z dedykacją dla Alohomory Tej z życzeniami zdrowia
Remus
nie pamiętał drogi powrotnej. Wyszedł przed kamienicę Grace i
teleportował się do domu (gdyby ktoś go potem zapytał, nie
umiałby powiedzieć, jakim cudem się nie rozszczepił). Nie licząc
na wiele nacisnął klamkę i ze zdziwieniem stwierdził, że drzwi
ustąpiły. W innych okolicznościach przejąłby się tym, ale tego
poranka niczym się nie przejmował.
Cały
czas miał w głowie obraz Grace. Najpierw na weselu, gdzie zwinne
ruchy jej ciała powodowały, że krew szybciej krążyła mu w
żyłach. Gdy wychodził z nią od Jamesa i Lily, nie spodziewał się
takiego rozwoju wydarzeń. Liczył tylko na pocałunek w policzek,
który zawsze dostawał na pożegnanie. Nie miał bladego pojęcia,
jak to się stało, że ten niewinny buziak zamienił się w… to.
Gdzieś w głowie świtało mu, że w pewnym sensie wykorzystał
Grace. Pragnął jej od miesięcy i skorzystał z okazji, żeby to
pragnienie spełnić.
Im
dłużej o tym myślał, tym mniej było w nim czarnych myśli.
Przecież to nie było tak, że to on ją całował. Grace oddawała
te pocałunki i nie sprawiała wrażenia, żeby jej się to nie
podobało. Wręcz sama go prowokowała, w końcu to ona zaczęła go
rozbierać.
Po
prysznicu i przebraniu się w normalne ubranie stwierdził, że nie
chce spać, więc zszedł do salonu. Usiadł z książką w fotelu,
ale nie zamierzał czytać. Ponownie pogrążył się w myślach,
chociaż tym razem nie były pozytywne.
Po
dziesięciu miesiącach ciężko mu było wyobrazić sobie, że będą
mieszkać bez Lily. Dziewczyna wnosiła do domu wiele radości i była
wielkim oparciem dla Remusa. Co prawda Lupin mógł w każdej chwili
mógł odwiedzić Potterów, ale to nie było to samo, co mieszkanie
z Lily w jednym domu. Wiedział, że będzie mu brakowało
wieczornych rozmów, wspólnego odpytywania się przed egzaminami,
żartów przy obiedzie i stałych wizyt Jamesa. Wyprowadzka nowej
pani Potter automatycznie odcinała go od stałych spotkań z
przyjaciółmi – od tej pory mógł się z nimi widywać
praktycznie tylko w czasie zebrań Zakonu.
Pochłonięty
rozmyślaniami Remus nawet nie zauważył, kiedy usnął. Obudził go
trzask drzwi na piętrze. Potarł dłonią kark, który zesztywniał
od spania w fotelu.
–
Dios mío*,
przepraszam. Nie spodziewałam się tu ciebie – znajomy głos
wybudził Remusa do reszty.
Remus
spojrzał na drzwi i aż zamrugał ze zdziwienia. W progu stała
Carmen ubrana w bluzkę Mike'a. Uśmiechnęła się nieśmiało do
Lupina. Odgarnęła opadający jej na twarz kosmyk włosów.
–
Chyba ja to powinienem powiedzieć – odpowiedział Remus,
odzyskując głos. – Skąd się tu wzięłaś?
Dziewczyna
przeszła przez salon i usiadła na kanapie.
–
Po wyjściu z wesela chciałam wracać do siebie, ale Mike
powiedział, że nie powinnam chodzić sama. Zaproponował, żebym
zatrzymała się na noc tutaj tylko… no tak jakoś wyszło –
dodała, przygryzając wargę.
„Czemu
mnie to nie dziwi?” pomyślał Remus. Już od jakiegoś czasu
widział, że Mike i Carmen stopniowo zbliżają się do siebie.
Lupinowi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie – Croft był dla
niego jak brat i zależało mu na jego szczęściu, a Carmen była
dobrą dziewczyną. Oboje wydawali się zagubieni otaczającą ich
rzeczywistością: Hiszpanka nadal próbowała się przystosować do
samotności i Anglii, a Mike od zawsze trzymał się na uboczu. Może
Carmen uda się go wyprowadzić na światło dzienne.
–
Nie musisz mi się z tego tłumaczyć – uspokoił ją Remus. –
Macie moje błogosławieństwo.
Carmen
roześmiała się.
–
Dziękuję. Od razu czuję się lepiej. A teraz cię przepraszam, ale
pójdę się ubrać.
Przeszła
obok Remusa i uciekła na piętro. Zastanawiała się, w co, na
Morganę, ma się ubrać. Miała ze sobą tylko to, w czym była
ubrana na weselu, a głupio jej było paradować w środku dnia w
wyjściowej sukience.
~
* ~
–
Confringo**! – krzyknął Remus, celując w spory kamień,
który wybuchł, wysyłając odłamki skał we wszystkich kierunkach.
Stojący
najbliżej śmierciożercy zawyli z bólu i zaczęli oglądać swoje
ciała, sprawdzając, czy nie doznali poważnych obrażeń. Moody
wykorzystał ten moment do tego, żeby związać śmierciożerców.
Gdy upewnił się, że słudzy Voldemorta nie dadzą rady się
uwolnić i odebrał im różdżki, pokazał Lupinowi uniesiony kciuk.
Remus
nie widział tego, bo był już zajęty walką z następnym
śmierciożercą.
Na
szczęście dla Zakonu śmierciożerców nie było wielu, ale i tak
dysproporcja sił wynosiła dwunastu panów w czerni na czterech
członków Zakonu Feniksa, którzy zostali wysłani na zwiady. Moody,
Remus, Syriusz i Frank Longbottom czystym przypadkiem wpakowali się
na zebranie sług Voldemorta.
–
Cruento***! – damski krzyk jak bicz przeciął
wieczorną ciszę.
Krwistoczerwony
promień pomknął nad podwórkiem opuszczonej posiadłości, przy
której toczyła się potyczka, i uderzył w Syriusza Blacka. Chłopak
jęknął z bólu i osunął się na ziemię. Z jego ust, nosa i uszu
wypłynęła krew.
–
Lupin, zabierz go stąd – warknął Moody, celując Drętwotą w
kobietę.
Remusowi
nie trzeba było dwa razy powtarzać. Podbiegł do półprzytomnego
Syriusza i złapał go za rękę. W jednej chwili zniknęli z pola
bitwy.
Lunatyk
wiedział, że Moody zdążył powiadomić dyżurującego w Kwaterze
Głównej Fabiana Prevetta o potyczce, ale nie spodziewał się
swoistego komitetu powitalnego na drodze przed Kwaterą. Zaraz po
wylądowaniu otoczyli go członkowie Zakonu. Ciężar Syriusza
wytrącił Remusa z równowagi i obaj runęli na ziemię. Lupin
rozejrzał się po otaczających go ludziach.
–
Remus, gdzie oni są? – usłyszał nad sobą głos ojca. – Ilu
ich jest?
–
Stary dwór Prince'ów – wydyszał Remus. – Było ich dwunastu.
–
Wiem, gdzie to jest – powiedział Elfias Doge. – Zabiorę was
tam.
Trzaski
teleportacji świadczyły o tym, że sześciu członków Zakonu
deportowało się.
–
Trzeba go zabrać do środka – zarządził James Potter,
wyczarowując nosze, na których umieścił Syriusza. – Remus, dasz
radę iść?
–
Tak. Nic mi nie jest. Moody kazał mi go stamtąd zabrać…
Powinienem wracać…
–
Nie – powiedział John. – Poradzą sobie, a ty będziesz
potrzebny tutaj.
Remus
wstał przy pomocy ojca, czując ostry ból w kostce. Nie przejął
się tym, to było zmartwienie na później.
Wspólnymi
siłami dotarli do Kwatery, gdzie Syriusz od razu wylądował na
stole. Wokół niego zakrzątał się Eric Hall.
–
Czym oberwał? – zapytał Remusa.
–
Cruon? – odparł Remus. – Coś w tym stylu. Nie jestem
pewny.
–
Cruento – mruknął Eric. – Szlag by to wszystko!
Złapał
różdżkę i przyłożył ją do ciała Syriusza.
–
Stelo****! – szepnął.
Z
końca różdżki wyleciał bladoniebieski promień, który otoczył
Syriusza, po czym wniknął do jego ciała. Krew przestała płynąć,
ale Black nadal oddychał z wyraźnym trudem.
–
Sytuacja opanowana – stwierdził Eric. – Ale stracił dużo krwi,
trzeba zrobić transfuzję. Ktoś wie, jaką ma grupę krwi?
–
Zero minus – odpowiedział James.
„Jak
cała reszta tej powalonej rodziny” głos Syriusza zabrzmiał w
głowie Remusa, jakby Black stał tuż obok niego i był całkowicie
przytomny.
–
Gorzej być nie mogło – stwierdził Eric.
–
Dlaczego? – zmartwił się Remus.
–
Bo komuś z grupą zero można przetoczyć tylko zerówkę. A
minusowi można podać tylko minus. A o tą krew jest trudno.
Podejrzewam, że żadne z was nie ma zerówki? – dodał ze
zrezygnowaniem.
–
Ja mam zero minus – cichy głos wybił wszystkich z równowagi.
Spojrzenia
wszystkich skierowały się na siedzącą w rogu pokoju Dorcas
Meadows. Dziewczyna wstała i podeszła do stołu. Spojrzała na
nieprzytomnego Syriusza.
–
Jestem zdrowa, mam idealną grupę. Weź moją krew – powiedziała,
wyciągając w stronę Erica lewą rękę.
Eric
zawahał się. Szybko podjął jednak decyzję.
–
Wszyscy mają stąd wyjść – nakazał. – Potrzebuję najbardziej
sterylnych warunków, jak to tylko możliwe. Już! Jazda mi stąd!
Wszyscy
poza Dorcas opuścili Kwaterę Główną. Skorzystali z ciepła i
usiedli przed budynkiem.
–
Remus, co z twoją nogą? – zapytał James.
Lunatyk
spojrzał na prawą stopę. Kostka nadal go bolała. Ostrożnie,
przygryzając z bólu wargę, ściągnął but i skarpetkę. Podwinął
też nogawkę spodni. Noga przybrała ciemnofioletowy kolor i zdążyła
już puchnąć.
–
Zwykłe zwichnięcie – stwierdził Remus.
Wyleczył
sobie stopę i założył skarpetkę i buta.
–
I po krzyku – stwierdził. – James, jak się czujesz jako żonaty?
Pytanie
Remusa rozluźniło atmosferę.
–
Dziwnie – przyznał Potter. – Chyba jeszcze się do tego nie
przyzwyczaiłem.
–
Mnie też trochę czasu zajęło, zanim do mnie dotarło, że nie
jestem już kawalerem – przyznał John.
–
No właśnie. Ale szybko się przyzwyczajam, więc nie będzie tak
źle. Remus, to teraz pora na ciebie – rzucił James. – Jak się
mają sprawy między tobą a Grace?
–
Kto to Grace? – zainteresował się John.
Do
tej pory Lupinowie nie mieli okazji poznać dziewczyny. Nie było też
powodu, skoro była ona dla Remusa tylko przyjaciółką. To właśnie
młody Lupin chciał powiedzieć ojcu, ale zdradził go rumieniec,
który wypłynął na jego policzki.
–
To… przyjaciółka – wykrztusił w końcu.
–
Przyjaciółka, z którą był na moim weselu – uzupełnił James.
„Zdrajca”
pomyślał Remus. „James, w co ty, na Merlina, grasz?”
–
Powinienem o czymś wiedzieć? – zapytał John.
–
NIE! – warknął Lunatyk, zrywając się z miejsca. Za wszelką
cenę próbował ukryć, jak bardzo poczerwieniał.
Przeszedł
szybko kilka razy ścieżkę. Miał wielką ochotę cisnąć w Jamesa
jakąś klątwą, byle tylko ten się zamknął.
Był
zbyt niepewny swojej relacji z Grace, żeby informować o nich
rodziców. Chciał najpierw wiedzieć, na czym stoi, bo po weselu
Potterów ciężko było mówić, o tym, że Remus i Grace są tylko
przyjaciółmi. Niestety od tamtego czasu Lunatyk nie miał okazji
porozmawiać z Amerykanką o tym, co między nimi zaszło.
Po
dziesięciu minutach do Kwatery przyszła ekipa, która poleciała do
dworu Prince'ów. James szybko wyjaśnił nowo przybyłym, jak
wygląda sytuacja i wszyscy doszli do wniosku, że można wracać do
domów, skoro nikt więcej poważnie nie ucierpiał. Wkrótce pod
Kwaterą zostali tylko James i obaj Lupinowie. Huncwoci chcieli
wiedzieć, w jakim stanie jest Syriusz, a John postanowił dotrzymać
im towarzystwa.
–
Jak się czuje mama? – spytał Remus.
–
O wiele lepiej. Gorączka już spadła, teraz tylko walczymy z
kaszlem. Bardzo by się ucieszyła, gdybyś nas odwiedził.
–
Wiem. Wpadnę, obiecuję.
Drzwi
od budynku otworzyły się, uderzając siedzącego przed nimi Remusa
w plecy.
–
Przepraszam – powiedział Eric.
–
Nieważne – odparł Remus. – Co z Syriuszem?
–
Wszystko dobrze – odpowiedział uzdrowiciel. – Transfuzja się
udała, ale będę musiał jeszcze go monitorować. Mogę wystąpić
jakieś niespodziewane komplikacje, chociaż to mało prawdopodobne.
Dorcas też czuje się dobrze.
–
Nawet bardzo dobrze – dodała dziewczyna, wychodząc z Kwatery.
Była
bardzo blada, co podkreślały jej czarne włosy i ciemne oczy.
Usiadła obok Jamesa i otuliła się płaszczem.
–
Mieliśmy mnóstwo szczęścia – ciągnął Eric. – Grupa krwi
zero minus jest bardzo rzadka. Niektórzy twierdzą, że jest też
charakterystyczna dla niektórych rodów czarodziejskich.
–
Moja mama też ma zerówkę – powiedziała Dorcas.
–
Czyli ojciec też musi mieć – stwierdził Eric.
Dorcas
wzruszyła ramionami.
–
Nie mam pojęcia. Nie znam ojca. Mama mówiła, że odszedł, gdy
dowiedział się, że jest w ciąży, chociaż od tego czasu
regularnie przesyłał jej pieniądze. A właściwie nadal przesyła.
James
chyba po raz pierwszy w życiu spojrzał baczniej na Dorcas. Z tą
bladą od utraty krwi cerą bardzo przypominała jego mamę za młodu.
W ogóle wyglądała jak jedna z Blacków. W sumie nie było w tym
nic dziwnego – w końcu wszystkie stare rody czarodziejskie
mieszają się ze sobą w mniejszym lub większym stopniu. On też
miał w swoich żyłach dużo krwi tej rodziny… Ale z Dorcas było
inaczej. To było lepiej widoczne, jakby… Nie. Przecież to głupie
i niemożliwe. Blackowie mają zbyt duże mniemanie o sobie, żeby
skakać w bok.
–
Hej! Jest tu ktoś?! – wołanie Syriusza zwróciło uwagę
wszystkich znajdujących się przed Kwaterą.
Wbiegli
do środka i podeszli do kanapy, na której leżał Łapa.
–
Jak tam, stary? – zagadnął go James. – Nieźle nas
wystraszyłeś.
Syriusz
spojrzał na niego wielkimi jak talerze oczami.
–
To była Bellatrix – szepnął. – Ta cholerna suka to Bellatrix,
rozumiesz? Omal nie zginąłem z rąk własnej kuzynki!
----------------
*
Dios mío
– (hiszp.) Mój Boże
**
Odsyłam na Harry Potter wiki
***
Cruento, -are – (łac.) ranić, splamić krwią
****
Stelo – (wł.) tamować
Moi drodzy, od wtorku de facto jestem na wakacjach. Wreszcie mogłam dokładniej przemyśleć to, co planuję wobec tego bloga. Pierwszy tego efektem była zmiana szablonu. Mam wielki szacunek do Alohomory Tej i jej umiejętności, jednak tym razem postanowiłam sama spróbować swoich sił. Ocenę, czy mi się udało, zostawiam Wam. Zmieniłam także aktorów, którzy "grali" głównych bohaterów. Uznałam, że David Thewlis i Eric Bana są nieco za starzy na role studentów. Ich miejsce zajęli odpowiednio David Oakes i Matthew Daddario i to właśnie oni znajdują się na nowym szablonie. Pozdrawiam
Rozdział ciekawy.Interesuje mnie historia Dorcas.Mam nadzieje,że rozwiniesz ten wątek.Szablon bardzo fajny.Miłych wakacji.
OdpowiedzUsuńSpokojnie. Wątek Dorcas się rozwinie i to w dosyć niekonwencjonalny sposób (czyt. jeszcze się z czymś takim nie spotkałam).
UsuńDziękuję i pozdrawiam
Jak zwykle super rozdział :) Masz talent :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńW końcu elektronika pozwoliła mi na przeczytanie i skomentowanie tego opowiadania! Tyle się działo! Dorcas jedną z Blacków? A to dopiero niezła historia. Jeszcze nie spotkałam się z takim pomysłem w żadnym opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że z Grace Remusowi dalej będzie szło tak dobrze jak teraz - i tutaj pojawia się moje pytanie - czy zamierzasz iść równo z kanonem, czy będziesz od niego odchodzić?
Rozdział świetny i nie mogę doczekać się następnego! :)
P.S. U mnie nowość!
Kwestia Dorcas niedługo się wyjaśni i, póki co, nic nie zdradzę.
UsuńZamierzam trzymać się kanonu. Jeżeli coś ulegnie zmianie, to będą to szczegóły np. jakaś postać zginie wcześniej/później niż w kanonie, ale będą to raczej epizodyczni bohaterowie.
Pozdrawiam
Hmmm... Czyżby Dorcas była siostrą Syriusza? 0.o
OdpowiedzUsuńZnaczy, no może kuzynką, ale ja z jakiegoś powodu mam przeczucie, że siostrą. No ale sama się niedługo dowiem, nie? :D
Usuń