a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 27 maja 2016

Rozdział 38 – Czarne nazwisko, czarne wieści

 Gdy następnego dnia Remus przyszedł do pracy, pierwszą osobą, którą zobaczył, była Grace. Stała oparta o bar i rozmawiała z Roxy.

– Cześć, dziewczyny – przywitał się Lupin.

Roxana odpowiedziała miłym uśmiechem, ale Amerykanka już nie była taka radosna. Co prawda uśmiechnęła się, ale widać było, że z przymusem.

– Masz czas? – spytała Remusa.

Spojrzał na zegarek. Wskazywał wpół do czwartej.

– Pół godziny – odpowiedział. – Możemy wyjść.

Dziewczyna skinęła głową, po czym wyszła z baru. Remus poszedł za nią, obawiając się czekającej go rozmowy.

Przez kilka minut szli do pobliskiego parku. Grace nie zatrzymywała się, dopóki nie stwierdziła, że mają chociaż odrobinę prywatności.

– Remus, muszę wiedzieć, co jest między nami – powiedziała, odwracając się. – Najpierw mnie całujesz, a potem udajesz, że nic się nie stało. Potem zabierasz mnie na ślub przyjaciół, znowu mnie całujesz, a potem nie odzywasz się już czwarty dzień! Nie jestem zabawką!

– Wiem! Grace, ja to wiem. Nie chciałem, żeby tak to wyszło. Po tym pierwszym razie… Nie wiedziałem, co mam zrobić, a ty potem nie poruszałaś tego tematu. Nie chciałem psuć tego, co było między nami. Tylko kiepsko mi wyszło. A to co się stało po weselu Jamesa i Lily… W każdej innej sytuacji przeprosiłbym, ale nie mogę. Gdybym przeprosił, to znaczy, że żałuję. A ja nie żałuję i oddałbym, wszystko za jeszcze jeden pocałunek. Grace, naprawdę zależy mi na tobie.

Dziewczyna wpatrywała się w niego. Nieświadomie otworzyła usta.

Remus skulił się w sobie, czekając na wybuch. Wiedział, że powiedział za dużo, ale eliksir już się rozlał i nic na to nie można było poradzić. Zostało mu tylko czekać na reakcję dziewczyny, w której ręce złożył swój los i serce.

– Remus, ja… – zaczęła w końcu. – Dlaczego, na Morganę, nie powiedziałeś mi tego wcześniej?

– Nie umiałem. Po prostu nie umiałem.

– Słodki, głupi Remus – stwierdziła Grace.

Podeszła do niego. Położyła dłoń na jego policzku i spojrzała mu głęboko w oczy. Uderzył ją kolor jego tęczówek – był to kolor skrystalizowanego miodu wielokwiatowego. Miała ochotę utonąć w jego źrenicach.

– Szkoda, że musisz wracać do pracy – westchnęła.

– Ale to tylko sześć godzin – zauważył Remus z czułością w głosie. – Potem jestem twój.

Uśmiechnęła się i wspięła na palce. Dotknęła wargami ust Lupina.

– Jesteśmy w parku – wymruczał Remus, ale oddał pocałunek.

Gdyby jeszcze dziesięć-piętnaście minut wcześniej ktoś powiedziałby Lunatykowi, że Grace tak zareaguje na jego wyznanie, nie uwierzyłby.

Słodki pocałunek przerwało pikanie zegarka na nadgarstku Remusa.

– Coś nie tak? – zmartwiła się Grace.

Chciała tak stać z Lupinem w parku godzinami. Nie mogła na pewno powiedzieć, że to, co do niego czuje to miłość, ale na pewno bardzo jej na nim zależało. Był kimś więcej niż przyjacielem.

– Nie – odpowiedział Remus. – Ale za dziesięć minut zaczynam pracę.

– Bardzo by ci przeszkadzało, gdybym została?

– Przez sześć godzin? Grace, nie masz nic lepszego do roboty?

Dziewczyna pokręciła przecząco głową. Za nic w świecie nie zostawiłaby Remusa samego. Nie teraz, kiedy wyszło na jaw, co on do niej czuje.

– Tak się składa, że nie – odparła. – Remus, daj spokój, przecież nie będę ci siedziała na głowie. Usiądę sobie gdzieś z boku z kawą albo coś w tym stylu.

Remusowi nie pozostało nic innego, jak się zgodzić. Podejrzewał zresztą, że ewentualna odmowa wcale by jej nie przeszkodziła w przesiedzeniu w Wejściu Smoka tych kilku godzin.

Zgodnie z obietnicą Grace poprosiła Remusa, żeby zrobił jej latte, a potem razem z kawą przeniosła się do wciśniętego w kąt stolika. Wyjęła z torby książkę i pogrążyła się w lekturze.

Około osiemnastej do baru jak burza wpadł Syriusz. Od razu usiadł przy ladzie. Nadal był blady po potyczce ze śmierciożercami, ale tę bladość spowodowało też coś innego – silne zdenerwowanie, które pokazało się też w jego oczach.

– Syriusz, co ty tu robisz? – warknął na niego Remus. – Powinieneś odpoczywać.

– To nie jest teraz ważne – żachnął się Black. – Słyszałeś o tym wypadku?

– Jakim znowu wypadku? Łapa, naprawdę nie mam głowy do podchodów.

Kątem oka Remus zobaczył, jak Grace odkłada książkę na stolik. Syriusz podążył za spojrzeniem przyjaciela.

– Mogłeś tak mówić od razu – mruknął Syriusz na widok Amerykanki, której kiwnął głową na powitanie. – Ale ja niestety w niedobrej sprawie. Pamiętasz Edgara Bonesa?

Remus musiał przez chwilę poszperać w pamięci, ale w końcu przypomniał sobie, o kogo chodziło Łapie.

– Czy to nie on został aresztowany za włamanie do gabinetu Malfoya? – szepnął Remus. – Ale co mogło się stać? Ernest przysięgał, że go z tego wyciągnie.

– I prawie mu się udało. Przekonał ławników do tego, że Edgar był pod wpływem Imperiusa. Ale do rozprawy nigdy nie dojdzie. Trzy godziny temu żona Edgara, Dominique, dostała informację, że jej mąż popełnił samobójstwo w areszcie śledczym.

– CO?! – krzyknął Remus, na moment zapominając, gdzie się znajduje.

Szybko jednak się opamiętał i z ulgą zobaczył, że jego wybuch nie wzbudził większej sensacji. Tylko Grace jeszcze uważniej zaczęła im się przypatrywać.

– Jak to „popełnił samobójstwo”? – spytał Remus już spokojnym tonem.

Syriusz wzruszył ramionami.

– Próbujemy to ustalić. Znaczy ekipa z Ministerstwa próbuje. Rozmawiałem już z Frankiem, który zdradził mi, że Ernest mało nie rozniósł gmachu. Powiedzieć, że był wściekły, to nic nie powiedzieć. A Moody zwołał na dwudziestą pierwszą zebranie.

– Siedzę tu do dwudziestej drugiej – odparł Remus. – Nie dam rady urwać się wcześniej.

– Przekażę – obiecał Syriusz. – A jeżeli chcesz to mogę powiedzieć, że kończysz jeszcze później – dodał, wskazując głową na stolik Grace.

„Gdyby to było takie proste” pomyślał Remus. Nie miał pojęcia, co ma zrobić. Z jednej strony odzywało się poczucie obowiązków wobec Zakonu, ale z drugiej przecież obiecał dziewczynie wspólny wieczór. Nie był pewny, czy umie z tego zrezygnować teraz, gdy wszystkie jego sny mogą się spełnić.

– Co się dzieje? – Grace wreszcie postanowiła włączyć się do rozmowy, nieświadomie chroniąc Remusa od odpowiedzi na kłopotliwą propozycję Syriusza.

– Mamy mały problem – odparł Łapa. – Wewnętrzny, rozumiesz…

– Jasne. Jesteście potrzebni?

Grace błyskawicznie wychwytywała wszelkie niuanse, co znacznie ułatwiało rozmowę o sprawach nieprzeznaczonych dla ogółu.

– Jeszcze nie teraz, ale o dziewiątej mamy bardzo ważne zebranie – wyjaśnił Syriusz.

Grace wyciągnęła rękę nad barem i złapała Remusa za nadgarstek.

– Musisz tam być – powiedziała. – Nie ważne, jakie mieliśmy plany. Wszystko możemy przełożyć na jutro, a ja nie darowałabym sobie, gdyby przeze mnie komuś coś się stało.

Z taką argumentacją Remus nie mógł się nie zgodzić.

– Przekaż, że będę na zabraniu.

Syriusz kiwnął głową. Błysk w jego oku dobitnie świadczył o tym, że ma wielką ochotę wziąć Lunatyka na spytki w sprawie Grace. Póki co wolał milczeć, szczególnie, że właśnie zobaczyła go Roxy.

– Stęskniłam się za tobą – powiedziała dziewczyna, tuląc się do Syriusza.

– Ja też za tobą tęskniłem – odpowiedział, całując ją w czoło.

Była przy nim taka drobna i delikatna. Black nie kłamał przyjaciołom, gdy po weselu mówił, że zależy mu na Roxanie. Żadna inna dziewczyna nie wzbudziła w nim takich uczuć. W grę nie wchodziła relacja przyjacielska, albo zwykłe pożądanie, które łączyło go z większością partnerek. Nie było tak, że nie pragnął Roxy, ale nie tylko ze względu na jej ciało. Chciał też poznać ją samą, jej duszę, zainteresowania, umysł.

„Jaki urok na mnie rzuciłaś?” myślał, wdychając zapach jej włosów. „Jak potężną magią miłosną władasz?”

~ * ~

Remus wpadł do Kwatery mniej więcej w połowie zebrania.

– Przepraszam za spóźnienie, ale… – zaczął, ale Moody nie pozwolił mu dokończyć.

– Syriusz już mówił – powiedział Alastor. – Siadaj.

Remus posłusznie zajął miejsce obok ojca. Nie było czasu na powitania.

– Jak już mówiłem – podjął temat Moody. – Rozpoczęło się śledztwo w sprawie śmierci Edgara Bonesa, ale nie możemy liczyć na zbyt wiele. Ministerstwo zgodnie twierdzi, że Edgar popełnił samobójstwo. Frank Longbottom i Leon Grant prowadzą śledztwo na potrzeby Zakonu.

Tu Moody spojrzał na Franka i Leona. Ten drugi był dosyć świeżym nabytkiem w Zakonie – przyłączył się zaledwie miesiąc wcześniej.

– Myślę, że to by było na tyle – stwierdził Moody. – Resztę omówimy na najbliższym posiedzeniu w sobotę. Możecie już iść.

~ * ~

Mike nie był zdziwiony, kiedy Remus (znowu) wrócił do domu mocno spóźniony.

– Wiesz, czasami czuję się jak żona czekająca na powrót uchlanego męża – rzucił, gdy Lupin wszedł do domu.

– Na pocieszenie mogę ci powiedzieć, że jestem trzeźwy – odparł Remus. – Mike, strasznie cię przepraszam, ale musiałem być na pilnym zebraniu.

Starszy z kuzynów westchnął teatralnie, ale nic nie powiedział. Obiecał sobie, że nie będzie pchał nosa w sprawy Zakonu i, póki co, tej obietnicy dotrzymywał. Popierał działalność organizacji Dumbledore'a, ale nie mógł się przekonać do wstąpienia do niej. To było dla niego za wcześnie.

– Jest Carmen? – zapytał Remus, zmieniając temat.

– Nie. Nie mogła dzisiaj przyjść – odpowiedział Mike, lekko czerwieniejąc.

Remus mimowolnie roześmiał się, za co oberwał jedną z leżących na kanapie poduszek.

– Daj spokój, ja też byłem dzisiaj umówiony – powiedział Lupin. – I bardzo żałuję, że to nie doszło do skutku.

Na twarzy Mike'a pojawił się wyraz zrozumienia.

– To by wyjaśniało ten liścik – stwierdził Croft, wskazując kuchnię.

Remus przeszedł do tamtego pomieszczenia i znalazł na stole zwinięty kawałek pergaminu. Rozwinął go i przeczytał krótką informację:


Jutro w Magnolii o osiemnastej. Nie przyjmuję słowa odmowy. G.


Remus uśmiechnął się pod nosem. Przysunął papier do nosa i wciągnął jego zapach. Pachniał Grace. Nie potrafił opisać tego aromatu, ale wiedział, że to ona.

– Pójdziesz? – spytał Mike, wchodząc do kuchni.

– Oczywiście. Wiesz… zadziwiająco dużo się dzisiaj zmieniło.

– Co masz na myśli?

Remus szybko streścił kuzynowi swoją rozmowę z Grace. Nadal nie mógł uwierzyć w to, jak taka dziewczyna mogła go chcieć. Przecież był nikim – wilkołakiem bez żadnych perspektyw na przyszłość. Ona była dla niego zbyt dobra. Stanowczo za dobra.

– Masz więcej szczęścia niż rozumu – powiedział Mike, gdy Remus skończył mówić. – A to sztuka, bo rozumu masz za trzech. Co najmniej.

Roześmiał się i poklepał kuzyna po ramieniu.

– Nie będę ci już zawracał głowy, na pewno jesteś zmęczony.

Lupin uśmiechnął się do niego, po czym poszedł do łazienki. Z ulgą wziął długi, gorący prysznic. Rozluźnił się po raz pierwszy od wielu dni. Woda zmyła z niego zmęczenie, stres i wszystkie zmartwienia. Miał ochotę zostać w kąpieli całą noc, ale po piętnastu minutach zakręcił wodę. Momentalnie poczuł ogarniające go zmęczenie. Przeszedł do sypialni, gdzie od razu rzucił się na łóżko. Zakopał się w kołdrze i szybko odpłynął w krainę marzeń sennych.

~ * ~

Mike odłożył na szafkę egzemplarz „Magicznych roślin Brytanii” (specjalistycznej gazety o magicznych roślinach). Ułożył się na poduszce, chociaż dobrze wiedział, że nie uśnie szybko. Od miesięcy miał problemy z zasypianiem – częściowo z powodu nauki, częściowo z powodu stresu. Bał się, że w którymś momencie przyjdzie do niego auror z informacją, że jego wujek albo Remus zginęli w czasie potyczki ze śmierciożercami. Nie chciał przechodzić jeszcze raz przez to, co działo się po śmierci jego rodziców.


Pomyślał o Hiszpance. Cała sytuacja z nią była rodem z jakiegoś romansu. Przecież najpierw chciał pchnąć Carmen w ramiona Remusa. A raczej odwrotnie – Remusa pchnąć w ramiona Carmen. Mike nie miał zielonego pojęcia, jak to się stało, że sam zakochał się w Hiszpance. Początkowo nie przyznawał się z tym nawet przed sobą, ale w końcu wyznał jej, co do niej czuje. Dziewczyna początkowo spłonęła rumieńcem, ale nie odrzuciła go. Co prawda na kilka dni przestała się do niego odzywać (jak sama twierdziła – musiała przemyśleć całą sytuację), ale w końcu przyszła do niego i zaproponowała, żeby byli razem. Mike zgodził się bez wahania, wdzięczny Merlinowi, Kirke, Morganie i wszystkim wielkim tego świata za to, że dano mu szansę bycia z kobietą, którą kocha.

4 komentarze:

  1. No nie, ten rozdział był zbyt uroczy, żeby to było legalne! Cały (no prawie) przeczytałam z ogromnym uśmiechem na twarzy. Chcę więcej!
    Mam nadzieję, że w tym przypadku wszystko, co dobre nie skończy się zbyt szybko - to miłe, czytać o szczęśliwym Remusie.
    Ciekawa jestem tego samobójstwa - intuicja mówi mi, że ktoś Edgarowi w nim pomógł.
    Jak zwykle z niecierpliwością wyczekuję następnego rozdziału. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, jak ja lubię pisać o szczęśliwym Remusie? To bardzo uspokajające. Czasami aż serce mnie boli, gdy piszę, ale to rozdział (i następny) pisało mi się bardzo przyjemnie.
      Sprawa Edgara się wyjaśni, ale nie nastąpi to szybko. W tej kwestii będziesz musiała uzbroić się w cierpliwość.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Remus w końcu jest szczęśliwy.Powoli przekonuje się do Grace.Samobójstwo Edgara...nie mogę w to uwierzyć,prędzej uwierzyłabym w morderstwo.Ciekawa jestem rozwiązania tej sprawy.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Słodki, głupi Remus". Haha, dokładnie Grace!

    Edgar :(
    W sumie to podoba mi się w twoim opowiadaniu to, że oni wszyscy nie są po prostu zabijani przez Śmierciożerców, tylko wymyślasz coś bardziej kreatywnego

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy