Wesele
rozkręcało się w bardzo szybkim tempie. Już pod koniec drugiej
piosenki tańczyły niemal wszystkie pary. Najlepiej bawili się
młodzi, którzy niemal nie odrywali się od siebie, mimo że Lily
była najbardziej rozrywaną partnerką do tańca. Niestety (albo i
stety) z nikim młoda mężatka nie bawiła się z nikim dłużej niż
jedną piosenkę, bo James wydawał się starać o monopol do nowo
poślubionej małżonki.
Remus
nie narzekał zbytnio na ten fakt, bo niemal cały czas spędził w
towarzystwie Grace. Nie tylko tańczyli, ale też dużo rozmawiali,
chociaż Lupin starannie unikał tematu ich wzajemnej relacji.
Akurat
siedzieli przy jednym ze stolików, gdy na wolnym krześle usiadła
Lily. Jej policzki były zaczerwienione z emocji i od tańca.
–
Jak się bawicie? – spytała, przenosząc spojrzenie z Grace na
Remusa i z powrotem.
–
Wyśmienicie – odpowiedziała Cabot. – Bardzo dziękuję za
zaproszenie.
–
Nie ma za co – odparła Lily, machając lekceważąco ręką. –
Im nas więcej, tym weselej.
–
Mimo wszystko. I życzę szczęścia na nowej drodze życia –
dodała Grace.
–
Gdzie zgubiłaś męża? – zapytał Remus, wyglądając Jamesa.
Lily
wzruszyła ramionami.
–
Nie mam pojęcia. Powiedział, że musi coś znaleźć i obiecał, że
zaraz wróci.
„O
Merlinie” pomyślał Remus. „Co on znowu wymyślił?”
Nie
chciało mu się wierzyć, że James zrobiłby cyrk na własnym
weselu. Lily nigdy by mu tego nie darowała. Zresztą gdyby coś
planował, przecież powiedziałby o tym Remusowi… Albo i nie. W
końcu w ciągu ostatnich tygodni Potter mało czasu spędzał z
Lunatykiem, który po prostu nie miał już czasu na spotkania z
przyjaciółmi. James mógł też wyjść z założenia, że Remus
jako świadek Lily nie utrzymałby czegoś takiego w tajemnicy. Ale
była osoba, która na wylot znała wszystkie plany Pottera.
„Gdzie
jest ten Syriusz?” myślał gorączkowo Remus, rozglądając się
po ogrodzie. Niestety nigdzie nie wypatrzył Blacka, a zaproszona
przez niego Roxy siedziała przy stoliku z Mikiem i Carmen.
–
Przepraszam was – powiedział do Grace i Lily. – Muszę coś
sprawdzić.
Wstał
od stolika i poszedł szybko do budynku, próbując nie okazać
zdenerwowania. Badawcze spojrzenie Mike'a, które wychwycił,
powiedziało mu, że nie do końca mu się to udało.
Wpadł
do domu, chcąc jak najszybciej znaleźć przyjaciół.
–
James, Syriusz, wiem, że tu jesteście! – krzyknął.
–
Właź na górę! – usłyszał krzyk Pottera.
Czując
narastający niepokój wdrapał się na piętro. Przeszedł obok
zamkniętych drzwi sypialni przeznaczonej dla Jamesa i Lily i wszedł
do drugiego pomieszczenia. Ku własnemu przerażeniu zastał tam
Jamesa i Syriusza pochylonych nad podejrzanie wyglądającym kufrem.
–
Proszę, powiedzcie, że to nie jest to, o czym myślę –
powiedział do przyjaciół.
Odwrócili
się. Obaj uśmiechali się w identyczny, iście huncwocki sposób.
–
Spokojnie, Luniek – poradził James. – Wszystko mamy pod
kontrolą. Po prostu zrobimy niezłe show.
–
Nie rób tego – poprosił Remus. – Lily ci tego nie daruje.
–
Lily będzie zachwycona – odparł James, wracając do kufra. –
Będzie kolorowo i w ogóle
Remus
oparł się o ścianę, próbując wymyślić jakiś sposób na
odwiedzenie dwóch największych żartownisiów w historii Hogwartu
od wywołania zamieszania. To było mission impossible przynajmniej
dla wielu osób, które nie umiały obchodzić się z Huncwotami. Na
szczęście Lupin nie należał do nich, chociaż nawet on musiał
się nieraz nieźle nagłowić, żeby usadzić Pottera i Blacka na
miejscu.
–
Ominęło mnie coś? – wchodzący do pokoju Peter wyrwał
wszystkich z zamyślenia.
–
Skądże znowu – odpowiedział Syriusz. – Wchodź, będzie
weselej. Właściwie, to możemy już robić prywatną imprezę.
Remus
z trudem powstrzymał się od warknięcia na Blacka. Jego beztroski
ton strasznie go denerwował.
–
James, Lily o ciebie pytała – powiedział Peter, spoglądając
podejrzliwie na kufer.
–
Zaraz tam wrócę – obiecał James. – Tylko jeszcze coś zrobię.
–
Nie mogę na to patrzeć – mruknął Remus.
Wyszedł
z pokoju zostawiając przyjaciół razem z tajemniczym kufrem. Zszedł
do ogrodu i od razu podszedł do stolika z alkoholami, i nalał sobie
Ognistej Whisky. Wypił kieliszek jednym haustem.
–
A już myślałam, że nie umiesz pić alkoholu – usłyszał za
sobą głos Grace.
–
Rzadko piję – usprawiedliwił się Remus. – Nie mam na to czasu.
–
Dobra, dobra. Mów co chcesz, a ja swoje wiem.
Sięgnęła
po kieliszek i sobie też nalała Ognistej. W przeciwieństwie do
Remusa piła małymi łyczkami, zdawała się smakować alkohol.
–
Co się stało? – spytała Grace, bawiąc się naczyniem. – I nie
próbuj mi wmawiać, że to nic takiego. Widzę, że coś jest nie
tak.
–
Chłopaki coś kombinują i nie wiem, czy to jest dobry pomysł –
przyznał Remus.
Czuł,
że może powiedzieć Grace o wszystkim. W końcu zwierzył jej się
ze swojego najgorszego sekretu, a ona nie odeszła.
–
A gdzie zaufanie do przyjaciół?
–
Po siedmiu latach Hogwartu? Zbyt dużo widziałem. Jak oni coś
wymyślą, to lepiej się chować.
–
Skoro tak twierdzisz.
Ponowne
pojawienie się Jamesa i Syriusza wyrwało Remusa i Grace z rozmowy.
Za nimi dreptał Peter, wypatrujący Nicole. Gdy ją wreszcie
zobaczył, odłączył się od przyjaciół i podszedł do
dziewczyny. Para pogrążyła się w cichej rozmowie, odcinając od
reszty świata.
–
Widzisz? Nic się nie stało – zauważyła Grace.
Remus
pokręcił powoli głową. Dziewczyna dała się złapać w tę samą
pułapkę, w którą przez lata wpadali nauczyciele i koledzy ze
szkoły – uznała, że ich niewinne miny są prawdziwe.
–
Jeszcze – dodał Remus.
Grace
wymownie spojrzała w niebo, po czym złapała Remusa za ręce.
–
Chodź zatańczyć, marudo – zaproponowała.
Uśmiech
dziewczyny zmiótł wszystkie obawy Lupina. Dał się zaprowadzić na
parkiet, gdzie poprowadził Grace do szybkiego tańca. Zwinne ruchy
dziewczyny przyprawiały go o zawroty głowy. Starał się dotrzymać
jej kroku (chociaż podejrzewał, że Cabot i tak zwalniała ze
względu na jego prawie całkowity brak umiejętności tanecznych),
ale wystarczyło jedno spojrzenie w jej ciemne oczy, żeby tracił
poczucie rzeczywistości. Sytuację dodatkowo pogarszał (albo
polepszał, zależy jak na to patrzeć) fakt, że co i rusz Grace
ocierała się o niego.
Pragnął
jej. Nie potrafił nic na to poradzić. Oddałby życie za to, żeby
móc jeszcze raz poczuć smak miękkich ust dziewczyny. O spełnieniu
swoich snów nawet nie śmiał marzyć. A sny miał takie, że na
samą myśl o nich czuł gorąco na policzkach.
Godziny
zabawy mijały błyskawicznie i większość weselników nawet nie
zauważyła, gdy wybiła północ i nadszedł czas na oczepiny.
Nastąpiło tradycyjne rzucanie welonu przez pannę młodą (złapała
go Roxy) i muchy przez pana młodego (którą złapał Peter).
Remus
zastanawiał się, które z nich było bardziej zdenerwowane tym
faktem, ale nic nie mówił. Cały czas czujnie obserwował
otoczenie, bo przecież śmierciożercy nie śpią i raczej nie
mieliby wielkich wyrzutów sumienia z powodu przerwania wesela.
Wydarzyło się jednak coś czego, się nie spodziewał.
Zaczęło
się niewinnie – po rzucaniu welonem i muchą Syriusz wszedł do
domu tak cicho, że Remus nawet nie zauważył jego zniknięcia.
Szybko poszedł na górę i otworzył okno pokoju, w którym stał
tajemniczy kuferek. Następnie wyjął z kuferka długą tubę, którą
ustawił tak, żeby jej wylot wychodził za okno. Upewniwszy się, że
rura nie zsunie się, Syriusz pobiegł z powrotem do ogrodu.
–
Gdzie byłeś? – spytała go Roxy.
–
Musiałem coś załatwić w domu. Zaraz zobaczysz o co chodzi –
obiecał Black. – Jak się bawisz?
–
Cudownie. Cieszę się, że zabrałeś mnie ze sobą.
To
było delikatne niedopowiedzenie, ale przecież nie mogła mu
powiedzieć, jak bardzo cieszyła się, gdy jej to zaproponował. Z
wrażenia nie spała prawie całą noc. Nie mogła uwierzyć w to, że
wspaniały Syriusz Black zaprosił ją, zwykłą studentkę
uzdrowicielstwa, na wesele swojego najlepszego przyjaciela.
Nie
zważając na zamyślenie Roxy Syriusz pomachał do Remusa, chcąc go
uspokoić. W końcu Lupin jasno dał mu do zrozumienia, że
podejrzewa jego i Jamesa o próbę wywinięcia na weselu jakiegoś
numeru. Nie żeby nie miał racji. Łapa twardo postanowił, że nie
spuści oka z przyjaciela. Nie chciał uronić ani jednej chwili
wyrazu zaskoczenia na jego twarzy. Nigdy by sobie tego nie darował.
Remus
czuł na sobie spojrzenie Łapy, ale próbował sam siebie przekonać
do tego, że to nic nie znaczy. Chociaż coś było w tym spojrzeniu…
Nagły
rozbłysk sprawił, że Lupin przestał myśleć o Syriuszu, weselu i
całym świecie. Sięgnął po różdżkę i już miał rzucać
zaklęcie tarczy, gdy zorientował się, że nie to atak
śmierciożerców. Z jednego z okien na piętrze wyleciały złote
promienie, które uformowały się w kształt jelenia i łani.
Zwierzęta okrążyły osobno ogród, po czym zatrzymały się przed
Jamesem i Lili, gdzie przytuliły się do siebie. Chwilę potem
zniknęły.
Remus
nie wiedział, co było dziwniejsze – fakt, że Syriusz
i James wymyślili coś tak spokojnego, czy samo to, jak zagrali na
gościach weselnych. Dla niewtajemniczonych w sekrety Huncwotów
jeleń i łania były tylko przedstawieniami Patronusów młodej
pary, ale dla tej nielicznej grupy wtajemniczonej
w huncwocki sekret szczęśliwców
sytuacja przedstawiała się zupełnie inaczej. W
końcu jeleń był zwierzęciem, w które zmieniał się James.
W przypadku Lily faktycznie chodziło o jej Patronusa.
–
Nie mogłeś powiedzie od razu? – warknął Remus do Syriusza.
Black
roześmiał się i poklepał Lunatyka po ramieniu.
–
Nie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jaką miałeś głupią
minę. Nie darowałbym sobie, gdybym tego nie zobaczył. Mam
nadzieję, że fotograf cię uchwycił.
–
Uchwycił – zapewniła go Grace. – Widziałam.
Syriusz
teatralnie odetchnął z ulgą. Remus zignorował go, chociaż też
odczuł ulgę. Tak bardzo bał się, że James i Syriusz wymyślili
coś w stylu tego, co wyprawiali w szkole.
–
Spokojnie – szepnęła Grace, ściskając go za rękę.
–
Jestem spokojny – odparł Remus. – Tylko zmęczony. Ostatnio
miałem za dużo na głowie. A teraz jeszcze oni i te ich pomysły…
Usiadł
przy ich stoliku i sięgnął po zapiekane w cieście jabłko. Grace
usiadła obok niego. Nic nie jadła, zamiast tego obserwowała go
spod wpółprzymkniętych powiek. Zastanawiała się, co takiego
dzieje się w głowie jej przyjaciela.
Wesele
trwało niemal do samego rana, ale tylko nieliczni dotrwali do tej
godziny. Dumbledore i Moody wyszli wkrótce po oczepinach, życząc
wcześniej młodej parze wszystkiego najlepszego, ale największy
odpływ gości nastąpił około godziny trzeciej. To właśnie wtedy
Mike teleportował się razem z Carmen do domu, Dorcas ze Sturgisem,
Longbottomowie i koleżanki Lily z dormitorium. Po czwartej wyszli
bracia Prevettowie i rodzice państwa młodych. Do piątej (kiedy
para młoda pożegnała się z pozostałymi gośćmi i zamknęła się
w swojej sypialni) pozostali jedynie Huncwoci ze swoimi partnerkami.
Roxy przysypiała a kanapie w salonie, Nicole też nie wyglądała na
zbyt przytomną. Jedynie Grace mimo późnej pory była pełna
energii i do ostatniej piosenki nie dawała Remusowi odpocząć. Po
wyjściu orkiestry z pełnym entuzjazmem pomagała Huncwotom
sprzątać.
–
Grace, ile kawy wypiłaś? – spytał w końcu Syriusz, nie mogąc
się nadziwić energii Amerykanki.
–
Ani trochę – odparła beztrosko Grace. – Po prostu długo
spałam. A co?
–
To nienormalne, żeby mieć tyle energii o tak barbarzyńskiej
pooorze – wyjaśnił Peter, ziewając. – Merlinie, oddałbym
wszystko za ciepłe łóżko.
–
Najlepiej takie, w którym zmieściłaby się też Nicole, nie? –
zaciekawił się Syriusz.
–
Cicho – syknął Peter, spoglądając z niepokojem na Nicole. Z
ulgą stwierdził, że dziewczyna nie usłyszała przytyku Łapy. –
Nie jesteśmy jeszcze na TYM etapie. Nicole chce poczekać, a ja nie
mam zamiaru na nią naciskać. A ty? Chyba nie wziąłeś Roxy ot
tak?
Remus
opuścił różdżkę, którą lewitował krzesła. Rozmowa jego
przyjaciół schodziła na dosyć podejrzane tory i wolał nie
utrzymywać niczego ciężkiego.
–
Wziąłem Roxy, bo wiedziałem, że to jedyna dziewczyna, która nie
wystawi mnie do wiatru – wyjaśnił Syriusz.
–
Czyli taka, której nie przeszkadza to, że zmieniasz dziewczyny w
łóżku niemal co noc – wyrwało się Remusowi.
Atmosfera
w ogrodzie momentalnie się zagęściła. Syriusz wbił w Remusa
ostre spojrzenie.
–
Znowu zaczynasz? – zapytał. – To nie tak, że nic nie mam do
Roxy. Nie jest dla mnie pierwszą lepszą – zależy mi na niej. Ale
jestem facetem i mam swoje potrzeby.
–
Tak jak ja, Peter i James – wytknął Remus. – A żaden z nas tak
nie lata.
–
Każdy jest inny – stwierdził Syriusz, wzruszając ramionami. –
Ja was do celibatu nie zmuszam.
–
Posłuchaj mnie, ty…
Syriusz
nigdy nie dowiedział się, co Remus chciał mu powiedzieć, bo
wejście do ogrodu Grace ucięło wszelkie awantury. Huncwoci mogli
się spierać, ale w towarzystwie osób trzecich zawsze stali za sobą
murem.
–
W porządku, panowie? – spytała Grace.
–
Jasne – odpowiedzieli zgodnie.
Jej
mina świadczyła o tym, że nie uwierzyła im, ale żaden z
Huncwotów się tym nie przejął. Ostatecznie wzruszyła ramionami.
–
Remus, chciałam ci tylko powiedzieć, że wracam już do domu…
–
Odprowadzę cię – zaofiarował się Remus. – Nie powinnaś
wracać sama.
–
Jak uważasz – zgodziła się. – To do zobaczenia, chłopaki!
Wyszli
z podwórka i teleportowali się. Tuż przed teleportacją Remus
spojrzał na przyjaciół, którzy pokazali mu uniesione kciuki. Miał
ochotę przewrócić oczami, ale nie chciał, żeby Grace zobaczył,
że jest coś nie tak.
Wylądowali
na klatce schodowej w bloku ciotki Grace.
–
Czy tutaj nigdy nie świeci światło? – zażartował Remus.
–
Co jakiś czas wstawiają nową żarówkę, która błyskawicznie się
przepala – odparła Grace. – Remus, dziękuję za tę noc i za
to, że zabrałeś mnie na to wesele. To naprawdę dużo dla mnie
znaczy.
„A
kogo innego mógłbym zabrać?” pomyślał.
–
To ja dziękuję. Za to, że się zgodziłaś.
Przysunęła
się bliżej i pocałowała go w policzek. Drgnął zaskoczony i ich
usta zetknęły się. Przez chwilę jakby nie wiedzieli, co z tym
zrobić. Szybko niewinne muśnięcie zamieniło się w namiętny
pocałunek. Ich usta i języki tańczyły sobie tylko znany taniec,
właściwy dla każdej pary kochanków. Prawa dłoń Grace wplotła
palce we włosy Remusa, przyciągając go bliżej, a lewa dłoń
zsunęła się na jego pośladki. Jęknął z zaskoczenia i
przyjemności. Przyparł Grace do ściany, zaczął całować ją po
szczęce i szyi. Ujęła jego twarz i przyciągnęła ją do swoi
warg. Ponownie wpił się w jej usta. Z jego gardła wydobył się
zduszony jęk, gdy Grace oplotła nogę wokół jego biodra.
Minęła
dłuższa chwila zanim oderwali się od siebie, z trudem łapiąc
oddech. Stali oparci o ścianę, próbując odzyskać dech i kontrolę
nad sobą. Patrzyli po sobie, uśmiechając się. Oboje mieli
zaczerwienione policzki i tajemnicze błyski w oczach.
Pierwsza
opamiętała się Grace. Odsunęła się od ściany i poprawiła
sukienkę, która trochę się zmięła podczas ich pocałunków.
Zerknęła na Remusa, który też nie wyglądał najporządniej. Miał
potargane włosy, marynarkę zsuniętą z jednego ramienia i wymiętą
koszulę, którą w którymś momencie Grace wyciągnęła mu ze
spodni. Czując na sobie spojrzenie dziewczyny, Remus przygładził
dłonią czuprynę i spróbował doprowadzić strój do porządku.
Miał przy tym tak niewinną minę, że serce Grace ponownie szybciej
zabiło.
–
To… – zaczęła, przerywając otaczającą ich ciszę. –
Jeszcze raz dziękuję za cudowną noc. Dobranoc.
Weszła
do mieszkania i dokładnie zamknęła za sobą drzwi. Oparła się o
nie i głośno westchnęła z zachwytu. Dotknęła opuszkami palców
warg, nadal czując na nich dotyk i smak ust Remusa. Wiedziała, że
cokolwiek by się nie stało, jej relacja z Remusem na pewno się
zmieni. Miała nadzieję, że na lepsze.
----------------------
Zdałam matury ustne! Została mi jeszcze tylko historia we wtorek i matury będę miała z głowy. Proszę, trzymajcie kciuki, bo historia jest dla mnie najważniejsza.
Ostatnio zaczęłam pracować nad nowym szablonem (tym razem będzie od początku do końca wykonany przeze mnie) i mam do Was pytanie. Który cytat bardziej pasuje do tego opowiadania?
1 Trzeba być bardzo dzielnym, by stawić czoło wrogom, ale tyle samo męstwa wymaga wierność przyjaciołom
2. W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca
A na zakończenie przypominam, że w poniedziałek na blogowym Facebooku pojawi się fragment następnego rozdziału. Zapraszam.
Pozdrawiam
Co mam napisać?Rozdział jak zawszę wspaniały.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny.
Bardzo dziękuję.
UsuńPozdrawiam
OMG OMG OMG! To opowiadanie jest takie suuuuuper!! Remus <3 Aww
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :)
UsuńKiedy Remus stał się taką mamuśką? Xd "a teraz jeszcze oni i te ich pomysly", to narzekanie na życie uczuciowe Syriusza. No normalnie jakbym jakąś matkę słyszała!
OdpowiedzUsuńCzekaj. A może on zawsze taki był?