O
wpół do siedemnastej ciszę Rose Street przerwał cichy trzask.
Remus Lupin, który był sprawdzą tego zakłócenia, otrzepał
spodnie z kurzu, po czym wyszedł z zaułka. Szybkim krokiem
przemierzył ulicę, aż trafił do maleńkiej kawiarni, nad którą
widniał dumny szyld „Magnolia”. Zerknął przez okno
sprawdzając, czy w środku nie ma Grace Cabot, z którą miał się
spotkać, ale nie zauważył dziewczyny. Przeszedł na drugą stronę
uliczki, gdzie usiadł na jednej z ławek.
Przez
cały dzień czuł się, jakby siedział na szpilkach, z czego stale
żartował Mike. Nie poprawiało to Remusowi humoru. Tłumaczył
sobie, że w tych nerwach nie ma niczego dziwnego (w końcu pierwszy
raz szedł na randkę z prawdziwego zdarzenia), ale to też go nie
uspokajało. Z jednej strony chciałby, żeby już było po
wszystkim, a z drugiej – pragnął zobaczyć Grace.
Jego
życzenie spełniło się zaledwie piętnaście minut później, gdy
zobaczył Grace, idącą w stronę Magnolii. W pierwszej chwili
Remusowi odebrało mowę z zachwytu. Dziewczyna miała na sobie
granatową, sięgającą kolan, plisowaną spódniczkę i takiego
samego koloru żakiet, pod którym nosiła białą bluzkę. Włosy
związała z warkocz, którego koniec przewiesiła przez ramię.
Dopiero,
gdy Grace zatrzymała się pod Magnolią, Remus przypomniał sobie,
po co tu jest. Wstał z ławki i niepostrzeżenie podszedł do
Amerykanki od tyłu. Upewniwszy się, że dziewczyna nie wie o jego
obecności, zakrył jej oczy. Grace momentalnie złapała go za rękę,
oderwała ją od swojej twarzy i odwróciła się, gotowa do
uderzenia.
–
Remus! – syknęła, gdy zorientowała się, kto za nią stoi. –
Chcesz, żebym zrobiła ci krzywdę? Nigdy więcej tak nie rób.
–
Wedle życzenia – odpowiedział Remus, robiąc niewinną minę. –
Cieszę się, że cię widzę.
–
Ja też – przyznała Grace.
Puściła
dłoń Lupina i objęła go. Po chwili poczuła, jak Remus unosi jej
podbródek. W mig zrozumiała, o co mu chodzi i sama nadstawiła się
do pocałunku. Nie pomyliła się; niemal od razu poczuła jego wargi
na swoich ustach. Ten pocałunek w niczym nie przypominał tych
poprzednich: nie było w nim tej łapczywej namiętności, a jedynie
czysta przyjemność bliskości.
–
Może wejdziemy? – zaproponował Remus, odsuwając się od Grace.
Dziewczyna
kiwnęła głową, po czym, nie czekając na Lupina, weszła do
lokalu.
Magnolia
była małą kawiarnią, ale miała jedyną w swoim rodzaju
atmosferę. Na wyłożonych boazerią ścianach wisiały czarno-białe
mugolskie zdjęcia. Każdy z dziesięciu stolików był przykryty
białym, dzierganym obrusem, na którym stał wazonik z kwiatami.
Przy
jednym z nich usiedli Remus i Grace. Lupin wybrał stolik znajdujący
się w rogu kawiarni. Wolał mieć na oku każdego, kto wchodziłby
do środka.
–
Przyznam się, że martwiłam się, że coś mogło ci wypaść –
przyznała Grace, gdy już usiadła.
–
Przecież bym cię o tym poinformował – zauważył Remus.
–
Zastanawiałam się też, czy na pewno odebrałeś wiadomość ode
mnie. Ale widzę, że niepotrzebnie miałam wątpliwości.
Podniosła
ze stolika menu i zaczęła je przeglądać. Remus zajął się tym
samym. Po kilku minutach oboje zamówili po kawałku tiramisu i
latte.
–
Jak poszło wczorajsze zabranie? – zapytała Cabot, po złożeniu
zamówienia.
–
Grace, przepraszam, ale nie chcę o tym mówić – odpowiedział
Remus.
–
Rozumiem. To porozmawiajmy o czymś innym. Na przykład o tobie.
–
O mnie? – zdziwił się Remus.
–
No tak. Znamy się już ponad pół roku, a ja nadal prawie nic o
tobie nie wiem.
–
Wiesz o czymś, o czym wie naprawdę niewielu – zauważył Remus. –
Uważasz to za nic?
–
Na pewno za coś, co dla mnie nic nie znaczy. Przecież już ci o tym
mówiłam – przypomniała Grace. – A chciałabym poznać cię
lepiej. Na przykład nic nie mówiłeś o swojej rodzinie. Znam tylko
Mike'a i tylko mogę się domyślać, że jesteś jedynakiem, bo o
żadnym rodzeństwie nigdy nie słyszałam.
W
tym momencie do stolika podeszła kelnerka, która postawiła przed
nimi ciastka i kawę. Podziękowali jej, po czym wrócili do rozmowy.
–
Nie mam zbyt wiele do powiedzenia – przyznał Remus. – Moi
rodzice mieszkają w East Clandon. To taka dziura niedaleko Londynu.
Tata pracuje jako mugolski taksówkarz, a mama w bibliotece. To
właśnie ona nauczyła mnie miłości do książek. Praktycznie całe
dzieciństwo spędziłem w tej bibliotece. A ty?
Grace
upiła łyk kawy, jakby zastanawiając się, co ma powiedzieć.
–
Zanim tu przyjechałam, mieszkałam w Bostonie. Mam starszego o trzy
lata brata, Vincenta, i młodszą o cztery lata siostrę, Coleen.
Colie jeszcze chodzi do Instytutu w Salem, a Vincent studiuje na Yale
ekonomię. Moją kochaną ciocię już znasz, a rodzice prowadzą
restaurację. I to w zasadzie tyle. A mógłbyś opowiedzieć mi o
swojej szkole?
Nie
musiała dwa razy powtarzać prośby – Remus bardzo chętnie zaczął
snuć opowieść o Hogwarcie. Zaczął od historii szkoły i jej
czworga wielkich założycieli: Godryka Gryffindora, Roveny
Ravenclaw, Helgi Hufflepuff i Salazara Slytherina. Potem opisał
wygląd szkoły, a także zasady w niej panujące, system domów i
prefektów. Na koniec dorzucił kilka co bardziej smakowitych
historyjek z czasów swojej nauki.
–
Musieliście naprawdę nie lubić tego Snape'a – stwierdziła
Grace, gdy usłyszała historię o tym, jak Huncwoci zamknęli
Ślizgona razem ze stadkiem niuchaczy w jednej z pustych klas
–
Ja
nic do niego nie miałem. Przynajmniej na początku. Ale James i
Syriusz od początku go nie lubili. Wiesz, jak to jest – jednych
się lubi, a innych nie. A Snape zawsze trzymał się w odosobnieniu,
nawet inni Ślizgoni woleli go unikać. Wstyd o tym mówić, ale był
dla nich łatwym celem. Sytuację pogarszał fakt, że Severus
trzymał się blisko Lily. A jej relacja z Jamesem była bardzo
wybuchowa. Rogaczowi nie mieściło się w głowie to, że Gryfonka
mogła przyjaźnić się ze Ślizgonem. Sytuacja zaogniła się, gdy
Rogacz doszedł do wniosku, że kocha Lilkę. A Evans szczerze go nie
znosiła.
–
Naprawdę? – zdziwiła się Grace. – A przecież tak się
kochają.
–
Teraz. Ale uwierz mi, że gdyby ktoś w piątej czy szóstej klasie
powiedział mi, że tych dwoje będzie razem, to wysłałbym go do
uzdrowiciela. A potem, w siódmej klasie, nagle przestali się
kłócić, a niedługo potem się zeszli i tak już zostało. Ale,
jak już powiedziałem, pierwsze sześć lat to było pasmo awantur.
–
Kto się lubi, ten się czubi – skwitowała Grace. – Niemniej
ładna z nich para. A ty?
–
Co: ja?
–
Miałeś kogoś w szkole? No chyba mi nie powiesz, że taki wspaniały
facet jak ty cały czas był sam.
Remus
podniósł do ust wysoką szklankę z kawą, próbując ukryć
zakłopotanie. Zdradliwe ciepło na policzkach powiedziało mu, że
sztuczka się nie udała. Mimo to upił łyk napoju, żeby zyskać na
czasie.
–
Była taka jedna – przyznał w końcu Remus. – Chodziła do klasy
wyżej i nigdy z nią nie rozmawiałem. Chłopaki śmiali się ze
mnie, że równie dobrze mógłbym wzdychać do plakatu, ale nie
przejmowałem się tym. I tak nie miałem zamiaru powiedzieć jej o
tym, co do niej czuję.
–
Dlaczego?
–
Mówiłem ci już. Tacy jak ja nie są dobrze przyjmowani przez
społeczność czarodziejów. W szkole musiałem starać się, żeby
nikt nie dowiedział się o mojej chorobie. W efekcie wiedziało
tylko kilka osób: Mike, James, Syriusz, Peter, Lily i… Snape.
–
Snape? Powiedziałeś mu?
–
Za kogo mnie masz? Dowiedział się w dosyć niepokojących
okolicznościach. Kiedyś ci o tym opowiem. Obiecuję – dodał, gdy
Grace otworzyła usta, żeby coś powiedzieć.
Dziewczyna
kiwnęła głową i dopiła kawę.
–
Co powiesz na spacer? – zapytał Remus.
–
Jeszcze się pytasz – prychnęła Grace, wstając od stołu.
Sięgnęła
do torebki i wyjęła z niej portmonetkę.
–
Ja zapłacę – zaproponował Remus.
–
Tylko za siebie – dodała Grace. – Nie przywykłam do tego, żeby
ktoś za mnie płacił. Nawet na randce.
–
I weź tu, człowieku, bądź romantykiem – mruknął pod nosem
Remus, ale nie kłócił się z Grace.
Po
uregulowaniu rachunku wyszli z kawiarni i zaczęli iść wzdłuż
Rose Street w kierunku parku znajdującego się na końcu ulicy.
Remus objął Grace ramieniem, tuląc ją do siebie.
–
Chciałabym poznać twoich rodziców – powiedziała w pewnym
momencie Grace.
–
Nie ma problemu – odpowiedział Remus. – Możemy zaraz się do
nich teleportować.
Grace
zatrzymała się gwałtownie, patrząc na Lupina z mieszanką
zdziwienia i przerażenia. Widocznie nie była przygotowana na to, że
jej prośba zostanie tak szybko spełniona.
–
Chyba nie jestem odpowiednio ubrana – zauważyła, po raz pierwszy
tego wieczora tracąc pewność siebie.
Remus
odsunął się od niej. Grace poczuła na sobie jego czujne
spojrzenie, które zlustrowało ją od stóp do głów.
–
Moim zdaniem w twoim stroju nie ma nic niewłaściwego – stwierdził
w końcu. – Chodź!
Złapał
ją za rękę i pociągnął w pobliski zaułek. Tam najpierw
pocałował Grace, a dopiero potem teleportował się razem z nią do
East Clandon.
Wylądowali
w lesie, w pobliżu rodzinnego domu Remusa.
–
Może jednak nie powinniśmy przychodzić bez zapowiedzi –
zauważyła Grace. – Twoi rodzice mogę nie być zachwyceni.
–
Bzdura. Zresztą tata prawdopodobnie jest w pracy, więc mama siedzi
w domu sama. Ucieszy się z każdej wizyty. A może twoja obecność
trochę mnie osłoni. Już od dawna nie odwiedzałem rodziców.
Jego
czarujący uśmiech dodał Grace odwagi. Wyszła za Remusem z lasu,
dziękując sobie w duchu, że założyła buty na płaskim obcasie.
Nagle tuż przy furtce Lupin się zatrzymał.
–
Ufasz mi? – zapytał, patrząc Grace w oczy.
–
Ufam – odparła dziewczyna zgodnie z prawdą.
Oczy
Remusa rozbłysły, jakby przymierzał się do jakiejś psoty.
–
No to chodźmy.
Jestem ciekawa jak zareaguje mama Remusa.Nie mogę się doczekać jakie zdanie będzie miała mama Remusa w związku z tym,że jej jedyny syn ma dziewczynę.Mam nadzieję,że Remus i Grace będą szczęśliwi.
OdpowiedzUsuńPowiem tak - bardzo lubię Remusa w parze z Grace. Nie wiem, jak uda mi się potem sparować go z Tonks tak, żeby nie przypominało to tego romansu.
UsuńPozdrawiam
Remus, co ty knujesz?
OdpowiedzUsuń