Z dedykacją dla Atrii Adary - z najlepszymi życzeniami z okazji urodzin
Tego wieczoru Remus nie siedział długo – mama wysłała go do pokoju tuż po dziesiątej (jakby miał siedem lat!), a on nie chciał się z nią spierać. Posłusznie poczłapał do łazienki, gdzie wziął wymarzoną, długą kąpiel. Gdy ponad półtorej godziny później przeszedł do swojego pokoju, z zaskoczeniem zobaczył tam Grace. Siedziała na jego łóżku i wpatrywała się w okno.
–
Skąd się tu wzięłaś? – spytał ją, zamykając za sobą drzwi.
Dziewczyna,
zamiast odpowiedzieć, zmierzyła go uważnym wzrokiem. Remus
momentalnie przypomniał sobie, że miał na sobie tylko bokserki,
ale był za późno na jakąkolwiek reakcję.
–
Chciałam się z tobą pożegnać – powiedziała w końcu Grace.
Wstała
z łóżka i podeszła do Remusa. Przesunęła dłońmi po jego
torsie i ramionach. Chłopak stał bez ruchu, obserwując poczynania
dziewczyny.
–
Te wszystkie blizny są od przemian? – zapytała Cabot.
–
Poza tą pierwszą. Na lewym przedramieniu. Ale nie mówmy o tym. Nie
dzisiaj.
Grace
kiwnęła twierdząco głową, nadal wpatrując się w ciało
ukochanego. Ciarki ją przechodziły, gdy myślała o tym, ile musiał
wycierpieć. Każda z wielu blizn była symbolem jego bólu.
Poczuła
jak Remus delikatnie unosi jej podbródek. Spojrzała w jego
jasnobrązowe oczy, rozkoszując się dotykiem ich spojrzenia.
–
Nie przejmuj się tym – szepnął. – Nie chcę, żebyś się tym
zamartwiała.
Ponownie
kiwnęła głową. Przysunęła się bliżej i pocałowała go.
–
Miałam się tylko pożegnać – usprawiedliwiła się.
Skierowała
się do drzwi, ale Remus zatrzymał ją i przyciągnął do siebie.
Przylgnęła do jego ciepłego i nadal wilgotnego ciała.
–
Odwiedzisz mnie czasem? – zapytał niewinnym głosem.
–
Jeszcze będziesz mnie stąd wypraszał – odparła, a na jej ustach
pojawił się uwodzicielski uśmiech. – Dobrej nocy.
Pocałowała
go w policzek, po czym wyszła z pokoju.
Remus
od razu położył się do łóżka i usnął w ciągu kilku minut.
Po tym wszystkim, co przeżył, potrzebował porządnego wypoczynku.
~
* ~
Przez
kolejny tydzień Lupin potwornie się nudził. Rodzice nie pozwalali
mu nigdzie wychodzić (nawet do ogrodu), ale nie mogli przestać
pracować, więc przez dużą ilość czasu siedział sam. Co prawda
odwiedzali go pozostali Huncwoci, Lily i Mike, a Grace siedziała u
niego całymi godzinami, ale to niewiele pomagało. Miał ochotę
gdzieś wyjść, rozerwać się, a tak z jednego zamknięcia
przeniósł się do drugiego. Nie. Nie powinien tak myśleć. W końcu
wrócił do domu, mógł rozmawiać z rodzicami i przyjaciółmi, a
przecież był moment, gdy myślał, że już nigdy nie zobaczy
żadnego z nich.
Gdy
usłyszał pukanie, był pewny, że przyszła Grace. Remus zwlekł
się z kanapy, na której wylegiwał się cały poranek i podszedł
do drzwi. Odruchowo otworzył drzwi i… poczuł jak, szczęka mu
opada.
–
Wiesz, jak trudno było znaleźć ten dom? – spytała Taylor z
udawanym oburzeniem. – Mogę wejść?
–
Jasne – odpowiedział Remus, otrząsając się z oszołomienia.
Przesunął się, żeby zrobić miejsce Taylor.
–
Ładnie tu – stwierdziła, wchodząc do domu.
Remus
poprowadził gościa do salonu.
–
Napijesz się czegoś? – zapytał.
–
Nie. Ja tylko na chwilę. Przecież coś ci obiecałam.
Remus
zatrzymał się w pół kroku, jakby nagle ktoś potraktował go
Drętwotą. Wbił w Taylor zaskoczone spojrzenie.
–
Skontaktowałam się z kolegą – powiedziała Taylor. – Ma spore
kontakty w naszym środowisku, więc popytał, poszukał i…
znalazł. – Sięgnęła do kieszeni spodni i wyjęła z niej
zamkniętą kopertę. Podała ją Remusowi. – Nie otwierałam tego,
ale Garrett zapewnił mnie, że nazwisko jest prawdziwe.
Lekko
drżącą ręką Lupin wziął kopertę. Wydała mu się niezwykle
ciężka. Zaczął się zastanawiać, czy na pewno chce dowiedzieć
się, kto mu zgotował taki los.
–
Zostawię cię z tym samego.
–
Taylor, jak się czujesz? – spytał Remus.
Kobieta,
która zdążyła już wejść do przedpokoju, wróciła się i
usiadła na fotelu. Uśmiech zniknął z jej twarzy.
–
Nadal nie mogę uwierzyć w to, że Shannon nie żyje – szepnęła.
– I nawet nie mogę jej pożegnać, jak należy. Co oni mogli z nią
zrobić? Przecież jej nie pochowali… – urwała i zaniosła się
szlochem.
Zakryła
dłońmi twarz. Po krótkim czasie spomiędzy jej palców zaczęły
wyciekać strumyki łez.
Remus
nie wiedział, co ma zrobić. Nie miał wiele do czynienia z
płaczącymi kobietami (i z kobietami w ogóle). Głupio mu było tak
stać i gapić się na Taylor, ale z drugiej strony co miał zrobić?
W końcu prawie jej nie znał.
Z
tej niezręcznej sytuacji wyrwało go pukanie do drzwi. Przeprosił
Taylor i szybkim krokiem poszedł zobaczyć, kto przyszedł.
Możliwości były tylko dwie: Grace albo Patrick, który przyszedł
po Taylor. Remus wolał nie myśleć, co zrobiłby ten drugi, gdyby
zastał kobietę zapłakaną. Od kilku dni Remus podejrzewał, że
między dwojgiem wilkołaków jest coś więcej, ale wolał tego nie
sprawdzać na własnej skórze.
–
Cześć – powiedziała radośnie Grace, gdy Lupin otworzył drzwi,
po uprzednim potwierdzeniu tożsamości. – Stęskniłam się za
tobą.
Remus
mimowolnie się uśmiechnął. Odkąd wrócił, dziewczyna codziennie
witała go tymi samymi słowami.
–
Co tam masz? – zaciekawiła się Grace, spoglądając na trzymaną
przez Remusa kopertę.
Lupin
też na nią spojrzał, przypominając sobie o niej. Przez płacz
Taylor zupełnie zapomniał o tym, że cokolwiek trzyma w ręku.
–
To nic takiego – odpowiedział szybko, odkładając kopertę na
wiszącą na ścianie półkę. – Myślałem, że przyjdziesz
później.
Grace
zmarszczyła czoło i spojrzała na zegarek. Nosiła go na lewym
nadgarstku, a skazówki miały kształt różdżek. Owe różdżki
wskazywały godzinę prawie za piętnaście jedenasta.
–
Wczoraj byłam wcześniej – zauważyła. – Coś ty taki
wystraszony?
W
tym momencie, najbardziej nieodpowiednim ze wszystkich, Taylor wyszła
z salonu.
–
Wiesz, ja już chyba pójdę – powiedziała do Remusa. Dopiero po
chwili zauważyła stojącą obok niego Amerykankę. – Och, cześć.
„Grace,
tylko nie zrób głupoty”, prosił w myślach Remus, spoglądając
to na swoją dziewczynę, to na Taylor. „Proszę, niech ci nie
przyjdzie do głowy nic głupiego.”
–
Jakby co, to razem z Patrickiem jeszcze przez dwa-trzy tygodnie
zostaniemy u Willa – powiedziała na pożegnanie Taylor.
Nie
czekając na odpowiedź Remusa, który był zbyt zdenerwowany, żeby
cokolwiek powiedzieć, kobieta prześlizgnęła się między nim a
Grace i wyszła z domu. Szybkim marszem ruszyła na rynek East
Clandon.
–
Kto. To. Był? – wycedziła Cabot, mierząc swojego chłopaka
morderczym spojrzeniem.
Wbrew
wszelkiemu rozsądkowi Remus roześmiał się, co tylko spotęgowało
złość Grace.
–
Remus, zadałam ci pytanie! – krzyknęła dziewczyna.
Lupin
zrobił kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić. Potem
spojrzał na Grace, co od razu sprowadziło go na ziemię.
Poczerwieniała ze złości, a jej oczy ciskały gromy.
–
To była Taylor – wyjaśnił. – Pamiętasz? Mówiłem ci o niej.
Siedzieliśmy razem w hotelu „Stuknięty Łowca”. Grace,
kochanie, czyżbyś była zazdrosna?
Dziewczyna
poczerwieniała jeszcze bardziej, tym razem z zawstydzenia, ale nie
straciła rezonu.
–
Sugerujesz, że nie mam powodu do zazdrości? – spytała. – Tylko
czekać, aż któraś będzie chciała mi cię zabrać.
–
Tylko że ja się z żadną nigdzie nie wybieram – zapewnił ją
Remus. – Ale Taylor? Przecież ona jest ponad dziesięć lat
starsza ode mnie!
Tym
razem to Grace się roześmiała. Objęła ukochanego za szyję i
mocno go pocałowała.
–
Wiesz… – mruknęła uwodzicielsko. – Są kobiety, które wolą
młodszych od siebie. Podobno dzięki temu same czują się młodsze.
Nie
pozwoliła Remusowi tego skomentować, ponownie łącząc ich usta w
pocałunku. Lupin zsunął jedną rękę z talii dziewczyny na jej
pośladki. Grace jęknęła z radością, mocniej przyciągając
ukochanego do siebie.
–
Poczekaj – szepnął Remus między kolejnymi pocałunkami.
–
Coś nie tak? – zmartwiła się Grace, odsuwając się trochę od
niego.
–
Nie – odpowiedział chłopak ze śmiechem. – Czemu zawsze, jak
przerywam pocałunek, pytasz mnie, czy coś się dzieje?
–
Bo to odrobinę nienaturalne. Szczególnie, że widzę i czuję, że
ci się to podoba.
Minęła
go, po czym pobiegła na piętro. Remus ruszył za nią i złapał ją
w drzwiach swojego pokoju.
–
I co teraz zrobisz? – spytała.
–
Grace, skąd u ciebie ta zazdrość? – odparł pytaniem Remus.
Przez
jego powagę, rozrywkowy nastrój Grace prysnął jak źle rzucone
zaklęcie.
–
Nie mogę znieść myśli, że ktoś mógłby wejść między nas –
powiedziała, głaszcząc Remusa po gładko ogolonym policzku. – Tu
nie chodzi o to, że nie mam do ciebie zaufania. Ufam ci chyba nawet
bardziej niż sobie samej. Tylko że… Nie umiem tego opisać.
–
Nie musisz – odpowiedział Lupin. – Rozumiem.
Rozumiał
ją aż za dobrze. On też nie umiał sobie wyobrazić, żeby ktoś
miał odebrać mu Grace, sytuacji, w której całowałaby innego z tą
samą namiętnością, z którą całuje jego.
Miał
ochotę posmakować jej ust, ale powstrzymał się przed tym. Zamiast
tego wprowadził dziewczynę do swojego pokoju i posadził na łóżku.
Usiadł obok niej.
–
Jaka była najbardziej zwariowana rzecz, którą zrobiłeś w życiu?
– spyta niespodziewanie Grace.
–
Zaprzyjaźniłem się z Syriuszem, Jamesem i Peterem – odpowiedział
bez wahania Remus, co ponownie rozśmieszyło Cabot. – A ty?
–
Przyjechałam do Anglii – odparła. – I jednocześnie była to
najlepsza rzecz, jaką mogłam zrobić.
Grace
zrzuciła buty i wyciągnęła się na łóżku, kładąc głowę na
udzie Remusa. Zaczęła bawić się guzikami od jego koszuli, powoli
rozpinając jeden po drugim.
–
Grace… – szepnął Remus, spiętym głosem.
–
Przecież tylko się bawię – powiedziała obronnym głosem. –
Zresztą mógłbyś to sam zdjąć, wtedy nie musiałabym nic robić.
–
Nie wiem, czy to dobry pomysł.
Grace
westchnęła ciężko. Najpierw usiadła na łóżku, a potem
przeniosła się na kolana swojego chłopaka. Patrząc mu w oczy,
rozpięła wszystkie guziki jego koszuli, którą chwilę potem
bezceremonialnie zdjęła i rzuciła za siebie.
–
Remus, musisz przestać wstydzić się samego siebie – oznajmiła.
– Inaczej będziesz nieszczęśliwy z samym sobą.
–
Nie muszę być szczęśliwy ze sobą – odparł. – Wystarczy mi,
że jestem szczęśliwy z tobą.
Grace
nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć. Powinna powiedzieć, że
Remus nie ma racji, że przede wszystkim powinien zaakceptować
siebie. Z drugiej strony, patrząc na blizny pokrywającego jego
ciało, wiedziała, że to nie będzie dla niego łatwe. Zrozumiała,
jak to, kim jest, wpływa na jego życie. To nie chodziło tylko o
wrogość innych, ostrość angielskich przepisów, ale też o takie
szczegóły, jak bliskość z drugą osobą. Ona sama jeszcze nie
była pewna, jak ma pokierować swoim życiem, więc nie miała prawa
oczekiwać od Remusa tego samego. Dlatego zrobiła to, co było
słuszne w każdej sytuacji – pocałowała go.
Według zegara w moim laptopie jest już piątek, więc nikt nie może mi zarzucić, że rozdział nie pojawił się w terminie :). W dzień będę dosyć zajęta i mogę nie mieć czasu na publikację, więc wolałam zrobić to teraz. Bardzo możliwe (ale nie pewne), że przyszłotygodniowy rozdział pojawi się w czwartek, w urodziny bloga, a nie w piątek, jak to widnieje Kryształowej Kuli. Nie jest to jednak pewnik. Na fragment tego rozdziału zapraszam w poniedziałek na blogowego Facebooka. Pozdrawiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJak zawsze wspaniałe. Remus zapomni o tej kopercie, prawda? Xd
OdpowiedzUsuńAle na krótko :)
UsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzy to normalne, że ja sobie wyobrażam Taylor jak jedną z tych dwóch sióstr (coś tam na S) z Igrzysk Śmierci? No wiesz tych sióstr co UMARŁY?!
Bożee...