a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 11 listopada 2016

Rozdział 58 – O włos od śmierci

 Tessa okręciła się wokół własnej osi, wprawiona w ruch doświadczoną ręką mierzącego prawie dwa metry blondyna. Poznała go zaledwie trzy godziny wcześniej, gdy odwiedziła jeden z najmodniejszych klubów w Oxfordzie – Tulipan. Mężczyzna, młodszy od niej o prawie dziesięć lat, okazał się wspaniałym partnerem do tańca, chociaż do rozmowy zbytnio się nie nadawał. Ale Tessie przecież nie zależało na rozmowie – chciała się dobrze bawić w sylwestrowy wieczór.

Długo zastanawiała się, jak spędzić ostatnią noc roku. Nie była pewna, czy wypada jej iść się bawić, skoro jej siostra niedawno zginęła. Ostatecznie decyzję pomógł jej podjąć John, który oświadczył, że nocą będzie pracował. Sylwester to istne żniwa dla taksówkarzy i szwagier Tessy chciał to wykorzystać. Panna Turner nie chciała zostawać sama, więc stwierdziła, że wybierze się do Oxfordu. Początkowo zamierzała odwiedzić siostrzeńca, ale gdy zapukała do jego domu, Mike poinformował ją, że Remus umówił się z dziewczyną, a on sam też czeka na swoją ukochaną. Dlatego Tessa pochodziła trochę po mieście, aż w końcu trafiła do Tulipana. Zajrzała tam z czystej ciekawości.

O północy razem Davidem (jak miał na imię wysoki blondyn) oglądała mugolskie sztuczne ognie. Czarodzieje świętowali Nowy Rok na swój sposób – po cichu, w ukryciu przed oczami osób niemagicznych, ale także z wielką radością. Ta radość jest szczególnie duża w czasach wojennych. Tak! Właśnie w czasie wojny ludzie się cieszą. Cieszą się, że oni i ich bliscy przeżyli kończący się rok. Cieszą się nadzieją, że na następnej zabawie sylwestrowej nie będą musieli trzymać różdżki pod ręką w obawie przed śmierciożercami.

– Uwielbiam Nowy Rok w Anglii – powiedziała Tessa do Davida, gdy wrócili do Tulipana po tym, jak sztuczne ognie przestały rozświetlać nocne niebo.

– To nie jesteś stąd? – zdziwił się blondyn.

Zirytowana Tessa westchnęła głośno. Nie dalej jak dwie godziny wcześniej mówiła temu tępakowi, że pracuje w Nowym Jorku. No ale trudno. Nie można przecież mieć wszystkiego.

Kobieta nie zdążyła odpowiedzieć na wyjątkowo idiotyczne pytanie towarzysza. Zielony promień przeciął pomieszczenie i trafił stojącego przed nią mężczyznę w pierś.

David nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Otworzył usta i rozszerzył oczy, jakby był zdziwiony tym co się dzieje, następnie osunął się bezwładnie na podłogę. Był jak teatralna lalka, której ktoś nagle przeciął sznurki.

Tessa zamarła. Słyszała wokół siebie przerażone krzyki, wiedziała, że powinna uciekać razem z innymi… Nie była w stanie. Wpatrywała się przerażonym spojrzeniem to w leżące przed nią ciało, to w trzy postacie ubrane w czarne szaty, które właśnie weszły do Tulipana. Jedna z nich wymierzyła w nią różdżkę. Tessa wiedziała, że, jeżeli się nie ruszy, zaraz zginie. Mimo to nie była w stanie drgnąć.

Zobaczyła jeszcze zielony rozprysk światła, a następnie poczuła się, jakby staranował ją hipogryf. Pod czyimś ciężarem runęła na ziemię, obijając się boleśnie o podłogę. Nad nią i przyciskającym ją do ziemi facetem przemknął zielony grot śmiercionośnego zaklęcia.

– Pani zwariowała?! – warknął leżący na niej mężczyzna. – Mogła pani zginąć!

Nie czekał na jej odpowiedź tylko zerwał się z miejsca i od razu stworzył tarczę, oddzielającą śmierciożerców od uciekających ludzi.

Wciąż osłupiała Tessa zobaczyła, jak podbiega do niej drugi mężczyzna (a może to tamten – Morgano, oni byli identyczni) i sprawnie stawia ją na nogi.

– Niech pani ucieka – polecił. – To nie jest miejsce dla pani.

Tym razem Tessa posłusznie pobiegła za uciekającym tłumem. Nie chciała jednak uciekać. Znalazła ustronne miejsce, gdzie nie mógł jej zobaczyć żaden mugol, i wysłała Patronusa z wiadomością do siostrzeńca. On już będzie wiedział, co zrobić z informacją o śmierciożercach.

Wróciła do głównej sali, żeby jakoś pomóc walczącym bliźniakom. W końcu byli w mniejszości. Co prawda ona sama nie była jakąś ekspertką od samoobrony, ale nikt nie określiłby jej jako zupełną łamagę.

Żaden z mężczyzn – w świetne lamp i latających zaklęć Tessa zobaczyła, że są rudzi, nie zwrócił jej uwagi – gdy przyłączyła się do walki. Nie mieli na to czasu.

Po dziesięciu minutach panna Turner zaczęła się martwić, czy Remus na pewno otrzymał wiadomość od niej. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy nie czmychnąć na zaplecze, żeby posłać mu kolejnego Patronusa, ale śmierciożerca, z którym akurat walczyła, nie pozwalał jej nawet na chwilę wytchnienia.

Uchyliła się przed promieniem zaklęcia koloru burgunda. Odzyskując równowagę posłała w stronę przeciwnika zaklęcie Petrificus Totalus, które ten jednak odbił bez większego problemu. Grot zaklęcia roztrzaskał się na ścianie. Śmierciożerca machnął widowiskowo ręką, co spowodowało, że w stronę Tessy poleciał biały promień. Kobieta wyczarowała tarczę, która przyjęła na siebie cios zaklęcia. Tarcza zatrzeszczała, ale na szczęście odparowała grot czarnomagicznego czaru. Panna Turner zdawała sobie sprawę, że, gdyby osłona nie wytrzymała, znalazłaby się w poważnych tarapatach. Pierwsze lepsze zaklęcie nie powodowało skrzypienia tarczy.

Na szczęście obawy Tessy okazały się niepotrzebne, bo gdy wyprostowała się po kolejnym uniku, zobaczyła Remusa wbiegającego do klubu. Jej siostrzeniec od razu zorientował się w sytuacji. Krótkim, oszczędnym ruchem różdżki posłał w stronę walczącego z nią śmierciożercy zaklęcie, które spowodowało, że ten zwalił się na podłogę, obwiązany jakimś pnączem.

Od razu w jego stronę odwrócił się śmierciożerca walczący z jednym z bliźniaków, jednak i on legł po chwili na podłodze. Ostatni z napastników też szybko dołączył do towarzyszy.

Gdy tylko zrobiło się bezpiecznie, Tessa podbiegła do siostrzeńca i mocno go objęła. Ledwo opadła z niej adrenalina, pochłonęło ją zdenerwowanie i strach. Nie mogła uwierzyć, jak niewiele brakowało, a już by nie żyła. Tak jak David. Nie miała odwagi spojrzeć na jego ciało. Przecież rozmawiała z nim! Zginął w trakcie głupiej rozmowy! To mógł być każdy.

– Dziękuję. Za to, że przyszedłeś – wyszeptała do siostrzeńca.

– Daj spokój – odparł Remus, odsuwając od siebie ciotkę na odległość ramion.

Dokładnie się jej przyjrzał, sprawdzając, czy nie stało jej się coś podczas potyczki. Nie zauważył żadnych obrażeń, ale i tak zapytał ją o samopoczucie.

– W porządku – zapewniła go. – Tylko trochę boli mnie bok. Ale to nic takiego. Jeden z tych panów zepchnął mnie z drogi Avady.

Remus spojrzał na rudowłosych bliźniaków z wdzięcznością.

– Dzięki, chłopaki.

– Znacie się? – zapytał jeden z nich.

– Fabian, Gideon, przedstawiam wam moją ciotkę, Tessę Turner. Tesso, to Fabian i Gideon Prevettowie.

Kobieta wzięła głęboki oddech (na uspokojenie) i uścisnęła wyciągnięte ręce braci.

– Mówcie mi po imieniu – poprosiła.

– Nie widzę przeciwwskazań – odparł jeden z bliźniaków. Ze słów Remusa wywnioskowała, że to Fabian. – Miło mi cię poznać, chociaż wolałbym, żeby okoliczności były lepsze – pocałował szarmancko Tessę w rękę, po czym zwrócił się do jej siostrzeńca: – Lepiej się stąd zawijaj. Zaraz zlecą się tu urzędasy i lepiej, żeby cię tu nie znaleźli. Kiepsko byłoby spędzić pierwszą noc Nowego Roku w areszcie.

Remus od razu go zrozumiał. Wilkołak na miejscu ataku śmierciożerców nie mógł budzić dobrych skojarzeń.

Tessa też to rozumiała. Momentalnie odsunęła od siebie nerwy i strach. Musiała zadbać o siostrzeńca. Evelynne nigdy by jej nie wybaczyła, gdyby przez słabość Tessy jej syn miał kłopoty.

– Leć – nakazała mu panna Turner. – On ma rację. Nie powinni cię tu znaleźć. Nikt nie powinien wiedzieć, że tu byłeś.

Fabian i Gideon pokiwali głowami na znak zgody.

– Uważaj na siebie – poprosił ciotkę Remus.

Uścisnął jeszcze ciotkę, pożegnał się z kolegami i wyszedł z klubu tak samo niepostrzeżenie, jak wcześniej do niego wszedł.

– Co powiemy władzom? – spytała bliźniaków Tessa.

– To już proszę zostawić nam – stwierdził Gideon. – Mamy na te okazje zestaw wymówek. Tylko proszę mówić to, co my.

„A mam inne wyjście?”, pomyślała.

Spojrzała na ciało Davida. Po raz kolejny uświadomiła sobie, jak niewiele brakowało, a ona też by tam leżała. Czy była gotowa na śmierć? Zdecydowanie nie. Miała jeszcze wiele rzeczy do zrobienia.

~ * ~

Remus nie zdziwił się, gdy Grace otworzyła drzwi od mieszkania, kiedy pojawił się na klatce schodowej. Była wyraźnie zdenerwowana i rzuciła się ukochanemu na szyję, jak tylko zamknęły się za nim drzwi wejściowe.

– Powinnam była iść z tobą – powiedziała, czując nieopisaną ulgę.

Gdy pojawił się Patronus, koziołek, nadal leżeli w łóżku. Na wiadomość o ataku śmierciożerców Remus od razu wyskoczył z pościeli i zaczął się ubierać. Grace go nie powstrzymywała. W końcu Lupin nie tylko należał do Zakonu, ale też o pomoc prosiła go jego ciocia. Co prawda Grace próbowała go przekonać, żeby zabrał ją ze sobą, ale się nie zgodził, a ona nie chciała spierać się z nim o to. Była w zbyt dobrym nastroju, chociaż ten ulotnił się razem z Remusem. Teraz, w jego ramionach, znowu poczuła się jak w niebie.

– Nie było potrzeby – powiedział Remus. – Jak tam wpadłem, było już praktycznie pozamiatane. Poza Tessą byli tam Gideon i Fabian, więc ich de facto troje walczyło w trójką śmierciożerców. Tessie i chłopakom nic się nie stało. Mnie zresztą też.

Nie pozwolił dziewczynie na sformułowanie jakiejkolwiek odpowiedzi. Pocałował ją, namiętnie, zachłannie, zmniejszając cały swój świat do jej ust, dłoni, miękkiej skóry… Grace nie pozostawała mu dłużna, usiłując w trakcie pocałunku zdjąć z niego koszulę.

Przyciągnęła ukochanego do siebie. Remus przyparł ją do ściany, pozwalając, żeby koszula opadła na podłogę. Grace otoczyła jego biodra nogami.

– Wiesz, jak się o ciebie bałam? – spytała, gdy Lupin schylił głowę, obrzucając pocałunkami jej szyję.

– Już mówiłem, że bez potrzeby – wymamrotał.

– Teraz tak mówisz. Naprawdę wolałabym być z to… – urwała, gdy chłopak rozwiązał jej szlafrok i zaczął wodzić prawą ręką po talii i biodrze, raz za razem muskając jedną z piersi.

– Zamknijmy ten temat – poprosił Remus. – Naprawdę mamy ciekawsze rzeczy do roboty w Nowy Rok.

Grace nie mogła się z nim nie zgodzić. Odpuściła ze zmartwieniami. Skoro jej chłopak twierdził, że wszystko jest w porządku, chciała mu wierzyć. Ale bała się. Już zdążyła poznać wojnę i wiedziała, iż pewnego dnia ktoś mógł do niej przyjść i powiedzieć, że Remus zginął w potyczce. Nieraz miała takie koszmary i zawsze budziła się zlana potem, z trudem powstrzymując się przed odwiedzeniem swojego chłopaka. Chciała się wtedy upewnić, że na pewno nic mu nie jest. Oczywiście nigdy tego nie zrobiła. Jak niby miałaby mu to wytłumaczyć? Jeszcze wziąłby ją za wariatkę!

– Grace, kochanie, w porządku? – zapytał Remus, marszcząc brwi.

Nie odsunął się od niej, żeby nie upadła, ale dziewczyna wyczuła dystans, który nagle pojawił się między nimi.

– Oczywiście – zapewniła go, kładąc prawą dłoń na jego policzku. Pod palcami czuła delikatny zarost, mimo że ogolił się przed przyjściem na kolację. – Zamyśliłam się. Po prostu… Kocham cię. I trochę mnie to przeraża.

Uprzednio zmarszczone brwi Remusa powędrowały do góry ze zdziwieniem.

– Boisz się mnie? – powiedział z rozbawieniem, ale Grace wiedziała, że rozbawienie maskuje niepokój.

– Nie ciebie. Boję się tego, co do ciebie czuję. Boję się, że pewnego dnia coś ci się stanie, a ja… Nie wiem, czy dałabym sobie z tym radę. Czułam się taka bezradna, gdy ty miałeś dep… – zamilkła, przerażona tym, co powiedziała.

Nie rozmawiali o tym, co się działo z Remusem tuż po śmierci jego matki. To był temat tabu. Grace unikała go, żeby nie sprawić chłopakowi bólu i nie wpędzić go w kolejną chandrę. Nie wiedziała, czemu Lupin milczał, mogła się tylko tego domyślać i nie chciała się upewniać.

– Depresję – dokończył za nią Remus. – Wiem, co się ze mną działo. I nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo jestem ci wdzięczny za to, że byłaś wtedy przy mnie. Grace, będę ci za to wdzięczny do końca życia. Naprawdę nie musisz przemilczać przy mnie jakichkolwiek tematów. Zawsze mnie uczono, że w związku liczy się szczerość.

Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, czując, jak z serca spada jej olbrzymi kamień. Cieszyła się, że ta rozmowa tak się potoczyła.

– Chyba przeszliśmy tę samą szkołę związków – zauważyła Grace.


Remus roześmiał się. Ostrożnie rozplótł jej nogi, które do tej pory trzymały mocno jego biodra. Mimo to nie pozwolił Grace nawet dotknąć podłogi. Podniósł ją i, całując, zaniósł do łóżka. Do świtu mieli jeszcze mnóstwo czasu.

Nie wiem, jak u Was, ale u mnie spadł już śnieg :). Nie mogę się doczekać, aż wszędzie zrobi się biało. Ale nie o tym chciałam. Pisałam już o tym na blogowym Facebooku, ale że mało kto tam zagląda (a przynajmniej takie mam wrażenie), to napiszę to tu. Ostatnio nieoceniona Atria Adara oraz Ravioli założyły swoisty Ostry Dyżur dla opowiadań. Więc jeżeli ktokolwiek z Was poszukuje kogoś, kto pomógłby mu z techniczną stroną opowiadania, polecam zgłosić się do dziewczyn i ich Betowalni

2 komentarze:

  1. Pisałam komentarz już 3 razy i niestety za każdym razem się nie dodawał. Ale napiszę go jeszcze raz. Świetny rozdział! Za każdym razem gdy tu zaglądam dziwię się, że nikt nie pisze komentarzy! Wiem też doskonale, że każdy komentarz to motywacja by pisać dalej. Odkąd czytam staram się napisać chociaż anonimowo kilka słów. Życzę oczywiście weny i pozdrawiam gorąco w te chłodne dni. Jul

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nie straciłaś zapału i starałaś się dodać komentarz. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
      Nie wiem, dlaczego komentarze się nie dodawały, ale mam nadzieję, że to jednorazowy problem.
      Pozdrawiam

      Usuń

Obserwatorzy