a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 1 lipca 2016

Rozdział 43 – W zamknięciu cz. 1

 Remus nie był pewny, czy na pewno się obudził. Ze wszystkich stron otaczała go ciemność. Nie widział nawet własnej ręki, chociaż trzymał ją tuż przed twarzą.

Mimo otumanienia i senności dźwignął się na kolana i zaczął powolne przeszukiwanie miejsca, w którym się znajdował. Już po kilku ruchach trafił dłonią na zimną kratę. Zaczął poruszać się wzdłuż kratownicy i w krótkim czasie obszedł całe pomieszczenie. Gdziekolwiek się nie ruszył, trafiał na stalowe pręty.

„Klatka”, pomyślał. „Merlinie, co się dzieje?”

Położył się z powrotem i zaczął układać w głowie wszystko, co się stało. Wychodził z pracy i szedł drogą, którą zawsze wracał do domu. Nie zareagował, gdy usłyszał, że ktoś biegnie, bo przecież to nie było nic dziwnego. W Oxfordzie wciąż ktoś się spieszył, to do sklepu, to do biblioteki. Zareagował dopiero, kiedy poczuł, jak ktoś go unieruchamia. Spróbował przypomnieć sobie wszystkie szczegóły. Facet, który go złapał, był a pewno przynajmniej o głowę wyższy od niego i o wiele silniejszy. Remus czuł wyrobione mięśnie w trzymającym go ramieniu. Zanim przyłożono Lupinowi szmatę do twarzy, wyczuł zapach tytoniu i czegoś, czego nie potrafił określić. Innymi słowy, nie był to nikt, kogo Remus mógłby rozpoznać. Miał tylko pewność, że nie należał on do śmierciożerców – oni nie bawiliby się w szmaty ze środkiem usypiającym. Albo od razu posłaliby mu Mordercze Zaklęcie, albo oszałamiacza, żeby potem go przesłuchać. Poza tym ich zapach był kompletnie inny – ciężki, ciemny, przypominający zapach samej śmierci.

– Halo! – cichy, męski głos z z prawej strony przywrócił Remusa do rzeczywistości. – Jest tu kto?

– Patrick! – ucieszyła się kobieta po lewej. – Już się bałam, że cię zabrali i…

– Cicho – syknęła druga kobieta. – Ktoś tu jeszcze jest. Mamy nowego lokatora, nie czujecie?

Remus przylgnął do podłogi. Już po chwili zganił się za to w myślach, bo przecież w takiej ciemności nikt niczego nie mógł zobaczyć.

– Kim jesteś? – zapytał Patrick. – Nie ukrywaj się, wszyscy tkwimy w takim samym bagnie. Ja jestem Patrick Ramsey. Po drugiej stronie masz Shannon i Taylor Simms. Musisz mi wierzyć na słowo, bo w tej ciemności raczej niewiele zobaczysz.

Głos Patricka był spokojny i wesoły, co dziwnie kontrastowało z okolicznościami.

– Remus – powiedział w końcu. – Remus Lupin.

– Bardzo mi miło – odpowiedział Patrick.

– Młody – stwierdziła jedna z kobiet. Miała nieco zrzędliwy głos. – Ile masz lat?

– Dziewiętnaście.

Z lewej strony rozległ się okrzyk oburzenia.

– I już go zamknęli? – krzyknęła ze strachem druga z kobiet. – Toż to jeszcze dziecko!

– Nie pierwsze, które się tutaj przewinęło, Taylor – dodał ponuro Patrick.

Słowa mężczyzny dały Remusowi do myślenia. Spróbował przedrzeć się przez ciemność, ale nadal niczego nie widział. Złapał za kraty i wstał. Udało mu się prawie wyprostować, gdy uderzył głową o znajdujące się nad nim pręty. Opadł na kolana, przykładając rękę do bolącej czaszki.

– Klatki są niskie – zauważył Patrick. – Nie próbuj wstawać.

– Co tu się dzieje? – zapytał Remus. – Kim są ci ludzie?

– Nazywają siebie Bractwem Srebrnego Sztyletu – powiedziała Shannon, wyrzucając z siebie trzy ostatnie słowa z odrazą. – Uważają, że ich życiową misją jest oczyszczenie świata z „potworów nocy”.

– Czyli w skrócie: łowcy wilkołaków – skwitowała Taylor.

– Psychole i maniacy religijni – dodał Patrick. – Twierdzą, że ich misję zesłał im Bóg. Czy coś w tym rodzaju. Gdyby nie to, że noszą przy sobie spluwy, nawet byliby dość śmieszni. A poza tym, to mamy tutaj pełen przegląd: czarodzieje, mugole, nawet charłak się zajdzie.

– Wpadają trzy razy na dobę, przynoszą coś do jedzenia i puszczają do łazienki – powiedziała Taylor.

– Przy okazji nas wyzywają i bluzgają – dokończyła za siostrę Shannon. – Nie przejmuj się tym, szczeniaku. Oni tylko gadają.

Nagłe otwarcie drzwi sprawiło, że wszyscy obecni aż podskoczyli. Ktoś uderzył we włącznik i w sali rozbłysło światło.

Remus jęknął cicho i zasłonił dłońmi oczy. Nagle pojawiający się blask ranił go w oczy. Sądząc po dźwiękach, jego towarzysze niedoli zareagowali tak samo.

– Witam, witam. – Sztucznie uprzejmy męski głos rozbrzmiał w pomieszczeniu. – Jak już zauważyliście, mamy nowego lokatora.

Remus usłyszał zbliżające się kroki. Zatrzymały się tuż przy jego celi. Chwilę później ktoś złapał go za nadgarstek i odciągnął jego dłonie od oczu. Lupin zacisnął mocno powieki, ale to nie uchroniło go od światła.

– Daj mu spokój! – krzyknęła Shannon. – Przecież to jeszcze dziecko!

– Potwór taki jak wy – odparł mężczyzna. – Dla was nie ma czegoś takiego, jak dzieciństwo. Powinno się was zabijać w momencie narodzin. Wyszłoby to na dobre całej ludzkości.
Puścił dłoń Remusa i wrócił na środek sali.

Lupin, zamrugał, powoli odzyskując zdolność widzenia. Rozejrzał się na boki. W klatce po prawej siedział, nonszalancko rozparty, około trzydziestoletni, rudowłosy mężczyzna. Na twarzy miał przynajmniej tygodniowy zarost równie ognistego koloru, co fryzura. Gdy Patrick zorientował się, że Remus na niego patrzy, mrugnął do niego, próbując dodać mu otuchy. Chłopak posłał do niego delikatny uśmiech, po czym spojrzał na lewo.

Stały tam kolejne dwie klatki, w których siedziały Shannon i Taylor. Ta pierwsza przekroczyła już czterdziestkę. Miała krótkie i nierówno obcięte czarne włosy, które opadały jej na czoło, zasłaniając przy tym stalowoszare oczy. Wpatrywała się w łowców pełnym pogardy wzrokiem. Przez środek jej twarzy biegła blizna, wyglądająca, jakby Shannon ktoś pociął nożem. Na pierwszy rzut oka widać było, że kobieta jest wojowniczką.

Jej siostra sprawiała wrażenie o wiele łagodniejszej. Też była brunetką, a jej włosy zdawały się mieć granatowy połysk, niczym skrzydło kruka. Sięgały jej do pasa i potargały się od siedzenia w klatce. Oczy miała tego samego koloru, co siostra, ale brakowało w nich nienawiści i odrazy do tych, którzy ją przetrzymywali. Zdawała się być obojętna na to, co ją otacza.

Poza nimi w pomieszczeniu było trzech łowców: dobiegający sześćdziesiątki, brodaty mężczyzna i dwóch młodszych, stojących pod drzwiami z karabinami w rękach.

Remus nie znał się na broni palnej, ale sam zapach prochu, który wydzielał się z niej, wystarczająco przekonywał go do tego, żeby nie rozrabiać. Nie, żeby miał taką możliwość w tej klatce.

– Tacy jak wy, są szczególnie groźni – ciągnął brodacz, zwracając się do Remusa i Patricka. – Żyjecie wśród ludzi, udajecie jednych z nas. Narażacie tym samym normalnych ludzi na śmiertelne niebezpieczeństwo utraty życia, zdrowia i nieśmiertelnej duszy. Ale taki już jest wasz rodzaj – bestie gotowe na wszystko, aby ściągnąć jak najwięcej niewinnych ludzi w otchłanie piekielne, na które jesteście skazani.

„Merlinie, ocal nas przed wojną, chorobami i szaleńcami religijnymi”, pomyślał ironicznie Remus. Musiał przyznać, że brodacz mówił za pasją, którą ciężko spotkać u niejednego kaznodziei. „Skoro wojnę mamy, na choroby nic nie możemy poradzić, to chociaż zrób coś z tymi czubkami”.

– Kto wam za to płaci? – spytała wyzywająco Shannon.

Brodacz spojrzał na nią z niesmakiem. Podszedł do klatki, w której siedziała brunetka.

– Bóg odpłaci nam za to w Niebie – powiedział przywódca łowców.

– Jesteśmy bronią Boga w walce ze złem tego świata. Jesteśmy strażnikami dusz ludzkich. Jesteśmy niosącymi światło w tym zepsutym świecie – wyrecytował młody chłopak, wchodząc do sali.

Jedno spojrzenie na niego sprawiło, że Remusowi krew zamarzła w żyłach. Nie spodziewał się go w tym miejscu.

– Andrew – wyrwało mu się.

Andrew Froment podszedł do Remusa, uśmiechając się w wyjątkowo paskudny sposób.

– Czołem – powiedział, opierając się o klatkę. – Wreszcie na swoim miejscu.

– Od kiedy…? – zaczął Remus, ale nie wiedział, jak dokończyć pytanie.

– Od kiedy wiem, kim jesteś? Od kiedy cię śledzę? – dokończył Andrew. – Nie rób z siebie idioty, bo do tej pory miałem cię za kogoś inteligentnego. Naprawdę myślisz, że zatrudniłbym się w jakiejś knajpie ot tak? Gdyby nie ta głupia dziewczyna, dorwałbym cię już w lutym.

Remus przez chwilę zastanawiał się, o czym mówił Andrew. Nagle przypomniał sobie, jak w lutym wychodził z Mikiem z pracy i był pewny, że ktoś za nimi idzie. Mike'a wtedy odesłał, a sam chciał się uporać z ewentualnym ogonem, który znikł wraz z pojawieniem się Grace. Myślał wtedy, że śledzą go śmierciożercy. Prawda okazała się zaskakująca.

– Grace też jest z wami? – zapytał Remus, chociaż nie wierzył, by to mogła być prawda. Musiał się tylko upewnić.

– Ona? Nie z tymi jankeskimi poglądami – odparł Andrew z odrazą, jakby sama myśl, że Grace mogłaby być łowczynią, przyprawiała go o mdłości.

To uspokoiło Remusa, chociaż w żadnym razie nie poprawiało to jego sytuacji. Ze wszystkich sił starał się ignorować bezczelny uśmiech Andrew.

– Andrew, dość! – krzyknął brodacz. – Wyjdź stąd!

Ku zdumieniu Remusa, Francuz bez słowa opuścił pomieszczenie. Ani brodacz, ani stojący przy drzwiach zbrojni nawet na niego nie spojrzeli.

– Nie łudźcie się, że pozwolimy wam stąd uciec – oznajmił brodacz. – Cały budynek jest doskonale zabezpieczony, wszędzie są kamery (nie spodziewam się, że wiecie, co to jest) i zbrojni. Jeżeli któreś z was chociaż spróbuje wystawić nos za klatkę, zginie na miejscu.

– Idioci – syknęła Shannon. – Jesteście idiotami, jeżeli myślicie, że jesteście w stanie zabić nas wszystkich. Każda pełnia przynosi nowych ukąszonych, każdego miesiąca kobiety rodzą dzieci. Jest was za mało. Zresztą nawet gdybyście przyjęli w swoje szeregi wszystkich ludzi na świecie i tak nie dacie rady. Jesteśmy od was lepsi, szybsi, bardziej wytrzymali. Wilkołak przeżyje w każdych warunkach, a człowiek ginie po kilku godzinach w puszczy. Nigdy nie dacie nam rady. Każdą wojnę wygramy! Jesteście tylko szaleńcami, psycholami zazdroszczącymi nam naszych umiejętności.

Brodacz słuchał jej z uprzejmym zainteresowaniem. Gdy Shannon skończyła mówić, mężczyzna zrobił delikatny ruch prawą ręką. Jeden ze stojących pod drzwiami zbrojnych podszedł do klatki, w której była kobieta. Otworzył drzwiczki.

– Wychodź – polecił brodacz. – Wyjdź i pokaż, co potrafisz.

– Shan, nie rób tego – poprosiła Taylor.

Shannon zignorował siostrę i wyszła z klatki. Ledwie zamknęły się za nią drzwiczki, a rzuciła się na brodacza. Była chuda po wielodniowym siedzeniu w klatce, odwodniona i niewyspana. To tylko potęgowało jej desperację. Udało jej się zaskoczyć mężczyznę i uderzyła go w bark. Zachwiał się, ale nie dał się rozłożyć. Zamachnął się. Jego pięść wylądowała na szczęce Shannon, która zatoczyła się i upadła na ziemię.
Taylor krzyknęła rozpaczliwie. Przycisnęła się do kraty, wyciągając ramiona w kierunku siostry.

– Sama widzisz – powiedział brodacz, obchodząc leżącą Shannon. – Jesteście nikim. Wstań.
Kobieta warknęła, co spowodowało, że Remusowi zjeżyły się włosy. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie słyszał. Za to warknięcie Shannon dostała kolejny cios w szczękę.

Brodaty złapał ją za ramię i podciągnął do góry tak, że znalazła się w pozycji klęczącej. Nadal wpatrywała się brodacza hardym spojrzeniem, nawet gdy ten sięgnął za pazuchę marynarki i wyjął pistolet. Przyłożył go do skroni Shannon.

– Chcesz coś jeszcze powiedzieć? – spytał.

– Nigdy wam się nie uda – wycedziła Shannon. – Jesteśmy dla was za dobrzy.

Brodacz nacisnął spust. W pomieszczeniu zabrzmiał odgłos wystrzału. Niemal w tej samej chwili ciało Shannon upadło na podłogę.


7 komentarzy:

  1. Cóż za drastyczne zakończenie... nie spodziewałam się.
    Fajny pomysł z tymi łowcami, a Andrew był podejrzany od pierwszego pojawienia się. Cuuuudo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawno nie pisałam, oj dawno. Miałam się zmobilizować na czterdziestkę, ale jakoś mi nie wyszło. Jednak piszę i mam nadzieję, że odkupię tym swoje winy.

    Nie będę komentować tego wszystkiego, co wydarzyło się od mojego ostatniego komentarza, bo po prostu nie jestem w stanie tego zrobić...

    Na początek kilka słów o Grace. Bardzo ją lubię i według mnie pasuje do Lupina, chyba nawet wiem dlaczego tak jest. Wydaje mi się, że jest ona bardzo podobna do Twojej Tonks. Nie wiem czy to dobrze, bo z tego co zrozumiałam (choć może źle zrozumiałam), Grace przeżyje pierwszą wojnę i będzie obecna w momencie, gdy do życia Remusa wkroczy Tonks. Dwie kobiety o bardzo podobnych, wręcz identycznych moim zdaniem, charakterach, hm... A może zmienisz Dorę...

    Wracając do rozdziału... Bractwo Srebrnego Sztyletu. Godne pochwały. Bardzo lubię gdy pojawia się inne zagrożenie niż śmierciożercy, pod warunkiem, że jest to dobrze rozegrane. U Ciebie zapowiada się to bardzo dobrze. Obstawiałam, że Andrew jest jakimś maniakiem, nie wiem czemu, ale szybko odrzuciłam opcję, że jest w zastępach Voldemorta i miałam rację.
    Zakończenie godne pochwały i bardzo odważne. Jestem okropnie ciekawa, jak rozwinie się cała sytuacja.

    Pozdrawiam, AT

    P.S. Odpowiedziałam na Twój komentarz dotyczący jednego z moich opowiadań, chociaż nie wiem czy ta odpowiedź Cię usatysfakcjonuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nareszcie się zmobilizowałaś. Tak długi komentarz to balsam na moje serce.
      Jeżeli chodzi o podobieństwo Grace i Tonks, jest ono jak najbardziej celowe. Poniekąd Remus zakocha się potem w Dorze także dlatego, że będzie ona podobna do jego pierwszej miłości. Twoje rozumienie jest częściowo dobre :).
      Cieszę się, że spodobał Ci się pomysł z Bractwem. Wprowadziłam ich, bo chciałam uniknąć czego typu "co złe to śmierciożercy".
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Tego się nie spodziewałam.Pomysł z Bractwem bardzo mnie zaskoczył oczywiście w pozytywnym sensie.Mam nadzieję,że Remus wyjdzie z tego cało.Zakończenia rozdziału aż tak brutalnego się nie spodziewałam.Andrew już od początku był dziwny tyle,że nie spodziewałam się jego jako łowcy wilkołaków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nikt się nie spodziewał. Przyznam, że ja też bym na to nie wpadła, gdybym nie wprowadziła tej postaci właśnie w tym celu :).
      Zakończenie może i jest brutalne, ale nie mogłam poprowadzić tego inaczej.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Ja nie mogę. To jest bez wątpienia twój najlepszy dotychczasowy rozdział. Nie spodziewałam się TEGO, naprawdę. I jeszcze ten Andrew. Teraz jego postać ma sens!
    Gratuluję

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy