a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 6 maja 2016

Rozdział 35 – Naszyjnik i róże

 W piętrowym, świeżo odnowionym domu na krańcach Doliny Godryka od rana trwało niezwykłe poruszenie. Nikt z sąsiadów nie zwracał na to większej uwagi, bo od ponad pół roku wokół posesji ktoś się kręcił. Tego ranka coś się jednak zmieniło, bo ludzi było znacznie więcej. Część z nich przystrajała ogród, a część siedziała w budynku.

Sypialnia na piętrze powoli zaczynała przypominać sklep z damskimi strojami lub pokaz mody. Co chwila ktoś wchodził lub wychodził, a najczęściej były to kobiety w pięknych sukniach.

Jedynym mężczyzną dopuszczonym do tego świata sekretów urody płci pięknej był Remus Lupin – najbliższy przyjaciel tej, z której powodu odbywał się cały ten cyrk i jednocześnie świadek na mającym odbyć się zaraz ślubie.

Od co najmniej dwóch godzin Lunatyk siedział na fotelu, który stał w rogu pokoju i marzył o wyjściu na zewnątrz lub chociaż otwarciu okien. Siedemnastego sierpnia raczej nie można oczekiwać chłodu, ale przecież trzydziestostopniowy upał to była lekka przesada. W domu, z powodu sporej ilości przewijającej się przez niego ludzi, panowało gorąco i straszna duchota.

– Może ktoś mi pomóc?! – krzyknęła z przylegającej do pokoju łazienki Lily.

– Już idę, kochanie – odpowiedziała jej matka.

Lily siedziała na sedesie. Na jednej z nóg rajstopy były założone do końca, a na drugiej tylko do połowy. I właśnie na tej nodze poszło oczko.

– Mamo, mam już dość – jęknęła. – Nic mi się dzisiaj nie udaje.

Temperance Evans uśmiechnęła się czule do córki. Przypominała sobie swój własny ślub. Też miała problemy z pojęciem tego, co się wokół niej działo, ale nie przejmowała się tym – liczył się tylko czekający na nią przed ołtarzem Stephen.

– To nerwy – zapewniła córkę pani Evans. – Każda panna młoda to przechodzi, ale wszystko się dobrze potoczy. Zobaczysz.

– Oby. Mamuś, chciałabym, żeby już było po wszystkim.

Temperance kucnęła naprzeciwko córki i położyła dłonie na jej kolanach.

– Jeszcze dwie godziny, Lily.

„Dwie godziny i cię stracę” dopowiedziała w myślach matka panny młodej..

– Chyba jednak założę pończochy – zdecydowała Lilka, nie dając się ponieść ogarniającemu ją wzruszeniu.

Piętnaście minut później Lily wyszła z łazienki, mając już na sobie pończochy przytrzymywane niebieskimi podwiązkami, cienką halkę i gorset, który modelował jej figurę. Stanęła przed lustrem, gotowa do założenia sukni ślubnej.

Odwróciła się, żeby spytać o coś Remusa, ale ku własnemu zdziwieniu stwierdziła, że jej przyjaciel usnął w fotelu.

„Biedactwo” pomyślała, ale nie obudziła go. Podejrzewała, jak Remus musi się nudzić, otoczony kobietami, zajmującymi się tylko strojami. Lily postanowiła, że obudzi swojego świadka dopiero przed samym zejściem do ogrodu. Wiedziała, że Lupin ostatnio przechodził trudny czas – praktycznie nie było tygodnia, żeby nie został wywołany przez Zakon to akcji, miał też częstsze dyżury w pracy (wakacyjne miesiące niosły za sobą braki kadrowe w Wejściu Smoka), a do tego dochodziły przygotowania do ślubu Lily i Jamesa, oraz jego własne problemy sercowe. Należała mu się ta chwila snu.

Evans nie żałowała, mimo iż wiele osób jej to odradzało, tego, że wzięła Remusa na świadka. Głównym argumentem, którego używali wszyscy przeciwnicy, było to, że świadkiem panny młodej powinna być kobieta, ale Lily doskonale wyczuwała ukryty podtekst – przeszkadzała im choroba Lunatyka. Nie wiedzieli (albo nie chcieli wiedzieć), że akurat to do niej nie przemawiało.

Po założeniu sukni ślubnej, Lily uniosła ręce i okręciła się w miejscu, podziwiając strój w lustrze. Z zachwytem stwierdziła, że Remus miał rację, przekonując ją do wybrania właśnie tej kreacji. Rzeczywiście wyglądała jak łabędź.

– Wyglądasz jak milion galeonów. – Usłyszała spod ściany głos Remusa.

Odwróciła się w jego stronę i stwierdziła, że już nie śpi, tylko wpatruje się w nią z zachwytem.

– Dziękuję – odpowiedziała. – Tobie też nie można niczego zarzucić.

„Tym bardziej, że sama wybierałam ci garnitur” dodała w myślach. Aż za dobrze pamiętała, ile nerwów kosztowało ją wyszukanie tego stroju dla przyjaciela. Po prawie godzinnym chodzeniu po sklepach Lily przekonała Lupina do kupienia czarnego garnituru, do którego założył białą koszulę bez żadnych wzorów i granatowy krawat.

– Mam coś dla ciebie – powiedział Remus, wstając z fotela.

Podszedł do niej, jednocześnie sięgając do kieszeni.

– Znasz ten przesąd? – zapytał. – Panna młoda powinna mieć na sobie coś nowego, starego, niebieskiego, białego i pożyczonego…

– Tak, tak – westchnęła. – Okruszek chleba i kryształ cukry zaszyty w sukni, knut w bucie, o czymś zapomniałam? Wiesz, że nie wierzę w przesądy.

Remus parsknął śmiechem, słysząc jej zrezygnowany ton.

– Lepiej dmuchać na zimne – stwierdził. – Nie zapominaj o błękitnych różach toreulskich.

Mówił o różach, które w świecie czarodziejów uchodziły za symbol szczęścia małżeńskiego i wierności. W czasie ślubu rzuca się na kwiaty specjalne zaklęcie, które sprawia, że bukiet z nich ułożony nie więdnie, póki nie znika miłość małżonków. Róże rosną tylko w górnych partiach gór i, według tradycji, powinny zostać zerwane przez pana młodego. Ta tradycja zaowocowała wyprawą Huncwotów w góry w przedślubny weekend.

– Mam róże – przypomniała Lily, wskazując na kryształowy wazon, w którym znajdował się bukiet.

– Wiem. Ale ja mam coś innego.

Wyjął z kieszeni naszyjnik z białego złota z szafirami. Korzystając z zaskoczenia Lily Remus zawiesił jej ozdobę na szyi.

– Coś starego, pożyczonego i niebieskiego – powiedział. – Z najlepszymi życzeniami od mojej mamy.

Rodzice Remusa też zostali zaproszeni na ślub, niestety jego mama zachorowała na zapalenie płuc i nie mogła przyjść. Ojciec Lunatyka został w domu, żeby opiekować się żoną.

– Jest piękny – szepnęła Lily, dotykając szafirów opuszkami palców. – Dziękuję. Naprawdę jest stary?

– Oczywiście. Moja praprababcia brała w nim ślub w 1880 roku – odparł Remus. – Praprababcia Abigail dostała go od swojej matki. Niestety nie pamiętam, jak miała na imię. W każdym razie od tamtego czasu każda kobieta w naszej rodzinie brała ślub w tym naszyjniku. A ty jesteś dla mnie jak siostra.

Nie bacząc na fryzurę, suknię i makijaż Lily objęła przyjaciela. Chciała mu tym okazać swoją wdzięczność za jego wsparcie i przyjaźń.

Wiedziała, że Remus pochodzi z rodziny, która kiedyś znaczyła bardzo dużo w społeczności czarodziejów. W czasach szkolnych szperała w starych gazetach i podręcznikach, dowiedziała się z nich, że z rodziny Lupinów wywodzili się kawalerzy Orderu Merlina, ludzie zajmujący wysokie stanowiska tak w Ministerstwie Magii, jak i w mugolskich kręgach władzy. Jednocześnie wiedziała też, iż z dawnej rodzinnej fortuny niewiele już zostało. Tylko nie miała zielonego pojęcia, jak do tego doszło.

– Jutro oddam – obiecała Lily, odsuwając się od przyjaciela.

– Nie musisz się spieszyć – zapewnił ją Remus. – Nie planuję żenić się w najbliższym czasie.

– Kto wie? Życie bywa zaskakujące – mruknęła enigmatycznie Lily i spojrzała ma zegarek. – Myślę, że możemy już iść.

Remus też spojrzał na wiszący na ścianie zegar. Dochodziła piętnasta, więc był już najwyższy czas na to, żeby zejść do ogrodu. Kolejnym sygnałem zbliżającej się „godziny 0” było pukanie do drzwi, które świadczyło o przyjściu Stephena Evansa.

– Jesteś gotowa, skarbie? – spytał córkę, gdy już otrząsnął się z szoku spowodowanego wyglądem Lily.

Z pozoru proste pytanie okazało się wyjątkowo trudne dla panny młodej. Wciąż miała wątpliwości, czy ślub na pewno jest dobrym pomysłem. Kochała Jamesa i wiedziała, że on też ją kocha, ale, na Merlina, mieli DZIEWIĘTNAŚCIE lat. Nigdy nie wyobrażała sobie, że pójdzie do ołtarza w tak młodym wieku, ale… No właśnie. Ale. Ale trwała wojna, w czasie której wszyscy mogli zginąć, a Lily chciała zaznać chociaż odrobiny małżeńskiego szczęścia. Zresztą nie wyobrażała sobie, żeby kiedykolwiek wyszła za kogoś innego niż za Jamesa. Tego była pewna.

– Bardziej gotowa nie będę – oświadczyła pewnym głosem.

Stephen uśmiechnął się (starając się ukryć wzruszenie) i podał córce ramię. Wyprowadził Lily z pokoju i poprowadził ją do ogrodu, gdzie w altanie czekał na nią James.

Z okazji ślubu w na dworze ustawiono baldachim, którego jedno z wyjść wychodziło na altankę, w której miało dojść do ślubu. Samo wesele miało odbyć się pod baldachem, gdzie siedzieli już goście.

Remus szedł tuż za Lily, ukradkiem przyglądając się gościom weselnym. Nie było ich wielu, głównie ze względu na panującą wojnę. W pierwszym rzędzie siedzeń oprócz rodziców Jamesa i Lily siedział też Albus Dumbledore i Alastor Moody. Obecni byli też: Frank i Alicja Longbottom (którzy na ślubnym kobiercu stanęli w kwietniu), Peter Pettigrew ze swoją dziewczyną – Nicole Thomsen, bracia Prevett (każdy z partnerką), Dorcas Meadows ze Sturgisem Podmore'em, Mike z Carmen, Tory Carver i Lena Palmer (ze swoimi chłopakami), z którymi Lily mieszkała w dormitorium, Roxana Collins, którą na ślub zaprosił Syriusz, i Grace Cabot, która z kolei przyszła z Remusem. Wielką nieobecną była siostra Lily – Petunia, która kategorycznie oświadczyła, że nie pojawi się na ślubie siostry.

James czekał w altance w towarzystwie Syriusza i urzędnika, który miał udzielić ślubu. Pan młody i jego świadek mieli na sobie niemal identyczne czarne garnitury, co było inicjatywą Lily. Jedyną różnicą było to, że Syriusz, tak jak Remus, miał w kieszonce na piersi złożoną bladoniebieską chustkę, a James miał tam włożoną błękitną różę toreulską.

Ceremonia ślubna nie była zbyt rozbudowana – sprowadziła się do wypowiedzeniu przez parę młodą przysięgi i podpisania przez nich dokumentów. Podpisy musieli złożyć też świadkowie. Na koniec nowożeńcy rzucili zaklęcie na róże.

Po złożeniu tradycyjnego pocałunku państwa młodych James uniósł różdżkę i przywołał stoliki, które do tej pory stały przy płocie. Meble ustawiły się na środku namiotu, a krzesła poleciały do nich. Do altanki weszła orkiestra, która zaczęła grać muzykę do pierwszego tańca nowożeńców, czyli walca angielskiego.

James skłonił się przed żoną, a ona odpowiedziała eleganckim dygnięciem i podaniem ręki; James ją przyjął. Poprowadził Lily na podest dla tańczących par i rozpoczął taniec.

Stopniowo do młodych przyłączali się inni goście. Pierwszy na parkiet wszedł Syriusz, prowadząc lekko zakłopotaną, ale szczęśliwą Roxy. Po nich dołączyli rodzice Jamesa i Lily.
Po długim wahaniu Remus podszedł do stojącej samotnie Grace.

– Dasz się zaprosić do tańca? – spytał, biorąc ją za rękę.

– Może – odpowiedziała z uśmiechem, ale przeszła w stronę parkietu.

Na szczęście dla Remusa walc szybko się skończył i orkiestra zaczęła grać szybszą melodię, bo nigdy nie nauczył się tego tradycyjnego tańca. Przy swobodniejszej piosence było mu o wiele łatwiej tańczyć. Tańczyć i podziwiać Grace.

Jego partnerka miała na sobie czerwoną sukienkę w stylu lat pięćdziesiątych, buty na niewielkim obcasie i delikatny złoty łańcuszek, na którym wisiała złota gwiazdka z diamentem.

Nie miał pojęcia, dlaczego w ogóle zaprosił Grace. Albo inaczej – bardzo dobrze wiedział, czemu to zrobił, ale też wiedział, że to była głupota. Odkąd powiedział jej, że jest wilkołakiem (a potem ją pocałował) ich relacje wydawały się bardzo dobre, przyjacielskie. To właśnie nie do końca podobało się Remusowi. Wolałby wiedzieć, na czym stoi, ale bał się poruszać temat pocałunku, skoro sama Grace nie mówiła o tym. Remus nie chciał prowokować niemiłej rozmowy, dziewczyna nie poruszała tej kwestii i koło się toczyło. Bycie dla Grace przyjacielem nie przeszkadzało mu w śnieniu o niej i marzeniu o dotyku jej dłoni.


Powinien z nią porozmawiać i wiedział o tym od kilku miesięcy. Problem w tym, że unikał tego ze strachu (chociaż nie przyznałby się do tego nawet przed sobą), że Grace przestraszy się tego, co on do niej czuje i zerwie z nim kontakty. To spowodowałoby utratę nawet tej części jej uczuć, które otrzymuje. Nie chciał podejmować takiego ryzyka.

----------------
Pierwszy tydzień matur za mną. Jeszcze wczoraj zamierzałam napisać, że idzie mi świetnie, ale dzisiejszy angielski kompletnie mnie załamał.  To była tragedia. 
Pozdrawiam

7 komentarzy:

  1. Rozdział jak zawsze świetny.Nic dodać nic ująć.Czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :) Dalsza część wesela Potterów za tydzień.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Jak poszła ci matma? Widziałam arkusz i mam co do niej mieszane uczucia. Rozdział świetny jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat o matmę się nie martwię. Jestem po rozszerzeniu, więc podstawa poszła mi raczej sprawnie. To angielskim się martwię. Nawet ludzie, którzy mają certyfikaty CAE mówią, że było trudno. Jeżeli masz jeszcze jakieś pytania, to chętnie na nie odpowiem, ale napisz mi je w mailu (adres znajdziesz w zakładce "ministerstwo magii")..
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! Tyle czekałam na ten moment ;P Ślub Lily i Jamesa! Przygotowania były świetne, tak magicznie się zrobiło i te niesamowite róże i naszyjnik od Remusa... Trochę samym ślubem się zawiodłam, liczyłam na jakieś większe emocje itp., ale i tak było pięknie! Mam nadzieję, że na weselichu będzie jakaś ciekawa akcja, nie mogę się doczekać ;P No i oczywiście czekam na rozwinięcie relacji Remus & Grace, długie wesele jest na to idealnym momentem ;P
    Pozdrawiam i życzę wysokich wyników z matur, niczym się nie przejmuj!

    niecnimarudersi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się nie przejmować. Słowo.
      Ślub faktycznie wyszedł mi trochę nieemocjonalnie. Może dlatego, że starałam się nie przegiąć w drugą stronę. Cóż... Mam nadzieję, że następny ślub w opowiadaniu wyjdzie mi lepiej.
      Jeżeli chodzi o ciekawą akcję... Na tym ślubie są James i Syriusz. To chyba powinno wystarczyć za wyjaśnienia :)
      Pozdrawiam

      Usuń

Obserwatorzy