a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 8 kwietnia 2016

Rozdział 31 – Kochana ciocia

 Remus zaklął pod nosem, gdy brzytwa zacięła go w policzek. Nie znosił golić się pod presją czasu (prawie zawsze się wtedy kaleczył), ale tym razem nie miał wyboru, jeżeli nie chciał się spóźnić. Już i tak miał lekką obsuwę. Powinien wyjść z domu w ciągu dziesięciu minut, a na to się nie zapowiadało.

Kończąc golenie zastanawiał się, co, na Merlina, pokusiło go, żeby umówić się z Grace. Właściwie to ona się z nim umówiła, a on był tak zaskoczony tą propozycją, że wyraził zgodę. Sytuację łagodził fakt, że Grace już na początku zaznaczyła, iż jest to tylko przyjacielskie wyjście, a nie randka. Między innymi dlatego postanowili się spotkać piętnastego lutego. „Dzień singla”, jak to skomentowała Grace. Nie potrafił odmówić jej spotkania, uśmiechała się do niego tak ładnie...

– W co ja się wpakowałem? – spytał swoje odbicie w lustrze.

Nie uzyskał odpowiedzi, więc opłukał twarz i przeszedł do sypialni. Wziął z biurka różdżkę i wyleczył skaleczenie; otworzył drzwi szafy, zaczął przeglądać ubrania.

– Normalnie nie mam się w co ubrać – stwierdził i mimowolnie roześmiał się.

Nigdy nie miał takich problemów. Ubrania nigdy nie były dla niego ważne. Zawsze liczyło się to, żeby miał przysłowiową koszulę na grzbiecie i tyle. Nie miał pojęcia, czemu tak nagle zaczął się interesować swoimi ubraniami. Przecież to było tylko spotkanie ze znajomą. Nie randka.

Po kilku minutach zdecydował się na zwykłą białą koszulę i proste spodnie. Wsadził różdżkę w jedną kieszeń, portfel w drugą i uznał, że jest gotowy do wyjścia.

Gdy zszedł na dół, niemal wpadł na wychodzącą ze swojego pokoju Lily. Dziewczyna miała rozczochrane włosy i zarumienione policzki. Niemal cały wczorajszy dzień spędziła z Jamesem, którego potem przyprowadziła do domu.

– Remus, coś ty z sobą zrobił? – spytała z oburzeniem.

Lupin zatrzymał się, lekko zaniepokojony reakcją przyjaciółki.

– Ja…

– I tak masz mi się ubierać – nakazała Lily, uśmiechając się szeroko. – Jasne?

Remus odetchnął z ulgą. Już się przestraszył, że Lily chodziło o coś ważnego.

– Oczywiście – przyznał jej rację. – Ale teraz cię przepraszam. Nie chcę się spóźnić.

Lily podeszła do niego i cmoknęła go w policzek.

– Baw się dobrze.

– Tak jak ty? – spytał, nie mogąc się powstrzymać.

Mina, którą zrobiła Lily, powiedziała mu, że miał mnóstwo szczęścia. Gdyby dziewczyna miała przy sobie różdżkę, Remus na pewno nie wyszedłby z domu w tak dobrym humorze. Albo w tak dobrym stanie.

Lupin dotarł na miejsce spotkania, do jednej z kawiarni w pobliżu biblioteki bodlejańskiej, niecałe dziesięć minut przed umówioną godziną. Na dworze był straszny mróz, więc postanowił wejść do środka. Liczył na to, że Grace jeszcze nie przyszła, dzięki czemu miałby jeszcze chwilę czasu dla siebie. Niestety, zaraz po wejściu, zauważył Grace siedzącą przy jednym ze stolików.

Wybrała idealne miejsce – znajdowało się pod ścianą, w niewielkiej wnęce, która zapewniała poczucie prywatności.

Podszedł do stolika. Mimo nerwów widok Grace od razu przywołał uśmiech na jego twarz. Dziewczyna też się uśmiechnęła.

– Przepraszam za spóźnienie – powiedział Remus, zdejmując płaszcz o wieszając go na oparciu krzesła.

– Jakie spóźnienie? – obruszyła się Grace. – Jesteś nawet przed czasem.

– Nie chciałem, żebyś musiała na mnie czekać – przyznał Remus, siadając naprzeciwko dziewczyny.

Grace pokręciła głową z politowaniem.

– Oj, Remus, Remus. Czasami mi się wydaje, że pretendujesz do roli ostatniej ostoi rycerskości na tym gnającym, zdeprawowanym świecie.

Remus nie wiedział, co odpowiedzieć. Poczuł zdradliwe gorąco na policzkach, więc szybko schował się za menu. Nie wczytywał się zbytnio w kartę.

Krępującą dla Remusa ciszę przerwało nadejście kelnerki. Olivia, jak miała na imię młoda, ładna dziewczyna, przyjęła zamówienia. Grace od razu zamówiła wuzetkę i kawę latte, a Lupin po krótkim namyśle poprosił o szarlotkę i kawę po wiedeńsku.

– Jak zdrowie? – spytała Grace.

– Moje? Dobrze. Naprawdę – dodał, widząc sceptyczne spojrzenie koleżanki.

– No niech ci będzie.

W międzyczasie Olivia postawiła na stoliku zamówione kawy i ciastka.

– Jak sobie radzisz w Anglii? – zapytał Remus.

– Całkiem nieźle. Co prawda nie mam zbyt wiele do roboty, ale nie narzekam. Tylko ciocia ciąga mnie po koleżankach, żebym poznała jakiegoś chłopaka. A ja tylko staram się korzystać z wolności. W ogóle uważam, że wy macie lepiej w Hogwarcie,

– Niby dlaczego?

Odkąd poznał Grace, miał wrażenie, że nauka w Stanach jest o wiele bardziej interesująca. W końcu dziewczyna znała nie tylko sztuki walki, ale też zaklęcia, których on nie znalazł nawet w dziale Ksiąg Zakazanych.

– Instytut w Salem to szkoła ŻEŃSKA. A Hogwart jest KOEDUKACYJNY. Macie o wiele bogatsze życie towarzyskie. U nas były tylko intrygi i kłótnie. Żeby zobaczyć jakiegoś chłopaka, trzeba było wymykać się do miasta.

W tej kwestii Remus przyznał jej rację. Nie wyobrażał sobie siebie w męskiej szkole. Byłoby strasznie nudno. Ale on jak on, a Syriusz i James? Oni by tego nie przeżyli.

– U nas też nie było tak kolorowo – zapewnił ją Remus. – Szczególnie z Syriuszem i Jamesem na głowie. Dnia spokoju przez nich nie miałem… Mimo to nie zamieniłbym ich na nikogo innego.

– Miło widzieć tak zgranych przyjaciół. Chciałabym mieć kogoś takiego. Jestem ciekawa, jak to jest w Akademii Aniołów. To jest w męskiej szkole.

– Nie mieliście jakichś spotkań? – zaciekawił się Remus.

– Mieliśmy. Raz do roku spotykaliśmy się na przemian w jednej, albo drugiej szkole na mecz quidditcha. Nie chwaląc się, powiem, że przez ostatnie dwa lata byłam ścigającą. I przez te dwa lata wygrywałyśmy.

– Gratuluję. A uprawiałyście jeszcze jakieś inne sporty? Poza karate.

Grace upiła łyk kawy i oblizała jasne wąsy.

– Oczywiście quodpot. To najpopularniejsza gra w Stanach. Międzyszkolny mecz quodpotu też organizuje się co roku. Instytut w Salem nie oddał trofeum od pięciu lat.

– Czym jest ten quodpot? – zainteresował się Remus.

Nigdy nie słyszał o takiej grze. W sumie nie było to nic dziwnego, bo przecież nie interesował się jakoś szczególnie sportem. Poprawka: jego zainteresowanie sportem ograniczało się do paplaniny o quidditchu Jamesa i Syriusza. Stanowczo wolał zajęcia, które nie wymagają dużego nakładu sił, których często mu brakowało.

– W quodpot też gra się na miotłach – powiedziała Grace. – W każdej drużynie jest po jedenastu zawodników, którzy podają między sobą jedyną piłkę w grze – quod. Chodzi o to, żeby wrzucić quoda do garnka. Wtedy zdobywa się punkt.

– I to jest takie ciekawe? – spytał z powątpiewaniem Remus.

Grace uśmiechnęła się szelmowsko. W pewnym sensie przypominała teraz Remusowi Jamesa albo Syriusza. Oni też tak się uśmiechali, gdy mieli wyjawić jakiś niecny sekret.

– Cała zabawa polega na tym, że jeżeli ktoś trzyma quoda zbyt długo, on wybucha i ten zawodnik odpada z gry.

„Chyba że tak” pomyślał Remus. Sam opis gry wystarczył mu do tego, żeby nie chcieć w nią zagrać. Jego takie rzeczy naprawdę nie bawiły. Nawet w Hogwarcie chadzał na mecze tylko gdy przyjaciele go to prosili. A przecież zawsze miał tyle innych ciekawych rzeczy do roboty.

– Długo zostajesz w Anglii? – spytał Remus.

– Jeszcze nie wiem. Mam nieograniczony czas. Jeżeli będę miała powód, zostanę jak najdłużej – powiedziała, posyłając Remusowi znaczące spojrzenie.

Lupin znowu poczuł na policzkach zdradliwe ciepło. Nie miał pojęcia, co się z nim dzieje. Przecież już nie raz spotykał się z Grace i nigdy nie obserwował, żeby jego organizm tak na nią reagował. Z drugiej strony, do tej pory zawsze spotykali się w większej grupie. Nigdy we dwoje.

Grace zdawała się nie zauważać kolejnego rumieńca na twarzy Remusa. Rozkoszowała się smakiem wuzetki, ale kątem oka obserwowała towarzysza. Widziała go już w różnych sytuacjach – w wirze walki, w otoczeniu przyjaciół, zajętego nauką, nawet chorego… Ale nigdy nie widziała go tak zakłopotanego. Uważała, że to urocze. Lubiła, gdy mężczyźni okazują emocje.

Przesiedzieli w kawiarni ponad dwie godziny. W końcu znaleźli temat, który interesował ich oboje – literaturę. Ku wielkiemu zdziwieniu Remusa, okazało się, że ulubioną książką Grace jest „Przeminęło z wiatrem” Margaret Mitchell. Jednak gdy się nad tym lepiej zastanowił, doszedł do wniosku, że Grace jest podobna do głównej bohaterki powieści Mitchell – Scarlett O'Hary. Obie były silnymi kobietami, gotowymi zrobić wszystko, aby osiągnąć swój cel. Pozostało mieć nadzieję, że panna Cabot będzie miała więcej szczęścia niż powieściowa bohaterka.

Po wyjściu z kawiarni spacerem poszli do domu cioci Grace. Zajęło im to ponad godzinę, ale odległość i chłód im nie przeszkadzały. Byli pochłonięci rozmową.

Ciotka Grace mieszkała w osiemnastowiecznej kamienicy. W budynku nie było windy, ale starsza kobieta mieszkała na parterze.

– Dziękuję za udane popołudnie – powiedziała Grace, zatrzymując się pod drzwiami.

– To ja dziękuję. W końcu to był twój pomysł – przypomniał Remus.

Ich spojrzenia złączyły się. Zarówno w jej ciemnych oczach, jak i jego jasnobrązowych rozbłysły iskry. Grace przysunęła się odrobinę. Remus też. Dziewczyna była od niego nieco niższa, więc uniosła delikatnie brodę. Znajdowali się tak blisko siebie, że chłopak czuł ciepło jej ciała. Nachylił się…

Drzwi od mieszkania otworzyły się gwałtownie, a wydobywające się zza nich światło rozlało się na dotąd ciemny korytarz. Remus i Grace odskoczyli od siebie.

– Grace Eileen Cabot, gdzie twoje maniery?! – krzyknęła wysoka staruszka. – Przyprowadziłaś do domu kawalera i trzymasz go na korytarzu!

– Ja… właściwie powinienem już wracać – powiedział z zakłopotaniem Remus.

Nie był pewny, co właśnie się stało. Albo raczej co mogło się stać. Przecież Grace była tylko koleżanką. Jak w ogóle mógł pomyśleć o tym, żeby ją pocałować?

– Bzdura – prychnęła staruszka. – Zapraszam.

Chcąc, nie chcąc, Remus wszedł do całkiem sporego mieszkania. Podążał za żwawo kroczącą przed siebie staruszką, oddzielając ją od Grace.

– Czasy teraz niebezpieczne i nie wolno włóczyć się samemu po ulicach – mówiła ciocia Grace. – Nie darowałabym sobie, gdyby mojemu gościowi coś się stało.

Remus odwrócił głowę i podchwycił przepraszające spojrzenie Grace. Wzruszył ramionami. Zastanawiał się, jak uda mu się uciec z mieszkania przyjaciółki.

W międzyczasie doszli do niewielkiego salonu. Ciocia Grace zatrzymała się na środku oblepionego zdjęciami pokoju i dokładnie przyjrzała się siostrzenicy i gościowi.

– Nie przedstawiłam się – powiedziała przymilnie do Remusa. – Nazywam się Brenda Brooks.

– Remus Lupin.

– Cieszę się, że wreszcie mogę poznać chłopaka mojej drogiej Grace – dodała starsza pani, patrząc groźnie na siostrzenicę.

„Chłopaka?” pomyślał ze zdziwieniem Remus. Przecież byli tylko przyjaciółmi. Spojrzał na Grace, której mina wyrażała podobne zdziwienie.

– Ciociu, Remus nie jest moim chłopakiem. Jesteśmy przyjaciółmi – wyjaśniła dziewczyna.

– To dlaczego ciągle gdzieś z nim wychodzisz? – zapytała ją ciocia.

– Nie wychodzę z NIM tylko z grupą przyjaciół. Byłabym wdzięczna, gdybyś przestała mnie swatać.

– Ja… może już pójdę do domu – powiedział niepewnie Remus.

Czuł się niezręcznie tym, że trafił na kłótnię.

– Ależ nie musisz… – zaczęła Brenda, ale Grace szybko jej przerwała.

– Jasne. Odprowadzę cię do drzwi.

Złapała Remusa za ramię i zaciągnęła na korytarz.

– Przepraszam za nią – powiedziała Grace, gdy wyszli z mieszkania. – Porozmawiam z nią i wszystko jej wyjaśnię.

– Nic się nie stało – zapewnił ją Remus.

– Cieszę się, że tak myślisz. Ale to niczego nie zmienia. Nie miała prawa tak się zachować… Ciocia jest kochana, ale naprawdę przesadziła. Ale ty już chcesz wracać. No to cześć.

Stanęła na palcach i cmoknęła Remusa w policzek.

– Tak, cześć – odparł Remus.

Siląc się na spokój wyszedł z kamienicy, skąd teleportował się do domu.


„Co się ze mną dzieje?” pomyślał. „Merlinie, co się ze mną dzieje?”

---------------------
To tak. Sondę uważam za skończoną - mieliście na głosowanie cały tydzień - i myślę, że czas na ogłoszenie wyników. Dziesięć głosów na "tak" zadecydowało, że blogowy Facebook zostanie utworzony. A właściwie już jest. Zapraszam Was o tutaj
Jeżeli macie jakieś pomysły co do tego, co chcielibyście znaleźć na blogowym Facebooku to śmiało piszcie. Pozdrawiam

6 komentarzy:

  1. Szkoda, że to było spotkanie przyjaciół, a nie randka, ale mam nadzieję, że niedługo to się zmieni. Że też ciotka Grace musiała im przerwać w takim momencie. A było tak blisko... Niestety niektórzy mają takie wyczucie czasu - czyli zerowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brenda rzeczywiście ma niezłe wyczucie czasu. Ale zapewniam, że nie zrobiła tego specjalnie.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Śmiałam się przy końcówce rozdziału, ciotka Brenda taka kochana! Ciekawe, czy Remus i Grace w końcu będą razem, mam co do tego dobre przeczucia. :) zastanawia mnie tylko, jak na to wszystko zareaguje Carmen? Przecież ona też lubi Remusa.
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli chodzi o Carmen to powiedzmy, że nie będzie miała powodów do żalu. Pozostawię to zdanie do Waszej interpretacji :)
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. A ja wiem, a ja wiem, hahahahaha. I nie, nie powiem :p
      Z demonicznym uśmiechem na twarzy, AA ;)

      Usuń
  3. Aww... Remuś się zakochał <3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy