a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 9 grudnia 2016

Rozdział 62 – Fałszywa obietnica

 Grace obudziła się z cudownego, odprężającego snu. Poprzedni wieczór był jak marzenie. Co prawda czuła lekkie kłucie w boku, które było u niej fizycznym objawem wyrzutów sumienia, ale twardo sobie postanowiła, że tego dnia nic jej nie zepsuje.

Uchyliła powiekę. Jej wzrok od razu padł na pogrążonego we śnie Remusa. Nieliczne, przeciskające się przez zaciągnięte zasłony promienie słońca oświetlały jego twarz, załamując się na krzywiźnie nosa, ust i starej, niewyraźnej już blizny, która zdobiła jego policzek. Grace uśmiechnęła się, widząc na twarzy narzeczonego spokój, którego nie widziała od… pół roku? Przynajmniej.

Remus miał ostatnio mnóstwo stresów i wiązały się one nie tylko z końcem studiów i pracą licencjacką. Wcześniej stresował się ślubem i coraz większym problemami Zakonu. Co prawda Grace starała się go nie wypytywać o wojnę i kwestie związane z organizacją Dumbledore'a, ale nie mogła nie zwracać uwagi na to, że wojna przybierała coraz gorszy obrót. Listy zaginionych i zamordowanych, które pojawiały się codziennie w czarodziejskich gazetach, były coraz dłuższe.

Grace ostrożnie zsunęła ze swojej talii ramię Remusa, które do tej pory ją obejmowało, i jak najdelikatniej usiadła na łóżku. Nie chciała budzić ukochanego z jego pierwszego od miesięcy spokojnego snu.

Wyciągnęła rękę i czule przesunęła opuszkami palców po policzkach ukochanego. Następnie pogłaskała go po wąsach, z których tak często ostatnio żartowała i po układających się w delikatny uśmiech ustach. Gdyby tylko mogła, patrzyłaby tak na niego godzinami.

Czasami Grace się zastanawiała, jak to możliwe, że ktoś, kto zaznał w życiu tyle zła, jest tak dobry. Ona na pewno by się zbuntowała. Rzuciłaby wyzwanie życiu, ludziom i wszystkim bogom i walczyłaby, nawet gdyby miała przegrać. Wolałaby zginąć walcząc, niż biernie poddawać się kolejnym, zadanym przez życie ciosom. A Remus nie wybrał żadnej z tych możliwości. Nie walczył, ale też nie poddawał się temu, co gotuje mu los. Wszystkie ciosy przyjmował i, nawet jeżeli rzucały go na kolana, podnosił głowę i starał się żyć dalej, lepiej.

Szybko założyła bieliznę i narzuciła na siebie koszulę Remusa. Nie tą wczorajszą, ale czystą, którą wyciągnęła z szafy. Spędziła już u narzeczonego tyle dni i nocy, że dobrze wiedziała, gdzie co leży. Nie czuła już nawet skrępowania przed myszkowaniem w jego rzeczach. Przecież nie robiła niczego złego, a Remus już kilkukrotnie mówił jej, żeby brała, co chciała i nawet nie pytała się o jego pozwolenie. W końcu niewiele brakowało, a byliby już małżeństwem.

Gdy już zamknęła za sobą drzwi od pokoju narzeczonego, przestała aż tak bardzo uważać na hałas, który mogłaby wywołać. Remus miał równie dobry słuch, jak twardy sen, więc, gdy była już na parterze, nie bała się, że może go obudzić.

Poczłapała do kuchni (mając stopy wsunięte w zbyt duże na nią kapcie Remusa) i rozejrzała się po szafkach w poszukiwaniu czegoś, co nadawało się na śniadanie. Od razu uznała, że nie miała ochoty na to, co zostało z poprzedniego dnia. Ugotowany przez Mike'a obiad był pyszny, ale Grace nie uśmiechało się jeść pozostałości na śniadanie.

Była w trakcie robienia kanapek, gdy rozległ się łomot do drzwi. Od razu rzuciła chleb i nóż i złapała różdżkę, którą przyniosła ze sobą. Było stanowczo za wcześnie na jakichkolwiek gości, a Mike by nie pukał, bo przecież miał klucze.

– Kto tam?! – krzyknęła przez drzwi.

– Frank Longbottom – odpowiedział stojący po drugiej stronie mężczyzna. – Muszę pilnie porozmawiać z Remusem.

„I to by było na tyle w kwestii spokojnego poranka”, pomyślała. Wiedziała, że musi obudzić narzeczonego i powiedzieć mu o niespodziewanym gościu, ale nie miała zamiaru wpuszczać tego Longbottoma do domu. Nie znała go, a kto wie, czy nie wlazłby jakiś śmierciożerca.

– Zaraz po niego pójdę! – oświadczyła.

Poczekała, aż gość odpowie, a potem zrzuciła kapcie i pobiegła na piętro. Tam wpadła jak burza do pokoju Remusa. Ku swojemu rozbawieniu stwierdziła, że Lupinowi nie przeszkodziło to w spokojnym śnie. Grace musiała go mocno szarpnąć za ramię, żeby wreszcie się obudził.

– Co się dzieje? – wymamrotał, uchylając powieki, żeby na nią spojrzeć.

– Jakiś facet chce się pilnie z tobą widzieć – powiedziała. – Twierdzi, że to ważne.

– Kto? – spytał półprzytomnie Remus.

– Niejaki Frank Longbottom.

Nazwisko podziałało na chłopaka jak płachta na byka. Od razu rozbudził się i wyskoczył z łóżka, biegnąc w stronę drzwi. Zatrzymał się dopiero w połowie pokoju, uświadamiając sobie, że nic na sobie nie ma.

Grace opadła na łóżko, zanosząc się śmiechem.

– Tak, bardzo śmieszne – mruknął zgryźliwie Remus, jednocześnie czerwieniąc się jak burak.

Szybko ubrał się, zakładając na siebie pierwsze lepsze ciuchy i dopiero wtedy zbiegł na parter.

Grace słyszała rozmowę Remusa z gościem, ale nie potrafiła rozróżnić poszczególnych słów. Zresztą nawet nie próbowała – była pewna, że niespodziewana wizyta musiała być związana ze sprawami Zakonu, w które Grace nie chciała się mieszać. Jeżeli narzeczony będzie chciał, sam jej powie, o co chodzi.

Czekając, aż Longbottom wyjdzie Grace ubrała się (tym razem w swoje ubranie) i pościeliła łóżko.

Zeszła na parter dopiero, gdy usłyszała trzask zamykanych drzwi.

Remus siedział na kanapie, kryjąc twarz w dłoniach. Grace usiadła obok niego i ostrożnie położyła dłoń na jego ramieniu. Drgnął.

– Złe wieści – domyśliła się.

– Bardzo złe – odparł Remus. – Przepraszam cię, ale muszę wyjść. Muszę komuś coś powiedzieć.

– Jasne. Leć. Poczekać tu na ciebie?

Odsunął dłonie i spojrzał na nią. Miał lekko zaczerwienione oczy, ale nie było widać śladu łez.

– Nie mogę tego od ciebie żądać – szepnął.

– Będę – zapewniła go Grace. – Będę przy tobie zawsze, gdy mnie będziesz potrzebował. Kocham cię.

– Ja ciebie też – przyznał.

Ujął podbródek narzeczonej i złożył na jej ustach delikatny pocałunek.

– Nie musisz się spieszyć – powiedziała Grace. – Znajdę sobie zajęcie.

– Dziękuję.

Wstał i po chwili, założywszy wcześniej buty, wyszedł z domu.

Dziewczyna również wstała i zaczęła nerwowo przechadzać się po salonie. Nie znosiła bezczynności. Z drugiej strony wiedziała, jak ryzykowne jest wypytywanie Lupina o trudne tematy. Nie dość, że mogła wpędzić go w kłopoty związane z Zakonem Feniksa (i tak nadużywał zaufania Dumbledore'a, zdradzając jej niektóre fakty ze swojej działalności), ale też mogło to źle wpłynąć na jego psychikę. Wiedziała aż za dobrze, że Remus nigdy nie poprosi o pomoc, w razie jakichkolwiek problemów zdrowotnych lub psychicznych, a nie chciała kiedyś odkryć, że z powodu jej nalegań pękła w nim jakąś ściana i zrobił sobie krzywdę. Nigdy by sobie tego nie darowała.

~ * ~

Remus z ciężkim sercem teleportował się do East Clandon. Jego nastrój tylko się pogorszył, gdy zobaczył rodzinny dom. Od śmierci ojca odwiedził to miejsce tylko kilka razy. Wspomnienia były jeszcze zbyt żywe, zbyt bolesne, żeby mógł je bezkarnie rozdrapywać. Dlatego fakt, że Tessa zamieszkała w tym domu był mu bardzo na rękę.

Nie zawracając sobie głowy pukaniem do drzwi, otworzył zamek kluczem. Już kilka lat wcześniej dom został tak zabezpieczony, że dostanie się do niego przy pomocy zaklęć było niemal niemożliwe. Zabezpieczenia wzmocniono po zamordowaniu Evelynne.

– Remus, co za niespodzianka! – krzyknęła Tessa, gdy zobaczyła siostrzeńca. – Już się za mną stęskniłeś?

Jej uśmiech zgasł na widok ponurej miny Remusa.

– Co się stało? – spytała poważnym głosem.

– Usiądźmy – zaproponował Lupin.

Mimo naglącego spojrzenia ciotki, nie odezwał się ani słowem, dopóki oboje nie spoczęli na kanapie.

– Dopiero co się o tym dowiedziałem. Wczoraj miała miejsce potyczka ze śmierciożercami. Fabian i Gideon wpadli w zasadzkę… – urwał, widząc, jak Tessa zaczyna kręcić przecząco głową. – Byli oni dwaj na pięciu śmierciożerców… Nie mieli szans…

– NIE! – krzyknęła Tessa, zrywając się z kanapy. – To nie może być prawda! Fabian jest świetnym wojownikiem, nie mógłby tak zginąć! Nie mógłby! To kłamstwo! Kłamstwo! KŁAMSTWO!

Remus wstał i objął ciotkę. Ta z początku próbowała się wyrwać, ale nie miała tyle siły co on i w końcu poddała się. Wtuliła się w niego i wybuchnęła płaczem. Pomiędzy kolejnymi wdechami błagała go, żeby powiedział, że to nieprawda. Że Fabian nie zginął.

Remusowi krajało się serce, słysząc szloch ciotki. Wiedział, że ją i Prevetta łączyło coś głębszego, ale nie spodziewał się, że Tessa kochała Fabiana tak mocno. Objął ją ciaśniej, jakby próbując ochronić ją przed cierpieniem i stratą.

Czuł jej ból. Nie wiedział jak, ale wyczuwał każdą falę bólu, która nią targała. Żal i tęsknota Tessy przenikały go, budząc emocje, które uśpił w sobie po pierwszym etapie żałoby po ojcu. Teraz ze wszystkich sił starał się je znowu wyciszyć. Nie mógł pozwolić sobie na rozklejenie się. Chciał wesprzeć ciotkę najlepiej, jak potrafił.

Po kilkunastu minutach Tessa zaczęła się uspokajać i słaniać się na nogach. Remus wziął ją na ręce i zaniósł do pokoju, który zajmowała. Ułożył ją na łóżku, przykrywając kołdrą pod szyję. Kobieta wtuliła twarz w poduszkę, nie zdając sobie sprawy z obecności siostrzeńca. Chlipnęła kilka razy, po czym zapadła w twardy sen.

Remus zrozumiał, że popełnił błąd, pozwalając Grace czekać na siebie. W tej sytuacji nie mógł zostawić Tessy samej. Wysłał Patronusa do narzeczonej, żeby wracała do domu. Nie było sensu, żeby na niego czekała nie wiadomo ile czasu.

Nie minęło pięć minut, a drzwi wejściowe otworzyły się. Grace wpadła domu, niemal taranując stojącego z przejściu narzeczonego.

– Ani słowa – zaznaczyła od razu. – Przecież nie mogłam zostawić cię samego z problemami. Remus, teraz możesz mi wszystko powiedzieć.

Lupin westchnął ciężko.

– Fabian i Gideon nie żyją – powiedział. – Tessa… Ciężko to przyjęła.

– Dziwisz się? A myślisz, że ja przyjęłabym to inaczej, gdybyś to był ty… – głos jej się załamał. – Remus, proszę, obiecaj mi, że nikt nie przyniesie mi takiej wiadomości o tobie.

– Wiesz, że nie mogę – odpowiedział zbolałym głosem. – Jest wojna, która staje się coraz gorsza. Każdy może zginąć.

– Skłam – powiedziała po prostu. – Błagam cię, Remus, skłam. Tylko chcę to usłyszeć.

Zawahał się. Nie był pewny, czy potrafi się na to zdobyć. Skłamanie Grace w tak ważnej sprawie było dla niego nie do pomyślenia. Ale skoro sama o to prosi…

– Przeżyjemy tę wojnę. Oboje – zapewnił ją. – Ona już wkrótce się skończy.

– I wtedy się pobierzemy?

– Gdzie i kiedy będziesz chciała.

~ * ~

– Musimy się częściej widywać – szepnęła Lulu, wtulając się w tors Mike'a.

Oboje byli zmęczeni i spoceni po wyjątkowo udanym seksie. Pościel wokół nich była rozkopana.

– Chciałbym – przyznał Mike, wdychając zapamiętale zapach dziewczyny.

Przesunął dłonią po ciele Lulu, na koniec ściskając lekko jej pośladek. Zadrżała.

Mike nie czuł się winny. Już dawno temu pozbył się tego uczucia. Przecież miłość nie jest zła. A że kocha dwie kobiety… Więcej miłości, to więcej dobra. Lulu godziła się na taki układ i wydawała się bardzo zadowolona z tego, co jest między nią a Mikiem. A Carmen… Cóż. Ona nic nie wiedziała o drugim związku swojego chłopaka. Mimo swoich obietnic, Remus nic jej nie powiedział.

– Chciałbym mieć dla ciebie więcej czasu – przyznał Mike. – Ale wiesz, że mam mnóstwo roboty.

– Tak, tak – westchnęła. – Praca, eksperymenty z Damoclesem i Carmen – dodała z goryczą.

Odsunęła się od Mike’a i usiadła, zakrywając ciało kołdrą. Croft też usiadł. Zaczął całować ją po ramieniu. Lulu nie odsunęła się, ale też nie wykazała jakiegoś zainteresowania tymi pieszczotami.

– Mówiłaś, że ci to nie przeszkadza – zauważył chłopak.

– Nie przeszkadza. Ale, Mike, ile można? Jesteśmy razem już ponad półtora roku. Nawet skończony tuman podjąłby już decyzję! Ja chcę znać twoją. Ona albo ja.

Wstała i zaczęła zbierać swoje ubrania.

Mike przełknął ślinę, żeby chociaż odrobinę zwilżyć gardło. Widok nagiego ciała Lulu był dla niego BARDZO pobudzający.

Wyskoczył z łóżka i objął dziewczynę. Przylgnęła do niego.

– Kocham cię – zapewnił ją.

– Wiem. Ale ją też kochasz. A ja nie chcę się tobą z kimkolwiek dzielić. Już nie. Musisz wybrać jedną z nas.

„Gdyby wybór był taki prosty”, pomyślał.

– Daj mi trochę czasu – poprosił. – Obiecuję, że dokonam wyboru.


„O ile będę w stanie”, dodał w myślach.

1 komentarz:

  1. Fajny rozdział. Bardzo szkoda mi ofar,ale niestety taka jest wojna. Jestem ciekawa co dalej stanie się z Grace. I jak bardzo będziesz nawiązywać do wydarzeń w książkach. Jeśli bardzo to dla Grace czy Lulu niestety nie ma tam miejsca. Tego jestem bardzo ciekawa. Tymczasem wyczekuje następnego piątku.
    Ciepło pozdrawiam i życzę wiele weny Jul

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy