a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 26 sierpnia 2016

Rozdział 47 – Odrobina zazdrości

Z dedykacją dla Atrii Adary - z najlepszymi życzeniami z okazji urodzin

 Tego wieczoru Remus nie siedział długo – mama wysłała go do pokoju tuż po dziesiątej (jakby miał siedem lat!), a on nie chciał się z nią spierać. Posłusznie poczłapał do łazienki, gdzie wziął wymarzoną, długą kąpiel. Gdy ponad półtorej godziny później przeszedł do swojego pokoju, z zaskoczeniem zobaczył tam Grace. Siedziała na jego łóżku i wpatrywała się w okno.

– Skąd się tu wzięłaś? – spytał ją, zamykając za sobą drzwi.

Dziewczyna, zamiast odpowiedzieć, zmierzyła go uważnym wzrokiem. Remus momentalnie przypomniał sobie, że miał na sobie tylko bokserki, ale był za późno na jakąkolwiek reakcję.

– Chciałam się z tobą pożegnać – powiedziała w końcu Grace.

Wstała z łóżka i podeszła do Remusa. Przesunęła dłońmi po jego torsie i ramionach. Chłopak stał bez ruchu, obserwując poczynania dziewczyny.

– Te wszystkie blizny są od przemian? – zapytała Cabot.

– Poza tą pierwszą. Na lewym przedramieniu. Ale nie mówmy o tym. Nie dzisiaj.

Grace kiwnęła twierdząco głową, nadal wpatrując się w ciało ukochanego. Ciarki ją przechodziły, gdy myślała o tym, ile musiał wycierpieć. Każda z wielu blizn była symbolem jego bólu.

Poczuła jak Remus delikatnie unosi jej podbródek. Spojrzała w jego jasnobrązowe oczy, rozkoszując się dotykiem ich spojrzenia.

– Nie przejmuj się tym – szepnął. – Nie chcę, żebyś się tym zamartwiała.

Ponownie kiwnęła głową. Przysunęła się bliżej i pocałowała go.

– Miałam się tylko pożegnać – usprawiedliwiła się.

Skierowała się do drzwi, ale Remus zatrzymał ją i przyciągnął do siebie. Przylgnęła do jego ciepłego i nadal wilgotnego ciała.

– Odwiedzisz mnie czasem? – zapytał niewinnym głosem.

– Jeszcze będziesz mnie stąd wypraszał – odparła, a na jej ustach pojawił się uwodzicielski uśmiech. – Dobrej nocy.

Pocałowała go w policzek, po czym wyszła z pokoju.

Remus od razu położył się do łóżka i usnął w ciągu kilku minut. Po tym wszystkim, co przeżył, potrzebował porządnego wypoczynku.

~ * ~

Przez kolejny tydzień Lupin potwornie się nudził. Rodzice nie pozwalali mu nigdzie wychodzić (nawet do ogrodu), ale nie mogli przestać pracować, więc przez dużą ilość czasu siedział sam. Co prawda odwiedzali go pozostali Huncwoci, Lily i Mike, a Grace siedziała u niego całymi godzinami, ale to niewiele pomagało. Miał ochotę gdzieś wyjść, rozerwać się, a tak z jednego zamknięcia przeniósł się do drugiego. Nie. Nie powinien tak myśleć. W końcu wrócił do domu, mógł rozmawiać z rodzicami i przyjaciółmi, a przecież był moment, gdy myślał, że już nigdy nie zobaczy żadnego z nich.

Gdy usłyszał pukanie, był pewny, że przyszła Grace. Remus zwlekł się z kanapy, na której wylegiwał się cały poranek i podszedł do drzwi. Odruchowo otworzył drzwi i… poczuł jak, szczęka mu opada.

– Wiesz, jak trudno było znaleźć ten dom? – spytała Taylor z udawanym oburzeniem. – Mogę wejść?

– Jasne – odpowiedział Remus, otrząsając się z oszołomienia. Przesunął się, żeby zrobić miejsce Taylor.

– Ładnie tu – stwierdziła, wchodząc do domu.

Remus poprowadził gościa do salonu.

– Napijesz się czegoś? – zapytał.

– Nie. Ja tylko na chwilę. Przecież coś ci obiecałam.

Remus zatrzymał się w pół kroku, jakby nagle ktoś potraktował go Drętwotą. Wbił w Taylor zaskoczone spojrzenie.

– Skontaktowałam się z kolegą – powiedziała Taylor. – Ma spore kontakty w naszym środowisku, więc popytał, poszukał i… znalazł. – Sięgnęła do kieszeni spodni i wyjęła z niej zamkniętą kopertę. Podała ją Remusowi. – Nie otwierałam tego, ale Garrett zapewnił mnie, że nazwisko jest prawdziwe.

Lekko drżącą ręką Lupin wziął kopertę. Wydała mu się niezwykle ciężka. Zaczął się zastanawiać, czy na pewno chce dowiedzieć się, kto mu zgotował taki los.

– Zostawię cię z tym samego.

– Taylor, jak się czujesz? – spytał Remus.

Kobieta, która zdążyła już wejść do przedpokoju, wróciła się i usiadła na fotelu. Uśmiech zniknął z jej twarzy.

– Nadal nie mogę uwierzyć w to, że Shannon nie żyje – szepnęła. – I nawet nie mogę jej pożegnać, jak należy. Co oni mogli z nią zrobić? Przecież jej nie pochowali… – urwała i zaniosła się szlochem.

Zakryła dłońmi twarz. Po krótkim czasie spomiędzy jej palców zaczęły wyciekać strumyki łez.
Remus nie wiedział, co ma zrobić. Nie miał wiele do czynienia z płaczącymi kobietami (i z kobietami w ogóle). Głupio mu było tak stać i gapić się na Taylor, ale z drugiej strony co miał zrobić? W końcu prawie jej nie znał.

Z tej niezręcznej sytuacji wyrwało go pukanie do drzwi. Przeprosił Taylor i szybkim krokiem poszedł zobaczyć, kto przyszedł. Możliwości były tylko dwie: Grace albo Patrick, który przyszedł po Taylor. Remus wolał nie myśleć, co zrobiłby ten drugi, gdyby zastał kobietę zapłakaną. Od kilku dni Remus podejrzewał, że między dwojgiem wilkołaków jest coś więcej, ale wolał tego nie sprawdzać na własnej skórze.

– Cześć – powiedziała radośnie Grace, gdy Lupin otworzył drzwi, po uprzednim potwierdzeniu tożsamości. – Stęskniłam się za tobą.

Remus mimowolnie się uśmiechnął. Odkąd wrócił, dziewczyna codziennie witała go tymi samymi słowami.

– Co tam masz? – zaciekawiła się Grace, spoglądając na trzymaną przez Remusa kopertę.

Lupin też na nią spojrzał, przypominając sobie o niej. Przez płacz Taylor zupełnie zapomniał o tym, że cokolwiek trzyma w ręku.

– To nic takiego – odpowiedział szybko, odkładając kopertę na wiszącą na ścianie półkę. – Myślałem, że przyjdziesz później.

Grace zmarszczyła czoło i spojrzała na zegarek. Nosiła go na lewym nadgarstku, a skazówki miały kształt różdżek. Owe różdżki wskazywały godzinę prawie za piętnaście jedenasta.

– Wczoraj byłam wcześniej – zauważyła. – Coś ty taki wystraszony?

W tym momencie, najbardziej nieodpowiednim ze wszystkich, Taylor wyszła z salonu.

– Wiesz, ja już chyba pójdę – powiedziała do Remusa. Dopiero po chwili zauważyła stojącą obok niego Amerykankę. – Och, cześć.

„Grace, tylko nie zrób głupoty”, prosił w myślach Remus, spoglądając to na swoją dziewczynę, to na Taylor. „Proszę, niech ci nie przyjdzie do głowy nic głupiego.”

– Jakby co, to razem z Patrickiem jeszcze przez dwa-trzy tygodnie zostaniemy u Willa – powiedziała na pożegnanie Taylor.

Nie czekając na odpowiedź Remusa, który był zbyt zdenerwowany, żeby cokolwiek powiedzieć, kobieta prześlizgnęła się między nim a Grace i wyszła z domu. Szybkim marszem ruszyła na rynek East Clandon.

– Kto. To. Był? – wycedziła Cabot, mierząc swojego chłopaka morderczym spojrzeniem.

Wbrew wszelkiemu rozsądkowi Remus roześmiał się, co tylko spotęgowało złość Grace.

– Remus, zadałam ci pytanie! – krzyknęła dziewczyna.

Lupin zrobił kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić. Potem spojrzał na Grace, co od razu sprowadziło go na ziemię. Poczerwieniała ze złości, a jej oczy ciskały gromy.

– To była Taylor – wyjaśnił. – Pamiętasz? Mówiłem ci o niej. Siedzieliśmy razem w hotelu „Stuknięty Łowca”. Grace, kochanie, czyżbyś była zazdrosna?

Dziewczyna poczerwieniała jeszcze bardziej, tym razem z zawstydzenia, ale nie straciła rezonu.

– Sugerujesz, że nie mam powodu do zazdrości? – spytała. – Tylko czekać, aż któraś będzie chciała mi cię zabrać.

– Tylko że ja się z żadną nigdzie nie wybieram – zapewnił ją Remus. – Ale Taylor? Przecież ona jest ponad dziesięć lat starsza ode mnie!

Tym razem to Grace się roześmiała. Objęła ukochanego za szyję i mocno go pocałowała.

– Wiesz… – mruknęła uwodzicielsko. – Są kobiety, które wolą młodszych od siebie. Podobno dzięki temu same czują się młodsze.

Nie pozwoliła Remusowi tego skomentować, ponownie łącząc ich usta w pocałunku. Lupin zsunął jedną rękę z talii dziewczyny na jej pośladki. Grace jęknęła z radością, mocniej przyciągając ukochanego do siebie.

– Poczekaj – szepnął Remus między kolejnymi pocałunkami.

– Coś nie tak? – zmartwiła się Grace, odsuwając się trochę od niego.

– Nie – odpowiedział chłopak ze śmiechem. – Czemu zawsze, jak przerywam pocałunek, pytasz mnie, czy coś się dzieje?

– Bo to odrobinę nienaturalne. Szczególnie, że widzę i czuję, że ci się to podoba.

Minęła go, po czym pobiegła na piętro. Remus ruszył za nią i złapał ją w drzwiach swojego pokoju.

– I co teraz zrobisz? – spytała.

– Grace, skąd u ciebie ta zazdrość? – odparł pytaniem Remus.

Przez jego powagę, rozrywkowy nastrój Grace prysnął jak źle rzucone zaklęcie.

– Nie mogę znieść myśli, że ktoś mógłby wejść między nas – powiedziała, głaszcząc Remusa po gładko ogolonym policzku. – Tu nie chodzi o to, że nie mam do ciebie zaufania. Ufam ci chyba nawet bardziej niż sobie samej. Tylko że… Nie umiem tego opisać.

– Nie musisz – odpowiedział Lupin. – Rozumiem.

Rozumiał ją aż za dobrze. On też nie umiał sobie wyobrazić, żeby ktoś miał odebrać mu Grace, sytuacji, w której całowałaby innego z tą samą namiętnością, z którą całuje jego.

Miał ochotę posmakować jej ust, ale powstrzymał się przed tym. Zamiast tego wprowadził dziewczynę do swojego pokoju i posadził na łóżku. Usiadł obok niej.

– Jaka była najbardziej zwariowana rzecz, którą zrobiłeś w życiu? – spyta niespodziewanie Grace.

– Zaprzyjaźniłem się z Syriuszem, Jamesem i Peterem – odpowiedział bez wahania Remus, co ponownie rozśmieszyło Cabot. – A ty?

– Przyjechałam do Anglii – odparła. – I jednocześnie była to najlepsza rzecz, jaką mogłam zrobić.

Grace zrzuciła buty i wyciągnęła się na łóżku, kładąc głowę na udzie Remusa. Zaczęła bawić się guzikami od jego koszuli, powoli rozpinając jeden po drugim.

– Grace… – szepnął Remus, spiętym głosem.

– Przecież tylko się bawię – powiedziała obronnym głosem. – Zresztą mógłbyś to sam zdjąć, wtedy nie musiałabym nic robić.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł.

Grace westchnęła ciężko. Najpierw usiadła na łóżku, a potem przeniosła się na kolana swojego chłopaka. Patrząc mu w oczy, rozpięła wszystkie guziki jego koszuli, którą chwilę potem bezceremonialnie zdjęła i rzuciła za siebie.

– Remus, musisz przestać wstydzić się samego siebie – oznajmiła. – Inaczej będziesz nieszczęśliwy z samym sobą.

– Nie muszę być szczęśliwy ze sobą – odparł. – Wystarczy mi, że jestem szczęśliwy z tobą.


Grace nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć. Powinna powiedzieć, że Remus nie ma racji, że przede wszystkim powinien zaakceptować siebie. Z drugiej strony, patrząc na blizny pokrywającego jego ciało, wiedziała, że to nie będzie dla niego łatwe. Zrozumiała, jak to, kim jest, wpływa na jego życie. To nie chodziło tylko o wrogość innych, ostrość angielskich przepisów, ale też o takie szczegóły, jak bliskość z drugą osobą. Ona sama jeszcze nie była pewna, jak ma pokierować swoim życiem, więc nie miała prawa oczekiwać od Remusa tego samego. Dlatego zrobiła to, co było słuszne w każdej sytuacji – pocałowała go.

Według zegara w moim laptopie jest już piątek, więc nikt nie może mi zarzucić, że rozdział nie pojawił się w terminie :). W dzień będę dosyć zajęta i mogę nie mieć czasu na publikację, więc wolałam zrobić to teraz. Bardzo możliwe (ale nie pewne), że przyszłotygodniowy rozdział pojawi się w czwartek, w urodziny bloga, a nie w piątek, jak to widnieje Kryształowej Kuli. Nie jest to jednak pewnik. Na fragment tego rozdziału zapraszam w poniedziałek na blogowego Facebooka. Pozdrawiam

4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze wspaniałe. Remus zapomni o tej kopercie, prawda? Xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :)
    Czy to normalne, że ja sobie wyobrażam Taylor jak jedną z tych dwóch sióstr (coś tam na S) z Igrzysk Śmierci? No wiesz tych sióstr co UMARŁY?!
    Bożee...

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy