a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 25 listopada 2016

Rozdział 60 – Prawdziwa miłość

 Prosto z zebrania Fabian Prevett teleportował się do East Clandon. Najpierw na rynek, gdzie zajrzał do kwiaciarni i kupił bukiet róż. Stamtąd ruszył prosto do domu Lupinów. Drogę pamiętał dosyć mgliście, bo odwiedził to miejsce tylko raz. A może dwa. Nie pamiętał dokładnie. Ważne, że wiedział, jak dojść do celu. Nie, żeby to było zbyt skomplikowana.

Tessa nie spodziewała się gościa (bo niby skąd), ale wpuściła go bez wahania, gdy tylko upewniła się, że on to na pewno on.

– Dziękuję za kwiaty – powiedziała, uśmiechając się delikatnie, gdy Fabian wręczył jej bukiet.

– Proszę bardzo – odpowiedział lekko speszony Prevett. – Czy… Dałabyś się wyciągnąć na kawę…?

Tessa uśmiechnęła się do niego znad róż. Nie był to kpiący uśmieszek, jakiego obawiał się Fabian, ale pełen uprzejmości i, co niesamowite, jakby radości z jego propozycji.

– Bardzo chętnie. Kiedy?

Mężczyzna zaniemówił. Zdarzało mu się to bardzo rzadko, ale tym razem Tessa kompletnie go zaskoczyła. Nie był gotowy na takie pytanie.

– Eee… Kiedy tylko będziesz chciała.

– Świetnie. Poczekaj chwilę. Tylko się przebiorę i mogę iść.

Minęła go, biegnąc na piętro.

Fabian stał jak spetryfikowany. Czegoś takiego NAPRAWDĘ się nie spodziewał. Może jutro, pojutrze, ale od razu? W sumie... nie było to takie złe.

Czekając na Tessę, rozmyślał nad tym, co mu tak właściwie się w niej podoba. Wielu by powiedziało, że przecież jest dobre kilka lat starsza od niego i nie powinien sobie zawracać nią głowę. Ale należała do innego typu kobiet. Była wesoła, inteligentna, piękna i potrafiła walczyć. Właśnie w Tulipanie Tessa podbiła jego serce – widząc śmierć innej osoby nie załamała się. Co prawda w pierwszej chwili kompletnie ją zamurowało i, gdyby nie Fabian, mogłoby jej już nie być, ale w końcu połapała się w tym, co się dzieje. Nie tylko dała radę wezwać pomoc, ale też włączyła się do walki. Gdyby Prevett nie musiał uważać na walczącego z nim śmierciożercę, całą uwagę poświęciłby Tessie. Była jak bogini wojny.

– Jestem gotowa – głos panny Turner wyrwał go z rozmyślań.

Nie zmieniła się zbytnio – ułożyła lekko włosy i nałożyła delikatny makijaż. Miała na sobie obcisłe dżinsy, które podkreślały jej szczupłe nogi, oraz luźną bluzkę z długim rękawe i głębokim dekoltem, obszytym lśniącymi cekinami.

– Idziemy? – spytała, delektując się wrażeniem, jakie robiła na chłopaku. Uwielbiała to uczucie.

Fabian ochoczo pokiwał głową. Zapowiadał się niezwykle interesujący wieczór.

~ * ~

Syriusz wrócił do domu wyraźnie zdenerwowany. Złaził całe Hogsmeade w poszukiwaniu Lunatyka i nawet śladu po nim nie znalazł. Co prawda nie spodziewał się odszukać żadnego tropu, w końcu Remus rzadko bywał w Hogsmeade sam. Ale jemu przypadło w udziale poszukiwanie go właśnie tam. Zresztą potrzebował spaceru, bo z trudności wytrzymał w spokoju do końca zebrania. Podejrzliwe spojrzenia i złośliwe komentarze, których obiektem był Remus, doprowadzały go do szału. Nie mieli prawa tak mówić! Nie o kimś, kto jest w Zakonie dłużej niż większość tych idiotów, kto już tyle razy mierzył się ze śmierciożercami! I dlaczego? Nie dlatego, że unikał starć, bo nie unikał. Nie dlatego, że był nieuprzejmy dla kogokolwiek. Traktowali go podejrzliwie, nieraz wręcz z pogardą TYLKO dlatego, że był wilkołakiem. I to gdzie to się działo? W Zakonie Feniksa, gdzie nie powinno się zwracać uwagi na takie kwestie! Przecież w właśnie z czymś takim, dyskryminacją i bezpodstawnymi oskarżeniami, Zakon walczył na co dzień. Aż dziw, że Dumbledore to tolerował.

– Remus jest na cmentarzu! – krzyknął Mike, gdy tylko Syriusz zamknął za sobą drzwi.

Black, kompletnie zdziwiony tym, co usłyszał, wszedł do salonu. Tam zastał właściciela rozmawiającego z Dorcas Meadowes. Już nie wiedział, o co ma pytać.

– Wujek przysłał mi Patronusa – wyjaśnił Mike, zanim Syriuszowi udało się sklecić jakieś zdanie. – Znalazł Remusa na cmentarzu w Guildford. Raczej nie spodziewałbym się go zbyt szybko. Podobno jest w fatalnym stanie.

– Jak bardzo fatalnym? – spytał Łapa słabym głosem.

To nie miało być tak. To nie może się skończyć nawrotem depresji.

– Nie wiem. To tylko Patronus. Wujek obiecał, że się nim zajmie. Spytałbym o to, co się stało, ale Dorcas już wszystko mi wyjaśniła.

Gryfon uśmiechnął się do dziewczyny z wdzięcznością. Nie miał siły mówić o tym wszystkim. Znał samego siebie i wiedział, jak to by się skończyłoby – wylałby na Mike'a całą swoją wściekłość.

– Dobra. Róbcie co chcecie, a ja lecę do roboty – poinformował Syriusza i Dorcas Croft.

Po usłyszeniu kilku słów pożegnania założył kurtkę i wyszedł z domu.

– Co w ogóle cię tu sprowadza? – zapytał Black Dorcas. – Nie zrozum mnie źle, nie przeszkadza mi twoja wizyta, ale jest dość niespodziewana. Chyba że ty też kupujesz te bzdury, które wygaduje teraz połowa Zakonu. Że niby Remus donosi śmierciożercom.

– Też to zauważyłeś? Przecież to wierutna bzdura! Tyle razy z nimi walczył… Gdyby nie on, w czerwcu zabiłby mnie Lestrange! Oni zabili mu matkę! Jak mógłby z nimi współpracować?!

„Jedna normalnie myśląca. Oby było takich więcej.”

– To dlaczego przyszłaś?

– Ja… Mam do ciebie jedną sprawę. Niezwiązaną z Zakonem.

– Zamieniam się w słuch – zapowiedział Syriusz, zaciekawiony słowami koleżanki.

Dorcas uśmiechnęła się niewyraźnie, jakby chciała dodać sobie odwagi, i zaczęła grzebać w swojej torebce. Po kilku chwilach bezskutecznych poszukiwań wyjęła różdżkę z kieszeni i niewerbalnym Accio! przywołała kilka zdjęć. Bez słowa podała je brunetowi.

W pierwszym momencie Syriusz nie wiedział, co zrobić. Niebezpiecznie przypominało mu to sytuacje, gdy któraś z jego licznych dziewczyn wręczała mu dowody na jego znajomości z innymi damami. Oczywiście to skończyło się, gdy zaczął się spotykać z Roxy, ale i tak miał uraz do zdjęć wręczanych w ten sposób.

W końcu wziął fotografie i uważnie je przejrzał. Trochę się zdziwił, że zobaczył na nich swojego ojca. To, że obejmował obcą, piękną kobietę już go nie dziwiło. Kiedyś zastanawiał się, jak to możliwe, że Orion (który w sumie nie byłby złym człowiekiem, gdyby nie był Blackiem) wytrzymał z kimś tak apodyktycznym jak jego matka. W końcu doszedł do wniosku, że musiał mieć romans. I to niejeden. Syriusz nigdy nie miał na to dowodu, a teraz trzymał go w rękach.

– To ma niby być takie ważne? – spytał lekko. – Stary miał romans. Wielkie mi halo! Widziałaś moją matkę? Jeden rzut oka sprawia, że facet zaczyna szukać kogokolwiek innego, by przyćmić jej brzydotę. A żyć z takim babsztylem? Dziwię się ojcu, że nie otruł się jakimś eliksirem, gdy mu powiedzieli, że ma się z nią żenić.

Dorcas mimowolnie się roześmiała. Miała kilkukrotnie wątpliwą przyjemność spotkania Walburgi Black. Za każdym razem utwierdzała się w przekonaniu, że doskonale rozumie, dlaczego Syriusz uciekł z domu. I podziwiała go za to, że tak długo tam wytrwał.

– Nie chodzi o niego… A właściwie o niego też.

– A kim jest ta kobieta? – Black w mig pojął, o co chodziło Dorcas.

– To moja matka.

Syriusz otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. W sumie widać było subtelne podobieństwo między Dorcas, a kobietą ze zdjęcia, ale dziewczyna bardziej była podobny do… Jego ojca. Nie. To nie mogło być tak.

– Czekaj, czekaj – poprosił Huncwot, próbując sobie wszystko poukładać w głowie. – Chcesz mi powiedzieć, że…

– Rozstali się niedługo po moich narodzinach, a on do tej pory przysyła mamie pieniądze na moje utrzymanie… Syriusz, wiem, że brzmi to nieprawdopodobnie, ale jestem twoją siostrą. Dowiedziałam się o tym już dawno temu, ale… Bałam się powiedzieć ci. Bałam się twojej reakcji i…

– Bredzisz – wtrącił Syriusz. Głos miał lekko rozbawiony, chociaż widać było, że nadal jest w szoku.

Tylko dlaczego? Skoro jego ojciec mógł romansować, to niby dlaczego nie mógłby mieć innych dzieci? Wpadki się zdarzają. Dobrze, że chociaż potrafił być na tyle porządny, że dbał o przyszłość finansową swoich pociech. Oprócz niego. Syriusz nic nie dostawał.

– Wiesz… Tak w sumie, to miło mieć jakąś normalną osobę w rodzinie – stwierdził pogodnie, uśmiechając się do, jak się okazało, swojej siostry.

Dorcas oddała uśmiech, oddychając z ulgą. Cieszyła się, że wreszcie zdradziła Syriuszowi sekret jej rodziców. Było warto.

~ * ~

Tak jak podejrzewał Mike, Remus tego wieczoru nie pojawił się w pracy. Croft jakoś wytłumaczył go przed Willem, nawet nie musiał specjalnie się wysilać. Will nie robił problemów.

Za to następnego wieczora, tak jak zawsze, Mike wchodząc do baru, napotkał wzrok kuzyna. Nie było to może to wesołe i lekko litościwe spojrzenie, którym zazwyczaj obdarzał go Lunatyk przed pracą, ale poza tym niewiele się zmieniło. Na blacie stała ulubiona kawa Crofta, a Lupin pracował i rozmawiał z klientami jak gdyby nigdy nic.

– Remus… – zaczął ostrożnie Krukon, ale kuzyn od razu wpadł mu w słowo.

– Nie. Mike, nie chcę teraz o tym myśleć.

Croft kiwnął twierdząco głową, zabrał kawę i poszedł do kuchni. Wolał nie nagabywać kuzyna, żeby nie palnąć jakiejś głupoty. Lepiej było zostawić tę rozmowę na później.

– Czemu się nie przywitałeś? – zapytała Lulu, wchodząc do kuchni kilka minut po Mike'u. – Obraziłeś się na mnie?

Podeszła do niego i zarzuciła mu ręce na szyję. Jedno muśnięcie ust chłopaka wystarczyło, żeby zapomniała o całym świecie. Zależało jej za nim. Sama się temu dziwiła, bo przecież ich związek zaczął się od niezobowiązującego seksu i w zasadzie nadal polegał tylko na nielicznych wspólnych nocach i ukradkiem skradzionych pocałunków w czasie pracy.

Na ich nieszczęście w tej pozycji zastał ich Remus, który przyszedł do kuchni po kubek, w którym była kawa Crofta. Zatrzymał się w progu, nie wiedząc, co zrobić, a Mike i Lulu odskoczyli od siebie.

– To… To ja wrócę na salę – wymamrotała dziewczyna, po czym wyszła z kuchni, ze wszystkich sił unikając nagle chłodnego wzroku kolegi.

– Mike, możesz mi to wyjaśnić? – wycedził Remus, głosem ostrym jak brzytwa.

– Nie mam po co – odparł Croft, starając się mówić jak najspokojniej. Widział wściekłość kuzyna i chciał ze wszystkich sił uniknąć nadciągającego wybuchu. – Nic się nie…

– Zwariowałeś?! TO nazywasz niczym?! Myślałem, że zależy ci na Carmen!

– Zależy! Bardzo mi na niej zależy, ale nie wytrzymuję z nią. Ciągle ode mnie czegoś chce, narzeka, a ja… Nie daję sobie rady. Nie dość, że mam kupę własnych problemów, to jeszcze muszę wysłuchiwać jej wiecznych skarg. A Lulu… To miała być jednorazowa przygoda. Dała mi ukojenie, mogłem się jej wygadać, wsparła mnie, gdy tego potrzebowałem. Myślisz, że nie czuję się źle z tym, że zdradzam Carmen? Jasne, że tak. Wyrzuty sumienia dręczą mnie w każdej chwili, ale nie mogę zostawić Lulu. Gdyby nie ona, po prostu bym zwariował.

Remus pozwalał mu mówić, chociaż kosztowało go to wiele wysiłku. Nie spodziewał się po Mike'a czegoś takiego! Fakt, Carmen ma trochę trudny charakter, ale to jeszcze nie powód, żeby ją zdradzać! Wydawali się taką szczęśliwą parą. Nic nie mogło wytłumaczyć niewierności.

– Nie mów jej – poprosił na koniec cicho Mike, wiedząc, że prosi o zbyt wiele.

– Jak ja niby mam jej teraz spojrzeć w oczy? – odparł pytaniem Remus.

Croft nie potrafił odpowiedzieć mu na to pytanie. Sam nie wiedział. Rozumiał zdenerwowanie kuzyna – znał się z Carmen od półtora roku i byli sobie dosyć bliscy. Zresztą Remus już tak miał – praktycznie każdą dziewczynę, z którą zaczynał się dogadywać, niejako brał pod opiekę. Czuł się za nie odpowiedzialny.

– Ja to załatwię – obiecał kuzynowi Mike, chociaż nie miał zielonego pojęcia, jak to zrobić.
– Trzymam cię za słowo.

„Którą z nich wybrać?”, pomyślał gorączkowo Mike. „Przecież kocham je obie.”

~ * ~

Żaden z kuzynów nie wrócił już do tej rozmowy. Mike początkowo unikał Remusa, a później nie wspominał o Carmen i Lulu, żeby sprawa przycichła. Z kolei Lupin szybko zajął się swoimi problemami i rozkwitającym związkiem z Grace.

Ostatniego dnia stycznia umówili się w Oxford University Park, tam, gdzie pocałowali się po raz pierwszy. Było to dla nich bardzo ważne miejsce, po którym często spacerowali. Tym razem chciał zrobić coś szczególnego.

Jak się tego spodziewał, Grace czekała na niego.

– Nie mogłam się ciebie doczekać – przyznała, gdy ukochany przytulił ją na powitanie. – Jakbym nie widziała się od miesięcy…

– A nie przez cztery dni – wtrącił Remus, unosząc brew.

Grace zacisnęła usta w wąską kreskę, walcząc ze wszystkich sił, aby się nie roześmiać. Czasami nienawidziła i kochała chłopaka jednocześnie.

– Ja… Tak właściwie to zaprosiłem cię tutaj z konkretnego powodu – powiedział ostrożnie Remus, nie będąc pewnym, czy na pewno wie, co chce zrobić.

Zaciekawione spojrzenie dużych, ciemnych oczu ukochanej dodało mu odwagi.

– Grace, kocham cię – wyznał jej, bo to było mu najłatwiej powiedzieć. – Wiem, że jesteśmy razem zaledwie od kilku miesięcy, ale mam wrażenie, że to cała wieczność. Nie umiem wyobrazić sobie życia bez ciebie. Czy… – zaczął pytanie, przyklękając przed ukochaną na jedno kolano. – Grace, czy zostaniesz moją żoną?

Dziewczyna wpatrywała się w niego ze zdziwieniem przez dłuższą chwilę, zanim dotarło do niej, o co dokładnie poprosił ją Remus. Wtedy jej oczy rozbłysły radością.

– Tak. Tak. Oczywiście, że tak! – krzyknęła.

Lupin podniósł się z klęczek i wziął ukochaną w ramiona. Okręcił się kilka razy wokół własnej osi, ciągnąc ją za sobą. Ich śmiechy mieszały się, ożywiając wieczorną ciszę.

– Byłbym zapomniał – wydyszał Remus, gdy postawił z powrotem Grace na ziemi.

Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej malutkie pudełeczko. Podał je dziewczynie. Jego radość tylko urosła (o ile to jeszcze możliwe), gdy zobaczył, jak oczy jego narzeczonej rozszerzają się ze szczęścia na widok pierścionka. Ostrożnie wyjęła go z opakowania i wsunęła na palec. Karatowy diament zalśnił w świetle półpełnego księżyca i gwiazd.

Niestety Remus nie mógł się pochwalić tym, że sam wybrał pierścionek. Pomocy użyczyła mu Lily, do której zwrócił się o pomoc, gdy tylko zdecydował się oświadczyć Grace. Przyjaciółka nie odmówiła mu i nie omieszkała kilka razy przypomnieć, że „tyle razy mówiła mu, że znajdzie prawdziwą miłość”. Patrząc na tak rozradowaną narzeczoną, Remus przyznał przyjaciółce rację.


Nawet jemu, wilkołakowi, mogła przydarzyć się tak wspaniała miłość. Chciał tylko okazać się jej godnym.

6 komentarzy:

  1. Znów świetny rozdział! Nie mam pojęcia skąd czerpiesz inspiracje! Oświadczyny Remusa, siostra Syriusza i randka Tessy! Jestem ciekawa co tam u Jamesa i Lily. Przykro mi,że ich czas kończy się z każdym rozdziałem. Ciekawi mnie jednak jak opiszesz ich nieuniknioną śmierć. Pozdrawiam serdecznie i życzę weny Jul

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. James i Lily pojawią się w już następnym rozdziale. Na ich śmierć będziesz musiała jeszcze trochę poczekać (jakoś tak do lutego), ale będę skupiać się wyłącznie na Remusie.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lupin się oświadczył *.* nie wyobrażam sobie, że on może być z kimś innym niż Grace. Jak czytam to opowiadanie to zapominam, że Remus jest z Tonks i potem jest mi głupio ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Remus (chyba) będzie z Tonks :). Poczekaj do trzeciej części.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy