a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 10 marca 2017

Rozdział 75 – Czerwona Karta

Mike już od jakiegoś czasu z niechęcią chodził do Damocelesa, by pracować nad lekiem na wilkołactwo. Mimo prawie dwóch lat pracy, nie byli ani o krok bliżej odkrycia eliksiru. Wykluczali jedynie kolejne mieszanki i rośliny. Clees coraz częściej przebąkiwał o zmianie głównego skutku eliksiru – na złagodzenie wilkołaczych cech. Mike nie chciał się na to zgodzić i już kilkukrotnie pokłócił się o to ze współpracownikiem. Z ostatniego spotkania wyszedł bez słowa, nie mogąc dłużej słuchać tych słów.

Tego dnia szedł tam, żeby definitywnie zakończyć współpracę. Miał dojść bezowocnej pracy i nadziei, które ona w nim rozpalała. Bardzo starał się nie dopuszczać do siebie tego złudnego uczucia, jednak nie był w stanie się pohamować. Zawsze tego potem żałował. Gdy zaczynał z Cleesem pracę nad kolejną miksturą, w jego duszy pojawiał się ogień wiary, że tym razem się uda. Wyniki eksperymentu bezlitośnie gasiły ten płomień. Mike miał serdecznie dość uczucia zawodu, które towarzyszyło pracy z Damoclesem. Chciał raz na zawsze zakończyć tę irytującą i bezowocną współpracę.

W progu domu Cleesa niemal zderzył się ze starszym mężczyzną, ubranym w tweedową marynarkę. W klapie owej marynarki znajdowała się przypinka z literą M. Mike od razu zorientował się, że ma do czynienia z ministerialnym urzędnikiem. Przesunął się na bok, wypuszczając go z domu, po czym wszedł do środka, gdzie spotkał się z roześmianym Damoclesem.

– Co cię tak cieszy? – spytał Mike na powitanie.

– Ministerstwo dało nam grant na dalsze badania. Powiedzieli, że przyjmą każdy eliksir, bez względu na sposób jego działania. Potrzebują czegoś, co w jakimkolwiek stopniu uczyni wilkołaki mniej niebezpieczne.

Mike pobladł, uświadamiając sobie, co stoi za zainteresowaniem Ministerstwa ich badaniami.

– Czerwona Karta przeszła – wyszeptał.

– Tak. Właśnie weszła w życie. Nic dziwnego, że tak bardzo się boją – podpadli chyba wszystkim.

– Dasz radę zdobyć jeden egzemplarz? – zapytał Mike. Musiał DOKŁADNIE wiedzieć, co znalazło się w tym przeklętym dokumencie.

– Nawet mam go przy sobie. Jest w pracowni. Podejdziesz ze mną?

Mike natychmiast zapomniał o tym, co miał powiedzieć Cleesowi. Były ważniejsze rzeczy, niż te bezsensowne badania i eksperymenty.

– Mojej siostry nie ma – rzucił przez ramię Clees, gdy szli do piwnicy. – Wyszła gdzieś godzinę temu – chyba z koleżanką. Nie wiem, byłem wtedy w laboratorium.

„Nic nowego”, pomyślał Mike. Gdy Damocles zamykał się w piwnicy, odcinał się od całego świata. Potrafił nie wychodzić cały dzień i noc, badając wpływ eliksirów, robionych o różnych porach doby.

Labolatorium Cleesa było zabałaganione jak zawsze. Wokół zestawu kociołków ze wszystkich możliwych materiałów: żelaza, mosiądzu, złota, nawet srebra, walały się składniki eliksirów i przybory niezbędne w alchemii.

„I jak niby w takich warunkach mogliśmy cokolwiek odkryć? Ledwo można odkopać tu stół!”
Znalezienie jasnobrązowej teczki z logiem Ministerstwa Magii zajęło Cleesowi prawie pół godziny, mimo że dostał ją tego samego dnia. Uparcie odmawiał użycia zaklęcia przywołującego „żeby uniknąć robienia bałaganu”, jak stwierdził. Mike miał ochotę zapytać go, czy da się zrobić większy bajzel, ale powstrzymał się przed tym.

– Zrób z tym, co chcesz – powiedział Damocles, wręczając gościowi teczkę. – Mnie to nie jest do niczego potrzebne.

– Dzięki, stary – odparł Mike. – Ja... Chciałbym to na spokojnie przestudiować. Pójdę już do domu.

– Jasne. Widzimy się… Pojutrze?

– Tak. Na razie.

Uścisnął współpracownikowi dłoń, po czym wyszedł z jego domu. Rozejrzawszy się, czy nikt go nie widzi, teleportował się do domu.

Przemknął się do swojego pokoju, mijając po drodze zamknięte drzwi od sypialni kuzyna. Dochodziły zza nich zduszone głosy Remusa i Grace. Mike poczuł, jak serce mu się ściska. Wiedział, jak znajdujące się w niesionej przez niego teczce papiery mogą wpłynąć na życie jego kuzyna.

Gdy wszedł do swojego pokoju, rzucił teczkę na biurko i dokładnie zamknął drzwi. Chciał mieć pewność, że nikt mu nie będzie przeszkadzał, chociaż podejrzewał, że narzeczeni jeszcze przez dłuższy czas będą zajęci wyłącznie sobą. Otworzył jasnobrązową teczkę i wyjął z niej plik dokumentów. Część z nich, zawierające bezwartościowe notatki, od razu odrzucił i przeszedł do właściwej ustawy. Przekartkował dokument, szukając interesującej go części. Rozdział dotyczący wilkołaków był dopiero dziewiąty – przedostatni. Mimo urzędowego języka, którym napisana była ustawa, Mike zrozumiał aż za dużo. Z każdym kolejnym zdaniem krew coraz bardziej zamarzała mu w żyłach. Zrozumiał, że musiał dalej pracować z Cleesem i nie mógł rezygnować ze swoich idei. Nie chciał godzić się na półśrodki, na których wolał poprzestać Damocles.

Lektura dokumentu zajęła mu prawie godzinę. Po zapoznaniu się z rozdziałem o wilkołakach, przeszedł do początku ustawy, gdzie, w pierwszym rozdziale, znalazł dokładne odróżnienie istot i magicznych stworzeń. Takiej głupoty jeszcze nigdy nie czytał i rzygać mu się chciało, gdy pomyślał, że te bzdury weszły w życie. Miał wielką ochotę spalić ustawę, ale był świadom, że musiał pokazać ją Remusowi. W końcu to jego ona dotyczyła.

Ze złością zamknął dokument i schował go do teczki. Nie miał już siły na czytanie tego, a wolał na razie nie psuć kuzynowi humoru.

~ * ~

– Grace… przestań – wydyszał Remus, przekręcając się na łóżku. Chciał uciec od dłoni ukochanej, ale dziewczyna nie pozwoliła mu na to.

– Nie sądziłam, że jesteś taki delikatny – szepnęła mu do ucha, przywierając do jego nagich pleców. – Taki dzielny wojownik, a ulega kilku niewinnym łaskotkom.

– Kilku? Niewinnym? Dziewczyno, chcesz mnie zamęczyć?

Pełne usta Grace rozszerzyły się w na pozór niewinnym uśmiechu. Po raz pierwszy od czasu pamiętnej Nocy Duchów, czyli od trzech tygodni, Remus nie tylko uśmiechnął się do niej, ale nawet szczerze roześmiał. Dziewczyna miała nadzieję, że jego żałoba powoli zaczęła dobiegać końca. Upewniły ją w tym następne słowa narzeczonego:

– Chciałbym, żebyśmy wzięli ślub. Żebyś już była moją żoną.

Grace spojrzała na niego ze zdziwieniem i nieukrywaną radością. Marzyła o tym od miesięcy.

– Gdzie i kiedy? – spytała, siadając Remusowi na udach. Przesunęła dłońmi po brzuchu ukochanego, przyprawiając go tym o dreszcz rozkoszy.

– Kiedy tylko zechcesz. Grace, najdroższa, jestem cały twój.

– Marzec? – zaproponowała. – Zrobi się ciepło… słonecznie… Wyobraź to sobie… kwitnące kwiaty… śpiewające ptaki… – szeptała, za każdym razem całując tors narzeczonego. – Tylko ty i ja… Nie potrzebujemy nikogo wię…

Urwała, gdy Remus szybkim ruchem przewrócił ją pod siebie. Teraz on obsypywał pocałunkami szyję, dekolt i twarz ukochanej. W końcu zatrzymał się na ustach Grace, rozkoszując się ich miękkością i ciepłem.

– Nie potrzebujemy nikogo więcej – powtórzył Lupin. – A ja nie mam nikogo poza tobą i Mikiem.

– A ja zawsze będę przy tobie – zapewniła go. – A teraz puść mnie…

– Nie. Nie wiem jak tobie, ale mnie jest dobrze w takiej pozycji.

Grace nie mogła się nie roześmiać, na widok iście huncwockiego uśmiechu narzeczonego. Nie potrafiła mu odmówić, dlatego przyciągnęła go bliżej. Czuła bijące od niego ciepło. A może to było gorąco pożądania? Nie była tego pewna, ale nie miałaby nic przeciwko temu. Mimo wszelkich starań ich życie erotyczne od dłuższego czasu było dalekie od ideału. Nie dziwiła się temu, biorąc pod uwagę ostatnie problemy Remusa. Kilka minionych miesięcy nie było dla niego prostych i odbijało się to na jego związku z Grace. Dziewczyna nigdy mu tego nie wypominała, nie chcąc dokładać mu dodatkowych zmartwień lub, co gorsza, wywoływać poczucia winy.

– Grace, skarbie, co ty kombinujesz? – zapytał Remus spiętym głosem, gdy narzeczona zaczęła sunąć dłońmi po jego plecach i biodrach. Mimo tego wręcz niedorzecznego pytania, jego oczy pociemniały, a dziewczyna czuła jego pożądanie.

– Przecież dobrze wiesz – odpowiedziała zalotnie, muskając ustami płatek jego ucha. – I coś mi się widzi, że nie masz nic przeciwko.

– Tego możesz być pewna.

~ * ~

Zaczęło zmierzchać, gdy Mike wreszcie zobaczył w salonie Remusa i Grace. Oboje byli podejrzenie zadowoleni z życia, co nie dziwiło Crofta. Jemu samemu chciało się śmiać i cieszyć życiem, gdy widział tak szczęśliwą i zakochaną parę. Poczuł znajomy chłód w duszy, gdy uświadomił sobie, że zaraz zrujnuje to, nad czym Grace „ciężko” pracowała przez ostatnie godziny.

– Co ty taki ponury? – zapytał wesoło Remus, siadając na kanapie obok kuzyna.

Jego uśmiech nieco zbladł na widok wyrazu twarzy Mike'a, który ewidentnie nie sugerował niczego dobrego. Szybko odzyskał rezon.

– Ej, uśmiechnij się. Wszystko będzie dobrze.

– Przeczytaj to, a potem porozmawiamy o twoim „wszystko będzie dobrze” – polecił Mike, wskazując na leżącą na fotelu jasnobrązową teczkę.

– Co to jest? – spytała podejrzliwie Grace. Jej dobry nastrój prysł jak źle rzucone zaklęcie.

Remus nie czekał na odpowiedź kuzyna. Krótkim Accio! przywołał teczkę, po czym zajrzał do środka. Mike nie musiał zerkać przez jego ramię, żeby zorientować się, kiedy Remus zrozumiał, co trzymał w ręku. Momentalnie zbladł, a jego ręce zaczęły lekko drżeć.

– Skąd to masz? – zapytał cicho. Jego głos wydawał się dziwnie odległy.

– Od Cleesa. Mówiłem ci, że ma wtyki w ministerstwie. Dostał to jako materiał promocyjny – ostatnie dwa słowa wycedził, jak najgorszą obelgę. Po chwili opanował złe emocje i wyraz jego twarzy złagodniał. – Przeczytaj to sobie na spokojnie.

Wstał z kanapy i przeszedł do kuchni, ciągnąc za sobą Grace.
 
– Co ty robisz?! – warknęła Cabot. – Powinnam…
 
– Dać mu spokój – wtrącił Mike. – Daj mu czas na przyswojenie sobie tego, co znajdzie w tej piekielnej ustawie.
 
– Czytałeś ją.
 
– Tak – odparł chłopak, mimo że Grace nie zadała mu pytania. – Tam nie ma niczego dobrego.

4 komentarze:

  1. Jak mogłaś?! Jak mogłaś przerwać w takim momencie, gdy nie wyjaśniło się kompletnie nic? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko wyjaśni w następnym rozdziale.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Hej, wreszcie nadrobiłam braki i przeczytałam Twoje opowiadanie! Szczerze, na początku trochę mnie nudziło, ale z każdym rozdziałem robiło się coraz ciekawiej, więc przeczytałam je z przyjemnością. Zakończyłaś rozdział w dość istotnym dla Remusa momencie. Dobrze, że ma Grace, choć ciągnie ją do Ameryki, widać, że zależy jej na Remusie i nie będzie go zmuszać do wyjazdu. Swoją drogą, ciekawa jestem, jak się rozstaną. Oczywiście, o ile to zrobią. Założyłam, że planujesz czas po wojnie zgodnie z kanonem. Ale nie nalegam, co to to nie. Możesz jednak uchylić rąbka tajemnicy w tej sprawie 😉.
    Mam jeszcze małe uwagi, co do spraw związanych z grafiką. Jeśli chodzi o wersję na telefon, w rozdziale 55 list jest napisany ciężka czcionką. Czytałam na telefonie i miałam spore problemy z odczytaniem go. Musiałam sobie go przekopiować do notatnika i tam przeczytać. Kolejna sprawa to kolor czcionki w wersji na komputer. Według mnie jest za ciemna do tego szablonu, odrobinę niewygodnie się czyta. Poza tym nie mam żadnych uwag.
    Planuję zostać na dłużej, jak pewnie się domyślasz. Czekam na next.
    Magdalene Sun

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tak długi komentarz. Cieszę się, że moje opowiadanie przypadło Ci do gustu.
      Po uchylenie rąbka tajemnicy zapraszam do mnie na maila. Znajdziesz go w zakładce "Ministerstwo Magii".
      Część pierwsza zbliża się ku końcowi i wraz z częścią drugą zostanie zmieniony szablon. Jeszcze nie wiem, w jakiej będzie kolorystyce, ale postaram się, żeby tekst nie zlewał się tak z kolorami szablonu.
      Bardzo mi miło, że postanowiłaś zostać. Mam nadzieję, że będziesz dalej komentować.
      Serdecznie pozdrawiam

      Usuń

Obserwatorzy