a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 17 lutego 2017

Rozdział 72 – Świat w kawałkach cz. 2

Mike z niecierpliwością czekał na koniec rozmowy Remusa i Dumbledore'a. Bał się tego, jak jego kuzyn zareaguje na śmierć przyjaciół. Szczególnie po pełni był wyjątkowo wrażliwy.

Nagły trzask na piętrze przerwał niespokojny spacer Crofta po salonie. Ignorując podstawowe zasady prywatności chłopak pobiegł do pokoju kuzyna. To, co tam zobaczył, było jak najgorszy koszmar – Dumbledore stał z różdżką w dłoni, a kilka kroków przed nim Remus wił się z bólu.

– Co pan mu zrobił? – wydyszał Mike.

– To z nerwów. Stracił nad sobą kontrolę. Powinienem był to przewidzieć.

– Powinien był pan przewidzieć więcej rzeczy – zauważył gospodarz, ruszając w stronę kuzyna.

Dumbledore złapał go za ramię i pociągnął w swoją stronę.

– Nie zbliżaj się teraz do niego. Nie panuje nad sobą.

Jakby na potwierdzenie jego słów Remus wydał z siebie zduszony dźwięk, do złudzenia przypominający skomlenie. Wygiął plecy w łuk.

– Może pójdę po eliksir na uspokojenie… Czy cokolwiek… – wymamrotał Mike. – Coś mu musi pomóc.

Dumbledore zrobił krótki, oszczędny ruch różdżką. Wystrzeliły z niej liny, które oplotły Remusa.

– Co pan robi?! – krzyknął Mike. – Przecież on…

– Wiem co robię, Michealu – zapewnił go profesor. – Musi się uspokoić. To był dla niego zbyt duży wstrząs.

„Dla kogo by nie był?”, pomyślał Mike, wpatrując się z przerażeniem w kuzyna. Jeszcze nigdy nie widział go w takim stanie, a odgłosy, które słyszał, były podobne tylko do tych, które Remus wydawał w czasie pełni.

Mimo ostrzeżenia profesora chłopak ostrożnie podszedł do kuzyna. Z bliska lepiej widział zmiany, jakie w nim zaszły – w miejsce paznokci wyrosły mu pazury, na twarzy i odsłoniętych przedramionach widać było rzadką sierść (nie zarost – sierść), uszy zrobiły się spiczaste, oczy stały się mniej ludzkie, a gdy Remus ponownie zawył, Mike zobaczył jego zaostrzone zęby.

– Merlinie, ratuj – wyszeptał, cofając się. – On z tego wyjdzie, prawda?

Spojrzał błagalnie na profesora.

– Powinien. Ale, jak powiedziałem, musi się uspokoić. Inaczej nie będziemy mogli mu pomóc.

W pierwszej chwili Mike chciał wezwać Grace, która zawsze potrafiła uspokoić Remusa. Problem w tym, że rankiem dziewczyna przysłała mu wiadomość, że przykuła ją do łóżka blisko czterdziestostopniowa gorączka. Croft nie chciał ściągać chorej, nie mając pewności, że byłaby w stanie pomóc.

– Remus – zaczął cicho, przyklękając przy wciąż rzucającym się kuzynie. – Remus, wróć do nas. Nic na to nie poradzisz. Nie wrócisz im życia.

Na wpół przemieniony wilkołak rzucił się w więzach, wydając przeraźliwy skowyt.

– Już dobrze – powiedział Mike, ze wszystkich sił starając się zachować spokojny ton głosu. – Nie jesteś sam. Przejdziemy przez to razem. Jesteśmy rodziną, pamiętasz? Remus, nie jesteś wilkiem. Jesteś człowiekiem. Najlepszym, jakiego znam. Musisz wrócić. Mam tylko ciebie.

Walczył z napływającymi łzami. Nie mógł się rozkleić w takim momencie. Nie wtedy, gdy tak wiele od niego zależało.

Nie wiedział, ile czasu minęło, zanim Remus przestał się rzucać. Jego wygląd zaczął wracać do normalności. Skowyty przeszły w szloch.

Przez cały czas Dumbledore stał w tym samym miejscu obserwujący kuzynów z mieszanką ciekawości i współczucia.

– Może pan zdjąć zaklęcie? – spytał Mike, kierując się do profesora. – Już się uspokoił.

Starzec kiwnął głową i usunął krępujące wilkołaka więzy. Remus legł brzuchem na podłodze ciężko dysząc.

– Spokojnie. Wszystko jest w porządku – zapewnił go Mike.

– G-gdzie ja jestem? – wymamrotał Remus drżącym głosem.

– U siebie w pokoju. Nie ma powodu do nerwów.

Starszy z kuzynów spojrzał na wciąż stojącego bez ruchu Dumbledore'a.

– Myślę, że może pan już iść – rzucił chłodno. – Nic więcej pan nie zdziała.

– Wybaczcie mi. Popełniłem wiele karygodnych błędów. Gdybyście czegoś potrzebowali, dajcie znać. Zawsze wam pomogę – powiedział na pożegnanie profesor.

„Prędzej wypiję truciznę”, pomyślał Mike.

Remus powoli podniósł się z podłogi. Od razu kuzyn rzucił się, żeby mu pomóc i wspólnie dotarli do łóżka.

– To prawda, prawda? – spytał Remus. – Oni nie żyją? Syriusz zdradził?

Mike kiwnął głową z ponurą miną. Bał się, że potwierdzenie może wywołać u jego kuzyna ponowny atak. Z drugiej strony nie mógł przecież zaprzeczyć. To byłoby jeszcze gorsze.

– A co z Harrym?

– Z tego co wiem, jest u rodziny Lily. Będzie tam bezpieczny.

– Kto tak twierdzi? Dumbledore? – zapytał Remus z ironią.

– Musimy mu zaufać. Ten ostatni raz.

Lupin uśmiechnął się kpiąco, ale już nic nie powiedział. Zakopał się głębiej w kołdrę. Było mu potwornie zimno i wszystko go bolało, jakby dopiero co się przemienił.

– Co się ze mną stało?

Mike usiadł na łóżku obok leżącego kuzyna. Nie wiedział, jak opisać to, czego był świadkiem. Zdecydował się powiedzieć to jak najprostszymi słowami. Wtedy obaj zrozumieją to, co ich spotkało.

– Ja… Nic nie pamiętam – szepnął Remus, gdy Mike skończył mówić. – Po tym, jak Dumbledore powiedział mi o… Wiesz… Zaczęła mnie boleć głowa. Wszystko zaczęło mnie boleć i… Było tak, jak w czasie pełni. Straciłem świadomość… Dopiero po jakimś czasie udało mi się ciebie usłyszeć. Mike, sprowadziłeś mnie z powrotem. Dziękuję.

– Rozklejasz się, bracie – twierdził Croft, ukradkiem ocierając łzy wzruszenia. Miał nadzieję, że kuzyn tego nie zauważył. – Prześpij się. Ból zawsze najlepiej przespać.

– Jakbym nie wiedział – mruknął sennie Remus.

Właściciel domu wstał i powoli ruszył w stronę drzwi. Bał się zostawiać kuzyna samego. Z drugiej strony należała mu się odrobina prywatności.

– Gdzie jest Grace? – zapytał Remus, gdy Mike stał w drzwiach. – Wczoraj wydawało mi się, że słyszałem jej głos. Rano. Krzyczała.

– Była tu. Pokłóciła się o ciebie z Dumbledore'em. Potem wysłałem ją do domu, bo źle się poczuła. Dzisiaj przysłała mi wiadomość, że jest chora. Nie wiem dokładnie, co jej jest – skłamał.

Remus był tak zmęczony, że nie dał rady wstać, mimo że widać było, jak bardzo tego chciał. Usnął, zanim zdołał podjąć jakąkolwiek decyzję.

~ * ~

Następnego dnia Lupin wyszedł z domu, zanim Mike zdążył się obudzić. Zostawił na stole notatkę z wiadomością dla kuzyna, żeby ten się nie martwił. Obaj mieli zbyt dużo powodów do nerwów.

Z początku nie wiedział, gdzie w ogóle chce iść. Było wiele miejsc, wiele osób, która chciał odwiedzić: matka Petera, załamana po śmierci syna, przebywający u Dursleyów mały Harry (chociaż Vernon i Petunia nigdy by go nie wpuścili), Grace… Najmniej bolała go ta ostatnia możliwość. Tylko narzeczona nie przypominała mu o utraconych przyjaciołach.

Teleportował się do kamienicy, w której mieszkała ukochana. Gdy zapukał do drzwi otworzyła mu ciotka Brenda. Była uśmiechnięta od ucha do ucha.

– Remus, jak dobrze cię widzieć – zaćwierkała ze sztuczną uprzejmością w głosie. – Coś ty taki smutny? Przecież Grace nic nie jest!

– Mogę wejść? – spytał.

Nie chciał pokazać, jak bardzo rani go radość Brendy.

– Wejdź. Grace jest u siebie w pokoju.

Bez słowa minął starszą kobietę. Nie przejął się jej nagle skwaszoną miną – i tak miała o nim najgorsze zdanie.

Wbrew temu, co mówili mu Brenda i Mike, z Grace wcale nie było dobrze. Dziewczyna leżała w łóżku, przykryta pod szyję. Miała zaczerwieniony nos i podkrążone oczy, a wokół niej walały się zużyte chusteczki do nosa.

– Jak się czujesz? – Zapytał, siadając obok niej.

– Chciałam spytać cię o to samo – odpowiedziała Grace, uśmiechając się lekko.

Mimo szczerych chęci Remus nie był w stanie odwzajemnić tego drobnego gestu. Zamiast tego uniósł do ust dłoń dziewczyny i pocałował ją.

– Jakoś daję sobie radę. Dzięki tobie.

– Nic nie zrobiłam. Nawet nie mogłam być przy tobie, gdy się o tym dowiedziałeś.

„I dobrze”, pomyślał Remus. Wolał nie myśleć, co by się stało, gdyby Grace zobaczyła go na wpół przemienionego z rozpaczy.

– Nie musisz przy mnie być. Sama świadomość, że mogę na ciebie liczyć mi wystarcza. A teraz powiedz, co się z tobą dzieje. Przed pełnią byłaś zdrowa.

Grace zmrużyła oczy, ale po chwili jej mina się rozpogodziła. Zrozumiała, do czego dąży jej narzeczony – chciał zająć myśli czymś innym, niż tragedią, która go spotkała.

– Wiem. Nie mam pojęcia, co się stało. Przedwczoraj zaczęłam kichać, a gdy wróciłam do domu miałam już gorączkę. Dzisiaj i tak jest ze mną lepiej. Wczoraj czułam się tak źle, że ledwo dawałam radę wstać z łóżka.

Remus wyciągnął rękę i odgarnął z jej mokrego czoła kosmyk włosów.

– Nie rób tak – poprosiła dziewczyna. – Nie chcę, żebyś oglądał mnie w takim stanie. Jestem brzydka.

– Jesteś piękna – zapewnił ją.

– Spocona, zasmarkana, z zaczerwienionym nosem. Faktycznie jestem Miss World.

Kąciki ust Remusa lekko zadrgały, co bardzo ucieszyło Grace. Niestety, nie dostała niczego więcej.

– Gdyby wszystko się udało, od prawie pół roku bylibyśmy małżeństwem. Naprawdę myślisz, że przestanę cię kochać, bo jesteś chora? – Silił się na żart, ale Grace słyszała w jego głosie ból.

– Nie. Oczywiście, że nie – zapewniła go. – Ja…

Nie dała rady dokończyć, bo przerwała jej ciotka, która gwałtownie otworzyła drzwi.

– Czemu siedzicie w takiej ponurej atmosferze? – spytała wesoło. – Przecież taki piękny mamy dzień.

– Ciociu, wyjdź – wycedziła Grace z niepokojem zerkając na narzeczonego.

Radość ciotki Grace była dla Remusa jak wbity w serce sztylet. Było to tym gorsze, że powód jej radości był jego koszmarem.

– To jest mój dom – zauważyła Brenda.

– WYJDŹ! – wrzasnęła Grace i po chwili zaniosła się kaszlem.

Jej ciotka wyszła, chociaż niechętnie, zostawiając narzeczonych samych.

– Już dobrze – szepnęła dziewczyna, gdy udało jej się uspokoić. – Mam jej dość.

– Już niedługo – zapewnił ja Remus. – Wojna… Wojna już się skończyła. Pamiętasz, co planowaliśmy?

Kiwnęła głową, mimo tego, że bardzo chciała zaprzeczyć. Wiedziała, do czego zmierza jej ukochany. Mieli się pobrać. Obiecywali sobie, że po wojnie się pobiorą. Jednak Grace nie wyobrażała sobie tego, żeby mieli cieszyć się wspólnym szczęściem w obliczu takiej tragedii.

– Poczekajmy – poprosiła. – Niech minie trochę czasu. Musisz dojść do siebie.

– Grace…

– Nie odtrącam cię – powiedziała, wiedząc, o czym myśli jej ukochany. – Tylko chcę dać ci trochę czasu. Nasze małżeństwo nie może być lekarstwem na twój ból. Inaczej znienawidzisz i mnie, i siebie.

Rezygnacja w oczach Remusa dała jej do zrozumienia, że poruszyła właściwą strunę.

– Masz rację – przyznał, a w jego oczach zabłysły łzy. – Grace, ja… nie potrafię…

Dziewczyna usiadła na łóżku i objęła go. Remus wtulił się w nią. Z początku próbował zdusić w sobie płacz, ale nie potrafił. Załkał, mocząc łzami piżamę Grace, a ona przyciskała go do siebie, usiłując być ostatnim oparciem w jego rozpadającym się świecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy