Po
skończonej zmianie Remus przekazał bar koledze z następnego dyżuru
i razem z Mikiem udał się spacerem do domu.
–
Dawno nie widziałem takiego tłumu – przyznał się Mike,
rozmasowując obolałe przedramiona.
–
Ja też. Ale ty tu pracujesz dłużej.
–
Wiesz… Jeszcze mi nie powiedziałeś, jak udała się ta nie-randka
z Grace.
Remus
przewrócił oczami. Mógł się spodziewać, że kuzyn wykorzysta
każdą okazję do podpytania go o spotkanie.
–
Po pierwsze: udała się. Po drugie: nic ci do tego.
–
Ale nie odezwałeś się do niej – zauważył Mike.
–
Zmień temat – warknął Remus.
Ku
wielkiemu zdziwieniu Lupina kuzyn posłuchał go i przez dłuższy
czas szli w milczeniu. Zaczął prószyć śnieg i Mike naciągnął
na głowę kaptur. Remus nie przejmował się opadami. Miał
poważniejszy problem – od kilku minut miał wrażenie, że ktoś
za nimi idzie. Co prawda w Oxfordzie nie było to nic dziwnego, w
końcu wieczorami wiele osób włóczyło się po mieście, ale miał
przeczucie, że coś jest nie tak. Przyspieszył kroku i pociągnął
kuzyna za sobą. Mike posłał mu zdziwione spojrzenie, ale nie
stawiał oporu.
–
Remus, co się dzieje? – spytał ściszonym głosem.
–
Nie teraz – polecił Lupin.
Nie
miał czasu na tłumaczenie się kuzynowi. Ku jego przerażeniu,
idący za nimi cień także zaczął szybciej iść. To nie mógł
być przypadek. Z drugiej strony cała ta sytuacja mogła też być
wynikiem zaczynającej się paranoi. Po kilku spotkaniach z Alastorem
Moodym Remus zaczął podskakiwać niemal na każdy szmer.
–
Teleportuj się do domu – nakazał młodszy z kuzynów. – Żadnych
pytań, wszystko ci potem wyjaśnię.
Mike
skinął głową i wyjął z kieszeni różdżkę. Okręcił się w
miejscu i teleportował się z trzaskiem.
Remus
ponownie rozejrzał się i ruszył szybkim krokiem w stronę rzeki.
Nie dość, że tajemniczy cień cały czas szedł za nim, to jeszcze
Lupin miał niepokojące wrażenie, iż pojawiło się ich więcej.
Zwolnił kroku i sięgnął do kieszeni po różdżkę. W razie
jakiejś awantury chciał być gotów do obrony.
–
Hej! Hej poczekaj! – znajomy głos wytrącił go z równowagi.
Niemal
rzucił oszałamiacza w biegnącą w jego kierunku osobę, ale w porę
się pohamował. Na szczęście niemal od razu zorientował się, z
kim ma do czynienia.
–
Grace, chcesz, żebym zawału dostał? – spytał dziewczynę, ale
prawie na nią nie patrzył. Wypatrywał śledzących go cieniów,
które zniknęły wraz z pojawieniem się Amerykanki.
–
Przepraszam – odparła Grace, obdarzając Remusa radosnym
uśmiechem. – Nie spodziewałam się ciebie tu spotkać, ale cieszę
się. Od tygodnia nawet nie mieliśmy okazji do rozmowy. Chciałam
cię jeszcze raz przeprosić za moją ciotkę.
–
Już mówiłem, że nie masz za co przepraszać – przypomniał
Remus.
–
Wiem. Ale i tak mi strasznie głupio. Po twoim wyjściu rozgadała
się tak, że urosłeś niemal do rangi mojego narzeczonego.
–
Czuję się zaszczycony tak wysoką nominacją.
Grace
roześmiała się w głos. Jej czysty, perlisty śmiech potoczył się
nad Tamizą. Remus słuchał go jak oczarowany.
–
Jesteś kochany – stwierdziła Cabot, gdy już się uspokoiła.
W
tej jednej chwili Remus był niezwykle zadowolony z panującej
ciemności. Inaczej Grace mogłaby zauważyć rumieńce na jego
policzkach. Ze wszystkich sił starał się nie pokazać, jak wiele
dla niego znaczyły pozytywne słowa dziewczyny.
Przypomniało
mu się rozmowa z Lily i jej rada. Już wtedy miał wątpliwości,
ale teraz…
„Nie
mogę” pomyślał. „Po prostu nie mogę zdradzić jej prawdy. Nie
mogę jej stracić w momencie, gdy… no właśnie, co? Fakt, że
niemal się pocałowaliśmy, ale Grace nawet o tym nie wspomniała.
Pewnie w ogóle się tym nie przejęła albo nie pamięta. A jeżeli
nie pamięta, to nic to dla niej nie znaczyło. A dla mnie? Kim
jestem, żeby chociażby myśleć o takiej kobiecie? Jest dla mnie
stanowczo zbyt dobra. Ale Lily ma rację. Jeżeli zerwę tę
znajomość teraz, mniej mnie będzie bolało. Mniej zaboli nas oboje
jeżeli to rozejdzie się teraz”.
–
Grace, ja… powinienem już wracać do domu. Rozumiesz, dopiero
zszedłem ze zmiany…
–
No tak. Przepraszam. Odprowadzić cię do domu?
Remus
zaklął w duchu. Nie chciał pozbywać się dziewczyny, ale nie mógł
skazać jej na przebywanie w towarzystwie kogoś takiego jak on. Z
kolei siebie nie mógł skazać na ból, który dziewczyna
niewątpliwie mu zada.
–
Lepiej nie – odpowiedział Remus. – Musiałabyś wracać sama, a
to niebezpieczne.
–
Umiem się teleportować, dam sobie rade.
–
Nie! – warknął Remus.
Zdziwione
i lekko przestraszone nagłym jego nagłym wybuchem spojrzenie
dziewczyny powiedziało mu, że przesadził z reakcją. Problem w
tym, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie ma wyjścia.
Pozwolił na to, żeby za bardzo się do siebie zbliżyli i teraz
musiał naprawić szkodę. Oboje musieli naprawić sytuację, chociaż
Remus dobrze wiedział, że może ich to zaboleć.
–
Naprawdę nie trzeba – kontynuował Remus, próbując zachować
spokój. – Nie zniósłbym tego, że zarażam cię na
niebezpieczeństwo. Wracaj do domu. Teraz. Stąd.
Przez
krótką chwile miał wrażenie, że Grace zacznie się z nim kłócić,
ale odpuściła. Wyciągnęła różdżkę i bez słowa pożegnania
deportowała się.
Remus
też teleportował się, ale nie do domu Mike'a. Nie chciał tam
wracać. Lily pewnie nie drążyłaby tematu, ale nie mógł tego
spodziewać się po Crofcie. Jego wyczucie taktu nie sięgało aż
tak daleko. Z tego powodu Remus przeniósł się do rodziców.
Wiedział, że nie spotka tam ojca, bo ten pracował, ale też na tym
spotkaniu zbytnio mu nie zależało. Wręcz liczył, iż nie będzie
musiał spotkać się z tatą. Nie potrafiłby wytłumaczyć mu się
ze swoich problemów miłosnych. Kochał ojca, ale nigdy nie umiał
rozmawiać z nim o kobietach i miłości. Zawsze w tego rodzaj
problemów (nie, żeby było ich dużo) zwierzał się mamie. Ona
nigdy go nie oceniała, zawsze umiała wysłuchać i pocieszyć.
Wylądował
niedaleko rodzinnego domu, na tyle blisko, na ile pozwalały mu
zaklęcia ochronne. Niemal biegiem pokonał odległość dzielącą
go od drzwi i zapukał w nie mocno.
–
Remus, coś się stało? – zapytała Evelynne Lupin, gdy otworzyła
drzwi i zobaczyła na progu syna.
–
Musi coś się stać, żebym przyjechał do domu? – odparł
pytaniem Remus. – Chciałem z tobą porozmawiać. Mogę wejść?
–
Co to za pytanie? – oburzyła się Evelynne. – Oczywiście, że
możesz wejść.
W
domu Remus z nieopisaną ulgą zrzucił buty. Przeszedł za matką do
kuchni.
–
Nie rób herbaty – powiedział. – Nie po to przyszedłem.
–
Masz problem i to dlatego tu jesteś – odpowiedziała Evelynne
pewnym siebie głosem. – Nie patrz na mnie z takim zdziwieniem.
Matka zawsze wie, co się dzieje z jej dzieckiem. Powiedz mi, co się
stało.
Usiedli
przy stole naprzeciwko siebie. Evelynne bacznie obserwowała syna,
usiłując ukryć narastający niepokój. Martwiła się o niego od
tak dawna, że nawet nie pamiętała, jak to jest, nie bać się
każdego dnia. Teraz, po tylu latach, bez problemu umiała przejrzeć
Remusa. Czuła jego smutek, jego strach, a także radość.
–
Pamiętasz, jak mówiłem ci o Grace? – spytał Remus.
–
Ty, Syriusz, nawet James o niej wspominał.
Ostatnimi
czasy Huncwoci często gościli po zebraniach Zakonu Feniksa na
obiadach u rodziców Remusa. Jednym z tematów rozmów była właśnie
Grace, która od czasu potyczki w Czarnej Panterze wręcz obrosła
legendą wśród członków Zakonu. Mimo swoich umiejętności panna
Cabot nie zdecydowała się na przystąpienie do organizacji.
Dumbledore polecił uszanować jej decyzję.
–
No właśnie. Tydzień temu my… tak jakby spotkaliśmy się. Takie
zwykłe przyjacielskie spotkanie. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się…
Potem zaproponowałem Grace, że odprowadzę ją do domu. Ona się
zgodziła i przespacerowaliśmy się do do mieszkania jej cioci. Gdy
staliśmy na klatce schodowej… Nie wiem, jak to nazwać. W jednej
chwili po prostu rozmawialiśmy, a w następnej… – urwał, nie
wiedząc, jak się wysłowić.
–
Całowaliście się – podpowiedziała mu matka.
Uśmiechnął
się i pokręcił przecząco głową.
–
Nie. Ale niewiele brakowało. Ale, mamo, to nie tak, że chcę się z
nią zabawić. Naprawdę zależy mi na Grace. I tego się boję.
Przecież mi nie wolno. Nie mogę skazać jej na życie z kimś takim
jak ja!
–
Nie mów tak! Remus, jesteś wspaniałym chłopakiem i Grace na pewno
to widzi. Nigdy nie waż się mówić, że nie jesteś kogoś godny,
rozumiesz?
–
Grace nie wiem, kim jestem – zauważył Remus, ignorując pytanie
matki. – A ja… Boję się jej o tym powiedzieć. Wiesz, jak
zareagowała Natalie. Nie porównuję ich, ale to zbyt kontrowersyjna
kwestia. Lily poradziła mi powiedzieć Grace o wszystkim już teraz,
zanim nasza relacja przejdzie na inny poziom. Potem to mogłoby być
dla nas zbyt bolesne – dodał cierpko. – Lily się myli. Nie chcę
stracić Grace. Ani teraz, ani później. Zależy mi na niej.
Bardziej niż na jakiejkolwiek innej dziewczynie.
Nie
wiedział, w którym momencie po policzkach zaczęły płynąć mu
łzy. Mama przytuliła go do piersi. To przełamało wewnętrzną
granicę, którą sobie postawił. Łzy popłynęły szerokim
strumieniem, wypłukując wszystkie nerwy i zmartwienia ostatnich
dni, a nawet miesięcy.
–
Dziękuję – powiedział prawie pół godziny później, gdy udało
mu się uspokoić.
–
Za co? Nic nie zrobiłam. To ty wszystko mi powiedziałeś,
zwierzyłeś się. Ja tylko siedziałam i słuchałam.
–
I właśnie za to ci dziękuję.
~
* ~
Mike
z wściekłością rzucił różdżkę na kuchenny stół. Był na
siebie zły za to, że posłuchał Remusa. Powinien był zostać, a
nie zabierać nogi za pas, gdy tylko kuzyn zwęszył
niebezpieczeństwo. Bo tego jednego Mike był pewien – kuzyn nie
kazałby mu teleportować się do domu, gdyby sytuacja nie była
niebezpieczna.
„Nie
powinienem go zostawiać!” pomyślał. „Przecież jeżeli coś
mu się stanie, wujek mnie zabije. Zresztą co tam wujek, sam sobie
tego nie daruję! Miałem się nim zająć i chrzanić cały Zakon,
śmierciożerców i inne tego typu bagno!”
Trzask
zamykanych drzwi przywrócił Mike'a do rzeczywistości. Wypadł do
przedpokoju gotów nakrzyczeć na Remusa (był pewny, że to on
wrócił), ale jedno spojrzenie na kuzyna powstrzymało go. Był
blady i miał podkrążone, zaczerwienione oczy.
–
Coś się stało? – zapytał ostrożnie.
–
Przepraszam cię. Miałem wrażenie, że ktoś za nami szedł i bałem
się, że to śmierciożercy.
Mike
zamarł. Bał się ich i to nie było nic dziwnego – w końcu to
słudzy Czarnego Pana zamordowali jego rodziców.
–
To byli oni? – spytał głucho.
–
Nie wiem. Krótko po tym, jak się teleportowałeś, wpadła na mnie
Grace. Gdy przyszła, tamci zniknęli. Chwilę rozmawialiśmy, a
potem… Mike, strasznie cię przepraszam, ale musiałem porozmawiać
z mamą.
–
Jasne. Nie ma problemu.
„Chyba”,
dodał w myślach. Nie był tego pewny. Chciał zapytać Remusa o to,
co stało się między nim a Grace, ale wolał odpuścić. Doskonale
wiedział o tym, że Lupin jest wrażliwy, jeżeli chodzi o kwestię
kobiet i Mike nie chciał dodatkowo zaogniać sytuacji. Wolał
poczekać, aż wszystko się rozwinie i ewentualnie potem
interweniować. Poza tym, od tygodni chciał popchnąć Remusa w
kierunku Carmen. Urocza Hiszpanka wydawała się lepszą kandydatką
niż potencjalnie niebezpieczna Amerykanka. Tylko teraz trzeba było
tak zagrać, żeby ostatnio odsunięta Hiszpanka wróciła do gry.
------------------
Tak jak w tym tygodniu, w najbliższy poniedziałek na Facebooku pojawi się fragment kolejnego rozdziału. Serdecznie zapraszam
Super notka. Czekam na następną. :)
OdpowiedzUsuńPozdro
Bardzo dziękuję. Następny rozdział będzie za tydzień.
UsuńPozdrawiam
Dobrze, że Remus może zawsze porozmawiać ze swoją mamą. Każdy powinien mieć taką osobę jak Evelynne. Oby Remus jak najdłużej mógł żalić się mamie.
OdpowiedzUsuńMoże nie tyle żalić, ile powierzać swoje sekrety i prosić o wsparcie.
UsuńPozdrawiam
Ależ mnie ten Remus zdenerwował. Powinien był rozegrać to delikatniej, chociaż jestem pewna, że będzie próbował to naprawić.
OdpowiedzUsuńCo do Mike'a, to w sumie nie dziwię mu się, że jest mu przykro. Mam nadzieję, że niedługo zobaczymy go w akcji.
Jak zwykle z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! :)
Co powinien rozegrać delikatniej? To z Grace? Weź pod uwagę, że bał się, iż śledzą go śmierciożercy. Myślę, że to mu daje prawo do pewnej ostrości.
UsuńJeżeli nie możesz się doczekać kolejnego rozdziału to zapraszam w poniedziałek na blogowego Facebooka - pojawi się mały fragment.
Pozdrawiam
Sama nie wiem czy Remus powinien być z Grace czy może z Carmen.Niby Grace pokazała się z jak najlepszej strony w Czarnej Panterze ale mi jakoś do gustu nieprzepadła,wolę Carmen.Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńNastępny rozdział sporo wniesie w relację Remusa z jedną z dziewcząt, ale nie zdradzę, z którą :) Jeżeli chodzi o losy Grace i Carmen to mogę uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić, że żadna z tych dziewczyn nie będzie samotna.
UsuńPozdrawiam
Podoba mi się to, w jaki sposób rozwija się relacja Lupina i jego mamy. Arcydzieło!Zapraszam do siebie :)
OdpowiedzUsuńPamiętnik-lucy-sherman.blogspot.com
Bardzo dziękuję za miłe słowa. Mam nadzieje, że opowiadanie utrzyma ten poziom.
UsuńPozdrawiam
PS. Na pewno do Ciebie zajrzę
Naprawdę podoba mi się, że nie idziesz na łatwiznę i Remus nie jest już po prostu z Grace. To komplikowanie jest takie realistyczne i takie w stylu Remusa! :D
OdpowiedzUsuń