a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 20 maja 2016

Rozdział 37 – Kwestia krwi

z dedykacją dla Alohomory Tej z życzeniami zdrowia

 Remus nie pamiętał drogi powrotnej. Wyszedł przed kamienicę Grace i teleportował się do domu (gdyby ktoś go potem zapytał, nie umiałby powiedzieć, jakim cudem się nie rozszczepił). Nie licząc na wiele nacisnął klamkę i ze zdziwieniem stwierdził, że drzwi ustąpiły. W innych okolicznościach przejąłby się tym, ale tego poranka niczym się nie przejmował.

Cały czas miał w głowie obraz Grace. Najpierw na weselu, gdzie zwinne ruchy jej ciała powodowały, że krew szybciej krążyła mu w żyłach. Gdy wychodził z nią od Jamesa i Lily, nie spodziewał się takiego rozwoju wydarzeń. Liczył tylko na pocałunek w policzek, który zawsze dostawał na pożegnanie. Nie miał bladego pojęcia, jak to się stało, że ten niewinny buziak zamienił się w… to. Gdzieś w głowie świtało mu, że w pewnym sensie wykorzystał Grace. Pragnął jej od miesięcy i skorzystał z okazji, żeby to pragnienie spełnić.

Im dłużej o tym myślał, tym mniej było w nim czarnych myśli. Przecież to nie było tak, że to on ją całował. Grace oddawała te pocałunki i nie sprawiała wrażenia, żeby jej się to nie podobało. Wręcz sama go prowokowała, w końcu to ona zaczęła go rozbierać.

Po prysznicu i przebraniu się w normalne ubranie stwierdził, że nie chce spać, więc zszedł do salonu. Usiadł z książką w fotelu, ale nie zamierzał czytać. Ponownie pogrążył się w myślach, chociaż tym razem nie były pozytywne.

Po dziesięciu miesiącach ciężko mu było wyobrazić sobie, że będą mieszkać bez Lily. Dziewczyna wnosiła do domu wiele radości i była wielkim oparciem dla Remusa. Co prawda Lupin mógł w każdej chwili mógł odwiedzić Potterów, ale to nie było to samo, co mieszkanie z Lily w jednym domu. Wiedział, że będzie mu brakowało wieczornych rozmów, wspólnego odpytywania się przed egzaminami, żartów przy obiedzie i stałych wizyt Jamesa. Wyprowadzka nowej pani Potter automatycznie odcinała go od stałych spotkań z przyjaciółmi – od tej pory mógł się z nimi widywać praktycznie tylko w czasie zebrań Zakonu.

Pochłonięty rozmyślaniami Remus nawet nie zauważył, kiedy usnął. Obudził go trzask drzwi na piętrze. Potarł dłonią kark, który zesztywniał od spania w fotelu.

– Dios mío*, przepraszam. Nie spodziewałam się tu ciebie – znajomy głos wybudził Remusa do reszty.

Remus spojrzał na drzwi i aż zamrugał ze zdziwienia. W progu stała Carmen ubrana w bluzkę Mike'a. Uśmiechnęła się nieśmiało do Lupina. Odgarnęła opadający jej na twarz kosmyk włosów.

– Chyba ja to powinienem powiedzieć – odpowiedział Remus, odzyskując głos. – Skąd się tu wzięłaś?

Dziewczyna przeszła przez salon i usiadła na kanapie.

– Po wyjściu z wesela chciałam wracać do siebie, ale Mike powiedział, że nie powinnam chodzić sama. Zaproponował, żebym zatrzymała się na noc tutaj tylko… no tak jakoś wyszło – dodała, przygryzając wargę.

„Czemu mnie to nie dziwi?” pomyślał Remus. Już od jakiegoś czasu widział, że Mike i Carmen stopniowo zbliżają się do siebie. Lupinowi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie – Croft był dla niego jak brat i zależało mu na jego szczęściu, a Carmen była dobrą dziewczyną. Oboje wydawali się zagubieni otaczającą ich rzeczywistością: Hiszpanka nadal próbowała się przystosować do samotności i Anglii, a Mike od zawsze trzymał się na uboczu. Może Carmen uda się go wyprowadzić na światło dzienne.

– Nie musisz mi się z tego tłumaczyć – uspokoił ją Remus. – Macie moje błogosławieństwo.
Carmen roześmiała się.

– Dziękuję. Od razu czuję się lepiej. A teraz cię przepraszam, ale pójdę się ubrać.

Przeszła obok Remusa i uciekła na piętro. Zastanawiała się, w co, na Morganę, ma się ubrać. Miała ze sobą tylko to, w czym była ubrana na weselu, a głupio jej było paradować w środku dnia w wyjściowej sukience.

~ * ~

Confringo**! – krzyknął Remus, celując w spory kamień, który wybuchł, wysyłając odłamki skał we wszystkich kierunkach.

Stojący najbliżej śmierciożercy zawyli z bólu i zaczęli oglądać swoje ciała, sprawdzając, czy nie doznali poważnych obrażeń. Moody wykorzystał ten moment do tego, żeby związać śmierciożerców. Gdy upewnił się, że słudzy Voldemorta nie dadzą rady się uwolnić i odebrał im różdżki, pokazał Lupinowi uniesiony kciuk.

Remus nie widział tego, bo był już zajęty walką z następnym śmierciożercą.

Na szczęście dla Zakonu śmierciożerców nie było wielu, ale i tak dysproporcja sił wynosiła dwunastu panów w czerni na czterech członków Zakonu Feniksa, którzy zostali wysłani na zwiady. Moody, Remus, Syriusz i Frank Longbottom czystym przypadkiem wpakowali się na zebranie sług Voldemorta.

Cruento***! – damski krzyk jak bicz przeciął wieczorną ciszę.

Krwistoczerwony promień pomknął nad podwórkiem opuszczonej posiadłości, przy której toczyła się potyczka, i uderzył w Syriusza Blacka. Chłopak jęknął z bólu i osunął się na ziemię. Z jego ust, nosa i uszu wypłynęła krew.

– Lupin, zabierz go stąd – warknął Moody, celując Drętwotą w kobietę.

Remusowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Podbiegł do półprzytomnego Syriusza i złapał go za rękę. W jednej chwili zniknęli z pola bitwy.

Lunatyk wiedział, że Moody zdążył powiadomić dyżurującego w Kwaterze Głównej Fabiana Prevetta o potyczce, ale nie spodziewał się swoistego komitetu powitalnego na drodze przed Kwaterą. Zaraz po wylądowaniu otoczyli go członkowie Zakonu. Ciężar Syriusza wytrącił Remusa z równowagi i obaj runęli na ziemię. Lupin rozejrzał się po otaczających go ludziach.

– Remus, gdzie oni są? – usłyszał nad sobą głos ojca. – Ilu ich jest?

– Stary dwór Prince'ów – wydyszał Remus. – Było ich dwunastu.

– Wiem, gdzie to jest – powiedział Elfias Doge. – Zabiorę was tam.

Trzaski teleportacji świadczyły o tym, że sześciu członków Zakonu deportowało się.

– Trzeba go zabrać do środka – zarządził James Potter, wyczarowując nosze, na których umieścił Syriusza. – Remus, dasz radę iść?

– Tak. Nic mi nie jest. Moody kazał mi go stamtąd zabrać… Powinienem wracać…

– Nie – powiedział John. – Poradzą sobie, a ty będziesz potrzebny tutaj.

Remus wstał przy pomocy ojca, czując ostry ból w kostce. Nie przejął się tym, to było zmartwienie na później.

Wspólnymi siłami dotarli do Kwatery, gdzie Syriusz od razu wylądował na stole. Wokół niego zakrzątał się Eric Hall.

– Czym oberwał? – zapytał Remusa.

– Cruon? – odparł Remus. – Coś w tym stylu. Nie jestem pewny.

– Cruento – mruknął Eric. – Szlag by to wszystko!

Złapał różdżkę i przyłożył ją do ciała Syriusza.

Stelo****! – szepnął.

Z końca różdżki wyleciał bladoniebieski promień, który otoczył Syriusza, po czym wniknął do jego ciała. Krew przestała płynąć, ale Black nadal oddychał z wyraźnym trudem.

– Sytuacja opanowana – stwierdził Eric. – Ale stracił dużo krwi, trzeba zrobić transfuzję. Ktoś wie, jaką ma grupę krwi?

– Zero minus – odpowiedział James.

„Jak cała reszta tej powalonej rodziny” głos Syriusza zabrzmiał w głowie Remusa, jakby Black stał tuż obok niego i był całkowicie przytomny.

– Gorzej być nie mogło – stwierdził Eric.

– Dlaczego? – zmartwił się Remus.

– Bo komuś z grupą zero można przetoczyć tylko zerówkę. A minusowi można podać tylko minus. A o tą krew jest trudno. Podejrzewam, że żadne z was nie ma zerówki? – dodał ze zrezygnowaniem.

– Ja mam zero minus – cichy głos wybił wszystkich z równowagi.

Spojrzenia wszystkich skierowały się na siedzącą w rogu pokoju Dorcas Meadows. Dziewczyna wstała i podeszła do stołu. Spojrzała na nieprzytomnego Syriusza.

– Jestem zdrowa, mam idealną grupę. Weź moją krew – powiedziała, wyciągając w stronę Erica lewą rękę.

Eric zawahał się. Szybko podjął jednak decyzję.

– Wszyscy mają stąd wyjść – nakazał. – Potrzebuję najbardziej sterylnych warunków, jak to tylko możliwe. Już! Jazda mi stąd!

Wszyscy poza Dorcas opuścili Kwaterę Główną. Skorzystali z ciepła i usiedli przed budynkiem.

– Remus, co z twoją nogą? – zapytał James.

Lunatyk spojrzał na prawą stopę. Kostka nadal go bolała. Ostrożnie, przygryzając z bólu wargę, ściągnął but i skarpetkę. Podwinął też nogawkę spodni. Noga przybrała ciemnofioletowy kolor i zdążyła już puchnąć.

– Zwykłe zwichnięcie – stwierdził Remus.

Wyleczył sobie stopę i założył skarpetkę i buta.

– I po krzyku – stwierdził. – James, jak się czujesz jako żonaty?

Pytanie Remusa rozluźniło atmosferę.

– Dziwnie – przyznał Potter. – Chyba jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłem.

– Mnie też trochę czasu zajęło, zanim do mnie dotarło, że nie jestem już kawalerem – przyznał John.

– No właśnie. Ale szybko się przyzwyczajam, więc nie będzie tak źle. Remus, to teraz pora na ciebie – rzucił James. – Jak się mają sprawy między tobą a Grace?

– Kto to Grace? – zainteresował się John.

Do tej pory Lupinowie nie mieli okazji poznać dziewczyny. Nie było też powodu, skoro była ona dla Remusa tylko przyjaciółką. To właśnie młody Lupin chciał powiedzieć ojcu, ale zdradził go rumieniec, który wypłynął na jego policzki.

– To… przyjaciółka – wykrztusił w końcu.

– Przyjaciółka, z którą był na moim weselu – uzupełnił James.

„Zdrajca” pomyślał Remus. „James, w co ty, na Merlina, grasz?”

– Powinienem o czymś wiedzieć? – zapytał John.

– NIE! – warknął Lunatyk, zrywając się z miejsca. Za wszelką cenę próbował ukryć, jak bardzo poczerwieniał.

Przeszedł szybko kilka razy ścieżkę. Miał wielką ochotę cisnąć w Jamesa jakąś klątwą, byle tylko ten się zamknął.

Był zbyt niepewny swojej relacji z Grace, żeby informować o nich rodziców. Chciał najpierw wiedzieć, na czym stoi, bo po weselu Potterów ciężko było mówić, o tym, że Remus i Grace są tylko przyjaciółmi. Niestety od tamtego czasu Lunatyk nie miał okazji porozmawiać z Amerykanką o tym, co między nimi zaszło.

Po dziesięciu minutach do Kwatery przyszła ekipa, która poleciała do dworu Prince'ów. James szybko wyjaśnił nowo przybyłym, jak wygląda sytuacja i wszyscy doszli do wniosku, że można wracać do domów, skoro nikt więcej poważnie nie ucierpiał. Wkrótce pod Kwaterą zostali tylko James i obaj Lupinowie. Huncwoci chcieli wiedzieć, w jakim stanie jest Syriusz, a John postanowił dotrzymać im towarzystwa.

– Jak się czuje mama? – spytał Remus.

– O wiele lepiej. Gorączka już spadła, teraz tylko walczymy z kaszlem. Bardzo by się ucieszyła, gdybyś nas odwiedził.

– Wiem. Wpadnę, obiecuję.

Drzwi od budynku otworzyły się, uderzając siedzącego przed nimi Remusa w plecy.

– Przepraszam – powiedział Eric.

– Nieważne – odparł Remus. – Co z Syriuszem?

– Wszystko dobrze – odpowiedział uzdrowiciel. – Transfuzja się udała, ale będę musiał jeszcze go monitorować. Mogę wystąpić jakieś niespodziewane komplikacje, chociaż to mało prawdopodobne. Dorcas też czuje się dobrze.

– Nawet bardzo dobrze – dodała dziewczyna, wychodząc z Kwatery.

Była bardzo blada, co podkreślały jej czarne włosy i ciemne oczy. Usiadła obok Jamesa i otuliła się płaszczem.

– Mieliśmy mnóstwo szczęścia – ciągnął Eric. – Grupa krwi zero minus jest bardzo rzadka. Niektórzy twierdzą, że jest też charakterystyczna dla niektórych rodów czarodziejskich.

– Moja mama też ma zerówkę – powiedziała Dorcas.

– Czyli ojciec też musi mieć – stwierdził Eric.

Dorcas wzruszyła ramionami.

– Nie mam pojęcia. Nie znam ojca. Mama mówiła, że odszedł, gdy dowiedział się, że jest w ciąży, chociaż od tego czasu regularnie przesyłał jej pieniądze. A właściwie nadal przesyła.

James chyba po raz pierwszy w życiu spojrzał baczniej na Dorcas. Z tą bladą od utraty krwi cerą bardzo przypominała jego mamę za młodu. W ogóle wyglądała jak jedna z Blacków. W sumie nie było w tym nic dziwnego – w końcu wszystkie stare rody czarodziejskie mieszają się ze sobą w mniejszym lub większym stopniu. On też miał w swoich żyłach dużo krwi tej rodziny… Ale z Dorcas było inaczej. To było lepiej widoczne, jakby… Nie. Przecież to głupie i niemożliwe. Blackowie mają zbyt duże mniemanie o sobie, żeby skakać w bok.

– Hej! Jest tu ktoś?! – wołanie Syriusza zwróciło uwagę wszystkich znajdujących się przed Kwaterą.

Wbiegli do środka i podeszli do kanapy, na której leżał Łapa.

– Jak tam, stary? – zagadnął go James. – Nieźle nas wystraszyłeś.

Syriusz spojrzał na niego wielkimi jak talerze oczami.


– To była Bellatrix – szepnął. – Ta cholerna suka to Bellatrix, rozumiesz? Omal nie zginąłem z rąk własnej kuzynki!
----------------
* Dios mío – (hiszp.) Mój Boże
** Odsyłam na Harry Potter wiki
*** Cruento, -are – (łac.) ranić, splamić krwią
**** Stelo – (wł.) tamować

Moi drodzy, od wtorku de facto jestem na wakacjach. Wreszcie mogłam dokładniej przemyśleć to, co planuję wobec tego bloga. Pierwszy tego efektem była zmiana szablonu. Mam wielki szacunek do Alohomory Tej i jej umiejętności, jednak tym razem postanowiłam sama spróbować swoich sił. Ocenę, czy mi się udało, zostawiam Wam. Zmieniłam także aktorów, którzy "grali" głównych bohaterów. Uznałam, że David Thewlis i Eric Bana są nieco za starzy na role studentów. Ich miejsce zajęli odpowiednio David Oakes i Matthew Daddario i to właśnie oni znajdują się na nowym szablonie. Pozdrawiam

8 komentarzy:

  1. Rozdział ciekawy.Interesuje mnie historia Dorcas.Mam nadzieje,że rozwiniesz ten wątek.Szablon bardzo fajny.Miłych wakacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie. Wątek Dorcas się rozwinie i to w dosyć niekonwencjonalny sposób (czyt. jeszcze się z czymś takim nie spotkałam).
      Dziękuję i pozdrawiam

      Usuń
  2. Jak zwykle super rozdział :) Masz talent :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu elektronika pozwoliła mi na przeczytanie i skomentowanie tego opowiadania! Tyle się działo! Dorcas jedną z Blacków? A to dopiero niezła historia. Jeszcze nie spotkałam się z takim pomysłem w żadnym opowiadaniu.
    Mam nadzieję, że z Grace Remusowi dalej będzie szło tak dobrze jak teraz - i tutaj pojawia się moje pytanie - czy zamierzasz iść równo z kanonem, czy będziesz od niego odchodzić?
    Rozdział świetny i nie mogę doczekać się następnego! :)
    P.S. U mnie nowość!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwestia Dorcas niedługo się wyjaśni i, póki co, nic nie zdradzę.
      Zamierzam trzymać się kanonu. Jeżeli coś ulegnie zmianie, to będą to szczegóły np. jakaś postać zginie wcześniej/później niż w kanonie, ale będą to raczej epizodyczni bohaterowie.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Hmmm... Czyżby Dorcas była siostrą Syriusza? 0.o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy, no może kuzynką, ale ja z jakiegoś powodu mam przeczucie, że siostrą. No ale sama się niedługo dowiem, nie? :D

      Usuń

Obserwatorzy