Pukanie
do drzwi wyrwało Tessę z lektury „Proroka Codziennego”. Panna
Turner rzuciła gazetę na stół (co zresztą miała ochotę zrobić
już jakiś czas temu – pisali straszne głupoty) i poszła
sprawdzić, kogo Hekate niesie.
–
Grace, co ty tu robisz? – zdziwiła się kobieta, po otwarciu
drzwi.
–
Przyszłam do Remusa – odpowiedziała dziewczyna tonem, który
sugerował, że to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Tessa
uśmiechnęła się na te słowa. Uważała, że uczucie łączące
jej siostrzeńca i Amerykankę było co najmniej słodkie. Jej samej
nigdy nie udało się tak zakochać w jakimkolwiek mężczyźnie.
–
Remusa nie ma – poinformowała gościa. – Na drugą poszedł do
pracy.
–
Naprawdę? – zapytała z niedowierzaniem Grace.
Gdy
Tessa potwierdziła, Cabot uśmiechnęła się szeroko. W jej oczach
pojawiła się niemal namacalna ulga.
–
Wczoraj przyszedł niejaki Will i coś mu nagadał – wyjaśniła
kobieta. – Nie wiem, co to było, ale najważniejsze, że
podziałało. Dzisiaj rano Remus zszedł na śniadanie, jak gdyby
nigdy nic i powiedział, że na drugą musi być w Oxfordzie.
Pierwszy raz widziałam, jak John dosłownie zbierał szczękę z
podłogi.
Roześmiały
się obie.
–
W sumie dobrze, że przyszłaś – stwierdziła po chwili Tessa. –
Chłopaki są w pracy, a ja siedzę tu jak kołek. A tego badziewia,
które co po niektórzy szumnie nazywają „gazetą” nie mogę już
czytać. Przynajmniej będę mogła z kimś inteligentnie
porozmawiać. Oczywiście, jeżeli zdecydujesz się zostać.
–
Z przyjemnością dotrzymam pani towarzystwa – zgodziła się
Grace.
–
Jaka znowu „pani”? – oburzyła się starsza kobieta. – Po
pierwsze: nie jestem mężatką, więc jeśli już to „panno”, a
nie „pani”. Po drugie: mów mi po imieniu. Własny siostrzeniec
mówi mi per „Tessa”, więc jego dziewczyna nie powinna zwracać
się do mnie ze zbędnymi ceregielami.
Panie
przeszły do salonu, gdzie rozsiadły się na fotelach. Tessa
przywołała z kuchni paczkę z ciasteczkami. Poczęstowała jednym z
nich gościa. Razem z ciastkami przyleciały dwie szklanki i butelka
oranżady.
–
Mieszkasz w Nowym Jorku, tak? – zapytała Grace.
–
Konkretnie na Manhattanie. Wspaniała okolica. Mam do pracy dosłownie
rzut tiarą – dwie przecznice.
–
Zawsze chciałam zobaczyć Nowy Jork. W czwartej klasie była
organizowana wycieczka po największych miastach wschodniego
wybrzeża, to jest: Boston, Nowy Jork, Filadelfia, Baltimore,
Waszyngton, Richmond, Norfolk, Charleston, Savannah, Jacksonville,
Orlando i Miami. Mieliśmy jeździć tak ponad miesiąc. Ale mama się
nie zgodziła i nie pojechałam. Uznała, że jestem za młoda i w
ogóle, i bała się mnie puścić.
–
Ale pozwoliła ci jechać do Anglii – zauważyła Tessa. – A to
przecież inny kontynent.
Słysząc
te słowa Grace roześmiała się, jakby bawiła ją sugestia Tessy.
–
O nie, nie, nie. Mama wcale nie pozwoliła mi tu jechać. Ale, na jej
nieszczęście, jestem już pełnoletnia i nie może mi niczego
zabronić. Ale kazała mi obiecać, że zatrzymam się u cioci
Brendy. Teraz widzę, jak bardzo wdepnęłam w błoto. Ciocia nie
daje mi żyć, rozlicza mnie z każdego wyjścia z kim, gdzie i
dlaczego idę.
Tym
razem to Tessa się roześmiała, ale w jej głosie słychać było
współczucie do gościa. Ona, która przecież wyrwała się spod
kurateli siostry i pojechała za ocean nie mając niespełna
dwadzieścia lat, nie wyobrażała sobie sytuacji, w której
ktokolwiek stał by jej nad głową i przesłuchiwał z każdego
kroku. Zwariowałaby po trzech dniach.
Kiedy
ona pojechała do Nowego Jorku, nikt jej nie pilnował. Rodzice już
nie żyli, a Evelynne była zaledwie rok po ślubie, niedługo po
narodzinach syna. Zwyczajnie nie miała czasu i siły na zajmowanie
się młodszą, ale dorosłą już siostrą. Tessa doskonale to
rozumiała i nie miała żalu do siostry za to, że ta poświęcała
jej mało uwagi. Za to starała się ze wszystkich sił tak ułożyć
sobie życie w Ameryce, żeby nie musieć prosić Evelynne o pomoc i
nie przysparzać jej dodatkowych kłopotów. Na szczęście młodsza
z sióstr Turner od zawsze miała łatwość w kontaktach z ludźmi,
więc bez większego trudu odnalazła się w nowym miejscu. Zdobyła
nowych przyjaciół (poza nieodżałowaną Dorothy Sadler, z którą
Tessa pojechała do USA i z którą wynajmowała mieszkanie przez
pierwsze trzy lata), pracę i oczywiście chłopaka. Niestety Frank
Anderson nie zagrzał długo miejsca u jej boku, bo już po czterech
miesiącach został wymieniony na Freda Bakera. Zresztą Fred też
nie cieszył się Tessą zbyt długo. To nie było tak, że panna
Turner się puszczała. Po prostu żaden z chłopaków, z którymi
się spotykała, nie dawał jej szczęścia i poczucia
bezpieczeństwa. Zresztą sama Tessa twierdziła, że nie jest
stworzona do życia w stałym związku. Czuła się wtedy spętana.
Podziwiała starszą siostrę za jej zaangażowanie w życie rodziny,
za to, co przeszła, pracując z mężem na utrzymanie rodziny (w
sensie finansowym, jak i utrzymanie rodziny w całości) mimo
dotykających ich zewsząd tragedii: choroby Remusa, śmierci Angeli
i poronienia, po którym uzdrowiciele oznajmili, że Evelynne już
nigdy nie zajdzie w ciążę. Tessa miała za to do siostry olbrzymi
szacunek i lubiła do niej przyjeżdżać, żeby przesiąknąć tą
rodzinną atmosferą, ale sama nie potrafiłaby tak żyć. Eve to
rozumiała i nigdy nie naciskała młodszej siostry, żeby ta
„wreszcie się ustatkowała”.
–
Czy wyjdę na wredną ciotkę, jeżeli spytam cię, czy planujesz
jakieś studia? – zapytała Tessa.
–
Nie – odpowiedziała Grace. – Raczej wyjdziesz na dziennikarkę,
która nie potrafi oderwać się od zwyczajów, które panują w jej
zawodzie.
W
pierwszej chwili Tessa nie wiedziała, co powiedzieć. W sumie nie
spodziewała się takiej odpowiedzi, ale przypadła jej do gustu.
–
Podobasz mi się – powiedziała z uznaniem. – Naprawdę mi się
podobasz. Jeżeli idzie o mnie, to macie z Remusem zielone światło.
Stuknęły
się na wpół pełnymi szklankami.
–
Kiedy tu przyjechałam, nie myślałam, że zostanę tak długo.
Myślałam: „miesiąc, może dwa”. A potem poznałam Syriusza.
Nieźle się razem bawiliśmy, pokazał mi kilka klubów. Sporo
opowiadał o przyjaciołach… zwłaszcza o jednym. Domyślasz się,
o którym?
Tessa
kiwnęła twierdząco głową. Jej usta rozciągnęły się w
szelmowskim uśmiechu.
–
Nie mogę powiedzieć, żeby opowieści Syriusza mnie nie
interesowały. Już po tygodniu prosiłam go, żeby wreszcie poznał
mnie z Remusem.
–
I poznał.
–
Poznał. Ale zanim to nastąpiło, zdążyłam sobie wyobrazić
Remusa, według opowieści Syriusza. Rzeczywistość okazała się
inna. Nie gorsza, ale inna. I wcale nie żałuję tej inności.
Zamilkła,
przypominając sobie, jak bardzo pomyliła się w stosunku do Remusa.
Nawet przed nim nie przyznała się do tego, że początkowo uważała
go za przysłowiowe ciepłe kluchy. Co prawda Syriusz nie powiedział
tak dosłownie, co nie zmienia faktu, iż opisywał przyjaciela jako
osobę wrażliwą, uczuciową, ale jednocześnie bardzo inteligentną,
oczytaną, z ogromną wiedzą. Taką, która ze wszystkich sił unika
przemocy. Oczywiście Syriusz napomknął raz czy dwa, że za Remusem
w szkole oglądały się dziewczyny, ale mimo to Grace oczami
wyobraźni widziała raczej niskiego, sflaczałego, zgarbionego od
ciągłego ślęczenia nad książkami chłopaka z przesadnie
ulizanymi włosami i w okularach grubości denka od butelki. Taki, co
to samym swoim widokiem wzbudza litość. Rzeczywistość okazała
się zupełnie inna. Fakt. Syriusz mówił prawdę, ale przecież już
przy pierwszym spotkaniu Remus pokonał w walce dwóch
śmierciożerców. Czegoś takiego Pan Ciepłe Kluchy na pewno by nie
zrobił.
Tessa
długo nie mogła się uspokoić, gdy Grace jej o tym powiedziała.
Też zdawała sobie sprawę z tego, że jej siostrzeniec na pierwszy
rzut oka wydaje się osobą niepozorną, na którą nawet nie warto
zwracać uwagi. Kiedyś podejrzewała, że to może być wyćwiczona
poza, taki patent na przetrwanie (w końcu wilkołak nie powinien
zwracać na siebie zbytniej uwagi), ale z czasem doszła do wniosku,
że Remus po prostu taki jest – cichy, uczynny, z zaniżonym
poczuciem własnej wartości.
–
Może lepiej dajmy już mu spokój – zaproponowała panna Turner,
gdy wreszcie udało jej się uspokoić. – Nie powinnyśmy go
obgadywać.
–
No niby tak… Tessa, mogę zadać ci osobiste pytanie? – zapytała
niepewnie Grace.
–
Jasne. Nie krępuj się – odparła beztrosko kobieta, wypijając
łyk oranżady.
–
Jak to jest, że jesteś tak wesoła? Przecież… – zawahała się,
nie wiedząc, jakich słów użyć, żeby nie urazić rozmówczyni.
–
Przecież moja siostra zginęła nieco ponad tydzień temu? –
podpowiedziała uczynnie Tessa.
Grace
pokiwała głową.
Panna
Turner musiała chwilę zastanowić się nad odpowiedzią. Pytanie
nie było proste, ale oczywiste. Zdawała sobie sprawę z tego, że
jest stanowczo za wesoła, ale ona po prostu nie potrafiła poddać
się smutkowi.
–
Evelynne nie chciałaby, żebym chodziła smutna. Wiedziała, że to
nie jest mój naturalny stan. Nie umiem długo się smucić. Zresztą
nawet nie wolno mi się smucić. Ktoś musi wspierać chłopaków.
Pamiętaj, Grace, że mężczyźni ZAWSZE potrzebują kobiecego
wsparcia. Nawet, a może szczególnie, wtedy, gdy uważają, że
świetnie dadzą sobie radę sami.
~
* ~
Frank
Longbottom odłożył na biurko akta sprawy zabójstwa Tima
McGregora. Pracował nad tym już ponad miesiąc i nadal nie mógł
znaleźć sprawcy tego brutalnego mordu. Mężczyznę wielokrotnie
torturowano, a następnie zabito zaklęciem Avada Kedavra. Dla Franka
oczywistym było, że za tym morderstwem stoją śmierciożercy
(ofiara pochodziła z mugolskiej rodziny), ale nie mógł zamknąć
sprawy, nie aresztowawszy mordercy. Na sprawiedliwość czekała
wdowa po McGregorze i ich dwoje dzieci.
Chciał
być już w domu. W tych ponurych, przepełnionych przemocą czasach
ukojenie znajdował tylko mając u boku Alicję, szczególnie teraz,
gdy oczekiwali dziecka. Wiedział, że Ala jest bezpieczna pod opieką
jego matki, mimo że kobiety niezbyt dobrze się dogadywały.
Apodyktyczna matka Franka ze wszystkich sił próbowała zdominować
synową, ale ta nie miała zamiaru się jej podporządkować.
Prowadziło to do ciągłych scysji, szczególnie w pierwszych
miesiącach małżeństwa. Kiedy Alicja zaszła w ciążę kłótnie
przycichły, bo Augusta Longbottom nie chciała denerwować
brzemiennej synowej.
Mimo
chęci Frank zdecydował się jeszcze na posprzątanie jednej z
szuflad biurka. Nie zaglądał tam od miesięcy, a pilnie potrzebował
więcej miejsca. Przybywało mu coraz więcej dokumentów.
Otworzył
nieszczęsną szufladę i wyjął z niej stertę papierów,
chusteczek do nosa i złamanych piór. Przeglądał każdą ze
znalezionych rzeczy, żeby przez przypadek nie wyrzucić czegoś
ważnego. Po kilku minutach w jego ręce trafiła zalakowana koperta.
Frank
z rosnącym zainteresowaniem przełamał pieczęć (kompletnie mu
nieznaną) i wyjął złożony list.
Frank
Jeżeli
czytasz ten list, to znaczy, że coś poszło nie tak. Bardzo nie
tak. Jak wiesz, mam za zadanie przeszukać gabinet Lucjusza Malfoy'a.
Nie wiem, co z tego wyniknie, ale, jeżeli mnie złapią, na pewno
nie dam im okazji do przesłuchania mnie. W razie wsypy rzucę na
siebie zaklęcie Mittere siletium. Dzięki temu nic nie będę
pamiętał i nawet pod Veritaserum nic ze mnie nie wyciągną. Jednak
zanim to zrobię, przy użyciu zaklęcia przenoszącego, wyślę
wszystkie znalezione dokumenty tam, gdzie odbywało się zaliczenie
ćwiczeń polowych twojego rocznika. Frank, pamiętaj, że rosnąca
nad strumieniem wierzba ma nie tylko rozłożyste gałęzie, ale też
rozpościerające się szeroko korzenie, między którymi jest dużo
przestrzeni. Weź kogoś zaufanego i znajdź tę wierzbę. Znalezione
przeze mnie dokumenty na pewno pomogą Zakonowi.
Mam
nadzieję, że piszę ten list niepotrzebnie, ale lepiej zabezpieczyć
się przed wszystkim.
Trzymaj
się
Edgar
Frank
natychmiast rzucił wszystkie papiery. Zarzucił na siebie płaszcz i
jak najszybciej pobiegł do strefy teleportacyjnej, skąd przeniósł
się do Hogwartu. Musiał poinformować Dumbledore'a o znalezionym
liście.
Świetny rozdział! Ciekawi mnie Tessa. Czuję, że coś jest z nią nie tak. Ale mam nadzieję, że to tylko moje przeczucia. Nie chcę, żeby Remus znowu cierpiał. Wiem jednak, że pomału zbliża się koniec Jamesa i Lily. Jestem ciekawa jak to rozstrzygniesz. No i co dalej z Grace. Czas pokaże. Tymczasem życzę weny i miłe spędzonych jesiennych wieczorów. Jul
OdpowiedzUsuńW jednym miałaś rację - czas pokaże. Tutaj nie będę spojlerować, ale jeżeli masz ochotę na poznanie kilku szczegółów z dalszej części opowiadania, zapraszam na maila: wariatka3@op.pl.
UsuńPozdrawiam
Fajny rozdział, mam nadzieję, że Lily i James zaznają trochę szczęścia. Ciekawe co Edgar znalazł i kim okaże się Tessa.
OdpowiedzUsuńJak będziesz miała czas to zajrzyj na mojego bloga - http://tacita-clamore.blogspot.com/
Na pewno zajrzę, dziękuję za zaproszenie.
UsuńJeżeli jesteś zainteresowana Tessą, odsyłam do zakładki Bohaterowie, gdzie ją odnajdziesz.
Pozdrawiam