Mike
z niecierpliwością czekał na koniec rozmowy Remusa i Dumbledore'a.
Bał się tego, jak jego kuzyn zareaguje na śmierć przyjaciół.
Szczególnie po pełni był wyjątkowo wrażliwy.
Nagły
trzask na piętrze przerwał niespokojny spacer Crofta po salonie.
Ignorując podstawowe zasady prywatności chłopak pobiegł do pokoju
kuzyna. To, co tam zobaczył, było jak najgorszy koszmar –
Dumbledore stał z różdżką w dłoni, a kilka kroków przed nim
Remus wił się z bólu.
–
Co pan mu zrobił? – wydyszał Mike.
–
To z nerwów. Stracił nad sobą kontrolę. Powinienem był to
przewidzieć.
–
Powinien był pan przewidzieć więcej rzeczy – zauważył
gospodarz, ruszając w stronę kuzyna.
Dumbledore
złapał go za ramię i pociągnął w swoją stronę.
–
Nie zbliżaj się teraz do niego. Nie panuje nad sobą.
Jakby
na potwierdzenie jego słów Remus wydał z siebie zduszony dźwięk,
do złudzenia przypominający skomlenie. Wygiął plecy w łuk.
–
Może pójdę po eliksir na uspokojenie… Czy cokolwiek… –
wymamrotał Mike. – Coś mu musi pomóc.
Dumbledore
zrobił krótki, oszczędny ruch różdżką. Wystrzeliły z niej
liny, które oplotły Remusa.
–
Co pan robi?! – krzyknął Mike. – Przecież on…
–
Wiem co robię, Michealu – zapewnił go profesor. – Musi się
uspokoić. To był dla niego zbyt duży wstrząs.
„Dla
kogo by nie był?”, pomyślał Mike, wpatrując się z przerażeniem
w kuzyna. Jeszcze nigdy nie widział go w takim stanie, a odgłosy,
które słyszał, były podobne tylko do tych, które Remus wydawał
w czasie pełni.
Mimo
ostrzeżenia profesora chłopak ostrożnie podszedł do kuzyna. Z
bliska lepiej widział zmiany, jakie w nim zaszły – w miejsce
paznokci wyrosły mu pazury, na twarzy i odsłoniętych
przedramionach widać było rzadką sierść (nie zarost – sierść),
uszy zrobiły się spiczaste, oczy stały się mniej ludzkie, a gdy
Remus ponownie zawył, Mike zobaczył jego zaostrzone zęby.
–
Merlinie, ratuj – wyszeptał, cofając się. – On z tego wyjdzie,
prawda?
Spojrzał
błagalnie na profesora.
–
Powinien. Ale, jak powiedziałem, musi się uspokoić. Inaczej nie
będziemy mogli mu pomóc.
W
pierwszej chwili Mike chciał wezwać Grace, która zawsze potrafiła
uspokoić Remusa. Problem w tym, że rankiem dziewczyna przysłała
mu wiadomość, że przykuła ją do łóżka blisko
czterdziestostopniowa gorączka. Croft nie chciał ściągać chorej,
nie mając pewności, że byłaby w stanie pomóc.
–
Remus – zaczął cicho, przyklękając przy wciąż rzucającym się
kuzynie. – Remus, wróć do nas. Nic na to nie poradzisz. Nie
wrócisz im życia.
Na
wpół przemieniony wilkołak rzucił się w więzach, wydając
przeraźliwy skowyt.
–
Już dobrze – powiedział Mike, ze wszystkich sił starając się
zachować spokojny ton głosu. – Nie jesteś sam. Przejdziemy przez
to razem. Jesteśmy rodziną, pamiętasz? Remus, nie jesteś wilkiem.
Jesteś człowiekiem. Najlepszym, jakiego znam. Musisz wrócić. Mam
tylko ciebie.
Walczył
z napływającymi łzami. Nie mógł się rozkleić w takim momencie.
Nie wtedy, gdy tak wiele od niego zależało.
Nie
wiedział, ile czasu minęło, zanim Remus przestał się rzucać.
Jego wygląd zaczął wracać do normalności. Skowyty przeszły w
szloch.
Przez
cały czas Dumbledore stał w tym samym miejscu obserwujący kuzynów
z mieszanką ciekawości i współczucia.
–
Może pan zdjąć zaklęcie? – spytał Mike, kierując się do
profesora. – Już się uspokoił.
Starzec
kiwnął głową i usunął krępujące wilkołaka więzy. Remus legł
brzuchem na podłodze ciężko dysząc.
–
Spokojnie. Wszystko jest w porządku – zapewnił go Mike.
–
G-gdzie ja jestem? – wymamrotał Remus drżącym głosem.
–
U siebie w pokoju. Nie ma powodu do nerwów.
Starszy
z kuzynów spojrzał na wciąż stojącego bez ruchu Dumbledore'a.
–
Myślę, że może pan już iść – rzucił chłodno. – Nic
więcej pan nie zdziała.
–
Wybaczcie mi. Popełniłem wiele karygodnych błędów. Gdybyście
czegoś potrzebowali, dajcie znać. Zawsze wam pomogę – powiedział
na pożegnanie profesor.
„Prędzej
wypiję truciznę”, pomyślał Mike.
Remus
powoli podniósł się z podłogi. Od razu kuzyn rzucił się, żeby
mu pomóc i wspólnie dotarli do łóżka.
–
To prawda, prawda? – spytał Remus. – Oni nie żyją? Syriusz
zdradził?
Mike
kiwnął głową z ponurą miną. Bał się, że potwierdzenie może
wywołać u jego kuzyna ponowny atak. Z drugiej strony nie mógł
przecież zaprzeczyć. To byłoby jeszcze gorsze.
–
A co z Harrym?
–
Z tego co wiem, jest u rodziny Lily. Będzie tam bezpieczny.
–
Kto tak twierdzi? Dumbledore? – zapytał Remus z ironią.
–
Musimy mu zaufać. Ten ostatni raz.
Lupin
uśmiechnął się kpiąco, ale już nic nie powiedział. Zakopał
się głębiej w kołdrę. Było mu potwornie zimno i wszystko go
bolało, jakby dopiero co się przemienił.
–
Co się ze mną stało?
Mike
usiadł na łóżku obok leżącego kuzyna. Nie wiedział, jak opisać
to, czego był świadkiem. Zdecydował się powiedzieć to jak
najprostszymi słowami. Wtedy obaj zrozumieją to, co ich spotkało.
–
Ja… Nic nie pamiętam – szepnął Remus, gdy Mike skończył
mówić. – Po tym, jak Dumbledore powiedział mi o… Wiesz…
Zaczęła mnie boleć głowa. Wszystko zaczęło mnie boleć i…
Było tak, jak w czasie pełni. Straciłem świadomość… Dopiero
po jakimś czasie udało mi się ciebie usłyszeć. Mike,
sprowadziłeś mnie z powrotem. Dziękuję.
–
Rozklejasz się, bracie – twierdził Croft, ukradkiem ocierając
łzy wzruszenia. Miał nadzieję, że kuzyn tego nie zauważył. –
Prześpij się. Ból zawsze najlepiej przespać.
–
Jakbym nie wiedział – mruknął sennie Remus.
Właściciel
domu wstał i powoli ruszył w stronę drzwi. Bał się zostawiać
kuzyna samego. Z drugiej strony należała mu się odrobina
prywatności.
–
Gdzie jest Grace? – zapytał Remus, gdy Mike stał w drzwiach. –
Wczoraj wydawało mi się, że słyszałem jej głos. Rano.
Krzyczała.
–
Była tu. Pokłóciła się o ciebie z Dumbledore'em. Potem wysłałem
ją do domu, bo źle się poczuła. Dzisiaj przysłała mi wiadomość,
że jest chora. Nie wiem dokładnie, co jej jest – skłamał.
Remus
był tak zmęczony, że nie dał rady wstać, mimo że widać było,
jak bardzo tego chciał. Usnął, zanim zdołał podjąć jakąkolwiek
decyzję.
~
* ~
Następnego
dnia Lupin wyszedł z domu, zanim Mike zdążył się obudzić.
Zostawił na stole notatkę z wiadomością dla kuzyna, żeby ten się
nie martwił. Obaj mieli zbyt dużo powodów do nerwów.
Z
początku nie wiedział, gdzie w ogóle chce iść. Było wiele
miejsc, wiele osób, która chciał odwiedzić: matka Petera,
załamana po śmierci syna, przebywający u Dursleyów mały Harry
(chociaż Vernon i Petunia nigdy by go nie wpuścili), Grace…
Najmniej bolała go ta ostatnia możliwość. Tylko narzeczona nie
przypominała mu o utraconych przyjaciołach.
Teleportował
się do kamienicy, w której mieszkała ukochana. Gdy zapukał do
drzwi otworzyła mu ciotka Brenda. Była uśmiechnięta od ucha do
ucha.
–
Remus, jak dobrze cię widzieć – zaćwierkała ze sztuczną
uprzejmością w głosie. – Coś ty taki smutny? Przecież Grace
nic nie jest!
–
Mogę wejść? – spytał.
Nie
chciał pokazać, jak bardzo rani go radość Brendy.
–
Wejdź. Grace jest u siebie w pokoju.
Bez
słowa minął starszą kobietę. Nie przejął się jej nagle
skwaszoną miną – i tak miała o nim najgorsze zdanie.
Wbrew
temu, co mówili mu Brenda i Mike, z Grace wcale nie było dobrze.
Dziewczyna leżała w łóżku, przykryta pod szyję. Miała
zaczerwieniony nos i podkrążone oczy, a wokół niej walały się
zużyte chusteczki do nosa.
–
Jak się czujesz? – Zapytał, siadając obok niej.
–
Chciałam spytać cię o to samo – odpowiedziała Grace,
uśmiechając się lekko.
Mimo
szczerych chęci Remus nie był w stanie odwzajemnić tego drobnego
gestu. Zamiast tego uniósł do ust dłoń dziewczyny i pocałował
ją.
–
Jakoś daję sobie radę. Dzięki tobie.
–
Nic nie zrobiłam. Nawet nie mogłam być przy tobie, gdy się o tym
dowiedziałeś.
„I
dobrze”, pomyślał Remus. Wolał nie myśleć, co by się stało,
gdyby Grace zobaczyła go na wpół przemienionego z rozpaczy.
–
Nie musisz przy mnie być. Sama świadomość, że mogę na ciebie
liczyć mi wystarcza. A teraz powiedz, co się z tobą dzieje. Przed
pełnią byłaś zdrowa.
Grace
zmrużyła oczy, ale po chwili jej mina się rozpogodziła.
Zrozumiała, do czego dąży jej narzeczony – chciał zająć myśli
czymś innym, niż tragedią, która go spotkała.
–
Wiem. Nie mam pojęcia, co się stało. Przedwczoraj zaczęłam
kichać, a gdy wróciłam do domu miałam już gorączkę. Dzisiaj i
tak jest ze mną lepiej. Wczoraj czułam się tak źle, że ledwo
dawałam radę wstać z łóżka.
Remus
wyciągnął rękę i odgarnął z jej mokrego czoła kosmyk włosów.
–
Nie rób tak – poprosiła dziewczyna. – Nie chcę, żebyś
oglądał mnie w takim stanie. Jestem brzydka.
–
Jesteś piękna – zapewnił ją.
–
Spocona, zasmarkana, z zaczerwienionym nosem. Faktycznie jestem Miss
World.
Kąciki
ust Remusa lekko zadrgały, co bardzo ucieszyło Grace. Niestety, nie
dostała niczego więcej.
–
Gdyby wszystko się udało, od prawie pół roku bylibyśmy
małżeństwem. Naprawdę myślisz, że przestanę cię kochać, bo
jesteś chora? – Silił się na żart, ale Grace słyszała w jego
głosie ból.
–
Nie. Oczywiście, że nie – zapewniła go. – Ja…
Nie
dała rady dokończyć, bo przerwała jej ciotka, która gwałtownie
otworzyła drzwi.
–
Czemu siedzicie w takiej ponurej atmosferze? – spytała wesoło. –
Przecież taki piękny mamy dzień.
–
Ciociu, wyjdź – wycedziła Grace z niepokojem zerkając na
narzeczonego.
Radość
ciotki Grace była dla Remusa jak wbity w serce sztylet. Było to tym
gorsze, że powód jej radości był jego koszmarem.
–
To jest mój dom – zauważyła Brenda.
–
WYJDŹ! – wrzasnęła Grace i po chwili zaniosła się kaszlem.
Jej
ciotka wyszła, chociaż niechętnie, zostawiając narzeczonych
samych.
–
Już dobrze – szepnęła dziewczyna, gdy udało jej się uspokoić.
– Mam jej dość.
–
Już niedługo – zapewnił ja Remus. – Wojna… Wojna już się
skończyła. Pamiętasz, co planowaliśmy?
Kiwnęła
głową, mimo tego, że bardzo chciała zaprzeczyć. Wiedziała, do
czego zmierza jej ukochany. Mieli się pobrać. Obiecywali sobie, że
po wojnie się pobiorą. Jednak Grace nie wyobrażała sobie tego,
żeby mieli cieszyć się wspólnym szczęściem w obliczu takiej
tragedii.
–
Poczekajmy – poprosiła. – Niech minie trochę czasu. Musisz
dojść do siebie.
–
Grace…
–
Nie odtrącam cię – powiedziała, wiedząc, o czym myśli jej
ukochany. – Tylko chcę dać ci trochę czasu. Nasze małżeństwo
nie może być lekarstwem na twój ból. Inaczej znienawidzisz i
mnie, i siebie.
Rezygnacja
w oczach Remusa dała jej do zrozumienia, że poruszyła właściwą
strunę.
–
Masz rację – przyznał, a w jego oczach zabłysły łzy. –
Grace, ja… nie potrafię…
Dziewczyna
usiadła na łóżku i objęła go. Remus wtulił się w nią. Z
początku próbował zdusić w sobie płacz, ale nie potrafił.
Załkał, mocząc łzami piżamę Grace, a ona przyciskała go do
siebie, usiłując być ostatnim oparciem w jego rozpadającym się
świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz