pisać w komentarzach. Zachęcam też do głosowania w tej sprawie w SONDZIE.
Podrawiam
Jak zawsze świetne. Fajnie, że przybliżyłaś historie Willa, nie ukrywam, że bardzo zaintrygowała mnie jego postać. Życzę weny :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że mnie postać Will też bardzo intryguje, chociaż sama ją wymyśliłam. Jest nietypowy i pisząc historię Remusa i Mike'a stopniowo odkrywam też Willa.
UsuńDawno nie pisałaś. Bardzo się cieszę, widząc Twój komentarz.
Pozdrawiam
Historia Willa jest naprawdę bardzo ciekawa.Każdy chciałby mieć takiego brata jak Mike'a.Czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńZgadzam się - Mike to świetny materiał na brata lub kuzyna. Pozostaje pytanie, czy nadaje się też na chłopaka :)
UsuńPozdrawiam
O kurczę, coraz bardziej lubię Willa. Wydawałoby się, że jest takim oschłym facetem, który wszystkich trzyma na dystans, a tutaj taka niespodzianka. Skoro ta dziewczyna nazywała się Ginny, to może będzie jakąś daleką przodkinią Weasleyów?
OdpowiedzUsuńCo do blogowego facebooka, jestem jak najbardziej za - na pewno bym na njego zaglądała. :)
Dużo osób może mieć na imię Ginny. Ginevra (lub Gwenifer - zależnie od pisowni) jest nawet jedną z bohaterek legend arturiańskich. Raczej nie przewiduję pokrewieństwa między nią a Weasley'ami, ale zapewniam, że potomkowie Willa pojawią się w tym opowiadaniu.
UsuńPozdrawiam
Jeśli chodzi o Ginny, to wiele osób w anglojęzycznych fikach, które powstawały przed wydaniem wszystkich części, uznawały to nawet za skrót od imienia Virginia ;)
UsuńCiekawe. Nie miałam o tym pojęcia, ale warto to zapamiętać. Chociaż imię Virginia kojarzy się raczej ze stanem USA niż żywą osobą.
UsuńPozdrawiam
Hej ;) Ho, ho! Jaka Willowa historia! Jak z baśni ;P Też przy Ginny natychmiast pomyślałam o 'tej' Ginny i zastanawiałam się czy użycie tego imienia było celowe ;P Dziś Mike trochę zyskał w moich oczach, bo jakoś tak na początku nie byłam do niego przekonana ;P No naprodukowałaś tych rozdziałów, życzę ci ich jeszcze kilka razy więcej ;) Mnóstwo weny! Pozdrawiam i ściskam ;)
OdpowiedzUsuńniecnimarudersi.blogspot.com
WOW! Chyba Cię trochę nie doceniałam, bo nie sądziłam, że Will może mieć TAKĄ ciekawą historię! Naprawdę cieszę się, że wreszcie powróciłam do tego opowiadania. Postaram się szybko nadrobić zaległości!
OdpowiedzUsuń