Remus
poczuł, jak krew zamarza mu w żyłach. W bezruchu obserwował, jak
jeden ze zbrojnych podchodzi, otwiera drzwiczki jego klatki. Nie czuł
tego, jak wyszedł i był prowadzony do Andrew. Tam Francuz pchnął
Remusa, zmuszając go do uklęknięcia.
Czując na skroni dotyk zimnej lufy Remus zamknął oczy.
„Przepraszam”,
pomyślał. „Mamo, tato, profesorze Dumbledore, Mike, Syriuszu,
Jamesie, Peterze, przepraszam za każdy swój błąd. Przepraszam za
wszystko, co zrobiłem, co powiedziałem. Wybaczcie mi wszystko, czym
was zraniłem. Grace, najdroższa, żałuję, że nie mieliśmy dla
siebie więcej czasu.”
Dalsze
wydarzenia potoczyły się szybko, ale Remus żadnego z nich nie
widział, cały czas trzymając mocno zaciśnięte powieki. Usłyszał,
jak drzwi ponownie otwierają się i do środka wbiegają dwie osoby.
Z dźwięków dobiegających spod ściany Lupin wywnioskował, że
toczy się tam bójka, ale nie miał czasu się tym przejmować, bo
lufa pistoletu nagle oderwała się do jego skroni. Poczuł podmuch
powietrza, jakby Andrew nagle od niego odbiegł.
–
Wstawaj, zanim wpadnie tu więcej tych szaleńców – nakazał mu
znajomy głos.
Remus
otworzył oczy i spojrzał w kierunku, z którego dobiegł dźwięk.
Nie uwierzył, gdy zobaczył stojącego tam Willa Danielsa. Powoli,
chwiejnie podniósł się z klęczek.
–
Skąd się tu wziąłeś? – spytał drżącym z nerwów głosem.
–
Potem – rzucił szybko Will. – Teraz musimy stąd uciekać.
Remus
stał zamroczony, rozglądając się po sali, która teraz
przypominała pobojowisko. Stojący wcześniej przy drzwiach łowcy
leżeli zamroczeni na podłodze, a nad nimi stał siedemnastoletni
chłopak. A przynajmniej wyglądał na siedemnastolatka, bo
zaostrzone kły świadczyły o tym, że też jest wampirem. Między
klatkami leżał nieprzytomny Andrew.
W
tym czasie Will wyrwał drzwiczki od więzień Taylor i Patricka, po
czym pomógł im wyjść.
Remus
podszedł do jedynej w pomieszczeniu szafki, gdzie, jak już
wcześniej przyuważył, była schowana jego różdżka. Z ulgą
schował ją do kieszeni.
–
Może zamkniemy ich tam? – zaproponował Patrick, wskazując na
puste klatki. – Jak się obudzą, będzie wesoło.
Widać
było, że Will chce zaprzeczyć, ale drugi wampir ochoczo przystał
na tę propozycję. Złapał łowców spod drzwi za nogi i
przeciągnął ich pod klatki bez najmniejszego wysiłku. Jednego
wrzucił do tej, w której wcześniej siedział Patrick, drugiego do
tej, w której był Remus. Andrew wylądował w dotychczasowym lokum
Taylor. Młody wampir powkładał z powrotem wyrwane przez Willa
drzwiczki, zaginając druty, żeby nic nie powypadało.
–
Możemy iść – powiedział, podnosząc pistolet Andrew. Strzelił
w sufit.
–
Dlaczego to zrobiłeś? – warknęła Taylor.
Była
bardzo spięta. Nie czuła się pewnie w towarzystwie dwóch
wampirów, ale z dwojga złego wolała krwiopijców niż łowców.
–
Spodziewali się wystrzału – wytłumaczył chłopak. – Skoro już
go usłyszeli, mamy więcej czasu na ucieczkę.
–
Ale i tak musimy się pospieszyć – dorzucił Will. – I ani
słowa.
Przemknęli
się korytarzami mijając kilku ogłuszonych łowców. Na całe
szczęście nikt ich nie zauważył i nie wszczął alarmu. Wyszli
bocznymi drzwiami na parking, gdzie stał srebrny samochód z dumnym
logiem firmy Aston Martin.
–
Wsiadajcie – nakazał młodszy wampir, pakując się za kierownicę.
Will
wsiadł na miejsce pasażera, a Remus, Taylor i Patrick usiedli z
tyłu.
–
Will, możesz teraz wszystko wyjaśnić? – zapytał Remus.
–
Jasne. Po pierwsze chciałbym wam przedstawić mojego dobrego kolegę,
z którym od wielu, wielu lat współpracuję: Henry'ego FitzRoya.
Dzięki niemu mamy transport. A odpowiadając na twoje pytanie, to
podejrzewałem, kto stoi za tym wszystkim, odkąd Mike powiedział
mi, co się stało. Skontaktowałem się wtedy w Harrym, który od
wieków śledzi poczynania wszelkich tego typu grup. Znalezienie tego
konkretnego miejsca zajęło nam trzy dni, ale w końcu się udało.
–
Gdzie w ogóle byliśmy? – zainteresował się Patrick.
–
I gdzie jedziemy? – dopytała się Taylor.
–
Bractwo Sztyletu ma swoją siedzibę niedaleko Petersfield –
wyjaśnił Henry.
–
A jedziemy do Oxfordu – dodał Will. – Pomyślałem, że możecie
potrzebować kilku dni na dojście do siebie. Możecie pomieszkać u
mnie.
–
Dziękujemy – powiedział Patrick. – Za wszystko.
Przez
jakąś godzinę jechali w ciszy. Starszy wilkołak usnął oparty o
okno, a Taylor oparta o niego. Remus nie mógł spać. Przycisnął
czoło do szyby i obserwował mijany krajobraz. Nie mógł uwierzyć,
że to wszystko tak się skończyło.
Niemal
przeoczył, jak przed oczami mignęła mu znajoma tabliczka z
informacją, że wjeżdżają do East Clandon.
–
Zatrzymaj samochód – poprosił Remus, wychylając się do
Henry'ego.
–
Jeszcze mamy kawał drogi – odparł wampir.
–
Zatrzymaj samochód – powtórzył Remus. – Moi rodzice mieszkają
niedaleko. Na pewno się zamartwiają.
Henry
wymienił spojrzenia z Willem, po czym zjechał na parking przed
sklepem spożywczym. Remus szybko odpiął pas bezpieczeństwa.
–
Dziękuję – powiedział, wysiadając z samochodu.
–
Poczekaj – zawołał za nim Will. – Chyba nie myślisz, że teraz
puszczę cię samego.
Remus
parsknął śmiechem, ale nie zatrzymał szefa.
–
Chciałem cię przeprosić – zaczął Will. – Powinienem
sprawdzić dokładniej Andrew.
–
Bzdura. Przecież nie możesz sprawdzać każdego.
–
Ale wiedziałem, na co zwracać uwagę, a mimo to zignorowałem
wszystkie sygnały.
–
Spójrz na to z innej strony – poradził Remus. – Gdyby nie to,
Patrick i Taylor najprawdopodobniej by zginęli.
„Szkoda,
że nie zdążyliśmy uratować Shannon”, dodał w myślach.
–
A tak o mało ty nie zginąłeś – zauważył ponuro Will. – Ale
niech ci będzie. W takim razie mam jeszcze jedną sprawę.
–
Niby jaką?
–
Czuj się wysłany na urlop – poinformował go Will. – I nie chcę
słyszeć słowa sprzeciwu. Za dużo ostatnio przeszedłeś, żeby
jeszcze w pracy ganiać.
–
Chyba już dość czasu nie pojawiałem się w pracy.
–
I nie pojawisz się do końca miesiąca – zakomenderował Will. –
Tylko wpadnij do mnie za parę dni, zostawię Mike'owi adres, żebym
mógł sprawdzić, co się z tobą dzieje.
Remus
nie miał siły i chęci na ewentualne sprzeczki z szefem, więc
zgodził się na jego warunki. Zresztą podejrzewał, że po tym
wszystkim rodzice i tak prędko nie wypuszczą go do Oxfordu. Nie,
żeby miał coś przeciwko temu. Marzył o zaszyciu się w cieple
rodzinnego domu i zapomnieniu o ostatnich dniach.
–
Dalej trafię – powiedział Remus, gdy doszli do wylotu ulicy, na
której mieszkali jego rodzice. – Ja… jeszcze raz dziękuję.
Chwilę później i byłoby po mnie.
Will
uścisnął wyciągniętą w jego stronę dłoń i potrząsnął ją.
–
Ej, przecież nie pozwolę przecież, żeby ktoś sprzątnął mi
takiego dobrego pracownika – odparł, uśmiechając się. – Gdzie
ja znajdę drugiego takiego?
Remus
zarumienił się lekko, słysząc nieoczekiwaną pochwałę, ale nic
nie powiedział. Puścił rękę Will a i ruszył w kierunku domu.
Gdyby
nie to, że był tak bardzo zmęczony, po prostu pobiegłby do domu i
byłby tam trzy razy szybciej. Gdy wreszcie otworzył furtkę słońce
wisiało już nisko nad horyzontem. Podszedł do drzwi i mocno w nie
zastukał.
„Powinienem
zacząć nosić klucze”, pomyślał. „To głupota pukać do
własnego domu”.
–
Kto tam? – usłyszał przez drzwi zbolały i zmęczony głos matki.
–
I tak nie uwierzysz – odpowiedział, nie mogąc powstrzymać się
od odrobiny żartu. Dusza Huncwota odzywała się w nim w najmniej
odpowiednich momentach.
Drzwi
otworzyły się gwałtownie. W pierwszej chwili Remus nie poznał
matki. W ciągu dwóch tygodni, odkąd widzieli się po raz ostatni,
postarzała się o kilka lat: zmarszczki jej się pogłębiły, a
oczy utraciły dawny blask. Nie miał czasu na przyglądanie się
mamie, bo ta niemal od razu mocno go objęła.
–
To naprawdę ty? – zapytała wzruszonym głosem.
–
Ja, mamo – zapewnił ją Remus. – To naprawdę ja. Już wszystko
się skończyło.
–
Gdzie byłeś?
–
Mamo, nie teraz – poprosił chłopak, odsuwając się od matki. –
Chciałbym się wykąpać i zjeść coś porządnego. Potem ci o
wszystkim opowiem. Obiecuję.
–
No tak – stropiła się. Położyła dłonie na jego policzkach,
dokładnie lustrując wygląd syna. – Strasznie schudłeś. Idź na
górę, weź kąpiel, a ja zrobię ci coś do jedzenia. Tylko
porozmawiaj najpierw z tatą. Kiedy zaginąłeś poszedł razem z
Mikiem cię szukać, a kiedy wrócił poszedł na górę i od tamtej
pory nie zszedł. Nawet się do mnie nie odzywa.
–
Już idę – zapewnił ją Remus. Pocałował ją w policzek i
szybko poszedł na piętro.
Najpierw
zajrzał do sypialni rodziców, ale nie znalazł tam ojca. Zaraz
potem przeszedł do swojego dawnego pokoju. Gdy otworzył drzwi
uderzył go zaduch panujący w pokoju.
Wszedł
do środka, rozglądając się uważnie. Od razu zobaczył ojca,
który siedział na jego łóżku. Usiał obok niego. John poruszył
się, jakby dopiero teraz go zauważył.
–
Remus? – szepnął z niedowierzaniem.
–
Wróciłem – odpowiedział młodszy z Lupinów, przytulając się
do ojca, jak wtedy, gdy miał piąć lat. – Tylko mnie nie pytaj,
co się działo. Już obiecałem, że wszystko powiem mamie, a nie
będę tego mówił dwa razy. Musisz zejść na dół.
John
objął mocno syna, nie mogąc uwierzyć w to, że po tylu dniach ma
go wreszcie przy sobie. Momentami tracił nadzieję na to, że
jeszcze zobaczy pierworodnego.
–
Remus, nie rób tego więcej – poprosił John. – Nigdy więcej mi
tego nie rób.
–
Nie mam zamiaru – obiecał mu syn.
Odsunął
się od ojca i czmychnął do łazienki. Początkowo miał ochotę
napełnić wannę wodą i wylegiwać się w niej kilka godzin, ale
był na to zbyt głodny. Postanowił sobie tę przyjemność zostawić
na późniejszą godzinę i wziął szybki, ale gorący prysznic.
Ubrał się w wyjęte wcześniej z szafy, czyste ubrania.
Gdy
zszedł do kuchni, od razu wpadł w ramiona Lily Potter. Chwilę
później zobaczył Mike'a, Syriusza, Jamesa i Petera. Nie musiał
nawet pytać, skąd całe towarzystwo się tu wzięło – na pewno
mama powiadomiła przynajmniej jednego z nich, a potem informacja
poszła błyskawicznie.
–
Ostatni raz wychodzisz sam z roboty – powiedział Mike stanowczym
tonem, celując w kuzyna palcem. – Ostatni!
–
Tak jest! – zgodził się bez wahania Remus. – Nie widzę
przeciwwskazań.
–
Kto jest głodny? – krzyknęła z kuchni Evelynne.
Okazało
się, że tylko Remus, który już po chwili siedział przy stole nad
talerzem spaghetti otoczony rodziną i przyjaciółmi. W czasie
jedzenia opowiedział im o tym, co się stało. Nie ukrywał niczego
(poza tym, że Will i Henry są wampirami). Nikt mu nie przerywał,
chociaż momentami jego matka ukradkiem ocierała łzy.
–
Nie spodziewałem się, że Will dotrzyma słowa – mruknął Mike,
gdy Remus skończył mówić.
–
Co masz na myśli? – zapytał go kuzyn.
–
Obiecał, że zajmie się tą sprawą. Myślałem, że tylko tak
mówi. Znasz go, on zawsze obiecuje pomoc.
„I
zawsze dotrzymuje słowa”, dodał w myślach Remus.
Wszyscy
poderwali się z miejsc, gdy rozległo się mocne, nerwowe pukanie do
drzwi. Remus obserwował, jak jego ojciec idzie otworzyć. Po
kilkunastu sekundach zobaczył osobę, której do tej pory brakowało
mu w tym swoistym komitecie powitalnym – Grace.
Stali
przez chwilę w bezruchu, wpatrując się w siebie z niedowierzaniem.
Pierwsza ruszyła się Grace – podbiegła do swojego chłopaka i
zarzuciła mu ręce na szyję. Remus objął ją w talii,
przyciskając do siebie.
John
nagle przypomniał sobie, że musi coś NATYCHMIAST naprawić w
ogrodzie i NIE PORADZI sobie bez pomocy Mike'a, Syriusza, Jamesa i
Petera. Z kolei Evelynne poszła z Lily na piętro, bo ta KONIECZNIE
musiała jej w czymś pomóc.
Gdy
tylko Remus i Grace zostali sami, Lupin ujął delikatnie podbródek
dziewczyny i uniósł go. Spojrzał w ciemne oczy Amerykanki,
przepełnione radością i miłością.
–
Grace – szepnął, czując ogarniającą go błogość.
Nie
był w stanie powiedzieć niczego więcej. Pochylił delikatnie głowę
i musnął ustami wargi dziewczyny. Grace przyciągnęła go mocniej.
Utonął w żarze jej ust.
–
Kocham cię – szepnął między kolejnymi pocałunkami.
Ku
jego wielkiemu zdziwieniu (i niezadowoleniu) Grace odsunęła się.
Wbiła w Remusa zaskoczone spojrzenie swoich dużych, ciemnych oczu.
–
Możesz powiedzieć to jeszcze raz? – spytała cicho.
–
Kocham cię – powtórzył Remus z pełną świadomością swoich
słów.
Grace
ponownie przyciągnęła chłopaka do siebie i pocałowała go. Tym
razem pocałunek był delikatny, słodki.
Po
chwili dziewczyna odsunęła się. Spojrzała z uśmiechem na Remusa
i szepnęła:
–
I musiałeś prawie zginąć, żebym mogła to usłyszeć?
Ee... DLACZEGO nikt jeszcze nie skomentował? Ok zrobię to ja. Super rozdział. Podoba mi się, że odbicie Remusa nie było nieprzemyślane (jak to typowo jest w słabszych opowiadaniach) i to się trzyma kupy, że to akurat Will go uratował.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział <3
Cieszę się, że wróciłaś do mojego opowiadania. I jeszcze bardziej cieszę się z tego, że Ci się podoba.
UsuńTo jasne, że odbicie Remusa musiało być przemyślane. Nie wchodzi się do siedziby łowców bez żadnego przygotowania.
Pozdrawiam