Grace
ze znużeniem siedziała obok narzeczonego. Dużo czasu minęło,
zanim udało jej się nakłonić Remusa do zaśnięcia. Był bardzo
roztrzęsiony i z trudem był w stanie wytłumaczyć ukochanej, co
stało się po zakończeniu zmiany. A i to pobieżnie.
Dziewczyna
wiedziała, jak dużym oparciem dla Remusa jest Mike. Kuzyni byli
sobie bliżsi niż rodzeni bracia. Ona sama dawniej była bardzo
blisko ze swoim rodzeństwem i tylko mogła sobie wyobrażać, jak
sama przeżywałaby coś podobnego. Nikomu tego nie życzyła, a w
szczególności swojemu ukochanemu.
Najbardziej
bolało ją to, że nie mogłaby mu pomóc, nawet gdyby dokładnie
wiedziała o tym, co wydarzyło się w nocy. A wydarzyło się wiele
– była tego pewna.
~
* ~
dziesięć
godzin wcześniej
Gdy
tylko oznajmił Willowi swoją decyzję, wampir podniósł
umierającego Mike'a i zaniósł go do swojego samochodu. Remus
podążył za nim, nie chcąc zostawiać kuzyna.
Po
wejściu do pojazdu Daniels od razu odpalił silnik i pojechał w
stronę swojego domu. Jechał znacznie szybciej, niż zezwalały mu
na to przepisy, ale nie zwracał na to uwagi. Poza patrzeniem na
drogę, cały czas monitorował puls leżącego na tylnym siedzeniu
chłopaka.
–
Nie lepiej byłoby… – zaczął nieśmiało Remus, niepewny tego,
co właściwie chce powiedzieć.
–
Nie. Muszę to zrobić w domu – rzucił wampir. – Pisklęta są
wyjątkowo wrażliwe.
–
Pisklęta?
–
Świeżo przemienione wampiry – odparł niecierpliwie Will.
Ku
zdumieniu Lupina wyjął zza paska różdżkę. Zrobił nią kółko
i schował z powrotem.
–
Jestem samoukiem – poinformował młodego wilkołaka. – To jedno
z przydatnych zaklęć. Wysyła wiadomość do danej osoby i jest o
wiele bardziej dyskretne niż Patronus. Kiedyś cię go nauczę.
–
Nie wiedziałem, że jesteś czarodziejem.
–
Nie wiesz o mnie wielu rzeczy. Jak powiedziałem –
czarodziej-samouk. Resztę opowiem ci kiedy indziej.
Docisnął
pedał gazu, a samochód przyspieszył.
Gdy
zaparkował pod dużym domem, właściwie rezydencją, pod drzwiami
stał młody chłopak. Dopiero gdy podjechali bliżej, Remus go
poznał – to był Henry FitzRoy, wampir i przyjaciel Willa.
–
Zabierz go do domu – nakazał świeżo przybyłemu Daniels.
Remus
myślał, że chodziło mu o Mike'a, ale wtedy młodszy wampir złapał
go za ramię i pociągnął w stronę stronę sportowego samochodu,.
–
Poczekaj! – krzyknął Lupin, próbując się wyszarpać. Uścisk
wampira był jednak zbyt silny.
–
Nie – przerwał mu Will. – Potrzebuję absolutnej ciszy. Henry,
zabierz go stąd.
Tym
razem wampir nie dał Remusowi nawet szans na jakiekolwiek protesty.
Szarpnął nim tak mocno, że o mały włos nie wyrwał mu ręki z
barku i bezceremonialnie wrzucił do samochodu. Zamknął drzwiczki
na klucz. W mgnieniu oka znalazł się na siedzeniu kierowcy i
odpalił silnik.
–
Twój kuzyn jest w dobrych rękach – zapewnił Remusa Henry. –
Oddałbym w jego ręce własną przemianę. Gdyby nie to, że jestem
od niego starszy.
–
Jeżeli chcesz mnie uspokoić, powiedz mi, jak to wygląda.
–
Nie mogę. Wybacz, ale to sprawa wampirów. Zresztą nie jesteś pod
moją opieką. Tylko Will może odpowiedzieć na twoje pytania.
„Opieką?”,
pomyślał Remus, ale nic nie powiedział. Słowa Henry'ego nie miały
dla niego żadnego znaczenia. Nic go nie miało poza tym, co działo
się z Mikiem.
Czuł
się paskudnie. Przecież wiedział, jak obostrzenia nakłada
Ministerstwo Magii. W Czerwonej Karcie znalażł się też rozdział
o wampirach. Ostatnio Remus z ciekawości rzucił na niego okiem –
żeby sprawdzić, jak przycisnęli Willa. Jak się okazało, zakazów
nie było tak dużo. Ministerstwo od dawna uważało wampiry za mniej
niebezpieczne od wilkołaków – chociaż, jak podejrzewał Remus,
większy wpływ na to miała pozycja takich, jak Daniels. A teraz
jedną decyzją skazał na to własnego kuzyna. Kto jak kto, ale
Remus doskonale wiedział, jak ludzie traktuję inne stworzenia. Ale
uznał to za coś lepszego od śmieci…
„Stul
dziób, kretynie!”, zbeształ się w myślach. „Nie wolno ci
markować swojego egoizmu wyższymi ideami. Ja… Czemu… Tu nie
chodzi o Mike'a, życie, śmierć… Nie mogę stracić ostatniego
krewnego. Mam tylko jego. Nie mogę… Nie mo… Nie...”
–
Ej, młody, w porządku? – spytał Henry, szturchając go. –
Zbladłeś.
–
Mój kuzyn niemal zginął na moich oczach, a ja musiałem wybrać,
czy ma żyć, czy nie! Jak może być w porządku?!
Wampir
przez dłuższą chwilę milczał, wpatrując się w drogę.
Zachowywał się, jakby nie był pewny, ile może powiedzieć swojemu
pasażerowi.
–
Kiedy miałem siedemnaście lat zachorowałem na gruźlicę. W
tamtych czasach nie mogłem tego przeżyć. Gdy znalazłem się na
granicy śmierci, przyszedł do mnie wampir. Bez słowa wyniósł
mnie z zamku i zabrał do lasu. Tam uczynił mnie wampirem. Nie
mogłem wrócić do dawnego życia. Z boku obserwowałem, jak mój
ojciec rozpacza po mojej śmierci, a później raduje się
narodzinami kolejnego syna. Wiesz… Mam z Willem coś wspólnego –
obaj mieliśmy oko na nasze rodziny. Moja od dawna jest martwa.
–
Kim jesteś? – spytał mimowolnie Remus.
Wampir
uśmiechnął się. Właśnie o to mu chodziło – chciał odciągnąć
myśli młodego wilkołaka od wypadku. Will nigdy by mu nie darował,
gdyby chłopak coś sobie zrobił pod wpływem nerwów. Pod tym
względem zrobił się ostatnimi czasy bardzo opiekuńczy w stosunku
do swoich pracowników. Przynajmniej części z nich.
–
Jestem Henry FitzRoy. Przecież ci mówiłem. Podejrzewam, że nie
uczyli cię historii, prawda? Chodzi mi o niemagiczną historię.
Otóż to – zauważył, gdy Remus pokręcił przecząco głową. –
Moim ojcem był Henryk VIII.
–
Król, który zmienił religię dla kobiety – wymamrotał Remus.
Wampir
uśmiechnął się pod nosem i zaparkował przed domem kuzynów.
–
Jednak coś wiesz – stwierdził. – Chcesz, żebym z tobą został?
–
Nie. Poradzę sobie. Pomóż Willowi – poprosił Remus, wysiadając
z samochodu.
–
Will sam sobie poradzi – odparł Henry. – Zna się na tym.
Trzymaj się, młody.
Zamknął
drzwiczki i odjechał.
Remus
z trudem dostał się do domu. Krótka droga od furtki do drzwi
zajęła mu dziesięć minut. Chwiał się i z trudem stawiał kroki.
Pod
domem przez dłuższą chwilę obszukiwał kieszenie. Nie mógł
znaleźć kluczy. Dopiero po chwili zorientował się, że musiały
wypaść mu albo w samochodzie Willa, albo Henry'ego.
Wyciągnął
różdżkę. Skupił się na momencie, w którym Grace wyznała mu
miłość.
–
E-Expecto Patronum!
Z
końca różdżki wypłynął srebrny obłoczek, który po chwilę
rozpłynął się w powietrzu.
Po
kolejnych dwóch nieudanych próbach Remus z jękiem oparł się o
ścianę. Odkąd nauczył się Zaklęcia Patronusa, nigdy mu się nie
zdarzyło, żeby nie był w stanie wyczarować magicznego strażnika.
Wycelował
z drzwi i wyszeptał Alohomora!,
ale bez przekonania. Sam zakładał zaklęcia ochronne na dom i
wiedział, że takim łatwym zaklęciem nie da rady otworzyć drzwi.
Bez klucza nie mógł wejść do środka. A kluczy nie miał.
Ostrożnie
wstał. Przez chwilę zastanawiał się, ale stwierdził, że nie ma
innej możliwości. Teleportował się przed kamienicę, w której
mieszkała Grace. Nie wiedział, jakim cudem się nie rozszczepił.
–
Czy to nie wczesna pora na odwiedziny? – wycedziła Brenda Brooks,
gdy otworzyła Remusowi drzwi.
–
Wiem, przepraszam. Muszę się pilnie zobaczyć z Grace.
–
Ona śpi. Przyjdź rano – rzuciła opryskliwie i spróbowała
zamknąć drzwi. Remus w porę je zatrzymał.
–
Tylko kilka minut – zapewnił ją. – Muszę wziąć od niej tylko
jedną rzecz.
Twarz
kobiety wykrzywiła się w brzydkim wyrazie, ale wpuściła go do
środka. Przemknął się cicho do pokoju Grace. Tam usiadł na łóżku
właścicielki i obudził ją delikatnym pocałunkiem.
–
To sen? – spytała półprzytomnie dziewczyna, przeciągając się
z rozkoszą.
Szybko
się rozbudziła, gdy otworzyła oczy i zobaczyła bladą twarz
narzeczonego.
–
Co się stało? – zapytała, unosząc się na łokciu.
–
Grace, mogłabyś mi dać klucze do domu? Moje gdzieś posiałem, a
Mike… To dłuższa historia. Nie budziłbym cię, gdybym nie
potrzebował twojej pomocy.
Po
takiej prośbie, dziewczyna
nie miała serca odmawiać narzeczonemu. Wyjęła z torebki klucze do
domu przy Sunny Street 15 i wręczyła je Remusowi. Odczekała, aż
chłopak teleportuje się do domu, po czym wyskoczyła z łóżka i
szybko się ubrała. Ani myślała zostawać u
cioci, gdy jej ukochanego
spotkała kolejna tragedia.
–
Grace Eileen Cabot, jeżeli znowu pójdziesz za tym chłopakiem… –
zaczęła ciotka Brenda, ale siostrzenica nie dała jej dojść do
słowa.
–
Pójdę. Bo TEN CHŁOPAK jest moim NARZECZONYM! Przecież dobrze o
tym wiesz.
Wzięła
kurtkę i wyszła z mieszkania. Jeszcze na klatce schodowej
teleportowała się pod dom ukochanego. Do środka weszła bez trudu,
bo drzwi nie były zamknięte.
–
Remus?! – zawołała w pustkę. – To ja! Grace! Gdzie jesteś?!
Nie
dostała odpowiedzi. Przeszukała cały parter: łazienkę, salon,
kuchnię i pokój, który kiedyś zajmowała Lily Evans, a potem
Syriusz Black. Przez moment Grace myślała nad tym, czy już wtedy
Black donosił śmierciożercom, ale szybko dała sobie z tym spokój.
Miała ważniejsze problemy. Wbiegła na górę i skierowała się
do sypialni narzeczonego.
Ku swojemu zdziwieniu nie znalazła go tam. Wtedy, z drżącym
sercem, poszła w stronę sypialni Mike'a. Jeszcze nigdy tam nie
była, bo i nie było po co.
–
Remus, kochany… – szepnęła, podchodząc do niego.
Jej
narzeczony leżał na łóżku kuzyna, zwinięty w kłębek. Nie
zwracał uwagi na jej obecność.
Grace
poczuła ciarki na plecach. Lupin zachowywał się niemal tak samo,
jak po śmierci matki.
Dziewczyna
położyła się za narzeczonym i wtuliła się w jego plecy. Ku jej
wielkiej uldze Remus drgnął, gdy poczuł jej dotyk. Pozwolił się
przytulić.
~
* ~
Wiszący
w salonie zegar wskazywał siódmą wieczorem, gdy Remus powoli
zszedł na parter. Wciąż był blady i miał ciemnofioletowe cienie
pod oczami. Lekko się chwiał, gdy szedł. Wyglądał, jakby
dochodził do siebie po ciężkiej przemianie. Bardzo ciężkiej.
–
Czy Will przysłał jakieś informacje? – spytał na powitanie.
–
Nie. Nikt się nie kontaktował. Usiądź, zrobiłam naleśniki.
–
Nie jestem głodny.
–
Bzdura.
Podeszła
do niego, złapała go za rękę i zaciągnęła do kuchni. Remus się
nie opierał ani wtedy, ani gdy Grace usadziła go na krześle. Nie
ruszył też naleśników z serem, które narzeczona postawiła mu
przed nosem.
–
Mówiłem, że nie jestem głodny – powtórzył. – Zabierz to.
–
Nie. Musisz coś zjeść, bo osłabniesz. Cały dzień chodzisz bez
jedzenia, w pracy pewnie też nie…
–
Nie jestem głodny, JASNE?! – warknął, podrywając się.
Grace
zesztywniała. Nie spodziewała się wybuchu. Nie chciała tego.
Planowała
uspokoić Remusa, nie dodatkowo go denerwować.
Chłopak
szybko się opamiętał. Ze zrezygnowaniem opadł na krzesło i ukrył
twarz w dłoniach.
–
Przepraszam – wyszeptał z bólem. – To mnie przerasta. Kogo
jeszcze stracę?
–
Nie stracisz Mike'a – zapewniła go Grace.
–
Nawet jeżeli Willowi udało się go uratować, to i tak będzie kimś
zupełnie innym. Wampirem. Uczyliśmy się o wampirach w szkole.
Świeżoprzemienieni są o wiele bardziej wrażliwi.
Możemy nie móc już razem mieszkać. Nie będziemy w stanie razem
mieszkać. Ale to akurat mniejszy problem. Czerwona Karta i tak
zakazuje mi mieszkać w mieście.
–
W takim razie przeniesiemy się na wieś. Do East Clandon.
Zamieszkamy we trójkę. Mike'owi będzie o wiele łatwiej na wsi,
gdzie nie będą otaczać go ludzie. A i tobie będzie łatwiej.
Mniej będziesz się bał, gdy będziesz miał obok siebie kogoś,
kto dorówna ci siłą i szybkością – mówiła łagodnym i na
wpół lekkim tonem. Przy tym cały czas obserwowała zmiany na
twarzy narzeczonego,
wypatrując każdych oznak gniewu, smutku, żalu… właściwie
każdych emocji. Chciała wiedzieć, co siedzi w duszy ukochanego.
Lupin
uśmiechnął się delikatnie. Nic nie powiedział. Nie wiedział, co
ma powiedzieć, słysząc tak słowa narzeczonej wypowiedziane
tak pewnym tonem.
Rozmowę
zakochanych przerwało ciche pyknięcie. Tuż przed Remusem pojawiła
się niebieska kulka, która przemówiła głosem Willa:
–
Wszystko się udało!
Gdy
kula przekazała wiadomość, rozprysła się jak mugolski fajerwerk.
–
Dzięki ci, Merlinie – wyszeptał Lupin.
Czuł
się, jakby ktoś zdjął mu z barków olbrzymi ciężar. Do tej pory
nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo bał się o życie
kuzyna.
Mam przeczucie, że Mike będzie mieć do Remusa żal za podjęcie takiej decyzji...
OdpowiedzUsuńNa razie Remus ma żal do samego siebie. Opinię Mika poznamy... Nie powiem kiedy ;).
UsuńPozdrawiam
Hej, trochę się porobiło :D
OdpowiedzUsuńCiekawe, jak to rozegrasz. Na miejscu Remusa dałabym Mike'owi odejść. Wiem, że w jego sytuacji było by to bardzo dużym poświęceniem. Mam rodzinę, przyjaciół, nie jestem w takiej sytuacji jak on. Mnie też ciekawi, jak zareaguje Mike. Poza Remusem nic go nie trzymało na ziemi. Dobrze, że Remus ma Grace.
Wiesz, jednak zmieniłam zdanie, nie chcę wiedzieć, czy w przyszłości będziesz się trzymać kanonu w wiadomej sprawie. Poczytamy, zobaczymy!
Pozdrawiam!
Uroczyście przyrzekam, że kwestia Mike'a w pewnym stopniu rozwiąże się już w najbliższym rozdziale :).
UsuńPozdrawiam