a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 28 kwietnia 2017

Rozdział 2 – Uciekinier

Tydzień wcześniej
W Azkabanie było niewiele rozrywek. Właściwie wcale ich nie było. Syriusz Black przez dwanaście lat zabawiał się tworzeniem z patyków labiryntów dla żyjących w więzieniu karaluchów. Kiedy indziej budował prowizoryczne kukiełki, przedstawiające tego zdrajcę, Pettigrew, a następnie „zabijał” je na różne sposoby. Lubił sobie wyobrażać, że jest to prawdziwy Glizdogon, który ginie straszliwą, zasłużoną śmiercią. To pozwalało mu utrzymać się przy zdrowych zmysłach. 
 
Mimo dwunastu lat, które spędził pod wpływem dementorów, nadal pamiętał o swojej niewinności. Podejrzewał, że powodem tego był fakt, że myśl o tym nie była szczęśliwa. Przerodziła się w obsesję – coś, czego dementorzy nie mogli mu odebrać.

Nienaturalne ożywienie strażników powiedziało mu, że dzieje się coś niezwykłego. Kolejną tego oznaką, byli aurorzy, którzy zaczęli tłumnie przybywać do Azkabanu. To nie zwiastowało przywiezienia kolejnego więźnia. Raczej wizytę kogoś bardzo ważnego.

Zgodnie z jego oczekiwaniami około południa (w Azkabanie czas mierzyło się tylko przy pomocy słońca i księżyca) w więzieniu pojawił się sam Minister Magii, Korneliusz Knot. Co ciekawe, tuż obok niego szedł szef biura aurorów – Rufus Scrimgeour. Syriusz ze zdziwieniem oglądał przez okratowane okienko swojej celi, jak Knot i jego towarzysz wchodzą do Azkabanu. Jeszcze nigdy nie widział w więzieniu kogoś poza aurorami i innymi więźniami. Zapowiadało się interesujące popołudnie.

Minęło sporo czasu, zanim delegacja dotarła na piętro „pogrzebanych za życia”. Syriusz nie dziwił się temu – kto chciałby odwiedzać na wpół szalonych (lub całkiem szalonych – w przypadku Bellatrix) morderców. Na pewno nie można było tego zaliczyć do jakichś wielkich przyjemności.

Scrimgeour nie wszedł z Knotem na piętro Syriusza. Może wolał rozmówić się ze stróżującymi na parterze aurorami? Szczerze mówiąc Blacka niewiele to interesowało. Nie miał ochoty na spotkanie ze Scrimgeourem. Odkąd Rufus-platfus (jak wesoło nazywał go Syriusz) został szefem biura aurorów, już kilkukrotnie odwiedzał Azkaban. Za każdym razem przechadzając się po piętrze skazanych na dożywotnie pozbawienie wolności, obdarzał wszystkich skazanych pełnym pogardy spojrzeniem. Łapa rozumiał go, bo sam czuł odrazę do swoich współwięźniów, ale on, na Merlina, nikogo nie zabił! A na pewno nie tych, za których zamordowanie go posadzono. Nie był jednym z NICH!

Knot szybko się przespacerował między celami, zaglądając do nich, jakby oglądał egzotyczne zwierzęta. Dopiero przy „apartamencie” Syriusza zatrzymał się i ze zdziwieniem spojrzał na lokatora. Patrzył na Blacka, jakby nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Ten też przyglądał się gościowi – z bezczelnością. Nie miał nawet krztyny szacunku dla tego faceta w meloniku. Po krótkiej chwili jego wzrok padł na wystającego zza jego pazuchy „Proroka Codziennego”.

– Mogę pożyczyć? – spytał, wskazując na gazetę.

Oczy Knota rozszerzyły się z zaskoczenia.

– Słucham? – wydusił z siebie po chwili.

Syriusz wstał z siennika, który od lat służył mu za łóżko, i podszedł do okratowania. Z zadowoleniem stwierdził, że Minister Magii odrobinę się cofnął.

– Czy mogę pożyczyć gazetę – powtórzył powoli, jakby mówił do dziecka. – Chętnie rozwiązałbym jakąś krzyżówkę.

W tamtej chwili Syriusz oddałby całe swoje złoto ze skrytki u Gringotta za fotografa, który uwieczniłby minę Knota dla potomnych. Niestety w promieniu dobrych stu pięćdziesięciu kilometrów nie było nikogo z aparatem fotograficznym.

Po dłuższej chwili szoku Knot otrząsnął się i lekko drżącą ręką sięgnął za pazuchę i wyjął obiekt zainteresowania Blacka.

– Niech pan chwilkę poczeka – nakazał jeden z aurorów, wyciągając rękę w kierunku ministra. – Muszę to sprawdzić...

– Czy pan na głowę upadł?! – warknął na niego Knot. – Naprawdę myśli pan, że pomógłbym groźnemu mordercy w ucieczce?!

Auror cofnął się o krok, a jego na jego policzkach pojawił się rumieniec godny najskromniejszej panny.

Nie zwracając uwagi na aurora, swoją drogą całkiem młodego chłopaka, Knot wyciągnął gazetę w stronę Syriusza. Ten wziął ją bez słowa, kiwając tylko głową w podzięce i wrócił na swój siennik.

– Jeszcze to! – krzyknął za nim minister, wyciągając w jego stronę ołówek. – Czymś trzeba rozwiązać krzyżówkę.

– Dziękuję – powiedział Syriusz, jakby wbrew swojej woli. – Ale wie pan, czubek nie potrzebuje ołówka do pisania. Wystarczy wyobraźnia. A przecież tutaj, szczególnie na tym piętrze, siedzą same czubki. Przecież do Azkabanu nie wsadza się tylko dwóch rodzajów ludzi: normalnych i NIEWINNYCH.

Nie mógł sobie darować tej drobnej złośliwości. Wciąż nie był w stanie odpuścić tym z ministerstwa tego, że nawet nie zawrócili sobie głowy tym, żeby zrobić mu proces. Wolałby, żeby jakiś był, choćby ustawiony. Lepiej by się czuł.

Knot bez słowa poszedł dalej. Z dźwięków jego kroków Syriusz wywnioskował, że nie zatrzymywał się przy żadnej z cel.

Szczerze mówiąc, Black nie podejrzewał, że rzeczywiście dostanie od Ministra Magii gazetę. Mimo to był bardzo zadowolony, trzymając w rękach coś, co łączyło go ze światem zewnętrznym. Mógł sobie pozwolić na chwilę radości, bo w obecności gości z Ministerstwa Magii dementorzy nie powinni mu nic zrobić. Nie ośmieliliby się.

Ułożył się w miarę wygodnie na sienniku (o ile to w ogóle było możliwe) i spokojnie znalazł w gazecie stronę z krzyżówkami.

– Szkoda, że nie poprosiłem o autograf – mruknął pod nosem. – To by było coś – autograf Ministra Magii Korneliusza Knota prosto z samego piekła.

Zanim Syriusz skończył rozwiązywać łamigłówkę, delegacja z Ministerstwa Magii opuściła więzienny mury. Dementorzy od razu wkroczyli na wszystkie piętra i zaczęli przechadzać się pomiędzy celami, co i rusz „zaszczycając” swoją uwagą któregoś z więźniów. Black starał się możliwie najbardziej wyciszyć swoje emocje, żeby nie zwrócić na siebie ich uwagi. Nawet mu się to udało. Widocznie inni więźniowie, szczególnie ci siedzący od niedawna, byli bardziej zaaferowani wizytą najwyższych władz.

Po skończeniu krzyżówki Syriusz przekręcił gazetę na pierwszą stronę. Znalazł tam duże zdjęcie przedstawiające (jak głosił podpis) rodzinę Weasleyów. Black uśmiechnął się pod nosem rozpoznając w matce wesołej gromadki siostrę Fabiana i Gideona. Prawie nie zmieniła się, odkąd Syriusz widział ją na pogrzebie jej braci. Tylko skróciła włosy, trochę się jej przybyło w biodrach, no i dzieci urosły. Nawet bardzo urosły.

Już miał przejść na następną stronę, gdy coś zwróciło jego uwagę. Popatrzył dokładniej na fotografię rodziny Weasleyów. Na ramieniu najmłodszego synka siostry Fabiana i Gideona (Syriusz nie mógł sobie przypomnieć, jak kobieta ma na imię) dojrzał wyjątkowo znajomego szczura. W pierwszej chwili był pewny, że coś mu się przywidziało, ale przyjrzał się zdjęciu bliżej. To, co zobaczył całkowicie nim wstrząsnęło – szczur nie miał jednego pazura.

Nagle wszystko stanęło mu przed oczami: mugolska ulica, Glizdogon zarzucający mu, że to on jest zdrajcą, rzucone przez tego zdrajcę zaklęcie, które zabiło dwunastu mugoli… Widział… Po prostu WIDZIAŁ, jak ta szuja odcina sobie palec i zmienia się w szczura. Gdy to zobaczył, nie mógł powstrzymać się od śmiechu. To był histeryczny śmiech osoby, której zawaliło się całe życie. I tak znaleźli go aurorzy.

– Ty gnido – wyszeptał. – Ty przebrzydła gnido. Zdradziłeś Jamesa i Lily. Wydałeś Voldemortowi Fabiana i Gideona, a teraz żyjesz na garnuszku ich siostry.

Wczytał się w artykuł, po którym wcześniej tylko przebiegł wzrokiem. Jego przerażenie wzrosło, gdy dowiedział się, że pięcioro z siedmiorga siostrzeńców Prevettów (w tym ten najmłodszy chłopiec) idzie we wrześniu do Hogwartu. A tam przecież jest Harry!

– Nawet nie myśl o tym, żeby coś mu robić – wysyczał przez zaciśnięte zęby do szczura ze zdjęcia. – Dorwę cię, Pettigrew! Dorwę, choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu!

~ * ~

Zimno i głód – dwaj najwięksi wrogowie uciekiniera. Syriusz Black nie bał się ich, bo spędził z nimi dwanaście lat w Azkabanie.

Teraz, znajdując się z daleka od przeklętej wyspy i znajdującej się na niej twierdzy, czuł się o wiele lepiej. Żaden głód i chłody szkockich nocy nie były mu straszne, gdy nie czuł na swoim karku przerażającego oddechu dementorów. Z radością biegł przed siebie, rozkoszując się ziemią, którą czuł pod łapami. Od tak dawna przebywał za murami, że już zapomniał, jak pachnie wolność.

Rozkosz biegu i wolności bladła, gdy przypominał sobie o czekającej go misji. Chciał od razu dotrzeć do Pettigrew i go zabić, ale wiedział, że przed początkiem roku szkolnego na pewno mu się to nie uda. Przecież nie miał zielonego pojęcia, gdzie mieszkają Weasleyowie.

Z tego powodu skierował się na południe, by sprawdzić, co się dzieje z Harrym. Wiedział, że nie będzie mógł mu się pokazać, bo chłopak w najlepszym razie uważa go za zbiegłego mordercę. W najgorszym – za zbiegłego mordercę i tego, który wysłał jego rodziców na śmierć. Nie mógł dopuścić do tego, żeby Harry go zobaczył, ale to nie znaczyło, że sam nie mógł rzucić okiem na chrześniaka. Był ciekawy, czy młody Potter jest tak podobny do ojca, jak to się zapowiadało, kiedy był jeszcze niemowlęciem.

Była jeszcze jedna osoba, którą Syriusz chciał zobaczyć. Osoba, której był winien przeprosiny, chociaż wiedział, że słowo „przepraszam” jest niczym w porównaniu z krzywdą, jaką wyrządził jednemu ze swoich najbliższych przyjaciół. Niestety jemu też nie mógł się pokazać; nie tylko jako człowiek, ale też jako pies. Remus bez trudu zorientowałby się, kto przed nim stoi. I zareagowałby błyskawicznie – Black był pewny, że Lunatyk nie miałby cienia litości dla zdrajcy Zakonu i mordercy Glizdogona. Tym bardziej, że to przecież Syriusz skierował podejrzenia o szpiegostwo w stronę Remusa.

„Kiedyś mu to wyjaśnię”, obiecał sobie. „Jak prawda wyjdzie na jaw, przyjdę do niego na kolanach i będę błagał o wybaczenie. A Lunatyk najlepiej zrobi, jak da mi wtedy w pysk i wyśle do diabła. Na nic więcej nie zasługuję.”

Rozmowę z Remusem musiał jednak odłożyć na później. Najważniejszy był Harry i jego bezpieczeństwo. W końcu, na Merlina, był jego ojcem chrzestnym! Najwyższy czas, żeby się nim wreszcie zajął!

2 komentarze:

  1. Hej!
    Świetnie, że Syriusz uciekł z Azkabanu. Mam nadzieję, że rozdziały z jego perspektywy będą się często pojawiały 😄 Tak, Remus na pewno zareagowałby szybko. I właśnie dlatego zawsze dziwi mnie to, źe nie powiedział Dumbledorowi o tajnych przejściach do Hogwartu i o tym, że Black jest animagiem. Uwielbiam tę scenkę z gazetą. Dobrze, że po tym wszystkim umie jeszcze się śmiać, choć ten śmiech jest taki czarny, taki ponury, desperacki akt pozostania człowiekiem. Ciekawa jestem, czy coś pozmieniasz i postawisz obok Łapki jakąś panią...
    Pozdrawiam, Magdalene Sun

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej części Syriusz wyrośnie na jedną z głównych postaci, więc możesz być spokojna.
      Pani dla Łapki? Przyznam, że t bardzo ciekawy pomysł. Zastanowię się nad nim.
      Pozdrawiam

      Usuń

Obserwatorzy