a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 10 lutego 2017

Rozdział 71 – Świat w kawałkach cz. 1

 Mike ledwo rzucił okiem na pierwszą stronę najnowszego Proroka Codziennego, gdy poczuł, jak kolana się pod nim ugięły.


Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać pokonany!

Największy czarnoksiężnik naszych czasów tej nocy zginął od własnego Morderczego Zaklęcia. Odbiło się od Harry'ego Pottera (1 rok). Niestety wcześniej Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać zamordował Lily i Jamesa Potterów (oboje 21 l.). Milicenta Bagnold, Minister Magii, ogłosiła koniec wojny z Siłami Ciemności. Obiecała także, że aurorzy będą pracować ze zdwojonymi siłami, aby w jak najkrótszym czasie schwytać i skazać wszystkich współpracowników Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.


„Nie żyje. Koniec wojny”, pomyślał radośnie Mike. Jednak zaraz uświadomił sobie, czyim życiem zapłacono za pokój. Do tego dochodziła świadomość, że będzie musiał poinformować o tym kuzyna, a to było jeszcze gorsze.

Drzwi wejściowe gwałtownie się otworzyły i wpadła przez nie pobladła z nerwów Grace.

– Powiedziałeś mu? – spytała.

– Niby jak? Dopiero godzina po wschodzie słońca. Jest nieprzytomny. Ja… Nie wiem, jak mu to powiemy. James… Lily… Dobrze, że chociaż mały Harry przeżył.

– Załamie się – stwierdziła Grace. – Znowu.

Zadrżała na samą myśl o tym. Nie chciała znowu przechodzić przez to, co działo się prawie dwa lata wcześniej – po śmierci Evelynne Lupin.

– Nie pozwolę na to – powiedziała pewnie dziewczyna. – Mike, Remus będzie nas teraz potrzebował bardziej, niż kiedykolwiek.

– Święte słowa – spokojny głos dyrektora Hogwartu sprawił, że dwoje młodych ludzi aż podskoczyło.

Żadne z nich nie zorientowało się, w którym momencie Dumbledore wszedł do domu. W przeciwieństwie do Mike'a, Grace nie zamierzała ze spokojem tolerować obecności starszego człowieka.

– Co pan tu robi? – zapytała oschłym głosem. – Nie powinien pan świętować końca wojny?

– Grace… – zaczął niepewnie gospodarz.

– Zamknij się, Mike! – warknęła na Crofta, po czym znowu zwróciła się do gościa: – Już wystarczająco go pan skrzywdził. Jak panu nie wstyd przychodzić tutaj i co? Przeprosi pan Remusa, czy nadal ma pan go za sługusa ciemności?! Prędzej sam cisnąłby w siebie morderczym zaklęciem niż doniósłby tym sukinsynom w czerni. Przecież chodził do pana do szkoły, powinien pan o tym wiedzieć. Skąd w ogóle pomysł, że zdradził?! Po tym, co mu zrobili śmierciożercy!

Dyrektor przez dłuższą chwilę nic nie mówił. Jego błękitne oczy straciły zwyczajny blask – zastąpił go ból i poczucie winy.

– Masz rację – przyznał w końcu Dumbledore. – Ale nie przed tobą powinienem się tłumaczyć. Przeprosiny i wytłumaczenia należą się Remusowi. I dostanie je.

Grace zadrżała lekko, słysząc nutę chłodu w głosie starszego mężczyzny.

– Nie przyszedł pan tu tylko po to, prawda? – zapytał Mike, zanim dziewczyna doszła do siebie.

– Nie. Niestety nie. Pół godziny temu aurorzy aresztowali Syriusza Blacka. Chwilę wcześniej zabił Petera Pettigrew i dwunastu mugoli. To on był zdrajcą. Decyzją Minister Magii został bez procesu zesłany do Azkabanu. Już nigdy go nie opuści.

Mike nie potrafił niczego powiedzieć. Nie lubił Blacka, ale nie mógł sobie wyobrazić tego, że ten zdradził. Przecież był najbliższym przyjacielem Jamesa, ojcem chrzestnym Harry'ego… i to on przekonał Potterów do tego, że Remus donosi. Nagle wszystko ułożyło się w całość. Roxy zginęła, bo była dla niego balastem w służbie Lordowi. Z początku bronił Lupina, bo dzięki temu miał wspaniałe alibi. Potem zmienił zdanie na ten temat – z wygody.

– Niech pan poczeka – poprosiła cicho Grace. W jej głosie brakło nawet echa tonu, którym wcześniej mówiła profesora. – Remus jest jeszcze zbyt osłabiony… On tego nie zniesie.

– Lepiej, żeby się dowiedział teraz, czy z gazety lub na ulicy? – zapytał Dumbledore.

Grace i Mike musieli przyznać mu rację.

– A może jutro – zaproponowała nieśmiało dziewczyna. – Przecież i tak nie wyjdzie z piwnicy… Nie przeczyta też żadnej gazety… Nie dowie się. Proszę, niech pan pozwoli mu zebrać trochę sił.

– Tak. „Jutro” to zdecydowanie dobre wyjście – zgodził się Mike. – Im później się dowie, tym lepiej.

Po krótkim rozmyślaniu Dumbledore przystał na propozycję Grace. Obiecał, że zjawi się następnego dnia, po czym opuścił dom przy Sunny Street.

Chwilę później Grace głośno kichnęła. Sięgnęła do kieszeni, ale niestety niczego nie znalazła.

– Chusteczkę? – zaproponował Mike.

– Tak. Dziękuję – odparła.

Wysmarkała nos.

– Chyba się przeziębiłam – stwierdziła, widząc, jak Mike marszczy brwi. – Ale to nic poważnego.

– Mam wrażenie, że jest inaczej – odpowiedział chłopak. – Nie wyglądasz najlepiej. Wróć do domu, wypij eliksir i połóż się. Zajmę się Remusem. Przecież to nie pierwszy raz.

– Wiem… Ale nie lubię zostawiać go samego.

– Nie jest sam. Jest ze mną. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.

Grace uśmiechnęła się niewyraźnie, po czym przytuliła go.

– Dziękuję – szepnęła. – Jestem spokojniejsza, gdy wiem, że jesteś przy nim.

– W końcu to mój kuzyn – przypomniał Mike. – Nigdy nie zostawię go samemu sobie.

~ * ~

Dumbledore, zgodnie z obietnicą, wrócił następnego dnia, ale przyszedł dopiero wieczorem. Mike podejrzewał, że było to efektem nie tylko nadmiaru obowiązków, ale też objawem dobrej chęci dyrektora Hogwartu.

– Jak idzie wyłapywanie śmierciożerców? – spytał Mike po powitaniu.

– Sprawnie – powiedział profesor dziwnie ponurym tonem.

– To dobrze. Im szybciej te kanalie znikną z ulic, tym będzie bezpieczniej – stwierdził stanowczo Mike. Uśmiechnął się delikatnie. – Remus jest na górze. Pierwsze drzwi po prawej. Myślę, że powinien już dojść do siebie… Ale pełnia była strasznie ciężka. Dawno nie widziałem, żeby tak bardzo się poranił.

– Ostatnie dni były ciężkie dla nas wszystkich – przyznał Dumbledore. – Pójdę do niego.

Mike kiwnął twierdząco głową. Obserwował, jak profesor idzie w stronę schodów. Chyba jeszcze nigdy jego gość nie wyglądał tak staro. Jakby pod wpływem ostatnich wydarzeń na Dumbledore'a spadł ciężar wszystkich lat, które przeżył.

~ * ~

Remus odskoczył gwałtownie od okna, gdy tylko drzwi się otworzyły. Od razu tego pożałował – jego potłuczone i poranione ciało zakrzyczało w proteście. Ten wrzask szybko stracił znaczenie, gdy Remus zorientował się, w jakim niebezpieczeństwie się znalazł. W otwartych drzwiach stał Albus Dumbledore.

– Mogę wejść? – spytał profesor zmęczonym tonem.

Remus bez słowa kiwnął głową. Bał się myśleć o powodach, które wpłynęły na wizytę wielkiego czarodzieja. Nie mogły być dobre.

– Remusie, chciałbym cię przeprosić – powiedział Dumbledore. – Popełniłem ogromny błąd, oskarżając cię o szpiegowanie. Zdaję sobie sprawę z tego, że bardzo cię tym zraniłem i jest mi z tego powodu bardzo przykro. Tym bardziej, że głównym motywem moich podejrzeń była twoja choroba. To było niegodne i…

– Co się zmieniło?! – wycedził Remus.

Nie interesowało go to, że nie powinien odnosić się tak do czarodzieja o wiele lat starszego i o wiele bardziej doświadczonego od siebie. Skoro Dumbledore zaczął tę rozmowę, Lupin chciał dowiedzieć się wszystkiego i wylać swoje żale.

– Już wiadomo, kto jest zdrajcą…

– Wspaniale – rzucił ironicznie Remus. – I teraz co? Myśli pan, że przeprosi mnie pan i wszystko będzie dobrze? Ma mnie pan za psa, który przybiegnie na każde zawołanie?! Taki wilkołak na posyłki. Jak jest potrzebny, to nawet się z nim porozmawia. A w razie czego można go oskarżyć o zdradę. Przecież potem zawsze można przeprosić i wszystko będzie w porządku!

Pociemniało mu przed oczami i oparł się o parapet, żeby nie upaść. Dumbledore wyciągnął w jego stronę dłoń, ale Lupin ją odtrącił. Nie chciał pomocy od profesora. Nie chciał pomocy od nikogo. W błękitnych oczach dyrektora pojawił się ból, ale wilkołak go zignorował.

– Wojna się skończyła, Remusie – powiedział Dumbledore. – W Noc Duchów.

– Jak… jak to się stało?

– Chłopcze… Voldemort został pokonany. Zginął od własnego Morderczego Zaklęcia. Jednak zanim to zrobił… zdążył dokonać jeszcze dwóch morderstw.

Remus chwycił mocniej krawędź parapetu, żeby za wszelką cenę trzymać się w pionie. Zrobiło mu się słabo.

– Kto…? – wydusił z siebie po dłuższej chwili.

Usłyszał najgorszą możliwą odpowiedź:

– James i Lily.

Pociemniało mu w oczach. Puścił parapet i osunął się na kolana. W jego uszach narastał szum, który powodował nieznośny ból głowy.

Dyrektor ukląkł obok niego i położył dłonie na jego ramionach.

– Wiem, że jest ci ciężko…

– Nic pan nie wie – warknął Remus. – Nie wie, pan, jak to jest. Kiedy przyjmował mnie pan do Zakonu, mówił pan, że moje wilkołactwo nic nie znaczy. Okłamał mnie pan. Sam pan przyznał, że właśnie z tego powodu wszyscy uznali mnie za zdrajcę, donosiciela. Nawet pan! Myślał pan, że tego nie zauważę? Najpierw te ukradkowe, zaniepokojone spojrzenia. Potem otwarta wrogość. Tylko z jednego powodu! Póki to dotyczyło tylko obcych dla mnie ludzi, miałem to gdzieś. Ignorowałem to. Robiłem to, co zawsze – chowałem dumę do kieszeni i żyłem dalej. Ale potem to samo podejrzliwe spojrzenie widziałem u pana. Podejrzewam, że wtedy żałował pan przyjęcia mnie do Zakonu. Ba! Pewnie nawet żałował pan tego, że wpuścił mnie do Hogwartu. Czy było inaczej? – poczucie winy w oczach starszego czarodzieja wystarczyło mu za odpowiedź. – No właśnie. Ale to nie było najgorsze. Najgorsze było to, że wszyscy przyjaciele się ode mnie odwrócili. Nawet oni uznali mnie za zdrajcę! Nie wie pan, jak to jest, gdy najbliższe osoby odwracają się plecami. A teraz Lily i James nie żyją, bo wam nie chciało się wysilić mózgownicy. W poszukiwaniu szpiega poszliście po najlżejszej linii oporu! Jak tchórze.

Dumbledore milczał, pozwalając młodemu wilkołakowi mówić. Boleśnie odczuwał to, że każde słowo chłopaka było prawdą.

– Kto to był? – spytał Remus. – Kto was zdradził??

Profesor zwrócił uwagę na słowo „was”. Jakby Lupin nie był w Zakonie Feniksa.

– Syriusz Black.

Remus poczuł się, jakby ktoś uderzył go pięścią w brzuch.

– To nie mógł być Syriusz – wymamrotał przez zaciśnięte gardło. – On by nigdy… Nie mógłby…

– To nie wszystko – powiedział Dumbledore, chcąc jak najszybciej zamknąć pasmo złych wieści. – Peter chciał znaleźć Syriusza. Udało mu się to godzinę temu. Złapał go na ulicy pełnej mugoli. Podobno wykrzyczał, że to Black był zdrajcą… zanim ten go zabił. Jego i dwunastu mugoli. Kilka chwil później Syriusza pojmali aurorzy. Bez procesu skazano go na dożywotni pobyt w Azkabanie.

Słuchając tego Lupin kulił się coraz bardziej, jakby chciał w ten sposób odciąć się od wszystkiego, co złe.

– Remusie…

– Niech pan stąd wyjdzie! Niech zostawi mnie w spokoju! Już wystarczająco napsuł pan w moim życiu!

– Remusie, pozwól mi coś powiedzieć…

– NIE! – wrzasnął Lupin, podrywając się. – Mam tego wszystkiego dość! Wstąpiłem do Zakonu, narażałem się, walczyłem na równi z innymi! I co mnie spotkało?! Oskarżenia, podejrzliwość… Straciłem wszystkich! Rodziców, przyjaciół… WSZYSTKICH! Niech pan wyjdzie z mojego domu i da mi święty spokój. Może uda mi się uratować resztki mojego życia!

Dumbledore z niepokojem wpatrywał się w byłego ucznia. Złość chłopaka była namacalna i jak najbardziej zasłużona.

– To nie musi…

– NIECH PAN STĄD WYJDZIE! – na wpół warknął, na wpół zawył Remus.

Opadł na kolana i podparł się na rękach. Zacisnął dłonie w pięści. Pobladł, a oczy rozbłysły mu drapieżnym blaskiem. Wyglądał tak, jakby wilk, który przez ostatnie trzy noce władał jego ciałem, próbował odzyskać kontrolę.

– Proszę, wyjdź – szepnął Remus ostatkiem sił. – Zanim zrobię komuś krzywdę.

Dumbledore wstał z podłogi, wyciągając różdżkę. Nie wymierzył jej jednak w klęczącego przed nim wilkołaka, którym co chwilę wstrząsały dreszcze. Wschodzący za oknem księżyc mocno wpływał na zdenerwowanego chłopaka, mimo że Srebrny Glob wyszedł już z fazy pełni.


– Niech pan wyjdzie – błagał Remus pomiędzy kolejnymi falami dreszczy. – Nie chcę zrobić panu krzywdy… Niech pan wyjdzie, póki jeszcze nad sobą panuję… 

2 komentarze:

  1. Co ja mam napisać? Nie dziwię się, że nikt jeszcze nie skomentował tego rozdziału - po przeczytaniu go odbiera mowę.

    Oczywiście spodziewałam się, co zastane czytając ten rozdział. Tytuł mówił sam za siebie, a i wątek kiedyś musiał się przecież zakończyć. Jednak nie sądziłam, że od samego początku skończysz życie Potterów, nie dając im do wypowiedzenie nawet jednej kwestii. Muszę przyznać, że bardzo mnie to zawiodło, a może nawet zabolało. Zawsze wydawało mi się, że to ja jestem okrutna... A tym razem ty taka się okazałaś. Zabić bohatera tak bez pożegnania? Rzucasz zupełnie inne światło na całą historię. Remus do końca był zdrajcą dla Jamesa, a Lily straciła tak wiele jeszcze przed śmiercią...

    Nie wiem dlaczego, ale Grace bardzo mnie denerwowała w tym rozdziale. Nie wiem czym to było spowodowane, ale chciałam ją wyciąć po prostu... Przeszkadzała mi tu.

    A Dumbledore... Nigdy o tym nie myślałam w ten sposób, a przecież to wydaje się takie oczywiste. To on dowodził Zakonem, to on ostatecznie o wszystkim decydował i to on musiał przyznać rację, gdy oskarżono Remusa. Zastanawia mnie co takiego się stanie, że Lupin znowu mu zaufa...

    A co się tyczy samego Remusa... On od zawsze był bohaterem tragicznym...

    Zastanawia mnie, co stanie się w drugiej części. Nie mogę się już doczekać piątku.

    Pozdrawiam AT

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za Twój komentarz.
    Kiedy pisałam ten rozdział, mocno zastanawiałam się nad tym, czy nie umieścić w nim Potterów. W końcu w tym momencie odebrałam im nie tylko możliwość pożegnania się, ale też pogodzenia. Uznałam jednak, że pokazanie ich odwróci uwagę od człowieka, na którego tragedii chciałam się skupić - na Remusie. Może kiedyś w jakiejś miniaturce wrócę do ostatniej nocy Jamesa i Lily, ale na razie musiałam zostawić to tak, jak tutaj.
    Ma obronę Grace moge powiedzieć jedynie tyle, że martwiła się o ukochanego. Widziała już, jak Remus reaguje na śmierć bliskich, poza tym widziała, jak bardzo raniły go oskarżenia o zdradę. A o to obwiniała Dumbledore'a.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy