Grace
obudziła się z cudownego, odprężającego snu. Poprzedni wieczór
był jak marzenie. Co prawda czuła lekkie kłucie w boku, które
było u niej fizycznym objawem wyrzutów sumienia, ale twardo sobie
postanowiła, że tego dnia nic jej nie zepsuje.
Uchyliła
powiekę. Jej wzrok od razu padł na pogrążonego we śnie Remusa.
Nieliczne, przeciskające się przez zaciągnięte zasłony promienie
słońca oświetlały jego twarz, załamując się na krzywiźnie
nosa, ust i starej, niewyraźnej już blizny, która zdobiła jego
policzek. Grace uśmiechnęła się, widząc na twarzy narzeczonego
spokój, którego nie widziała od… pół roku? Przynajmniej.
Remus
miał ostatnio mnóstwo stresów i wiązały się one nie tylko z
końcem studiów i pracą licencjacką. Wcześniej stresował się
ślubem i coraz większym problemami Zakonu. Co prawda Grace starała
się go nie wypytywać o wojnę i kwestie związane z organizacją
Dumbledore'a, ale nie mogła nie zwracać uwagi na to, że wojna
przybierała coraz gorszy obrót. Listy zaginionych i zamordowanych,
które pojawiały się codziennie w czarodziejskich gazetach, były
coraz dłuższe.
Grace
ostrożnie zsunęła ze swojej talii ramię Remusa, które do tej
pory ją obejmowało, i jak najdelikatniej usiadła na łóżku. Nie
chciała budzić ukochanego z jego pierwszego od miesięcy spokojnego
snu.
Wyciągnęła
rękę i czule przesunęła opuszkami palców po policzkach
ukochanego. Następnie pogłaskała go po wąsach, z których tak
często ostatnio żartowała i po układających się w delikatny
uśmiech ustach. Gdyby tylko mogła, patrzyłaby tak na niego
godzinami.
Czasami
Grace się zastanawiała, jak to możliwe, że ktoś, kto zaznał w
życiu tyle zła, jest tak dobry. Ona na pewno by się zbuntowała.
Rzuciłaby wyzwanie życiu, ludziom i wszystkim bogom i walczyłaby,
nawet gdyby miała przegrać. Wolałaby zginąć walcząc, niż
biernie poddawać się kolejnym, zadanym przez życie ciosom. A Remus
nie wybrał żadnej z tych możliwości. Nie walczył, ale też nie
poddawał się temu, co gotuje mu los. Wszystkie ciosy przyjmował i,
nawet jeżeli rzucały go na kolana, podnosił głowę i starał się
żyć dalej, lepiej.
Szybko
założyła bieliznę i narzuciła na siebie koszulę Remusa. Nie tą
wczorajszą, ale czystą, którą wyciągnęła z szafy. Spędziła
już u narzeczonego tyle dni i nocy, że dobrze wiedziała, gdzie co
leży. Nie czuła już nawet skrępowania przed myszkowaniem w jego
rzeczach. Przecież nie robiła niczego złego, a Remus już
kilkukrotnie mówił jej, żeby brała, co chciała i nawet nie
pytała się o jego pozwolenie. W końcu niewiele brakowało, a
byliby już małżeństwem.
Gdy
już zamknęła za sobą drzwi od pokoju narzeczonego, przestała aż
tak bardzo uważać na hałas, który mogłaby wywołać. Remus miał
równie dobry słuch, jak twardy sen, więc, gdy była już na
parterze, nie bała się, że może go obudzić.
Poczłapała
do kuchni (mając stopy wsunięte w zbyt duże na nią kapcie Remusa)
i rozejrzała się po szafkach w poszukiwaniu czegoś, co nadawało
się na śniadanie. Od razu uznała, że nie miała ochoty na to, co
zostało z poprzedniego dnia. Ugotowany przez Mike'a obiad był
pyszny, ale Grace nie uśmiechało się jeść pozostałości na
śniadanie.
Była
w trakcie robienia kanapek, gdy rozległ się łomot do drzwi. Od
razu rzuciła chleb i nóż i złapała różdżkę, którą
przyniosła ze sobą. Było stanowczo za wcześnie na jakichkolwiek
gości, a Mike by nie pukał, bo przecież miał klucze.
–
Kto tam?! – krzyknęła przez drzwi.
–
Frank Longbottom – odpowiedział stojący po drugiej stronie
mężczyzna. – Muszę pilnie porozmawiać z Remusem.
„I
to by było na tyle w kwestii spokojnego poranka”, pomyślała.
Wiedziała, że musi obudzić narzeczonego i powiedzieć mu o
niespodziewanym gościu, ale nie miała zamiaru wpuszczać tego
Longbottoma do domu. Nie znała go, a kto wie, czy nie wlazłby jakiś
śmierciożerca.
–
Zaraz po niego pójdę! – oświadczyła.
Poczekała,
aż gość odpowie, a potem zrzuciła kapcie i pobiegła na piętro.
Tam wpadła jak burza do pokoju Remusa. Ku swojemu rozbawieniu
stwierdziła, że Lupinowi nie przeszkodziło to w spokojnym śnie.
Grace musiała go mocno szarpnąć za ramię, żeby wreszcie się
obudził.
–
Co się dzieje? – wymamrotał, uchylając powieki, żeby na nią
spojrzeć.
–
Jakiś facet chce się pilnie z tobą widzieć – powiedziała. –
Twierdzi, że to ważne.
–
Kto? – spytał półprzytomnie Remus.
–
Niejaki Frank Longbottom.
Nazwisko
podziałało na chłopaka jak płachta na byka. Od razu rozbudził
się i wyskoczył z łóżka, biegnąc w stronę drzwi. Zatrzymał
się dopiero w połowie pokoju, uświadamiając sobie, że nic na
sobie nie ma.
Grace
opadła na łóżko, zanosząc się śmiechem.
–
Tak, bardzo śmieszne – mruknął zgryźliwie Remus, jednocześnie
czerwieniąc się jak burak.
Szybko
ubrał się, zakładając na siebie pierwsze lepsze ciuchy i dopiero
wtedy zbiegł na parter.
Grace
słyszała rozmowę Remusa z gościem, ale nie potrafiła rozróżnić
poszczególnych słów. Zresztą nawet nie próbowała – była
pewna, że niespodziewana wizyta musiała być związana ze sprawami
Zakonu, w które Grace nie chciała się mieszać. Jeżeli narzeczony
będzie chciał, sam jej powie, o co chodzi.
Czekając,
aż Longbottom wyjdzie Grace ubrała się (tym razem w swoje ubranie)
i pościeliła łóżko.
Zeszła
na parter dopiero, gdy usłyszała trzask zamykanych drzwi.
Remus
siedział na kanapie, kryjąc twarz w dłoniach. Grace usiadła obok
niego i ostrożnie położyła dłoń na jego ramieniu. Drgnął.
–
Złe wieści – domyśliła się.
–
Bardzo złe – odparł Remus. – Przepraszam cię, ale muszę
wyjść. Muszę komuś coś powiedzieć.
–
Jasne. Leć. Poczekać tu na ciebie?
Odsunął
dłonie i spojrzał na nią. Miał lekko zaczerwienione oczy, ale nie
było widać śladu łez.
–
Nie mogę tego od ciebie żądać – szepnął.
–
Będę – zapewniła go Grace. – Będę przy tobie zawsze, gdy
mnie będziesz potrzebował. Kocham cię.
–
Ja ciebie też – przyznał.
Ujął
podbródek narzeczonej i złożył na jej ustach delikatny pocałunek.
–
Nie musisz się spieszyć – powiedziała Grace. – Znajdę sobie
zajęcie.
–
Dziękuję.
Wstał
i po chwili, założywszy wcześniej buty, wyszedł z domu.
Dziewczyna
również wstała i zaczęła nerwowo przechadzać się po salonie.
Nie znosiła bezczynności. Z drugiej strony wiedziała, jak
ryzykowne jest wypytywanie Lupina o trudne tematy. Nie dość, że
mogła wpędzić go w kłopoty związane z Zakonem Feniksa (i tak
nadużywał zaufania Dumbledore'a, zdradzając jej niektóre fakty ze
swojej działalności), ale też mogło to źle wpłynąć na jego
psychikę. Wiedziała aż za dobrze, że Remus nigdy nie poprosi o
pomoc, w razie jakichkolwiek problemów zdrowotnych lub psychicznych,
a nie chciała kiedyś odkryć, że z powodu jej nalegań pękła w
nim jakąś ściana i zrobił sobie krzywdę. Nigdy by sobie tego nie
darowała.
~
* ~
Remus
z ciężkim sercem teleportował się do East Clandon. Jego nastrój
tylko się pogorszył, gdy zobaczył rodzinny dom. Od śmierci ojca
odwiedził to miejsce tylko kilka razy. Wspomnienia były jeszcze
zbyt żywe, zbyt bolesne, żeby mógł je bezkarnie rozdrapywać.
Dlatego fakt, że Tessa zamieszkała w tym domu był mu bardzo na
rękę.
Nie
zawracając sobie głowy pukaniem do drzwi, otworzył zamek kluczem.
Już kilka lat wcześniej dom został tak zabezpieczony, że dostanie
się do niego przy pomocy zaklęć było niemal niemożliwe.
Zabezpieczenia wzmocniono po zamordowaniu Evelynne.
–
Remus, co za niespodzianka! – krzyknęła Tessa, gdy zobaczyła
siostrzeńca. – Już się za mną stęskniłeś?
Jej
uśmiech zgasł na widok ponurej miny Remusa.
–
Co się stało? – spytała poważnym głosem.
–
Usiądźmy – zaproponował Lupin.
Mimo
naglącego spojrzenia ciotki, nie odezwał się ani słowem, dopóki
oboje nie spoczęli na kanapie.
–
Dopiero co się o tym dowiedziałem. Wczoraj miała miejsce potyczka
ze śmierciożercami. Fabian i Gideon wpadli w zasadzkę… –
urwał, widząc, jak Tessa zaczyna kręcić przecząco głową. –
Byli oni dwaj na pięciu śmierciożerców… Nie mieli szans…
–
NIE! – krzyknęła Tessa, zrywając się z kanapy. – To nie może
być prawda! Fabian jest świetnym wojownikiem, nie mógłby tak
zginąć! Nie mógłby! To kłamstwo! Kłamstwo! KŁAMSTWO!
Remus
wstał i objął ciotkę. Ta z początku próbowała się wyrwać,
ale nie miała tyle siły co on i w końcu poddała się. Wtuliła
się w niego i wybuchnęła płaczem. Pomiędzy kolejnymi wdechami
błagała go, żeby powiedział, że to nieprawda. Że Fabian nie
zginął.
Remusowi
krajało się serce, słysząc szloch ciotki. Wiedział, że ją i
Prevetta łączyło coś głębszego, ale nie spodziewał się, że
Tessa kochała Fabiana tak mocno. Objął ją ciaśniej, jakby
próbując ochronić ją przed cierpieniem i stratą.
Czuł
jej ból. Nie wiedział jak, ale wyczuwał każdą falę bólu, która
nią targała. Żal i tęsknota Tessy przenikały go, budząc emocje,
które uśpił w sobie po pierwszym etapie żałoby po ojcu. Teraz ze
wszystkich sił starał się je znowu wyciszyć. Nie mógł pozwolić
sobie na rozklejenie się. Chciał wesprzeć ciotkę najlepiej, jak
potrafił.
Po
kilkunastu minutach Tessa zaczęła się uspokajać i słaniać się
na nogach. Remus wziął ją na ręce i zaniósł do pokoju, który
zajmowała. Ułożył ją na łóżku, przykrywając kołdrą pod
szyję. Kobieta wtuliła twarz w poduszkę, nie zdając sobie sprawy
z obecności siostrzeńca. Chlipnęła kilka razy, po czym zapadła w
twardy sen.
Remus
zrozumiał, że popełnił błąd, pozwalając Grace czekać na
siebie. W tej sytuacji nie mógł zostawić Tessy samej. Wysłał
Patronusa do narzeczonej, żeby wracała do domu. Nie było sensu,
żeby na niego czekała nie wiadomo ile czasu.
Nie
minęło pięć minut, a drzwi wejściowe otworzyły się. Grace
wpadła domu, niemal taranując stojącego z przejściu narzeczonego.
–
Ani słowa – zaznaczyła od razu. – Przecież nie mogłam
zostawić cię samego z problemami. Remus, teraz możesz mi wszystko
powiedzieć.
Lupin
westchnął ciężko.
–
Fabian i Gideon nie żyją – powiedział. – Tessa… Ciężko to
przyjęła.
–
Dziwisz się? A myślisz, że ja przyjęłabym to inaczej, gdybyś to
był ty… – głos jej się załamał. – Remus, proszę, obiecaj
mi, że nikt nie przyniesie mi takiej wiadomości o tobie.
–
Wiesz, że nie mogę – odpowiedział zbolałym głosem. – Jest
wojna, która staje się coraz gorsza. Każdy może zginąć.
–
Skłam – powiedziała po prostu. – Błagam cię, Remus, skłam.
Tylko chcę to usłyszeć.
Zawahał
się. Nie był pewny, czy potrafi się na to zdobyć. Skłamanie
Grace w tak ważnej sprawie było dla niego nie do pomyślenia. Ale
skoro sama o to prosi…
–
Przeżyjemy tę wojnę. Oboje – zapewnił ją. – Ona już wkrótce
się skończy.
–
I wtedy się pobierzemy?
–
Gdzie i kiedy będziesz chciała.
~
* ~
–
Musimy się częściej widywać – szepnęła Lulu, wtulając się w
tors Mike'a.
Oboje
byli zmęczeni i spoceni po wyjątkowo udanym seksie. Pościel wokół
nich była rozkopana.
–
Chciałbym – przyznał Mike, wdychając zapamiętale zapach
dziewczyny.
Przesunął
dłonią po ciele Lulu, na koniec ściskając lekko jej pośladek.
Zadrżała.
Mike
nie czuł się winny. Już dawno temu pozbył się tego uczucia.
Przecież miłość nie jest zła. A że kocha dwie kobiety… Więcej
miłości, to więcej dobra. Lulu godziła się na taki układ i
wydawała się bardzo zadowolona z tego, co jest między nią a
Mikiem. A Carmen… Cóż. Ona nic nie wiedziała o drugim związku
swojego chłopaka. Mimo swoich obietnic, Remus nic jej nie
powiedział.
–
Chciałbym mieć dla ciebie więcej czasu – przyznał Mike. – Ale
wiesz, że mam mnóstwo roboty.
–
Tak, tak – westchnęła. – Praca, eksperymenty z Damoclesem i
Carmen – dodała z goryczą.
Odsunęła
się od Mike’a i usiadła, zakrywając ciało kołdrą. Croft też
usiadł. Zaczął całować ją po ramieniu. Lulu nie odsunęła się,
ale też nie wykazała jakiegoś zainteresowania tymi pieszczotami.
–
Mówiłaś, że ci to nie przeszkadza – zauważył chłopak.
–
Nie przeszkadza. Ale, Mike, ile można? Jesteśmy razem już ponad
półtora roku. Nawet skończony tuman podjąłby już decyzję! Ja
chcę znać twoją. Ona albo ja.
Wstała
i zaczęła zbierać swoje ubrania.
Mike
przełknął ślinę, żeby chociaż odrobinę zwilżyć gardło.
Widok nagiego ciała Lulu był dla niego BARDZO pobudzający.
Wyskoczył
z łóżka i objął dziewczynę. Przylgnęła do niego.
–
Kocham cię – zapewnił ją.
–
Wiem. Ale ją też kochasz. A ja nie chcę się tobą z kimkolwiek
dzielić. Już nie. Musisz wybrać jedną z nas.
„Gdyby
wybór był taki prosty”, pomyślał.
–
Daj mi trochę czasu – poprosił. – Obiecuję, że dokonam
wyboru.
„O
ile będę w stanie”, dodał w myślach.
Fajny rozdział. Bardzo szkoda mi ofar,ale niestety taka jest wojna. Jestem ciekawa co dalej stanie się z Grace. I jak bardzo będziesz nawiązywać do wydarzeń w książkach. Jeśli bardzo to dla Grace czy Lulu niestety nie ma tam miejsca. Tego jestem bardzo ciekawa. Tymczasem wyczekuje następnego piątku.
OdpowiedzUsuńCiepło pozdrawiam i życzę wiele weny Jul