Z
dedykacją dla Jul. Za wytrwałość w walce z technologią :)
Tydzień
po Nowym Roku odbyło się kolejne zebranie Zakonu Feniksa, pierwsze
w nowej kwaterze.
Znajdowała
się ona na przedmieściach Aberdeen. Miasto w zachodniej Szkocji
należało do dosyć spokojnych i w jego okolicy nie stwierdzono zbyt
dużej aktywności śmierciożerców, co było dodatkowym atutem.
Dzięki temu ryzyko wykrycia znacząco się zmniejszało i istniała
większa szansa na to, że kolejna przeprowadzka nie będzie
konieczna. Była to dobra wiadomość dla wszystkich, bo
przeniesienie całej kwatery głównej należało dosyć
problematycznych zadań. Przede wszystkim należało bezpiecznie
przetransportować dużą ilość akt śmierciożerców, a w
następnej kolejności zajmowano się wszystkimi książkami
pomocniczymi, kodeksami i tym podobnymi. Przy zaangażowaniu około
dziesięciu osób (nie licząc Dumbledore'a i Moody'ego)
przeniesienie wszystkiego w nowe miejsce zajęło pięć dni.
Oczywiście tak długi czas był związany nie tylko z ilością
przenoszonych rzeczy, ale też ze wszystkimi zachowanymi środkami
bezpieczeństwa.
Nowa
kwatera była dziewiętnastowiecznym budynkiem, który pierwotnie
służył jako administracja jednej fabryk. Fabrykę zamknięto tuż
po Wielkiej Wojnie, a budowle popadły w ruinę. Niedługo po II
wojnie światowej siedziba administracji została wykupiona przez
Jonathana Shafiqa. Mężczyzna odnowił budowlę, przekształcając
ją w niewielką rezydencję. Remonty pochłonęły górę galeonów,
ale był to zaledwie ułamek majątku starej, rodziny czystej krwi, z
której wywodził się Jonathan. Pieniędzy zostało jeszcze
wystarczająco dużo, aby zapewnić byt swojemu synowi, Xavierowi.
To
właśnie Xavier Shafiq, jeden ze świeżo przyjętych członków
Zakonu Feniksa siedział na tym pierwszym w nowej kwaterze
posiedzeniu tuż obok Albusa Dumbledore'a. Uśmiechał się
przyjaźnie do dopiero poznanych towarzyszy broni. Zaledwie
kilkanaście minut wcześniej wpisał się do Czerwonej Księgi, w
której znajdowali się wszyscy członkowie Zakonu.
–
Witam was w nowej kwaterze – zaczął Dumbledore. – Z góry was
zapewniam, że zarówno ten budynek, jak i najbliższa okolica, jest
całkowicie zabezpieczony. Strażnikiem Tajemnicy jestem ja, a
Zaklęcie Fideliusa zostało rzucone przedwczoraj rano. To by było
na tyle w kwestii kwatery. Czy macie jakieś aktualne sprawy?
–
Ja mam – zgłosił Gideon Prevett, podnosząc rękę, jakby był na
lekcji. – W Sylwestra trzech śmierciożerców postanowiło zabawić
się na swój sposób i zrobili rozróbę w klubie Tulipan w
Oxfordzie. Byłem tam wtedy z Fabianem i zajęliśmy się nimi tak
szybko, jak to było możliwe. Pewnie byłoby z nami kiepsko, gdyby
nie to, że pomogła nam Theresa Turner, ciotka Remusa, która
najpierw wezwała go na pomoc, a potem włączyła się do walki,
biorąc jednego ze śmierciożerców na siebie. Remus pojawił się
bardzo szybko, co przypieczętowało klęskę panów w czerni. Całe
zajście trwało zaledwie kilkanaście minut, niestety bilansem była
jedna ofiara śmiertelna.
–
Nie tylko w Oxfordzie się działo – powiedział Frank Longbottom.
– W Belfaście rozsadzili jakiś samochód. Trzy osoby zginęły, a
przynajmniej dziesięć wylądowało w szpitalu. Mugole twierdzą, że
to jakiś atak terrorystyczny czy coś w tym stylu. Oskarżyli o to
organizację IRA*, ale mamy pewność, że stali za tym
śmierciożercy.
–
W Glasgow też były wybuchy – wtrąciła Dorcas. – Ofiar
śmiertelnych nie było, ale mnóstwo mugoli widziało tych psycholi
w maskach.
Dumbledore
oparł łokcie na stole i ukrył twarz w dłoniach. Wyglądał na
zmęczonego, przytłoczonego nawałem złych informacji. Szybko się
jednak otrząsnął. Powiódł spojrzeniem uważnych, błękitnych
oczu po współpracownikach.
–
Właśnie dlatego nie możemy się poddać – oświadczył. –
Będziemy walczyć dalej. Jeżeli nie ma więcej uwag… – urwał,
czekając, aż ktoś zaprzeczy. Nikt się nie odezwał. – Zarządzam
piętnaście minut przerwy.
–
Po co przerwa? – zapytał podejrzliwie Moody.
–
John uprzedzał, że się spóźni, a ma coś ważnego do
powiedzenia. Więc robimy przerwę – powtórzył tonem nieznoszącym
sprzeciwu.
Lunatyk
wpatrywał się w profesora szeroko otwartymi oczami. Zauważył
nieobecność ojca, ale nic mu nie było wiadomo o tym, że ma on
jakieś informacje dla Zakonu. A przecież widzieli się zaledwie
wczoraj!
–
Remus, możemy pogadać? – zapytał nieśmiało Fabian.
Lupin
zamrugał ze zdziwieniem. Jeszcze nigdy nie słyszał w głosie
Prevetta takiej niepewności. Z lekkim rozbawieniem wstał i
przeszedł z nim do sąsiedniego pomieszczenia.
–
O co chodzi? – spytał Remus.
–
Słuchaj… To takie trochę… No… Nie wiem, jak…
–
Fabian, do rzeczy – poprosił Remus, z trudem tłumiąc śmiech.
–
No dobra – powiedział rudzielec bardziej do siebie, niż do
kolegi. – A ta twoja ciotka…
–
Tessa – wtrącił Remus. Mimo wszystko źle się czuł, gdy ktoś
mówił o niej jako o jego ciotce. Dla niego od zawsze była po
prostu Tessą.
–
No tak. Tessa. Ona… Ma kogoś?
Tym
razem Lupin nie zdążył się powstrzymać i ryknął śmiechem.
Fabian spojrzał na niego z przerażeniem, jakby zastanawiał się,
czy nie należy wezwać pomocy.
–
Przepraszam – wysapał Remus, gdy już się uspokoił. –
Zaskoczyłeś mnie. Ale nie. Tessa nikogo nie ma. Śmiało. Moje
błogosławieństwo masz.
–
Dzięki, stary – odparł Fabian, wyraźnie oddychając z ulgą. –
To… Wiesz, po prostu jakoś tak wyszło. Ona jest naprawdę
świetna.
–
Wiem – zgodził się Remus.
„Biedny
Fabian”, pomyślał. „Tessa zje go na śniadanie. I popije
szklanką soku dyniowego.”
–
E, wesołki, ruszamy dalej! – krzyknął do nich Syriusz.
Fabian
i Remus wrócili do głównej sali i usiedli na swoich miejscach.
Lupin przywitał się z tatą, który uśmiechnął się lekko, ale
był to wyraźnie wymuszony gest.
–
Co chciał Fabian? – szepnął do Lunatyk James.
–
I tak nie uwierzysz.
Kiedy
już wszyscy usiedli na swoich miejscach, Dumbledore przekazał głos
ojcu Remusa, który od razu przeszedł do właściwej sprawy.
–
Tydzień temu sprzątałem rzeczy… po mojej żonie. Wśród jej
papierów znalazłem to – wyjął z kieszeni woreczek z zapisanymi
kawałkami pergaminu i podał go Dumbledore'owi. – Evelynne
grożono. Wielokrotnie jej grożono. Z tego co wiem, nikomu o tym nie
powiedziała.
Remus
poczuł się, jakby ktoś zadał mu mocny cios w brzuch. Nie wierzył
w to, że jego ojciec mówi prawdę. Przecież nie mogło tak być!
Dumbledore
wysypał karteczki i uważnie przeczytał to, co było napisane na
każdej z nich. Te, które przeczytał, posyłał dalej, żeby
wszyscy mogli się z nimi zapoznać.
Jednen
z pergaminów dotarła w końcu do Remusa, a on spojrzał na nią z
przerażeniem.
Pilnuj
mężusia i skundlonego synalka. Na polu walki może stać im się
krzywda.
Tego
było dla niego za dużo. Poczuł narastający gniew i zdradliwą
wilgoć w kącikach oczu. Rzucił w karteczkę na stół i wstał z
krzesła.
–
Przepraszam – rzucił szybko, po czym niemal wybiegł z kwatery
głównej.
Na
sali zapadła niezręczna cisza. Kilka osób wpatrywało się to w
drzwi, to w miejsce, na którym jeszcze niedawno siedział Remus z
wyraźną podejrzliwością.
John
też patrzył na drzwi, w których zniknął jego syn, jakby chciał
go przywołać z powrotem. Jednak nie liczył na jego powrót. Bał
się, że chłopak znowu zamknie się w sobie. Nie darowałby sobie
tego. Przecież musiał chronić syna, a nie tak go szokować.
Pomyślał, że powinien był wcześniej powiedzieć Remusowi o tych
groźbach, ale eliksir już się rozlał. Nie mógł już tego
naprawić.
~
* ~
Godzinę
później przed domem Lupinów w East Clandon pojawił się Peter
Pettigrew. John Lupin przysłał go tam z kluczami, żeby zobaczył,
czy nie zastanie tam Remusa. Co prawda nikt się go tam nie
spodziewał, ale należało to sprawdzić.
Peter
otworzył drzwi i, nawet nie wołając przyjaciela, wszedł do
środka. Usiadł w fotelu, zastanawiając się nad tym, co się
stało. Rozumiał Remusa. Wyobrażał sobie, jak on sam by
zareagował, gdyby to jego mamie grożono. I gdyby dowiedział się o
tym, gdy ją… Nie. Jego matka poważnie chorowała i nie wolno mu
było myśleć teraz o ostatecznym.
Źle
się czuł, nie wracając do domu od razu po zebraniu. Ale też
martwił się o Remusa. Zazwyczaj, gdy znikał, lepiej było zostawić
go samemu sobie, a w końcu wracał. Zdołowany, ale wracał. Z tym,
że w tej sytuacji, gdy jeszcze dochodził do siebie po śmierci
matki, taki wstrząs, jak wysyłane do niej groźby, mógł
spowodować nawrót depresji. Musieli go znaleźć, bo jeszcze mógł
sobie coś zrobić.
Natarczywe
pukanie do drzwi wyrwało Petera z zamyślenia. Zwlókł się z
fotela i poszedł otworzyć. Nie sprawdzał, kto stoi po drugiej
stronie – założył, że to może być Remus lub jego ojciec.
Dopiero później uświadomił sobie, jak głupie było to myślenie.
Przecież żaden z nich nie pukałby do drzwi własnego domu.
–
Nie próbuj zamykać! – ostrzegł go ostry głos, zanim zdążył
rozpoznać jego właściciela.
Ze
strachem puścił klamkę, wpatrując się w trzech stojących przed
nim śmierciożerców. Dwóch z nich znał: Severusa Snape'a,
Ślizgona, którego James i Syriusz dręczyli w szkolnych czasach, i
Regulusa Blacka, młodszego brata Łapy. Tego, który wyraźnie im
przewodził, nie znał.
–
Kim jesteś? – spytał nieznany śmierciożerca.
–
Zostaw go – rzucił Snape. – To Peter Pettigrew. Na nic nam on.
–
Jeżeli jest w Zakonie, to się przyda. Nie ty o tym decydujesz.
Snape
cofnął się, słysząc ostrą nutę w głosie towarzysza i nic już
nie powiedział.
–
Pettigrew… Jesteś czystej krwi?
–
Półkrwi – odparł Peter lekko drżącym głosem. – Mój ojciec,
mugol, odszedł, gdy dowiedział się, że mama jest w ciąży.
–
Twoja mama jest chora, prawda? – drążył nieznajomy. Milczenie
Pettigrew wystarczyło mu za odpowiedź. – Powinieneś ją chronić.
Swoich przyjaciół też. Wiesz, że stoicie po przegranej stronie.
Może nie jesteście jeszcze tego świadomi, ale tak jest.
Współpracując z nami możesz zapewnić swoim bliskim
bezpieczeństwo w nowym ładzie. Twoja matka jest chora, a my możemy
jej pomóc. Severus świetnie na się na eliksirach i na pewno będzie
w stanie zrobić coś, co jej pomoże. Zastanów się nad tym. Teraz.
Mina
Snape'a wyrażała przekonanie, że na pewno nie ma zamiaru ważyć
jakichkolwiek eliksirów dla mamy Petera, ale wszyscy go zignorowali.
Peter
był rozdarty. Wierność, czy bezpieczeństwo przyjaciół? Czy mógł
zaufać śmierciożercom? Czy rzeczywiście mieli szansę wygrać tę
wojnę? A jeżeli nie, to co? Jeszcze nigdy wcześniej nie stał
przed tak trudnym wyborem. Ale sprawa nagle okazała się prosta.
Chciał pomóc mamie. Chciał chronić przyjaciół… A może w tym
nowym, lepszym systemie znajdzie dla siebie miejsce i żaden
Smarkerus nie będzie z lekceważeniem mówił o nim, że na nic się
nie przyda?
–
Zgadzam się – powiedział stanowczo.
„I
niech Merlin mi to wybaczy.”
~
* ~
W styczniowy wieczór Czarodziejski Cmentarz w Guildford był
wyjątkowo ponury. Poza nielicznymi latarniami ciemności nie
rozpraszały inne źródła światła.
Remus
osunął się na przemarzniętą ziemię przy granitowym nagrobku
matki. Po policzkach ciekły mu strumienie łez, a całe ciało raz
po raz było wstrząsane szlochem. Rozpaczliwie przyciskał dłoń do
ust, próbując zahamować łkanie.
–
Dlaczego? Mamo, dlaczego nic mi nie powiedziałaś? – szeptał
rozpaczliwie. – Dlaczego? Co zrobiłem, że straciłaś do mnie
zaufanie? Mamo…
Nie
zorientował się, że na cmentarzu jest ktoś jeszcze, dopóki nie
poczuł, że ktoś łapie go za ramiona i podnosi do góry. Nie
protestował.
–
Remus, musimy się z tym pogodzić – powiedział do niego ojciec.
Nie
uzyskał odpowiedzi. Syn przytulił się do niego i rozpłakał,
wtulając twarz w ojcowskie ramię. Nawet nie próbował
powstrzymywać łez. Nie chciał. Niczego nie chciał – najchętniej
zostałby tutaj, na cmentarzu, w ziemi, obok swojej matki. Nie
zasługiwał na nic. Nawet na śmierć.
-------
*IRA
– Irlandzka
Armia Republikańska (ang.
Irish
Republican Army,
IRA;
irl.
Óglaigh
na hÉireann,
czyli Irlandzcy
Ochotnicy)
– organizacja zbrojna walcząca początkowo o niepodległość
Irlandii,
a od 1921 roku o przyłączenie Irlandii
Północnej do
Republiki
Irlandii.
(cytując za Wikipedią)
Moi drodzy, jestem już po seansie "Fantastycznych Stworzeń" i jestem usatysfakcjonowana. Film jest naprawdę dobrze zrobiony, gra Eddiego Redmayne'a - świetna, a same stworzenia są po prostu cudowne (zakochałam się w niuchaczu). Dodatkową gratką jest polski smaczek - Jacob Kowalski, przyjaciel Newta Scamandera i Amerykanin polskiego pochodzenia. Film widziałam na razie jedynie w wersji z napisami, ale na dubbingowaną też mam zamiar się wybrać, więc o niej pewnie też Wam napiszę. Czy mogę teraz napisać coś więcej? Jedynie tyle, że mam szczerą nadzieję, iż na kolejną część przygód Newta Scamandera nie będzie trzeba czekać dwóch lat. Pozdrawiam
Dziękuję za dedykację! Myślę, że po prostu miałam jakiś problem z połączeniem internetowym. Nawet nie wiesz jak bardzo poprawiłaś mi humor! Rozdział jak zwykle świetny! Bardzo ciekawie opisałaś sytuację z Peterem. Zawsze byłam ciekawa co doprowadziło go do podjęcia takiej a nie innej decyzji. Wiem też,że z każdym rozdziałem kończy się czas James'a i Lily. Jestem ciekawa jak to opiszesz. Mam nadzieję,że u Remusa będzie już wszystko okey.
OdpowiedzUsuńTeż mam zamiar obejżeć Fantastyczne Zwierzęta. Gorąco jednak czekam na drugą część. Też po części dlatego,że uwielbiam Johnny'ego Depp'a ^_^. Ale pierwszą też obejżę z chęcią :-*.
Pozdrawiam Jul
Johnny pojawia się już w tej części, chociaż tylko na krótką chwilę.
UsuńMyślę, że mogła to być jednak wina bloggera, bo dostałam maila, że wstawiłaś ten pierwszy komentarz, ale nigdzie nie był on wyświetlony. W każdym razie dobrze, że już nie ma takich problemów.
Długo zastanawiałam się nad Peterem. Chciałam go zrozumieć, dowiedzieć się, dlaczego zdecydował się zdradzić. Do kogoś, kto przeżył siedem lat w szkole z Huncwotami nie pasowało mi zwykłe sprzedajstwo (chociaż mogę na niego patrzeć zbyt łaskawym okiem).
Pozdrawiam
W takim razie przy najbliższej okazji obejżę ^_^ Poza tym dziękuję za odpowiedź. To bardzo miłe, że odpisujesz na każdy komentarz. Pozdrawiam gorąco
UsuńJul
Lubię odpisywać na komentarze. Czuję wtedy taką więź z czytelnikami.
UsuńJak już obejrzysz, proszę, daj znać, co sądzisz o filmie.
Pozdrawiam
Oczywiście, jeśli obejrzę to na pewno dam znać. Jednak nie lubię wypraw do kina i chyba poczekam aż będzie dostępny w internecie. Mam nadzieję, że będzie inaczej niż w przypadku Przeklętego Dziecka.
UsuńPozdrawiam Jul
Ja czekam, aż będzie na DVD. Liczę na dodatkowe sceny itp.
UsuńPozdrawiam
Właśnie wróciłam z kina. Chce mi ktoś kupić niuchacza na święta? Przyjmę też żmijoptaka albo demimoza! A Depp świetnie wystylizowany.
UsuńPozdrawiam
AA
Tak, żmijoptak jest świetny. I bardzo poręczny. Można go wszędzie ze sobą zabrać. Tak samo demimoza. I to niewidzialne stworzonko (niestety zapomniałam nazwy)... W ogóle to chciałabym cała walizeczkę Newta wraz z zawartością. I samym Newtem.
UsuńWstyd się przyznać, ale Deppa w pierwszej chwili nie poznałam. Dopiero jak się odezwał było wielkie "O mój Merlinie!".
Pozdrawiam
O Morgano! Narobiłyście mi jeszcze większej ochoty na ten film!
UsuńPozdrawiam Jul
A to ten demimoz nie potrafił być niewidzialny?
OdpowiedzUsuńAA z telefonu
Tak, tak demimoz. Przepraszam. Pomylił mi się z z tym potyczakopodobnym zielonym cosiem, którego Newt nosił przy klapie.
UsuńMorri
Nieśmiałek? Tak, Pickett był uroczy. No, uśmiechnij się, Pickett :")
UsuńAA
Właśnie! Nieśmiałek! Dziękuję za przypomnienie :).
UsuńMorri
Rozdział jak zawsze świetny. Jestem ciekawa co powie Tessa, gdy się dowie o cichym adoratorze xd
OdpowiedzUsuńWczoraj byłam na Fantastycznych stworzeniach w kinie. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać i film mile mnie zaskoczył. Zakochałam się w niichaczu od pierwszego wejrzenia, w nieśmiałku w sumie też ;)
Muszę niestety przyznać, że Depp nijak mi nie pasuje w tym filmie, ale może w kolejnej części pokaże coś więcej. Nie będę oceniać po jednej krótkiej scenie.
Pozdrawiam i życzę dobrej nocy :D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń