Gdy
następnego dnia Remus przyszedł do pracy, pierwszą osobą, którą
zobaczył, była Grace. Stała oparta o bar i rozmawiała z Roxy.
–
Cześć, dziewczyny – przywitał się Lupin.
Roxana
odpowiedziała miłym uśmiechem, ale Amerykanka już nie była taka
radosna. Co prawda uśmiechnęła się, ale widać było, że z
przymusem.
–
Masz czas? – spytała Remusa.
Spojrzał
na zegarek. Wskazywał wpół do czwartej.
–
Pół godziny – odpowiedział. – Możemy wyjść.
Dziewczyna
skinęła głową, po czym wyszła z baru. Remus poszedł za nią,
obawiając się czekającej go rozmowy.
Przez
kilka minut szli do pobliskiego parku. Grace nie zatrzymywała się,
dopóki nie stwierdziła, że mają chociaż odrobinę prywatności.
–
Remus, muszę wiedzieć, co jest między nami – powiedziała,
odwracając się. – Najpierw mnie całujesz, a potem udajesz, że
nic się nie stało. Potem zabierasz mnie na ślub przyjaciół,
znowu mnie całujesz, a potem nie odzywasz się już czwarty dzień!
Nie jestem zabawką!
–
Wiem! Grace, ja to wiem. Nie chciałem, żeby tak to wyszło. Po tym
pierwszym razie… Nie wiedziałem, co mam zrobić, a ty potem nie
poruszałaś tego tematu. Nie chciałem psuć tego, co było między
nami. Tylko kiepsko mi wyszło. A to co się stało po weselu Jamesa
i Lily… W każdej innej sytuacji przeprosiłbym, ale nie mogę.
Gdybym przeprosił, to znaczy, że żałuję. A ja nie żałuję i
oddałbym, wszystko za jeszcze jeden pocałunek. Grace, naprawdę
zależy mi na tobie.
Dziewczyna
wpatrywała się w niego. Nieświadomie otworzyła usta.
Remus
skulił się w sobie, czekając na wybuch. Wiedział, że powiedział
za dużo, ale eliksir już się rozlał i nic na to nie można było
poradzić. Zostało mu tylko czekać na reakcję dziewczyny, w której
ręce złożył swój los i serce.
–
Remus, ja… – zaczęła w końcu. – Dlaczego, na Morganę, nie
powiedziałeś mi tego wcześniej?
–
Nie umiałem. Po prostu nie umiałem.
–
Słodki, głupi Remus – stwierdziła Grace.
Podeszła
do niego. Położyła dłoń na jego policzku i spojrzała mu głęboko
w oczy. Uderzył ją kolor jego tęczówek – był to kolor
skrystalizowanego miodu wielokwiatowego. Miała ochotę utonąć w
jego źrenicach.
–
Szkoda, że musisz wracać do pracy – westchnęła.
–
Ale to tylko sześć godzin – zauważył Remus z czułością w
głosie. – Potem jestem twój.
Uśmiechnęła
się i wspięła na palce. Dotknęła wargami ust Lupina.
–
Jesteśmy w parku – wymruczał Remus, ale oddał pocałunek.
Gdyby
jeszcze dziesięć-piętnaście minut wcześniej ktoś powiedziałby
Lunatykowi, że Grace tak zareaguje na jego wyznanie, nie uwierzyłby.
Słodki
pocałunek przerwało pikanie zegarka na nadgarstku Remusa.
–
Coś nie tak? – zmartwiła się Grace.
Chciała
tak stać z Lupinem w parku godzinami. Nie mogła na pewno
powiedzieć, że to, co do niego czuje to miłość, ale na pewno
bardzo jej na nim zależało. Był kimś więcej niż przyjacielem.
–
Nie – odpowiedział Remus. – Ale za dziesięć minut zaczynam
pracę.
–
Bardzo by ci przeszkadzało, gdybym została?
–
Przez sześć godzin? Grace, nie masz nic lepszego do roboty?
Dziewczyna
pokręciła przecząco głową. Za nic w świecie nie zostawiłaby
Remusa samego. Nie teraz, kiedy wyszło na jaw, co on do niej czuje.
–
Tak się składa, że nie – odparła. – Remus, daj spokój,
przecież nie będę ci siedziała na głowie. Usiądę sobie gdzieś
z boku z kawą albo coś w tym stylu.
Remusowi
nie pozostało nic innego, jak się zgodzić. Podejrzewał zresztą,
że ewentualna odmowa wcale by jej nie przeszkodziła w przesiedzeniu
w Wejściu Smoka tych kilku godzin.
Zgodnie
z obietnicą Grace poprosiła Remusa, żeby zrobił jej latte, a
potem razem z kawą przeniosła się do wciśniętego w kąt stolika.
Wyjęła z torby książkę i pogrążyła się w lekturze.
Około
osiemnastej do baru jak burza wpadł Syriusz. Od razu usiadł przy
ladzie. Nadal był blady po potyczce ze śmierciożercami, ale tę
bladość spowodowało też coś innego – silne zdenerwowanie,
które pokazało się też w jego oczach.
–
Syriusz, co ty tu robisz? – warknął na niego Remus. –
Powinieneś odpoczywać.
–
To nie jest teraz ważne – żachnął się Black. – Słyszałeś
o tym wypadku?
–
Jakim znowu wypadku? Łapa, naprawdę nie mam głowy do podchodów.
Kątem
oka Remus zobaczył, jak Grace odkłada książkę na stolik. Syriusz
podążył za spojrzeniem przyjaciela.
–
Mogłeś tak mówić od razu – mruknął Syriusz na widok
Amerykanki, której kiwnął głową na powitanie. – Ale ja
niestety w niedobrej sprawie. Pamiętasz Edgara Bonesa?
Remus
musiał przez chwilę poszperać w pamięci, ale w końcu przypomniał
sobie, o kogo chodziło Łapie.
–
Czy to nie on został aresztowany za włamanie do gabinetu Malfoya? –
szepnął Remus. – Ale co mogło się stać? Ernest przysięgał,
że go z tego wyciągnie.
–
I prawie mu się udało. Przekonał ławników do tego, że Edgar był
pod wpływem Imperiusa. Ale do rozprawy nigdy nie dojdzie. Trzy
godziny temu żona Edgara, Dominique, dostała informację, że jej
mąż popełnił samobójstwo w areszcie śledczym.
–
CO?! – krzyknął Remus, na moment zapominając, gdzie się
znajduje.
Szybko
jednak się opamiętał i z ulgą zobaczył, że jego wybuch nie
wzbudził większej sensacji. Tylko Grace jeszcze uważniej zaczęła
im się przypatrywać.
–
Jak to „popełnił samobójstwo”? – spytał Remus już
spokojnym tonem.
Syriusz
wzruszył ramionami.
–
Próbujemy to ustalić. Znaczy ekipa z Ministerstwa próbuje.
Rozmawiałem już z Frankiem, który zdradził mi, że Ernest mało
nie rozniósł gmachu. Powiedzieć, że był wściekły, to nic nie
powiedzieć. A Moody zwołał na dwudziestą pierwszą zebranie.
–
Siedzę tu do dwudziestej drugiej – odparł Remus. – Nie dam rady
urwać się wcześniej.
–
Przekażę – obiecał Syriusz. – A jeżeli chcesz to mogę
powiedzieć, że kończysz jeszcze później – dodał, wskazując
głową na stolik Grace.
„Gdyby
to było takie proste” pomyślał Remus. Nie miał pojęcia, co ma
zrobić. Z jednej strony odzywało się poczucie obowiązków wobec
Zakonu, ale z drugiej przecież obiecał dziewczynie wspólny
wieczór. Nie był pewny, czy umie z tego zrezygnować teraz, gdy
wszystkie jego sny mogą się spełnić.
–
Co się dzieje? – Grace wreszcie postanowiła włączyć się do
rozmowy, nieświadomie chroniąc Remusa od odpowiedzi na kłopotliwą
propozycję Syriusza.
–
Mamy mały problem – odparł Łapa. – Wewnętrzny, rozumiesz…
–
Jasne. Jesteście potrzebni?
Grace
błyskawicznie wychwytywała wszelkie niuanse, co znacznie ułatwiało
rozmowę o sprawach nieprzeznaczonych dla ogółu.
–
Jeszcze nie teraz, ale o dziewiątej mamy bardzo ważne zebranie –
wyjaśnił Syriusz.
Grace
wyciągnęła rękę nad barem i złapała Remusa za nadgarstek.
–
Musisz tam być – powiedziała. – Nie ważne, jakie mieliśmy
plany. Wszystko możemy przełożyć na jutro, a ja nie darowałabym
sobie, gdyby przeze mnie komuś coś się stało.
Z
taką argumentacją Remus nie mógł się nie zgodzić.
–
Przekaż, że będę na zabraniu.
Syriusz
kiwnął głową. Błysk w jego oku dobitnie świadczył o tym, że
ma wielką ochotę wziąć Lunatyka na spytki w sprawie Grace. Póki
co wolał milczeć, szczególnie, że właśnie zobaczyła go Roxy.
–
Stęskniłam się za tobą – powiedziała dziewczyna, tuląc się
do Syriusza.
–
Ja też za tobą tęskniłem – odpowiedział, całując ją w
czoło.
Była
przy nim taka drobna i delikatna. Black nie kłamał przyjaciołom,
gdy po weselu mówił, że zależy mu na Roxanie. Żadna inna
dziewczyna nie wzbudziła w nim takich uczuć. W grę nie wchodziła
relacja przyjacielska, albo zwykłe pożądanie, które łączyło go
z większością partnerek. Nie było tak, że nie pragnął Roxy,
ale nie tylko ze względu na jej ciało. Chciał też poznać ją
samą, jej duszę, zainteresowania, umysł.
„Jaki
urok na mnie rzuciłaś?” myślał, wdychając zapach jej włosów.
„Jak potężną magią miłosną władasz?”
~
* ~
Remus
wpadł do Kwatery mniej więcej w połowie zebrania.
–
Przepraszam za spóźnienie, ale… – zaczął, ale Moody nie
pozwolił mu dokończyć.
–
Syriusz już mówił – powiedział Alastor. – Siadaj.
Remus
posłusznie zajął miejsce obok ojca. Nie było czasu na powitania.
–
Jak już mówiłem – podjął temat Moody. – Rozpoczęło się
śledztwo w sprawie śmierci Edgara Bonesa, ale nie możemy liczyć
na zbyt wiele. Ministerstwo zgodnie twierdzi, że Edgar popełnił
samobójstwo. Frank Longbottom i Leon Grant prowadzą śledztwo na
potrzeby Zakonu.
Tu
Moody spojrzał na Franka i Leona. Ten drugi był dosyć świeżym
nabytkiem w Zakonie – przyłączył się zaledwie miesiąc
wcześniej.
–
Myślę, że to by było na tyle – stwierdził Moody. – Resztę
omówimy na najbliższym posiedzeniu w sobotę. Możecie już iść.
~
* ~
Mike
nie był zdziwiony, kiedy Remus (znowu) wrócił do domu mocno
spóźniony.
–
Wiesz, czasami czuję się jak żona czekająca na powrót uchlanego
męża – rzucił, gdy Lupin wszedł do domu.
–
Na pocieszenie mogę ci powiedzieć, że jestem trzeźwy – odparł
Remus. – Mike, strasznie cię przepraszam, ale musiałem być na
pilnym zebraniu.
Starszy
z kuzynów westchnął teatralnie, ale nic nie powiedział. Obiecał
sobie, że nie będzie pchał nosa w sprawy Zakonu i, póki co, tej
obietnicy dotrzymywał. Popierał działalność organizacji
Dumbledore'a, ale nie mógł się przekonać do wstąpienia do niej.
To było dla niego za wcześnie.
–
Jest Carmen? – zapytał Remus, zmieniając temat.
–
Nie. Nie mogła dzisiaj przyjść – odpowiedział Mike, lekko
czerwieniejąc.
Remus
mimowolnie roześmiał się, za co oberwał jedną z leżących na
kanapie poduszek.
–
Daj spokój, ja też byłem dzisiaj umówiony – powiedział Lupin.
– I bardzo żałuję, że to nie doszło do skutku.
Na
twarzy Mike'a pojawił się wyraz zrozumienia.
–
To by wyjaśniało ten liścik – stwierdził Croft, wskazując
kuchnię.
Remus
przeszedł do tamtego pomieszczenia i znalazł na stole zwinięty
kawałek pergaminu. Rozwinął go i przeczytał krótką informację:
Jutro
w Magnolii o osiemnastej. Nie przyjmuję słowa odmowy. G.
Remus
uśmiechnął się pod nosem. Przysunął papier do nosa i wciągnął
jego zapach. Pachniał Grace. Nie potrafił opisać tego aromatu, ale
wiedział, że to ona.
–
Pójdziesz? – spytał Mike, wchodząc do kuchni.
–
Oczywiście. Wiesz… zadziwiająco dużo się dzisiaj zmieniło.
–
Co masz na myśli?
Remus
szybko streścił kuzynowi swoją rozmowę z Grace. Nadal nie mógł
uwierzyć w to, jak taka dziewczyna mogła go chcieć. Przecież był
nikim – wilkołakiem bez żadnych perspektyw na przyszłość. Ona
była dla niego zbyt dobra. Stanowczo za dobra.
–
Masz więcej szczęścia niż rozumu – powiedział Mike, gdy Remus
skończył mówić. – A to sztuka, bo rozumu masz za trzech. Co
najmniej.
Roześmiał
się i poklepał kuzyna po ramieniu.
–
Nie będę ci już zawracał głowy, na pewno jesteś zmęczony.
Lupin
uśmiechnął się do niego, po czym poszedł do łazienki. Z ulgą
wziął długi, gorący prysznic. Rozluźnił się po raz pierwszy od
wielu dni. Woda zmyła z niego zmęczenie, stres i wszystkie
zmartwienia. Miał ochotę zostać w kąpieli całą noc, ale po
piętnastu minutach zakręcił wodę. Momentalnie poczuł ogarniające
go zmęczenie. Przeszedł do sypialni, gdzie od razu rzucił się na
łóżko. Zakopał się w kołdrze i szybko odpłynął w krainę
marzeń sennych.
~
* ~
Mike
odłożył na szafkę egzemplarz „Magicznych roślin Brytanii”
(specjalistycznej gazety o magicznych roślinach). Ułożył się na
poduszce, chociaż dobrze wiedział, że nie uśnie szybko. Od
miesięcy miał problemy z zasypianiem – częściowo z powodu
nauki, częściowo z powodu stresu. Bał się, że w którymś
momencie przyjdzie do niego auror z informacją, że jego wujek albo
Remus zginęli w czasie potyczki ze śmierciożercami. Nie chciał
przechodzić jeszcze raz przez to, co działo się po śmierci jego
rodziców.
Pomyślał
o Hiszpance. Cała sytuacja z nią była rodem z jakiegoś romansu.
Przecież najpierw chciał pchnąć Carmen w ramiona Remusa. A raczej
odwrotnie – Remusa pchnąć w ramiona Carmen. Mike nie miał
zielonego pojęcia, jak to się stało, że sam zakochał się w
Hiszpance. Początkowo nie przyznawał się z tym nawet przed sobą,
ale w końcu wyznał jej, co do niej czuje. Dziewczyna początkowo
spłonęła rumieńcem, ale nie odrzuciła go. Co prawda na kilka dni
przestała się do niego odzywać (jak sama twierdziła – musiała
przemyśleć całą sytuację), ale w końcu przyszła do niego i
zaproponowała, żeby byli razem. Mike zgodził się bez wahania,
wdzięczny Merlinowi, Kirke, Morganie i wszystkim wielkim tego świata
za to, że dano mu szansę bycia z kobietą, którą kocha.
No nie, ten rozdział był zbyt uroczy, żeby to było legalne! Cały (no prawie) przeczytałam z ogromnym uśmiechem na twarzy. Chcę więcej!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w tym przypadku wszystko, co dobre nie skończy się zbyt szybko - to miłe, czytać o szczęśliwym Remusie.
Ciekawa jestem tego samobójstwa - intuicja mówi mi, że ktoś Edgarowi w nim pomógł.
Jak zwykle z niecierpliwością wyczekuję następnego rozdziału. :)
A wiesz, jak ja lubię pisać o szczęśliwym Remusie? To bardzo uspokajające. Czasami aż serce mnie boli, gdy piszę, ale to rozdział (i następny) pisało mi się bardzo przyjemnie.
UsuńSprawa Edgara się wyjaśni, ale nie nastąpi to szybko. W tej kwestii będziesz musiała uzbroić się w cierpliwość.
Pozdrawiam
Remus w końcu jest szczęśliwy.Powoli przekonuje się do Grace.Samobójstwo Edgara...nie mogę w to uwierzyć,prędzej uwierzyłabym w morderstwo.Ciekawa jestem rozwiązania tej sprawy.
OdpowiedzUsuń"Słodki, głupi Remus". Haha, dokładnie Grace!
OdpowiedzUsuńEdgar :(
W sumie to podoba mi się w twoim opowiadaniu to, że oni wszyscy nie są po prostu zabijani przez Śmierciożerców, tylko wymyślasz coś bardziej kreatywnego