a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


sobota, 4 marca 2017

Rozdział 74 – Adorator

To, co stało się z Longbottomami, wstrząsnęło Lupinem. Przecież mógł ich ratować. Miał okazję im pomóc. Gdyby nie uniósł się honorem, mogliby być cali i zdrowi! Gdyby szukał ich razem zresztą Zakonu, ich syn miałby normalne dzieciństwo!

– Nie zadręczaj się tym – szepnęła Grace, obejmując Remusa. – To nie twoja wina.

– Mogłem im pomóc. Gdy Emmelina przyniosła wiadomość o ich porwaniu… Mogłem coś zrobić!

Oderwał się od narzeczonej i w kilku krokach przemierzył salon. Uderzył wściekle pięścią w ścianę. Uderzenie było tak mocne, że popękał tynk. Remus syknął z bólu i zaczął rozmasowywać obolałą dłoń. Nie pomogło. Ból się nasilał, a już po chwili dołączyła do niego opuchlizna.

– Pokaż to – nakazała Grace. – To może być złamanie.

Gdy dotknęła ręki narzeczonego, ten wyrwał ją z cichym krzykiem.

– Ktoś mi powie, co się dzieje? – spytał Mike, wchodząc do salonu.

Miał na sobie tylko długie spodnie od piżamy, a na jego twarzy widać było jeszcze śladu snu.

– No więc?

– Twój kochany kuzyn złamał sobie coś w dłoni – odpowiedziała Grace, wyciągając różdżkę. – Zaraz to naprawię. Episkey! 

Remus poruszył nieznacznie dłonią, ale nie czuł już bólu, a opuchlizna zniknęła.
 
– Dziękuję – powiedział do Grace.
 
Wciąż nie umiał się uśmiechać. Nie ważne, jak tego pragnął, nie był w stanie się do tego zmusić.
 
– Chcę wiedzieć, jak Remus złamał rękę? – spytał Mike z wyraźną wątpliwością w głosie.
 
Kuzyn nie odpowiedział mu. Grace wskazała na leżącą na na fotelu gazetę. Liczyła na to, że Croft zrozumie, o co jej chodzi.
 
– Muszę się przejść – powiedział Remus.
 
Wyminął narzeczoną i kuzyna, po czym wyszedł na zewnątrz. W biegu ledwo zdążył zmienić buty.
 
– Inne informacje też go nie ucieszą – mruknął Mike po przeczytaniu artykułu o Longbottomach.
 
– Co masz na myśli?
 
– Mam znajomego, który ma znajomych, którzy pracując w Ministerstwie Magii. Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami pracuje nad nową ustawą. Mają to nazwać „Czerwoną Kartą”. Chcą wprowadzić dodatkowe obostrzenia w stosunku do wszystkich „półludzi”: wampirów, centaurów, trytonów, olbrzymów… i wilkołaków.
 
– Kolejne? – jęknęła Grace. – Już i tak go ograniczają.
 
– Będzie gorzej. Ministerialni, gdyby tylko mogli, zamknęliby wszystkie „istoty” w jednym pomieszczeniu i poczekali, aż pomordują się nawzajem. Albo rzucili na nich Avadę – żeby było czyściej. Grace, zabierz go stąd. Wiem, że myśleliście o wyjedzie do Stanów. Zróbcie to. Najlepiej teraz, póki jeszcze to jest chociaż trochę możliwe.
 
Grace kiwnęła szybko głową. Wiedziała, że Mike ma rację. Musiała tylko przekonać Remusa do wyjazdu. A to nie mogło być łatwe.
 
– Pójdę go poszukać – powiedziała. – Nie wziął kurtki.
 
Zdjęła z wieszaka wspomnianą część garderoby, po czym wyszła z domu. Jak na prawie połowę listopada, poranek był dosyć ciepły. Jedynie lodowaty, smagający po plecach wiatr zwiastował zbliżającą się zimę.
 
W pierwszej chwili Grace nie miała pojęcia, gdzie ma szukać narzeczonego. Mógł pójść dosłownie wszędzie. Po krótkiej chwili zastanowienia, skierowała swoje kroki do Wejścia Smoka. Przechodząc obok znajdującego się niedaleko baru parku, zobaczyła narzeczonego. Siedział na jednej z ławek i wpatrywał się w fontannę.
 
W parku było pusto i Remus nie zdawał sobie sprawy z obecności innej osoby, dopóki nie poczuł, jak ktoś zarzuca mu kurtkę na ramiona. Poderwał się z ławki, zrzucając kurtę, i wyszarpnął z kieszeni różdżkę. Uspokoił się, gdy poznał Grace.
 
– Nie rób tego więcej – poprosił.
 
Ubrał się, podnosząc z ziemi to, co przed chwilą przyniosła mu narzeczona.
 
– Przepraszam. Myślałam, że wiesz o mojej obecności. Nie chciałam cię przestraszyć.
 
– Zamyśliłem się. Inaczej na pewno bym cię zauważył.
 
Grace przytuliła się do niego.
 
– Wyjedźmy stąd – poprosiła. – Szybko i daleko. Jak najdalej.
 
– Niby gdzie? Gdziekolwiek nie pojadę, urzędnicy mnie znajdą. Grace, nie mogę od tego uciec.
 
– Nie chcę, żebyśmy uciekali. Chcę, żebyśmy mogli żyć normalnie. Bez ciągłej kontroli, podejrzeń, strachu wykrycia.
 
Błysk radości zniknął z oczu Remusa.
 
– Ze mną nigdy nie będziesz miała takiego życia. To będzie wieczne ukrywanie się przed ludźmi z ministerstwa – powiedział ponuro. – Jestem wilkołakiem, Grace. To się nie zmieni. Ich nastawienie też.
 
– To wyjedźmy gdzieś, gdzie nie będą cię prześladować. Na przykład…
 
– Do Stanów – wtrącił ponuro Remus. – Wiem, że już o tym myśleliśmy. Ale nie mogę wyjechać. Nie dam rady.
 
– Mike mówi, że Ministerstwo planuje nowe obostrzenia. Ma tam kontakty, więc raczej wie, co mówi.
 
Remus pokręcił przecząco głową. Puścił Grace i usiadł z powrotem na ławce.
 
– Nie zmienię decyzji. Nie mogę wyjechać. Tu jest całe moje życie.
 
– Raczej jego resztki – powiedziała bezlitośnie Grace. – Wiem, że to boli, ale taka jest prawda. Z bliskich ci osób został tylko Mike. A on sam mówi, żebyśmy stąd wyjeżdżali.
 
– Nie mogę – szepnął Remus, ukrywając twarz w dłoniach. – Nie chcę odciąć się od wszystkiego. Nie chcę pogrzebać całego swojego życia z powodu kilku idiotów.
 
„Kilku idiotów, którzy mają ogromną władzę”, pomyślała Grace, ale nie miała serca powiedzieć tego na głos. Lupin był już w dostatecznie złym humorze.
 
– Będę z tobą bez względu na to, co będzie w tej ustawie. Nikt nie może mi nakazać, kogo mam kochać. Szczególnie te bezduszne urzędasy.
 
Grace wtuliła się w narzeczonego, jakby mogła dzięki temu ochronić go przed uwagą urzędników.
 
– Nie tęsknisz za rodzicami? – spytał nagle Remus, zmieniając temat.
 
– Czasami. Rzadko o nich myślę. Tutaj tyle się dzieje, że nie mam na to czasu. A czemu pytasz?
 
– Tak po prostu przyszło mi to do głowy. Przecież nie widzieliście się…
 
– Siedem miesięcy. Ostatni raz ich widziałam… Jak przyjechali na…
 
– Nasz ślub – dokończył za nią Remus. – Może powinnaś ich zaprosić. Teraz jest już bezpiecznie. Albo… ich odwiedzić.
 
– Sama?
 
– Nie. Nie wiem. Przepraszam Grace, ale nie mam teraz do tego głowy.
 
Oparł głowę na dłoniach. Z całej jego sylwetki ziało zmęczenie i przygnębienie. Miał dość wszystkiego, co działo się wokół niego. Nie mógł odmówić narzeczonej racji – usiłował utrzymać przy sobie resztki swojego życia. Nieudolnie. Powinien dać sobie z tym spokój. Każdy inny dałby sobie spokój. Nawet on musiał przyznać, że z każdym dniem sytuacja stawała się coraz gorsza.
 
~ * ~
 
Mike z niepokojem oczekiwał na powrót narzeczonych. Chciał wyjazdu kuzyna – dla jego dobra. Z drugiej strony nie mógł znieść myśli o utracie jedynej osoby, jaka mu jeszcze pozostała. Jego rodzice nie żyli, tak jak wujostwo, Lulu go rzuciła, a Carmen zostawił on sam. Miał tylko Remusa.
 
Po godzinie czekania wyszedł z domu i, zamknąwszy za sobą drzwi, udał się do pracy. Gdy cały świat zdawał się stawać na głowie, Wejście Smoka było dla niego ostoją spokoju.
 
A przynajmniej tak było do tej pory. Tego dnia w barze znajdował się tłum rozradowanych czarodziejów. Mimo tego, że od końca wojny upłynął ponad tydzień, ludzie wciąż nie mogli pohamować swojej radości. Z tego, co mówiła Lulu, która ostatnimi dniami często brała nadprogramowe dyżury, od pamiętnej Nocy Duchów Wejście Smoka często wypełniało się szczęśliwymi czarodziejami. Dla Mike'a było to coś nowego – dla niego koniec wojny kojarzył się jedynie ze smutkiem i przygnębieniem. Podzielał ból kuzyna, w dodatku się o niego martwił.
 
– Remus dzisiaj będzie? – spytała Lulu.
 
– Nie mam pojęcia – odparł szczerze Mike. – Chyba jeszcze nie doszedł do siebie.
 
– Przyjdzie – powiedział pewnie Will, podchodząc do swoich pracowników.
 
Mina Mike'a świadczyła o tym, że ten nie do końca zgadza się z szefem, ale nie protestował. Zdążył już się przekonać, że Daniels często ma rację, nawet wtedy, gdy nic na to nie wskazuje.
 
– Wracajcie do pracy – poradził Daniels, rozglądając się po lokalu. – Wszystko będzie dobrze.
 
Mike niechętnie wykonał polecenie szefa. W kuchni miał ciszę i spokój tak bardzo potrzebny mu do pracy. Niestety wkrótce przekonał się o tym, że mowa o „spokoju” była przedwczesna. Przez całą zmianę nie miał nawet chwili na odpoczynek lub wyjrzenie na główną salę. Ciekawiło go to, czy Remus tego dnia pojawił się w pracy, ale nie miał czasu na sprawdzenie tego.
 
Mimo ogromu pracy, brakowało mu towarzystwa, dlatego ucieszył się, gdy zajrzała do niego Lulu. Jeszcze bardziej uradował go widok kubka, z którego parował jasnobrązowy napój.
 
– Przesyłka z baru – zapowiedziała, stawiając naczynie na stole. – Z pozdrowieniami.
 
– Remus przyszedł? – spytał z nadzieją Mike.
 
Lulu kiwnęła twierdząco głową. Sama nie mogła uwierzyć w to, co widzi, gdy Lupin wszedł do baru. Wiedziała jak blisko byli ze sobą Huncwoci i podejrzewała, jak bardzo Remusa musiała zaboleć utrata przyjaciół. Wątpiła w to, że ten ból zmniejszył fakt, że ostatnio się nie dogadywali.
 
– Ale on też ma mnóstwo roboty, więc przesyła ci kawę. I prosi, żebyś się nie martwił.
 
„Gdyby to było takie proste”, pomyślał Mike. Lulu nie wiedziała wielu rzeczy, które działy się ostatnimi czasy. Związek jej i Mike'a nie był aż tak głęboki, żeby dzielić się tajemnicami. Tymi najbardziej skrytymi. Dopiero teraz, po tak długim czasie od rozstania, chłopak widział, jak wiele ich dzieliło. Mógł się z nią dzielić swoimi problemami z pracy, szkoły, nawet zwierzać z irytacji po nieudanych eksperymentach z Damoclesem Belby'm. Ale nie umiał zmusić się do powiedzenia jej o poważniejszych problemach. Nie potrafił jej aż tak zaufać.
 
– Wracam na salę – powiedziała Lulu. – Nie chcę zostawiać Vince'a samego z tyloma klientami. Jeszcze coś mu się stanie – dodała z uśmiechem.
 
Wymknęła się z kuchni, zanim Mike zdążył się z nią pożegnać.
 
Chłopak z rozkoszą upił łyk gorącej, aksamitnej kawy. Była dokładnie taka, jaką lubił, a tylko jedna osoba potrafiła zrobić taki napój. To było lepszym wyznacznikiem obecności jego kuzyna niż słowa Lulu.
 
~ * ~
 
Grace z trudem znalazła sobie miejsce w zatłoczonym barze. W końcu wcisnęła się w kąt i wyjęła z torby książkę. Ze swojego miejsca miała świetny widok na pracującego narzeczonego. Jego zawodowy, ale uprzejmy uśmiech nie wyglądał, jakby był wymuszony, ale Grace widziała, jak wiele wysiłku kosztuje Remusa zachowanie radosnej miny. Szczęście klienteli Wejścia Smoka raniło go bardziej, niż dawał to po sobie poznać.
 
– Co tak piękna dama robi sama w tej wieczór? – zagadnął ją przystojny chłopak, na oko dwa-trzy lata starszy od niej.
 
– Czekam, aż mój narzeczony skończy pracę – odparła oschle Grace. Nie miała ochoty na podryw, chociaż nieco pochlebiało jej zainteresowanie młodzieńca. W innych okolicznościach chętnie by z nim poflirtowała, chociażby po to, żeby ujrzeć w oczach Remusa błysk zazdrości – zawsze potem traktował ją o wiele bardziej czule. Teraz nie chciała dokładać ukochanemu dodatkowych trosk.
 
– Tak piękna kobieta nie powinna oczekiwać na mężczyznę – zauważył chłopak. – Chodźmy gdzieś. Pokażę ci, jak naprawdę można się bawić w Oxfordzie – w końcu już po wojnie.
 
– Dziękuję, ale wiem, jakich rozrywek mogę zaznać w tym mieście. Mieszkam tu od trzech lat.
 
– Ale…
 
– Daj pan dziewczynie spokój – rzucił siedzący w pobliżu starszy mężczyzna. Jego lekko bełkotliwa mowa i rozbiegane oczy świadczyły o tym, że wypił trochę za dużo. – Jak mówi „nie”, to znaczy „nie”. Odczep się od niej.
 
Chłopak poczerwieniał ze złości. Spojrzał na Grace, jakby chciał, żeby zaprzeczyła słowom mężczyzny, ale dziewczyna siedziała cicho. Jedynie patrzyła na niego z wyraźnym chłodem. Wobec tego nie najmilszego przyjęcia, młody człowiek odwrócił się na pięcie i pomaszerował na drugi koniec sali, gdzie powitały go kpiące śmiechy kolegów.
 
– Bardzo panu dziękuję – powiedziała Grace, do mężczyzny, który przyszedł jej z pomocą. – Sama nigdy bym się go nie pozbyła.
 
– Ależ nie masz za co dziękować, kwiatuszku. Mam alergię na takich, co to uważają, że kobiety powinny padać im do stóp – odparł mężczyzna, mrugając do dziewczyny.
 
Dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością i przeniosła wzrok na narzeczonego. Remus z uwagą obserwował całe zajście, gotów w każdej chwili ruszyć z pomocą. Był ostatnią osobą, która powinna wszczynać burdy w barze, ale Grace wiedziała, że zrobiłby wszystko, żeby ją ochronić. Kiwnęła do niego głową, żeby go uspokoić, po czym wróciła do książki. Wobec całego zamieszania, które działo się wokół niej, problemy don Vita Corleone* i jego rodziny wydawały się czczą igraszką.
 
Ze świata waśni mafijnych Rodzin wyrwało ją niespodziewane towarzystwo. Odłożyła książkę na stół, gotowa odpędzić kolejnego zalotnika. Ze zdziwieniem zauważyła, że siedzi obok niej Remus.
 
– Nie pracujesz?
 
– Zasłużyłem na chwilę przerwy – odparł Lupin.
 
Wyciągnął rękę i odgarnął z czoła Grace niesforny kosmyk jej czarnych włosów.
 
– W porządku? – spytał.
 
– Tak. To nic takiego. Pan mi pomógł – wyjaśniła, kierując wzrok na siedzącego nieopodal mężczyznę.
 
– Dziękuję – powiedział Remus.
 
– Aj tam. Takim typkom trzeba pokazywać, gdzie ich miejsce – odparł czarodziej.
 
– Może nie powinnaś tu siedzieć – powiedział Lupin, zwracając się do narzeczonej. – Za dużo ludzi. Za dużo alkoholu.
 
– Radzę sobie – zapewniła go. – Zresztą, gdzie miałabym iść? Do ciotki? Znowu się pokłóciłyśmy. Zostanę tutaj.
 
Remus tylko skinął głową i wrócił za bar. Nie ruszył się stamtąd do końca zmiany, ale co jakiś czas zerkał na Grace, sprawdzając, czy wszystko z nią w porządku. Na szczęście nikt już nie nachodził dziewczyny.

– – – – – – – – – – – –
* Chodzi rzecz jasna o jednego bohaterów „Ojca Chrzestnego”, Maria Puza. Gorąco polecam zarówno książkę, jak i film.

2 komentarze:

  1. Gdy w sobotni poranek nie zobaczyłam nowego rozdziału, wystraszyłam się, że coś się stało, ale dziś weszłam sprawdzić, czy już się pojawił i nawet nie wiesz jak mi ulżyło. :D
    Bardzo mnie zastanawia, czy Remus wyjedzie do Ameryki, w końcu jakby nie patrzeć, historia ta odbiega w pewnym stopniu od książki i jego losy mogą być zupełnie inne. Świetnie opisujesz uczucia bohaterów i świata zewnętrznego. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie stało. Po prostu piątek miałam tak zabiegany, że nie byłam w stanie wstawić nowego rozdziału.
      Dziękuję za troskę :)
      Pozdrawiam

      Usuń

Obserwatorzy