Wigilijny
wieczór w domu Lupinów był wyjątkowo ponury. John siedział w
fotelu, pogrążony we własnych myślach. Tessa rozmawiała z Mikiem
o jego studiach, pracy i Oxfordzie, ale konwersacja nie bardzo się
kleiła. Żadne z nich nie miało dobrego nastroju.
–
Remus zamierza do nas zejść? – zapytała Tessa, zwracając się
do szwagra.
John
spojrzał na nią, jakby dopiero teraz przypomniał sobie o jej
obecności.
–
Nie liczyłbym na to – odparł.
Podszedł
do barku i wyjął butelkę Ognistej Whisky.
–
Napijecie się?
Mike
pokręcił przecząco głową, ale Tessa się zgodziła. Wzięła od
szwagra szklaneczkę. Wysączyła
pół łyka, patrząc, jak John
wypija wszystko naraz.
–
Upijanie się w święta nie jest najlepszym pomysłem –
stwierdziła panna Turner.
John
nie odpowiedział. Nalał sobie jeszcze raz i tę porcję ponownie
szybko wypił. Chciał zapomnieć o ostatnim tygodniu.
„Kiedy
wszystko zaczęło się walić?”, pomyślał. „W którym momencie
moje życie zaczęło przypominać drogę do piekła? Lynne,
najdroższa, dlaczego mnie zostawiłaś? Nie dam sobie bez ciebie
rady”.
~
* ~
Remus
leżał w łóżku, wpatrując się tępo w sufit. Nie chciał tu
być. Nie chciał żyć, nie zasługiwał na to. Przecież to przez
niego zginęła jego matka. Zrobiłby wszystko, żeby ją odzyskać.
Wszystko, ale nie odwróciłby tego, przez co zginęła. Nie umiałby
przystąpić do śmierciożerców. To byłoby wbrew wszystkiego w co
wierzył. Jak mógłby zdradzić przyjaciół i przyłączyć się do
tych potworów? Zabijali bez mrugnięcia okiem, a on… Fakt, że
kiedy był w szóstej klasie, zdarzył się wypadek – Syriusz
podesłał do Wrzeszczącej Chaty (gdzie Remus się przemieniał)
Severusa Snape'a, którego Łapa i Rogacz uwielbiali dręczyć. Tylko
dzięki szybkiej interwencji Jamesa obyło się bez tragedii. Lunatyk
wiedział, że o mały włos nie zostałby mordercą. Gdyby tak się
stało, Ministerstwo Magii nawet nie zdążyłoby go usunąć. Sam
odebrałby sobie życie. Przecież
ktoś taki jak on na nie nie zasługiwał.
Słyszał,
jak ktoś wchodzi do jego pokoju i kładzie coś na nocnej szafce.
Nie zadał sobie trudu, żeby rozpoznać tę osobę. Nie interesowało
go to. Nic go nie interesowało.
Kiedy
zasypiał, w głowie huczały mu słowa Grace: „Musisz to
przetrwać. Dla swojego taty, dla siebie, dla mnie. Potrzebuję cię”.
~
* ~
Will
pchnął drzwi i wszedł do pokoju Remusa. Dopiero przeszedł dosyć
trudną rozmowę z ojcem swojego pracownika. Nie dziwił się temu –
na jego miejscu też by się bał, jeżeli szef przychodzi do domu i
mówi, że musi pilnie porozmawiać. Długo zapewniał Johna Lupina,
że NIE ma zamiaru zwolnić jego syna.
W
pokoju było duszno, mimo tego że okno
zostało uchylone. Przez szczelinę wpadał zapach lasu, śniegu i
jelenia, który w nocy przechodził niedaleko płotu. Will poczuł od
tego pragnienie, ale szybko je zdusił. To nie był czas na
polowanie, chociaż powinien to zrobić już kilka dni temu. Niestety
ostatnio miał tyle na głowie, że nie znalazł nawet godzinki na
samotny wypad do lasu.
–
Remus, wystarczy tego – rzucił do leżącego na łóżku chłopaka.
– Wiem, że jest ciężko, ale nie możesz leżeć.
Młody
wilkołak nie zareagował. Jedynie jego lekko przyspieszone tętno
świadczyło o tym, że wie o obecności Willa.
Daniels
podszedł do niego i mocnym szarpnięciem za ramię posadził. Remus
zamrugał szybko, wracając do świata. Spojrzał na wampira z
czystym zdziwieniem w oczach.
–
Skąd się tu wziąłeś? – spytał cicho.
–
Nie uważasz, że starczy już tego użalania się nad sobą? –
odparł pytaniem Will.
–
Nie nie rozumiesz – szepnął Remus, zbolałym głosem.
–
Tak myślisz? Pochowałem rodziców, rodzeństwo, żonę, kilkanaście
kochanek, dzieci, wnuki, prawnuki… Nie waż mi się mówić, że
nie wiem, jak boli strata. Nie umniejszam tego, co przeżywasz, ale
zrozum, że inni też cierpią.
–
Will, to moja wina. To przeze
mnie mama nie żyje.
To
na chwilę zamknęło gościowi usta. Nie spodziewał się
takiego wyznania. Co prawda Grace (która prosiła go o interwencję)
ostrzegała go, że Remus ma wyrzuty sumienia i wytłumaczyła mu,
skąd się wzięły, ale nie do końca brał to na poważnie. Teraz
wierzył.
–
Nonsens. Nic nie mogłeś zrobić. Doprowadź się do porządku i
jutro o czternastej widzę cię za barem.
–
Od razu możesz mnie zwolnić – odpowiedział Remus, ponownie
kładąc się na łóżku.
–
Nie! Remus, siedząc tutaj nikomu nie pomożesz. Matce życia nie
wrócisz, ale możesz pomóc dopaść tych, którzy ci ją odebrali.
A póki co radzę czymś się zająć: masz pracę, studia, rodzinę
i przyjaciół. Masz dla kogo żyć.
Ledwo
panował nad swoimi emocjami. Ta sytuacja dla niego też była
trudna. Spór odświeżał jego własne rany z przeszłości.
–
Ale nie potrafię. Will, nie chcę już żyć – powiedział z
rozpaczą Remus.
–
To rusz szacowne cztery litery i jazda do roboty! I nie mówię tego
jako twój szef. Tylko ktoś, kto dobrze ci życzy. Jak się czymś
zajmiesz, będzie ci łatwiej oderwać się od smutku.
–
Wyjdź – powiedział Remus. – Wyjdź i zostaw mnie samego.
Will
miał wielka ochotę potrząsnąć chłopakiem i przemówić mu do
rozumu w sposób siłowy, ale z trudem się powstrzymał. Nie chciał
naciskać Lupina, bo i tak był już wystarczająco rozbity.
–
Trzymaj się – odparł Will.
Wyszedł
z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Po tej rozmowie miał dwa
wnioski:
Po
pierwsze, Grace miała całkowitą rację, jeżeli chodzi o stan
Remusa.
I,
po drugie, nie mógł liczyć na to, że następnego dnia będzie
miał komplet pracowników.
~
* ~
Po
wyjściu Willa Remus spojrzał na
leżące na nocnej szafce zawiniątko. Ostrożnie wziął je i
obejrzał. Szary papier, który okrywał przedmiot, został
przyozdobiony czerwoną kokardą. W wiązaniu Remus rozpoznał rękę
matki. Ostrożnie zdjął ozdobę,
chowając ją następnie do szuflady, i rozwinął papier.
W
środku znajdowała się książka
w twardej okładce. Remus ostrożnie ją wyjął, od niechcenia
otworzył. Okazało się, że to nie była książka, tylko album na
zdjęcia. Znajdowały
się tam fotografie
jego i jego rodziców, Mike'a, Lily, Huncwotów i Tessy. Każda
przedstawiała
jakąś ważną chwilę w jego życiu. Pierwsze
została
zrobiona
tuż po jego narodzinach, potem był pierwszy krok, zabawy z
Mikiem w ogrodzie, jedenastoletni Remus trzymający list z Hogwartu,
zbiorowe zdjęcie Huncwotów (a konkretnie siedem takich zdjęć),
moment, w którym dostał listy w wynikami SUM-ów i OWUTEM-ów, a
także jego zdjęcie z Grace, zrobione zaledwie dwa tygodnie
wcześniej. W miejscu, w którym powinno być następne zdjęcie,
Remus znalazł kopertę. Wyjął z niej list. Od razu rozpoznał
pismo matki:
Remusie,
mam
nadzieję, że prezent Ci się spodoba i dobrze go wykorzystasz. Jak
zauważyłeś, jest jeszcze dużo miejsca i możesz do woli
umieszczać zdjęcia ważnych dla ciebie momentów i osób. Liczę,
że kiedyś znajdzie się tam zdjęcie mojej synowej (ale w żadnym
wypadku na Ciebie nie naciskam).
Spróbuj,
patrząc na te zdjęcia, spojrzeć na siebie tak, jak ja na Ciebie
patrzę – jesteś wspaniałym człowiekiem. Nigdy nie pozwól sobie
wmówić, że jest inaczej. A ludzie zawsze będą chcieli Cię
stłamsić, dostosować do swoich wyobrażeń… albo zniszczyć.
Tylko nie myśl sobie, że masz na wszystkich uważać. Są też
dobrzy ludzie, którzy nie będą zwracać uwagi na Twoją chorobę.
Zresztą co Ci będę mówić – masz w końcu tyle takich osób
wokół siebie.
Synku,
trwa wojna i wiesz o tym najlepiej. A na wojnie dzieją się rzeczy
straszne. Giną ludzie. Pamiętaj, że, cokolwiek by się nie stało,
nie załamuj się. Trzeba żyć dalej i dalej walczyć. Przecież
ważne jest lepsze jutro, a nie rozpamiętywanie minionych dni. Na
żałobę czas przyjdzie później.
Pamiętaj,
że zawsze będę przy Tobie i zawsze będę Cię spierać.
Całuję,
Mama
Remus
drżącymi rękami odłożył list i album na szafkę. Następnie
przesunął delikatnie palcami po policzkach, gdzie ze zdziwieniem
poczuł łzy. Szybko je starł, ale to nie zatrzymało rosnącego
strumienia. Wstrząsnął nim szloch. Opadł na łóżko i zapłakał,
po raz pierwszy od śmierci
matki. Razem ze łzami spłynęły poczucie winy i żal. Po
półgodzinie usnął, zmęczony płaczem.
Odkąd dowiedział się o mamie, był to jego pierwszy spokojny sen.
~
* ~
Syriusz
uchylił powiekę i z radością stwierdził, że na jego piersi
smacznie śpi Roxy. Była taka drobna i delikatna, że Syriusz bał
się ruszyć, żeby przypadkiem nie zrobić jej krzywdy. Ostrożnie
przesunął prawą dłonią po blond włosach dziewczyny, rozkoszując
się ich miękkością.
Roxy
poruszyła się, ale nie obudziła. Westchnęła i objęła mocniej
ukochanego.
Syriusz
uśmiechnął się pod nosem. Od miesięcy zastanawiał się, co
takiego jest w tej dziewczynie, że nie potrafił przestać o niej
myśleć. Nawet gdy sypiał z innymi pannami, zasypiając
marzył właśnie o niej. Czy to ma sens? Dla Syriusza nie miało
żadnego, ale w niczym mu to nie przeszkadzało. Sensowność jakichś
działań czy sytuacji nigdy nie była dla niego ważna. Liczyło się
działanie, nie planowanie. A w przypadku Roxy ani jedno, ani drugie
nie zdawało egzaminu. Nie mógł być spontaniczny, bo zbyt mu na
niej zależało. A przecież wiedział, że jest na cenzurowanym –
jego rodzony brat był śmierciożercą, ex-rodzina popierała
Voldemorta, a sam Syriusz aktywnie działał w Zakonie Feniksa,
który już zdążył dać się we znaki panom w czerni. Nic
dziwnego, że co i rusz orientował się, iż ciągnie się za nim
ogon. W takiej sytuacji nie mógł pozwolić sobie na poważny
związek z Roxy. To mogłoby sprowadzić na nią wielkie
niebezpieczeństwo. Przelotnymi partnerkami śmierciożercy się nie
interesowali, ale stały związek na pewno wzbudziłby ich
zainteresowanie.
Ta
noc była pierwszą, którą spędzili razem. Co prawda wcześniej
udawało im się uszczknąć godzinkę-dwie dla siebie, ale to był
pierwszy razy, gdy zasnęli obok siebie i obudzili się w swoich
ramionach.
Oboje
wiedzieli, że takich nocy nie będzie dużo. Nie pozwalało na to
bezpieczeństwo, ale te kilkanaście wykradzionych wielkiemu światu
godzin były dla nich najcenniejsze. To był ich mały, prywatny
skarb.
Gdyby twoje opowiadania były lekturą, kochałabym czytać lektury.
OdpowiedzUsuńAch, lektury... Ale powiem z doświadczenia, że pojęcie "lektura" jest w stanie obrzydzić wszystko.
UsuńTo mój pierwszy komentarz tutaj. Pewnego dnia wpadłam na Twój blog i przeczytałam wszystkie rozdziały. Uwielbiam Twój styl pisania. Cieszę się, że Remus dochodzi do siebie. I ten Syriusz na końcu... Świetne! Pozdrawiam i niecierpliwie czekam na dalsze notki! :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zdecydowałaś się na zostawienie komentarza. Bardzo też dziękuję za słowa pochwały. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
UsuńNa nowy rozdział zapraszam już jutro. Liczę na to, że w jego kwestii też podzielisz się ze mną swoimi odczuciami.
Pozdrawiam
Jestem ciekawa Willa. Jest taki, jakby to powiedzieć: słodko-słony. Cieszę się że Remus waraca do zdrowia. Ale nie wiem czemu nie mogę przekonać się do Grace. Czas pokaże czy słusznie. Na koniec jak zawsze życzę weny. Jul
OdpowiedzUsuń