Mike
już od jakiegoś czasu z niechęcią chodził do Damocelesa, by
pracować nad lekiem na wilkołactwo. Mimo prawie dwóch lat pracy,
nie byli ani o krok bliżej odkrycia eliksiru. Wykluczali jedynie
kolejne mieszanki i rośliny. Clees coraz częściej przebąkiwał o
zmianie głównego skutku eliksiru – na złagodzenie wilkołaczych
cech. Mike nie chciał się na to zgodzić i już kilkukrotnie
pokłócił się o to ze współpracownikiem. Z ostatniego spotkania
wyszedł bez słowa, nie mogąc dłużej słuchać tych słów.
Tego
dnia szedł tam, żeby definitywnie zakończyć współpracę. Miał
dojść bezowocnej pracy i nadziei, które ona w nim rozpalała.
Bardzo starał się nie dopuszczać do siebie tego złudnego uczucia,
jednak nie był w stanie się pohamować. Zawsze tego potem żałował.
Gdy zaczynał z Cleesem pracę nad kolejną miksturą, w jego duszy
pojawiał się ogień wiary, że tym razem się uda. Wyniki
eksperymentu bezlitośnie gasiły ten płomień. Mike miał
serdecznie dość uczucia zawodu, które towarzyszyło pracy z
Damoclesem. Chciał raz na zawsze zakończyć tę irytującą i
bezowocną współpracę.
W
progu domu Cleesa niemal zderzył się ze starszym mężczyzną,
ubranym w tweedową marynarkę. W klapie owej marynarki znajdowała
się przypinka z literą M. Mike od razu zorientował się, że ma do
czynienia z ministerialnym urzędnikiem. Przesunął się na bok,
wypuszczając go z domu, po czym wszedł do środka, gdzie spotkał
się z roześmianym Damoclesem.
–
Co cię tak cieszy? – spytał Mike na powitanie.
–
Ministerstwo dało nam grant na dalsze badania. Powiedzieli, że
przyjmą każdy eliksir, bez względu na sposób jego działania.
Potrzebują czegoś, co w jakimkolwiek stopniu uczyni wilkołaki
mniej niebezpieczne.
Mike
pobladł, uświadamiając sobie, co stoi za zainteresowaniem
Ministerstwa ich badaniami.
–
Czerwona Karta przeszła – wyszeptał.
–
Tak. Właśnie weszła w życie. Nic dziwnego, że tak bardzo się
boją – podpadli chyba wszystkim.
–
Dasz radę zdobyć jeden egzemplarz? – zapytał Mike. Musiał
DOKŁADNIE wiedzieć, co znalazło się w tym przeklętym dokumencie.
–
Nawet mam go przy sobie. Jest w pracowni. Podejdziesz ze mną?
Mike
natychmiast zapomniał o tym, co miał powiedzieć Cleesowi. Były
ważniejsze rzeczy, niż te bezsensowne badania i eksperymenty.
–
Mojej siostry nie ma – rzucił przez ramię Clees, gdy szli do
piwnicy. – Wyszła gdzieś godzinę temu – chyba z koleżanką.
Nie wiem, byłem wtedy w laboratorium.
„Nic
nowego”, pomyślał Mike. Gdy Damocles zamykał się w piwnicy,
odcinał się od całego świata. Potrafił nie wychodzić cały
dzień i noc, badając wpływ eliksirów, robionych o różnych
porach doby.
Labolatorium
Cleesa było zabałaganione jak zawsze. Wokół zestawu kociołków
ze wszystkich możliwych materiałów: żelaza, mosiądzu, złota,
nawet srebra, walały się składniki eliksirów i przybory niezbędne
w alchemii.
„I
jak niby w takich warunkach mogliśmy cokolwiek odkryć? Ledwo można
odkopać tu stół!”
Znalezienie
jasnobrązowej teczki z logiem Ministerstwa Magii zajęło Cleesowi
prawie pół godziny, mimo że dostał ją tego samego dnia. Uparcie
odmawiał użycia zaklęcia przywołującego „żeby uniknąć
robienia bałaganu”, jak stwierdził. Mike miał ochotę zapytać
go, czy da się zrobić większy bajzel, ale powstrzymał się przed
tym.
–
Zrób z tym, co chcesz – powiedział Damocles, wręczając gościowi
teczkę. – Mnie to nie jest do niczego potrzebne.
–
Dzięki, stary – odparł Mike. – Ja... Chciałbym to na spokojnie
przestudiować. Pójdę już do domu.
–
Jasne. Widzimy się… Pojutrze?
–
Tak. Na razie.
Uścisnął
współpracownikowi dłoń, po czym wyszedł z jego domu.
Rozejrzawszy się, czy nikt go nie widzi, teleportował się do domu.
Przemknął
się do swojego pokoju, mijając po drodze zamknięte drzwi od
sypialni kuzyna. Dochodziły zza nich zduszone głosy Remusa i Grace.
Mike poczuł, jak serce mu się ściska. Wiedział, jak znajdujące
się w niesionej przez niego teczce papiery mogą wpłynąć na życie
jego kuzyna.
Gdy
wszedł do swojego pokoju, rzucił teczkę na biurko i dokładnie
zamknął drzwi. Chciał mieć pewność, że nikt mu nie będzie
przeszkadzał, chociaż podejrzewał, że narzeczeni jeszcze przez
dłuższy czas będą zajęci wyłącznie sobą. Otworzył
jasnobrązową teczkę i wyjął z niej plik dokumentów. Część z
nich, zawierające bezwartościowe notatki, od razu odrzucił i
przeszedł do właściwej ustawy. Przekartkował dokument, szukając
interesującej go części. Rozdział dotyczący wilkołaków był
dopiero dziewiąty – przedostatni. Mimo urzędowego języka, którym
napisana była ustawa, Mike zrozumiał aż za dużo. Z każdym
kolejnym zdaniem krew coraz bardziej zamarzała mu w żyłach.
Zrozumiał, że musiał dalej pracować z Cleesem i nie mógł
rezygnować ze swoich idei. Nie chciał godzić się na półśrodki,
na których wolał poprzestać Damocles.
Lektura
dokumentu zajęła mu prawie godzinę. Po zapoznaniu się z
rozdziałem o wilkołakach, przeszedł do początku ustawy, gdzie, w
pierwszym rozdziale, znalazł dokładne odróżnienie istot i
magicznych stworzeń. Takiej głupoty jeszcze nigdy nie czytał i
rzygać mu się chciało, gdy pomyślał, że te bzdury weszły w
życie. Miał wielką ochotę spalić ustawę, ale był świadom, że
musiał pokazać ją Remusowi. W końcu to jego ona dotyczyła.
Ze
złością zamknął dokument i schował go do teczki. Nie miał już
siły na czytanie tego, a wolał na razie nie psuć kuzynowi humoru.
~
* ~
–
Grace… przestań – wydyszał Remus, przekręcając się na łóżku.
Chciał uciec od dłoni ukochanej, ale dziewczyna nie pozwoliła mu
na to.
–
Nie sądziłam, że jesteś taki delikatny – szepnęła mu do ucha,
przywierając do jego nagich pleców. – Taki dzielny wojownik, a
ulega kilku niewinnym łaskotkom.
–
Kilku? Niewinnym? Dziewczyno, chcesz mnie zamęczyć?
Pełne
usta Grace rozszerzyły się w na pozór niewinnym uśmiechu. Po raz
pierwszy od czasu pamiętnej Nocy Duchów, czyli od trzech tygodni,
Remus nie tylko uśmiechnął się do niej, ale nawet szczerze
roześmiał. Dziewczyna miała nadzieję, że jego żałoba powoli
zaczęła dobiegać końca. Upewniły ją w tym następne słowa
narzeczonego:
–
Chciałbym, żebyśmy wzięli ślub. Żebyś już była moją żoną.
Grace
spojrzała na niego ze zdziwieniem i nieukrywaną radością. Marzyła
o tym od miesięcy.
–
Gdzie i kiedy? – spytała, siadając Remusowi na udach. Przesunęła
dłońmi po brzuchu ukochanego, przyprawiając go tym o dreszcz
rozkoszy.
–
Kiedy tylko zechcesz. Grace, najdroższa, jestem cały twój.
–
Marzec? – zaproponowała. – Zrobi się ciepło… słonecznie…
Wyobraź to sobie… kwitnące kwiaty… śpiewające ptaki… –
szeptała, za każdym razem całując tors narzeczonego. – Tylko ty
i ja… Nie potrzebujemy nikogo wię…
Urwała,
gdy Remus szybkim ruchem przewrócił ją pod siebie. Teraz on
obsypywał pocałunkami szyję, dekolt i twarz ukochanej. W końcu
zatrzymał się na ustach Grace, rozkoszując się ich miękkością
i ciepłem.
–
Nie potrzebujemy nikogo więcej – powtórzył Lupin. – A ja nie
mam nikogo poza tobą i Mikiem.
–
A ja zawsze będę przy tobie – zapewniła go. – A teraz puść
mnie…
–
Nie. Nie wiem jak tobie, ale mnie jest dobrze w takiej pozycji.
Grace
nie mogła się nie roześmiać, na widok iście huncwockiego
uśmiechu narzeczonego. Nie potrafiła mu odmówić, dlatego
przyciągnęła go bliżej. Czuła bijące od niego ciepło. A może
to było gorąco pożądania? Nie była tego pewna, ale nie miałaby
nic przeciwko temu. Mimo wszelkich starań ich życie erotyczne od
dłuższego czasu było dalekie od ideału. Nie dziwiła się temu,
biorąc pod uwagę ostatnie problemy Remusa. Kilka minionych miesięcy
nie było dla niego prostych i odbijało się to na jego związku z
Grace. Dziewczyna nigdy mu tego nie wypominała, nie chcąc dokładać
mu dodatkowych zmartwień lub, co gorsza, wywoływać poczucia winy.
–
Grace, skarbie, co ty kombinujesz? – zapytał Remus spiętym
głosem, gdy narzeczona zaczęła sunąć dłońmi po jego plecach i
biodrach. Mimo tego wręcz niedorzecznego pytania, jego oczy
pociemniały, a dziewczyna czuła jego pożądanie.
–
Przecież dobrze wiesz – odpowiedziała zalotnie, muskając ustami
płatek jego ucha. – I coś mi się widzi, że nie masz nic
przeciwko.
–
Tego możesz być pewna.
~
* ~
Zaczęło
zmierzchać, gdy Mike wreszcie zobaczył w salonie Remusa i Grace.
Oboje byli podejrzenie zadowoleni z życia, co nie dziwiło Crofta.
Jemu samemu chciało się śmiać i cieszyć życiem, gdy widział
tak szczęśliwą i zakochaną parę. Poczuł znajomy chłód w
duszy, gdy uświadomił sobie, że zaraz zrujnuje to, nad czym Grace
„ciężko” pracowała przez ostatnie godziny.
–
Co ty taki ponury? – zapytał wesoło Remus, siadając na kanapie
obok kuzyna.
Jego
uśmiech nieco zbladł na widok wyrazu twarzy Mike'a, który
ewidentnie nie sugerował niczego dobrego. Szybko odzyskał rezon.
–
Ej, uśmiechnij się. Wszystko będzie dobrze.
–
Przeczytaj to, a potem porozmawiamy o twoim „wszystko będzie
dobrze” – polecił Mike, wskazując na leżącą na fotelu
jasnobrązową teczkę.
–
Co to jest? – spytała podejrzliwie Grace. Jej dobry nastrój prysł
jak źle rzucone zaklęcie.
Remus
nie czekał na odpowiedź kuzyna. Krótkim Accio! przywołał
teczkę, po czym zajrzał do środka. Mike nie musiał zerkać przez
jego ramię, żeby zorientować się, kiedy Remus zrozumiał, co
trzymał w ręku. Momentalnie zbladł, a jego ręce zaczęły lekko
drżeć.
–
Skąd to masz? – zapytał cicho. Jego głos wydawał się dziwnie
odległy.
–
Od Cleesa. Mówiłem ci, że ma wtyki w ministerstwie. Dostał to
jako materiał promocyjny –
ostatnie dwa słowa wycedził, jak najgorszą obelgę. Po chwili
opanował złe emocje i wyraz jego twarzy złagodniał. –
Przeczytaj to sobie na spokojnie.
Wstał
z kanapy i przeszedł do kuchni, ciągnąc za sobą Grace.
–
Co ty robisz?! – warknęła Cabot. – Powinnam…
–
Dać mu spokój – wtrącił Mike. – Daj mu czas na przyswojenie
sobie tego, co znajdzie w tej piekielnej ustawie.
–
Czytałeś ją.
–
Tak – odparł chłopak, mimo że Grace nie zadała mu pytania. –
Tam nie ma niczego dobrego.
Jak mogłaś?! Jak mogłaś przerwać w takim momencie, gdy nie wyjaśniło się kompletnie nic? :(
OdpowiedzUsuńWszystko wyjaśni w następnym rozdziale.
UsuńPozdrawiam
Hej, wreszcie nadrobiłam braki i przeczytałam Twoje opowiadanie! Szczerze, na początku trochę mnie nudziło, ale z każdym rozdziałem robiło się coraz ciekawiej, więc przeczytałam je z przyjemnością. Zakończyłaś rozdział w dość istotnym dla Remusa momencie. Dobrze, że ma Grace, choć ciągnie ją do Ameryki, widać, że zależy jej na Remusie i nie będzie go zmuszać do wyjazdu. Swoją drogą, ciekawa jestem, jak się rozstaną. Oczywiście, o ile to zrobią. Założyłam, że planujesz czas po wojnie zgodnie z kanonem. Ale nie nalegam, co to to nie. Możesz jednak uchylić rąbka tajemnicy w tej sprawie 😉.
OdpowiedzUsuńMam jeszcze małe uwagi, co do spraw związanych z grafiką. Jeśli chodzi o wersję na telefon, w rozdziale 55 list jest napisany ciężka czcionką. Czytałam na telefonie i miałam spore problemy z odczytaniem go. Musiałam sobie go przekopiować do notatnika i tam przeczytać. Kolejna sprawa to kolor czcionki w wersji na komputer. Według mnie jest za ciemna do tego szablonu, odrobinę niewygodnie się czyta. Poza tym nie mam żadnych uwag.
Planuję zostać na dłużej, jak pewnie się domyślasz. Czekam na next.
Magdalene Sun
Bardzo dziękuję za tak długi komentarz. Cieszę się, że moje opowiadanie przypadło Ci do gustu.
UsuńPo uchylenie rąbka tajemnicy zapraszam do mnie na maila. Znajdziesz go w zakładce "Ministerstwo Magii".
Część pierwsza zbliża się ku końcowi i wraz z częścią drugą zostanie zmieniony szablon. Jeszcze nie wiem, w jakiej będzie kolorystyce, ale postaram się, żeby tekst nie zlewał się tak z kolorami szablonu.
Bardzo mi miło, że postanowiłaś zostać. Mam nadzieję, że będziesz dalej komentować.
Serdecznie pozdrawiam