a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 21 kwietnia 2017

Rozdział 1 – Powrót do życia

Część II – Międzywojnie

Otwierające się drzwi poruszyły wiszący nad nimi dzwonek. Wnętrze baru Wejście Smoka wypełniło się jego cichym, czystym dźwiękiem, oznajmiając o wejściu do budynku trzydziestotrzyletniego mężczyzny.

Ów mężczyzna odgarnął z czoła kosmyk jasnobrązowych włosów, w których można było znaleźć kilka srebrnych nitek. Odetchnął z ulgą, czując na twarzy chłodny powiew klimatyzacji. Upał na dworze bardzo dał mu się we znaki w czasie krótkiej podróży z domu do Oxfordu.

Przeszedł przez główną salę baru i wszedł na zaplecze przez nikogo nie zatrzymywany. Większość pracowników znała go z widzenia i nigdy nie robiła mu problemów.

– Czołem, Will – rzucił mężczyzna, wchodząc do gabinetu właściciela lokalu.

– Cześć, siadaj – odpowiedział Will Daniels, wskazując na stojące po przeciwnej stronie biurka krzesło. – Skłamałbym, gdybym powiedział, że się ciebie dzisiaj nie spodziewałem.

Remus Lupin roześmiał się, spełniając prośbę gospodarza.

Gdy dwanaście lat temu odchodził z Wejścia Smoka, był przekonany, że nie pojawi się więcej w barze, chyba że Will go o coś poprosi. Wytrzymał w tym postanowieniu tydzień. Od tego czasu odwiedzał swojego byłego szefa w każdy czwartek. Rozmawiali o aktualnych wydarzeniach w zarówno w świecie czarodziejów, jak i w świecie mugoli. Od czasu do czasu Daniels prosił go o jakąś przysługę – najczęściej chodziło o różne dziwne stwory, które dręczyły jego znajomych i klientów. Remus już w czasach szkolnych specjalizował się w magicznych stworzeniach i samoobronie, więc bez trudu radził sobie z boginami i czerwonymi kapturkami. Dzięki temu do jego kieszeni zawsze wpadało kilka sykli.

– Czytałeś dzisiaj „Proroka”? – spytał wampir.

– Nie. Znowu jakaś kaczka dziennikarska?

– Niestety nie – odparł Will.

Podsunął swojemu gościowi najnowszy numer „Proroka Codziennego” – czarodziejskiego dziennika. Od czasu pierwszej wojny z Voldemortem Remus traktował wiadomości podawane w tej gazecie z pewną dozą ostrożności. Wciąż pamiętał, jak bardzo dziennikarze przekłamywali wtedy rzeczywistość.

Niechętnie zerknął na pierwszą stronę a to, co tam zobaczył, sprawiło, że serce mu zamarło. Na pierwszej stronie widniało ogromne zdjęcie Syriusza Blacka. Podpis pod nim jednoznacznie mówił o tym, iżuciekł z Azkabanu.

– Jak to się mogło stać? – wyszeptał.

Nie było to pytanie do Willa. Do nikogo tak naprawdę. Coś mu mówiło, że Black nie uciekł z więzienia tylko dzięki nabytym u boku Voldemorta umiejętnościom, jak sugerował autor artykułu. Przecież ten zdrajca i morderca umiał coś jeszcze – coś, za co Remus był pośrednio odpowiedzialny.

„Nie mógł uciec jako animag”, zapewnił siebie Remus. „Przecież ktoś zauważyłby chodzącego po więzieniu psa. Dementorzy są ślepi, ale współwięźniowie nie. Poza tym Azkaban jest na wyspie! Black nie dałby rady dopłynąć do brzegu.”

– Aurorzy go znajdą – powiedział Will. – Postawiono na nogi całe ministerstwo.

– Kto prowadzi pościg? – spytał Remus.

– Kingsley Shacklebolt. Młody i bardzo zdolny auror. Pracował przy kilku głośnych sprawach i był szalenie skuteczny. Można by powiedzieć, że dostał ten pościg „w nagrodę” za poprzednie osiągnięcia.

– Nie powinni wysyłać za Blackiem nowicjusza. Jest zbyt niebezpieczny.

Żaden z nich nic więcej nie powiedział w tym temacie. Nie było nic do dodania. Przez krótką chwilę Remus chciał prosić Willa o pomoc w znalezieniu Blacka, ale coś go powstrzymało. Miał przeczucie, że mogłaby to być to zła decyzja. Bardzo zła.

– Czy… Masz jakieś nowe wieści od Mike’a? – zapytał, chcąc odciągnąć swoje myśli od dawnego przyjaciela.

Nie widział kuzyna, odkąd ten został wampirem. Mimo tego, że Remus próbował kontaktować się z nim, Mike konsekwentnie nie odpowiadał na wszelkie listy. Sam przysyłał jakieś wiadomości trzy-cztery razy do roku.

– Ostatnie informacje mam sprzed dwóch tygodni. Był wtedy w Wenecji razem z moją najmłodszą córką, Alexą. Nie jestem pewny, gdzie są teraz.

Remus kiwnął twierdząco głową, przyjmując słowa Willa do wiadomości. Tego dnia nie mógł dowiedzieć się niczego nowego.

~ * ~

Wenecja w środku lata była nie tylko pięknym miastem, ale też potwornie śmierdzącym. Było to szczególnie odczuwalne dla wampirów.

Mike Croft wyciągnął różdżkę i jednym ruchem pozamykał wszystkie okna. Ku jego niezadowoleniu, nie zmniejszyło to smrodu.

– Mówiłam ci, że Wenecja nie jest najlepszym wyborem – rzuciła leżąca na kanapie kobieta. Wzięła z podłogi zdobiony, zabytkowy wachlarz i zaczęła się nim bawić.

– Nie marudź, Lex. Nie jest tak źle – odparł Mike z udawaną pewnością siebie w głosie.

Lex, właściwie Alexa Daniels, na pierwszy rzut oka zdawała się być miłą, filigranową dwudziestotrzylatką. Tak myślał Mike, gdy spotkał ją po raz pierwszy. Dziewczyna wyciągnęła go wtedy z dosyć poważnych kłopotów. Zrobiła to bez użycia siły – używając wyłącznie swojego uroku osobistego. Lex była piękną kobietą, która wiedziała, jak wykorzystać swoje atuty. Jej ciemne oczy potrafiły oczarować każdego, a głęboki głos, jakim potrafiła przemówić odejmował niektórym zdrowy rozsądek.

– Jest okropnie i dobrze o tym wiesz – stwierdziła Lex. – Nie cierpię Wenecji. Siedzimy tu od miesiąca i nic nie robimy. Nie możemy się gdzieś przenieść? Nie ma tu już niczego, czego byśmy nie widzieli. A w takim dużym mieście paskudnie się poluje – wiesz o tym.

Mike nie zwracał uwagi na jej narzekania. Przez jedenaście lat, które razem spędzili, zdążył się do nich przyzwyczaić. Czasami wydawało mu się, że Lex jest zesłaną na niego za życia pokutą za to, co zrobił z Carmen i Lulu. Jednak myślał tak bardzo rzadko – tylko gdy Alexa bardzo go zdenerwowała.

– Nie mogę wrócić do Anglii. Jeszcze nie. To jeszcze za wcześnie – mówił to od lat. Zawsze w ten sam sposób.

To nie tak, że nie chciał wrócić do domu. Marzył o tym, żeby odetchnąć angielskim powietrzem, przejść się po znajomych ulicach, usłyszeć ojczysty język i znów porozmawiać z Remusem. To, za czym najbardziej tęsknił, było też tym, co powstrzymywało go od powrotu. Perspektywa zmierzenia się z przeszłością nie należała do łatwych.

Mógłby powiedzieć, że zmienił się przez te lata, ale prawda była taka, że wyglądało to inaczej. To świat się zmienił, gnał na przód, a on od dwunastu lat pozostawał w tyle. Zaczynał już mieć dość stagnacji. Czuł się niczym duch, przemieszczający się między miastami – niewidoczny i niewpływający w żaden sposób na toczące się w nich życie. Jedynym śladem jego obecności były niewyjaśnione anemie i zaniki pamięci u niektórych osób.

Nigdy nie wysysał ludzi do końca. Nauczył go tego Will w czasie tych kilku dni, które spędził u niego po przemianie. Przez lata udoskonalił tę sztukę.

Lex wstała z kanapy i w mgnieniu oka znalazła się obok niego.

– Rusz swoje szanowne cztery litery – wysyczała, pochylając się nad nim. – Jeszcze dzisiaj wyjedziemy z Wenecji, choćbym miała wyciągnąć cię stąd siłą.

Mike zmrużył oczy, wpatrując się w przybraną siostrę. Wiedział, że nie da rady jej przekonać do zmiany decyzji. Zresztą nawet nie chciał – chciał się wreszcie czymś zająć.

– Nie będzie takiej potrzeby – powiedział. Po chwili dodał bardziej dla siebie: – Najwyższy czas, żeby wrócić do życia.

2 komentarze:

  1. Wątek Mike'a bardzo dynamicznie się rozwinął. Bardzo ciekawią mnie jego dalsze losy, które są zaskakujące.
    Cieszę się, że znajdujesz czas na dodawanie ciekawych wpisów systematycznie.
    Pozdrawiam i niecierpliwie czekam na następny piątek. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodać coś to nie jest problem. To zajmuje 2-3 minuty. Problemem jest napisanie czegoś.
      Pozdrawiam

      Usuń

Obserwatorzy