a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 3 czerwca 2016

Rozdział 39 – Magnolia

 O wpół do siedemnastej ciszę Rose Street przerwał cichy trzask. Remus Lupin, który był sprawdzą tego zakłócenia, otrzepał spodnie z kurzu, po czym wyszedł z zaułka. Szybkim krokiem przemierzył ulicę, aż trafił do maleńkiej kawiarni, nad którą widniał dumny szyld „Magnolia”. Zerknął przez okno sprawdzając, czy w środku nie ma Grace Cabot, z którą miał się spotkać, ale nie zauważył dziewczyny. Przeszedł na drugą stronę uliczki, gdzie usiadł na jednej z ławek.

Przez cały dzień czuł się, jakby siedział na szpilkach, z czego stale żartował Mike. Nie poprawiało to Remusowi humoru. Tłumaczył sobie, że w tych nerwach nie ma niczego dziwnego (w końcu pierwszy raz szedł na randkę z prawdziwego zdarzenia), ale to też go nie uspokajało. Z jednej strony chciałby, żeby już było po wszystkim, a z drugiej – pragnął zobaczyć Grace.

Jego życzenie spełniło się zaledwie piętnaście minut później, gdy zobaczył Grace, idącą w stronę Magnolii. W pierwszej chwili Remusowi odebrało mowę z zachwytu. Dziewczyna miała na sobie granatową, sięgającą kolan, plisowaną spódniczkę i takiego samego koloru żakiet, pod którym nosiła białą bluzkę. Włosy związała z warkocz, którego koniec przewiesiła przez ramię.

Dopiero, gdy Grace zatrzymała się pod Magnolią, Remus przypomniał sobie, po co tu jest. Wstał z ławki i niepostrzeżenie podszedł do Amerykanki od tyłu. Upewniwszy się, że dziewczyna nie wie o jego obecności, zakrył jej oczy. Grace momentalnie złapała go za rękę, oderwała ją od swojej twarzy i odwróciła się, gotowa do uderzenia.

– Remus! – syknęła, gdy zorientowała się, kto za nią stoi. – Chcesz, żebym zrobiła ci krzywdę? Nigdy więcej tak nie rób.

– Wedle życzenia – odpowiedział Remus, robiąc niewinną minę. – Cieszę się, że cię widzę.

– Ja też – przyznała Grace.

Puściła dłoń Lupina i objęła go. Po chwili poczuła, jak Remus unosi jej podbródek. W mig zrozumiała, o co mu chodzi i sama nadstawiła się do pocałunku. Nie pomyliła się; niemal od razu poczuła jego wargi na swoich ustach. Ten pocałunek w niczym nie przypominał tych poprzednich: nie było w nim tej łapczywej namiętności, a jedynie czysta przyjemność bliskości.

– Może wejdziemy? – zaproponował Remus, odsuwając się od Grace.

Dziewczyna kiwnęła głową, po czym, nie czekając na Lupina, weszła do lokalu.

Magnolia była małą kawiarnią, ale miała jedyną w swoim rodzaju atmosferę. Na wyłożonych boazerią ścianach wisiały czarno-białe mugolskie zdjęcia. Każdy z dziesięciu stolików był przykryty białym, dzierganym obrusem, na którym stał wazonik z kwiatami.

Przy jednym z nich usiedli Remus i Grace. Lupin wybrał stolik znajdujący się w rogu kawiarni. Wolał mieć na oku każdego, kto wchodziłby do środka.

– Przyznam się, że martwiłam się, że coś mogło ci wypaść – przyznała Grace, gdy już usiadła.

– Przecież bym cię o tym poinformował – zauważył Remus.

– Zastanawiałam się też, czy na pewno odebrałeś wiadomość ode mnie. Ale widzę, że niepotrzebnie miałam wątpliwości.

Podniosła ze stolika menu i zaczęła je przeglądać. Remus zajął się tym samym. Po kilku minutach oboje zamówili po kawałku tiramisu i latte.

– Jak poszło wczorajsze zabranie? – zapytała Cabot, po złożeniu zamówienia.

– Grace, przepraszam, ale nie chcę o tym mówić – odpowiedział Remus.

– Rozumiem. To porozmawiajmy o czymś innym. Na przykład o tobie.

– O mnie? – zdziwił się Remus.

– No tak. Znamy się już ponad pół roku, a ja nadal prawie nic o tobie nie wiem.

– Wiesz o czymś, o czym wie naprawdę niewielu – zauważył Remus. – Uważasz to za nic?

– Na pewno za coś, co dla mnie nic nie znaczy. Przecież już ci o tym mówiłam – przypomniała Grace. – A chciałabym poznać cię lepiej. Na przykład nic nie mówiłeś o swojej rodzinie. Znam tylko Mike'a i tylko mogę się domyślać, że jesteś jedynakiem, bo o żadnym rodzeństwie nigdy nie słyszałam.

W tym momencie do stolika podeszła kelnerka, która postawiła przed nimi ciastka i kawę. Podziękowali jej, po czym wrócili do rozmowy.

– Nie mam zbyt wiele do powiedzenia – przyznał Remus. – Moi rodzice mieszkają w East Clandon. To taka dziura niedaleko Londynu. Tata pracuje jako mugolski taksówkarz, a mama w bibliotece. To właśnie ona nauczyła mnie miłości do książek. Praktycznie całe dzieciństwo spędziłem w tej bibliotece. A ty?

Grace upiła łyk kawy, jakby zastanawiając się, co ma powiedzieć.

– Zanim tu przyjechałam, mieszkałam w Bostonie. Mam starszego o trzy lata brata, Vincenta, i młodszą o cztery lata siostrę, Coleen. Colie jeszcze chodzi do Instytutu w Salem, a Vincent studiuje na Yale ekonomię. Moją kochaną ciocię już znasz, a rodzice prowadzą restaurację. I to w zasadzie tyle. A mógłbyś opowiedzieć mi o swojej szkole?

Nie musiała dwa razy powtarzać prośby – Remus bardzo chętnie zaczął snuć opowieść o Hogwarcie. Zaczął od historii szkoły i jej czworga wielkich założycieli: Godryka Gryffindora, Roveny Ravenclaw, Helgi Hufflepuff i Salazara Slytherina. Potem opisał wygląd szkoły, a także zasady w niej panujące, system domów i prefektów. Na koniec dorzucił kilka co bardziej smakowitych historyjek z czasów swojej nauki.

– Musieliście naprawdę nie lubić tego Snape'a – stwierdziła Grace, gdy usłyszała historię o tym, jak Huncwoci zamknęli Ślizgona razem ze stadkiem niuchaczy w jednej z pustych klas

Ja nic do niego nie miałem. Przynajmniej na początku. Ale James i Syriusz od początku go nie lubili. Wiesz, jak to jest – jednych się lubi, a innych nie. A Snape zawsze trzymał się w odosobnieniu, nawet inni Ślizgoni woleli go unikać. Wstyd o tym mówić, ale był dla nich łatwym celem. Sytuację pogarszał fakt, że Severus trzymał się blisko Lily. A jej relacja z Jamesem była bardzo wybuchowa. Rogaczowi nie mieściło się w głowie to, że Gryfonka mogła przyjaźnić się ze Ślizgonem. Sytuacja zaogniła się, gdy Rogacz doszedł do wniosku, że kocha Lilkę. A Evans szczerze go nie znosiła.

– Naprawdę? – zdziwiła się Grace. – A przecież tak się kochają.

– Teraz. Ale uwierz mi, że gdyby ktoś w piątej czy szóstej klasie powiedział mi, że tych dwoje będzie razem, to wysłałbym go do uzdrowiciela. A potem, w siódmej klasie, nagle przestali się kłócić, a niedługo potem się zeszli i tak już zostało. Ale, jak już powiedziałem, pierwsze sześć lat to było pasmo awantur.

– Kto się lubi, ten się czubi – skwitowała Grace. – Niemniej ładna z nich para. A ty?

– Co: ja?

– Miałeś kogoś w szkole? No chyba mi nie powiesz, że taki wspaniały facet jak ty cały czas był sam.

Remus podniósł do ust wysoką szklankę z kawą, próbując ukryć zakłopotanie. Zdradliwe ciepło na policzkach powiedziało mu, że sztuczka się nie udała. Mimo to upił łyk napoju, żeby zyskać na czasie.

– Była taka jedna – przyznał w końcu Remus. – Chodziła do klasy wyżej i nigdy z nią nie rozmawiałem. Chłopaki śmiali się ze mnie, że równie dobrze mógłbym wzdychać do plakatu, ale nie przejmowałem się tym. I tak nie miałem zamiaru powiedzieć jej o tym, co do niej czuję.

– Dlaczego?

– Mówiłem ci już. Tacy jak ja nie są dobrze przyjmowani przez społeczność czarodziejów. W szkole musiałem starać się, żeby nikt nie dowiedział się o mojej chorobie. W efekcie wiedziało tylko kilka osób: Mike, James, Syriusz, Peter, Lily i… Snape.

– Snape? Powiedziałeś mu?

– Za kogo mnie masz? Dowiedział się w dosyć niepokojących okolicznościach. Kiedyś ci o tym opowiem. Obiecuję – dodał, gdy Grace otworzyła usta, żeby coś powiedzieć.

Dziewczyna kiwnęła głową i dopiła kawę.

– Co powiesz na spacer? – zapytał Remus.

– Jeszcze się pytasz – prychnęła Grace, wstając od stołu.

Sięgnęła do torebki i wyjęła z niej portmonetkę.

– Ja zapłacę – zaproponował Remus.

– Tylko za siebie – dodała Grace. – Nie przywykłam do tego, żeby ktoś za mnie płacił. Nawet na randce.

– I weź tu, człowieku, bądź romantykiem – mruknął pod nosem Remus, ale nie kłócił się z Grace.

Po uregulowaniu rachunku wyszli z kawiarni i zaczęli iść wzdłuż Rose Street w kierunku parku znajdującego się na końcu ulicy. Remus objął Grace ramieniem, tuląc ją do siebie.

– Chciałabym poznać twoich rodziców – powiedziała w pewnym momencie Grace.

– Nie ma problemu – odpowiedział Remus. – Możemy zaraz się do nich teleportować.

Grace zatrzymała się gwałtownie, patrząc na Lupina z mieszanką zdziwienia i przerażenia. Widocznie nie była przygotowana na to, że jej prośba zostanie tak szybko spełniona.

– Chyba nie jestem odpowiednio ubrana – zauważyła, po raz pierwszy tego wieczora tracąc pewność siebie.

Remus odsunął się od niej. Grace poczuła na sobie jego czujne spojrzenie, które zlustrowało ją od stóp do głów.

– Moim zdaniem w twoim stroju nie ma nic niewłaściwego – stwierdził w końcu. – Chodź!
Złapał ją za rękę i pociągnął w pobliski zaułek. Tam najpierw pocałował Grace, a dopiero potem teleportował się razem z nią do East Clandon.

Wylądowali w lesie, w pobliżu rodzinnego domu Remusa.

– Może jednak nie powinniśmy przychodzić bez zapowiedzi – zauważyła Grace. – Twoi rodzice mogę nie być zachwyceni.

– Bzdura. Zresztą tata prawdopodobnie jest w pracy, więc mama siedzi w domu sama. Ucieszy się z każdej wizyty. A może twoja obecność trochę mnie osłoni. Już od dawna nie odwiedzałem rodziców.

Jego czarujący uśmiech dodał Grace odwagi. Wyszła za Remusem z lasu, dziękując sobie w duchu, że założyła buty na płaskim obcasie. Nagle tuż przy furtce Lupin się zatrzymał.

– Ufasz mi? – zapytał, patrząc Grace w oczy.

– Ufam – odparła dziewczyna zgodnie z prawdą.

Oczy Remusa rozbłysły, jakby przymierzał się do jakiejś psoty.


– No to chodźmy.

3 komentarze:

  1. Jestem ciekawa jak zareaguje mama Remusa.Nie mogę się doczekać jakie zdanie będzie miała mama Remusa w związku z tym,że jej jedyny syn ma dziewczynę.Mam nadzieję,że Remus i Grace będą szczęśliwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak - bardzo lubię Remusa w parze z Grace. Nie wiem, jak uda mi się potem sparować go z Tonks tak, żeby nie przypominało to tego romansu.
      Pozdrawiam

      Usuń

Obserwatorzy