Tessa
okręciła się wokół własnej osi, wprawiona w ruch doświadczoną
ręką mierzącego prawie dwa metry blondyna. Poznała go zaledwie
trzy godziny wcześniej, gdy odwiedziła jeden z najmodniejszych
klubów w Oxfordzie – Tulipan. Mężczyzna, młodszy od niej o
prawie dziesięć lat, okazał się wspaniałym partnerem do tańca,
chociaż do rozmowy zbytnio się nie nadawał. Ale Tessie przecież
nie zależało na rozmowie – chciała się dobrze bawić w
sylwestrowy wieczór.
Długo
zastanawiała się, jak spędzić ostatnią noc roku. Nie była
pewna, czy wypada jej iść się bawić, skoro jej siostra niedawno
zginęła. Ostatecznie decyzję pomógł jej podjąć John, który
oświadczył, że nocą będzie pracował. Sylwester to istne żniwa
dla taksówkarzy i szwagier Tessy chciał to wykorzystać. Panna
Turner nie chciała zostawać sama, więc stwierdziła, że wybierze
się do Oxfordu. Początkowo zamierzała odwiedzić siostrzeńca, ale
gdy zapukała do jego domu, Mike poinformował ją, że Remus umówił
się z dziewczyną, a on sam też czeka na swoją ukochaną. Dlatego
Tessa pochodziła trochę po mieście, aż w końcu trafiła do
Tulipana. Zajrzała tam z czystej ciekawości.
O
północy razem Davidem (jak miał na imię wysoki blondyn) oglądała
mugolskie sztuczne ognie. Czarodzieje świętowali Nowy Rok na swój
sposób – po cichu, w ukryciu przed oczami osób niemagicznych, ale
także z wielką radością. Ta radość jest szczególnie duża w
czasach wojennych. Tak! Właśnie w czasie wojny ludzie się cieszą.
Cieszą się, że oni i ich bliscy przeżyli kończący się rok.
Cieszą się nadzieją, że na następnej zabawie sylwestrowej nie
będą musieli trzymać różdżki pod ręką w obawie przed
śmierciożercami.
–
Uwielbiam Nowy Rok w Anglii – powiedziała Tessa do Davida, gdy
wrócili do Tulipana po tym, jak sztuczne ognie przestały
rozświetlać nocne niebo.
–
To nie jesteś stąd? – zdziwił się blondyn.
Zirytowana
Tessa westchnęła głośno. Nie dalej jak dwie godziny wcześniej
mówiła temu tępakowi, że pracuje w Nowym Jorku. No ale trudno.
Nie można przecież mieć wszystkiego.
Kobieta
nie zdążyła odpowiedzieć na wyjątkowo idiotyczne pytanie
towarzysza. Zielony promień przeciął pomieszczenie i trafił
stojącego przed nią mężczyznę w pierś.
David
nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Otworzył usta i rozszerzył
oczy, jakby był zdziwiony tym co się dzieje, następnie osunął
się bezwładnie na podłogę. Był jak teatralna lalka, której ktoś
nagle przeciął sznurki.
Tessa
zamarła. Słyszała wokół siebie przerażone krzyki, wiedziała,
że powinna uciekać razem z innymi… Nie była w stanie. Wpatrywała
się przerażonym spojrzeniem to w leżące przed nią ciało, to w
trzy postacie ubrane w czarne szaty, które właśnie weszły do
Tulipana. Jedna z nich wymierzyła w nią różdżkę. Tessa
wiedziała, że, jeżeli się nie ruszy, zaraz zginie. Mimo to nie
była w stanie drgnąć.
Zobaczyła
jeszcze zielony rozprysk światła, a następnie poczuła się, jakby
staranował ją hipogryf. Pod czyimś ciężarem runęła na ziemię,
obijając się boleśnie o podłogę. Nad nią i przyciskającym ją
do ziemi facetem przemknął zielony grot śmiercionośnego zaklęcia.
–
Pani zwariowała?! – warknął leżący na niej mężczyzna. –
Mogła pani zginąć!
Nie
czekał na jej odpowiedź tylko zerwał się z miejsca i od razu
stworzył tarczę, oddzielającą śmierciożerców od uciekających
ludzi.
Wciąż
osłupiała Tessa zobaczyła, jak podbiega do niej drugi mężczyzna
(a może to tamten – Morgano, oni byli identyczni) i sprawnie
stawia ją na nogi.
–
Niech pani ucieka – polecił. – To nie jest miejsce dla pani.
Tym
razem Tessa posłusznie pobiegła za uciekającym tłumem. Nie
chciała jednak uciekać. Znalazła ustronne miejsce, gdzie nie mógł
jej zobaczyć żaden mugol, i wysłała Patronusa z wiadomością do
siostrzeńca. On już będzie wiedział, co zrobić z informacją o
śmierciożercach.
Wróciła
do głównej sali, żeby jakoś pomóc walczącym bliźniakom. W
końcu byli w mniejszości. Co prawda ona sama nie była jakąś
ekspertką od samoobrony, ale nikt nie określiłby jej jako zupełną
łamagę.
Żaden
z mężczyzn – w świetne lamp i latających zaklęć Tessa
zobaczyła, że są rudzi, nie zwrócił jej uwagi – gdy
przyłączyła się do walki. Nie mieli na to czasu.
Po
dziesięciu minutach panna Turner zaczęła się martwić, czy Remus
na pewno otrzymał wiadomość od niej. Zaczęła się nawet
zastanawiać, czy nie czmychnąć na zaplecze, żeby posłać mu
kolejnego Patronusa, ale śmierciożerca, z którym akurat walczyła,
nie pozwalał jej nawet na chwilę wytchnienia.
Uchyliła
się przed promieniem zaklęcia koloru burgunda. Odzyskując
równowagę posłała w stronę przeciwnika zaklęcie Petrificus
Totalus, które ten jednak odbił bez większego problemu. Grot
zaklęcia roztrzaskał się na ścianie. Śmierciożerca machnął
widowiskowo ręką, co spowodowało, że w stronę Tessy poleciał
biały promień. Kobieta wyczarowała tarczę, która przyjęła na
siebie cios zaklęcia. Tarcza zatrzeszczała, ale na szczęście
odparowała grot czarnomagicznego czaru. Panna Turner zdawała sobie
sprawę, że, gdyby osłona nie wytrzymała, znalazłaby się w
poważnych tarapatach. Pierwsze lepsze zaklęcie nie powodowało
skrzypienia tarczy.
Na
szczęście obawy Tessy okazały się niepotrzebne, bo gdy
wyprostowała się po kolejnym uniku, zobaczyła Remusa wbiegającego
do klubu. Jej siostrzeniec od razu zorientował się w sytuacji.
Krótkim, oszczędnym ruchem różdżki posłał w stronę walczącego
z nią śmierciożercy zaklęcie, które spowodowało, że ten zwalił
się na podłogę, obwiązany jakimś pnączem.
Od
razu w jego stronę odwrócił się śmierciożerca walczący z
jednym z bliźniaków, jednak i on legł po chwili na podłodze.
Ostatni z napastników też szybko dołączył do towarzyszy.
Gdy
tylko zrobiło się bezpiecznie, Tessa podbiegła do siostrzeńca i
mocno go objęła. Ledwo opadła z niej adrenalina, pochłonęło ją
zdenerwowanie i strach. Nie mogła uwierzyć, jak niewiele brakowało,
a już by nie żyła. Tak jak David. Nie miała odwagi spojrzeć na
jego ciało. Przecież rozmawiała z nim! Zginął w trakcie głupiej
rozmowy! To mógł być każdy.
–
Dziękuję. Za to, że przyszedłeś – wyszeptała do siostrzeńca.
–
Daj spokój – odparł Remus, odsuwając od siebie ciotkę na
odległość ramion.
Dokładnie
się jej przyjrzał, sprawdzając, czy nie stało jej się coś
podczas potyczki. Nie zauważył żadnych obrażeń, ale i tak
zapytał ją o samopoczucie.
–
W porządku – zapewniła go. – Tylko trochę boli mnie bok. Ale
to nic takiego. Jeden z tych panów zepchnął mnie z drogi Avady.
Remus
spojrzał na rudowłosych bliźniaków z wdzięcznością.
–
Dzięki, chłopaki.
–
Znacie się? – zapytał jeden z nich.
–
Fabian, Gideon, przedstawiam wam moją ciotkę, Tessę Turner. Tesso,
to Fabian i Gideon Prevettowie.
Kobieta
wzięła głęboki oddech (na uspokojenie) i uścisnęła wyciągnięte
ręce braci.
–
Mówcie mi po imieniu – poprosiła.
–
Nie widzę przeciwwskazań – odparł jeden z bliźniaków. Ze słów
Remusa wywnioskowała, że to Fabian. – Miło mi cię poznać,
chociaż wolałbym, żeby okoliczności były lepsze – pocałował
szarmancko Tessę w rękę, po czym zwrócił się do jej
siostrzeńca: – Lepiej się stąd zawijaj. Zaraz zlecą się tu
urzędasy i lepiej, żeby cię tu nie znaleźli. Kiepsko byłoby
spędzić pierwszą noc Nowego Roku w areszcie.
Remus
od razu go zrozumiał. Wilkołak na miejscu ataku śmierciożerców
nie mógł budzić dobrych skojarzeń.
Tessa
też to rozumiała. Momentalnie odsunęła od siebie nerwy i strach.
Musiała zadbać o siostrzeńca. Evelynne nigdy by jej nie wybaczyła,
gdyby przez słabość Tessy jej syn miał kłopoty.
–
Leć – nakazała mu panna Turner. – On ma rację. Nie powinni cię
tu znaleźć. Nikt nie powinien wiedzieć, że tu byłeś.
Fabian
i Gideon pokiwali głowami na znak zgody.
–
Uważaj na siebie – poprosił ciotkę Remus.
Uścisnął
jeszcze ciotkę, pożegnał się z kolegami i wyszedł z klubu tak
samo niepostrzeżenie, jak wcześniej do niego wszedł.
–
Co powiemy władzom? – spytała bliźniaków Tessa.
–
To już proszę zostawić nam – stwierdził Gideon. – Mamy na te
okazje zestaw wymówek. Tylko proszę mówić to, co my.
„A
mam inne wyjście?”, pomyślała.
Spojrzała
na ciało Davida. Po raz kolejny uświadomiła sobie, jak niewiele
brakowało, a ona też by tam leżała. Czy była gotowa na śmierć?
Zdecydowanie nie. Miała jeszcze wiele rzeczy do zrobienia.
~
* ~
Remus
nie zdziwił się, gdy Grace otworzyła drzwi od mieszkania, kiedy
pojawił się na klatce schodowej. Była wyraźnie zdenerwowana i
rzuciła się ukochanemu na szyję, jak tylko zamknęły się za nim
drzwi wejściowe.
–
Powinnam była iść z tobą – powiedziała, czując nieopisaną
ulgę.
Gdy
pojawił się Patronus, koziołek, nadal leżeli w łóżku. Na
wiadomość o ataku śmierciożerców Remus od razu wyskoczył z
pościeli i zaczął się ubierać. Grace go nie powstrzymywała. W
końcu Lupin nie tylko należał do Zakonu, ale też o pomoc prosiła
go jego ciocia. Co prawda Grace próbowała go przekonać, żeby
zabrał ją ze sobą, ale się nie zgodził, a ona nie chciała
spierać się z nim o to. Była w zbyt dobrym nastroju, chociaż ten
ulotnił się razem z Remusem. Teraz, w jego ramionach, znowu poczuła
się jak w niebie.
–
Nie było potrzeby – powiedział Remus. – Jak tam wpadłem, było
już praktycznie pozamiatane. Poza Tessą byli tam Gideon i Fabian,
więc ich de facto troje walczyło w trójką śmierciożerców.
Tessie i chłopakom nic się nie stało. Mnie zresztą też.
Nie
pozwolił dziewczynie na sformułowanie jakiejkolwiek odpowiedzi.
Pocałował ją, namiętnie, zachłannie, zmniejszając cały swój
świat do jej ust, dłoni, miękkiej skóry… Grace nie pozostawała
mu dłużna, usiłując w trakcie pocałunku zdjąć z niego koszulę.
Przyciągnęła
ukochanego do siebie. Remus przyparł ją do ściany, pozwalając,
żeby koszula opadła na podłogę. Grace otoczyła jego biodra
nogami.
–
Wiesz, jak się o ciebie bałam? – spytała, gdy Lupin schylił
głowę, obrzucając pocałunkami jej szyję.
–
Już mówiłem, że bez potrzeby – wymamrotał.
–
Teraz tak mówisz. Naprawdę wolałabym być z to… – urwała, gdy
chłopak rozwiązał jej szlafrok i zaczął wodzić prawą ręką po
talii i biodrze, raz za razem muskając jedną z piersi.
–
Zamknijmy ten temat – poprosił Remus. – Naprawdę mamy ciekawsze
rzeczy do roboty w Nowy Rok.
Grace
nie mogła się z nim nie zgodzić. Odpuściła ze zmartwieniami.
Skoro jej chłopak twierdził, że wszystko jest w porządku, chciała
mu wierzyć. Ale bała się. Już zdążyła poznać wojnę i
wiedziała, iż pewnego dnia ktoś mógł do niej przyjść i
powiedzieć, że Remus zginął w potyczce. Nieraz miała takie
koszmary i zawsze budziła się zlana potem, z trudem powstrzymując
się przed odwiedzeniem swojego chłopaka. Chciała się wtedy
upewnić, że na pewno nic mu nie jest. Oczywiście nigdy tego nie
zrobiła. Jak niby miałaby mu to wytłumaczyć? Jeszcze wziąłby ją
za wariatkę!
–
Grace, kochanie, w porządku? – zapytał Remus, marszcząc brwi.
Nie
odsunął się od niej, żeby nie upadła, ale dziewczyna wyczuła
dystans, który nagle pojawił się między nimi.
–
Oczywiście – zapewniła go, kładąc prawą dłoń na jego
policzku. Pod palcami czuła delikatny zarost, mimo że ogolił się
przed przyjściem na kolację. – Zamyśliłam się. Po prostu…
Kocham cię. I trochę mnie to przeraża.
Uprzednio
zmarszczone brwi Remusa powędrowały do góry ze zdziwieniem.
–
Boisz się mnie? – powiedział z rozbawieniem, ale Grace wiedziała,
że rozbawienie maskuje niepokój.
–
Nie ciebie. Boję się tego, co do ciebie czuję. Boję się, że
pewnego dnia coś ci się stanie, a ja… Nie wiem, czy dałabym
sobie z tym radę. Czułam się taka bezradna, gdy ty miałeś dep…
– zamilkła, przerażona tym, co powiedziała.
Nie
rozmawiali o tym, co się działo z Remusem tuż po śmierci jego
matki. To był temat tabu. Grace unikała go, żeby nie sprawić
chłopakowi bólu i nie wpędzić go w kolejną chandrę. Nie
wiedziała, czemu Lupin milczał, mogła się tylko tego domyślać i
nie chciała się upewniać.
–
Depresję – dokończył za nią Remus. – Wiem, co się ze mną
działo. I nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo jestem
ci wdzięczny za to, że byłaś wtedy przy mnie. Grace, będę ci za
to wdzięczny do końca życia. Naprawdę nie musisz przemilczać
przy mnie jakichkolwiek tematów. Zawsze mnie uczono, że w związku
liczy się szczerość.
Dziewczyna
uśmiechnęła się szeroko, czując, jak z serca spada jej olbrzymi
kamień. Cieszyła się, że ta rozmowa tak się potoczyła.
–
Chyba przeszliśmy tę samą szkołę związków – zauważyła
Grace.
Remus
roześmiał się. Ostrożnie rozplótł jej nogi, które do tej pory
trzymały mocno jego biodra. Mimo to nie pozwolił Grace nawet
dotknąć podłogi. Podniósł ją i, całując, zaniósł do łóżka.
Do świtu mieli jeszcze mnóstwo czasu.
Nie wiem, jak u Was, ale u mnie spadł już śnieg :). Nie mogę się doczekać, aż wszędzie zrobi się biało. Ale nie o tym chciałam. Pisałam już o tym na blogowym Facebooku, ale że mało kto tam zagląda (a przynajmniej takie mam wrażenie), to napiszę to tu. Ostatnio nieoceniona Atria Adara oraz Ravioli założyły swoisty Ostry Dyżur dla opowiadań. Więc jeżeli ktokolwiek z Was poszukuje kogoś, kto pomógłby mu z techniczną stroną opowiadania, polecam zgłosić się do dziewczyn i ich Betowalni.
Pisałam komentarz już 3 razy i niestety za każdym razem się nie dodawał. Ale napiszę go jeszcze raz. Świetny rozdział! Za każdym razem gdy tu zaglądam dziwię się, że nikt nie pisze komentarzy! Wiem też doskonale, że każdy komentarz to motywacja by pisać dalej. Odkąd czytam staram się napisać chociaż anonimowo kilka słów. Życzę oczywiście weny i pozdrawiam gorąco w te chłodne dni. Jul
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie straciłaś zapału i starałaś się dodać komentarz. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
UsuńNie wiem, dlaczego komentarze się nie dodawały, ale mam nadzieję, że to jednorazowy problem.
Pozdrawiam