Tydzień
wcześniej
W
Azkabanie było niewiele rozrywek. Właściwie wcale ich nie było.
Syriusz Black przez dwanaście lat zabawiał się tworzeniem z
patyków labiryntów dla żyjących w więzieniu karaluchów. Kiedy
indziej budował prowizoryczne kukiełki, przedstawiające tego
zdrajcę, Pettigrew, a następnie „zabijał” je na różne
sposoby. Lubił sobie wyobrażać, że jest to prawdziwy Glizdogon,
który ginie straszliwą, zasłużoną śmiercią. To pozwalało mu
utrzymać się przy zdrowych zmysłach.
Mimo
dwunastu lat, które spędził pod wpływem dementorów, nadal
pamiętał o swojej niewinności. Podejrzewał, że powodem tego był
fakt, że myśl o tym nie była szczęśliwa. Przerodziła się w
obsesję – coś, czego dementorzy nie mogli mu odebrać.
Nienaturalne
ożywienie strażników powiedziało mu, że dzieje się coś
niezwykłego. Kolejną tego oznaką, byli aurorzy, którzy zaczęli
tłumnie przybywać do Azkabanu. To nie zwiastowało przywiezienia
kolejnego więźnia. Raczej wizytę kogoś bardzo ważnego.
Zgodnie
z jego oczekiwaniami około południa (w Azkabanie czas mierzyło się
tylko przy pomocy słońca i księżyca) w więzieniu pojawił się
sam Minister Magii, Korneliusz Knot. Co ciekawe, tuż obok niego
szedł szef biura aurorów – Rufus Scrimgeour. Syriusz ze
zdziwieniem oglądał przez okratowane okienko swojej celi, jak Knot
i jego towarzysz wchodzą do Azkabanu. Jeszcze nigdy nie widział w
więzieniu kogoś poza aurorami i innymi więźniami. Zapowiadało
się interesujące popołudnie.
Minęło
sporo czasu, zanim delegacja dotarła na piętro „pogrzebanych za
życia”. Syriusz nie dziwił się temu – kto chciałby odwiedzać
na wpół szalonych (lub całkiem szalonych – w przypadku
Bellatrix) morderców. Na pewno nie można było tego zaliczyć do
jakichś wielkich przyjemności.
Scrimgeour
nie wszedł z Knotem na piętro Syriusza. Może wolał rozmówić się
ze stróżującymi na parterze aurorami? Szczerze mówiąc Blacka
niewiele to interesowało. Nie miał ochoty na spotkanie ze
Scrimgeourem. Odkąd Rufus-platfus (jak wesoło nazywał go Syriusz)
został szefem biura aurorów, już kilkukrotnie odwiedzał Azkaban.
Za każdym razem przechadzając się po piętrze skazanych na
dożywotnie pozbawienie wolności, obdarzał wszystkich skazanych
pełnym pogardy spojrzeniem. Łapa rozumiał go, bo sam czuł odrazę
do swoich współwięźniów, ale on, na Merlina, nikogo nie zabił!
A na pewno nie tych, za których zamordowanie go posadzono. Nie był
jednym z NICH!
Knot
szybko się przespacerował między celami, zaglądając do nich,
jakby oglądał egzotyczne zwierzęta. Dopiero przy „apartamencie”
Syriusza zatrzymał się i ze zdziwieniem spojrzał na lokatora.
Patrzył na Blacka, jakby nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Ten
też przyglądał się gościowi – z bezczelnością. Nie miał
nawet krztyny szacunku dla tego faceta w meloniku. Po krótkiej
chwili jego wzrok padł na wystającego zza jego pazuchy „Proroka
Codziennego”.
–
Mogę pożyczyć? – spytał, wskazując na gazetę.
Oczy
Knota rozszerzyły się z zaskoczenia.
–
Słucham? – wydusił z siebie po chwili.
Syriusz
wstał z siennika, który od lat służył mu za łóżko, i podszedł
do okratowania. Z zadowoleniem stwierdził, że Minister Magii
odrobinę się cofnął.
–
Czy mogę pożyczyć gazetę – powtórzył powoli, jakby mówił do
dziecka. – Chętnie rozwiązałbym jakąś krzyżówkę.
W
tamtej chwili Syriusz oddałby całe swoje złoto ze skrytki u
Gringotta za fotografa, który uwieczniłby minę Knota dla
potomnych. Niestety w promieniu dobrych stu pięćdziesięciu
kilometrów nie było nikogo z aparatem fotograficznym.
Po
dłuższej chwili szoku Knot otrząsnął się i lekko drżącą ręką
sięgnął za pazuchę i wyjął obiekt zainteresowania Blacka.
–
Niech pan chwilkę poczeka – nakazał jeden z aurorów, wyciągając
rękę w kierunku ministra. – Muszę to sprawdzić...
–
Czy pan na głowę upadł?! – warknął na niego Knot. – Naprawdę
myśli pan, że pomógłbym groźnemu mordercy w ucieczce?!
Auror
cofnął się o krok, a jego na jego policzkach pojawił się
rumieniec godny najskromniejszej panny.
Nie
zwracając uwagi na aurora, swoją drogą całkiem młodego chłopaka,
Knot wyciągnął gazetę w stronę Syriusza. Ten wziął ją bez
słowa, kiwając tylko głową w podzięce i wrócił na swój
siennik.
–
Jeszcze to! – krzyknął za nim minister, wyciągając w jego
stronę ołówek. – Czymś trzeba rozwiązać krzyżówkę.
–
Dziękuję – powiedział Syriusz, jakby wbrew swojej woli. – Ale
wie pan, czubek nie potrzebuje ołówka do pisania. Wystarczy
wyobraźnia. A przecież tutaj, szczególnie na tym piętrze, siedzą
same czubki. Przecież do Azkabanu nie wsadza się tylko dwóch
rodzajów ludzi: normalnych i NIEWINNYCH.
Nie
mógł sobie darować tej drobnej złośliwości. Wciąż nie był w
stanie odpuścić tym z ministerstwa tego, że nawet nie zawrócili
sobie głowy tym, żeby zrobić mu proces. Wolałby, żeby jakiś
był, choćby ustawiony. Lepiej by się czuł.
Knot
bez słowa poszedł dalej. Z dźwięków jego kroków Syriusz
wywnioskował, że nie zatrzymywał się przy żadnej z cel.
Szczerze
mówiąc, Black nie podejrzewał, że rzeczywiście dostanie od
Ministra Magii gazetę. Mimo to był bardzo zadowolony, trzymając w
rękach coś, co łączyło go ze światem zewnętrznym. Mógł sobie
pozwolić na chwilę radości, bo w obecności gości z Ministerstwa
Magii dementorzy nie powinni mu nic zrobić. Nie ośmieliliby się.
Ułożył
się w miarę wygodnie na sienniku (o ile to w ogóle było możliwe)
i spokojnie znalazł w gazecie stronę z krzyżówkami.
–
Szkoda, że nie poprosiłem o autograf – mruknął pod nosem. –
To by było coś – autograf Ministra Magii Korneliusza Knota prosto
z samego piekła.
Zanim
Syriusz skończył rozwiązywać łamigłówkę, delegacja z
Ministerstwa Magii opuściła więzienny mury. Dementorzy od razu
wkroczyli na wszystkie piętra i zaczęli przechadzać się pomiędzy
celami, co i rusz „zaszczycając” swoją uwagą któregoś z
więźniów. Black starał się możliwie najbardziej wyciszyć swoje
emocje, żeby nie zwrócić na siebie ich uwagi. Nawet mu się to
udało. Widocznie inni więźniowie, szczególnie ci siedzący od
niedawna, byli bardziej zaaferowani wizytą najwyższych władz.
Po
skończeniu krzyżówki Syriusz przekręcił gazetę na pierwszą
stronę. Znalazł tam duże zdjęcie przedstawiające (jak głosił
podpis) rodzinę Weasleyów. Black uśmiechnął się pod nosem
rozpoznając w matce wesołej gromadki siostrę Fabiana i Gideona.
Prawie nie zmieniła się, odkąd Syriusz widział ją na pogrzebie
jej braci. Tylko skróciła włosy, trochę się jej przybyło w
biodrach, no i dzieci urosły. Nawet bardzo urosły.
Już
miał przejść na następną stronę, gdy coś zwróciło jego
uwagę. Popatrzył dokładniej na fotografię rodziny Weasleyów. Na
ramieniu najmłodszego synka siostry Fabiana i Gideona (Syriusz nie
mógł sobie przypomnieć, jak kobieta ma na imię) dojrzał
wyjątkowo znajomego szczura. W pierwszej chwili był pewny, że coś
mu się przywidziało, ale przyjrzał się zdjęciu bliżej. To, co
zobaczył całkowicie nim wstrząsnęło – szczur nie miał jednego
pazura.
Nagle
wszystko stanęło mu przed oczami: mugolska ulica, Glizdogon
zarzucający mu, że to on jest zdrajcą, rzucone przez tego zdrajcę
zaklęcie, które zabiło dwunastu mugoli… Widział… Po prostu
WIDZIAŁ, jak ta szuja odcina sobie palec i zmienia się w szczura.
Gdy to zobaczył, nie mógł powstrzymać się od śmiechu. To był
histeryczny śmiech osoby, której zawaliło się całe życie. I tak
znaleźli go aurorzy.
–
Ty gnido – wyszeptał. – Ty przebrzydła gnido. Zdradziłeś
Jamesa i Lily. Wydałeś Voldemortowi Fabiana i Gideona, a teraz
żyjesz na garnuszku ich siostry.
Wczytał
się w artykuł, po którym wcześniej tylko przebiegł wzrokiem.
Jego przerażenie wzrosło, gdy dowiedział się, że pięcioro z
siedmiorga siostrzeńców Prevettów (w tym ten najmłodszy chłopiec)
idzie we wrześniu do Hogwartu. A tam przecież jest Harry!
–
Nawet nie myśl o tym, żeby coś mu robić – wysyczał przez
zaciśnięte zęby do szczura ze zdjęcia. – Dorwę cię,
Pettigrew! Dorwę, choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką
zrobię w życiu!
~
* ~
Zimno
i głód – dwaj najwięksi wrogowie uciekiniera. Syriusz Black nie
bał się ich, bo spędził z nimi dwanaście lat w Azkabanie.
Teraz,
znajdując się z daleka od przeklętej wyspy i znajdującej się na
niej twierdzy, czuł się o wiele lepiej. Żaden głód i chłody
szkockich nocy nie były mu straszne, gdy nie czuł na swoim karku
przerażającego oddechu dementorów. Z radością biegł przed
siebie, rozkoszując się ziemią, którą czuł pod łapami. Od tak
dawna przebywał za murami, że już zapomniał, jak pachnie wolność.
Rozkosz
biegu i wolności bladła, gdy przypominał sobie o czekającej go
misji. Chciał od razu dotrzeć do Pettigrew i go zabić, ale
wiedział, że przed początkiem roku szkolnego na pewno mu się to
nie uda. Przecież nie miał zielonego pojęcia, gdzie mieszkają
Weasleyowie.
Z
tego powodu skierował się na południe, by sprawdzić, co się
dzieje z Harrym. Wiedział, że nie będzie mógł mu się pokazać,
bo chłopak w najlepszym razie uważa go za zbiegłego mordercę. W
najgorszym – za zbiegłego mordercę i tego, który wysłał jego
rodziców na śmierć. Nie mógł dopuścić do tego, żeby Harry go
zobaczył, ale to nie znaczyło, że sam nie mógł rzucić okiem na
chrześniaka. Był ciekawy, czy młody Potter jest tak podobny do
ojca, jak to się zapowiadało, kiedy był jeszcze niemowlęciem.
Była
jeszcze jedna osoba, którą Syriusz chciał zobaczyć. Osoba, której
był winien przeprosiny, chociaż wiedział, że słowo „przepraszam”
jest niczym w porównaniu z krzywdą, jaką wyrządził jednemu ze
swoich najbliższych przyjaciół. Niestety jemu też nie mógł się
pokazać; nie tylko jako człowiek, ale też jako pies. Remus bez
trudu zorientowałby się, kto przed nim stoi. I zareagowałby
błyskawicznie – Black był pewny, że Lunatyk nie miałby cienia
litości dla zdrajcy Zakonu i mordercy Glizdogona. Tym bardziej, że
to przecież Syriusz skierował podejrzenia o szpiegostwo w stronę
Remusa.
„Kiedyś
mu to wyjaśnię”, obiecał sobie. „Jak prawda wyjdzie na jaw,
przyjdę do niego na kolanach i będę błagał o wybaczenie. A
Lunatyk najlepiej zrobi, jak da mi wtedy w pysk i wyśle do diabła.
Na nic więcej nie zasługuję.”
Rozmowę
z Remusem musiał jednak odłożyć na później. Najważniejszy był
Harry i jego bezpieczeństwo. W końcu, na Merlina, był jego ojcem
chrzestnym! Najwyższy czas, żeby się nim wreszcie zajął!
Hej!
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że Syriusz uciekł z Azkabanu. Mam nadzieję, że rozdziały z jego perspektywy będą się często pojawiały 😄 Tak, Remus na pewno zareagowałby szybko. I właśnie dlatego zawsze dziwi mnie to, źe nie powiedział Dumbledorowi o tajnych przejściach do Hogwartu i o tym, że Black jest animagiem. Uwielbiam tę scenkę z gazetą. Dobrze, że po tym wszystkim umie jeszcze się śmiać, choć ten śmiech jest taki czarny, taki ponury, desperacki akt pozostania człowiekiem. Ciekawa jestem, czy coś pozmieniasz i postawisz obok Łapki jakąś panią...
Pozdrawiam, Magdalene Sun
W tej części Syriusz wyrośnie na jedną z głównych postaci, więc możesz być spokojna.
UsuńPani dla Łapki? Przyznam, że t bardzo ciekawy pomysł. Zastanowię się nad nim.
Pozdrawiam