Prosto
z zebrania Fabian Prevett teleportował się do East Clandon.
Najpierw na rynek, gdzie zajrzał do kwiaciarni i kupił bukiet róż.
Stamtąd ruszył prosto do domu Lupinów. Drogę pamiętał dosyć
mgliście, bo odwiedził to miejsce tylko raz. A może dwa. Nie
pamiętał dokładnie. Ważne, że wiedział, jak dojść do celu.
Nie, żeby to było zbyt skomplikowana.
Tessa
nie spodziewała się gościa (bo niby skąd), ale wpuściła go bez
wahania, gdy tylko upewniła się, że on to na pewno on.
–
Dziękuję za kwiaty – powiedziała, uśmiechając się delikatnie,
gdy Fabian wręczył jej bukiet.
–
Proszę bardzo – odpowiedział lekko speszony Prevett. – Czy…
Dałabyś się wyciągnąć na kawę…?
Tessa
uśmiechnęła się do niego znad róż. Nie był to kpiący
uśmieszek, jakiego obawiał się Fabian, ale pełen uprzejmości i,
co niesamowite, jakby radości z jego propozycji.
–
Bardzo chętnie. Kiedy?
Mężczyzna
zaniemówił. Zdarzało mu się to bardzo rzadko, ale tym razem Tessa
kompletnie go zaskoczyła. Nie był gotowy na takie pytanie.
–
Eee… Kiedy tylko będziesz chciała.
–
Świetnie. Poczekaj chwilę. Tylko się przebiorę i mogę iść.
Minęła
go, biegnąc na piętro.
Fabian
stał jak spetryfikowany. Czegoś takiego NAPRAWDĘ się nie
spodziewał. Może jutro, pojutrze, ale od razu? W sumie... nie było
to takie złe.
Czekając
na Tessę, rozmyślał nad tym, co mu tak właściwie się w niej
podoba. Wielu by powiedziało, że przecież jest dobre kilka lat
starsza od niego i nie powinien sobie zawracać nią głowę. Ale
należała do innego typu kobiet. Była wesoła, inteligentna, piękna
i potrafiła walczyć. Właśnie w Tulipanie Tessa podbiła jego
serce – widząc śmierć innej osoby nie załamała się. Co prawda
w pierwszej chwili kompletnie ją zamurowało i, gdyby nie Fabian,
mogłoby jej już nie być, ale w końcu połapała się w tym, co
się dzieje. Nie tylko dała radę wezwać pomoc, ale też włączyła
się do walki. Gdyby Prevett nie musiał uważać na walczącego z
nim śmierciożercę, całą uwagę poświęciłby Tessie. Była jak
bogini wojny.
–
Jestem gotowa – głos panny Turner wyrwał go z rozmyślań.
Nie
zmieniła się zbytnio – ułożyła lekko włosy i nałożyła
delikatny makijaż. Miała na sobie obcisłe dżinsy, które
podkreślały jej szczupłe nogi, oraz luźną bluzkę z długim
rękawe i głębokim dekoltem, obszytym lśniącymi cekinami.
–
Idziemy? – spytała, delektując się wrażeniem, jakie robiła na
chłopaku. Uwielbiała to uczucie.
Fabian
ochoczo pokiwał głową. Zapowiadał się niezwykle interesujący
wieczór.
~
* ~
Syriusz
wrócił do domu wyraźnie zdenerwowany. Złaził całe Hogsmeade w
poszukiwaniu Lunatyka i nawet śladu po nim nie znalazł. Co prawda
nie spodziewał się odszukać żadnego tropu, w końcu Remus rzadko
bywał w Hogsmeade sam. Ale jemu przypadło w udziale poszukiwanie go
właśnie tam. Zresztą potrzebował spaceru, bo z trudności
wytrzymał w spokoju do końca zebrania. Podejrzliwe spojrzenia i
złośliwe komentarze, których obiektem był Remus, doprowadzały go
do szału. Nie mieli prawa tak mówić! Nie o kimś, kto jest w
Zakonie dłużej niż większość tych idiotów, kto już tyle razy
mierzył się ze śmierciożercami! I dlaczego? Nie dlatego, że
unikał starć, bo nie unikał. Nie dlatego, że był nieuprzejmy dla
kogokolwiek. Traktowali go podejrzliwie, nieraz wręcz z pogardą
TYLKO dlatego, że był wilkołakiem. I to gdzie to się działo? W
Zakonie Feniksa, gdzie nie powinno się zwracać uwagi na takie
kwestie! Przecież w właśnie z czymś takim, dyskryminacją i
bezpodstawnymi oskarżeniami, Zakon walczył na co dzień. Aż dziw,
że Dumbledore to tolerował.
–
Remus jest na cmentarzu! – krzyknął Mike, gdy tylko Syriusz
zamknął za sobą drzwi.
Black,
kompletnie zdziwiony tym, co usłyszał, wszedł do salonu. Tam
zastał właściciela rozmawiającego z Dorcas Meadowes. Już nie
wiedział, o co ma pytać.
–
Wujek przysłał mi Patronusa – wyjaśnił Mike, zanim Syriuszowi
udało się sklecić jakieś zdanie. – Znalazł Remusa na cmentarzu
w Guildford. Raczej nie spodziewałbym się go zbyt szybko. Podobno
jest w fatalnym stanie.
–
Jak bardzo fatalnym? – spytał Łapa słabym głosem.
To
nie miało być tak. To nie może się skończyć nawrotem depresji.
–
Nie wiem. To tylko Patronus. Wujek obiecał, że się nim zajmie.
Spytałbym o to, co się stało, ale Dorcas już wszystko mi
wyjaśniła.
Gryfon
uśmiechnął się do dziewczyny z wdzięcznością. Nie miał siły
mówić o tym wszystkim. Znał samego siebie i wiedział, jak to by
się skończyłoby – wylałby na Mike'a całą swoją wściekłość.
–
Dobra. Róbcie co chcecie, a ja lecę do roboty – poinformował
Syriusza i Dorcas Croft.
Po
usłyszeniu kilku słów pożegnania założył kurtkę i wyszedł z
domu.
–
Co w ogóle cię tu sprowadza? – zapytał Black Dorcas. – Nie
zrozum mnie źle, nie przeszkadza mi twoja wizyta, ale jest dość
niespodziewana. Chyba że ty też kupujesz te bzdury, które wygaduje
teraz połowa Zakonu. Że niby Remus donosi śmierciożercom.
–
Też to zauważyłeś? Przecież to wierutna bzdura! Tyle razy z nimi
walczył… Gdyby nie on, w czerwcu zabiłby mnie Lestrange! Oni
zabili mu matkę! Jak mógłby z nimi współpracować?!
„Jedna
normalnie myśląca. Oby było takich więcej.”
–
To dlaczego przyszłaś?
–
Ja… Mam do ciebie jedną sprawę. Niezwiązaną z Zakonem.
–
Zamieniam się w słuch – zapowiedział Syriusz, zaciekawiony
słowami koleżanki.
Dorcas
uśmiechnęła się niewyraźnie, jakby chciała dodać sobie odwagi,
i zaczęła grzebać w swojej torebce. Po kilku chwilach
bezskutecznych poszukiwań wyjęła różdżkę z kieszeni i
niewerbalnym Accio! przywołała kilka zdjęć. Bez słowa
podała je brunetowi.
W
pierwszym momencie Syriusz nie wiedział, co zrobić. Niebezpiecznie
przypominało mu to sytuacje, gdy któraś z jego licznych dziewczyn
wręczała mu dowody na jego znajomości z innymi damami. Oczywiście
to skończyło się, gdy zaczął się spotykać z Roxy, ale i tak
miał uraz do zdjęć wręczanych w ten sposób.
W
końcu wziął fotografie i uważnie je przejrzał. Trochę się
zdziwił, że zobaczył na nich swojego ojca. To, że obejmował
obcą, piękną kobietę już go nie dziwiło. Kiedyś zastanawiał
się, jak to możliwe, że Orion (który w sumie nie byłby złym
człowiekiem, gdyby nie był Blackiem) wytrzymał z kimś tak
apodyktycznym jak jego matka. W końcu doszedł do wniosku, że
musiał mieć romans. I to niejeden. Syriusz nigdy nie miał na to
dowodu, a teraz trzymał go w rękach.
–
To ma niby być takie ważne? – spytał lekko. – Stary miał
romans. Wielkie mi halo! Widziałaś moją matkę? Jeden rzut oka
sprawia, że facet zaczyna szukać kogokolwiek innego, by przyćmić
jej brzydotę. A żyć z takim babsztylem? Dziwię się ojcu, że nie
otruł się jakimś eliksirem, gdy mu powiedzieli, że ma się z nią
żenić.
Dorcas
mimowolnie się roześmiała. Miała kilkukrotnie wątpliwą
przyjemność spotkania Walburgi Black. Za każdym razem utwierdzała
się w przekonaniu, że doskonale rozumie, dlaczego Syriusz uciekł z
domu. I podziwiała go za to, że tak długo tam wytrwał.
–
Nie chodzi o niego… A właściwie o niego też.
–
A kim jest ta kobieta? – Black w mig pojął, o co chodziło
Dorcas.
–
To moja matka.
Syriusz
otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. W sumie widać było subtelne
podobieństwo między Dorcas, a kobietą ze zdjęcia, ale dziewczyna
bardziej była podobny do… Jego ojca. Nie. To nie mogło być tak.
–
Czekaj, czekaj – poprosił Huncwot, próbując sobie wszystko
poukładać w głowie. – Chcesz mi powiedzieć, że…
–
Rozstali się niedługo po moich narodzinach, a on do tej pory
przysyła mamie pieniądze na moje utrzymanie… Syriusz, wiem, że
brzmi to nieprawdopodobnie, ale jestem twoją siostrą. Dowiedziałam
się o tym już dawno temu, ale… Bałam się powiedzieć ci. Bałam
się twojej reakcji i…
–
Bredzisz – wtrącił Syriusz. Głos miał lekko rozbawiony, chociaż
widać było, że nadal jest w szoku.
Tylko
dlaczego? Skoro jego ojciec mógł romansować, to niby dlaczego nie
mógłby mieć innych dzieci? Wpadki się zdarzają. Dobrze, że
chociaż potrafił być na tyle porządny, że dbał o przyszłość
finansową swoich pociech. Oprócz niego. Syriusz nic nie dostawał.
–
Wiesz… Tak w sumie, to miło mieć jakąś normalną osobę w
rodzinie – stwierdził pogodnie, uśmiechając się do, jak się
okazało, swojej siostry.
Dorcas
oddała uśmiech, oddychając z ulgą. Cieszyła się, że wreszcie
zdradziła Syriuszowi sekret jej rodziców. Było warto.
~
* ~
Tak
jak podejrzewał Mike, Remus tego wieczoru nie pojawił się w pracy.
Croft jakoś wytłumaczył go przed Willem, nawet nie musiał
specjalnie się wysilać. Will nie robił problemów.
Za
to następnego wieczora, tak jak zawsze, Mike wchodząc do baru,
napotkał wzrok kuzyna. Nie było to może to wesołe i lekko
litościwe spojrzenie, którym zazwyczaj obdarzał go Lunatyk przed
pracą, ale poza tym niewiele się zmieniło. Na blacie stała
ulubiona kawa Crofta, a Lupin pracował i rozmawiał z klientami jak
gdyby nigdy nic.
–
Remus… – zaczął ostrożnie Krukon, ale kuzyn od razu wpadł mu
w słowo.
–
Nie. Mike, nie chcę teraz o tym myśleć.
Croft
kiwnął twierdząco głową, zabrał kawę i poszedł do kuchni.
Wolał nie nagabywać kuzyna, żeby nie palnąć jakiejś głupoty.
Lepiej było zostawić tę rozmowę na później.
–
Czemu się nie przywitałeś? – zapytała Lulu, wchodząc do kuchni
kilka minut po Mike'u. – Obraziłeś się na mnie?
Podeszła
do niego i zarzuciła mu ręce na szyję. Jedno muśnięcie ust
chłopaka wystarczyło, żeby zapomniała o całym świecie. Zależało
jej za nim. Sama się temu dziwiła, bo przecież ich związek zaczął
się od niezobowiązującego seksu i w zasadzie nadal polegał tylko
na nielicznych wspólnych nocach i ukradkiem skradzionych pocałunków
w czasie pracy.
Na
ich nieszczęście w tej pozycji zastał ich Remus, który przyszedł
do kuchni po kubek, w którym była kawa Crofta. Zatrzymał się w
progu, nie wiedząc, co zrobić, a Mike i Lulu odskoczyli od siebie.
–
To… To ja wrócę na salę – wymamrotała dziewczyna, po czym
wyszła z kuchni, ze wszystkich sił unikając nagle chłodnego
wzroku kolegi.
–
Mike, możesz mi to wyjaśnić? – wycedził Remus, głosem ostrym
jak brzytwa.
–
Nie mam po co – odparł Croft, starając się mówić jak
najspokojniej. Widział wściekłość kuzyna i chciał ze wszystkich
sił uniknąć nadciągającego wybuchu. – Nic się nie…
–
Zwariowałeś?! TO nazywasz niczym?! Myślałem, że zależy ci na
Carmen!
–
Zależy! Bardzo mi na niej zależy, ale nie wytrzymuję z nią.
Ciągle ode mnie czegoś chce, narzeka, a ja… Nie daję sobie rady.
Nie dość, że mam kupę własnych problemów, to jeszcze muszę
wysłuchiwać jej wiecznych skarg. A Lulu… To miała być
jednorazowa przygoda. Dała mi ukojenie, mogłem się jej wygadać,
wsparła mnie, gdy tego potrzebowałem. Myślisz, że nie czuję się
źle z tym, że zdradzam Carmen? Jasne, że tak. Wyrzuty sumienia
dręczą mnie w każdej chwili, ale nie mogę zostawić Lulu. Gdyby
nie ona, po prostu bym zwariował.
Remus
pozwalał mu mówić, chociaż kosztowało go to wiele wysiłku. Nie
spodziewał się po Mike'a czegoś takiego! Fakt, Carmen ma trochę
trudny charakter, ale to jeszcze nie powód, żeby ją zdradzać!
Wydawali się taką szczęśliwą parą. Nic nie mogło wytłumaczyć
niewierności.
–
Nie mów jej – poprosił na koniec cicho Mike, wiedząc, że prosi
o zbyt wiele.
–
Jak ja niby mam jej teraz spojrzeć w oczy? – odparł pytaniem
Remus.
Croft
nie potrafił odpowiedzieć mu na to pytanie. Sam nie wiedział.
Rozumiał zdenerwowanie kuzyna – znał się z Carmen od półtora
roku i byli sobie dosyć bliscy. Zresztą Remus już tak miał –
praktycznie każdą dziewczynę, z którą zaczynał się dogadywać,
niejako brał pod opiekę. Czuł się za nie odpowiedzialny.
–
Ja to załatwię – obiecał kuzynowi Mike, chociaż nie miał
zielonego pojęcia, jak to zrobić.
–
Trzymam cię za słowo.
„Którą
z nich wybrać?”, pomyślał gorączkowo Mike. „Przecież kocham
je obie.”
~
* ~
Żaden
z kuzynów nie wrócił już do tej rozmowy. Mike początkowo unikał
Remusa, a później nie wspominał o Carmen i Lulu, żeby sprawa
przycichła. Z kolei Lupin szybko zajął się swoimi problemami i
rozkwitającym związkiem z Grace.
Ostatniego
dnia stycznia umówili się w Oxford University Park, tam, gdzie
pocałowali się po raz pierwszy. Było to dla nich bardzo ważne
miejsce, po którym często spacerowali. Tym razem chciał zrobić
coś szczególnego.
Jak
się tego spodziewał, Grace czekała na niego.
–
Nie mogłam się ciebie doczekać – przyznała, gdy ukochany
przytulił ją na powitanie. – Jakbym nie widziała się od
miesięcy…
–
A nie przez cztery dni – wtrącił Remus, unosząc brew.
Grace
zacisnęła usta w wąską kreskę, walcząc ze wszystkich sił, aby
się nie roześmiać. Czasami nienawidziła i kochała chłopaka
jednocześnie.
–
Ja… Tak właściwie to zaprosiłem cię tutaj z konkretnego powodu
– powiedział ostrożnie Remus, nie będąc pewnym, czy na pewno
wie, co chce zrobić.
Zaciekawione
spojrzenie dużych, ciemnych oczu ukochanej dodało mu odwagi.
–
Grace, kocham cię – wyznał jej, bo to było mu najłatwiej
powiedzieć. – Wiem, że jesteśmy razem zaledwie od kilku
miesięcy, ale mam wrażenie, że to cała wieczność. Nie umiem
wyobrazić sobie życia bez ciebie. Czy… – zaczął pytanie,
przyklękając przed ukochaną na jedno kolano. – Grace, czy
zostaniesz moją żoną?
Dziewczyna
wpatrywała się w niego ze zdziwieniem przez dłuższą chwilę,
zanim dotarło do niej, o co dokładnie poprosił ją Remus. Wtedy
jej oczy rozbłysły radością.
–
Tak. Tak. Oczywiście, że tak! – krzyknęła.
Lupin
podniósł się z klęczek i wziął ukochaną w ramiona. Okręcił
się kilka razy wokół własnej osi, ciągnąc ją za sobą. Ich
śmiechy mieszały się, ożywiając wieczorną ciszę.
–
Byłbym zapomniał – wydyszał Remus, gdy postawił z powrotem
Grace na ziemi.
Sięgnął
do kieszeni i wyjął z niej malutkie pudełeczko. Podał je
dziewczynie. Jego radość tylko urosła (o ile to jeszcze możliwe),
gdy zobaczył, jak oczy jego narzeczonej rozszerzają się ze
szczęścia na widok pierścionka. Ostrożnie wyjęła go z
opakowania i wsunęła na palec. Karatowy diament zalśnił w
świetle półpełnego księżyca i gwiazd.
Niestety
Remus nie mógł się pochwalić tym, że sam wybrał pierścionek.
Pomocy użyczyła mu Lily, do której zwrócił się o pomoc, gdy
tylko zdecydował się oświadczyć Grace. Przyjaciółka nie
odmówiła mu i nie omieszkała kilka razy przypomnieć, że „tyle
razy mówiła mu, że znajdzie prawdziwą miłość”. Patrząc na
tak rozradowaną narzeczoną, Remus przyznał przyjaciółce rację.
Nawet
jemu, wilkołakowi, mogła przydarzyć się tak wspaniała miłość.
Chciał tylko okazać się jej godnym.
Znów świetny rozdział! Nie mam pojęcia skąd czerpiesz inspiracje! Oświadczyny Remusa, siostra Syriusza i randka Tessy! Jestem ciekawa co tam u Jamesa i Lily. Przykro mi,że ich czas kończy się z każdym rozdziałem. Ciekawi mnie jednak jak opiszesz ich nieuniknioną śmierć. Pozdrawiam serdecznie i życzę weny Jul
OdpowiedzUsuńJames i Lily pojawią się w już następnym rozdziale. Na ich śmierć będziesz musiała jeszcze trochę poczekać (jakoś tak do lutego), ale będę skupiać się wyłącznie na Remusie.
UsuńPozdrawiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLupin się oświadczył *.* nie wyobrażam sobie, że on może być z kimś innym niż Grace. Jak czytam to opowiadanie to zapominam, że Remus jest z Tonks i potem jest mi głupio ;-;
OdpowiedzUsuńAle Remus (chyba) będzie z Tonks :). Poczekaj do trzeciej części.
UsuńPozdrawiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń