a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


czwartek, 1 września 2016

Rozdział 48 – Rozmowa z ojcem

 Wychodząc po południu Grace niemal rozminęła się w drzwiach z ojcem Remusa. Rzuciła szybkie „dzień dobry” i jeszcze szybsze „do widzenia”, po czym wybiegła z podwórka i teleportowała się.

– Coraz bardziej lubię tę dziewczynę – powiedział John, mrugając do syna. – Mamy coś na obiad?

– To, co wczoraj – odpowiedział Remus. – Chyba nie myślisz, że sam bym coś ugotował?

Ojciec parsknął śmiechem i przeszedł do kuchni.

– Nawet przez myśl mi to nie przeszło. Przecież wiem, że talent kulinarny odziedziczyłeś po mnie. I jeszcze urok osobisty.

Remus też się roześmiał. Lubił te luźne, męskie rozmowy z ojcem i źle czuł się z tym, że musiał zniszczyć nastrój. Pamiętał o kopercie, którą dostał od Taylor, i której do tej pory nie otworzył. Chciał porozmawiać z tatą o tym, co stało się ponad trzynaście lat wcześniej, ale nie wiedział, jak zacząć temat.

– Będziesz jadł? – zapytał ojciec.

– Nie. Zjadłem obiad z Grace.

Usiadł naprzeciwko taty, patrząc jak ten je.

– Jak tam w pracy? – zagadnął Remus.

– Nic się nie dzieje. Pół dnia stałem na postoju. Ale chyba ty się nie nudziłeś, mam rację?

Remus spuścił głowę, próbując ukryć rumieniec. Był na siebie zły za to, że nie potrafił tak po prostu rozmawiać z tatą o Grace.

Ojciec zaśmiał się, odsyłając różdżką pusty talerz do zlewu.

– Oj, Remus, Remus – powiedział z politowaniem. – Chyba naprawdę musimy odbyć poważną rozmowę. Jak ojciec z synem.

„Merlinie, ratuj”, pomyślał Remus. Tego jeszcze tylko brakowało. Jakby mało mu było ostatnio stresów.

John zaciągnął opierającego się syna do salonu i posadził na jednym z foteli. Sam usiadł naprzeciwko niego.

– No dobra… – zaczął niepewnie ojciec. – Zdaję sobie sprawę, że tą rozmowę powinniśmy odbyć już jakiś czas temu. W końcu spotykasz się z Grace już od dłuższego czasu, a mnie, szczerze mówiąc, nie uśmiecha się zostać dziadkiem w tak młodym wieku – dodał, śmiejąc się nerwowo.

„O Merlinie”, jęknął w myślach Remus. „To się robi coraz gorsze”.

– Tato, tato, wyhamuj – powiedział szybko młodszy Lupin. – My niczego nie robimy. Słowo Gryfona.

Ojciec na chwilę zgubił wątek, ale szybko otrząsnął się ze zdziwienia.

– Ale chyba mi nie powiesz, że nie macie tego w planach, prawda? No właśnie. A wtedy…

– Tato, proszę cię, przestań. Naprawdę nie musisz mi niczego tłumaczyć. Kto jak kto, ale ja naprawdę muszę wiedzieć takie rzeczy. Naprawdę myślisz, że zaryzykowałbym to, że niewinne dziecko odziedziczyłoby po mnie chorobę?

Nie powiedział, że ta rozmowa powinna odbyć się rok wcześniej. Nie chciał pamiętać o Natalie i najczęściej mu się to udawało. Tamta noc z Nat była dużym błędem i Remus obiecał sobie, że więcej podobnego błędu nie popełni.

– Masz rację – przyznał ojciec. – Przepraszam. Nie chciałem, żeby to źle zabrzmiało albo…

– Daj spokój. Przecież nic się nie stało. Uwierz, że doceniam twoją troskę. Po prostu… Grace. Sam rozumiesz.

– To na pewno. Pamiętam, jakby to było wczoraj, jak zacząłem się spotykać z twoją matką. Merlinie, jak ja byłem w niej zakochany – westchnął.

– No… Aż za bardzo – rzucił Remus z nutą złośliwości.

Fakt, że rodzice pobrali się ze względu na to, że jego matka zaszła w ciążę, nie był dla Remusa czymś nowym. Kiedyś był dumny z tego, że stał się głównym powodem małżeństwa rodziców. Ale wtedy był mały i niewiele rozumiał.

– Uważaj – odparł z dawaną surowością ojciec. – Gdyby nie to, nie byłoby cię tutaj.

– No przecież wiem – odparł Remus. – Nie musisz mi tego powtarzać.

– Zależy ci na niej? – zapytał ojciec.

– Bardzo. Kocham ją. Kocham ją tak bardzo, że sam się tego boję. Jesteśmy ze sobą tylko trzy miesiące, a ja już nie wyobrażam sobie bez niej życia!

Ku jego zdziwieniu ojciec serdecznie się roześmiał. Remus wbił w niego pełne zdziwienia spojrzenie.

– Czułem się tak samo. Nadal się czuję – przyznał ojciec. – Mój ojciec mówił tak samo. Twierdził, że takie kochanie całym sobą jest cechą rodzinną. Nie martw się. Mam oczy i widzę, co jest między wami. Dla Grace to też jest coś poważnego.

Remus uśmiechnął się pod nosem, wspominając, co robił z ukochaną przez kilka godzin, które razem spędzili. Nie. Nie przeszli do ostatniego etapu ich związku, czy też „czwartej bazy” jak nazywała to Grace (ech, ci Amerykanie), ale poza tym nie stawiali sobie granic. Co nie znaczy, że większość tego czasu spędzili na całowaniu się. Leżeli na łóżku Remusa przytuleni do siebie, rozmawiając na najróżniejsze tematy. Nie mówili o porwaniu Lupina, ale poza tym nie było tabu. Grace dużo opowiadała chłopakowi o swojej szkole, znajomych i świecie czarodziejskim Stanów Zjednoczonych.

Kiedy John zajął się gazetą, Remus wyszedł z salonu, kierując się do swojego pokoju. W porę przypomniał sobie o kopercie, którą dostał od Taylor. Wziął ją z półki i dopiero wtedy zniknął u siebie.

W pokoju nadal unosił się zapach Grace. Remus usiadł na łóżku, próbując nie myśleć o swojej dziewczynie. Nie wiedział, co ma zrobić z kopertą.

Przecież chciał wiedzieć, kto mu to zrobił. Kto mu zniszczył życie. Odkąd Taylor powiedziała mu, że ten ktoś musiał wiedzieć, co robi, a co za tym idzie – ukąsił go celowo, ta myśl ciągle kołatała mu się w głowie. Chciał poznać nazwisko, ale z drugiej strony bał się tego. To mogło wywrócić jego życie do góry nogami… Albo mogło niczego nie zmienić.

W końcu stwierdził, że chce poznać prawdę. Chce znaleźć tego, który mu to zrobił i zapytać „dlaczego?”.

Otworzył kopertę i wyjął niewielką karteczkę, która była w środku. Spiesznym, drżącym charakterem pisma zostały tam zapisane dwa słowa:


Fenrir Greyback


Nic się nie stało. Świat się nie zatrzymał, nie zmienił kierunku obrotu. W dodatku za oknem rozległ się świergot jakiegoś ptaka.

Remusowi nic to nie mówiło. Po prostu zestawienie imienia i nazwiska, którego nigdy nie słyszał. Nawet w rozmowach rodziców, gdy ci myśleli, że syn ich nie słyszy. Po prostu jedno wielkie NIC.

Zerwał się z łóżka i zbiegł na dół, prosząc w duchu Merlina, żeby mama jeszcze nie wróciła do domu. Nie chciał prowadzić tej rozmowy przy niej.

Na swoje szczęście zastał ojca nadal siedzącego w fotelu z gazetą. Był sam.

– Coś się stało? – zapytał, widząc zdenerwowanie syna.

– Kto to jest Fenrir Greyback? – odparł pytaniem Remus.

Gazeta wysunęła się ze zmartwiałych dłoni Johna Lupina i upadła na podłogę. John zbladł przeraźliwie.

– Skąd… Skąd znasz t-to nazwisko? – zapytał drżącym głosem.

– Nieważne – odpowiedział mu syn, siadając naprzeciwko niego. – Tato, kto to jest?

Ojciec pochylił się i ukrył twarz w dłoniach.

– Przepraszam – szepnął z bólem. – Remusie, tak strasznie cię przepraszam. To… To tylko i wyłącznie moja wina…

Młodszy Lupin nie przerywał ojcu. Czuł, jakie to dla niego ciężkie i nie chciał mu tego dodatkowo utrudniać pytaniami.

– Fenrira Greybacka poznałem przez przypadek. I od razu tego pożałowałem. Był… Nie znałem się na tym, ale od razu zrozumiałem, że był wilkołakiem. Można to było od niego wyczuć. Unikałem go, jak mogłem, ale nie zawsze było to możliwe. Aż pewnego dnia usłyszałem, że w czasie pełni pogryzł małe, zaledwie czteroletnie dziecko. Chłopczyk zmarł w szpitalu jeszcze tej samej nocy. Widzisz, miałem wtedy bliskiego przyjaciela, który pracował na wydziale urazów magizoologicznych. On opowiedział mi o tym dziecku. Pamiętam, że płakał, kiedy mi o tym mówił. Przez tydzień myślałem o tym, co mam zrobić. Patrzyłem, jak bawisz się w ogrodzie i zastanawiałem się, co by było, gdybyś to był ty. Merlinie, jaki byłem głupi. W końcu poszedłem do Ministerstwa Magii i powiedziałem, co wiem. Podałem dokładne namiary, żeby mogli go znaleźć. Zapewnili mnie, że wyślą po niego agentów jeszcze tego samego dnia. Tak zrobili. Tylko nie wiedziałem, że nie udało im się go złapać. Jednego z agentów zabił, drugiego pokaleczył i uciekł. Przez trzy tygodnie nic o nim nie słyszałem. Dopóki księżyc nie wszedł w fazę pełni. Nie powinienem był pozwalać ci wtedy bawić się w ogrodzie. Ocknąłem się dopiero, gdy usłyszałem wycie. Wiesz, że tu nie ma wilków, a to nie brzmiało jak pies. Wtedy wszystko sobie uświadomiłem. Złapałem za różdżkę i wybiegłem do ogrodu… Ale już było za późno. Greyback zniknął, a ty leżałeś na ziemi, półprzytomny, z raną od ugryzienia na przedramieniu. Od razu zabraliśmy cię do szpitala, ale sam wiesz, co było dalej.

Remus kiwnął głową, oszołomiony tym, co usłyszał. Do tej pory rodzice mówili mu okrojoną wersję – bawił się w ogrodzie, wilkołak wpadł, ukąsił go i uciekł. Żadnych nazwisk, szczegółów i motywów.

– Teraz możesz mnie o wszystko obwinić – powiedział ojciec, wstając z fotela.

Lekko chwiejnym krokiem podszedł do drzwi wychodzących na ogród. Otworzył je i wyszedł na zewnątrz. Remus pobiegł za nim.

– Tato, poczekaj – poprosił.

Ojciec odwrócił się do niego i chłopak ze zdziwieniem zobaczył, że po jego policzkach płyną łzy. Pierwszy raz widział, żeby ojciec płakał. Mama – tak, chociaż zawsze to przed nim ukrywała. Ale ojciec i płacz zupełnie do siebie nie pasowały. On zawsze był podporą rodziny, Remusa… To po prostu niemożliwe.

A jednak się działo.

– To nie była twoja wina – powiedział Remus z całą stanowczością. – Przecież… Przecież gdybym ja znalazł się w takiej sytuacji, zrobiłbym dokładnie tak samo. Chciałeś dobrze i to nie twoja wina, że urzędnicy zlekceważyli Greybacka. Proszę, nie obwiniaj się o to. Ja na pewno nie zamierzam.

Podszedł do ojca i przytulił się do niego, jak wtedy, gdy był małym chłopcem. Siła ojcowskich ramion zawsze go uspakajała i dawała poczucie bezpieczeństwa. Tak też było i teraz. Czuł, jak mężczyzna drży, oddając w tym uścisku nerwy, poczucie winy i całą troskę i miłość, jaką ojciec może czuć do syna.

– Remusie, obiecaj mi, że nigdy nie będziesz go szukał – szepnął ojciec. – Proszę, musisz mi to obiecać. Nigdy się do niego nie zbliżaj, nawet nie szukaj informacji o nim. On cię zabije. Proszę…

– Obiecuję – odpowiedział Remus. – Nie będę go szukać i w jakikolwiek sposób się z nim kontaktować.


Przyrzekł to, nieświadomy tego, że wiele lat później będzie zmuszony złamać daną ojcu obietnicę.

Roczek za nami. Z tej okazji życzę Wam, moim czytelnikom, wszystkiego najlepszego, chęci do czytania i cierpliwości do moich różnych, nieraz dziwacznych, pomysłów :). Pierwsze urodziny bloga wykorzystam do wprowadzenia pewnej (znaczącej dla mnie) zmiany. Od kiedy w pierwszej klasie gimnazjum zaczęłam pisać minęło prawie sześć lat - w tym czasie dojrzałam i ostatnio doszłam do wniosku, że Słodka Wariatka jest już dla mnie zbyt dziecinna. Od dzisiaj będę tworzyć i publikować jako Morrigan. Serdecznie Was pozdrawiam.

2 komentarze:

  1. No hej, hej, Morri ;)
    Komentuję, bo nie chcę wysyłać maila, nie sprawdziwszy do końca podesłanego rozdziału - w związku z nowym rokiem szkolnym i moim wczorajszym przyjęciem urodzinowym jestem wykończona psychicznie. Miałam dzisiaj 6 lekcji, w tym 2 bloki, czyli tylko 4 różne lekcje (z czego jedną był wf) - a mam już zapowiedzianych 17 kartkówek i 9 klasówek (nie, nie wcisnęłam złych klawiszy). Ktoś mnie pobije? No, więc na maila odpowiem pewnie dziś wieczorem, jak trochę odetchnę.
    Rozdziału nie czytałam, bo wydałby mi się pewnie jednym wielkim powtórzeniem i zaczęłabym panikować, co ja ci odesłałam. Napiszę pewnie to, co napisałam już wcześniej: ciekawy pomysł na poznanie przez Remusa nazwiska Greybacka, historia jego ojca ciekawa, a próba rozmowy na te tematy wyszła genialnie!
    Jeśli napisałam coś nieskładnie, to musisz mi wybaczyć, jestem absolutnie przybita psychicznie szkołą.
    Pozdrawiam i zazdroszczę jeszcze jednego miesiąca wakacji
    Atria Adara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci współczuję tej nawałnicy sprawdzianów i kartkówek. Zadawanie tylu już pierwszego dnia szkoły to okrutne. Ale pewnie gdzieś w okolicy stycznia (kiedy będę mieć sesję) będę Ci tego zazdrościć.
      Z ręką na sercu zapewniam, że starałam się wszystkie powtórzenia usunąć :).
      Pozdrawiam Morrigan

      Usuń

Obserwatorzy